18.09.2025, 11:13 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.09.2025, 11:15 przez Millie Moody.)
21.09 wieczór
mieszkanie Peregrinusa - konkretnie jego łazienka
mieszkanie Peregrinusa - konkretnie jego łazienka
Ta pierdolona wanna nadal tu stała jak gdyby nigdy nic.
Czarne wody płodowe kolejnej przeżytej śmierci dawno zostały uprzątnięte. Pozostawało mgliste wspomnienie roztrzęsionej duszy, która łapczywie domagała się miłości.
Peregrinus poskąpił jej wtedy uczucia, które próbowała w niego wyśnić. Ziemista cera, czarne loki, zmęczone spojrzenie, łagodny uśmiech... Ile z tych cech odnajdowała w ciepłym gnieździe, jakie uwiła sobie w ostatnich dniach na poddaszu Księżycowego Stawu?
– Zajebiste masz te włosy. – Szczupła dłoń bezceremonialnie zatopiona w lokach badała ich sprężystość, dwutorowo myśląc o tym, że para klątwołamaczy, którym dziś poskąpiła swojego towarzystwa mogłaby bardziej zadbać o siebie. – Jak robisz, żeby były takie... takie elastyczne? Nakładasz na to jakieś gówna od Potterów? Moja wiedza o włosach ogranicza się do szamponu po którym wyrastają kaktusy. Cały czas ktoś podrzuca to gówno, ostatnio już myje się szarym kurwa mydłem, bo nie można ufać sprzedawcom totalnie. – inspekcja pani magipolicjantki przeszła w stronę buteleczek.
Normalna wizyta, tak inna od roztrzęsionej Moody, którą pożarła ziemia. Od Moody, która dopiero po wszystkim pozwoliła czuć sobie to wszystko. Został jej Aniołem Umiarkowania. Czy dziś miała szansę być jego Mocą? Mało wyglądał na lwa, choć jego grzywa przedstawiała się nie mniej imponująco. Zaraz zaraz, czemu właściwie wpadła z tą wizytą? A tak... miała sprawdzić czy kuzyn nie sprzedał duszy diabłu. Ale to mogło poczekać. – Czy to... olej? To nie powinno być w kuchni? – Ujęła słoiczek i zaczęła go uważnie oglądać. Krótkie włosy powoli odrastały, wciąż jednak niezmiennie były proste jak druty. Złociste oczy ześlizgiwały się po napisach, ale nie ogarniała z tego zbyt wiele, a właściwie to całkiem nic, bo spośród wszystkich rzeczy z których była beznadziejna, z tej przodowała we własnej ignorancji.
Stuknęła dwukrotnie palcami w wieczko i przeniosła nań pytające spojrzenie. Już nie blada. O nie. Rumiana. Jej policzki zapełniły się od regularnych posiłków, spania i aktywności fizycznej (gimnastyki akrobatycznej na miotle, podczas malowania stropu).
Pożar zdecydowanie jej służył.
Zdawała się bardziej żywa niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich lat.