—07/09/1972—
Maida Vale || Helloise & Dægberht
Niechybnie Boskim zrządzeniem było, że akurat gdy zaczęły pojawiać się trudne do wytłumaczenia anomalie, do Anglii powrócił ktoś, kto zawsze potrafił Helloise zaskoczyć przedstawieniem jakiejś absolutnie nieznanej jej ciekawostki czy legendy. Skoro więc miała na wyciągnięcie ręki Dægberhta — żeglarza, który widział przecież z pół świata jak nie więcej — nie mogłaby odpuścić okazji do wypytania go o opinię. Już nie raz rozwiązał problem, który dla niej wydawał się nieosiągalny — nasiona z drugiego końca świata, egzotyczne składniki do eliksirów czy rzadkie i niedostępne w Anglii herbaria oraz księgi z recepturami. Przekraczał niemożliwe — czyniło go to w jej oczach jedną z osób najkompetentniejszych do zgłębienia tej sprawy. Ledwo więc ustaliła, że czarne róże z Maida Vale wykraczają poza jej horyzonty, jednej tylko nocy posłała kilka listów do kogoś, dla kogo horyzont nigdy nie stanowił bariery. Ponaglała Dægberhta Flinta do tego, aby wybrali się do Maida Vale wspólnie jak najszybciej. Następnego dnia przed wschodem słońca, aby być konkretnym.
— To kluczowe, że jesteśmy tutaj o tej porze — powtórzyła mu trzeci raz od momentu przekroczenia przez nich ogrodowej bramy.
Budzący się ospale wczesny poranek wypełniała cienka mgła, a na trawach błyszczały kropelki rosy, od których spód długiej, lekkiej sukni czarownicy zawilgł. Helloise chętnie schodziła ze ścieżki, kiedy tylko była ku temu okazja, jakby celowo chciała wziąć na siebie trochę ogrodu. Pozwalała ziemi i piachowi okleić swoje buty, przesuwała między palcami jagodę czarnego bzu zerwaną z mijanego drzewka. Cały czas sunęła jednak wzrokiem przede wszystkim po czarnych różach.
— Przychodzimy po nocy — powiedziała półgłosem, jakby nie chciała zbyt głośnym dźwiękiem burzyć tajemnicy odżywającego ogrodu. — Noc zamyka w sobie sekret wypoczynku, kwiatów on też dotyczy. Pani Księżyca nocą w gwiazdach pisze kwiatom los. Każdemu kwiatu na ziemi jego gwiazda w niebie, każdej gwieździe jej ziemski kwiat. — Przystanęła i spojrzała w niebo, lecz nie było już na nim śladu po tych gwiazdach. — Musimy wrócić tu którejś nocy. Spojrzysz w matryce tych czarnych kwiatów wykreślone na niebie. — Odwróciła się do czarodzieja rażona tym pomysłem, który wówczas dopiero wykwitł w jej głowie.
Nie potrafiła odżałować, że sama nie potrafiła znaleźć w sobie na tyle zacięcia, aby nauczyć się czytać nocne niebo. Ileż precyzyjniejsze byłyby terminy jej zbiorów, gdyby umiała samodzielnie wyliczać astrobotaniczne zależności, zamiast posiłkować się gotowymi tabelami.
— Dziś chciałam zobaczyć je świeże, wypoczęte, napełnione księżycem. Po nocy magia pulsuje w roślinie najmocniej. W nocy księżyc zapładnia energią. — Spuściła ręce wzdłuż boków, wyprężając palce ku ziemi, niby księżycowe promienie mające wniknąć w grunt. — Powiedz mi, czy doświadczyłeś kiedyś takich kwiatów? Czy są takie na innych lądach?
Spojrzała na niego w oczekiwaniu, z odbijającą się w oczach świętą wiarą w to, że Dægberht zaraz odkryje przed nią niedostępne sekrety, wręczy jej odpowiedzi niczym kolejny egzotyczny podarunek.
dotknij trawy