♫
27 sierpnia 1972, wieczór
– Sauriel & Victoria –
Było dużo rzeczy, które chciała powiedzieć Saurielowi, ale pierwszą z nich były podziękowania – za to, że przyszedł, gdy go potrzebowała przy Astarothcie i że zebrał za nią ciosy, a z tego co miała okazję zobaczyć, Astaroth był silny. I zwinny. Te podziękowania musiały jednak chwilę poczekać, jako że w pierwszej kolejności byli umówieni na konkretną godzinę ze stolarzem jej polecenia – tym samym, który robił na zamówienie meble do jej mieszkania, a teraz przydałby się Saurielowi. Po tym, jak go odwiedziła i jak później wybrali się do parku, zanotowała sobie w glowie, żeby to załatwić, a poprzedniego dnia, gdy już było po pogrzebie, wysłała do czarodzieja sowę. Miał czas dzisiejszego wieczoru – i oto byli, dogadać wszystkie szczegóły. Rzecz jasna rolą Victorii było jedynie przedstawić sobie panów, a później to już tylko ładnie wyglądała i się uśmiechała, pozwalając Saurielowi powiedzieć wszystko, co tylko chciał, jak to sobie wyobrażał i co dokładnie potrzebował. I na ile było go stać. Oczywiście poinformował Sauriela, że musi do niego przyjść, pomierzyć wszystko i tak dalej – Victoria tylko się uśmiechała, wszelka decyzyjność należała do Rookwooda, ona jedynie umożliwiła to spotkanie i poleciła kogoś, kto wykonał (przynajmniej u niej) dobrą robotę w niedługim czasie. Magia była niesamowita, potrafiła przyspieszyć tak wiele… Naprawdę nie potrafiła sobie wyobrazić świata, w którym nie mogłaby jej używać.
Okolica, w której mieszkał czarodziej, była… hm… Niemalże wiejska. Niemalże, bo to nadal był Londyn, jednak jego obrzeża, gdzie nie było już pościskanych ze sobą kamienic, a normalne domy, mniej czy bardziej nowoczesne. Nie dziwiło, że czarodziej mieszkał w takim… z wyglądu starszym domu, większość czarodziejów z jakiegoś powodów wybierała właśnie takie. Na całej ulicy domy rozstawione nie były blisko siebie, były tu ogródki za drewnianymi płotami, ciągnące się dalej poza dom, zaczynały się pola i łąki… Szczekały psy, miauczały koty, gdzieniegdzie słychać było gdakanie kur czy pianie koguta, który zaganiał swoje stadko do kurnika, jako że mieli już wieczór. Szary, bo szary – ale nadal było jeszcze widno, jednak chmury uniemożliwiały przebicie się promieni słońca.
– Przejdziemy się? – zaproponowała, gdy już wyszli od stolarza i pożegnali się, niezależnie od tego, czy Sauriel jakoś się dogadał z rzemieślnikiem, czy jednak zrezygnował z jego usług. – To miły wieczór i okolica – było tu jakoś tak… swojsko. Ostatecznie Victoria wychowała się w Dolinie Godryka, gdzie było sporo mugoli posiadających gospodarstwo i pracujących na roli.