• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[08/09/72] Kartkówka z BHP

[08/09/72] Kartkówka z BHP
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#1
24.03.2025, 00:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.03.2025, 00:06 przez Woody Tarpaulin.)  

—08/09/1972—
—SPALONA NOC—
Rejwach-ekipa w Rewjachu



Początek sezonu w Rejwachu zapowiadał się fantastycznie. Spójrzcie tylko na te majestatyczne czarne chmury zbierające się nad Londynem! Czyż jest coś, co głośniej krzyczy jesień niż porządna nawałnica i ochłodzenie pogody? Był to idealny moment, aby w pubie poszedł w ruch tradycyjny kocioł grzańcowy, który Tarp z Aseną wytachali z piwnicy w Lammas. Dzieci z całego kraju powyjeżdżały do Hogwartu, więc żadni tatusiowie (potencjalni klienci) nie musieli dłużej sprawiać w domu pozorów, że nie zachelwają mordy, a że na domiar tego był piątek, to bar zapełnił się wcześnie i tętnił życiem, kipiał gwarem, generalnie oddawał sprawiedliwość swojej nazwie.
W jednym z boksów pod ścianą siedział pan gospodarz niczym ojciec chrzestny z kotem na kolanach (Łachowi było wszystko jedno, gdzie śpi) i negocjował z jakimś petentem. Choć negocjował to duże słowo, bo korzystając z tego, że gość był nietutejszy, Woody pospolicie nawijał mu makaron na uszy, dwoił się i troił, żeby orżnąć go na biznesach, ile wlezie. Ani myślał schodzić z ceny i co rusz dorzucał coś do oferty, paplając z wprawą zawodowego marketera. Gdy porozumienie zostało osiągnięte, panowie uścisnęli dłonie, zachwycony Tarpaulin zaklaskał, zrzucił kota i wrócił za bar, aby tam z kolei patrzeć na ręce pracownikom.
Na zewnątrz podniosły się w międzyczasie jakieś krzyki, ale ledwo-ledwo przebiły się do głośnego baru. Nawet jak który przy drzwiach usłyszał je lepiej, to co to? Mało burd i darcia mord na Nokturnie dzień w dzień? Naturalny element krajobrazu.
Pogwizdując pod nosem skoczną melodię, Woody przeszedł jak gdyby nigdy nic do sprawdzania, czy kasa się zgadza, czy szklanki nie za czyste i czy przypadkiem przy którymś stoliku nie siedzą zakonspirowani Brygadziści. Wtem drzwi Rejwachu otwarły się zamaszyście i stanął w nich jakiś przypadkowy obdartus. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, kolejny ćpun, co się przyplątał; na jego twarzy odmalowany był jednak wyraz trwogi tak głęboki, że nawet Woody’ego na krótką chwilę zakłuł niepokój.
— Pali się! — zakrzyknął delikwent.
Gramofon zakrztusił się i umilkł, rozmowy jakby przycichły, za plecami Woody’ego pojawił się Enjorlas, który — korzystając z ciszy — zagrał kilka złowrogich akordów na lutni.
Du-du-du-dum.
— Aha. I co? Co my? Departament Katastrof? — Woody prychnął, wzruszając ramionami. — Gorzałą mamy ci ten ogień polewać? Panocku najdroższy, tak to nie zadziała — zarechotał.
Gramofon przełknął, cokolwiek go dławiło; wypuścił kolejną piosenkę. Ktoś się zaśmiał, ludzie wrócili do swoich spraw, ten i ów wstał zaciekawiony i podszedł wybadać apostoła złych wieści. Rejwach żył jeszcze kilka krótkich chwil normalnym rytmem. Apokalipsa czasem musi się postarać, żeby zwrócić uwagę codzienności.


piw0 to moje paliwo
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#2
25.03.2025, 11:39  ✶  
Nie było nic lepszego niż piątkowy wieczór spędzony w Rejwachu, akurat kiedy zaczynała się jesień. Zgodnie z założeniami, populacja miernych ojców zwiększała się i nawet nie było szkoda tych wszystkich podrośniętych gnojków, które łykały eliksir wielosokowy albo doprawiało sobie wąsy, żeby wypić prawdziwe, Nokturnowskie szczyny z poważnego baru. Ostatecznie gównażeria przecież zawsze wybierała monopolowy dwadzieścia metrów w dół ulicy, bo o wiele przyjemniej było im się zaszyć w jednej z pobliskich bram lub opuszczonych podwórek, bojąc się by w knajpie nie nakrył ich zbłąkany stary.

Teraz, nawet jeśli roboty było wprost proporcjonalnie do dnia, pory i nowego kwartału, uwijała się sprawnie i bez niepotrzebnej ślamazarności, chyba tylko dlatego że po drugiej stronie lady siedziała Nico i grały w warcaby. Sena namówiła ją do tego, chyba bardziej dla własnej uciechy i próby lepszej socjalizacji dziewczyny, a proste przestawianie pionków wydawała się wystarczająco prostą czynnością, by resztę przestrzeni między nimi wypełnić jakąś niezobowiązującą rozmową.

Trochę szydziła z kolekcji kapeluszy Tarpa, trochę chwaliła jego umiejętność robienia ludzi w wała, a trochę też chwaliła ostatnie popisy kulinarne Lewisa. I narzekała na szczuroszczety, panoszące się w piwnicy. Nic, co wyrywałoby się znacząco ponad normę, no może oprócz tego, że wybrała dla Keyleth najczystszą szklankę jaką miała na stanie (wyczyściła ją zaklęciem, zamiast półbrudną szmatą).

Jej uwagę od dziewczyny, i wznowionego panoszenie się Woody'ego, kiedy skończył swoje negocjacje, wreszcie oderwał dramatyczny głos, którzy przebił się nad gaworzący w Rejwachu tłum. Gramofon zakrztusił się, jak zawsze, a Enjorlas wykorzystał moment i szarpnął za struny lutni, też jak zawsze. Asena natomiast wykorzystała moment, kiedy Yako również obejrzała się na delikwenta, żeby zabrać z planszy kolejny już pionek i schować go do kieszeni.

- Pali! Cała ulica pali! Wiwern już...!

- Wiwern?! KURWA WRESZCIE! - podchwyciła nagle Greyback, jakby jej głowa zgrabnie ominęła tak samo dramatyczny ton jegomościa, jego panikę w głosie i subtelną nutkę strachu, którą wmieszał w zatęchły zapach Rejwachu.
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#3
25.03.2025, 13:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.03.2025, 13:32 przez Keyleth Nico Yako.)  
Świat Keyleth znajdował się w jej worku więc nie trzeba było na niego rzucać spaloną kością, świat Keyleth był całym światem, bo każda droga mogła być jej drogą.

Wszystko pływało, energia, życie, piwo wlewane do gardła. Było jej fajnie tu w Rejwachu, ale nie zmierzała tego głośno mówić, bo rudowłosa, biała jak córka młynarza Nico, której twarz przybrała teraz, była raczej milcząca kurwa mać przecież nie wiem nic o Hogwarcie, a teoretycznie właśnie skończyłam tę jebaną szkołę spalona twarz ale wszyscy mnie tu z niej znają więc już mówi się trudno.

Z resztą Nico to było imię, którego używała konsekwentnie dla wszystkich swoich przykrywek, żeby reagować na imię (oczywista sprawa) bez względu na to, czy jest się trzydziestoletnim hindusem, czy osiemnastoletnią irlandką, czy starym dziadem spod monopolowego. Jeszcze się tu nie znała z ludźmi na tyle, żeby chwalić się z tego czego matka ją nauczyła, ba! nawet nie widzieli jej w futerkowej formie, chociaż Key skłamałaby, gdyby powiedziała że nie fantazjowała sobie na temat robienia za żywy, futerkowy szaliczek na barkach Aseny gdy burczała na klientów.

Warcaby były jakieś pojebane i nie ogarniała zasad, zbyt płynnie przechodząc do odmiany tejżę gry, w którą bawiła się za dzieciaka. Ruchy pionków były inne, można było zabierać i dodawać je do planszy według zasad, które jej przychodziły z łatwością, ale nie do końca wiedziała jak je wyłuszczyć drugiej osobie no i ocywiście przecież, że grała w warcaby to takie proste.

Potem popatrzyła po ludziach, jak reagowali na ten cały pożar i widząc ogólne zobojętnienie i panującą wesołość pochyliłą się ku Aseny, która stanowiła dla niej ucieleśnienie szamanki, osoby wiedzącej wszystko o lokalnej społeczności:
- To... to normalne, że coś się pali? W sensie ee... sezonowe może? - ugryzła sięw język, żeby nie powiedzieć, że czytała o Wielkim Pożarze londynu. Moze mieli jakiś rytuał z tym związany, cykliczny, o którym już autor podręcznika zapomniał? Nie była w końcu specjalistką. Nie bała siętez, jeszcze nie no bo kurcze wszyscy dookoła jakoś byli tacy pijani weseli. I duch był śmieszny.

Odetchnęła głęboko i momentalnie napięła się.

Jej śliczne buzie otrzymała od matki, ale nieznany ojciec dał jej nos...
- Ale strasznie daje... daje z ulicy dymem wiesz. To na pewno nie z kuchni. - kojarzyłą zapach palonej trawy, którą mugole torturowali żeby było miejsce na pastwiska dla przerośniętych krów. Pamiętała tanzańskie pożary. Poruszyła się niespokojnie i spojrzała niepewnie na towarzyszącą jej kobietę.

