20.12.2022, 16:24 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2023, 14:00 przez Morgana le Fay.)
Rozliczono - Fergus Ollivander - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
Miał wrażenie, że smród miasta całego go omiata, przyklejając się do spoconej skóry i pozostając tam nawet wtedy, kiedy nos się do tego przyzwyczaił. Potrzebował orzeźwienia, a jedyne, co zyskał, to uczucie jeszcze większego zaduchu.
Wyszedł tylko na chwilę, „pozałatwiać sprawy”, a nigdy nie wrócił do sklepu, zostawiając ojca w świadomości, że po prostu kolejny raz olał robotę W gruncie rzeczy właśnie tak było w chwili, gdy unikając znajomej twarzy skręcił do Dziurawego Kotła, a potem jak gdyby nigdy nic przeszedł przez drzwi prowadzące na drugą stronę Londynu. Tam nikt go nie znał, mógł być tym, kim tylko chciał, ale ostatnimi czasy nie miał siły na walkę z samym sobą. Po prostu szedł, nie wiedząc, dokąd zmierzał, aż w końcu nie miał pojęcia, gdzie się znajdował. Spacer miał pomóc, a tylko pogorszył sprawę. Nie chciał już zostawać z własnymi myślami, z tęsknotą palącą w gardle i lodowatym strachem próbującym go otrzeźwić.
Zrezygnowany wrócił tam, gdzie zaczął: na tę krótką, boczną uliczkę skrywającą Dziurawy Kocioł. Minął kilka samochodów, w których nie potrafił określić nic z wyjątkiem ich barwy. Wiedział, że ministerstwo miało takich kilka do użytku pracowników, ale nigdy nie miał okazji zobaczyć ich z bliska. Może dlatego, że trzymał się od tego gmachu z daleka. Minął stary plakat reklamujący Hunky Dory Bowiego. W połowie zerwany, z kolorami wyblakłymi od słońca. Kiedyś mu się zdawało, że mógł być czarodziejem ze swoimi jaskrawymi włosami, pstrokatymi strojami i piosenkami o wędrówkach na Marsa. Sprawdził i znalezienie odpowiedzi nijak go nie usatysfakcjonowało. Ot, kolejny mugol, którym mógł się zachwycać w tajemnicy przed czarodziejskim światem.
Wewnątrz Kotła panował gwar, w powietrzu unosił się zapach rozlanego piwa i śmiechy towarzystwa, które nijak go nie interesowało. Ktoś głośno chrapał, leżąc na barze i nie reagując na uderzającą go w głowę chochlę, którą kierowała w jego stronę różdżka właściciela przybytku. Zignorował przedstawienie, szybkim krokiem przedostając się na stronę czarodziejską tak, jak kilka godzin temu w przeciwnym kierunku.
Musiał zająć czymś swoje myśli. Nie potrafił się skupić na pracy, nie łapał koncentracji w trakcie czytania. Uprzejme rozmowy nie sprawiały mu przyjemności, kiedy uśmiechał się sztucznie i potakiwał, próbując ukryć to, jak jego myśli krążyły w nieodpowiednim kierunku. Nie, potrzebował wrażeń i adrenaliny. A przebywanie wśród starszych czarodziejów relaksujących się wieczorem przy kuflu piwa lub szklance whisky mu tego nie zapewni.
Wcisnął papierosa do ust i drżącymi dłońmi go odpalił. A potem szedł, szedł i szedł, zaciągając się dymem. Obrócił głowę, mijając sklep ojca z obawy że ujrzy jego twarz w witrynie, choć ten już dawno pewnie wrócił do domu. Może nawet złapałyby go wtedy wyrzuty sumienia, a na to nie chciał sobie pozwolić.
Nogi same zaniosły go pod Wiwern. Trzask tłuczonego szkła, świst jakiejś pięści uderzającej w czyjś nos, smród czegoś mocniejszego niż zwykłe piwo. Zupełnie inne otoczenie niż przymilne puby wzdłuż Pokątnej i Horyzontalnej. I już miał wejść do środka, gasząc papierosa butem o ziemię, kiedy dostrzegł coś kątem oka. Zarys znajomej twarzy, o której zdążył już zapomnieć. Bo przecież ten dupek już dawno gryzł piach od środka! A może tylko się pomylił? Może to nie była wcale osoba, o której myślał? Sauriel, z którym podkradał rzeczy współlokatorom, szukając nowych płyt mugolskich zespołów. Sauriel, z którym zakradał się szklarnie, by palić poza czujnym spojrzeniem natrętnych profesorów. Sauriel, który co tydzień łamał sobie różdżkę i zawracał Fergusowi głowę, by nikt się nie dowiedział, że potrzebuje nowej. Ten sam, o którym myślał, że oberwał jakąś klątwą i został wrzucony do rowy po tym, jak po raz kolejny kierował się brawurą.
- Ty gnoju – warknął, idąc w jego stronę, nim zdołał ugryźć się w jęzor, a tym bardziej pomyśleć. – Nie żyjesz za to, że nie jesteś martwy.
Sam już nie wiedział, czy być wściekłym, czy po prostu zacząć się śmiać.