• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[Spalona Noc,8 IX, Morpheus, Hannibal & Guinevere] When does a candle become a blaze?

[Spalona Noc,8 IX, Morpheus, Hannibal & Guinevere] When does a candle become a blaze?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
29.05.2025, 23:00  ✶  

Morpheus Longbottom, Hannibal Selwyn, Guinevere McGonagall
Spalona Noc



Kiedy unosił twarz ku niebu, miał nadzieję na deszcz. Ciemne chmury nad Londynem jednak nie niosły za sobą ożywczej wilgoci, kropli jesiennej ulewy, a suche płatki popiołu, które, jak już zauważył, wyznaczały miejsca, które miały zostać okryte pożarem, jakimś paskudnym przekleństwem tej potężnej magii, rozciągającej się na całą metropolię, a może i dalej. Czując powiew spalenizny, zastanawiał się, czy tak czuli się mieszkańcy Pompejów, miasta w cieniu Wezuwiusza, patrząc na erupcję wulkanu, czując drżenie ziemi w posadach. Tutaj drżenia nie było, jedynie napięcie w powietrzu, duchota i popiół, który opadał na wszystko. Dym, rozpoczynające się pożary, narastająca panika pośród mieszkańców Magicznych Dzielnic. Czy na nich również spadnie poetycka zagłada, wielkie kamienie, czy zmienią się w zapomnienie, przykryci popiołem?

Zalewał go kaszel i poczucie win. Gdyby bardziej się postarał, lepiej odczytał wizję, może wiedziałby więcej. Teraz mógł jedynie powtarzać modlitwę do Ateny i nie myśleć o Vasiliju. Serce chciało zostać, schronić się w kamienicy Praw Czasu, ale rozum mu na to nie pozwalał. Koniec końców, był synem swojego ojca, nawet jeżeli nieczęsto się do tego przyznawał, czarodzieja honorowego i prawego, który czynił to, co słuszne. Takim go zawsze widział i teraz czuł pamięć swych przodków w każdym kroku oddalającym go od Praw Czasu.

Wzywam Cię, córko potężnego Zeusa, Mądrości Pani, Dziewico o oczach błyskających jak płomień, Ty, co władasz włócznią i tarczą z błyszczącego brązu, Strzegąca murów miast, nieustraszona wśród bitew. O Pani, wejrzyj na swych wiernych, gdy czerwony język pożogi pożera domostwa, a wróg z mieczem i zaklęciem depcze święty próg ojczyzny! Zstąp teraz, czysta Ateno, z eterycznych wyżyn, z hełmem złocistym, z tarczą Egidy błyszczącą i poprowadź nas przez dym i wrzawę, o Ty, która jesteś światłem pośród ciemności!

Ktoś go zepchnął z drogi, uderzył plecami o budynek, zatrzymał się, aby nabrać oddechu. Zorientować się, gdzie zepchnęła go tłuszcza.

Skup się, skup się, skup się... mamrotał do siebie, zaciskając pięści na połach czarnej szaty, przytłoczony krzykami, ludzką paniką, hałasem, wszystkim. Widział za dużo i wiedział za dużo. Nie mógł użalać się nad sobą, gdy ktoś właśnie mógł umierać. Odkleił się od ściany i pobiegł w stronę Pokątnej. Zauważył Jonathana, kierującego się w drugą stronę i dał mu znać, że spotkają się przy Fontannie na Horyzontalnej, chociaż planował to zrobić swoją drugą cielesnością, w zmienionym czasie. [/a]

Chciał udać się do Nory Nory, tam na pewno będą wiedzieć więcej więc popędził, chociaż nie tak prędko jakby chciał, w tamtą stronę i chyba zauważył znaną mu postać. Czyżby to była Guinevere, którą wylowił w tłumie?


Percepcja ◉◉◉◉◉
Zwada: Słabe Płuca (I)


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#2
30.05.2025, 11:04  ✶  
Hannibal trzymał się blisko Guinevere. Teoretycznie miał wypatrywać w tłumie potrzebujących, ale szybko złapał się na tym, że raczej poszukuje potencjalnego zagrożenia. Najwidoczniej niespodziewane oberwanie kulą ognia robiło takie rzeczy z ludźmi.
Nie rozmawiali wiele, teraz, kiedy już pękła bańka intymności między uzdrowicielem a pacjentem. Oparzenia posmarowane maścią uzdrowicielki były przyjemnie chłodne, ale wirujący w powietrzu popiół przyklejał się do lepkiej powierzchni lekarstwa. Wokół narastała gorączkowa bieganina.

W radio mówili, że Londyn płonie, a ludzie są atakowani, powiedziała Ginny. Niby widział to teraz na własne oczy, ale nadal nie miał pojęcia, jak duży jest zasięg zamieszek. Wiedział, oczywiście, o Śmierciożercach, o tym, że głoszący niebezpieczne poglądy magiczny szowinista znany jako Lord Voldemort - najwyraźniej kiedy rozdawali przyzwoitość, stał w kolejce po wyczucie stylu - zbiera coraz więcej zwolenników, ale jak dotąd myślał - miał nadzieję - że to jakieś niszowe zjawisko, że nawet ci czarodzieje, którzy uważali, że ich świat powinien zostać rozdzielony od mugoli, nie posunęliby się aż do przemocy i to na taką skalę. Dzisiejsza noc pokazywała, jak bardzo był w błędzie.

Podjął decyzję o towarzyszeniu Guinevere w porywie rycerskości - wdzięczności - może zasad, które wpoili mu rodzice. Hannibal nie szanował zasad, ciekawa cecha u kogoś, kogo stać było na żelazną dyscyplinę treningów i prób. Kiedyś zakwestionował o jeden raz za dużo to, że kobietami należy się opiekować i ojciec, w przypływie irytacji powiedział mu ”Jak ty chcesz kiedykolwiek zaliczyć, będąc gburem?...” Niewychowawcze? Zapewne tak, ale przemawiające do zbuntowanego nastolatka.

Więc teraz Hannibal wzdrygał się przed pozostawieniem kobiety samej sobie na niebezpiecznej ulicy. Ale sam też czuł się raźniej, mając towarzystwo. Rozglądał się dokoła, gotów uskoczyć, gotów wyciągnąć różdżkę, na rączce której trzymał nieustannie palce, gotów osłonić towarzyszkę, jeżeli będzie trzeba… i usilnie starał się nie myśleć o tym, że nie stoczył w życiu żadnego zwycięskiego pojedynku magicznego. Minęli kilka kamienic, jak dotąd nie napotykając nikogo, kto byłby widocznie ranny, a jednocześnie nie miałby już opieki. Tylko zdemolowane lokale na parterze, ogień na wyższych piętrach, chrzęst szkła pod stopami. Mroczny Znak rozświetlający złowrogo pociemniałe niebo. I dym, wszędzie dym. Hannibal kaszlnął. I wtedy poczuł na sobie czyjś wzrok.

Przystanął i czujnie rozejrzał się wokół, dobywając na wszelki wypadek różdżki. Cenne dwie sekundy zajęło mu wyłowienie z tłumu obserwatora, tym trudniejsze, że ani Hannibal ani obcy nie górowali wzrostem nad morzem głów. Siwiejący, zarośnięty czarodziej w średnim wieku. Dobrej jakości szaty - kontrastujące z nieuporządkowaną burzą loków na głowie i twarzy - powoli traciły swój szykowny wygląd, przegrywając z osiadającym na nich popiołem. Wiem, kto to!, zorientował się Selwyn. Przyjaciel Jonathana, głowa rodu Longbottomów. Kojarzył go, choć nigdy ze sobą nie rozmawiali. Hannibal odetchnął z ulgą, gotów ruszyć dalej.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#3
31.05.2025, 14:27  ✶  

Nie chciała ciągać za sobą Hannibala na siłę. Mówili, ze Londyn płonie i to była prawda, teraz na własne oczy widziała obraz zniszczenia i ognia i tych wszystkich ludzi, którzy potrzebowali pomocy. W większości z gaszeniem pożaru, ale to już był wybór, którego musiała dokonać: jeśli będzie pomagać z gaszeniem, to nie będzie miała czasu udzielić pomocy uzdrowicielskiej tym, którzy jej potrzebowali, a w takich miejscach magimedyków było jak na (hehe) lekarstwo. Ludzie na szczęście nie byli obojętni. Niektórzy pomagali z ewakuacją, chyba mignęli jej funkcjonariusze brygady ubrani w charakterystyczny mundur.

Musiała mrużyć oczy, bo chociaż w tych warunkach korzystała z kociego wzroku, nie chroniło ją to od podrażnienia przez wszechobecny pył. Czuła, że w kącikach oczu zbierają się łzy, gdy organizm próbował oczyścić je z tych niechcianych odrobinek, które osiadała absolutnie wszędzie. I które dostawały się też do nosa, czy ust, drażniąc gardło, przez co kilka razy musiała odkaszlnąć czy kichnąć. Nie było to jednak nic nadzwyczajnego, przy takiej ilości ognia.

Zastanawiała się jednak, czy ten pożar spłynął z nieba? Czy to był jakiś ognisty deszcz, który podpalał budynki, czy była to magia, czy może jednak ludzie pomagali w rozprzestrzenianiu się pożaru?

Cóż… ponownie na swoje pytania miała dostać odpowiedź, chociaż jeszcze nie w tej sekundzie.

Nie potrzebowała obrońcy, bo też bez takiego, w pełni świadoma możliwych konsekwencji, w ogóle pojawiła się w magicznych dzielnicach Londynu. Zawsze to jednak milej było mieć towarzystwo, a skoro Hannibal poczuł się natchniony jej postawą i czystością, to kimże by była, by ten błysk słońca gasić? To się nie godziło. Sama pewnie trzymała swoją różdżkę, pokrytą licznymi żłobieniami, które po bliższym przyjrzeniu się musiały być jakimiś drobnymi napisami, bo wyryto na niej hieroglify. Rozglądała się czujnie na boki, nie przejmując się tym, że momentami przeciskali się przez tłum. Nie wiedziała nawet, w którym momencie trafili na Pokątną, ewidentnie orientacja w terenie,  gdy nie bywała tu aż tak często, i jeszcze w tych warunkach, nie była na jej korzyść. Han zatrzymał się w którymś momencie, jakby sam zastanawiał się, w którą stronę się udać, a może po prostu myślał o…

Nie dokończyła tej myśli, bo jej (teraz) złote tęczówki o pionowych źrenicach spotkały się z tymi, które zdążyła już poznać. Morpheus. Nawet uśmiechnęła się mimowolnie.


// Odgrywam przewagi: Animagia, Chimera (kocie oczy)
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
03.06.2025, 21:29  ✶  

W krwawych ofiarach dla Junony i Jupitera, podczas świąt Rzymskich, zaczynano od spalenia kadzidła, szafranu i lauru. Gdy zwierzę przeznaczone na ofiarę zostało doprowadzone do ołtarza, sam ołtarz został pokropiony kadzidłem i winem. Na koniec ofiarowywano krew ofiary i palono ją wraz z głównymi organami wewnętrznymi zwierzęcia. To właśnie miał wrażenie, że widział przed sobą, w ogniu, który buchał z każdego miejsca, tak się przynajmniej wydawało.

Energicznie przecisnął się pomiędzy gawiedzią. Niektórzy uciekali, inni szukali, dźwięki teleportacji w obie strony nie tylko dawały dziwne wrażenie pękających kości, ale też wywoływały więcej chaosu, zwłaszcza gdy ktoś nowy pojawiał się w i tak ogromnym ścisku uciekających. Morpheusowi dzwoniło w uszach od nagłego chaosu, w którym się pojawił, w kontraście dla ciszy, z której się wyłonił. W końcu dotarł do dwójki, która wyraźnie go zobaczyła, Guinevere z jej pionowymi tęczówkami oraz młodego mężczyznę, którego kojarzył jako utalentowanego kuzyna Jonathana. Chyba. Na pewno był Selwynem i wstępował w teatrze, niestety żałoba po Derwinie i wcześniejsza półroczna delegacja do Grecji znacząco sprawiła, że mocno nie wiedział, kto jest teraz modny oraz, po prawdzie, nawet co grają, a jego przyjaciele szanowali jego żałobę. Co by jednak nie powiedzieć, jakby zmrużył oczy i przechylił głowę, mógł dotrzec pewne podobieństwo pomiędzy nim, a swoim przyjacielem.

— Guinevere! Pan Selwyn, proszę mnie poprawić jeżeli źle kojarzę... —  przywitał się z nimi głosem nieco zachrypniętym od wdychanego popiołu. — Jesteście cali? Macie gdzie się schować?

Pytał, cały czas rozglądając się naokoło, nie utrzymując zbyt wiele kontaktu wzrokowego na swoich rozmówcach, nie przez brak szacunku, ale aby nie przeoczyć nadchodzącego zagrożenia, które czuł w powietrzu. Jego szósty zmysł dawał mu niemal całkowitą pewność, że ogień nie jest ich jedynym problemem.

— Jak wygląda sytuacja w mieście? Oprócz oczywistego? Wiadomo, co się dzieje w Ministerstwie? —  O spadającym pyle dowiedział się w dzielnicach mugolskich, więc było możliwe, że ominęła go jakaś burzliwa deklaracja czy nawet upadek rządów pani Jenkins, a oni byli pierwszymi znajomymi twarzami, które udało mu się wyłapać w tłumie i trochę liczył, że powiedzą mu coś więcej na temat sytuacji. Czy tylko płomienie czy ktoś lub coś jeszcze. W końcu w chwilach kryzysu z ludzi wychodzą demony.

Ponad ramieniem dwójki patrzył na rzędy kamienic. Które paliły się bardziej? Na co padał popiół?


Percepcja ◉◉◉◉◉: Na które kamienice spada najwięcej popiołu?
Rzut W 1d100 - 77
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#5
04.06.2025, 00:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.06.2025, 23:53 przez Hannibal Selwyn.)  

Głowa rodu Longbottomów… czy na pewno? Wątpliwości, całkiem nie na miejscu w środku rozruchów, zalęgły się w jego głowie, gdy starszy czarodziej szybko zbliżył się do nich. Ojciec przedstawiał go na pewno najważniejszym członkom czystokrwistych rodów, kiedy tylko miał okazję, Hannibal był pewien, że główny Longbottom miał brodę… ale to było parę lat temu… Jego rozważania przerwał ochrypły głos mężczyzny. Ten przynajmniej kojarzył jego nazwisko...

- Hannibal - ukłonił się lekko i uśmiechnął odruchowo, jak zawsze przy prezentacji - Pan Longbottom - wybrał dyplomatycznie. Najwyraźniej jego towarzyszka i niezidentyfikowany Longbottom się znali.
Na pytanie o bycie całym, rzucił szybkie spojrzenie na swoje poparzone ciało, doskonale widoczne spod uszkodzonej koszuli - Raczej tak, dzięki pomocy Guinevere - skinął jej głową z wdzięcznością.
Kurczę, tamten chyba był starszy…

Oczy czarodzieja błądziły czujnie po otoczeniu i Hannibal odruchowo również omiótł je wzrokiem. Nikt nie wydawał się w tym momencie zwracać na trójkę stojącą na ulicy większej uwagi, ale Selwyn nie zamierzał popełnić drugi raz tego samego błędu, co przy zamykaniu bramy. Głupi klucz… nieobecnym ruchem dłoni trzymającej wciąż różdżkę, potarł kieszeń spodni, w której wyczuwał jego nieregularne rzeźbienia. Odchrząknął, próbując przegnać z gardła drapanie, spowodowane wszechobecnym dymem i popiołem.


- Wiem mniej więcej tyle, co i pan, zdążyłem wyjść z teatru i dostać zaklęciem od obcego człowieka, widziałem Mroczne Znaki na niebie... Ginny mówiła, że podawali jakieś wiadomości w radiu?
Spojrzał na kobietę, jakby oddając jej głos. W jego mózgu nadal trwał gorączkowy przegląd znanych twarzy z czarodziejskiej socjety. Czemu w ogóle to było takie ważne? Jonathan na pewno o nim wspominał, to nie jest ten główny, tamten to ojciec Erika...

I wtedy dach znajdującej się o jedną kamienicę na lewo od nich piekarni “Baguette Magique” zapadł się, a sama piekarnia zamieniła się w kulę ognia.

Hannibal widział kiedyś, jak mugolscy pirotechnicy podczas przedstawienia podpalają obłoczki mąki, imitując nieszkodliwe wybuchy bez użycia magii. To, czego świadkami  właśnie się stali, było bez porównania straszliwsze. Ognisty podmuch wybił szyby w oknach, wysadził drzwi z zawiasów i wzniósł się wysoko ponad budynkiem, rozprzestrzeniając płomienie po pozostałościach zakładu i grożąc podpaleniem sąsiednich kamienic, pozostawiając po sobie gęsty dym. Ludzie rozpierzchli się z krzykiem we wszystkie strony, Hannibal odruchowo wyciągnął rękę, by zasłonić sobą Guinevere. Wybuch szczęśliwie ich nie objął, ale bliżej piekarni ktoś zatoczył się, a ktoś inny upadł.

Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#6
04.06.2025, 22:57  ✶  

Tam, gdzie Morpheus składał modły do bóstw czczonych przez starożytnych Rzymian, tam myśli Guinevere kierowały się do jej rodzinnej ziemi. Krainy ognia i wody – ogromnych pustyń i gorącego słońca, ale też życiodajnej matki-wody, Nilu. Nie bez powodu uważała, że tak naprawdę egipscy bogowie, przedstawiani jako hybryda zwierzęcia z człowiekiem, byli tak naprawdę czarodziejami. Animagami, tak cenionymi w Afryce, gdzie w tamtejszej, największej na świecie szkole magii Uagadou, normalnie na lekcjach uczono tej sztuki. Fakt, obecni czarodzieje albo przemieniali się w zwierzę w całości, albo wcale, ale jej rodzina, McGonagall, osiągnęła zupełnie inny poziom transmutacji: nie dość, że mogli opanować drugą formę animaga, to jeszcze potrafili zmieniać się tylko częściowo, w formy pośrednie. Tak, jak choćby teraz Guinevere przemieniona miała tylko oczy. Uważała, że ci starożytni czarodzieje potrafili coś podobnego. Być może była to zdolność otrzymana od bogów, by godnie wygłaszali ich słowa, a ludzie uznali, że to właśnie bogowie i tak uwiecznili ich w historii? Niezależnie od powodów, Nefret powtarzała w głowie imię Sechmet, która choć niosła na ustach wojnę i zniszczenie, była też obrończynią, a pod jej imieniem zrzeszali się uzdrowiciele, leczący za pomocą magii. Powtarzała jej imię jak mantrę, by dodać sobie odwagi i siły, bo oto był dopiero początek tej okropnej nocy, a widząc skale zniszczenia i pożarów, zbyt szybko się to wszystko nie skończy.

– Morpheus… – odpowiedziała z pewną miękkością w głosie, bo choć nie kontaktowali się ze sobą ostatnimi czasy, to jednak miło wspominała spędzony wspólnie czas, zwłaszcza w Hogsmeade. Na pytanie, czy są cali i czy mają się gdzie schować, uśmiechnęła się delikatnie. Pewnie dla większości ludzi było nie do pomyślenia to, co zrobiła i co zamierzała zrobić, bo kto świadomie pakowałby się w te zamieszki, a jednak… jej powołanie i chęć pomocy była głośniejsza od zdrowego rozsądku, który nakazywałby siedzieć spokojnie w bezpiecznym domu. Odchrząknęła, czując ponowne, lekkie drapanie w gardle od tego wszechobecnego dymu i pyłu po płonącym wszystkim. – Tak, w radio nadawali, że Londyn płonie i że ludzie są atakowani. I że to może być ich ostatni komunikat – wyjaśniła dokładniej, bo właśnie stąd dowiedziała się o sprawie. Ostoja dla zwierząt była ulokowana wystarczająco na uboczu, by nikt się tam nie fatygował, wiec gdyby nie to radio… to o niczym by nie wiedzieli zapewne aż do rana. – Mówili też o czarnych chmurach przybranych w symbol śmierci i by nie wypowiadać jego imienia – co prawda nie wiedziała, czemu nie wypowiadać imienia, ale nawet nie czuła takiej potrzeby. Śmierciożercy zaatakowali, to jedno było pewne i choćby miała pomóc tylko jednej osobie – to uważała, że było warto. Bo Hannibal szedł teraz obok niej, odzyskawszy siły. Jeszcze trochę i po poparzeniach jakie doznał, nie będzie ani śladu. – A ty? Wszyst- – już miała zapytać Longbottoma, czy wszystko w porządku (nawet jeśli wyglądał dobrze, to może jednak potrzebował z czymś pomocy? A Ginny nie do końca potrafiła odmawiać…), widziała jego spojrzenie skupione na wszystkim, tylko nie na nich (i, na bogów, nie mogła go winić, bo sama rozglądała się czujnie złotymi oczami o pionowych źrenicach), ale właśnie wtedy nastąpił wybuch.

McGonagall odruchowo schowała głowę w ramiona i skuliła się w sobie, mocno ściskając różdżkę i zaciskając w pierwszej chwili powieki. Usłyszała nagłe krzyki, wrzaski wręcz, jęk konstrukcji budynku i syk ognia. A gdy otworzyła jedno oko, dostrzegła że Hannibal ją osłania, jak prawdziwy rycerz. Nie miała czasu mu za to podziękować, bo patrzyła teraz na te kłęby dymu, a za chwilę wrażliwe kocie oczy zarejestrowały ruch od strony płonącej, zapadającej się piekarni. Ludzie. Ludzie uciekali. Ludzie, którzy potrzebowali pomocy.

Podjęcie decyzji kosztowało ją tylko ułamek sekundy, bo rzuciła się pod ramieniem Selwyna, do najbliższej, potrzebującej pomocy osoby. Podtrzymać, podnieść, udzielić pierwszej pomocy. To był instynkt. Ryzyko, którego nie bała się podejmować. Nienawidziła przegrywać i nie miała takiego zamiaru.

Ogień buchał.


// Odgrywam przewagi: Historia magii, Leczenie, Chimera oraz zawady: Kompleks bohatera, Wysoka stawka
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
08.06.2025, 05:49  ✶  

Pokiwał krótko głową na informacje od ich obojga. Wiadomości nie były dobre. Nawet gdyby miał czas, nie pytałby więcej ani o Ministrę, bo przeczuwał gdzie jest, daleko od pożaru i jej umierających w ogniu podległych dzielnic Londynu. Z daleka od cierpienia, w uroczystej godzinie tego kraju. Przypomniało mi się, jak wraz z rodzicami słuchał przemówienia Churchilla, 19 maja 1940 roku, gdy ten objął urząd Premiera. Uroczysty dzień. Jak pięknie powiedziane.

Rozpoznał to spojrzenie. Nie zamierzała się chować, jastrzebica z pustynnej krainy. W głowie zaświtała mu myśl, którą zapisał na później, kiedy ogień przestanie płonąć i jeśli wzejdzie słońce. Tego nie mógł jednak już być pewnym.

Pył opadał, płatek za płatkiem. Morpheus dojrzał wyraźnie, gdzie się skupia, na piekarni. I to było jedyne ostrzeżenie, jakie dostał od losu zanim mąka zapaliła się, wybuchając czerwonym płomieniem, jak ze smoczej paszczy. I w mięśniach, które odruchowo na dźwięk skuliły jego sylwetkę i w kościach czuł, że to dopiero początek. Gorący podmuch otulił go i wypchnął z płuc powietrze.

Gdy ponownie je nabrał, palące, rzucił się na pomoc razem z Guinevere.

— Kawałek stąd jest Nora Nory, tam nam pomogą — oznajmił kobiece oraz Selwynowi w pośpiechu. Sam nie miał dostatecznie dużo krzepy, aby zabrać dwójkę rannych, a nieco obawiał się wpływów magii, która wywołała pożary, na zaklęcia rzucane przez nieodpowiednie osoby, takie jak on. Oczywiście w stwierdzeniu nam pomogą, miał na myśli przestrzeń do zaleczenia ran i ewentualne medykamenty. — Znajomi rodziny — dorzucił szybko, chcąc odpowiedzieć na pytanie dlaczego Niewymowny z Departamentu Tajemnic wie, że w jakiejś klubokawiarnii poszkodowani otrzymają pomoc medyczną.

Poszkodowanymi były dwie kobiety, obie w strojach firmowych piekarni, uciekające przed pożarem w ostatniej chwili, obie w średnim wieku, bliżej im było do Morpheusa niż do Hannibala. Jedna z nich została poparzona na ramieniu, za którą się trzymała, gdzie spalona skóra stopiła się z rękawem cukierniczeto fartucha. Druga zaciskała ręce na nodze, gdzie wbił jej kawalek ekwipunku, coś co wyglądało jak hak do wyrabiania chleba.

— Proszę tego nie wyciągać! — rzucił Morpheus, który nie miał wiedzy medycznej, ale był szermierzem, więc nie była mu obca informacja, że czasami od śmierci chroni jedynie to, co ją zadaje.


Zawady: Słabe płuca (I)


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#8
08.06.2025, 11:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.06.2025, 23:56 przez Hannibal Selwyn.)  
Morpheus! Oczywi…
Gdyby nie to, że olśnieniu Hannibala towarzyszył wybuch, pacnąłby się dłonią w czoło.

Pierwszym jego instynktem było spieprzać podążyć za Guinevere, ale nie umknął jego uwagi ciężki, bardzo boleśnie brzmiący oddech Morpheusa. Facet wygląda na nieźle przemielonego, pomyślał, mam nadzieję, że nie wyzionie nam tu ducha.
Równo z Ginny przypadł do leżącego człowieka i stanął nad uzdrowicielką i pacjentką, bardzo starannie nie patrząc na kawał metalu wystający z ciała kobiety. To nie była co prawda igła, ani nic związanego z medycyną, ale wyglądało chyba jeszcze gorzej. Hannibal poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła i ucieszył się blado, że nie zdążył zjeść kolacji.

Wdzięczny sobie z przeszłości za to, że nie schował różdżki, starając się wypchnąć z myśli krwawy obrazek, rozglądał się za ewentualnym zagrożeniem. Wyglądało jednak na to, że nikt z przechodniów nie wpadł na pomysł dołożenia swoich trzech knutów do tej katastrofy - może bali się ponownego wybuchu. Piekarnia była w kompletnej ruinie, ale można jeszcze było uratować sąsiednie kamienice - lizane już przez wyniesiony wysoko wybuchem ogień.

Wycelował w jedną ze ścian i skupił się na zaklęciu. Woda. Nie myśl o krwi.

Kształtowanie - rzut na próbę wytworzenia strumienia wody
Rzut Z 1d100 - 35
Akcja nieudana

Hannibal mógł nie patrzeć na zmasakrowaną nogę kobiety, ale nie mógł odciąć się od dźwięków. Ranna jęczała rozpaczliwie, Morpheus dyszał, jakby przebiegł maraton. To nic, to nic, nie myśl o tym. Woda.
- Proszę tego nie wyciągać!
Woda!
Guinevere mamrotała coś o krwotoku.
- O kurwa, prawie na wylot przeszło! - skomentował ktoś obok.
Staranna wizualizacja Hannibala zabarwiła się nieproszoną czerwienią, zamrugał, próbując ją odpędzić, ale zaklęcie było już poza jego kontrolą. Z niedowierzaniem patrzył, jak z końca jego różdżki tryska strumień czerwonej cieczy, gęstszy, niż woda i słabszy, niż planował. Nie dosięgnął do płomieni, ale wystarczył, by ktoś poza zasięgiem wzroku krzyknął histerycznie. Dwie, może trzy sekundy minęły, zanim czarodziej otrząsnął się z osłupienia i przerwał czar, niemal upuszczając różdżkę. Na chodniku między nim, a płonącym budynkiem, pozostał makabryczny, czerwony rozbryzg. Krew wsiąkała pomiędzy betonowe płyty, a Hannibal pragnął, żeby pochłonęły też jego.



// Odgrywam: Lęk przed igłami i zastrzykami
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#9
11.06.2025, 22:59  ✶  

Nora Nory. Znała to miejsce. Nie dlatego, że tam uczęszczała, a od kilku lat znała się z Thomasem, utrzymywali kontakt listowny, gdy wrócił do Anglii, a ona ciągle jeszcze siedziała w Egipcie, zaś w zeszłym miesiącu w końcu poznała jego młodszą siostrę, cukierniczkę, z której był tak bardzo dumny. Razem szukali zaginionych w Dolinie Godryka kotów… Dlatego na słowa Morpheusa, rzucone pośpiesznie, nawet nie miała czasu się zdziwić. Że dlaczego tam? Nie, nie było tych myśli. Jedyne co zrobiła, to kiwnęła głową, już skupiona na czymś zupełnie innym. Jak przez mgłę usłyszała to wytłumaczenie i dalszą część zdania – w tej chwili nie miało to większego znaczenia.

Guinevere instynktownie podtrzymała wyjącą z bólu kobietę. Usłyszała jeszcze tylko jak Morpheus mówi, by nie wyciągała haka – i mówił dobrze. Poczuła za plecami obecność Hannibala, rzuciła na niego szybko wzrokiem, ale zaraz jej uwaga ponownie skupiła się na kobiecie.

– Spokojnie, proszę oddychać, jestem uzdrowicielem. Zaraz pani pomogę – starała się brzmieć spokojnie, ale po prawdzie to wiedziała, że muszą się stąd odsunąć, bo zaraz jeszcze coś wybuchnie… Może kawałek stąd. A może faktycznie powinni się udać do Nory Nory… Nie. Nawet jeśli to było blisko, to w tej chwili i w tej sytuacji… Nie było takiej możliwości.  Rozejrzała się pospiesznie po otoczeniu, wciąż trzymając dłonie na ramionach rannej kobiety. Ciągle kręcili się wokół ludzie, mnóstwo było dymu i ognia, aż musiała mrużyć oczy. Morpheus pobiegł przodem, Hann chyba próbował czarować… Chyba ktoś próbował pomóc z gaszeniem pożaru. A potem usłyszała kolejny krzyk… Tyle że nic się nie działo.

Dostrzegła jeszcze drugą z rannych kobiet, której ktoś pomagał. Sama chciałaby to zrobić, ale do cholery, może i potrafiła zmieniać swoja formę w zwierzę, ale rozdwoić się nie potrafiła.

– Han. Han! Pomóż – rzuciła do swojego towarzysza, który był obok, nie zwracając uwagi na to, że teraz gdzieś tu pomiędzy nimi bruk nie był mokry od wody, a od… czegoś dziwnego co wyciekło z jego różdżki. – Musimy pomóc pani przenieść się o tam – wskazała palcem drugą stronę ulicy, byle dalej od płonącej piekarni, która w każdej chwili mogła wystrzelić znowu, i byle nie na środku drogi, gdzie mogli ich stratować. Nie odważyłaby się ją zabrać teraz gdziekolwiek indziej, nie gdy miała hak w nodze. – I tam zrobię tak, że nic pani nie będzie, zgoda? – tu zwróciła się już do jęczącej, trzęsącej się ze strachu, bólu i adrenaliny kobiety. – Niech pani wytrzyma jeszcze chwileczkę, zaraz będzie po wszystkim – musiała mieć choć kawałek, by rozłożyć swoje narzędzia, eliksiry i zrobić uzdrowicielskie czary-mary. – Zaraz będzie dobrze, jeszcze tylko chwileczkę – mamrotała. – Proszę oddychać razem ze mną. Raz – wdech, dwa – wydech. I jeszcze raz – jedyne co to dawało, to próbowała ją uspokoić.


// Przewaga Leczenie
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
18.06.2025, 15:19  ✶  

Czerwono-czarne tragedie dookoła niego. Jak to jest śnić terror? Kasandro Trojańska, czy widziałaś to samo, co ja? Zadaniem proroka było dawanie ostrzeżeń, ponieważ czasami przyszłość można zmienić, czasami w przepowiedni jest jeśli. Jeśli Achilles popłynie do Troi, nie przeżyje wojny. Czy w tej przepowiedni, gdy na Anglię spadła plaga tysiąca słońc, było jakieś jeśli? Czy była wersja tego czasu, gdzie nurt Tamizy porwał chmurę popiołu i bogowie rozgonili chmury, bo ktoś czegoś nie zrobił? Bo ktoś coś zrobił? Czy Londyn płonął, bo on, Morpheus, przeoczył jakieś jeśli?

A jeśli on był Kasandrą, kim był jego Koroebus, który przybył do Troi z miłości do szalonej wieszczki, który próbował ją ocalić i sam zginął? Obrócił się na sekundę przez ramię, patrząc w stronę Horyzontalnej, niczym żona Lota spoglądająca na Sodomę i Gomorę, przemieniona w słup soli, ukarana za największy grzech, empatię wobec bliźniego. Jak zabawne było, że widział swoje odbicie nie w lustrach, a w imionach kobiet, które widziały tragiczny kres i swoje ojczyzny w ogniu. Któż rozłupie jego głowę toporem, jak Klymenestra? Czy to była wizja, przepowiednia, czy własna paranoja, nie wiedział, ale w jego wyobrażeniu miała jasnobłękitne oczy i czarne loki.

Czerwona maź była obrzydliwa, śmierdziała żelazem i była niezwykle śliska. Morpheus zauważył, jak dwie osoby poślizgnęły się na niej, upadły, ubrudzone na ubraniu brązowiejącą czerwienią. Kolejne krzyki paniki, wniesione na dość makabrycznych efekt czaru wypełniały ulicę, jak fałszująca symfonię orkiestra. Sam niemal podzielił ich los, w ostatnim momencie podeszwy jego butów złapały odpowiednie podłoże.

Sól oddzieliła się od skóry, gdy nadszedł czas działania, gdy ciało zaczęło nadążać nad rozpędzonym umysłem, a czas fizyczny zetknął się z tym, co działo się w umyśle Morpheusa. Podczas gdy dwójka tymczasowych kompanów zajmowała się znacznie bardziej narażoną na utratę życia kobietą, jeżeli hak przebił jakąś ważną arterię, nie znał się na tym, nie wiedział, gdzie one przechodzą przez ciało, jego nauka fechtunku była raczej sprawą eleganckiej rozrywki i sportu, próby udowodnienia wartości swojemu ojcu, nie realnej nauki pokonania przeciwnika w inny sposób niż na punkty lub rozbrojenie z bliźniaczego floretu.

— Czy może pani sama wstać? — zapytał, kucając przy poparzonej kobiecie. Ta, krzyknęła zaskoczona, jakby próbowała uciec na widok jego czarnej szaty i dopiero zauważywszy troskliwe, sarnie oczy i szczerze przejętą twarz, pozbawioną groteskowej maski, przestała panikować.

— Ja, ja... Chyba tak... ja, co z Evangeline? Co z nią... kim pan?

— Moi znajomi już się nią zajęli, ma gorsze obrażenia niż pani. Jestem Morpheus Longbottom. Ktoś musi opatrzeć również pani ranę, proszę się o mnie oprzeć...

Pomógł wstać kobiecie na śliskim od syntetycznej krwi bruku. Nie mógł jej udzielić pomocy medycznej, ale zarówno Guinevere jak i Nora miały na pewno specyfiki pomocne na zadane poparzenia. Biedaczka, będzie do końca życia musiała zasłaniać ten brzydki fragment skóry.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Guinevere McGonagall (2241), Morpheus Longbottom (2016), Hannibal Selwyn (1821)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa