• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[7.09.72] I'm Going Slightly Mad [Robert & Odysseus]

[7.09.72] I'm Going Slightly Mad [Robert & Odysseus]
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#1
05.04.2025, 15:43  ✶  
Od spotkania z Dziewczynką z Zapałkami spał może łącznie z pięć godzin. Obie noce zarwał niemal zupełnie, przewracając się z boku na bok i przeklinając świat, który zdawał się obracać przeciwko niemu. A może to właśnie on nagle przestał wpasowywać się w świat? Czy przeznaczone było mu stoczyć się w otchłań szaleństwa? Nie. Nie mógł sobie na to pozwolić. Był Crouchem, do jasnej cholery! Przedstawicielem najbardziej statecznej, trzeźwo myślącej, rozsądnej rodziny ze wszystkich. Musiał ukrócić to, zdusić swój fatalny stan w zarodku, zwalczyć szaleństwo, jak antybiotyk zwalczał chorobę.

Tego dnia napisał list do Enid. Przekazał córce, że wszystko było u niego w porządku i że za nią tęsknił. Wszystko w ogólnikach, które idealnie wyrażały, jak puste było jego życie (poza spotkaniami trzeciego stopnia, o których wolał nie wspominać). Wreszcie wysłał list i teleportował się do niemagicznego Londynu, gdzie ponoć gabinet miał niejaki Odysseus Fawley. Tak naprawdę natknął się na jego ogłoszenie w Proroku. A jako, że Robert nie chciał – nie daj, Matko – być widziany nigdzie w pobliżu Lecznicy Dusz, uznał, że umówi się do magipsychiatry prywatnie. Liczył zresztą na szybką pomoc. Żadnych przygłupich terapii, tłumaczenia się z własnej niedoli. Chciał powiedzieć, co mu dolega i otrzymać odpowiedni eliksir. Jak to bywało u lekarza.

Już dużym plusem była dzielnica, w której mieszkał Fawley. Robert uwielbiał mugolski Londyn, ich reklamy, afisze, sklepy, modę, jeżdżące po ulicach samochody. Myślał sobie czasem, że dobrze by było być mugolem. Urodzić się w otoczeniu tej ich techniki, podróżować metrem i autobusami, żyć sobie bez świadomości, że istniały siły nadprzyrodzone. Tym ludziom było łatwiej, lepiej. Żyli w społeczeństwie o wiele lepszym niż to czarodziejskie. Bardziej rozwiniętym i sprawniej zorganizowanym. Robert miał czasem wrażenie, że oni, zapewne przez konieczność związaną z brakiem dostępu do łatwych, magicznych rozwiązań, wszystko sobie lepiej przemyśleli. Nawet jak wymyślali sobie głupoty takie jak utrzymywanie monarchów za pieniądze podatników.

Domy w okolicy były eleganckie, schludne. Może nawet lepsze niż te na Pokątnej... Robert myślał kiedyś, by zamieszkać właśnie w niemagicznych okolicach. Tyle, że ojciec mu to wyraźnie odradził, mówiąc, że ściągnie tym na siebie skandal. Społeczność czarodziejska z niechęcią patrzyła na przedstawicieli czystokrwistych rodów w dzielnicach niemagicznych. Szczególnie, gdy ci byli sędziami Wizengamotu. Ojciec miał rację, jak zresztą zwykle. Lepiej było mieszkać na Pokątnej. I tak miał wygodną kamienicę, a nawet mały ogródek i balkon. Nie każdy mógł sobie na to pozwolić.

Znalazł odpowiednie drzwi i zadzwonił domofonem do odpowiedniego mieszkania. Kiedy zaś został wpuszczony, wszedł po schodach na odpowiednie piętro. Minął po drodze mugolską starszą panią, która popatrzyła na niego podejrzliwie. Powiedział jej oczywiście "dzień dobry", jak to mieli w zwyczaju porządni mugole. Był przecież ubrany bardzo gustownie, nie miał nic, co wyróżniałoby go jako czarodzieja. Ale cóż... starsze panie wiedziały swoje...

Kiedy znalazł się pod odpowiednimi drzwiami, zapukał śmiało. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, ale starał się nie zdradzać oznak stresu. Pamiętał list Fawleya o dość oschłym tonie. A może miał paranoję i tak to odczytywał? Nieważne zresztą. Chodziło o dostanie odpowiedniego eliksiru. Nieważne było, czy lekarz był miły, czy nie, tylko, czy znał się na rzeczy.
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#2
05.04.2025, 17:56  ✶  
Niebo nad Londynem przypominało zmęczoną, siną skórę martwej istoty, bo bure oraz zbite chmury wystarczająco tłumiły światło słoneczne. Dla Odysa był to dzień doskonały. W takich warunkach bowiem umysły pękały szybciej. Nieco łatwiej. Już dwóch klientów wyszło od niego z ulgą. A może z pustką, pomyślał, czasem jedno i drugie było tożsame. Miał jeszcze jedną osobą zapisaną na siódmego, a kiedy po raz pierwszy zobaczył nazwisko Crouch w korespondencji, uniósł brwi wyżej niż zwykle i utkwił spojrzenie w pergaminie o chwilę za długo. Wizengamot. Nazwisko stare, rodzina zatwardziała. Fawley miał już do czynienia z wyższymi sferami, którzy oficjalnie potępiali jego metody, a nieoficjalnie rezerwowali terminy z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
— Pan Crouch jak mniemam? — odparł powoli. Czarna i smukła sylwetka prześwidrowała Roberta wzrokiem już w progu jednym precyzyjnym cięciem. Dobrze ubrany. Zadbany. Elegancki, ale twarz i zmęczenie wypisane na twarzy krzyczało samo za siebie. Tacy byli czasem najgorsi. Tacy co wyglądali dobrze. Odys natomiast uśmiechnął się profesjonalnie, nienagannie. Rekonstrukcja ludzkiego gestu.
— Proszę wejść — otworzył szerzej drzwi. Mężczyzna był ciekawy co zobaczył Robert Crouch, kiedy Odyseusz otworzył mu drzwi? Czy w tamtym momencie wiedział, że był o centymetr od własnej zagłady?
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#3
05.04.2025, 21:14  ✶  
Uśmiechnął się do terapeuty, który właśnie otworzył mu drzwi, choć jego pierwszy instynkt, nie wiedzieć czemu, mówił: „uciekaj". Tak jakby Fawley był jakąś istotą z innego porządku, jak Dziewczynka z Zapałkami lub dziwaczna pozytywka. Jakby przybył do ziemskiego świata z podziemi niczym niespokojna dusza. Matko, chyba dlatego Robert potrzebował pomocy. Przychodziły mu do głowy jakieś kompletne bzdury.

— To ja — potaknął ze swoim profesjonalnym uśmiechem. — A pan to Odysseus Fawley, tak?

Wszedł do mieszkania, gdy mężczyzna go zaprosił do środka. Można rzec, że wnętrze przypominało nekropolię. Choć, jakby mu się przyjrzeć... w ogóle jej nie przypominało. Był to ten abstrakcyjny klimat, który towarzyszył również właścicielowi. Czuło się go pierwotnie, potem wrażenie mijało stłumione przez logiczne myślenie. Robert odrzucił i to uczucie. Pewnie było spowodowane stresem i paskudnym samopoczuciem.

— Muszę być z panem szczery: nigdy jeszcze nie byłem u magipsychiatry — przyznał na wstępie. — Nie wiem, w jaki sposób będzie wyglądać cała ta... procedura. Właściwie, to potrzebuję tylko czegoś na złagodzenie stresu. Wie pan, taka praca — zaśmiał się. Znowu to robił, wkładał maskę. Nie potrafił być szczery nawet przed lekarzem. Może pod tym względem sprawy związane z psychiką były trudniejsze nawet od tych fizycznych. Strzaskane wewnętrzne o wiele łatwiej było ukryć przed światem.
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#4
05.04.2025, 22:29  ✶  
Skinął głową, a gdy Crouch wszedł do środka, zamknął za nim drzwi bezszelestnie. Następnie ruszył w głąb swojego mieszkania. — Tu nie obowiązują procedury, tylko potrzeby. A te bywają nieoczywiste. Proszę się nie krępować — odpowiedział spokojnie.
Wbrew wrażeniu mieszkanie nie przypominało nekropolii. Było przestronne, czyste i całkiem luksusowe. To ostatnie nie epatowało jakoś przesadnie, raczej czaiło się w tkaninach oraz stonowanych barwach. Zaprowadził go oddzielonego od reszty pokoju, który Odys lata temu przeznaczył na jeden cel. Pośrodku stała niska ława, a na niej karafka z wodą i dwie szklanki. Gestem zaoferował zieloną kanapę, która stała pod ścianą, a sam usiadł naprzeciw niego w fotelu obitym podobnym ciemnym welurem.
— Stres często przychodzi przebrany za coś innego. Bezsenność, rozdrażnienie, lęki, halucynacje. Światło, które migocze za długo. Twarze, które zdają się coś przypominać. Lub zapach ziemi w miejscu, gdzie nie powinno jej być — zamilkł na moment. Głos miał miękki. Nawet można by rzecz kojący jak na kogoś kto zanurzał paznokcie w mokrej glebie w momentach paniki, a wmawiał sobie, że znał granice ludzkiego rozkładu. Obserwował bez cienia oceny i rejestrował nie to co powiedział, ale to co przemilczał. Miękki nerw ukryty pod skórą. Puls. Pęknięcie. Fawley nie odwzajemnił gestu rozbawienia, przynajmniej nie od razu. Jeśli Robert Crouch rzeczywiście balansował na granicy, to Odys wyczułby to wkrótce. Śmiech był ostatnim bastionem obrony przed czymś co drapało od środka.
— Jeśli życzy sobie pan eliksiru, mogę przepisać eliksir. Ale to nie jest apteka. I nie jestem uzdrowicielem z Pokątnej. Pracuję z rzeczami, które trudno nazwać. I które nie znikają po wypiciu jednej fiolki — nie był uzdrowicielem, nie wydawał zwolnień. Pracował z tym, czego ludzie nie potrafili nazwać i tym co gniło za oczami, gdy gasły światła. Ale na razie jego klient nie musiał tego wiedzieć. — Więc zadam tylko jedno pytanie na początek, panie Crouch. Nie po to, aby osądzić oczywiście, ale żeby zrozumieć — pochylił się nieco do przodu. — Co takiego wydarzyło się ostatnio, że uznał pan, że to coś… Więcej niż zwykły stres?
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#5
06.04.2025, 19:06  ✶  
Ach tak: miał położyć się na leżance, powiedzieć o tym, co go trapiło... Było to tak oczywiste, niemal stereotypowe. Zresztą czego innego się spodziewał? Ze Fawley rzuci na niego jakieś zaklęcie i mu przejdzie? A może jeszcze lepiej? Przecież psychiatra mógłby podłączyć go do jakiejś nieziemskiej maszyny i jak w mugolskich filmach, razić go błyskawicami, aż ból przepędziłby wszelkie złe myśli.

Usiadł na zielonej leżance. Starał się wyglądać na wyluzowanego, choć w tym celu musiał położyć sobie dłoń na kolanie, ustabilizować je, by nie latało tak jak zwykle, gdy się stresował. Ojciec nazywał to "niewskazaną nadpobudliwością" i twierdził, że powinien był to powstrzymywać. Robert nie mógł pielęgnować negatywnych nawyków takich jak ten. Były też inne rzeczy tego typu. Rozkręcanie różnych urządzeń i składanie ich z powrotem. Kręcenie guzikami przy rękawach marynarki, które sprawiało, że często musiał przyszywać sobie guziki z powrotem. Tak jakby siedziała w nim jakaś siła, która fundamentalnie nie zgadzała się ze światem.

Fawley jednak brzmiał jak fachowiec (Robert uznał, że jego słowa należały do jakiegoś żargonu magipsychiatrów). Może miał rację? Może trzeba było się przyjrzeć bliżej problemom Croucha, by potem się nich skuteczniej pozbyć. W końcu nie miał pojęcia, jak to wszystko działało.

— Można w sumie zacząć od tego, że moja córka wyjechała do Hogwartu. Wie pan, to jej pierwszy rok. Wcześniej była cały czas ze mną, a teraz w moim domu jest tak... pusto. Martwię się o nią, choć nie powinienem. Trafiła do Slytherinu, może dlatego, że jest ambitna jak diabli. Wie pan zapewne, czego chce każdy rodzic chce dla swojego dziecka? Żeby miało lepsze życie. Żeby nie powtarzało jego błędów i żeby on nie powtarzał błędów własnych rodziców — rozgadał się. Chyba nie na temat. Jednak powoli zmierzał do sedna — Kilka dni po tym, jak wyjechała, znalazłem na półce w moim domu pozytywkę. Na oczy jej wcześniej nie widziałem, myślałem, że to moja córka zostawiła ją w domu. Jednak, gdy ją podniosłem, muzyka przeniosła mnie do jednego z moich wspomnień. Najgorsze, że nawet nie jestem panu w stanie o nim powiedzieć. Wiem tylko, że... było bolesne. Wiązało się z moją matką. Gdybym tylko pamiętał jej słowa... Ale zatraciły się. To zostawiło mnie w jakimś stanie skołowania. Tak jakbym nie wiedział, czy to się działo na jawie czy we śnie. Zwaliłem to wtedy na zmęczenie, pracowałem cały dzień.

Wreszcie zawiesił się. Trudno mu było mówić o Dziewczynce z Zapałkami. Wiedział, że będzie musiał wreszcie do niej przejść. Zdekoncentrował się, noga już mu latała ze stresu. Coś się w nim zablokowało. Jakby te wspomnienia, które przywołała wtedy Dziewczynka były zbyt intymne. Zbyt bolesne. Matko, przecież nie mógł ich streścić w całości...
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#6
07.04.2025, 20:14  ✶  
Było tu sporo do rozpakowania. Córka, błędy. Błędy rodziców, matka, pozytywka. Robert był matką. Luki w pamięci, tiki (nerwowe?)... Jak najlepiej byłoby to ugryźć? Od której strony? Szybko skatalogował objawy.
— Jest pan pewny, że nigdy jej pan nie widział? Zdarza się, że przedmioty wiążą się z naszymi wspomnieniami, ale z reguły to my ładujemy w nie naszą własną symbolikę — spytał. — W przypadku intensywnej reakcji emocjonalnej na obiekt, którego pochodzenie jest niejasne, mam kilka możliwych hipotez. Najprostsza to luka poznawcza. Najgroźniejsza: artefakt obciążony magicznym nośnikiem traumy, który z jakiegoś powodu znalazł się w pańskim posiadaniu i to właśnie mogłoby wyjaśniać tę reakcję — zaoferował delikatnie. Tu wyglądało jakby to wspomnienie przejęło jego. Odys powinien był rzucić okiem na to coś, sprawdzić ślady, może nawet poznać źródło. Ale nie miał na to ani siły, ani ochoty. Zresztą nie pozytywka go interesowała.
— Czasem gdy zbliżamy się do źródła traumy, pojawia się sabotaż. Ciało reaguje za umysł, niepokój staje się tarczą. Jak u chorego organizmu, który odrzuca przeszczep. Z punktu widzenia magipsychiatrii interesuje mnie nie sam fakt przeniesienia, ale to że wspomnienie było fragmentaryczne — a być może i zniekształcone. Ciekawe, czy zostało wyparte nienaturalnie. Co do samej pozytywki równie dobrze mógł to być przeklęty przedmiot z rynsztoku Nokturnu. Gówno go obchodziła. Odys nie znał się na klątwach, bo zajmował się tym, co zostawało, kiedy te już spełniły swoje zadanie… Zmarszczył lekko brwi na jedną rzecz. Robert najwyraźniej nie wiedział do kogo przyszedł. I może to właśnie było w tym wszystkim najbardziej interesujące. Nie pachniał strachem. Nie próbował też uderzyć w ton wyższości, jak czyniła to elita, która lubiła zapominać, że przyszła błagać o pomoc. Przyszedł… Do magiipsychiatry. A to ci heca. Odys przechylił lekko głowę jakby oglądał nowy eksponat pod światło. — Panie Crouch… — odezwał się z prawdziwym zaciekawieniem, chociaż czasami Fawley gadał tak dziwnie, że nie wiadomo było, czy to jeszcze uprzejmość, czy już lekka drwina. — Czy pan właściwie wie, jakie usługi oferuję? 
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#7
18.04.2025, 10:40  ✶  
— Jako sędzia myślałem, że umiem odróżnić prawdę od fikcji. Tym razem, jednak, gdy spotykają mnie te rzeczy... są one gdzieś na granicy. A te wszystkie byty chciały mi chyba coś pokazać — wyjaśnił.

Następne słowa Fawleya wprawiły go w konsternację, a nawet wywołały lekkie rozbawienie. Kto jak kto, ale Robert Crouch nie był straumatyzowany. Żył zawsze w bogactwie, jego rodzice opiekowali się nim, zapewniali mu zawsze to, co najlepsze. A potem dostał pracę o ogromnym prestiżu, niemal nieosiągalną dla kogoś, kto urodził się w mniej wpływowej rodzinie. Ojciec nigdy nie podniósł ręki na Roberta. Starał się wychować go jak najlepiej, nawet jeśli był przywiązany do tradycji. Może rozwód był trudny, ale, Matko droga, to nie było doświadczenie traumatyzujące. Tak jakby Robert miał być pierwszą osobą, która miała złamane serce.

Tyle, że jeszcze był on. Stary Slughorn, zmarły na zawał serca. Taki zawał, że nawet w Mungu go nie odratowali. Przecież Robert nie mógł o tym powiedzieć psychiatrze! Nie był na tyle głupi, by zdradzić Odysseusowi swój największy sekret.

— Z całym szacunkiem, panie Fawley, ale wydaje mi się, że raczej potrzebuję jakichś... sposobów na radzenie sobie ze stresem. Wydaje mi się, że ze względu na naturę mojej pracy i wyjazd córki, po prostu jestem z lekka przytłoczony — częściowo skłamał. Było to po części też kłamstwo, które sam sobie powtarzał. Na kolejne słowa Fawleya jednak zmarszczył brwi. — Wiem, jak pana się reklamuje. Usługi magipsychiatryczne i hipnotyzerskie. Chyba nie powie mi pan, że jest pan mę... — Okej, powiedzenie tego byłoby nie na miejscu. — Że te usługi, o których się mówi, to tylko jakaś zawoalowana metafora. Bo jak tak, to przyznam, że zostałem wprowadzony w błąd.
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#8
02.05.2025, 13:07  ✶  
„Nie powie mi pan, że jest pan mę…” jego brew powędrowała w górze z klinicznej ciekawości. Medium? Mezaliansem? Mędrcem? Męską dziwką? Czy to nie do Roberta Croucha zawsze należała decyzja, kim miał być? Sędzia Wizengamotu był wystarczająco urodziwym mężczyzną, że Odys sądził, że gdyby tylko poprosił go z odpowiednim wdziękiem, mógłby dla niego stać wszystkim z wyżej wymienionych. I pomimo że sam nie tworzył narracji, a raczej podawał tylko lusterko, miał ochotę poprosić, żeby Robert dokończył myśl. Zawsze interesowało go, co pacjenci naprawdę mieli na końcu języka zanim zaczęliby się autocenzurować. Zwykle tam właśnie leżało sedno.

W odpowiedzi uśmiech, który pojawił się na jego ustach, był równie przyjemny. Profesjonalizm? Tylko powierzchowny. Klinga też była przecież profesjonalna, kiedy cięła.
— Usługi są dokładnie tym czym są. Kliniczna hipnoza i wszystko, co magipsychiatria w sobie zawiera. Rozumiem, że przyszedł pan po rozwiązanie szybkie, eleganckie, niekłopotliwe. To rozsądne, ale niech pan mi wierzy, panie Crouch, stres to nie przyczyna, a objaw — powiedział dyplomatycznie. Pominął informację o terapii zakorzenionej w metodach, których nie znalazłaby się w żadnym podręczniku i takich, co nie wymagałby od pacjenta wyznawania żadnej wiary (tacy też się zjawiali). Odys więc był idealnym przedsiębiorcą gotowym sprostać nawet najtrudniejszym wymaganiom konsumentów.
— Oferuję narzędzia ulgi. Jeśli mówi pan o przytłoczeniu, być może warto dać sobie przestrzeń, aby nazwać je nieco dokładniej. „Stres”, „praca”, „córka” to zrozumiałe i powszechnie przyjmowane powody — które nie drażnią sumienia, pomyślał. — Jednakże jeśli te… Byty, jak pan je nazwał, rzeczywiście próbują coś panu pokazać, to proszę sobie zadać pytanie: co takiego skrywają, że nawet fikcja musi przybrać twarz prawdy?
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#9
07.05.2025, 09:22  ✶  
Jako prawnik, Robert wypracował w sobie swego rodzaju szósty zmysł. Odzywał się on najczęściej w sytuacjach sądowych, kiedy to podejrzany kompletnie naokoło opowiadał o rzeczach, którymi się zajmował i które podchodziły najczęściej pod mataczenie, wyłudzenie i inne niespecjalnie legalne praktyki. Fawley nie mówił do niego bezpośrednio, prostymi słowami. Znaczyło to, że albo bardzo delikatnie podchodził do Roberta jako do swojego pacjenta, albo... coś ukrywał.

Z tej umiejętności przyszła do niego jakaś ulga. Poczucie satysfakcji z tego, że coś się rozgryzło. Była to niezwykle wysublimowana, silna przyjemność.

— Panie Fawley, powiedzmy sobie jasno — Robert połączył dłonie i pochylił się lekko. Spojrzał gościowi w oczy. Te wszystkie treningi ojca w "ustanawianiu dominacji w rozmowie", jakkolwiek wydawałyby się durne, miały jakiś pozytywny efekt. Na pewno dodawały Robertowi pewności siebie. — Nie mam zamiaru uczestniczyć w żadnych szemranych praktykach okołohipnotycznych, bawić się w "narzędzia ulgi", jak to pan zgrabnie nazywa. Gdyby świat się dowiedział, że mam załamanie nerwowe, być może skierowano by mnie na przymusowy urlop i ominąłbym kilka posiedzeń. Gdyby natomiast ktoś dowiedział się, że uczestniczę w praktykach nielegalnych, rzeczywiście znalazłbym się w Wizengamocie, ale na pozycji oskarżonego. Dodam, że zwyczajna terapia, na której jak mugole, powiemy sobie o moich problemach z ojcem i innych takich psychoanalitycznych głupotach, jest świetnym rozwiązaniem. Dobre by były też ziółka rozluźniające czy co wy tam oferujecie. Jednak mój umysł jest umysłem publicznego funkcjonariusza. I nie pozwolę, by w nim jakkolwiek majstrować.

Może to była ta cała terapia? Robert czuł się świetnie, gdy to mówił. Jakby na chwilę siły do niego wróciły. Jakby zasługiwał na swoją pozycję w życiu. Może ochrzanienie terapeuty nie było długotrwałym rozwiązaniem problemu, ale doraźnym już na pewno.

wiadomość pozafabularna
Używam umiejki zastraszanie XDDD
dziewica moru
locked in a cage with all the rats
175 cm, kruczoczarne włosy i oczy

Odysseus Fawley
#10
10.05.2025, 18:45  ✶  
Ton wyższości był znajomy. Cóż. Zdarzało się i tak.
Odys przez ułamek sekundy rozważał, czy pozwolić tej rozmowie zejść na niższe tony. Kusiło. Ale nie był głupi. I nie był dumny. Miał przed sobą sędziego Wizengamotu. Urzędnika najwyższego szczebla. Mężczyznę o silnych plecach, a może jeszcze silniejszej sieci powiązań. I choć widział hipokryzję w ministerialnych strukturach jak na dłoni, to nie miał nic osobistego do Roberta Croucha. Musiał się cofnąć.
— Proszę się nie martwić. Nie majstruję przy niczyim umyśle bez wyraźnej zgody — odpowiedział z kłamstwem na ustach tak zgrabnym, że prawie sam w nie uwierzył. Czy nie byłoby głupotą obdzierać kogoś z obaw zanim jeszcze pokazał mu, gdzie naprawdę bolało? — Rozumiem. Zapewniam pana, że nie ma pan obowiązku uczestniczyć w żadnych szemranych praktykach. Nigdy nie proponuję czegoś, na co druga strona się nie zgodzi — jasne, kurwa. Zresztą, kłamstwa były przecież tylko narzędziem. Nie były obce Odysowi, podobnie jak półprawdy, przemilczenia i sposób stawiania przecinka w odpowiednim miejscu. Z drugiej jednak strony — nie skłamał tak całkiem. Nie interesowały go eksperymenty dla samego eksperymentu. Nie był grabarzem, który rozkopywał głowy dla zabawy (chociaż czasem…). Nie był również psychiatrą w klasycznym tego słowa znaczeniu, nieczęsto rozpisywał ziółka i jeszcze rzadziej rozklejał się nad czyimś dzieciństwie.
— Ma pan jednak rację. Właśnie to wygląda na terapię, panie Crouch. Gdy pacjent wygłasza dumny, błyszczący monolog o kontroli, to ja wiem, że właśnie prawie jesteśmy u źródła —  kontynuował, skinął uprzejmie głową. — Zatem zaczniemy konwencjonalnie. Wspomniał pan o ojcu.

na charyzmę XD
Rzut Z 1d100 - 82
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Albert Crouch (2016), Odysseus Fawley (1722)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa