02.07.2023, 22:33 ✶
Rachunek Sumienia
Knieja Godryka po Beltane | 2 maja
Knieja Godryka po Beltane | 2 maja
Moody przespał się chwilę po tym wszystkim, na krześle w rogu lecznicy, po tym jak próbował pozbierać myśli. To nie był długi sen - ledwie kilkadziesiąt minut, po których uzdrowicielka podała mu coś, żeby wytrzymał w tej Kniei mimo zmęczenia. Normalnie od razu by to zakwestionował, bo niczego od nieznajomych nie pił przez postępującą paranoję, ale... Bał się bardziej tego, że jak im się nie da przywrócić do porządku, to go nie puszczą w Knieję. Jego ojciec już tam poszedł. Siostry w tłumie nie znalazł, ale powiedzieli mu, że żadna Zeneida do Kniei nie wyruszyła. Może więc wcale z niej nie wróciła, tak jak ojciec Longbottom? Nie wiedział. Nikt tutaj nic nie wiedział.
Kiedy wpisywał się na listę, spodziewał się ujrzenia obok wielu znajomych twarzy. Tych z korytarzy Ministerstwa, tych z Zakonu, niech i będą ci z klubu pojedynków, ale... na liście na pewno nie znajdował się brat Eden. Tak, brat Eden, bo wszystkich Malfoyów postrzegał przez jej pryzmat, z oczywistych względów. Nie chodziło nawet o to, jak kreatywnie urabiał ją ku temu, żeby zaczęła regularnie zdradzać z nim męża - samo partnerstwo w Biurze Aurorów wystarczyło mu do tego, żeby się nawet i Fortnibas stał nie „byłym ministrem”, ale „jej ojcem”, bo tak się układała jego hierarchia. No, ale tak już na serio: co tutaj do cholery robił kanclerz skarbu? Pomijając fakt, że jego rodziny by z taką akcją nie skojarzono nigdy, to jakoś dziwnie wyglądał w tym sweterku, trzymając kartę rejestracyjną wolontariusza. Człowiek od cyferek ryzykujący życiem w gęstej Kniei? Czyżby utknęła tam jego kochanka?
- Malfoy - podał mu rękę. Uścisnął ją pewnie. - Dobrali nas razem - chociaż nie do końca rozumiem czemu. - Masz wszystko? - Skinął głową w stronę jego plecaka. - Jeżeli ci to nie przeszkadza, to chcę ruszyć jak najszybciej, najlepiej już teraz.
Moody nie wyglądał dobrze, ale wyglądał pewnie. W takim rozumieniu, że był trochę obity tu i ówdzie, zresztą Malfoy sam widział, że facet znalazł się w ogniu tych wydarzeń i wynosił z Polany najpewniej zwłoki swojej współpracowniczki, ale jego twarz wyrażała spokój. Wciąż miał na sobie mundur, bo się nie miał jak i gdzie w coś przebrać. Brudny od piachu i krwi, osmolony, śmierdzący popiołem i kurzem, umył twarz i ręce, poza tym prezentował się niewyjściowo.
Naprawdę długo wahał się przed zadaniem mu tego pytania, ale nie zamierzał zastanawiać się nad tym przez następny dzień, a sowy nie miał jak stąd wysłać.
- A... twoje siostry były na sabacie? Wszystko z nimi w porządku?
Dopiero kiedy się nad nim pochylił, żeby to powiedzieć, można było wyczuć od niego woń alkoholu, który wypił wcześniej, na wypadek spotkania z drzewem. Jego ruchy nie wskazywały na to, żeby był mocno pijany. Może po prostu trochę wylało mu się na mundur.
fear is the mind-killer.