• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10
Kwiecień 1972 | Kłopoty w raju...

Kwiecień 1972 | Kłopoty w raju...
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
09.01.2023, 20:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 19:55 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic

Jak wyglądał dzień Brenny?
Nakarmiła psy, wyprowadziła je na krótką przebieżkę, zrobiła śniadanie dla siebie, a przy okazji też brata i Mavelle. Poszła do pracy - na długi i bardzo męczący, jak się okazało, dyżur. Potem przywędrowała do domu, w przedpokoju zdjęła płaszcz, pogłaskała jednego psa, drugiego psa i trzeciego psa, obiecując im długi spacer, gdy tylko coś zje. Ot przeciętny dzień przeciętnej osoby.
Zjeść jednak nie zdążyła.
Bo może i ona była przeciętną osobą, ale miała już wielu nieprzeciętnych znajomych.
- Cześć! - zawołała, wchodząc do salonu i zrzucając marynarkę na kanapę. Nie miała nawet okazji się rozejrzeć, by sprawdzić, kto z domowników był w salonie i usłyszał jej powitanie, bowiem wtedy przez uchylone okno wpadła sowa - i ledwo Brenna pochwyciła kopertę, ta najpierw zostawiła na jej palcach ślad krwi, potem zadymiła i w salonie rozległ się głos Castiela, tak głośny, że prawie odbijał się od ścian.
Nim jeszcze przebrzmiały ostatnie słowa, jej już nie było. Rzuciła się biegiem z powrotem do drzwi, tylko po to, by aportować się tuż za nimi, w miejscu, którego nie obejmowała już bariera. Jak zawsze w takich sytuacjach po prostu działała, kierowana bardziej odruchami niż świadomą myślą. Jakby rdzeń kręgowy przesłał sygnały bezpośrednio do nóg, tak że sama nie była pewna, jakim cudem znalazła się za drzwiami. Okręciła się, by przemknąć przez przestrzeń i parę sekund później zmaterializował się przed gabinetem Flinta.
Nie kłopotała się pukaniem, szarpnęła za klamkę, a jeżeli ta nie ustąpiła, po prostu wyciągnęła różdżkę i wysadziła nią drzwi. Dosłownie wpadła do środka. Spodziewała się... nie była pewna czego - może śmierciożerców? Trupów? Zobaczyła jednak tylko Castiela i Fergusa.
Oraz bardzo, bardzo dużo krwi.
Na końcu języka miała mnóstwo pytań. "Co tu się, do cholery dzieje, dzieje" było na czele, chociaż o miejsce na podium biło się także kilka innych. Zadała jednak tylko jedno, już wypełniając polecenie Flinta i zajmując jego dotychczasowe miejsce.
- Wezwałeś uzdrowiciela? - spytała lakonicznie Brenna, jedną ręką podpierając Fergusa, drugą celując różdżką i chwilę później rzucając pierwsze zaklęcie spowalniające. Jej wzrok przemknął najpierw po tajemniczym pudełku, które dosłownie połykało dłoń chłopaka (czarna magia, cholera, jeżeli to nie była czarna magia, to ona była chyba baletnicą w rosyjskim balecie), a potem po jego ręce. Bo krwi było po prostu za dużo. Odcinanie ręki nie było oczywiście pierwszym rozwiązaniem, jakie przyszło jej na myśl, ale już sprawdzenie, czy Castiel wyczarował opaskę uciskową i znalezienie najlepszego miejsca do takiej, owszem. Trzeba było ograniczyć dopływ krwi do kończyny, albo Ollivander zaraz wykrwawi się jej na rękach. Chyba że Flint zdoła bardzo szybko dokonać jakiegoś małego cudu.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#12
09.01.2023, 21:22  ✶  
Teoretycznie potrafił pracować w stresującej sytuacji. Ryzykował oberwaniem klątwą bądź czarnomagicznym paskudztwem, czasami lądował w szpitalu. Nie był jednak przygotowany na atak na swojego rozmówcę. Tylko i wyłącznie dzięki samozaparciu potrafił skupić się, rzucać zaklęcia i myśleć. Adrenalina buzowała w żyłach, działał choć był bliski paniki. Fergus przelewał się już przez ręce, krwi przybywało a jego oddech był coraz płytszy. Poganiał Brennę w myślach, wiedząc, że może liczyć na nią dniem i nocą. Po tylu latach przyjaźni był pewien, że przybędzie z odsieczą tak szybko jak potrafi. Udało się, była, od razu zajęła jego miejsce, jakby potrafiła przeniknąć do ich głów i zrozumieć co się dzieje. Czy wie, że to jego wina? Czy wie, że nie podniesie się jeśli Fergus tu przez jego niedbałość umrze? Musieli o niego walczyć, ramię w ramię, różdżka w różdżkę.