Robin Hood
You died? Walk it off.
Brązowe włosy, przetykane słońcem, kolczyk w uchu i szeroki uśmiech. Jeansowe kurtki, tania woda kolońska i drobna budowa ciała (172cm). Czasami smugi sadzy pod oczami, pozostałości po niedokładnie zmytym kamuflażu.

Lewis McKinnon
#4
28.03.2025, 23:03  ✶  

— Oczywiście, że kurwa nie z kuchni! — krzyknął pan gumowe ucho, sam kucharz, szczerze niezainteresowany panikarskimi okrzykami. Co on był, jebana straż pożarna? Bumowcy? Ha tfu. — W życiu niczego nie przypaliłem!

To, rzecz jasna, było wierutne kłamstwo. Eksperymentalne flambirowanie czy zwykła nieostrożność wielokrotnie doprowadzały garnki Lewisa do czarnego dna, a nieudane potrawy nosiły w sobie nieprzyjemną gorycz węgla, której nie dało się w żaden sposób wyeliminować. Tym razem jednakowoż był całkowicie niewinny. Pojawił się w swoim fartuchu zawiniętym w pasie, brzydkiej koszulce polo w kolorze smutnej, spranej czerwieni, co mogło tłumaczyć pomysł o strażakach, w końcu Nokturn z mądrości nie słynął, w obu rękach niosąc miski z niewybrednym i najtańszym daniem Rejwachu, zupą na winie. Wbrew pozorom rzadko miała w sobie alkohol, pomimo nazwy. Była to bowiem zupa: co się nawinie, to do gara. Lepiej nie pytać jakim cudem zawsze wyglądała i smakowała tak samo, pomimo drastycznie różniących się składników, zależnie na co był sezon i przeceny na targu.

Położył miski klientom, którzy je zamawiali. Nie wiedział zupełnie o co chodzi, jaki pożar, ale jak tylko coś tam padło o Wiwernie, na jego twarzy pojawił się niecny uśmiech. To nie tak, że życzył komukolwiek, aby stała mu się krzywda, ale nienawiść do konkurencyjnej knajpy to nie był jedynie obywatelski obowiązek, ale również przyjemność.

— Ej, szefie, może jednak to gaszenie konkurencji gorzałą to twój nowy zajebisty wynalazek — palnął do Woody'ego, wracając za ladę, po drodze puszczając oczko do Nico i Aseny. Ktoś tu pracować musiał, ale widocznie panie wzięły sobie na serio postulaty Amerykanek o zgodę na własne konta czy coś. Coś tam w radiu paplali o tym, ale bardziej interesowało go filetowanie swojego obiadu niż jakieś wiadomości z poza kraju.

— Wszystko się pali! To koniec świata! — Do spanikowanych słów dołączyła druga osoba, która wpadła do Rejwachu, starsza kobieta, ściskająca dłoń na lasce, w moherowym berecie, mimo że dopiero zaczynało się robić chłodniej. Lewis miał teorię, że dzięki antenkom lepiej słyszały Boginię.

a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#5
08.04.2025, 12:33  ✶  
Niby pogroził Asenie palcem za oddawanie się w godzinach pracy grom planszowym, ale tej groźby nie dało się wziąć na poważnie, gdy towarzyszyło jej spojrzenie pełne uznania dla kobiecej obrotności. Grać i pracować, to już coś.
Gdyby natomiast zapachy spalenizny nawet pochodziły z kuchni, to nie pogardziłby Woody i takim daniem. Pociągały go w pewnym stopniu kotlety z warstewką węgla i zasuszone na amen frytki. Zupa na winie wyniesiona przez Lewisa owionęła go jednak standardową, niepodrabialną wonią. No jak nic musiało z dworu wionąć tym dymem, tym bardziej że kolejna osoba otworzyła drzwi i wpuściła nową porcję aromatycznej chmury. Woody spojrzał kątem oka na starą babę, ale jego uwagę odciągnęło magiczne słowo-klucz.
— Wiwern?! — Ta iskra w oku, ta nuta podniecenia w głosie, ta nieśmiała nadzieja. Wymienił wymowne spojrzenia ze swoimi współpracownikami, dzieląc ten wyjątkowy moment zjednoczenia w radości. — Te, te, te, synku, gorzałą? Hamuj się — skarcił Lewisa za te bluźniercze pomysły. — Oliwę z kuchni wyniosę i chlust, do ognia. Skończą się delikatesy, na oleju najtańszym będziesz smażył, po pięć razy.
Choć przyznać trzeba, że Woody nie miał pojęcia, czy smaży się u nich na oliwie i co dokładnie znajduje się w kuchni, która była królestwem niepodległym pod władaniem McKinnona. Dopóki się budżet spinał, mógł tam dzieciak kombinować, co chciał.
Ale do rzeczy: sprawę Wiwerna należało bezsprzecznie zbadać. W kroku pierwszym: przesłuchanie świadków. Wyszedł więc gospodarz do wzburzonej starowinki, skłonił się galanteryjnie, uchylił kapelusza i rzekł:
— Dobra matko, tylko spokojnie, bez nerwów. Senka, weź dobrej kobicie polej Mocnego Merlina na rozluźnienie, co? — Otoczył staruszkę ramieniem. — Pani jak szła, to widziała może, Wiwern faktycznie w og…? — Stęknął, gdy laska z zaskakująco dosadnym łupnięciem rąbnęła w czuba jego buta.
— Opoju ty! moczymordo jedna! z łapami precz! — Stara zaczęła smagać go wyzwiskami, odgrażając się laseczką. Na Nokturnie nawet babcie były jakby krwiożercze.
Tarp odstąpił od niej, unosząc ręce w pojednawczym geście. Wyklinając staruchę pod nosem, sam podszedł do drzwi i wystąpił przed lokal. Na zewnątrz rosła panika, ktoś gdzieś biegł, ktoś wychodził przed dom, ludzie wyglądali z okien, wśród okrzyków słychać było co chwilę trzaski teleportacji. U końca ulicy, zza zasłony wirujących popiołów, faktycznie jaśniało ogniem, lecz nie był czarodziej zdolny z takiej odległości ocenić, który to lokal. Czy Wiwern faktycznie, czy też nie. Obrócił się w drugą stronę: tam również błyszczały pierwsze płomienie. Jego myśli mimowolnie powędrowały ku słowom, które usłyszał od Morpheusa w zeszłym tygodniu: nadchodzą ataki i ognie, Dolina w ogniu. Nie chciał temu dowierzać w pierwszej chwili. Na litość boską, to Nokturn. Zaprószyć tu ogień… ach, nie byłby to pierwszy raz (w tym miesiącu) jak jakiś pijaczek próbujący się grzać przy kominku wsadził weń pelerynę i się zajęło wszystko dookoła. Lecz te popioły… spojrzał w górę. Czy z byle ogniska przywiałoby je aż tu?
Ktoś brutalnie przepchnął Woody’ego z powrotem do środka, próbując samemu dostać się do Rejwachu. Widać w pierwotnych odruchach niektórzy szukali poczucia bezpieczeństwa wśród ciasnego, spoconego stada. Tarp przedostał się za ladę, odzyskując rezon, który był wiarygodny tylko i wyłącznie dzięki jego wybornej sztuce kłamczuszenia. W jego głowie tymczasem kiełkowały coraz poważniejsze obawy.
— Hej, młoda damo. — Poklepał Nico po ramieniu. — Wracaj ty może do domu, co? Kocioł się zaczyna robić, co się tu będziesz męczyć. Gdzie pomieszkujesz? — Wiedział o niej tyle, co mu rzuciła przelotem Asena, i że ostatnich kilka dni widział młodą często u siebie. Pytań nie miał jeszcze jej okazji zadać, więc była w zasadniczej części zagadką. Zagadką o młodziutkiej, gładkiej buzi, która wyglądała jak ktoś, kto powinien wracać do swojego bezpiecznego, cywilizowanego kąta, jeśli Nokturnem miałby wkrótce zawładnąć chaos.
Na boku zaś podzielił się z Aseną swoją obserwacją wypowiedzianą przyciszonym (w miarę możliwości) głosem:
— Pali się, ale coś jest nie tak. Czuję w bebechu, że, cholera, coś się kroi. Pada popiołem, ogień z prawej, ogień z lewej. Tak nie wyglądają zwykłe wypadki.
Do pubu napływały kolejne osoby, a wesołość w nim panująca zaczynała przygasać pod falą niepokojów. Dawno w Rejwachu nie było takiego rejwachu.


piw0 to moje paliwo
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#6
10.04.2025, 01:55  ✶  
Chwilową radość z nieuchronnego upadku konkurencyjnej knajpy przerwały jej wątpliwości rudowłosej. Sena opuściła ręce, z pewnym zastanowieniem spoglądając na dziewczynę, bo tak po prawdzie nigdy nie zastanawiała się co właściwie jest normalne na Nokturnie. Czy pożary były? No ciężko było powiedzieć, zwykle wytłumaczenie - tu jest Nokturn - wystarczało w całości, bo każdy znał reputację tej ulicy i że czaiła się tutaj raczej szemrana klientela. Ogień może normalny nie był, ale nikt tu nie zwracał na niego uwagi póki nie zagrażał jego interesom, bo jeśli coś wspólnego mieli ze sobą bywalcy tego cudu półświatka to żeby interesować się sobą, swoimi problemami i swoimi interesami.
- Pociągnij noskiem. Tu zawsze trochę daje popiołem, prawda? - zapytała, za jakąś nadzieją że ta sugestia nieco Keyleth rozjaśni w głowie, bo tak samo jak oczywista dla niej była nieoczywistość tego miejsca, tak samo wiadome było z czym mogło się wiązać takie natężenie czarnej magii. Pytanie tylko pozostawało, czy Nico w ogóle coś w temacie robienia innym krzywdy wiedziała, ale to akurat stało na samym końcu wątpliwości jej starszej koleżanki.

- Potwierdzam. W życiu niczego nie przypalił - rzuciła, ale już z nieco nieobecnym spojrzeniem, skoncentrowanym nie na Nico czy samej kuchni, a na drzwiach prowadzących do lokalu. Ruda miała rację i Asena zdała sobie z tego sprawę, kiedy mocniej zaciągnęła się powietrzem, niczym węszący właśnie pies. Nie potrzebowała wrażliwego nosa Bonesów, żeby nieco szybciej podchwycić ze coś faktycznie było nie tak. - Podlewanie oliwą wyjdzie drożej - rzuciła jeszcze w miarę przytomnie, bo co jak co ale pieniądze musiały się zgadzać.

Pewnie nawet uśmiechnęłaby się głupio znad nalewanego alkoholu, widząc jak Tarp zostaje prawie obłożony laską, ale coś podskórnie nie pozwoliło jej się już tego cieszyć. Była trochę jak zwierzę, które strzygło uszami w poszukiwaniu niebezpieczeństwa, ale brakowało jej płochości, która świadczyłaby o tym, że gotowałaby się do ucieczki. Nie, Greyback próbowała być gotowa, ale do czegoś zupełnie odwrotnego.

Trochę niespokojnie spojrzała na Woody'ego i Keyleth, kiedy ten zwrócił się do niej. Pomysł z tym żeby wracała do domu wcale nie wydawał jej się najlepszy, ale może właśnie odzywała się w niej jakaś pieska potrzeba, żeby trzymali się razem. Wilczy instynkt, że wataha ma większe szanse na przetrwanie razem i łatwiej sobie z przeciwnościami losu poradzić wspólnie. Nie powiedziała jednak nic, wyślizgując się z roli rozgadanej, uśmiechniętej barmanki. Cofnęła się, zrównując z Tarpem i nachylając się do niego, kiedy to dzielił się z nią kolejnymi obserwacjami.
- Możemy przekierować część z nich na dół, żeby trochę rozluźnić tłok, ale myślę że jeśli faktycznie jest źle, nie pozbędziemy się tłumów na długo. Raczej więcej osób się nam tu ulęgnie, ale może to nie tak źle. Może dzięki temu ktoś pogasi ogień, gdyby do nas dotarł - wymruczała, rozglądając się mimowolnie po ludziach.


Open hand or closed fist would be fine
Blood is rare and sweet as cherry wine
fretka
uwaga - metamorfomag na gigancie! dość wysoka mulatka, 175 cm, 83 kg, kręcone czarne włosy, intensywnie zielone oczy

Keyleth Nico Yako
#7
11.04.2025, 17:55  ✶  
Coraz mniej ogarniała co się dzieje, więc siedziała cicho notując w pamięci o co powinna zapytać Asenę jak będzie mniej ludzi, chociaż szczerze powątpiewała, żeby zapamiętała całą listę pączkującą jak drożdżowe ciasto ugniecione rękami Lewisa. Gubiła koncentrację, szczególnie, że było coraz głośniej a zapach... zapach obecnie już był wystarczająco zmieszany, by mogła potwierdzić lub zaprzeczyć pytaniu Wilczycy. W Rejwachu zawsze był no... rejwach, ale teraz tak jakby zakotłowało się bardziej. Może to kwestia dnia tygodnia, może po prostu taki układ gwiazd. Ten cały pożar, niby normalna sprawa. Wypuściła z siebie powietrze wprawiając wargi w lekko niespokojny terkot, gdy próbowała na kimś z tłumu zawiesić oko jakkolwiek dłużej.

Wtedy podszedł do nich szef tego wszystkiego, mimowolnie się napięła (w takim dobrym sensie, to było napięcie pełne gotowości), bo mało było męskich figur w jej życiu, ale trzeba było przyznać, że kiedy pierwszy raz zamienili ze sobą słowo, to zapytała od razu, czy pan Woody był może 20 lat temu w Afryce (och bo tak słyszałam, ktoś wspominał, że Pan podróżował - skłamała bez mrugnięcia okiem bo przecież Nico Z Edynburga nie miała nic wspólnego z Tanzanią). Niestety nie był, co przyjęła ze smutkiem, szczęśliwie nie czyniło go to martwym, więc zwyczajnie cieszyła się jego obecnością gdzieś w okolicy. Podobnie było i teraz, a zrobiło jej się szalenie miło gdy się o nią zmartwił (o nią! Nikomu innemu tak nie powiedział!) i zalecił, że ma iść do domu. Nie miała serca mówić mu, że hehe to byłby kawał drogi (do hehe Edynburga oczywiście), czy też że jej worek jest za mały, żeby ją pomieścić. Czy coś. Zamiast tego skinęła posłusznie głową i podziękowała Asenie za grę. Zajrzała jeszcze do Lewisa (wcale nie po to, by zwędzić mu kawałek sera). Pomachała mu ręką i obiecała, że jutro zajrzy (oczywiście, że zajrzy, jak można było nie zajrzeć, skoro się mieszkało prawie, że na stałe od kilku dni w ścianach tej pięknej tawerny z brakiem dostępu do morza?).

Potem wróciła na salę, przypilnowała, żeby wszyscy byli zajęci sobą i rozmawianiem i nie patrzeniem na nią. Narzuciła płaszcz (obowiązkowo głęboki kaptur! Zupełnie jak sąsiedzi knajpy!) na siebie i worek. Te rude włosy, może to nie był taki dobry pomysł, żeby koniecznie być rudym? Lubiła jakoś się wyróżniać z tłumu, ale lepiej byłoby się absolutnie nie wyróżniać. Może warto byłoby przyjść tutaj jednak kiedyś Keyleth? Ale czy Lewis by ją polubił tak samo jak lubił Nico? A Asena? Poczuła zazdrość o samą siebie (matka zganiłaby ją bardzo za takie postrzeganie świata, ale tutaj w Anglii wiele rzeczy było inaczej niż pośród wrzącej sawanny) i wysmyknęła się na piętro, aby wyhaczyć odpowiedni moment i pozwolić płynąć ciału, pozwolić płynąć materii, pozwolić płynąć samej sobie i podjąć próbę przemiany w szczu... eee... znaczy we fretkę. Bardzo ładną zgrabną freteczkę, której na czole niezmiennie kręcił się pojedynczy loczek, odbicie posiadania przez samą Key burzy loków. Jeśli by się jej zaś udało, od razu czmychnęłaby w wydeptanej ścieżce do pokoju pana szefa. Jego ciśnięte gdziekolwiek bądź ubrania był zawsze przyjemnym miejscem na drzemeczkę.

Transmutacja III - próba przemiany we Fretkę, przewaga Animag.
Rzut Z 1d100 - 74
Sukces!
Robin Hood
You died? Walk it off.
Brązowe włosy, przetykane słońcem, kolczyk w uchu i szeroki uśmiech. Jeansowe kurtki, tania woda kolońska i drobna budowa ciała (172cm). Czasami smugi sadzy pod oczami, pozostałości po niedokładnie zmytym kamuflażu.

Lewis McKinnon
#8
15.07.2025, 14:18  ✶  

— Kurwa, a fryturę niedawno wymieniłem, bez sensu — jęknął pod nosem Lewis. Stary, śmierdzący olej, na którym smażyli frytki, panierowane ryby, klasyki brytyjskich budek i lokali ludzi pracy, jak oni, tanie dania z głębokiego tłuszczu z konkretnym posmakiem, który Lewis nazywał specjalną przyprawą, niestety wylądował kilka dni wcześniej w ścieku, więc nie mógł służyć za paliwo dla pożaru jedzącego konkurencję. Myślenie takie było złośliwe, ale Lewis ostatecznie wolałby żeby komuś po prostu nie wyszło jakieś zaklęcie podgrzewające niż rzeczywiście pożar, bo co jak co, ale umiał dodać dwa do dwóch. Ciasnota Nokturnu, prowizoryczne łatanie wszystkiego co się nawinęło, średniej jakości zaklęcia transmutacyjne i nagle po kolei będą zapalać się od siebie kolejne budynki, jak zapałki w paczce.

Wrócił za ladę, bardzo mocno zaniepokojony doniesieniami, które przyniósł Tarp. Zniknął na dłuższą chwilę w kuchni, aby zacząć napełniać wodą garnki na zupę, wielgachne brytwanny i  jeszcze większe balie do wekowania, które używał do swoich zimowych kiszonek. Nigdy nie wiadomo, co będzie się działo, a mogło przecież jej zabraknąć i co wtedy? Ludzie w strachu często kryli się właśnie pośród innych swoich, co było absolutnie normalne. Lewis poczuł zew swojej natury.

Wyszedł z zaplecza, szmatka przewieszoną przez ramię, krok sprężysty. Był w ten młodzieńczy sposób zajebiście gotowy do pracy, jakby wstąpiła w niego moc ludu, socjalistyczny duch zjednoczenia w kryzysie, aby wyciągać przyjazną dłoń do bliźniego dlatego, że tak trzeba, a nie dlatego, że ktoś mu za to płaci.

— Szefu, jakieś rozkazy dla kuchni? Bo zakładam, że normalną obsługę zamykamy? Bardzo źle to wygląda, jesteśmy w ryzyku?

Pomysł Aseny był bardzo dobry, piwnice były zimne i nie paliły się tak łatwo, jak reszta budynku, gdyby Rejwach również zaczął łapać ogień. Trochę liczył, że Tarp jednak nie był takim dusigroszem i sypnął na jakieś magiczne ochronki, chociaż chuj go tam wiedział. Równie dobrze knajpa mogła trzymać się na dobrą wolę pracowników i brud z podeszw klienteli. Najwyżej będzie naciągał swoje umiejętności magiczne, jak za małe gacie na dupę, próbując ochronić swoje miejsce pracy.

Zauważył, że Nico zniknęła, miał nadzieję, że czmychnęła poza Nokturn, spędzać czas przyjemnie nad Tamizą, poza skwarkami płonących budynków. Następnego dnia koniecznie będzie musiał sprawdzić, jak to jest z tym Wiwernem i wprowadzić do menu nową zupę. Wędzony Wiwern. Albo kasza ze skwarkami z Wiwerna albo... Pomyśli jeszcze.

a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#9
03.08.2025, 22:06  ✶  
Oczywiście puste były groźby polewania Wiwerna czymkolwiek, za co Woody zapłacił i nie było jeszcze do szczętu zużyte. Skąpstwo było większe niż zawiść. Na front konkurencji mógłby Tarp iść w porywach się odlać, w ramach sąsiedzkiej przysługi przeciwpożarowej.
— Nigdy niczego nie przypalił? Nigdy? — Zmrużył podejrzliwie oczy, bo choć faktycznie nie przypominał sobie konkretnego przypadku spalenia jadła na kuchni Rejwachu, coś nie chciał temu dowierzać. Zbyt piękne, aby było prawdziwe. — A zawsze powtarzam, żeby nie wywalać dobrych rzeczy. Nigdy nie wiesz, kiedy się co przyda. — Załamał ręce nad wywaloną fryturą. Tarpaulin był tym typem starego, który chomikował w garażu, czy też w tym przypadku w piwnicy, najbardziej bezużyteczne przedmioty, jakie tylko człowiekowi przychodziły do głowy. Krzywo docięte kątowniki, pęknięte wiadra, dziurawy polar roboczy… to czemu Lewis nie miałby pójść w jego ślady i nie trzymać starego oleju, przeterminowanego żarcia… Nigdy nie wiesz… (zawada Zbieracz, proszę państwa)
Nie przyszło mu do głowy, że rudowłosa Nico nie ma swojego bezpiecznego kąta w Londynie. Że przyjechała z Edynburga, to wiedział, ale nie był wybitnie głęboko wtajemniczony w jej sytuację i jakoś naturalnie założył, że zatrzymała się u kogoś — dalszej rodziny, przyjaciółki, w tanim hostelu na Horyzontalnej? I teraz rach-ciach teleportuje się do tego lokum i będzie bezpieczniejsza niż w spelunie pełnej napierdolonych zakapiorów. Gdyby wiedział, że jest tu bezdomna, w życiu nie zasugerowałby jej wychodzenia na zewnątrz i kazał trzymać się blisko kogoś z załogi. Co zresztą rzeczywiście uczyniła, jak się później okazało.
Został tymczasem ze swoją świtą i musieli ustalić jakiś plan. Chociażby najogólniejszy, choć łatwe to nie było, biorąc pod uwagę, że żadne z nich do końca nie wiedziało, co się dzieje. Woody zamierzał w pierwszej kolejności stan ten zmienić: zasięgnąć języka tu i tam, zobaczyć, jak wygląda sytuacja poza ich własnym podwórkiem.
— Pewnie, puszczajcie ludzi na dół, byleby któreś z was od czasu do czasu kontrolowało, co tam wyczyniają. I ktoś musi najpierw iść wyłapać szczury, gdzieś je zamknąć — przypomniał sobie o maskotkach Rejwachu, które niechybnie tłum puszczony na piwnicę by stratował. Woody popatrzył po zgromadzonych: byli wśród nich ci porządni i ci… mniej. Tłum o takiej koncentracji zawsze niósł straty na miarę dzikiego stada bydła, a co dopiero tłum Nokturniarzy. Tarp był niemal pewien, że już przed chwilą gdzieś na sali trzasnęły o podłogę kufle trącone przez jakiegoś roztargnionego, nerwowego klienta. A jeśli jeszcze zaczną sobie w tych nerwach skakać sobie do gardeł… — Zamknij obsługę, jeśli tak uważasz. Generalnie trochę okowitki może pomóc na nerwy, ale nie rozpijajcie ludzi do poziomu… ślepego mordobicia, bo ich nie opanujemy. Jakby się sytuacja wymknęła spod kontroli, to zwiewajcie do mnie. Drzwi są zabezpieczone, nikt was tam nie sięgnie, o ile ogień do nas nie wejdzie.
Czy był dusigroszem, który pożałował na zabezpieczenia? Ymm, no, ochrony przed ogniem jako takiej nie mieli, ale bardzo się żarliwie z Aseną latem modlili o Boską przychylność do woskowego artefaktu fallicznego. Mieli więc polisę w niebie…?
— Popiół był wszędzie jak okiem sięgnąć i, nazwijcie mnie wariatem, ale dawno nic mi tak nie capiło czarną magią. Uznałbym, że wszyscy jesteśmy w grupie ryzyka. — Mówił to poważnie, nie siląc się na klaunią minę do złej gry. — Pójdę zobaczyć, jak sytuacja wygląda dalej. Może popytam tu i tam. Powinienem wrócić za… — Zastanowił się chwilę. — Godzinę?


piw0 to moje paliwo
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#10
05.08.2025, 04:29  ✶  
- Nigdy - odpowiedziała lekkim tonem. - Przynajmniej sobie nie przypominam, a ty? - uśmiechnęła się do niego wesoło, bo widziała za jego spojrzeniem, jak szuka odpowiedzi na to pytanie. Jeśli Lewis coś kiedy przypalił to z miejsca zostało to odesłane w niepamięć, bo przecież nadrabiał każdym innym razem, kiedy robił przepyszne rzeczy. Z resztą, nawet przypalone się nie marnowało, bo w lokalu ich kategorii wszystko miało rynek zbycia. Więc to nie tak, że że zwęglone skwarki wylądowałyby w koszu.

Odprowadziła jeszcze Nico trochę niepewnym spojrzeniem, bo jej wewnętrzna starsza siostra czuła potrzebę, żeby mieć ją pod ręką, ale jej uwaga szybko przeskoczyła na coś innego. Dziewczyna więc mogła z łatwością udać się na piętro i tak przeczekać ten cały... rejawach.
- A one nie są w schowku? - przekrzywiła lekko głowę, szukając w głowie jakiegokolwiek konkretniejszego wspomnienia. Szczury jednak tak bardzo zajmowały zwykle jej myśli, że wcale, bo nie przeszkadzało jej czy były zamknięte, czy luzem czy może w drugiej piwnicy. - Nie ważne. W każdym razie, zrobi się. I będzie sprawdzać i nie będzie trzeba przejmować szczurami - pokiwała pewnie głową. Woody miał jednak rację, jeśli maskotki biegały luzem, trzeba było je ograniczyć i nawet nie dlatego że popsułyby im reputację - knajpy na nokturnie posiadały gorsze rzeczy niż szczury - ale tłum zestresowanych i pijanych ludzi mógł im zwyczajnie zrobić krzywdę.
- Nie mamy jakichś kropli nasennych? - szepnęła, pochylając się do Tarpa. - Wyciągnąć kocioł na wino, wlać do niego wodę, żeby niby mieli co pić, ale wmieszać do tego uspokajające, żeby się nie awanturowali? - zasugerowała, chociaż nie była pewna czy w ogóle mieli takie możliwości. Zgadzała się jednak, ze nie powinni im polewać nieprzerwanie alkoholu, bo skończy się to zwyczajnie źle. Atmosfera tężała, ludzi przybywało, a alkohol wcale nie działał rozluźniająco po przekroczeniu pewnej granicy - która oczywiście że dla każdego była inna, bo inaczej byłoby za prosto.

- Czuć coraz bardziej ten smród - popukała się palcem w nos, odnosząc się do czarnej magii widzącej w powietrzu. Jej nos nie miał czucia wręcz zwierzęcego, ale był wystarczająco czuły by wyłapać tak oczywistą zmianę otoczenia i nie był tego w stanie przykryć ani zapach alkoholu, ani kwasowość potu. Było niepokojąco i wszystko wskazywało na to, że zrobi się zwyczajnie źle. - Lewis, nie zmykałabym samej kuchni. Niech mają co jeść, zetniemy za to alkohol. A jak będą jeść to nie będą aż tak narzekać, że nie ma procentów do picia. Może być? - zerknęła jeszcze kontrolnie na McKinnona. - Za godzinę. Ale jak nie wrócisz za godzinę, to pójdę cię szukać. To groźba - pogroziła jeszcze Tarpowi palcem, niby to poważna, ale mimo wszystko uśmiechnęła się na koniec.


Open hand or closed fist would be fine
Blood is rare and sweet as cherry wine
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Asena Greyback (1214), Woody Tarpaulin (1626), Lewis McKinnon (715), Keyleth Nico Yako (1515)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa