28.05.2025, 18:02 ✶
SPALONA NOC
Woody i Keyleth, Nokturn
Uprzątnięcie piwnicy było więcej niż frustrującym doświadczeniem. Każda kolejna porażka sprawiała, że Woody stawał się coraz bardziej nerwowy, a opuszczając ją, czuł się jak tykająca bomba. Nie potrafił nic poradzić na wijące się pod skórą frustracje, przez które pięści zaciskały się jakby same. Jeden drobny łyczek gorzałki golnięty w piwnicy nie potrafił skutecznie uciszyć jego porywczości, głowa i ciało wołały o więcej. O ileż łatwiej byłoby kontynować noc, gdyby uskrzydlił nieco myśli, ograniczył trochę horyzonty swojej obserwacji, uciszył wszystkie mniej ważne kwestie plączące się wokół tej kluczowej: przetrwania.
Wszedł na kuchnię Rejwachu, gdzie zostawił wcześniej Keyleth. Pokus procentowych było tu co nie miara, lecz utrzymał się dzielnie z dala od nich. Miał w sobie na tym etapie jeszcze na tyle silnej woli, aby pamiętać, że będzie potrzebował trzeźwej głowy, że to może przesądzić o tym, czy dożyje poranka. Nie, żeby trzeźwość umysłu w czymkolwiek do tej pory mu pomogła — w przeciwieństwie do krzepy i furii — lecz niemądrze było kusić los w sprawach takiej wagi.
— Trzymacie się? — zapytał stary Keyleth i Lewisa, lustrując nie tylko stan pomieszczenia, lecz i nastroje panujące w środku.
Mieli wszyscy w barze dużo szczęścia. A przynajmniej tak to wyglądało z jego perspektywy, bo nie mógł wiedzieć, że nieszczęście ominęło ich tylko dzięki interwencji anioła stróża Aseny.
— Wracam na ulicę. — Tutaj w normalnych okolicznościach nastąpiłby żart: bądź o tematyce prostytucji, bądź bezdomności. Nie były to niestety normalne okoliczności, więc i porcja bezbecji została im darowana. — To pilnujcie interesu. I się trzymajcie razem. Nie bez powodu psy chodzą na patrol w parach — pouczył, grożąc im palcem, po czym obrócił się na pięcie do wyjścia.
piw0 to moje paliwo