18.02.2024, 19:59 ✶
Bywały chwile, gdy tęskniła za dziewczyną, którą była lata temu. Świat wówczas nie był tak skomplikowany, bezwzględny lub może po prostu tego nie zauważała. Nie zawsze lubiła osobę, którą się stała i nie zawsze rozumiała to, co nią kierowało, ale przynosiło to efekt i możliwość rozwoju, a to przecież od dawien dawna było jej głównym celem. Pełna kontrola nad emocjami, pojawieniem się zbędnych uczuć, oraz wstydu było tylko małym fragmentem tego, co trzeba było udoskonalić i jednocześnie poświęcić, aby osiągnąć sukces. Może gdyby przestała ingerować w samą siebie magią, wciąż reagowałaby w ten sam sposób na jego słowa oraz spojrzenie? Może to on zapędzałby ją w kozi róg, jak to miewał w zwyczaju i przejmował kontrolę nad sytuacją. Czasem jednak nawet magia nie pomagała, nie miała zaklęcia na sprawienie, że coś było obojętne lub wcale Cię nie obchodziło. Były przecież wspomnienia i uczucia zakorzenione głęboko, sięgające do samej istoty czyjegoś jestestwa.
Kłamstwo, wina, grzech, słodycz, gorycz, zawiść, zazdrość, chciwość.. Otaczająca ich rzeczywistość była ciężka i skomplikowana, a jednak gdzieś wewnątrz liczyła na to, że większość tego balastu uda się pozostawić poza drzwiami mieszkania. Słodkie kłamstwo było tym, co preferowała większość ludzi. To było prostsze, dawało lepsze efekty, niż gorzka prawda. Tutaj jednak kryło się znacznie więcej smaków niż słodycz lub goryczka. Czy stosowała jego sztuczki? Pewnie tak, wyuczone zupełnie nieświadomie, dopracowane i okraszone odpowiednią emocją. Po latach zrozumiała, dlaczego tak wiele osiągał i tak wielu ludzi lgnęło do jego towarzystwa, a kobiety do jego ramion. Wszystko było grą, wyzwaniem. A gdy się owo wyzwanie skończyło, rozgryzło jego działania lub uzyska się nagrodę, przechodziło się do następnego. I tak kolejne i kolejne.
Czy było łatwiej zobaczyć to, czego domyślała się już od dawna na własne oczy, niż przeczytać nagłówek z gazety lub słyszeć plotki w Ministerstwie? Niekoniecznie. Takie rozwiązanie sprawiało, że stawało się to paskudnie szare i realne. Nie lubiła poczucia bezradności, a mroczny znak zdobiący skórę sprawiał, że trochę tak było. Przypominał w pewien sposób oborzę. Zwilżyła wargi, tłumiąc wszystko to, co się w niej zagotowało. Wyciszając, tworząc spokojną taflę wody. Nie było przecież sensu się irytować, nie miała absolutnie żadnego prawa do kwestionowania jego życiowych decyzji, nawet jeśli uważała je za nierozsądne. Nie chciała sprawić mu bólu paznokciami, nie chciała też go w żaden sposób osądzać. Jedynie zadać nieme pytanie, na które tak się bał lub nawet nie chciał odpowiedzieć. Nie było przecież tak, że fakt posiadania racji był zawsze przyjemny. Czasem tylko dokładał na barki kilogramów. Zasłoniła więc skórę rękawem koszuli równie delikatnie, jak ją odsłoniła.
W jej przypadku ogień chyba sprawiał, że zawsze pojawiała się szansa na nowy pomysł i rozjaśnianie ciemności, w którą okazjonalnie wpadał umysł. Głównie, gdy był bezbronny lub osaczony. Płomienie przypominały też uczucia, które trawiły właścicieli podobnie mocno, co ogień pochłaniał drewno w kominku. Strzelało i skwierczało bezradnie, ulegając, a po izbie roznosił się charakterystyczny dla tego zjawiska zapach. Było też po prostu cieplej. Ludzie lgnęli do ciepła. Tak jak zawsze, milczenie w jego towarzystwie jej nie przeszkadzało. Było jej znane, było bezpiecznym i komfortowym miejscem, pozwalającym zebrać myśli. W ciszy napełniła szklanki, błękitne tęczówki wpatrywały się w nieprzyjemnie pachnący alkohol, którego strumień rozbijał się o brzegi. Czasem było dobrze schować się przed światem, odpocząć od niego. Miewała dni lub właściwie mówiąc noce, gdy uciekała w te małe cztery ściany, zostawiając wszystko i wszystkich za sobą. Echo jej kroków rozniosło się po pomieszczeniu, podobnie jak skrzypienie podłogi. Chciał wódki, będzie wódka. To życzenie mogła spełnić, nawet jeśli nie miała mocnej głowy i z ich dwójki, to ona się spije i skończy bycie damą. Mogłaby to zrobić. Mogła też przyśpieszyć po prostu proces przemiany alkoholu w organizmie, oszczędzić sobie wielu uczuć, gestów lub słów, od których się odzwyczaiła. Podświadomie jednak nie miała problemu z pozostawaniem w towarzystwie Stanleya Borgina po prostu Cynthią Flint. Zawsze miał takie ciepłe dłonie.
Zacisnęła własne na krysztale, przygryzając na kilka sekund dolną wargę w zamyśleniu, jakby zastanawiała się, jak przeprowadzić ich rozmowę, zupełnie, jakby była to pierwsza. Bezsensowne. Na jego słowa uśmiechnęła się pod nosem niby rozbawiona, ale i z odrobiną jakiegoś głęboko ukrytego smutku. Zawsze chciała być perfekcyjna, a gdy udawało się jej to osiągnąć, wcale nie była zadowolona, ale z biegiem lat przestała na to zwracać uwagę i po prostu osiągała kolejne cele, skracając coraz bardziej listę tego, czego poświęcić nie mogła lub nie chciała dla ich osiągnięcia. I co jej było po tej nienaganności?
- Kolejna bzdura. - zauważyła w końcu cicho, nie obdarzając go jednak spojrzeniem, wciąż spoglądając na płomień i kołysząc szklanką w dłoni. Na takim bankiecie człowiek bywał paskudnie samotny, a do tego jednego uczucia nie było można się tak do końca przyzwyczaić lub go całkiem wyciszyć. Czasem przypominało jej o tym, że była człowiekiem.
Nie miał w sobie tego płomienia, żaru, co niegdyś. Nie był taki przebojowy i otwarty. Przypominał trochę mysz, którą ktoś zapędził w róg lub zmiotkę, czekającą bezradnie na wyrok. I to było coś, czego zwyczajnie nie mogłaby znieść. Musiała więc kominek zostawić w spokoju. Na szczęście, nie trudno było skupić na sobie uwagę Stanleya, jeśli wiedziało się, jak do tego podejść i co pomoże to osiągnąć. Jasna pasma leniwie opadały, kołysząc się przy jej policzkach, szyi i ramionach, uprzednio wprawione w ruch w konkretnym celu. Nie mógł od tego uciec, bo wizualnie, zawsze trafiała w jego gust — nawet jeśli dotarło to do niej dopiero po dłuższym czasie.
- Nie wiesz?- zagaiła, zatrzymując kryształ niedaleko ust. Podniosła spojrzenie na jego oczy, pytająco. Upił, zrobiła więc to samo. Nieco więcej, niż zmoczenie warg, ale smak nie sprawił, że się skrzywiła. Paliło niemiłosiernie, był obrzydliwy i gorzki. Cierpki, pozostawiał ten nieprzyjemny posmak w ustach. Nie miało to jednak teraz żadnego znaczenia, bo Cynthia miała inne problemy niż drobne niezadowolenie z walorów smakowych. - Oczywiście, że nie. Nie bądź niemądry.
Uśmiechnęła się z nutą rozbawienia na jego słowa, nie odpuszczając mu wcale spojrzeniem. Zupełnie, jakby chciała przywrzeć go do ściany i sprawić, że podjąłby rękawice. On przecież robił jej to samo, chociaż wówczas zasady były nieco inne. - Nie pozwolę Ci sprowadzać wszystkiego do goryczy wódki. - zauważyła z delikatnym wzruszeniem ramion, przyglądając się przez kilka sekund kołyszącemu się łagodnie alkoholowi w trzymanej przez niego szklance. Krótka chwila spokoju skończyła się szybko, bo znów świdrowała go wzrokiem, robiąc pół kroku bliżej. Pokręciła głową. - Nie można zmienić przeszłości. Nie mam prawa Cię oceniać lub kwestionować decyzji, które podjąłęś. Miałeś na pewno ku temu powód. Lepiej zastanawiać się nad tym, co możemy zrobić. Wykorzystać to, co oferuje teraźniejszość lub przyszłość, niż gdybać nad tym, co zostało zapisane. - mimowolnie zerknęła w stronę jego ręki - tej, gdzie był znak. Wyprostowała zaraz głowę, odrobinę zadzierając podbródek. Sam jej kazał nosić głowę wysoko. - Nie musimy jej pić. Chcesz ją pić. A wystarczyło wybrać inny trunek. - dodała ciszej, unosząc na chwilę brew i pozwalając sobie krótkiego, wymownego łyka.
Kłamstwo, wina, grzech, słodycz, gorycz, zawiść, zazdrość, chciwość.. Otaczająca ich rzeczywistość była ciężka i skomplikowana, a jednak gdzieś wewnątrz liczyła na to, że większość tego balastu uda się pozostawić poza drzwiami mieszkania. Słodkie kłamstwo było tym, co preferowała większość ludzi. To było prostsze, dawało lepsze efekty, niż gorzka prawda. Tutaj jednak kryło się znacznie więcej smaków niż słodycz lub goryczka. Czy stosowała jego sztuczki? Pewnie tak, wyuczone zupełnie nieświadomie, dopracowane i okraszone odpowiednią emocją. Po latach zrozumiała, dlaczego tak wiele osiągał i tak wielu ludzi lgnęło do jego towarzystwa, a kobiety do jego ramion. Wszystko było grą, wyzwaniem. A gdy się owo wyzwanie skończyło, rozgryzło jego działania lub uzyska się nagrodę, przechodziło się do następnego. I tak kolejne i kolejne.
Czy było łatwiej zobaczyć to, czego domyślała się już od dawna na własne oczy, niż przeczytać nagłówek z gazety lub słyszeć plotki w Ministerstwie? Niekoniecznie. Takie rozwiązanie sprawiało, że stawało się to paskudnie szare i realne. Nie lubiła poczucia bezradności, a mroczny znak zdobiący skórę sprawiał, że trochę tak było. Przypominał w pewien sposób oborzę. Zwilżyła wargi, tłumiąc wszystko to, co się w niej zagotowało. Wyciszając, tworząc spokojną taflę wody. Nie było przecież sensu się irytować, nie miała absolutnie żadnego prawa do kwestionowania jego życiowych decyzji, nawet jeśli uważała je za nierozsądne. Nie chciała sprawić mu bólu paznokciami, nie chciała też go w żaden sposób osądzać. Jedynie zadać nieme pytanie, na które tak się bał lub nawet nie chciał odpowiedzieć. Nie było przecież tak, że fakt posiadania racji był zawsze przyjemny. Czasem tylko dokładał na barki kilogramów. Zasłoniła więc skórę rękawem koszuli równie delikatnie, jak ją odsłoniła.
W jej przypadku ogień chyba sprawiał, że zawsze pojawiała się szansa na nowy pomysł i rozjaśnianie ciemności, w którą okazjonalnie wpadał umysł. Głównie, gdy był bezbronny lub osaczony. Płomienie przypominały też uczucia, które trawiły właścicieli podobnie mocno, co ogień pochłaniał drewno w kominku. Strzelało i skwierczało bezradnie, ulegając, a po izbie roznosił się charakterystyczny dla tego zjawiska zapach. Było też po prostu cieplej. Ludzie lgnęli do ciepła. Tak jak zawsze, milczenie w jego towarzystwie jej nie przeszkadzało. Było jej znane, było bezpiecznym i komfortowym miejscem, pozwalającym zebrać myśli. W ciszy napełniła szklanki, błękitne tęczówki wpatrywały się w nieprzyjemnie pachnący alkohol, którego strumień rozbijał się o brzegi. Czasem było dobrze schować się przed światem, odpocząć od niego. Miewała dni lub właściwie mówiąc noce, gdy uciekała w te małe cztery ściany, zostawiając wszystko i wszystkich za sobą. Echo jej kroków rozniosło się po pomieszczeniu, podobnie jak skrzypienie podłogi. Chciał wódki, będzie wódka. To życzenie mogła spełnić, nawet jeśli nie miała mocnej głowy i z ich dwójki, to ona się spije i skończy bycie damą. Mogłaby to zrobić. Mogła też przyśpieszyć po prostu proces przemiany alkoholu w organizmie, oszczędzić sobie wielu uczuć, gestów lub słów, od których się odzwyczaiła. Podświadomie jednak nie miała problemu z pozostawaniem w towarzystwie Stanleya Borgina po prostu Cynthią Flint. Zawsze miał takie ciepłe dłonie.
Zacisnęła własne na krysztale, przygryzając na kilka sekund dolną wargę w zamyśleniu, jakby zastanawiała się, jak przeprowadzić ich rozmowę, zupełnie, jakby była to pierwsza. Bezsensowne. Na jego słowa uśmiechnęła się pod nosem niby rozbawiona, ale i z odrobiną jakiegoś głęboko ukrytego smutku. Zawsze chciała być perfekcyjna, a gdy udawało się jej to osiągnąć, wcale nie była zadowolona, ale z biegiem lat przestała na to zwracać uwagę i po prostu osiągała kolejne cele, skracając coraz bardziej listę tego, czego poświęcić nie mogła lub nie chciała dla ich osiągnięcia. I co jej było po tej nienaganności?
- Kolejna bzdura. - zauważyła w końcu cicho, nie obdarzając go jednak spojrzeniem, wciąż spoglądając na płomień i kołysząc szklanką w dłoni. Na takim bankiecie człowiek bywał paskudnie samotny, a do tego jednego uczucia nie było można się tak do końca przyzwyczaić lub go całkiem wyciszyć. Czasem przypominało jej o tym, że była człowiekiem.
Nie miał w sobie tego płomienia, żaru, co niegdyś. Nie był taki przebojowy i otwarty. Przypominał trochę mysz, którą ktoś zapędził w róg lub zmiotkę, czekającą bezradnie na wyrok. I to było coś, czego zwyczajnie nie mogłaby znieść. Musiała więc kominek zostawić w spokoju. Na szczęście, nie trudno było skupić na sobie uwagę Stanleya, jeśli wiedziało się, jak do tego podejść i co pomoże to osiągnąć. Jasna pasma leniwie opadały, kołysząc się przy jej policzkach, szyi i ramionach, uprzednio wprawione w ruch w konkretnym celu. Nie mógł od tego uciec, bo wizualnie, zawsze trafiała w jego gust — nawet jeśli dotarło to do niej dopiero po dłuższym czasie.
- Nie wiesz?- zagaiła, zatrzymując kryształ niedaleko ust. Podniosła spojrzenie na jego oczy, pytająco. Upił, zrobiła więc to samo. Nieco więcej, niż zmoczenie warg, ale smak nie sprawił, że się skrzywiła. Paliło niemiłosiernie, był obrzydliwy i gorzki. Cierpki, pozostawiał ten nieprzyjemny posmak w ustach. Nie miało to jednak teraz żadnego znaczenia, bo Cynthia miała inne problemy niż drobne niezadowolenie z walorów smakowych. - Oczywiście, że nie. Nie bądź niemądry.
Uśmiechnęła się z nutą rozbawienia na jego słowa, nie odpuszczając mu wcale spojrzeniem. Zupełnie, jakby chciała przywrzeć go do ściany i sprawić, że podjąłby rękawice. On przecież robił jej to samo, chociaż wówczas zasady były nieco inne. - Nie pozwolę Ci sprowadzać wszystkiego do goryczy wódki. - zauważyła z delikatnym wzruszeniem ramion, przyglądając się przez kilka sekund kołyszącemu się łagodnie alkoholowi w trzymanej przez niego szklance. Krótka chwila spokoju skończyła się szybko, bo znów świdrowała go wzrokiem, robiąc pół kroku bliżej. Pokręciła głową. - Nie można zmienić przeszłości. Nie mam prawa Cię oceniać lub kwestionować decyzji, które podjąłęś. Miałeś na pewno ku temu powód. Lepiej zastanawiać się nad tym, co możemy zrobić. Wykorzystać to, co oferuje teraźniejszość lub przyszłość, niż gdybać nad tym, co zostało zapisane. - mimowolnie zerknęła w stronę jego ręki - tej, gdzie był znak. Wyprostowała zaraz głowę, odrobinę zadzierając podbródek. Sam jej kazał nosić głowę wysoko. - Nie musimy jej pić. Chcesz ją pić. A wystarczyło wybrać inny trunek. - dodała ciszej, unosząc na chwilę brew i pozwalając sobie krótkiego, wymownego łyka.