- Wezwałem ciebie. On mdleje za każdym razem jak się odsuwam. - z zaklęciem, rzecz jasna. Nie patrzył na dziewczynę, przytulił policzek do brudnego biurka i zaglądał do wnętrza wieka, za pomocą Lumos. Odchylił drugą część i zobaczył wewnątrz coś czarnego, jakby mgiełkę, która musiała wcześniej tworzyć imitację amortencji. Uspokajała go ręka Fergusa zaciśnięta na ubraniu - to znaczy, że miał jeszcze chwilę czasu zanim… co? Nie wiedział co się stanie ale czuł, że coś bardzo złego. Szeptaną inkantacją posłał delikatny czar zakłócający do żeliwnych zawiasów. Ledwie oddychał, wystraszony, że przyspieszy okrucieństwo artefaktu. Zawiasy nie zareagowały. Oparł różdżkę między kciukiem a palcem wskazującym i trzymając ją niemal jak orle pióro przytknął końcówkę do zawiasu. Pot spływał po jego czole kiedy wysyłał kombinację dwóch zaklęć- zamarzającą, a następnie rozbijającą. Musiał wycelować dokładnie w tej jeden drobny punkt, czar wymagał precyzji. Nie chciał sprawdzać co by się stało gdyby ręka zadrżała albo szkatułka się przemieściła a czar trafił w tą mgiełkę. Cuchnęła spalenizną, wywoływała ból głowy im dłużej się nad tym nachylał. Pikanie - odliczanie na moment przyspieszyło, prawie spanikował lecz chwilę później wróciło do swojego tempa, a jeden zawias pękł. Nie oderwał się cały ale najważniejsze, że z tej jednej strony nie mógł się bardziej zatopić w skórze..
- Jedna strona osłabiona. - powiedział na wydechu i ruszył gwałtownie na drugą stronę biurka, po drodze potykając się o bałagan na podłodze.
- Nie śpij, Fergus. Masz się na mnie mścić, pamiętasz?- spanikowany popatrzył na Brennę, zazdroszcząc jej zimnego opanowania. Przełknął głośno ślinę i przykucnął nad drugą stroną. Tym razem potrzebował więcej czasu bo ręce mu się trzęsły a różdżka ślizgała między palcami brudnymi od krwi. Wtłoczył w siebie oddech, próbował się opanować ale presja go pożerała. Położył dłoń obok ręki Brenny, na przedramieniu Fergusa. Drugą ręką przeczesał palcami włosy i wytarł wnętrze dłoni o spodnie. Przykucnął i zacisnął mocno zęby, wbijając wzrok w drugi i ostatni zawias. Czarna mgiełka zaczynała syczeć ale nie zwracał teraz na to uwagi. Posłał taką samą kombinację zaklęć, ale nie tak precyzyjnie jak powinien. W czarnej mgiełce pojawiło się mikrowyładowanie. Ze strachem spojrzał na Fergusa ale słysząc jego świszczący oddech pomówił próbę, tym razem jeszcze bardziej zaciekle. W końcu usłyszał ten cudowny dźwięk pękającego zawiasu. Dolna część odpadła (górna wciąż była mocno zatopiona i podtrzymywała krwawienie) odsunęła się na kilka centymetrów na biurku i zaczęła rezonować jakby chciała wybuchnąć. Mieli kilka sekund na reakcję…
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#13
09.01.2023, 21:42  ✶  
Świetnie. Wprost cudownie. Żadnego uzdrowiciela.
A Brenna, chociaż bardzo się cieszyła, że Castiel wezwał kogokolwiek, skoro najwyraźniej jedna osoba nie miała tu szans sobie poradzić, to niestety, nie była wcale czarodziejem wszechstronnie utalentowanym. Na leczeniu na przykład się nie znała – wszystko, co nie było drobnym skaleczeniem albo siniakiem do usunięcia za pomocą prostego episkey daleko ją przerastało. Potrafiła jednak powiedzieć jedno: człowiek nie powinien tracić tyle krwi. Poświęciła więc trzy sekundy na wycelowanie nie obok wieka, a w rękę Fergusa, szepcąc czar, który założył opaskę powyżej miejsca, gdzie wieko "połykało" rękę.
Zakładanie takiej wcale nie było dla człowieka korzystne. Zwłaszcza, jeśli miała być założona na dłużej niż kilka minut. Ale zdawała się mniejszym problemem niż ewentualnie wykrwawienie. Nie wieszczyła go jednak, nie chcąc ani rozpraszać Flinta, ani denerwować Ollivandera: ot błyskawicznie zrobiła przegląd wszystkich znanych sobie uzdrowicieli, by wybrać kogoś, do kogo pośle wiadomość. Przybycie magomedyka z Munga mogło za wiele zająć.
Mogła wydawać się całkowicie opanowana. Chociaż w istocie wcale taka nie była. Tętno skoczyło jej tak bardzo, że Brennie aż huczało w uszach, serce tłukło się w klatce piersiowej, w ustach czuła nieprzyjemny, metaliczny posmak. Uścisk jednak miała mocny, a dłoń nie drgnęła jej, kiedy poruszała różdżką, szepcąc nad Fergusem kolejne czary, mające spowolnić...
...to coś.
Gdzieś do umysłu Brenny przedarła się myśl, że kiedy to wszystko się skończy, będzie musiała porozmawiać z Castielem na temat bezpieczeństwa i higieny pracy z czarnomagicznymi artefaktami. Najwyraźniej tutaj doszło do pewnych drobniutkich zaniedbań. Ta konkluzja jednak szybko została zepchnięta na bok, gdy najpierw w pudełku coś trzasnęło, potem zaś coś zaczęło... rezonować. Brenna nie mogła wiedzieć, czy to "normalny" objaw (kto wie, co było normalne przy pudełkach, które najwyraźniej lubiły zjadać ludzi), niemniej dźwięki wcale się jej nie podobały. Zareagowała więc odruchowo, jak ktoś, kogo dość często próbowało jeżeli nie zabić, to przynajmniej ogłuszyć albo zaatakować w różny sposób i czasem natykał się na różne, podejrzane przedmioty. Na przykład szczypce od cukru, które nagle próbowały kogoś udusić.
- PROTEGO! – wrzasnęła, machając różdżką. I jednocześnie przesunęła się gwałtownie, wdzierając między Fergusa a wieczko, na tyle, na ile było to możliwe, gdy wciąż tkwiła tam jego dłoń, własną, wolną ręką, przygarniając jego głowę, obracając się tak, by jeżeli to coś wybuchnie, a jej tarcza nie zadziała lub nie zadziała dostatecznie mocno, impet został przyjęty na jej plecy, nie twarz Ollivandera.
Cóż, kompleks bohatera był absolutnie nieuleczalny w rodzinie Longbottomów.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#14
09.01.2023, 21:56  ✶  
Wybuch. Krzyk inkantacji, wyładowanie ładujące na błyszczącej tarczy, spalające w popiół jej brzegi. Wyobraził sobie co mogłoby to zrobić ze skórą gdyby nie refleks Brenny. On się spóźnił, był zbyt skołowany, przejęty tym, co zostało w ciele Fergusa. Nie dałby rady bez Brenny. Popatrzył na nią z szeroko otwartymi oczami, czując wobec niej niewyobrażalne pokłady wdzięczności. Gdyby nie kochał tego faceta to kochałby ją. Zaraz. Wróć. Naprawdę o tym pomyślał? Za dużo czarnej magii, za dużo stresu, racjonalność pękała w fundamentach. Musiał jeszcze wytrzymać, wydawało się, że idą w dobrym kierunku. Machnął różdżką w powietrzu, rozrzedzając opadający na nich popiół. Zakasłał w zgięcie łokcia, niechcący wdychając zatruty dym. To też później będzie analizować. Jego jedna myśl to uratować Fergusa.
- Trzymaj go. Wyjmę to w końcu.- przytknął różdżkę do oderwanego wieka - wciąż słyszał w uszach ostrzegawcze pikanie! - i stanowczym, silnym zaklęciem wyciągnął wieko ze szpikulcami upaćkanymi krwią.
Gorzko tego pożałował.
Krew z nadgarstka Fergusa buchnęła gwałtownie na jego ubranie. Usłyszał swój krzyk, a może to był głos Fergusa? A może całej trójki? Odłożył różdżkę i rzucił się do jego ręki, obiema dłońmi bardzo mocno uciskając ranę. Widział krew, znikąd znalezioną opaskę, rozerwane mięśnie na jego ręku, smród czarnej magii. Gorąca posoka wydostawała się spod jego rąk. Jak to było? Czarna magia potęguje obrażenia, są jeszcze trudniejsze do wyleczenia i bardzo łatwo od nich umrzeć. To był jakiś koszmar. To nie mogło dziać się naprawdę.
- Brenna, szybko! Sprowadź uzdrowiciela. Kurwa, ile krwi. Za dużo krwi. Do jasnej avady. Nie umieraj.- głos miał niemal płaczliwy. Bardzo, bardzo się bał, że zabił Olivandera. Krew była wszędzie. Krzyk wwiercał się w uszy. Był w stanie tylko uciskać z całej siły ranę - a nie był na szczęście chucherkiem - i patrzeć jak ulatuje z niego życie. Krzyczał coś do Brenny ale nie pamiętał nawet jednego słowa. Wszystkie składały się na tę samą definicję - wezwij kogoś na ratunek bo on zawiódł.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#15
09.01.2023, 22:22  ✶  
Rejestrował dźwięki i ruch, ale wciąż czuł się, jakby wepchnęli go pod wodę, zaburzając ostrość otoczenia. Ból stawał się na zmianę lżejszy i mocniejszy, w zależności od tego, czy zaklęcia Castiela i Brenny działały. Nie wiedział już, które z nich w ogóle je rzucało. Ręka paliła go niczym żywym ogniem, a spływająca krew lepiła się do skóry, ubrań i włosów. Wciąż opierał się o biurko, co z jednej strony utrzymywało go przytomnym, z drugiej pozwalało odpływać w chwilach, gdy przestawał czuć dotyk którejkolwiek z obecnych z nim osób.
Zaczynał żałować, że w ogóle tutaj przyszedł, że tak bardzo dał się pochłonąć głupiemu przedmiotowi. Przynajmniej utwierdzało go to w przekonaniu, że gdyby sam nie zrezygnował, to i tak nie nadawałby się do tej roboty. Był zbyt impulsywny i lekkomyślny, by zajmować się czarną magią i jej neutralizacją. Najwidoczniej jego przeznaczeniem było struganie drewnianych patyków, o ile dożyje końca tego dnia. A coraz bardziej zaczynał wierzyć w tę przeklętą wróżbę ponuraka i starą wróżkę, która jedynie chciała go nastraszyć.
Coś w jego ręku zelżało, tak jakby szkatułka się obluzowała, choć nadal czuł magię wżerającą się w jego ciało. Było mu coraz chłodniej, chyba się trząsł, ale nie był pewien, czy to na pewno on, czy Brenna, która przy nim siedziała.
Naprawdę nie pamiętał, jak się tutaj znalazła, czy było to przypadkiem, czy wezwał ją Castiel. Był jednak wdzięczny, że oboje przy nim byli i próbowali jakoś zaradzić sytuacji. Sam by pewnie spanikował, gdyby stało się na odwrót. Nie pozwoliłby Castielowi umrzeć, ale próby zneutralizowania tego paskudztwa skończyłyby się fiaskiem.
Krzyki, trzask, ktoś go objął, a potem coś wybuchło, pozostawiając po sobie nieprzyjemny zapach. Nie był już w stanie nawet się odezwać, nie mówiąc o tym, by spojrzeć, co się działo. Czuł, że za chwilę odpłynie na dobre. Byle to wszystko się skończyło i nie czuł już tego okropnego bólu.
Kolejne silne rwanie w ręku, przez które krzyknął. Nawet nie wiedział, że miał na to siłę. Głos wyrwał się z jego gardła automatycznie w tym samym momencie, w którym Flint wyciągnął wieko szkatułki. Ulga była chwilowa, bo ręka wciąż pulsowała. Przekręcił głowę, spoglądając w kierunku rozmazanej postaci, chyba Castiela, jakby chciał przekazać, że jest lepiej. Ale nie było, bo przed oczami zrobiło mu się ciemno i stracił kontakt ze światem.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
09.01.2023, 22:26  ✶  
Brenna przez ułamek sekundy była niemal pewna, że coś zaraz uderzy ją w plecy, poczuje ból, ale nie, była tylko nieprzyjemna woń spalenizny. Jeżeli coś ucierpiało, to wyłącznie ręka Fergusa.
Nie miała teraz czasu na zastanawianie się nad sytuacją, wystarczała świadomość jednego: Castiel zdołał uwolnić dłoń Ollivandera, ale wciąż mieli przerąbane. Fergus miał przerąbane. W uszach szumiało jej na tyle, że nawet nie usłyszała poleceń Flinta, ale i tak wyprostowała się gwałtownie, puszczając głowę Fergusa. Obróciła się ku oknu, wyciągając przed siebie różdżkę.
Problem z patronusami polegał na tym, że zasilałeś je pozytywnymi emocjami. A jednocześnie zwykle, kiedy je przywoływałeś, byłeś od tych pozytywnych emocji bardzo daleki. Teraz, kiedy strach nie nadchodził tylko dlatego, że tłumiła go adrenalina, jej dłonie plamiła krew, Castiel coś krzyczał, o radosne myśli było trudno.
Zwłaszcza, że Brenna już od dawna miała pewien problem z przywoływaniem patronusa.
Skupiła się jednak na wspomnieniu Erika i Mavelle, jeszcze z czasów Hogwartu, a z jej różdżki wydobyła się srebrna mgła, która przyjęła wilczą postać.
- Potrzebuję uzdrowiciela, teraz, szybko, adres to... - wyrecytowała, a potem machnęła różdżką ponownie, posyłając widmową wilczycę prosto do Danielle. Nie istniał szybszy sposób na przekazanie informacji, a kuzynka była jedną z niewielu osób, które znały się na leczeniu i co do których Brenna raczej nie wątpiła, że na taką dramatyczną wiadomość od krewnej szybko aportują się pod wskazanym adresem.
Zwłaszcza, że istniała spora szansa, że w domu w Dolinie już zapanowało pewne zamieszanie. W końcu dostała wyjca, raczej nikt poza nią nie znał wcześniej adresu pracowni Flinta, więc ktoś mógł usłyszeć, jak koperta wywrzaskuje dramatyczną wiadomość, a chwilę potem Brenny już nie było i nie miał kto udzielić wyjaśnień.
Ledwo patronus wypadł przez okno, Brenna już padała na kolana przy Fergusie i Castielu, usiłującym zatamować krwawienie, potężne mimo tego, że wcześniej użyła czaru, by wyczarować obręcz na ręku mężczyzny. Za pomocą zaklęcia oderwała fragment swojej koszuli i zaczęła zakładać prowizoryczny opatrunek. Nie próbowała leczyć mężczyzny zaklęciami: byli w sytuacji, w której na pewno nie mogło pomóc zwykłe episkey, a ona nie znała bardziej zaawansowanej magii leczniczej.
- Kiedy to się skończy, uduszę was obu - poinformowała, nie wytrzymując po raz pierwszy, po czym jeszcze mocniej zacisnęła materiał, szybko nasiąkający krwią, ale i tak lepiej ją powstrzymujący niż same palce.
I oby miała rację.
Oby gdy to się skończy, miała jeszcze kogo dusić.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#17
09.01.2023, 22:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.01.2023, 23:03 przez Castiel Flint.)  
Rzut Z 1d100 - 43
Slaby sukces...

Rzut Z 1d100 - 24
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 90
Sukces!


To nie mogło się tak skończyć. Wszędzie widział krew, nie słyszał swoich myśli a jedynie pulsowanie krwi w skroniach. Cały się trząsł, był lodowaty. Przysiągłby, że jego serce otuliła warstwa szronu a tak naprawdę był tak rozgorączkowany, że chuchnięciem mógłby wzniecić pożar. Mignęły mu przed oczami ręce Brenny, napierające na jego własne. Cztery silne dłonie próbowały zatrzymać uciekające z Fergusa życie. Widział jego zamazane oczy, które zaraz to wywróciły się do góry. Które z nich krzyczało? Bał się, nie kontrolował słów. Prosił, by nie umierał. Żeby go nie zostawiał. Krzyczał, że przeprasza, że zaniedbał. Potem go wyzywał, że jest idiotą, że dotknął szkatuły. Usprawiedliwiał się, że nie było go tylko chwilę i czemu to zrobił…
Nie słyszał swoich słów, one żyły własnym życiem. Krew lała się strumieniem, a łzy cieknące z jego oczu tworzyły jasną ścieżkę w tej krwi, od której był umazany. W końcu dotarła do niego lodowata myśl. On nie przeżyje. On nie wytrzyma tego. Z całą swoją wiarą w Fergusa wiedział, że jego ciało nie wytrzyma takiej utraty krwi. Nie dość, że palił jak smok to nie stronił od mocnej kawy i alkoholu. Nie miał szans tego przetrwać ale żadne z nich nie pozwoli mu umrzeć. Poczuł jak Fergus wiotczeje.
Panika.
- O nie, nie, kurwa. Nie masz prawa. Nie zostawisz nas tutaj.- dał znać Brennie aby całkowicie przejęła to z góry skazane na porażkę tamowanie krwi. Opadł na niego lodowaty spokój, czy to nie dziwne? Wytarł dłonie o swoje spodnie i sięgnął po różdżkę. Kilkoma szarpnięciami poderwał rękaw swojej koszulki do łokcia. Chwycił mocno zdrową dłoń Fergusa, wziął kilka wdechów i przypomniał sobie inkantację. Znał ją na pamięć. Mógł powiedzieć o niej wszystko. Nieprzyzwoicie dawno temu wyrył je sobie w pamięci, jakby wiedział, że kiedyś będzie mu potrzebne. Zdawał sobie sprawę, że tego użyje prędzej czy później. Inkantacja brzmiała w jego głowie niczym upragniona melodia choć była zakazana. Nie zwracał uwagi, że Brenna jest po stronie prawa. Nie pozwoli Fergusowi umrzeć.
Enerwate.
Czarne jak smoła iskry wtopiły się w jego skórę, tworząc na niej nieduży acz krwawy znak, tak kilka centymetrów nad nadgarstkiem. Bolało ale mniej niż spanikowane serce. Iskry nabierały w objętości tworząc nad jego przegubem nić… uniósł różdżkę, ciągnąc w górę tę nić i próbując nakierować ją na ściskaną przez niego rękę Fergusa. Ledwie ich połączył a czar prysł, gwałtownie, zostawiając szary ślad poparzenia.
- Nic nie mów. Nie pozwolę mu umrzeć. Enerwate, do jasnej avady!- nerwy go poniosły bo różdżka zagrzała się i wypuściła z siebie dym. Zaczerpnął więcej powietrza. Zawziął się tak jak nigdy dotąd. Odkrywał właśnie swoją nową "twarz", nową stronę siebie, która przez całe życie była w ukryciu.
Nieustępliwość.
Enerwate.
Dzięki tej nieustępliwości czuł, że ma kontrolę nad zaklęciem. Ponownie na skórze zatańczyły czarne iskry, wżerając się głęboko pod skórę, tworząc imitację czarnych żył. Wzdrygnął się zaskoczony wyrazistością bólu połączenia. Zacisnął mocno palce na krańcu tej nici i pewnym siebie ruchem przeciągnął ją do przegubu Fergusa. Być może dobrze, że był nieprzytomny. Nie będzie czuł tego dodatkowego bólu; już dość wycierpiał.
Zaklęcie było mocniejsze. To nie nić ich łączyła. Wyglądało jak gruba żyła albo i pępowina, zaczynająca się w jego skórze a kończąca w Fergusie. Stłumił przekleństwo kiedy magia wyciągnęła z niego dech i przetoczyła ten haust energii w Fergusa.
- O-odaję mu… o-odaję energię.- wyjaśnił Brennie, opierając głowę o ramię Fergusa. Zaciskał palce na jego dłoni za każdym razem jak czar wyciągał z niego siły, czyli średnio raz na minutę. Ta żyła, ta pępowina pulsowała za każdym razem gdy do Fergusa docierała energia. Wiedział, że to mu pomoże. Będzie poddany temu zaklęciu tak długo jak będzie to możliwe. Ignorował mroczki przed oczami, lekceważył wirowanie świata, mdłości, deszcze. Dobrowolnie mu oddawał siły bo nie widział innej możliwości. Mógł się tylko w ciszy modlić aby wezwany uzdrowiciel przybył szybko zanim obaj nie umrą.
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#18
10.01.2023, 00:40  ✶  
Nocny dyżur na oddziale, który przyszło jej obstawiać, o dziwo był całkiem spokojny - bez większego problemu dotrwała do poranka. Gdy tylko pojawił się jej zmiennik, zdała mu krótki, acz treściwy raport, by wyjść ze szpitala z myślą, że przez następną dobę, nie będzie musiała myśleć o pracy. Wspaniałe jest to uczucie, prawda? Uczucie to towarzyszyło jej przez cały poranek, gdy postanowiła położyć się na krótką, regeneracyjną drzemkę. Cały dzień słodkiego lenistwa, chodziło jej po głowie, gdy parzyła gorącą kawę, rzecz jasna robiąc jej znacznie więcej, niż ona sama potrzebowała, zostawiając dzbanek wypełniony do połowy - posiadłość Longbottomów była licznie zamieszkiwana, toteż szansa, że ktoś będzie miał ochotę na kawę i poczęstuje się, była raczej oczywistą oczywistością. Kiedy sączyła gorący napój, zastanawiała się, w jaki sposób wykorzystać wolny dzień. Może pójdzie na spacer? Zajmie się ogródkiem? Była wiosna, idealny czas na zajęcie się kwiatami oraz ziołami, które później okazywały się przydatne, zarówno na własny użytek jak i dla osób, którym pomagała. Kreatywność Danielle podsuwała jej wiele pomysłów i pewnie każdy z nich miałby szansę dojść do skutku, gdyby nie patronus Brenny, który odszukał ją i przekazał krótką, bardzo niepokojącą wiadomość. Potrzeba uzdrowiciela, teraz, szybko...
Takie komunikaty zwiastowały kłopoty i to niemałe. Zwłaszcza, że doskonale znała Brennę i wiedziała, że z wieloma rzeczami jest w stanie poradzić sobie samodzielnie - więc jeżeli już wzywała kuzynkę, faktycznie było coś na rzeczy. Nie pozostało jej nic innego, jak z cichym pyknięciem teleportować się na wskazany przez wilczycę adres.
Pojawiła się tuż przed wejściem do pracowni, wewnątrz budynku. Pierwsze, co uderzyło ją, to unosząca się w powietrzu ciężka, przytłaczająca atmosfera, zapierająca dech w piersiach. Wzięła głębszy wdech i starając się zapanować nad tym dziwnym uczuciem, skupiła się na tym, dlaczego została tu wezwana tu w takim pośpiechu. Widok, który rozpostarł się przed jej oczami sprawił, że doskonale rozumiała skąd ten pośpiech. Na pierwszy rzut oka, dwójka mężczyzn, z czego jeden z nich jedną nogą niemal był po drugiej stronie, a drugi sprawiał wrażenie, jakby miał za chwilę do niego dołączyć. Dużo, dużo krwi. Oraz Brenna, starająca się ogarnąć  cały ten bajzel.
- Cześć wszystkim. Ciężki dzień, co? - przywitała się, szybkim krokiem podchodząc bliżej. Na pierwszy rzut oka mogła sprawiać wrażenie, jakby kompletnie nie przejęła się tym widokiem; jednak ci, którzy znali ją trochę lepiej dobrze wiedzieli, że po prostu trzyma nerwy na wodzy, a przynajmniej bardzo się stara. Po co komu panikujący uzdrowiciel? Na emocje przyjdzie czas później, teraz trzeba było skupić się na pomocy, jednemu i drugiemu. Niezależnie od tego, co się wydarzyło.
Póki co nie zamierzała dociekać co konkretnie się stało - na to też przyjdzie czas później. Nachyliła się nad Fergusem, uważnie przyglądając się ranie nadgarstka. Nie dosyć, że wyglądało paskudnie, w dodatku cokolwiek mu to zrobiło, zahaczyło o tętnicę promieniową, stąd krwotok był znacznie silniejszy i groźniejszy, niż w przypadku przeciętnego zranienia tego typu. Przyłożyła różdżkę i mamrocząc cicho formułkę zaklęcia, jednego z silniejszych, które znała. Zaklęcie zdawało się działać tak, jak powinno - rana powoli zasklepiała się, a wypływający z niej strumień krwi był coraz to słabszy.
- Jak długo tak krwawi? - zagadnęła w pierwszej chwili Castiela; ten zdawał się średnio kontaktować, co rzuciło się w jej oczy. Nie wiedziała jednak, dlaczego ten opiera się o niego - ta magia zdawała się być poza zasięgiem uzdrowicielki. Czy to był powód ciężkiej, przytłaczającej atmosfery, wypełniającej całe pomieszczenie?
Szybko przerzuciła wzrok na Brennę, wiedząc że ta jest znacznie bardziej kontaktowa od mężczyzny.
- Moje zaklęcie powinno zatrzymać krwawienie, ale stracił za dużo krwi, żeby przetransportowanie go do Munga było bezpieczne. - dodała. To byłoby najlepsze, co mogliby zrobić, jednak w tej chwili niemożliwe do wykonania. Zbyt duże ryzyko.
To nie był jedyny problem, który napotkali. Kolejny pojawił się teraz - rana Fergusa, mimo że wstępnie zaleczona, pulsowała gorącem. Okolica zranienia, z którego wcześniej wypływała krew, zdawała się być ciemniejsza, niż reszta - i nie był to kolor siniaka, który za kilka dni zejdzie samoistnie. To była czarna jak smoła barwa, która bardzo powoli zajmowała coraz to większy obszar skóry. Danielle pobladła; takiego obrotu sprawy się nie spodziewała.
- Martwica...- mruknęła do siebie. Ponownie spojrzała na Castiela. Tym razem odpowiedzi musiały być jasne i nieco bardziej szczegółowe. - Co się wydarzyło i skąd Fergus ma taką ranę? To nie jest proste zranienie, którego zatamowanie wystarczy, żeby wszystko było okej. Coś zżera go od środka i jak tak dalej pójdzie, będzie musiał nauczyć się się czarować drugą ręką, bo...- dla potwierdzenia teorii zerknęła na jedną oraz drugą rękę. Prawa była zraniona, więc to ona byłaby to ucięcia. Fergus był lewo czy praworęczny? Cholera, nie wiedziała. -... nieważne, mniejsza o to. Po prostu lepiej żyje się z dwoma rękoma.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#19
10.01.2023, 11:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.01.2023, 11:16 przez Brenna Longbottom.)  
Nie protestowała przeciwko zaklęciu. Chociaż tak, była skłonna je przerwać, gdyby okazało się, że mieliby tu umrzeć obaj. Póki jednak Castiel nie tracił przytomności - nie komentowała.
- Skąd. Jest doskonały - zapewniła Brenna kuzynkę z pozornym spokojem, ani na moment nie przestając tamować krwawienia, chociaż ręce miała już całe czerwone, a drażniąca, metaliczna woń, wdzierała się w nozdrza. Sama też swoją panikę kryła głęboko pod warstewką żelaznego opanowania, bo po prostu nie mogła sobie pozwolić na histerię. Nie pokazała ani strachu, ani tego, jak mocno ulżyło jej, kiedy kuzynka zmaterializowała się w gabinecie.
Odsunęła dłonie dopiero, kiedy krwawienie zaczęło ustawać, a fala ulgi sprawiła, że gdyby Brenna stała, to pewnie musiałaby usiąść. Fala ulgi, niestety, przedwczesna, bo jak się okazało, dalej mieli problem. Brenna nie liczyła, że ot tak uleczy Fergusa, z takimi obrażeniami zwykle trafiało się na parę dni do szpitala, ale miała nadzieję, że najgorsze za nimi…
- Cas, zwolnij zaklęcie, inaczej Dani będzie musiała zajmować się zaraz tobą, nie Fergusem - powiedziała z całym spokojem, na jaki było ją stać. Nie potrzebowały dwóch nieprzytomnych, za to ktoś musiał wyjaśnić Danielle, co dokładnie się stało. Nie wspominając o tym, że jeżeli nie udałoby się uratować Ollivandera... co też musiała brać pod uwagę, choć spychała gdzieś w ciemne zakątki umysłu... to nie mogła pozwolić, by Flint umarł wraz z nim na darmo, nieważne, jak bardzo był na to gotów. - Jak sądzę czarnomagiczny artefakt, tu masz jego resztki - poinformowała, z pewnym trudem wstając i wskazując na przedmiot, bo przedmiot mógł dać pewne pojęcie, co tutaj się stało. Dokładniejszych wyjaśnień mógł udzielić Flint.
Który, jak miała nadzieję, zwolni czar dobrowolnie, bo inaczej Brenna miała zamiar po prostu wyrwać mu różdżkę.
- Cholera - mruknęła na podsumowanie kuzynki. - Długotorowo musi trafić do Munga, a i chyba potrzebujemy w takim wypadku klątwołomacza uzdrowiciela.
Mieli uzdrowicielkę i mieli klątwołomacza, ale żadne z nich nie łączyło obu tych umiejętności. Brenna miała jednak nadzieję, że Danielle zdoła ustabilizować stan Fergusa na tyle, aby mogli przenieść Ollivandera do szpitala.
Wahała się przez chwilę, zanim wytarła ręce o spodnie, a potem podeszła do biurka Castiela, szukając papieru i pióra.
- Dani, kiedy oberwałam kiedyś klątwą, powodującą krwawienie, dostałam eliksir, który na to pomagał, odtwarzał krew czy inna cholera. Znasz coś takiego? Albo jest coś jeszcze, co zaleciłabyś natychmiast mu podać? - spytała, gotowa w razie czego podsunąć kobiecie papier. Pozostał na nim krwawy odcisk palców, bo Brenna nie zdołała doczyścić rąk, za to spodnie teraz też miała pokryte krwią. - Aportuję się do apteki.
Przy okazji zapewne zapoczątkowując piękne plotki, zważywszy na stan, w jakim się znajdowała – dalej w koszuli i spodniach, jakie nosili Brygadziści, tylko trochę porwanych i pokrwawionych – ale to w tej chwili jej nie interesowało. Chciała po prostu pomóc, a tutaj nie mogła zrobić nic więcej. Dostając zalecenia od uzdrowicielki i tę prowizoryczną receptę, miała jednak szanse zaopatrzyć Danielle w niezbędne specyfiki.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Łamacz Klątw i Naukowiec
Najbardziej cywilizowany z rodu Flintów. Mierzy 176 cm wzrostu, niebiesko-zielone oczy, pokazuje się zawsze gładko ogolony. Nie podnosi głosu, mówi spokojnie i ma problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

Castiel Flint
#20
10.01.2023, 11:32  ✶  
Z dala od żelaznego opanowania wyciskał z siebie całą energię byleby Fergus nie umarł. Nie nadawałby się na aurora, zwłaszcza gdyby groziło coś komuś bliskiemu. W takiej sytuacji odkrywał, że jest gotów stanąć na rzęsach i sięgnąć po wszystkie chwyty aby naprawić sytuację. Nie wiedział ile minęło czasu zanim usłyszał drugi głos, znajomy. Nie potrafił go jednak przypisać do konkretnej osoby bo czar wypruł z niego sporą dawkę mocy. Podniósł głowę dopiero kiedy usłyszał głos Brenny mówiący coś o zakończeniu czaru. Była zamazana, dwoiła się przed oczami. A nie, to ta druga osoba. Tak, Danielle. Przeniósł wzrok na zaklęcie. Wyglądało paskudnie.
- On przeżyje?- zapytał słabym głosem bo to był warunek który zadecyduje zakończenie czarnomagicznego czaru. Wzdrygnął się przy kolejnym pulsacyjnym wyssaniu z ciała oddechu. Tak, już musi to skończyć bo inaczej się nie podniesie. Przeniósł zakrwawioną rękę na czoło Fergusa, potem na szyję. Oddychał, krew się już nie lała choć wszystko było pokryte posoką. Podniósł się do siadu i przytknął różdżkę do tej czarnej żyły, wypowiedział inkantację kończącą zaklęcie jednak… różdżka w odwecie pękła. Uniosła się stróżka dymu, a pod warstwą krwi z drewna wystawał rdzeń.
- Kurwa. Moja różdżka.- zmroziło go. Broń, którą dzierżył od jedenastego roku życia pękła akurat wtedy kiedy miał kończyć powoli zabijający go czarnomagiczny czar. Czyż nie było bardziej wskazanej okoliczności na taki pech jak dzisiaj? Otrzeźwiał pomimo ospałości umysłu.
- Zerwijcie to z nas. Odetnijcie, cokolwiek. Niech to szlag. - kolejne pulsacyjne wyssanie mocy, wtłoczone od razu w nieprzytomnego Olivandera. Gdyby nie siedział to właśnie teraz spadłby do parteru. Próbował zabrać rękę ale żyła wydłużała się, jak elastyczna guma i przysiągłby, że przyciągnęłaby go z powrotem gdyby ją nagiął. Nie próbował tylko zdał się na dziewczyny. Zaczął ich słuchać, próbował dodać dwa do dwóch, przypomniał sobie jej pytanie, urywki rozmowy.
- To rzymski artefakt z siódmego wieku przed naszą erą. - wydusił z siebie kiedy już dziewczyny go uwolniły. Sponiewieraną różdżkę schował do tylnej kieszeni spodni ale nic, absolutnie nic nie mogło go teraz oderwać od Fergusa. Chwycił go pod pachy i przeniósł ostrożnie na podłogę, od razu siadając obok niego, trzymając jego zdrowy przegub. Bał się chwycić go za rękę kiedy był obserwowany. Nie odrywał wzroku od jego bladej twarzy. Najważniejsze, że oddychał.
- Aktywował pułapkę. Nie zdążyłem przeprowadzić badań, dopiero ją dzisiaj dostałem do diagnostyki. - popatrzył na Danielle pół przytomnym wzrokiem, rejestrując w tle pospieszną aportację Brenny. Zginąłby bez niej, obaj by umarli.
- Tam leży druga część szkatuły. Wewnątrz była, może wciąż są resztki, czarnej mgiełki. Może była na szpikulcach wbitych w Fergusa. - jęknął na samą myśl co tu się działo. Nie miał sił się podnieść. Wskazał ręką miejsce gdzie leżała ta pierwsza część, wieko, niewielkie ale jakie szkodliwe. Teraz nie mogło już nic im zrobić, było całkowicie zniszczone.
- Dwadzieścia. - złapał głęboki oddech. - Dwadzieścia minut to na nim tkwiło, mniej więcej. On to przeżyje, Danielle? Powiedz prawdę. - wbił w nią intensywne spojrzenie, zamglone ale śmiertelnie poważne.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2404), Castiel Flint (4951), Fergus Ollivander (3491), Danielle Longbottom (1815)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa