• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[25 marca] Pełen nadziei idziesz zrywać w zimie kwiaty dla swej królowej.

[25 marca] Pełen nadziei idziesz zrywać w zimie kwiaty dla swej królowej.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
08.02.2023, 13:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.05.2023, 11:29 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Victoria Lestrange - Piszę, więc jestem

Sauriel miał wiele wad. Pisałam to wielokrotnie i jeszcze napiszę nie raz. Tak samo jak Sauriel powtarzał to w kółko. Tak często, że sam zapominał, że oprócz wad istniały jeszcze zalety. Wygodniej zaś było o tym nie pamiętać. Każda zaleta mogła zostać wykorzystana przeciwko tobie - paradoks, co? Albo i nie - po prostu problem zakompleksionego człowieka, którego jebano przez całe życie, a kiedy już ktoś był z czegoś zadowolony to eksplorowano to tak, aż był całkowicie wydrylowany. Świat Sauriela nie był łatwym światem. Był tak zimny i okrutny, że nie chciał żadnych bliskich relacji, współczucia czy dobrych słów. Dobre słowa przypominały, jak bardzo mu ich brakowało. Życzliwość go rozmiękczała i sprawiała, że pragnął jej więcej. W jego głowie tkwiło przekonanie, że wszystko, co dobre, rozpada się i marnieje w jego dłoniach. Nawet jeśli tylko lekko go musnęło. Dlatego wolał trzymać się z daleka.

Eryk bardzo chciał, ale to BARDZO, żeby jego syn nauczył się teleportacji. Wiecie - każdy czegoś się boi. Sauriel naprawdę miał fobię przed teleportacją. Nie lubił nawet łączonej, ale w czyichś rękach jakoś mu to nie przeszkadzało tak bardzo. Ale gdyby miał próbować sam? Uczyć się? Ryzykować, że utknie w drzewie albo urwie mu rękę? Przerażało go to. I tak syn z ojcem nie mogli się dogadać od lat. Tylko że o ile kiedyś jeszcze można było nad tym przejść, tak coraz bardziej i bardziej było niewygodne to, że pies gończy Śmierciożerców był tak niemobilny. A on chciał chuja na to kłaść. Więc Eryk kładł na to dłoń. Jakkolwiek zboczenie by to nie zabrzmiało - zboczone nie było. Chyba że w punkcie, w którym ten dom nie mógł przetrwać bez rękoczynów. Ale teleportacja to była tylko wychodna awantury o to, że wrócił dopiero nad ranem śmierdząc alkoholem.

Wiedział, że przesadził wczoraj na cmentarzu. Tak srogo. Owszem, intencją pozostawał komplement, nie zamierzał jej obrażać, ale był zwyczajnym chamem. Tak do przesady. Pozwolił sobie na zbyt dużo, podczas gdy Victoria była jednak damą, nawet jeśli zbaczała z tej ścieżki damy i poddawała się magicznemu, jak to w szkole określali, "złemu wpływowi Sauriela". Wiedział, że zachował się jak świnia, wiedział, że na plaskacza zaśłużył, a nawet i drugiego by jej pozwolił dzisiaj zasadzić. Chociaż po pierwszym zwykł mówić, że "zasłużyłem, ale przy drugim połamię ci ręce". Do Victorii tego nie powiedział. Bo nie miał intencji robienia jej krzwydy.

Sauriel zjawił się w domu Victorii pukając. Otworzyła mu matka Tori, zdziwiona nieco, ale chyba nawet zaciekawiona. Zapytał więc grzecznie, czy Victoria jest, czy mógłby się z nią spotkać itepe itede. Całe te nudne formułki, przy okazji pytania o samopoczucie, pochwalenia domu, który nawet mu się nie podobał i tak dalej, i tak dalej. Nie miało znaczenia, co myślisz, póki mówiłeś odpowiednie rzeczy. Oddczuwał lekkie napięcie z jednego powodu - bał się, naprawdę bał, że Victoria nie będzie się z nim chciała zobaczyć. Kobieta zaprowadziła go do małego saloniku, idealnego do przyjmowania gości na południową herbatkę, chociaż nie było południa - był wieczór. Kiedy kobieta poszła po Victorie, napięcie rosło proporcjonalnie do czekania. To wpędzało go w ponury humor, a w jeszcze paskudniejszy zaczął wpędzać go jego własny mózg nadając, że wymyślił sobie beznadziejne przeprosiny, że był śmieszny i że może jeszcze zmien... zanim dokończył myśl, że może lepiej zmienić zdanie i się wycofać z pewnej części przeprosin, Victoria przyszła.

Sauriel wstał z kanapy. Nie miał na sobie garnituru, ale był ubrany dość elegancko. Koszula, na niej kamizelka, proste spodnie. Zdecydowanie nie jego "wyjściowy" strój, a pisząc to mam na myśli ramoneskę i całą resztę tego beznadziejnie taniego stylu. Za to stylu, który idealnie podkreślał jego charakterek.

- Cześć, Tori. Przyszedłem przeprosić, tak szczerze tym razem, za mój beznadziejny tekst wczoraj. - Wyciągnął kwiaty, ale nie BUKIET. To znaczy - niby był to bukiet. Tylko że... złożony z tego, co ludzie raczej nazywają chwastami. I wyrywają z ogrodów. Połączenie niebieskich chabrów z fioletowymi dzwonkami i złocistymi kaczyniecami. Z pojedynczymi wypełniaczami. W tym trawą. Tak, trawą. Bo Sauriel uznał, że trawa musi być, skoro dodawali ją też do zwykłych bukietów. - Tylko nie rób wykładu, że za dużo albo za mało kwiatków, bo kurwa już się pogubiłem ile ich miało być, ile nie i cała ta... reszta. - Wyciągnął do niej te kwiaty jak dziecko, które szybko chce dać i pochwalić się swoim prezentem dla rodzica, ale się kompletnie tego wstydzi. Bo tak było, z tą różnicą, że nie uważał Viki za swojego rodzica. - Nie chciałem cię obrazić, to był chamski komplement. Powiedzenie, że nie na miejscu to niedopowiedzenie no i... wiesz, jesteś piękną kobietą. Tylko niestety... ja jestem martwy. Jednym z pakietów tego faktu jest brak odczuwania podniecenia. - Zwinął na moment wargi i wzruszył ramionami, wsadzając dłonie do kieszeni. - Kupiłem ci pralinki.


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#2
08.02.2023, 20:04  ✶  
Nie spodziewała się, że tego dnia zjawi się tutaj Sauriel, choć kłamstwem byłoby powiedzenie, że po cichu na to nie liczyła. Nie chciała między nimi takiej atmosfery – takiej, czyli napiętej. Takiej, czyli z poczuciem urazy i bólu, bo ten zdecydowanie wczoraj wystąpił. I była o to na siebie zła, że w ogóle wzięła to do siebie, że przejmuje się gadaniem takiego chama (i prostaka). Ale czyim gadaniem miała się przejmować jak nie akurat jego? Mężczyzny, który – o ile nic się nagle nie zmieni (i śmierć ich nagle nie rozłączy, heh) – miał być jej codziennością? Może mogliby prowadzić dwa różne życia, będąc małżeństwem tylko na papierze, ale Victoria czegoś takiego dla siebie po prostu nie chciała. Skoro już miała w to wszystko wejść, nawet jeśli z przymusu, to mogli chociaż być dla siebie dobrzy, a nie tylko pogłębiać to uczucie beznadziei i samotności. Tym niemniej ona przejęła się jego pijackim gadaniem, obrażaniem jej, tylko trochę mniej pijanej i po słusznej złości, która poprowadziła jej rękę do jego policzka bynajmniej nie w czułym geście, kiedy złość się wypaliła, poczuła dojmujący smutek. Że jest jakimś… obiektem. Klaczą rozpłodową, jak to ujął Sauriel w pierwszym zdaniu, jakie do niej kiedykolwiek będąc sam na sam wypowiedział.
Przyszły narzeczony czy nie… należał jej się jednak szacunek, jakkolwiek sprawa by nie wyglądała i jakie były fakty i oczekiwania w stosunku do niej, do nich. Mało brakowało a by się popłakała po cichym powrocie do domu – a to był już z pewnością wpływ zbyt dużej ilości alkoholu.
Dzisiaj zaś, by zająć czymś swoje rozedrgane myśli, zaszyła się w piwnicy, chcąc zrobić dla siebie zapas eliksiru, by jakiś radzić sobie z uderzająca bezsennością. Zwłaszcza po tak kiepskim tygodniu jak ten, który właśnie mijał. To i chciała też zrobić kilka innych eliksirów, tak na wszelki wypadek. Aurorom zawsze mogło się przydać posiadać kilka z nich w zanadrzu. Zresztą… naprawdę miała też na myśli to, o czym mimochodem rozmawiała jakiś czas temu z Saurielem i czekając pomiędzy kolejnymi etapami warzenia eliksirów, przeglądała księgi wypożyczone z biblioteki, szukając czegokolwiek na… taki ból. Dla niego. Czy bardziej dla niej…?
Więc nie spodziewała się, choć miała nadzieję… jednak zaskoczona, kiedy matka jej przeszkodziła i powiedziała w czym rzecz, wyszła na górę, na parter, żeby dostać się do małego salonu – znanego już zresztą Saurielowi. Zdążyła mu się tylko bardzo pobieżnie przyjrzeć (i zauważyć, że bardzo mu pasował ten strój, mimo wszystko), kiedy mężczyzna wstał i zaczął gadać, jakby chciał to zrobić, zanim się rozmyśli. Urwał, ona chciała mu odpowiedzieć chociaż "cześć", ale wtedy wyciągnął zza pleców…
Coś czego spodziewała się chyba najmniej.
KWIATY.
Dostawała od niego bukiety, a raczej z jego rąk, ale nie od niego – podobały jej się, ale były po prostu gestem grzecznościowym. Ale to… TO. Wiedziała na pierwszy rzut oka, że kwiatki zebrał sam. Że zadał sobie trud. Że w jakiś tam sposób się starał, a nie poszedł na łatwiznę. I wiedziała, że to było coś na czym mu zależało. Zupełnie oniemiała, zapomniawszy języka w gębie, wyciągnęła do niego ręce, żeby odebrać ten bukiet – daleko mu było do idealnego, nawet do dobrego, ale… znaczył bardzo wiele. Nawet jeśli ilość kwiatów się nie zgadzała. Victoria przyjęła go i po prostu się w bukiet zapatrzyła, zupełnie nie kontrolując już teraz mimiki twarzy, a uśmiechnęła się leciutko, jej chłodny wyraz twarzy zdecydowanie się ocieplił. I wtedy Sauriel zaczął paplać dalej, żeby nie robiła mu wykładu, bla bla bla… i kiedy ona po prostu uśmiechała się do kwiatów i nawet je powąchała, gadał dalej.
Dopiero teraz uniosła znad chabrów spojrzenie i spojrzała na Sauriela. Ważąc w głowie jego słowa. Miłe, tak, ale… Smutne. Tak po prostu smutne. Znaczące ni mniej, ni więcej, że to ich życie będzie jeszcze trudniejsze, niż to się już zapowiadało. Ewentualnie mówił tak, bo nie wiedział jak inaczej jej powiedzieć, że mu się nie podoba.
- Dziękuję za kwiaty, dla mnie są piękne – powiedziała w końcu, mocniej ścisnąwszy dłoń na kwiatach. - Przeprosiny przyjęte… – dodała też i spróbowała się już kontrolowanie uśmiechnąć, ale ten uśmiech był już… wyraźnie smutniejszy. Jakiekolwiek intencje miał – nie zmieniało faktu, że było to dla niej smutne, albo po prostu przykre. Na tyle, że jakaś kolejna myśl zawitała do jej głowy, mówiąc znowu, że po co ten ślub, skoro i tak nigdy nie będą mieć ze sobą dzieci. Co to zmienia, co ma na celu i… nie podziękowała więc za ten komplement. Bo jak? "Dzięki, szkoda że cię nie pociągam". Albo "dzięki, taki mi przykro że raz umarłeś"? Ten smutny uśmiech musiał więc… wystarczyć. - Próbujesz mnie przekupić czekoladkami? – zapytała jednak, odkładając na później rozmyślania o tym, co dopiero jej powiedział.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
08.02.2023, 21:11  ✶  

Gadał szybko, tak -żeby się jednak nie rozmyślić. Żeby na tej jednej fali powiedzieć wszystko, co należało powiedzieć. Co chciał powiedzieć. Bo należało... no tak, wiele rzeczy robić należało, kiedy się nabroi, ale Sauriel je wtedy robił tak o - na odwal się. Zrobić i tyle, bez żadnej finezji i żeby było wiadomo, że nie robi tego wcale w dobrych intencjach. Ale tutaj intencje były jak najbardziej szczere. Poniosło go po pijaku, nie było sensu się usprawiedliwiać, bo nie było czego usprawiedliwiać. Natomiast też chciał, żeby wiedziała, że jego tekst nie miał na celu rzucenia jej błotem w twarz. I naprawdę uważał, że miała ładne usta. Do całowania. - Tak by uznał ongiś. Teraz też tak pomyślał, tylko że pocałunki były... co najmniej puste. Takie same jak obieranie ziemniaków czy przecieranie kurzu z szafki, bo się go trochę zebrało. Po prostu - trywialne. Tak samo miała fajne cycki i fajną pupę, no miała. I co z tego? Miał tylko nadzieję, że te uroki wykorzysta i znajdzie sobie kogoś, kogo naprawdę pokocha. Ale to pewnie wszystko z czasem. Na razie nawet nie byli narzeczeństwem.

Miała dziwną minę. Bardzo specyficzną. Jakby ogarnęła ją melancholia, wzruszyły kwiaty, jakby pozwoliła sobą poruszyć w tę najsłodszą ze stron, a jednocześnie poczuła niesamowity smutek. To była niezwykła mieszanka. I niezwykle wyglądała na jej nieprzeciętnie urodziwej twarzyczce. Cieszyła się z kwiatów, to widział na pewno.

- Wy tam jakąś trawę zawsze wsadzacie to też włożyłem... - Mruknął, łapiąc za jeden z listków, jakby wymagało to pokazania, co dokładnie miał na myśli. A nie wymagało. - Prawda?! - Otworzył nieco szerzej oczy, kiedy powiedziała, że jest piękny. To jest - dla niej piękny. Jemu się podobał bardziej niż te układane przez Anne. I jej ewidentnie też. Widział to po jej spojrzeniu. - Mówię to za każdym razem matce jak wyrywa te kwiatki z ogrodu, to się upiera, że to chwasty. Ignorantka. - Pacnął palcem kwiatuszek i cofnął swoją dłoń z powrotem do kieszeni. - Bardziej bukietem, ale obrałem sobie za cel kupowanie ci słodyczy zamiast kwiatów. Ocipiałbym, jakbym miał ci dobierać bukiety. Albo prędzej zawału serca by kwiaciarka dostała, jakbym jej machał palcem przed twarzą: tylko spróbuj źle policzyć kwiaty... - Uśmiechnął się nieco pod nosem, chociaż trochę smętnie. Widział drugą rzecz, która chyba teraz do niej dotarła, albo... nie był pewien, co myślała i co dokładnie odczuwała, ale wiedział, że dotyczyło to tego przykrego tematu. Dla obu stron. - Przepraszam. Naprawdę bardzo cię przepraszam. - Powiedział ciszej, obracając wzrok do okna i ściągając nieco brwi. Było mu żal. Siebie. Jej. W tej krótkiej chwili było mu żal całego świata, ale to nic. To nic, bo żal niczego tu nie zmieniał. Spojrzał z powrotem na Victorie. Był poważny. Tak jak zaczął mówić, tak i teraz. A to nie był wcale częsty widok w jego przypadku. To też nie był ten rodzaj twardej powagi, że zaraz pierdolnie atomówka. Też się w końcu lekko uśmiechnął.
- Jeżeli byś chciała o tym... o czymkolwiek porozmawiać to się nie krępuj. - Naprawdę się starał, żeby to jakoś pracowało i działało. Lubił Victorię. Tylko jednocześnie nie lubił jej lubić. Nie chciał jej lubić. Albo inaczej - chciał ją lubić w normalnych warunkach. A jego świat był całkowicie nienormalny.


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#4
08.02.2023, 22:22  ✶  
Trudno było zaprzeczyć, że to będzie trudna relacja. Taka, która wymagała mnóstwa wyrzeczeń, ale również która będzie testować granice, przesuwać je, łamać… Uważała się za silną osobę, przynajmniej do tej pory, pogoń za czarnoksiężnikami wymagała w końcu stalowych nerwów, ale to nie był dom ani żadne więzy. One stały teraz przed nią i przepraszały za gówniarskie zachowanie i urazę, którą poczuła, ewakuując się z cmentarza bez słowa. To, że rano wysłuchała kazania niewiele zmieniło, bo tak – nie poszli do restauracji ALE spędzili ten czas razem, więc ostatecznie intencja została nienaruszona.
– Wypełniacz, to niekoniecznie trawa… - powiedziała to odruchowo, ale ugryzła się w język. Po pierwsze dlatego, że prosił bez wykładu, a po drugie – już mu to mówiła. Półtorej miesiąca temu. - Są piękne. Ale lepiej żeby rosły w swoim miejscu, a nie pomiędzy innymi kwiatami – w pewnym sensie były chwastami, bo zabierały witaminy kwiatom, które zostały w konkretnym miejscu posadzone i się nie dziwiła, że Anna je wyrywała. Ale nie znaczyło to, że te „chwasty” nie były urokliwe – bo były. A przede wszystkim zostały zebrane z jak najlepszą intencją i, ha!, od serca – tego samego, którego twierdził, że nie posiada. - Po prostu chcesz mnie utuczyć – to był żart, miał być żart, ale ton jakim to powiedziała… w połączeniu z tym smutnym uśmiechem niezbyt chyba wyszło tak, jak miało. Tak, dotarło do niej… poniekąd. W sensie o tym, że dzieci z tego nie będzie to wiedziała od początku i jakoś pomalutku się z tym godziła. Tyle, że ludzie mieli jakieś tam swoje potrzeby tak czy siak, nie miała pojęcia jak to będzie, ale dopuszczała przecież myśl, że nawet pomimo braku dzieci, to pewnie to małżeństwo będzie wyglądało… może mniej standardowo biorąc pod uwagę łaknienie krwi, ale na tyle normalnie na ile się będzie dało. Na pewno nie chciała być jakąś… kulą u nogi. Niechcianym elementem. Kimś, na kogo patrzenie wywołuje wewnętrzny ból. Chciała być adorowana, oczywiście, że tak. Chciała chcieć wracać do domu. Chciała być w nim chciana, oczekiwana. Chciała się podobać. Chciała tego ciepła, którego tak brakowało przez całe życie. Z pewnością jednak nie chciała małżeństwa na papierze, nazwiska zamiast obecnego, i życia z jeszcze kimś innym.
Znowu nie wiedziała co ma mu powiedzieć. „Nie ma za co”? „Nic nie szkodzi”? To nie była przecież prawda. Tyle, że te przeprosiny nic nie znaczyły – a miała wrażenie, że Sauriel teraz mówi o czymś innym niż wcześniej. Tym bardziej, że już mu powiedziała, że przyjmuje przeprosiny, bardzo więc nie sądziła, że akurat on ciągnąłby dalej temat, który już jest skończony. Nie był tłukiem, to już wiedzieli, a ona nie chciała też obrażać jego inteligencji i walić teraz głupa, i pytać „hihih, ale za co, Sauriel?”. Nie. Zamiast tego westchnęła wyraźnie, spuściła z niego spojrzenie i na dwie sekundy, tylko na tyle, przymknęła oczy. Musiała czymś bardzo obrazić opatrzność, skoro tak ją teraz karała. Najpierw jeden narzeczony, z którym nawet nie mogła wytrzymać. Teraz drugi, którego polubiła, a…
Wszystko szło nie tak jak miało.
Albo to może przez brak dostatecznej ilości snu?
- Potrafię mieć tysiąc myśli na sekundę, ale nie wszystkie nadają się do wypowiedzenia na głos – wiele razy już zastanawiała się o różne kwestie związane z wampiryzmem Sauriela na przykład. Z kompletnie naukowego punktu widzenia – a przecież żadnym naukowcem nie była. Była za to bardzo ciekawa. Sądziła jednak, że nie o tym mówi teraz Sauriel. - Nie wiedziałabym nawet od czago zacząć – uśmiechnęła się leciutko. - Jak nie masz nic lepszego do roboty to możesz posiedzieć ze mną w piwnicy, może mnie przy okazji natchnie – na zadanie jakiegoś pytania oczywiście. Nawet się nie zreflektowała jak dziwnie to musiało brzmieć. - Jestem właśnie w trakcie warzenia eliksirów, powinnam ich przypilnować – nie wyganiała go, wręcz przeciwnie. To była raczej sugestia, że może z nią trochę czasu spędzić… o ile w ogóle chciał. Miała wrażenie, że jak teraz zostanie sama, to naprawdę się rozklei, co będzie poniżej jej godności.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
10.02.2023, 15:19  ✶  

- Wiem, wiem. - Machnął lekko ręką, ale nie po to, żeby ją zbyć, tylko tak odruchowo, bardziej na swoją gapowatość. Tak, to akurat zapamiętał. - Ale ta trawa była najprostsza w organizacji. - We wsadzaniu jej tam? W... tym, że zapadła mu w pamięć? Jak myślał o tych wypełniaczach to jednak widział: TRAWA. A oprócz magicznego "trawa" były jeszcze jakieś habzie, co już podchodziły pod kwiatki. Nie znał się, przecież teraz nie zamierzał zamieniać się w znawcę kwiatów i bukietów. Florystyka? Tak, chyba tak to nazywała Anna. - Dobrze, dobrze, jak tam chcecie. Dla takiego laika to za trudne do pojęcia. - Trochę sobie żartował, no bo czego tu nie rozumieć. To jak z hodowaniem marchewki - jak na tym polu pojawi się kwiatek to jednak się go pozbywasz, bo chcesz wyhodować konkretnie marchewkę. W taki łopatologiczny sposób tłumaczył to mózg Sauriela.

Przechylił tak głowę z lewa na prawą, uśmiechając się pod nosem na to wspomnienie, że chce ją podtuczyć. Już o tym rozmawiali na cmentarzu, więc teraz rzucił ciche "możeee", ale nie na tyle ciche, żeby ona tego nie dosłyszała. Jak kiedyś powie, że ma dość słodyczy na "x" czasu to przestanie, ale na razie miał wrażenie, że jej się to podoba. Niby żartowała z tuczenia, ale przecież jej smakowało. Chyba. Aktualnie był na etapie sprawdzania, co jej smakuje najbardziej. Więc i przynosił jej ciągle inne rzeczy. Pomijając babeczki, które wiedział, że są jej ulubionymi. Natomiast kierował się tu przedstawioną przez siebie filozofią - że świat trzeba eksplorować. No, sam miał teraz całe setki lat na tę eksplorację. O ile dożyje. Bo jakoś w to wątpił, skoro był żywą tarczą dla Śmierciożerców.

- Mów co ci bardziej albo mniej smakuje. Zamierzam cię przeprowadzić przez kulinarną, słodyczową podróż. - Może już zauważyła, a może nie, ale teraz dostała kawę na ławę. Kobieta zaczytana w książkach - mógł więc kawałek świata przynieść do niej, prawda?

- Zbierałem kwiaty, jeśli wybaczyłaś po pierwszym bukiecie to nie, już nic ambitniejszego do robienia nie mam. - Jeszcze pozostawała opcja, że wróci na łączkę i zacznie zrywać kolejne kwiaty, na których osiadły wieczorne krople wilgoci zbierającej się na dzikich polanach. Wyglądało na to, że mógł sobie darować. Natomiast pojawiło się hasło o piwnicy i Sauriel uniósł jedną brew wysoko do góry, patrząc na nią spojrzeniem, które mieściło w sobie naprawdę wiele pytań i braku zrozumienia co do tej propozycji. Na szczęście Victoria sama się zreflektowała od razu, bo nawet nie był pewien, od czego miał zacząć pytania i czy to w ogóle było jakieś... dziwne zaproszenie, którego powinien się absolutnie obawiać. - [a]Aaaa, jasne. Postaram się niczego nie dotykać.

- POSTARA się. Ale nie mógł obiecywać. Jego ciekawość była jednak zbyt mocna. Za to nie zamierzał wtykać paluchów w eliksir. Nawet nie wiedział, co też ona warzyła. [/a]


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#6
11.02.2023, 01:41  ✶  
- Wiem. Nie chciałam ci truć – to było przyzwyczajenie, w którym automatycznie zadziałała i odpowiedziała dość mechanicznie, zanim do mózgu doszedł zdrowy rozsądek i mu nie powiedział „ej, nie musisz mu tego mówić, bo to NIC NIE ZMIENI”. Bo nie zmieni – a Victorii nie chodziło o to, by w ten sposób chcieć zmienić Sauriela. Wzajemny wpływ na siebie był nie do pominięcia i była pewna, że oboje go będą mieli w jakiś sposób, zresztą już byli na etapie docierania się i nakreślania granic. I przesuwania ich. Ale na pewno nie chciała zmieniać tego, kim był. Czyli kimś, kto nie zwraca uwagi na kwiaty w ten sposób… bo wiedziała, że zanotował w głowie pewne wiadomości o niej i się… postarał. A przecież nie musiał. - Podoba mi się, naprawdę. Dziękuję – ten samodzielnie zebrany i skomponowany bukiet znaczył znacznie więcej niż taki zrobiony przez profesjonalną florystkę. I to mimo tego, że nic nie kosztował – a przynajmniej nie pieniędzy, bo na pewno czasu i wielu myśli, by jakoś go ułożyć. A kolorystycznie do siebie pasował wręcz zaskakująco! Victoria się uśmiechnęła, wydobyła z kieszeni różdżkę, i tak jak podczas ich pierwszego spotkania, wyczarowała wazonik z wodą, do którego wsadziła kwiatki, za nic nie chcąc, by jej tutaj coś zaczęło więdnąć.
- Ach tak? – wyglądała na lekko ubawioną, ale tak naprawdę to była zaskoczona i trochę rozczulona jednocześnie, że Sauriel w ogóle zadawał sobie trud związany z testowaniem co lubi, a czego nie. Co jej bardziej smakuje, a co mniej. Nie sądziła, by była w tym zła wola. - W porządku. Tylko nie przynoś mi lukrecji, nie znoszę jej – odpowiedziała mu od razu, przyjmując od niego te pralinki. I nawet się do nich uśmiechnęła.
- Miałeś w zanadrzu plan B albo C? – zapytała zaciekawiona, bo to brzmiało, jakby brał pod uwagę, że kwiaty i przeprosiny nie wystarczą i że będzie się musiał bardziej nagimnastykować – a to oznaczało, że zajmie mu to czas. Posłała mu jeden dodatkowy uśmiech i odwróciła się do niego plecami, trzymając w ręce wazonik i czekoladki, łokciem otworzyła drzwi z saloniku na resztę domu – ten kawałek już znał – i poprowadziła go korytarzem obok większego, otwartego pokoju, nawet nie spojrzała na Isabellę, która siedziała tam i czytała książkę (chociaż teraz to zerkała na nich zza okularów do czytania). Popchnęła jeszcze jedne drzwi i poprowadziła go schodami w dół. Tutaj było już o wiele chłodniej. Jeszcze jeden korytarz, trzecie już drzwi i znaleźli się w średniej wielkości pomieszczeniu wypełnionym od podłogi po sufit szafkami i gablotkami – z pudełkami, słoikami itd. z różnymi, najpewniej, składnikami. Był tutaj mały, okrągły stolik w rogu i dwa wygodne fotele, najpewniej po to, by można było gdzieś odsapnąć, czekając na różne etapy warzenia eliksirów. No i – właśnie. Stało tutaj kilka różnej wielkości kociołków, pod którymi palił się ogień. W pomieszczeniu zapach bulgoczących cieczy mieszał się ze sobą.
Victoria od razu podeszła do stolika, na którym położyła (równiutko, na samym środku!) wazonik, obróciła go też odrobinę, by stał idealnie, obok położyła czekoladki i wtedy odwróciła się też do Sauriela. Na stoliku leżały też książki, wszystkie równo ułożone i zamknięte. Zresztą w pokoju było kilkanaście ksiąg na półkach.
- Tego lepiej nie tykaj – Lestrange założyła fartuszek, który jeszcze chwilę temu leżał przewieszony przez fotel, zapięła guziczki i podeszła do jednego z kociołków. - To mój eliksir nasenny – oto co tu gotowała. Ale reszta eliksirów wyglądała inaczej, więc spokojnie można było założyć, że nie wszystkie z nich były nasennym, by poradzić sobie z jej bezsennością. - Mam tu jeszcze eliksir odporności na ogień, pozwalający oddychać pod wodą… - zaczęła wymieniać, po czym zatrzymała się i zapatrzyła na Sauriela. - Ciekawe. Czy eliksir odporności na ogień pozwoliłby ci wytrzymać na słońcu – powiedziała i przekrzywiła głowę. Ona tego na ogień nie potrzebowała, ale wolała mieć zapas, w razie gdyby potrzebował go ktoś inny.
Victoria naprawdę miała milion myśli na sekundę w głowie. I miała mnóstwo pomysłów. Jakoś wcześniej jednak nie pomyślała o tym, by połączyć wampira i taki eliksir. Wiaodmo, nie działałby ciagle, tylko określony czas, ale… może…
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
11.02.2023, 23:00  ✶  

Nie chciał, by to odebrała, że w dupie ma co ma do powiedzenia, dlatego jej nie wypominał, żeby się przymknęła. Nie przyszło mu to do głowy. Chociaż jakby zaczęła tłumaczyć to pewnie by jej powiedział że słuchaj, no fajnie, gadaliśmy o tym, ale ja i tak nie zapamiętam. Niekoniecznie dlatego, że nie chciał. Były to interesujące ciekawostki żeby posłuchać raz, ale tak jak on jej nie zamierzał teraz tłuc po raz kolejny jakichś ciekawostek czy bzdurek historycznych, tak nie do końca chciał być edukowany o roślinach. Ciekawostki - tak. Edukacja? Nie. Mówili, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Sauriel śmiał się z tym nie zgadzać, ale potrafiła być bardzo frustrująca, to prawda. Nikt nie chciał mówić wprost ludziom: spierdalaj. No dobra. Sauriel chciał. Ale też nie wszystkim. Na przykład takiej Viki. Co za to chciał to to, żeby się jej naprawdę spodobało, więc hej - POSTARAŁ SIĘ. Były nawet związane, żeby naprawdę stanowiły bukiet, a nie były kilkoma habziami na krzyż, które latają każde w swoją stronę. No i dla niego - ten bukiet pachniał. Naprawdę przyjemnie pachniał. Miał nadzieję, że podzielała jego mniemanie w tej kwestii. Sauriel tworzył muzykę - układanie kompozycji wcale nie wychodziło mu źle. Od dziecka też widział matkę przy tym zajęciu - jednak coś tam widział i rozumiał, tak mimochodem po prostu. Więc nawet jeśli mógł dzielić kolory na "czarny, fajny i pedalski" to niektóre rzeczy do siebie po prostu pasowały. A kompozycja zawsze musiała mieć swoją odpowiednią ekspozycję. Takim sposobem nawet z polnych kwiatów dało się stworzyć coś pięknego.

- Jak będę ci miał przynieść coś tak pojebanego, co kucharzom się nie śniło, to uprzedzę. - Zapewnił, kiwając głową. Świat mugoli i czarodziejów miał pełno łakoci - lukrecja była jakimś porąbanym koszmarem! Bo przecież sam próbował różnych dziwnych rzeczy, włącznie z fasolkami. Ale fasolki spróbował raz. Dopóki nie natknął się na... na coś obrzydliwego. - Jak idziesz na wojnę to zawsze musisz mieć plan B. - Uśmiechnął się nieco pod nosem, zostawiając swój plan B jako tajemnicę. Najwyżej kiedyś wykorzysta go jako plan A. Albo pozostanie planem B dla innego planu A. Tak czy siak żartował z tą wojną, chociaż z kobietami to nigdy nie było wiadomo. Zwłaszcza, jak ci jednak zależy, żeby ci wybaczyła.

Przywitał się grzecznie z Isabellą, robiąc wrażenie jakże grzecznego dżentelmena, które to wrażenie prysnęło jak tylko wyszli za róg. Uśmiech numer pięć został zdjęty na rzecz strategicznego wyrazu zmęczenia i tego, co często mogło być brane za znudzenie. A było po prostu jego neutralnym wyrazem twarzy, kiedy nieszczególnie się na czymkolwiek skupiał. Za to skupił na piwniczce, która była miejscem warzenia eliksirów i różnych takich... ciekawych rzeczy. Jak obiecał - zaczął tykać. A nie, moment, obiecał, że tykał nie będzie. Ale tykał. To coś zmacał, to coś podniósł. Oczywiście nic jakoś bardziej niebezpiecznego, w końcu na jakichś tam zajęciach eliksirów bywał. I zaraz odkładał na miejsce.

- Masz problemy ze snem? - W sumie często wyglądała na niewyspaną. A nie gadali o tym? Nie był pewien. Wydawąło mu się że gdzieś to było napomknięte. Albo to był wniosek jaki już w głowie miał, ale nie pytał. - Pozwoliłby. Opowiadałaś o tej czarownicy, co się lubiła palić. Ojciec... Mój wampirzy stwórca opowiadał mi, że był taki wampir, co hasał sobie tak na wschody i zachody. Szybko go zabili, ale hasał. - Odstawił jakąś buteleczkę i zwrócił uwagę na to, czego miał nie tykać. Kociołek, w którym właśnie gotował się wspomniany eliksir. - Oddałbym wszystko za eliksir, który hamowałby głód. Ten wampirzy. To coś, co nas nie opuszcza. Nie jak u człowieka - najesz się i masz spokój. Nie. On ciągle jest i może tylko przybierać na sile. A czasem im więcej zjesz, tym więcej chcesz. Pojebane. - Patrzył ciągle na substancję w kociołku. - Na początku swojego nie-życia byłem raz tak zdesperowany że włamałem się do Munga. Niektóre mocne uspakajające eliksiry działały. Na trochę. - Dodał po przekrzywieniu głowy.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#8
13.02.2023, 00:24  ✶  
Nie miałaby nic przeciwko, jakby Sauriel znowu sypał jak z rękawa swoimi ciekawostkami wiedzy bezużytecznej choć może faktycznie niekoniecznie tutaj gdzie stali, przy bukiecie kwiatów i przeprosinach, skoro gdzieś tam w tle czekały na nią eliksiry, które wesoło bulgotały w kociołkach. Ale tam – czemu nie? Victoria uważała, że Rookwood potrafi bardzo ciekawie opowiadać, zresztą… lubiła go słuchać bądź co bądź, choć może trudno było w to uwierzyć biorąc pod uwagę ich początki.
- Na wojnę? – powtórzyła za nim i pokręciła głową z niedowierzaniem. Jaką znowu wojnę. Niby mówiło się, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone, ale mówić tu o miłości było zdecydowanym przerostem formy i w ogóle wszystkiego – wszak znali się ledwo ile… cztery miesiące. Z czego pierwsze dwa i pół było nienawistnie milczące, więc to zostawiało nas z półtorej miesiąca sytuacji, w której rozmawiali ze sobą normalnie i coraz chętniej. A to dokładnie tyle, co nic, tak naprawdę – ten czas. No bo też widywali się ledwie na kilka godzin maksymalnie, raczej nie więcej niż raz, góóóóra dwa razy w tygodniu. Albo w ogóle raz na dwa. - Koło wojny to nawet nie leżało – stwierdziła po prostu i westchnęła, leciutko rozbawiona, starając się mimo wszystko odsunąć na bok ten smutek, który chwilę wcześniej zagościł w jej sercu. Smutek, przykrość…
Isabella tylko kiwnęła głową, wszak chwilę wcześniej witała Sauriela w drzwiach zamiast skrzatki i odprowadzała ich wzrokiem, aż jej zniknęli.
- Chroniczna bezsenność – odpowiedziała, nie patrząc na niego za bardzo, kiedy tak zaczął dotykać wszystko co mu się napatoczyło pod rękę. Wydawało jej się, że już mu to mówiła, na – była tego wręcz pewna, ale po prostu powtórzyła, uznawszy, że wtedy pewnie miał to totalnie w dupie, bo mało go obchodziło co się z nią dzieje. - Często się budzę. Śnią mi się głupoty, albo w ogóle nie mogę zasnąć i jak prześpię dwie godziny to jest cud – nie mówiąc już o tym co się działo, jeśli przychodziło jej spać nie w swoim łóżku – o dramat. Wiedziała, że gdy przeniesie się z tego domu do nowego to na początku to będzie dla niej prawdziwa katorga, nim jakieś łóżko nie uzna za swoje i będzie w stanie tam zasnąć. - Jakiś czas można tak pociągnąć, ale mało to zdrowe, więc… czasami muszę sobie pomóc eliksirem jeśli nic innego nie zadziała – mogłaby kiedyś spróbować kadzideł nasennych, podobno też były dobre. Victoria bardzo się bała, że się kiedyś tak przyzwyczai do eliksirów nasennych, że przestaną działać. - Och… ciekawe. Może to jakiś krewny tamtej czarownicy? – bardzo to spektakularne, tak wchodzić w ogień i nie umierać od niego, prawda? A taki wampir odporny na słońce…? Jak maszynka do zabijania, której nic nie powstrzyma. - Więc masz dwóch ojców? – zażartowała sobie teraz, bo nie trudno zauważyć, że wyrwało mu się o ojcu, a zaraz się poprawił. Zaczęła się teraz zastanawiać, czy wcześniej mówiąc ojciec mówił o nim… bo jakoś automatycznie sądziła, że o Eyrku. I znowu to wróciło, pytanie kiedy został przemieniony. Jak. Dlaczego.
- To musi być tylko krew? Ludzka? A co ze zwierzęcą? Może da się jakimś cudem osiągnąć sztuczną. Wydawało mi się kiedyś, że któraś cukiernia reklamowała krwawe lizaki, ale wtedy mało się tym interesowałam – ostrzegała go, że ma milion myśli na sekundę i prawdę mówiąc to było ku temu naprawdę blisko. Współczuła mu, tego że musiał odczuwać ten ciągły głód. - Uspokajające, hmmm… to brzmi jak jakiś trop… – Victoria wyraźnie się zamyśliła, kiedy tak stała nad kociołkiem, przerywając na moment mieszanie. - Przepraszam. Podchodzę do tego bardzo naukowo, choć żaden ze mnie wynalazca, po prostu bardzo wiele rzeczy mnie ciekawi. I zwyczajnie chciałabym ci pomóc – może jej kuzyn, William, miałby jakiś pomysł jak, heh, ugryźć temat. - Nie myśl sobie, że ci się narzucam, w sensie mam nadzieję, że tak tego nie odbierasz – ostrzegała go też, że ma mnóstwo pytań. Tylko nie każde nadawało się na to, by je wypowiedzieć na głos.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
14.02.2023, 23:19  ✶  

Nowe ciekawostki były okej, tak jak on mógłby posłuchać o nowych ciekawostkach dotyczących kwiatów, ale no właśnie - nowych! Nowych, a nie takich powtarzanych kolejny raz, które mają co na celu? upomnieć? Nauczyć? Nie miał nic przeciwko temu, że teraz sama wyszła do przodu chcąc coś przypomnieć, ale sama jednocześnie się powstrzymała, żeby to rozwijać i kontynuować. Tak to jest, że czasem człowiek chce dobrze, a niekiedy - zbyt dobrze. Nadgorliwość i w ogóle...

Lekko wzruszył ramionami, ale nie w ten zbywający sposób, tylko ten, który mówił "sam nie wiem". Rzucił z tą wojną jako śmieszek, chociaż obojgu im niekoniecznie do śmiechu było. Sauriel wolał zacierać taką atsmoferę żartem, przechodzić nad nią wielkim krokiem i iść dalej. Uśmiechnijmy się, zapomnijmy. Kiedy chciał zapomnieć, a nie warczeć albo wpadać w jakieś dziwne, niestabilne stany emocjonalne. Co bardzo szybko się zauważało, że stabilność emocji nie była mocną stroną Sauriela i na lekkie tyknięcie potrafił dziwacznie reagować i się puszyć. Anyway! Tutaj to jakoś się gładko toczyło, ale też dlatego, że był nastawiony na pewną... rozmowę. Pewien jej ton. I był nastawiony na to, że chyba muszą odbyć jakąś pseudo-poważną rozmowę. Albo i bardzo poważną. Skoro mają być ze sobą szczerzy i to budować. Dokładać swoje klocuszki do całej tej konstrukcji.

- Współczuję. - Zabrzmiało to tak całkowicie normalnie, bez empatii i faktycznego współczucia w głosie, trochę jak automatyczna odpowiedź. I trochę tak było - że trochę była automatyczna, bo rzeczywiście - nie było nic fajnego w tym, jak nie możez się wyspać. Przede wszystkim wiedział, jak to jest. Dlatego akurat to, że współczuł było prawdą. - Źle to chyba zabrzmiało: serio współczuję. Też miałem problemy ze snem. Teraz mogę nie spać wcale, a jak położę się spać to po prostu śpię. - Nie miał pojęcia, jak to działało, że wampiryzm był klątwą i każdy wampir potrafił być inny to jak można się było domyślić - podręczniki miały problem z normalizacją. Więc były ogólniki, a szczegóły umykały. Ewentualnie - były szczegóły na podstawie jednego obiektu badanego. - Czemu nie pijesz eliksirów regularnie? - Skoro były skuteczne to po co się męczyć w ogóle? I skoro sama w ogóle mogła je uwarzyć. No bo jakby trzeba było kupować to był w stanie zrozumieć, ale tak?

- Brzmi śmiesznie, nie? Erykowi to nie przeszkadza, a dla Josepha to oczywiste, że jestem jego nieumarłym dzieckiem. Skoro mnie stworzył. - Zmienił. Przemienił. Zwał jak zwał. Zapytała żartem, ale on odpowiedział serio. Nie wiedział, ile Victoria wiedziała o wampirach, ale do tej pory pokazała, że wcale nie tak mało.

- Podobno są takie wampiry, które się żywią zwierzętami. "Weganie wampirzy". - Podkreślił sarkastycznie, uśmiechając się pod nosem. - Dla Josepha to pomyłka i potwarz dla gatunku wampirów. Ale o sztucznej krwi nie słyszałem. - I wątpił, żeby był w stanie się przestawić. W zasadzie był pewien, że nie. Nie chodziło o wole - dałby radę. Chodziło o to, co robił już od lat. I że żeby się przestawić, musiałby tę część życia od siebie odciąć.

- Przepraszasz? A za co tu przepraszać? - Spojrzał na nią z zainteresowaniem, ale odszedł od kociołka i zaczął znowu przyglądać się wyposażeniu piwniczki. - To całkiem miłe jak dla odmiany ktoś się tobą interesuje i chce ci pomóc, więc odbieram to pozytywnie, a nie jako jakieś narzucanie się czy inne gówno.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#10
15.02.2023, 17:41  ✶  
Prędzej czy później będą musieli porozmawiać poważnie. Powiedzieć o swoich oczekiwaniach, wyobrażeniach i chęciach nieco więcej, niż ten nieśmiały zalążek półtorej miesiąca wcześniej, kiedy zgodnie uznali, że wrogość im tutaj w niczym nie pomoże i tylko będą się ze sobą męczyć. Że żadne z nich nie wyrwie się z układu, który za ich plecami zawarto i w którym poniekąd przypieczętowało ich los. A skoro tak – no to dobrze by było się poznać i jakoś… dogadać. Wypracować coś. Więc pracowali, oboje, i dzisiaj miała jak na dłoni, że jednak Sauriel gdzieś tam wziął to sobie do serca i starał się na swój sposób. Gdzieś potknięcie, gdzieś cofnięcie, ale jakieś wnioski były wyciągane, żeby za chwilę nie popełnić tej samej gafy.
- Jak to w ogóle jest? Śpisz normalnie? Masz sny? – czy to może bardziej było jak jakiś trans, hibernacja? W trumnie chyba nie musiał spać, co nie? Była w jego pokoju, nie widziała tam żadnego pudła ani tym bardziej trumny. Widziała za to łóżko – chyba by go nie miał, gdyby go nie potrzebował? No bo po co, dla picu? Bez sensu. - Potrzebujesz w ogóle spać? – dodała po chwili, nieco sceptycznie, ale bardziej to odczuwała ten sceptycyzm do siebie. Nie wiedziała, czy taki wampir w ogóle się męczy, czy potrzebuje iść spać. Czy jedyne, co odczuwa tak fizycznie, to ten nienasycony głód. - Moja własna blokada. Boję się, że się do nich tak przyzwyczaję, że przestaną działać – może to i była głupota, bo już i tak była uzależniona: bez nich nie była w stanie zbyt spokojnie spać. No a jeśli się przyzwyczai… to po prostu trzeba będzie robić mocniejsze, nie tak? Ostatecznie cholernie zmęczona prędzej czy później i tak zaśnie – i wstanie jako jakieś zwłoki. O, to idealnie do pary z Saurielem.
- Trochę – no brzmiało śmiesznie. - Dwóch ojców, jedna matka. Przynajmniej się nie kłócą o ojcostwo – brzmiało jak kiepski żart, ale to nie był żart per se. Tylko jej gówniane poczucie humoru. Dwóch ojców, jedna matka i zero perspektyw na to, że rodzice zostaną dziadkami. Sadge. - Mogłaby być przydatna. W podbramkowej sytuacji – stwierdziła po prostu, ignorując właściwie wzmiankę o wampirzych weganach. Cóż. Dla niej po prostu ta wampirza natura nierozerwalnie łączyła się z ludzką krwią i nie było się co oszukiwać, że jest jakkolwiek inaczej. W tej sztucznej krwi ona widziała tylko korzyść, chwilowe zastępstwo, jakby nie było innego wyjścia. Oczywiście było to czysto hipotetyczne gadanie, skoro niczego takiego nie było. Ale mogłoby być.
- Za to że tyle gadam, można by to odnieść za natrętne – nie każdemu pasowałoby takie zainteresowanie, a już w ogóle biorąc pod uwagę, że normalnie Victoria zdawałby się wręcz być powściągliwa w takich sprawach. - Dla odmiany? To nikt nigdy nie… – nikt się nie interesował? Ale to przecież był taki szalenie ciekawy temat! I moc jeszcze dopytać u źródła – to dopiero było coś. Nie to, że Victoria chciała traktować Sauriela jak jakiś obiekt laboratoryjny czy króliczka doświadczalnego. No i – nikt nie chciał mu pomóc? Nawet własną rodzina? Wydawało jej się to absolutnie niezrozumiałe.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (6287), Sauriel Rookwood (5721)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa