• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[27.08.1972] Niech to gęś kopnie | Sauriel & Victoria

[27.08.1972] Niech to gęś kopnie | Sauriel & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#1
22.02.2025, 12:34  ✶  

♫
27 sierpnia 1972, wieczór
– Sauriel & Victoria –



Było dużo rzeczy, które chciała powiedzieć Saurielowi, ale pierwszą z nich były podziękowania – za to, że przyszedł, gdy go potrzebowała przy Astarothcie i że zebrał za nią ciosy, a z tego co miała okazję zobaczyć, Astaroth był silny. I zwinny. Te podziękowania musiały jednak chwilę poczekać, jako że w pierwszej kolejności byli umówieni na konkretną godzinę ze stolarzem jej polecenia – tym samym, który robił na zamówienie meble do jej mieszkania, a teraz przydałby się Saurielowi. Po tym, jak go odwiedziła i jak później wybrali się do parku, zanotowała sobie w glowie, żeby to załatwić, a poprzedniego dnia, gdy już było po pogrzebie, wysłała do czarodzieja sowę. Miał czas dzisiejszego wieczoru – i oto byli, dogadać wszystkie szczegóły. Rzecz jasna rolą Victorii było jedynie przedstawić sobie panów, a później to już tylko ładnie wyglądała i się uśmiechała, pozwalając Saurielowi powiedzieć wszystko, co tylko chciał, jak to sobie wyobrażał i co dokładnie potrzebował. I na ile było go stać. Oczywiście poinformował Sauriela, że musi do niego przyjść, pomierzyć wszystko i tak dalej – Victoria tylko się uśmiechała, wszelka decyzyjność należała do Rookwooda, ona jedynie umożliwiła to spotkanie i poleciła kogoś, kto wykonał (przynajmniej u niej) dobrą robotę w niedługim czasie. Magia była niesamowita, potrafiła przyspieszyć tak wiele… Naprawdę nie potrafiła sobie wyobrazić świata, w którym nie mogłaby jej używać.

Okolica, w której mieszkał czarodziej, była… hm… Niemalże wiejska. Niemalże, bo to nadal był Londyn, jednak jego obrzeża, gdzie nie było już pościskanych ze sobą kamienic, a normalne domy, mniej czy bardziej nowoczesne. Nie dziwiło, że czarodziej mieszkał w takim… z wyglądu starszym domu, większość czarodziejów z jakiegoś powodów wybierała właśnie takie. Na całej ulicy domy rozstawione nie były blisko siebie, były tu ogródki za drewnianymi płotami, ciągnące się dalej poza dom, zaczynały się pola i łąki… Szczekały psy, miauczały koty, gdzieniegdzie słychać było gdakanie kur czy pianie koguta, który zaganiał swoje stadko do kurnika, jako że mieli już wieczór. Szary, bo szary – ale nadal było jeszcze widno, jednak chmury uniemożliwiały przebicie się promieni słońca.

– Przejdziemy się? – zaproponowała, gdy już wyszli od stolarza i pożegnali się, niezależnie od tego, czy Sauriel jakoś się dogadał z rzemieślnikiem, czy jednak zrezygnował z jego usług. – To miły wieczór i okolica – było tu jakoś tak… swojsko. Ostatecznie Victoria wychowała się w Dolinie Godryka, gdzie było sporo mugoli posiadających gospodarstwo i pracujących na roli.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#2
24.02.2025, 23:57  ✶  

Było coś niezwykle frustrującego w tym... wydarzeniu. W tym spotkaniu. Coś niezwykle przyjemnego. I irytującego. Oba na raz. Frustracja nasilała się przy rozmowach, bo konieczność wyjaśnienia stolarzowi, czego się potrzebowało, stała się nagle udręką pokazującą, jak z leniwego "dobry" przejść do "kurwa nie słuchasz mnie!". Ano - stolarz słuchał. Z wielkimi jak spodki oczami, tylko miał sam problem pozbierać myśli, bo niecodziennie odwiedzał go w pracy chodzący trup z miną, jakby zaraz miał ci odjebać łeb. W swoich przekonaniach nie mógł być dalszy i bliższy od prawdy zarazem - Sauriel nie odjebałby mu teraz łba! Przecież przyszedł tutaj z Victorią, to ona była taka miła, że tak szybko mu załatwiła spotkanie! Bardzo pomocne, bo pewnie by się trochę zbierał z tym, albo w końcu by nazgarniał jakichś gratów z domu jakiegoś nieboszczka... A bliski prawdy był dlatego, że groziłoby mu to, gdyby Victorii tutaj nie było. Jej obecność została też nieoceniona w kwestii bardzo prostej - znalezienia wspólnego języka. Czasem tłumacz z języka angielskiego na angielski był równie nieoceniony co dobre cygaro do whiskey. Nie żeby Sauriel szczególnie lubił cygara - były znacznie mniej poręczne od papierosów i leżały dobrze w dłoniach tylko wtedy, kiedy miałeś na sobie garnitur za milion dolarów. Inaczej były zwyczajnie smętnymi dodatkami mówiącymi o tym, jak bardzo chcesz być kimś - a kurwa nie możesz.

- UUUUCH... Jeszcze pytasz! - Frustracja. Wkurwienie. Może ulga? Nie, jeszcze nie. Ulga będzie, jak te meble się pojawią. Lecz - satysfakcja. Dokładnie było tak, jak Victoria o tym myślała - to była samodzielność. Bazgranie swojej historii po wszystkich kartkach i marginesach tylko dlatego, że się, kurwa, chciało! Że się mogło! Nie okazywał tego teraz, bo chwilowo był za bardzo sfrustrowany tym, że jednak to nie było takie proste, jak zakładał. Że pójdzie, powie, że mu mebli potrzeba - TAKICH PROSTYCH! I sprawa zamknięta. Pojawiło się tak wiele elementów, pytań, dopytywania o kolory... KOLORY! Jak to JAKIE KOLORY! W tamtym momencie załamał ręce i już szukał ratunku wzrokiem u Victorii. PASUJĄCE kolory, no jakie miały inne być! Ciemne! Ciemne kurwa jakieś, byle jasna dupa nie świeciła mu po oczach nocą... - Wali gównem. - Niuchnął, zmarszczył nos i rozejrzał się po okolicy. Więc sięgnął po fajkę, żeby sobie ją odpalić. - Niby swój smród, a jednak jakby inny. - Mruknął, błyskając w mroku wieczoru krańcem rozpalanego papierosa. - To mnie tu nie zgub, bo się inaczej zgubię. - Jak to filozofowie rzekli pewnego dnia. Nie to, że teraz - Z TELEPORTACJĄ, HA! Nie dotarłby do serca Londynu, ale bardzo byłoby to konfundujące.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#3
25.02.2025, 17:21  ✶  

Załatwiła to spotkanie tak szybko z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Sauriel nosiłby się z tym, jak typowy facet, tygodniami, zanim by się w końcu zebrał i zdecydował, że pora to załatwić, a po drugie, żeby nie zdążył się rozmyślić. I biorąc pod uwagę to dziwne napięcie i energię jaką emanował wampir – był to bardzo dobry ruch. Przypadkiem, bo nie to, że znała go na wylot, albo tak dobrze, żeby łatwo przewidzieć jego ruchy, co to, to nie – to wszystko wokół nich to było hm… ciągle powolne poznawanie, ciche docieranie się w miejscach, do których ją do siebie dopuszczał, a Victoria korzystała z okazji. Tak jak korzystała z niej na tym spotkaniu, po prostu siedząc sobie obok, śliczna jak laleczka, słuchając wymiany zdań dwóch mężczyzn i wtrącając się tylko, gdy wyczuwała, że zaraz będzie to eskalować bez żadnego konkretnego powodu. Pomagała to wyłagodzić, tak jak umiała i tam gdzie wiedziała, o co może chodzić, a potem znowu po prostu wracała do trybu delikatnego uśmiechu i duchowego wsparcia. Dopiero w trakcie tego spotkania dotarło do niej, że być może nigdy wcześniej Sauriel nie zamawiał własnych mebli, że ich nie wybierał w taki sposób, by były skrojone idealnie pod niego, że wcześniej robiła to za niego rodzina – a może mógł wtedy powiedzieć jedynie, ze „chcę ciemne” i takie mu załatwili, do tej jego piwnicy, i nawet ich przed tym nie obejrzał? To byłoby takie w ich stylu, prawda? W porównaniu do jego, jej życie było prawdziwym luksusem, gdzie mogła sobie wybrać to i tamto, potupać nóżką, kiedy bardzo czegoś nie chciała i przede wszystkim nikt jej nie zniechęcał do własnych pasji: gdy zajęła się ogrodnictwem, to jej ojciec nawet dumnie się uśmiechał, bo doskonale wiedział, że to będzie profitować, Lestrange mieli ogromny ogród rodowy, a poza tym zioła wykorzystywało się w sztuce warzenia eliksirów. Nawet Isabella się na to nie krzywiła, tylko po prostu pozwolili jej samodzielnie zająć się ogrodem ich posiadłości.

– No trochę – przyznała, kiedy sama mocniej pociągnęła nosem, po czym lekko się uśmiechnęła. No co jak co, ale naprawdę TO mu przeszkadzało? Chociaż na co dzień kręcił się po Nokturnie i pod nim? – I to ci niby przeszkadza? – upewniła się, zastanawiając się, jak mocno pociągnąć zaczepkę, albo gdzie raczej ją zakończyć. A potem uniosła brwi z pobłażliwością. – Mój drogi, gdybym chciała cię zgubić, to jest na to kilka dużo lepszych sposobów, niż zabranie cię do stolarza, a potem proponowanie ci wieczornego spaceru – czy to nie było oczywiste? No dobrze, dawniej nieraz go zostawiała samego bez słowa, gdy obrażona zamierzała się ulotnić, ale już dawno nie obraził jej tak śmiertelnie i bardzo, żeby chciała sobie od niego pójść. –  Jak tak się boisz, to tu mam rękę – uniosła dłoń i zamachała paluszkami, ot, taka tam zaczepka i prowokacja w jednym. Zawsze mógł ją złapać za dłoń… wtedy miałby pewność, że gdyby zechciała się nagle teleportować – to z nim.

Nie pytała póki co jak wrażenia po spotkaniu, bo widziała, że go wciąż nosi. Zapyta później, a póki co…

– Chciałam ci podziękować za wczoraj – powiedziała nagle, nie przyspieszając ani nie zwalniając tempa. – Za wszystko w zasadzie. Tamte zdjęcia były… Bardzo mi poprawiły humor, a potem to z Astarothem… Oberwałeś przeze mnie i bez słowa skargi – na moment tylko zamilkła i nabrała powietrza w płuca. – To wszystko bardzo dużo dla mnie znaczy, dlatego – dziękuję. Odwdzięczę się za to – i nawet miała już pomysł jak, tylko musiała znaleźć wolny wieczór… albo dzień, obojętnie, i wszystko przygotować.

Gdzieś w tle, oprócz spokojnych odgłosów życia, słychać było wysoki śmiech grupki, najwyraźniej dziewcząt, ale Lestrange nie zwróciła na to większej uwagi.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#4
17.04.2025, 11:51  ✶  

Uniósł jedną brew i spojrzał na Victorię. Ostatnio przyłapał się na tym geście i zastanawiał się, czy czasem nie przejął go od Josepha. Chwilowa myśl, bo nie - przecież to byłoby straszne! Nawet, gdyby taka była prawda to nie mógłby po prostu kiwnąć głową i przyjąć takiej rzeczywistości na swoją. On. On i Joseph - upodobnianie się do niego! Najpierw dostał klątwą własnego starego i stał się równie zgorzkniałym starcem, co sam Erik, a teraz miał... ugh. Na szczęście teraz był to odruch, a chociaż znów siebie samego na nim przyłapał to szybko ta myśl umknęła. Mogła się rozminąć z wieloma innymi, co gościły w jego głowie. Jak na przykład ta, że ta "urocza okolica" była obca, jakaś pusta i... w zasadzie niby czaił, co ludzie widzą w tej tonie zieleni, ale on się tutaj wcale nie czuł komfortowo.

- Ty może tak, a ja sądzę, że to idealny, skrytobójczy atak. - Jego ton nabrał przemądrzałej barwy, uniósł podbródek, odwrócił głowę. Łatwo było skrywać uśmiechy, kiedy "uśmiechałeś się wewnętrznie". W końcu swoje żarciki bawią najlepiej. Lecz nie, tym razem nie własny rozbawił najbardziej. Mógł się nie czuć niekomfortowo - to, co powiedział, było półżartem. Czuł się dobrze przy niej, niekoniecznie w tym otoczeniu. Bardziej ufał twardym skałom, nawet jeśli te mogły ci się zawalić na głowę, niż otwartej przestrzeni, gdzie ciągle trzeba mieć oczy dookoła głowy. Pierwsze zafrasowanie stolarzem mijało. Teraz jego uszy nasłuchiwały darcia japy jakichś kaczek, gęsi, czy chuj wie, co to za diabelskie dźwięki były. - O, zajebiście. Tego mi brakowało. - Pochwycił pokazaną dłoń. I... po prostu ją trzymał. Opuścił je w dół - te ich splecione palce. To chyba właśnie było romantyczne, prawda? Spacery pod światłem księżyca po bezdrożach, tylko ty, twoja ukochana i gęsi... gęsi?

- Spoko. - Wzruszył lekko ramionami, w jego mniemaniu nie było za co dziękować. Przecież by to zrobił tak czy siak, a pokazanie zdjęć... to za to w ogóle się dziękowało? Mógł się nad tym zastanowić. Wspólne spędzanie czasu, za które dziękujesz. Chyba też ma sens. W końcu ktoś nie musi ci poświęcać czasu, może go ograniczać, nawet jak poświęca, albo po prostu... nie być zbyt wylewnym. Te zdjęcia coś znaczyły. Były jednym z tych niby małych sekrecików. W końcu Sauriel wcale nie latał z aparatem wszędzie i nie świecił obiektywem przed każdym. Czy się krył? Ha... Czy on się krył ze swoim małym hobby... Kolejne dobre zastanowienie. O ile w swoim zwyczaju znajdzie czas i chęci na zastanawianie się. - Skoro ci poprawiłem humor to dobrze. - Zerknął na piękność lśniącą w mrokach nocy jak najjaśniejsza z gwiazd. Tylko na chwilę, bo zbliżający się, dziecięcy jazgot skutecznie odwrócił od niej jego uwagę. Ten jazgot i darcie się drobiu. - Ja pierdole, co tak skrzeczy i jęczy. - Burknął z niezadowoleniem, spoglądając na grupkę dzieci, która wpadła w sam środek gęsiego stadka i właśnie goniło jedno z nich z uciechą.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#5
23.04.2025, 20:51  ✶  

Nie wiedziała, że takie unoszenie brwi to coś, co w ostatnim czasie przejął od swojego wampirzego ojca. Był to gest tak szeroko powszechny, że go nawet nie utożsamiała ze starym wampirem, znała go też zbyt słabo i krótko, by móc to powiązać. Prawdą jednak było, że z kim przystajesz, takim się stajesz. Byliśmy sumą najbliższych nam osób. Przybieraliśmy od nich odruchy, powiedzonka, a z czasem nawet mówiliśmy coś unisono, czego jednak nie można było powiedzieć ani o Saurielu i Eryku, ani o Saurielu i Josephie, ani o Saurielu i Victorii. Być może dlatego, że Rookwood wolał milczeć i czasami coś tam mruczał sobie pod nosem, rzadko kiedy wyrzucał z siebie długie zdania. Nie rozstawał się ze swoimi myślami nazbyt tanio.

– Z mojej strony? – teraz to Lestrange uniosła wyżej jedną brew i zadarła głowę do góry. Oj nie, to nie był żaden skrytobójczy atak, głównie dlatego, że był on jak najbardziej jawny. Wielki atak na Sauriela – a raczej na to, by wyciągnąć go z domu i postawić przed faktem dokonanym: Saurielu, oto stolarz. Stolarz zrobi ci meble do pokoju. – Nikt by się na ciebie nie rzucił, nie jesteś samotną kobietą o zgranych nogach przechadzającą się w nocy w świetle latarni – dodała i lekko wydęła usta. Jeśli miałby to być skrytobójczy atak, to prędzej na nią, niż na niego. I nie w tej konfiguracji, gdy szli obok siebie, bo to automatycznie zmniejszało szansę na zaczepienie urodziwej damy na ulicy.

Pozwoliła czarnowłosemu dokonać decyzji względem tego, czy złapać ją za dłoń czy nie lub czy zaraz ją puścić i udawać, że tak naprawdę to był tylko żart. Nie oponowała, gdy jego palce przesunęły się i zaplotły z jej, nie była zresztą przy tym bierna i odwzajemniła gest, leciutko się uśmiechając. Serce zabiło jej mocniej, ale dopiero po chwili, gdy już ich dłonie były pomiędzy nimi opuszczone i szli sobie przed siebie. Skóra Sauriela była szorstka w porównaniu do niej, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Tak samo jak wampirzy chłód.

To było miłe i znaczyło, że wcale nie był taką bryłą lodu, że nie był obojętny na innych. To ich spędzanie czasu… Jak mogłaby za to nie dziękować, skoro miesiąc wcześniej mówił jej, że nic od niej nie chce, odsuwał ją, ograniczał kontakt, a dwa dni temu pokazał swój „album wstydu”. A gdy usłyszał, że jej partner zmarł, to tego nie olał i w dzień pogrzebu dostała cały plik zdjęć kotów z domu – na poprawę humoru. To nie mogła być osoba stracona dla świata.

Więc szła koło niego całkiem pogodna, pomimo trosk, które niosła caly czas na barkach, na które co i rusz dokładano cegły. Miała już w głowie plan, jak mu się odwdzięczyć za to wsparcie i ochronę, którą nią roztaczał; już kiełkowały w niej pomysły, jak stworzyć gęstą maść, która dopasuje się do koloru skóry Sauriela i skryje pod warstwą tatuaż, który tak mu oszpecał przedramię.

– Nie wiem co bym zrobiła… – gdyby nie ty, nie dokończyła, lecz odwróciła się za siebie, nie puszczając wcale dłoni Sauriela, na jego uwagę. – To chyba jakiś… nie wiem, kaczka? – tak wnioskowała po odgłosach i nawet przystanęła, zmuszając do tego również Sauriela.

Mrużyła oczy i wytężała wzrok w tym półmroku, zapadającej ciemności, gdy wtem zza otwartej bramy wybiegł… jakiś drób z kawałkiem szmaty na głowie i na oczach tak, że nie widział, gdzie biegnie. Gąsior skrzeczał przeraźliwie i bił skrzydłami w powietrze, jakby to mu miało dopomóc w brawurowej ucieczcie przed stadkiem dziewczyn, które go goniło. Victoria w pierwszej chwili też myślała, że to dzieci, ale nie, to były młode dziewczyny, choć już nie małe dzieci. Widok białego kaczora z przepaską na oczach tak zmurował Lestrange, że nawet nie przyszło jej do głowy, by salwować się ucieczką, gdy gęś biegła wprost na nich. – Uwa- – zdążyła tylko powiedzieć, bo gąsior najwyraźniej instynktownie wyczuł przeciwnika, którym okazał się drugi samiec w najbliższej okolicy i zaraz przy nich odbił się od ziemi na swoich błoniastych nóżkach, rozdziawił dziób i ugryzł Sauriela prosto w…


1- dłoń, 2- noga, 3- tyłek
Rzut 1d3 - 2


Dziewczęta zaczęły chichotać jeszcze bardziej.

– Wybrał! Gąsior wybrał! – dało się słyszeć krzyki i zaraz zaczęły się zbliżać do Auriela i Victorii, a kaczor po tym, co zrobił, zaskrzeczał dziko i ruszył dalej na oślep. – Przepraszamy! Strasznie przepraszamy! Miał nam wróżyć, a zwiał! – Victoria też by zwiała, gdyby ktoś jej zawiązał oczy i kazał „wróżyć”, a byłaby kaczką. –  Ugryzienie gąsiora oznacza szczęście w miłości! – krzyczy jedna z nich, na co Victoria uniosła wyżej obie brwi, mając wrażenie, jakby się właśnie przenieśli do jakiejś innej rzeczywistości. Mugole i te ich przesądy… – Wywróżył panu zamiast nam – kolejne chichoty.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (1811), Sauriel Rookwood (905)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa