• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[Luty 1960] Moralność Pana Detektywa | Harrier & Woody

[Luty 1960] Moralność Pana Detektywa | Harrier & Woody
Potężny komunista
Mała, Twe spojrzenie to jest pierwsze wykroczenie.
Duży mężczyzna; ponad 180, szeroki i kanciasty. Najpierw do pomieszczenia wchodzi jego wąs, a potem on sam. Jasne oczy, trochę zmarszczek i szeroki uśmiech ukazujący zęby. Wygląda jakby ubrał na siebie przypadkowe ubrania znalezione w second-handzie, mugolskie bluzy, czarodziejskie płaszcze i czasami krzykliwe kolory. Lubi turkusowe marynarki i szpiczaste dekolty, nie stroni od rozpinania koszuli i pokazywania włosów na klacie. Pachnie świeżymi bułkami, cydrem i kocimiętką; po nocnym wypadzie do baru głównie jabolem.

Harrier Abbott
#1
31.08.2025, 01:33  ✶  
Święta, święta i po świętach.

Smutne zbitki wilgotnego śniegu i miejskiego brudu topiły się w przypływach cieplejszych frontów; Anglia tonęła w roztopach, a wahające się nad poziomem zera temperatury oblepiały policzki gęstym deszczem. Zroszone wodą okna budynków srebrzyły się w szarości stolicy, chadzanie piechotą wydawało się w tej części roku niesamowicie okrutnym losem. Nawet popędzani nałogiem palacze chowali się w odmętach ponaciąganych na kończyny warstw swetrów, kryjąc twarze w cieniach bram; smugi popiołu szpeciły wyłożoną z dokładnością, wiktoriańską mozaikę ganków.

Zaledwie dwa miesiące temu, uginający się pod świątecznymi potrawami stół zapraszał do wieczerzy strategicznie centralną lokalizacją; teraz mebel stał złożony w powszednim miejscu, przy wychodzących na ogród oknach, obciążony butelkami szwajcarskiego wina, dwoma opróżnionymi talerzami oraz brytfanną z rozkrojoną, letnią już, pieczenią. Jedynymi wspomnieniami ciepła świątecznego harmidru wydawał się tandetny obrus z wizerunkami uśmiechniętych choinek oraz okrągłych Mikołajów i przymierające truchło, zdobiącej jeden z kątów pomieszczenia, choinki wbijające igły między drewniane panele, jego lewitujące świeczki były tylko namiastką szkolnego sklepienia.

Pomimo wkradającej się z zewnątrz szarości, pomieszczenie wydawało się bronić przed jej uporczywymi natarciami. Zapełnione ruchomymi zdjęciami ściany prawie uginały się od ich ilości, zakopane w książkach półki okalały rozpalony kominek, którego tryptyk kafelków odrzuciłby niejednego pasjonata harmonijnie urządzonych wnętrz. Pomiędzy zdjęcia powsuwane były zżółknięte kartki z dziecięcymi rysunkami, nie było ich wiele, ale wszystkie były wystawione na oczy gości, najcenniejsze dzieła w domowej galerii. Od oprawy zdjęć, przez różnorodność styli lamp, po całkowitą inność przystawionych do stołu krzeseł, salon był definicją 'naznoszonych przez lata rzeczy, które są idealne, aby jeszcze ich poużywać'.

- No i tak się kręci, w ostatecznym rozrachunku, chociaż w 1953 przyłożyłbym sobie sam w gębę jakbym to powiedział, cieszę się, że nie mieliśmy dzieci. Nie wyobrażam sobie patrzeć na twarz córki i widzieć w niej byłą żonę. Ja nie wiem jak ludzie po rozwodach to robią, spotykasz się ze swoim dzieckiem i myślisz o chwilach z byłym małżonkiem? Pojebane, odbiera jakby taką, wiesz, możliwość zbudowania więzi z dzieckiem? - zmarszczył nos, jakby właśnie postawiony został przed równaniem matematycznym, którego, siłą rzeczy, w Hogwarcie nigdy nie nauczyli go rozwiązywać - No pojebane - dopił resztę wina z kieliszka do brandy.

Zerknął na rozmówcę badawczo, jakby nie do końca wiedział, czy to co powiedział było taktowne. Może przesadził? Cóż, nawet jeżeli, znali się na tyle długo, że liczył na szczerość ze strony Longbottoma.

- Przyniosę może coś mocniejszego? I ten cholerny jabłecznik! - zerwał się i z kieliszkiem w dłoni wpadł do kuchni. Nagła jasność zapalenia górnego światła poraziła go w oczy, zamrugał energicznie.

- Tylko trochę się spalił! Poleje się sosem waniliowym i nie będzie czuć, mówię ci. Mam też te brandy z grudnia, to akurat - krzyknął, choć nie musiał wcale mocno podnosić głosu, bo salon graniczył z kuchnią, więc każde jego poczynanie było dobrze słyszane przez siedzącego przy stole gościa. Wyciągnął ciasto z piekarnika i postawił je na podstawce, co by nie niszczyć blatu.

- Dużo chcesz tego ciasta? Założę, że dużo. Najwyżej resztę zabierzesz ze sobą - podsumował, dając roli samotnego ojca wysyłającego dziecko na pare miesięcy do szkoły z internatem wziąć górę. Co jak co, ale jedzeniem należało się dzielić z najbliższymi.


“There is nothing noble in being superior to your fellow man; true nobility is being superior to your former self.”
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#2
03.10.2025, 23:16  ✶  
Yule w Warowni było tego roku takie jak zawsze — rodzinne, cieplutkie jak kocyk podgrzany na kaloryferze i przesycone uśmiechem. A potem Quintessa i Woodrow wrócili z rodzinnej kolacji do siebie i…
Trzaskasz tak tymi drzwiami, oczywiście, znów jesteś o coś zły.
O chuja tam był zły. O nic nie był zły, stara jędzo, ale w tamtej chwili stał się zły.
Tak to mniej więcej ostatnio się kręciło. Spinali się i rozchodzili po kątach domu, każdy dłubać swoje rzeczy. Żadne z nich nie potrafiło wykrzesać z siebie na tyle sił, aby usiąść do solidnej, szczerej rozmowy, bo i gdzież by ją niby zacząć. Tyle się nawarstwiło między nimi zgrzytów, tak trudno byłoby cofnąć się do pierwszego grzechu i rozebrać wszystkie kolejne na części pierwsze, wydłubać każdą drzazgę.
Woody więc chętnie i często wynosił się z domu, żeby żonie nie wchodzić w drogę, tak chociaż na parę(naście) godzin wyrwać się spod gnijącej małżeńskiej atmosfery. Nigdy nie był pracoholikiem, ale odkrył w sobie miłość do nadgodzin i nocnych dyżurów. Łatwo Longbottom wypielęgnował świeżo rozbudzoną namiętność, ponieważ Aaron Moody żywił od lat słabość do owej kochanki i przygotował mu grunt. Obracali teraz we dwóch tę kurwę, którą wcześniej kumplowi Woody wytykał — bo co to za życie w pracy, żyj więcej, Aaronie! No cóż, ostatnio mu się nawet spodobało to aaronowe zboczenie i poczuł dryg.
Odkrył w sobie również miłość do kuchni Harriera i — o mój kochany przyjacielu — Woodrow Longbottom był gorszy niż stonka. Pchał pod sam korek i trząsł uszami. Gdy rozmawiali, łypał okiem zza zasłony pięknych blond włosów na tę brytfanę z wystudzoną pieczenią i tylko kalkulował, czy mu jeszcze cieniutki kawałeczek nie wejdzie. A gdy już-już miał zażądać: Harry, weź no mi daj jeszcze plasterek, do przytulnego salonu zalatywała smakowita woń ciasta. Trzeba było zachować cenne miejsce.
Czuł się w domu Abbotta bardzo swobodnie i komfortowo. Harry napełnił mu żołądek, rozgrzał gardło i żyły alkoholem, całą resztę zaś ogniem kominka. Szare niebo kołysało do snu — wespół z kołyszącym się w dłoni Longbottoma kieliszkiem.
— Ty, no czy ja wiem — mruknął zamyślony detektyw, próbując sobie wyobrazić dziecko o twarzy Quintessy, w którym to scenariuszu on z Quintessą nie był. Było to mimo małżeńskich problemów wciąż dość abstrakcyjne. Gorzkie raczej tym, że ta córka o jej oczach nigdy się nie urodziła, nie tym, że nie układało się między nimi obecnie. — Może i coś w tym jest… ale co wtedy? Do końca życia poczucie winy za to, że nie umiesz o własnym dzieciaku myśleć tak, jak byś chciał? — Jego mina również wyrażała głębokie: no pojebane.
On w przeciwieństwie do przyjaciela wciąż jeszcze żałował. Trwał w jakiejś naiwnej myśli, że gdyby to dziecko się pojawiło, to by się między nim a Tessą nie zepsuło. Wszystko potoczyłoby się inaczej, tak?
— Daj mi coś mocniejszego, a daj — zachęcił Woody, wstając chwilę po Harrym. Zebrał po drodze puste talerze i z oczyma zmrużonymi od jaskrawego kuchennego światła poczłapał za nim. — Tylko się nie dziw potem, jak ci zalegnę na noc na kanapie. Tak żeś mnie utuczył, że się już teraz ledwo ruszam. No ale co ci powiem: delicje.
Longbottom złożył talerze w zlewie i zakręcił się za plecami Abbotta, aby zobaczyć ów jabłecznik. Jak na jego gust, to zjadłby i bez sosu waniliowego, ale jeśli mogło być jeszcze lepsze, nie zamierzał odwodzić kumpla od słodkiej modyfikacji.
— Krój, nie żałuj mi. Swoją drogą, spójrz na mnie, Harry, bo nie wiem, czy zauważyłeś. — Woody stanął za Abbottem, rozkładając szeroko ręce na boki, aby lepiej zaprezentować swój strój. — Wiesz, co to jest? — Miał na sobie sweter, który niewątpliwie przedstawiał rybę wyszytą na piersi. — Dostałem od skurwysyna Moody’ego na Yule. Kara za tego jazgarza, co mu wyrzuciłem w krzaki ostatnio. — Rzeczywiście, jak się przyjrzeć, ryba przypominała nieco jazgarza. — To ma mnie uczyć szacunku do żywego stworzenia. Ale ja ci powtarzam, co i jemu mówiłem: jazgarz to chwast, to szkodnik, żarłby ino ikrę i przez niego ryb mniej.


piw0 to moje paliwo
Potężny komunista
Mała, Twe spojrzenie to jest pierwsze wykroczenie.
Duży mężczyzna; ponad 180, szeroki i kanciasty. Najpierw do pomieszczenia wchodzi jego wąs, a potem on sam. Jasne oczy, trochę zmarszczek i szeroki uśmiech ukazujący zęby. Wygląda jakby ubrał na siebie przypadkowe ubrania znalezione w second-handzie, mugolskie bluzy, czarodziejskie płaszcze i czasami krzykliwe kolory. Lubi turkusowe marynarki i szpiczaste dekolty, nie stroni od rozpinania koszuli i pokazywania włosów na klacie. Pachnie świeżymi bułkami, cydrem i kocimiętką; po nocnym wypadzie do baru głównie jabolem.

Harrier Abbott
#3
10.10.2025, 01:19  ✶  
- Wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziany. Jakbyś potrzebował zalegnąć na kanapie dłużej, bo trawienie tak dobrego jedzenia to złożony proces, to również nie mam nic przeciwko - zapewnił uśmiechając się szorstkością wąsa. Longbottom nie mógł jednak dostrzec nostalgicznego smutku i zrezygnowania zaklętego w oczach Harriera. Ile by oddał, aby zawrócić czas i spędzić z żoną więcej dni, opuścić czarodziejski świat, zamieszkać w z nią w mugolskim Londynie, nie popadać w pracoholizm. Ale z drugiej strony, czy wtedy poznałby Sonique? Jak miałby pomóc temu dziecku, jakby w ogóle nie dołączył do Brygady? Poza tym, widok Aarona wprawnie poprawiającego błędy na raportach niczym przedszkolanka ze świecową, czerwona kredką było jak świeża kawa od małżonki w niedzielny, leniwy poranek - starszy auror robił to z taką pasją, że od samego patrzenia można było wskoczyć o poziom wyżej w umiejętności pisania raportów.
- Zrobisz co chcesz, wiadoma sprawa, ale czy czasem nie lepiej odstawić nerwy na bok? Duma dumą, czy co tam, ale w ostatecznym rozrachunku, komunikacja jest podstawą. Tak nam mówili na terapii małżeńskiej zanim żona mnie zostawiła - zaśmiał się gorzko ze swojej marnej próby przemowy motywacyjnej - Ale wiesz, nie zniechęcaj się moim przykładem, u nas to była kwestia ... no wiesz, kurwa, żyć bez magii w świecie gdzie każdy czaruje to trochę przyjebane. I tak dalej - zakończył wypowiedź o wiele mniej dobitnie i charyzmatycznie niż początkowo chciał, marszcząc brwi na brak faktycznej puenty. Pora było zająć się tym diabelnie kuszącym smakołykiem z zebranymi w rodzinnym sadzie jabłkami, a nie pierdoleniem trzy po trzy.
Oczywiście, że sos waniliowy był obowiązkowy. Mocny aromat startej wanilii roztapiałby się na języku wraz z miękkimi jabłkami, gdyby nie fakt, że panowie postanowili znieczulić podniebienia procentami wina i brandy.
Wpakował apetycznie parującą cynamonem szarlotkę do miseczek. Jedna z nich, uszczerbiona, cieszyła oczy różowym paskiem z koślawo nakreślonymi, złotymi gwiazdkami; na dnie, po skończonym posiłkum na dzielnego zucha czekała niespodzianka - twarz disneyowskiego kopciuszka uśmiechającego się w wyblakłym, odręcznym rysunku kreślonym ceramicznym szkliwem. Skapnął łyżkę polewy na bok kruszonej powierzchni jabłecznika i sięgając wolną ręką po obiecane brandy, wręczył ją Woody'emu, odwracając się doń by podziwiać ukazany w pełnej krasie wędkarski sweter.
- Szacunku do żywego stworzenia? A temu co znowu strzeliło do łba? To kara śmierci nie jest już jego 'go to' w kontekście rozwiązań przestępczości? Do diaska, czy wędkarstwo go tak zmieniło? Muszę zacząć z wami częściej łowić, a nuż widelec złapie jakiegoś potężnego suma - lekka alkoholizacja winem wpłynęła na ilość myśli, którą chciał wyrazić w jednym zdaniu, ale nic poza tym. Potrzeba było o wiele więcej, aby powalić zahartowaną potęgę Harriera Abbotta niż sok z fermentowanych winogron.
- Ale sweter zajebisty, ręcznie kurde robiony - dotknął materiału, oczami eksperta i stałego bywalca lumpeksów taksując jakość - Posłuży ci, winszować kunsztu, przemawiałaby przeze mnie zazdrość, gdyby nie fakt, że sam byłem zadowolony z mojego prezentu. Może powinniśmy wiesz, mieć matching sweterki, tak dla zasady? Klub rybiarski. Nie, sory, wędkarski, tak to się zwało - nim wziął do ręki też swoją miskę, nie tak wspaniałą jak księżniczkowa, wręczona Woody'emu, otworzył butelkę i machnął różdżką na przyniesione przez Longbottoma naczynia, aby te zaczęły same się zmywać.
- Cho, klapniemy sobie na kanapie, czuje jak żołądek ciągnie mnie ku parkietowi - poklepał przyjaciela po ramieniu i ruszył na powrót do salonu, aby podlać szkło alkoholem i zrobić to, co zapowiedział, jeść ciasto na kanapie.


“There is nothing noble in being superior to your fellow man; true nobility is being superior to your former self.”
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Woody Tarpaulin (663), Harrier Abbott (1080)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa