• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
« Wstecz 1 2 3 Dalej »
[11 maja 1972] No kurwa, czarny chleb i czarna kawa

[11 maja 1972] No kurwa, czarny chleb i czarna kawa
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#11
20.07.2023, 15:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2023, 16:42 przez Brenna Longbottom.)  
- Hej, to tylko tak wygląda, spadam może raz na sto razy.
Co oznaczało, że bardzo, bardzo często wchodziła na drzewa i budynki.
I właściwie było prawdą. Brenna lubiła takie rzeczy, poza tym zawsze znalazł się jakiś powód - wyjątkowo piękne jabłko, gargulek ukryty gdzieś między gałęziami albo po prostu fakt, że z góry był lepszy widok.
Spadała rzadko. Gdy była pijana. Albo gdy było ślisko. Albo kiedy kończyła w rowie, bo omal nie przejechał jej mugolski samochód.
- To... trochę jak w takim dowcipie. Siedzi Brygadzistka w biurze, za pięć minut kończy pracę, ale w drzwiach staje wampir i dwie godziny później kończy nie pracę, a z nim na Nokturnie - odparła Brenna dość wymijająco. Nie była uprawniona do wymieniania nazwiska Brandona ani opowiadania jego historii, na pewno nie przy "cywilu", nie wspominając już o aresztowanym i, co chyba najważniejsze, Rookwoodzie.
W końcu Cody Brandon oficjalnie nie żył, a zabił go śmierciożerca. Zdecydowanie zamierzała pilnować, aby nikt spoza Zakonu Feniksa i wyznaczonych odgórnie pracowników nie poznał szczegółów tego śledztwa. Sauriel mógł nagle stać się uprzejmiejszy i być narzeczonym Victorii, ona też zaczęła się inaczej zachowywać w sekundzie, gdy zobaczyła Tori, ale nie ufała mu ani za grosz. Wampir, Rookwood, gość od bójki w barze. Brenna była uprzedzona i do wampirów, i od niedawna do Rookwoodów (poza jednym), i do osób wszczynających bójki (chociaż jeżeli faktycznie gość, którego pobił, wcześniej go otruł, to była okoliczność łagodząca – nie usprawiedliwiająca jednak, bo do licha, powinien to zgłosić).
- Naprawdę? Obawiam się, że jest tu jeden problem, nie jestem mężczyzną, raczej inaczej zawieram znajomości.
Po prawdzie już kiedyś zaczęła przyjaźń w podobny sposób. I ścieżki się rozbiegły, bo oboje dokonywali zbyt odmiennych wyborów.
Kiwnęła tylko głową na deklarację, że nie jest głodny – a przynajmniej nie na tyle, by miał na kogoś się rzucić. Ulżyło jej, bo zasadniczo o tej porze krew mogłaby znaleźć chyba wyłącznie we własnych żyłach, a kombinowanie, jak tę wyciągnąć do szklanki i się nie wykrwawić, niezbyt Brennie się uśmiechało. Cody być może kontrolował się gorzej, bo był młodszy.
- Dzięki, Dani to ogarnie w domu, ale jeśli możesz potem przynieść tu sowę, będę wdzięczna – westchnęła, mając wielką nadzieję, że kuzynka tam była i nie spała. A jeżeli spała… to cóż, chyba mieli jakąś maść, ostatnio odnawiali zapasy.
Uwaga Sauriela odnośnie piątego dnia ściągnęła na niego z powrotem spojrzenie Brenny. Dość neutralne, przynajmniej pozornie. Choć była zaskoczona, bo nie spodziewałaby się takiego komentarza. Nie w ustach Rookwooda.
Z drugiej strony, jej własne zamiłowania książkowe też były dziwaczne, nawet w rodzinie Longbottomów, i pewnie nie zaistniałyby, gdyby jakieś czternaście lat temu nie zabrała bezceremonialnie pewnej powieści z rąk Thomasa, przyjaciela brata. Poza tym, to że Chester i rodzice Charliego pogardzali wszystkim, co mugolskie, nie oznaczało, że każdy Rookwood myślał podobnie. Charlie pożyczał jej komiksy. A jeszcze rok temu Brenna kojarzyła Rookwoodów jako ród głównie z wiernej pracy ministerstwu, nie niechęci do mugolskiego świata. Może nie powinno jej to dziwić, podobnie jak to, że parsknął z jej słów.
- Nie omieszkam o brzasku patrzeć na wschód – odparła z nieporuszonym wyrazem twarzy (co robiłoby większe wrażenie, gdyby nie puchła).


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#12
20.07.2023, 17:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2023, 17:56 przez Victoria Lestrange.)  

- To może po prostu ją na ciebie tak działam, że często tracisz równowagę – wypowiedziane z kamienną twarzą, ale to właśnie była twarz żartującej Victorii. Miała wyjątkowo beznadziejne poczucie humoru i zdawała sobie z tego sprawę, no ale nie można mieć wszystkiego, więc nawet nie próbowała udawać, że jest zabawniejsza niż w rzeczywistości była. Victoria sama nie miała zapędów wspinaczkowych, jako dumna posiadaczką lęki wysokości – szczytem jej możliwości było wdrapanie się na daszek ganku a stamtąd do okien swojego pokoju na piętrze (z Saurielem robiącym jako czujka, tak). Ale wyżej by się nie podjęła. To i nie miała nieprzyjemności spadać z drzew i budynków.

W spudłowanie Sauriela jakoś nie wierzyła. Bardziej po prostu nie celował w podbicie Brennie oka. No ale jej tam akurat nie było i nawet nie próbowała sobie wyobrazić co się działo, bo nawet nie wiedziała co i gdzie dokładnie. Oprócz tego, że był ktoś, kto musiał mu bardzo podpaść. Widząc go tu jednak i słysząc jak się odzywa do Brenny nie mogła się pozbyć wrażenia, że faktycznie się hamował. Nie była pewna dlaczego – czy nie chciał jej podpaść po ostatniej kłótni, czy nie chciał sobie dokładać dzisiaj problemów czy jeszcze z innego powodu, ale z lekką ulgą przyjęła, że nie zachowywał się jak prosiak pierwszej klasy. Niektórzy czystokrwiści czarodzieje mogliby się wtedy naprawdę przerazić, biorąc pod uwagę przesądy o świniach. Cóż… no i nie grał głupa, chociaż nie potwierdził, że to on zaczął bójkę. Gdyby jej jednak nie zaczął, to byłby pierwszy do zaprzeczania.

Nie zamierzała na Brennę naciskać. Jeśli nie chciała gadać o jakiego wampira jej chodziło, to nie – zresztą może to nie był najlepszy czas ni miejsce.

- Przyniosę co trzeba, spokojnie – przecież by tak Sauriela tu nie zostawiła na pastwę losu. Brenna mogła spokojnie wracać do siebie i doprowadzić się do porządku. A przede wszystkim odpocząć. - O tym właśnie mówię – odparła Saurielowi i na moment wbiła w niego mocniejsze spojrzenie, jakby dawała mu do zrozumienia, że znowu wiedziała, ze coś się z nim dzieje. Ale potem nastąpiła chyba najdziwniejsza wymiana zdań jakiej by się tutaj spodziewała. Najpierw spojrzała na Rookwooda nie rozumiejąc ani trochę co miał na myśli i już gotowa był pytać o co mu chodzi, ale wtedy odpowiedziała mu Brenna. Równie bez sensu. I tak patrzyła to na jedno, to na drugie, rozumiejąc wielkie nic. - O czym wy gadacie. To jakiś szyfr? – to był akurat sarkazm, ale nie dało się ukryć, ze Victoria była całe mile poza tą rozmową.

Na tyle, że nagle i bez ostrzeżenia jej wzrok zrobił się nieco mętny, a mięśnie jakby mniej napięte.


!lestrange2
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#13
20.07.2023, 17:24  ✶  
Zaczęłaś odczuwać niepokój, a wtedy przypomniało ci się coś naprawdę ważnego. Jak mogłaś o tym zapomnieć? Musiałaś jak najszybciej iść na Nokturn i odebrać swoje zamówienie. Jeśli tego nie zrobisz, stracisz przekazane wcześniej pieniądze. Nie zostało wiele czasu!

Jeżeli wybierzesz się na Nokturn, użyj kości lestrange22.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#14
20.07.2023, 17:43  ✶  

Uśmiechnął się pod nosem na tę wymianę zdań między paniami, że jedna na drugą tak działała, że ta druga traciła przez to równowagę. Brzmiało całkiem uroczo. I jak jeden z głupszych tekstów w jego stylu, bo przed momentem sam palnął głupotę, że to "przez jego urok osobisty". To samo, powiedziane różnymi słowami. Żarty żartami, ale jakiś obraz Brenny przez te przypowiastki i wymianę zdań się ukształtował w głowie Sauriela o tej kobiecie. On uprzedzony do Longbottomów nie był. Przeciwnie! Jeden z nich całkiem dobrze go zabawił na Beltane. W przeciwieństwie do tamtego drugiego, który prawie się zesrał w majtki. Nadal było mu trochę szkoda, że go nastraszył i kazał spierdalać. Co też tamten uczynił wręcz w podskokach, grzecznie zostawiając mu swoją różdżkę. Sytuacja była wtedy jednak na tyle nieciekawa, że... ach, nie ważne. Z Longbottomami miał w każdym razie przynajmniej jedno dobre wspomnienie! Dobre i bardzo bolesne zarazem. Karma to suka, jak mawiając. Wielu by zapytało, jakim cudem Saurieel potrafił sobie jak gdyby nigdy nic rozmawiać i żartować z przedstawicielką rodziny, której członka zamordował. Może jej ojca. Może wujka. A może to była piąta woda po kisielu, ale co za różnica? A Sauriel odpowiedziałby: no, po prostu. Bo tak naprawdę... co go to obchodziło? Niee jego rodzina, nie jego problem. A jeśli kiedyś Brenna problemem by się stała to i ona miałaby problem z nim. I spotykaliby się na innych warunkach. Do tego czasu mógł zostać nawet jej przyjacielem, bo w zasadzie to nawet ją polubił. a sumienie? Proszę... Moralność Sauriela dawno już upadła.

- Ay, Różyczko. Rozumiem. - Pseudo odetchnął, dając tym samym znać, że dotarł do niego przekaz i że w dalszym ciągu nie musiała go tak... piorunować spojrzeniem. Zabrzmiał wręcz nawet smutno. Bo tak, w zasadzie to było mu w jakiś tam sposób... przykro, że nie miał nad tym kontroli. Nawet nie pomyślałby o tym, że to, co działo się w knajpie, mogła odczuć. Przecież nic się tam nie działo. No okej, ludzie byli poddenerwowani, ale co mogli zrobić? Nikt by tam nie zaczął pluć płomieniami ognia, więc jakkolwiek by się to wydarzyło to... ech. Najwyraźniej zaklęcie nie odbierało personalnego poczucia zagrożenia tylko... sytuację samą w sobie. A to już zdążył sam wycenić, że w zasadzie tak - tam się zrobiło trochę niebezpiecznie, zwłaszcza kiedy jeszcze Tom sam wybiegł po pomoc, gdyby Brennie się nie udało niczemu zaradzić.

Sauriel już właściwie zdążył się obrócić od kobietek, kiedy Brenna odezwała się czymś, czego kompletnie czarnowłosy się nie spodziewał. Otworzył szerzej oczy, uniósł się na przedramieniu, gapiąc się w zdziwieniu na panią brygadzistkę... i uśmiechnął szeroko. Wiecie, to ten magiczny moment nici porozumienia, chociaż twarz Brenny mogła być całkowicie poważna. Może i to nie zostanie powiedziana, ale całkiem dostojnie wyglądała z tą rana wojenną! Jak to było..? Blizny świadczą o tym, że przetrwaliśmy! O! Sauriel wyciągnął rękę i pokazał kciuka w górę na znak uznania.

- O książce. Wcisnę ci ją jak wrócimy. ZAJEBISTA. Chociaż nawet nie wiem, czy ci się spodoba... - Nie był pewien, co Victoria czyta i czy czyta jakieś... pierdoły poza książkami potrzebnymi jej do pracy. W zasadzie to zabawne. Nie znali się aż tak mało, a w zasadzie ciągle o niej całkiem niewiele wiedział. Najdłuższy czas, jaki ze sobą spędzali, to ten związany z pracą Victorii.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#15
20.07.2023, 18:25  ✶  

Nokturn. Technicznie rzecz biorąc Victoria temat odpuściła, ale widać kołatało jej się to po myśli. Bo nagle przeszło ja przekonanie, że o czymś zapomniała. O czymś… o czymś bardzo ważnym. Niepokój musiał odbić się gdzieś na jej twarzy, kiedy uniosła oczy by pokiwać Saurielowi. Że tak, tak – zobaczą. Victoria uwielbiała książki, wcale nie mniej niż kwiaty, ale chyba faktycznie nie mieli okazji nigdy o tym porozmawiać.

- Cholera – rzuciła, kiedy zaraz po tym niepokoju olśniła ją myśl. Nokturn. NOKTURN. MIAŁA ODEBRAĆ ZAMÓWIENIE!

No kurwa.

- Chooolera. Zaaapomniałam – rzuciła wzrokiem na lewo, prawo, potem na Brennę. W końcu na Sauriela. I po prostu bezceremonialnie podeszła do stolika, który stał w rogu korytarza, by wrzucić na niego swój rulon pergaminu. Ten zaraz rozwinęła i jeszcze bardziej bezceremonialnie zagięła kawałek o rant blatu i oderwała. A potem wyciągnęła z kieszeni różdżkę i wyczarowała pióro.

Wcisnęła to przez kraty Saurielowi.

- Pisz. Tylko szybko, zapomniałam, że mam coś do załatwienia. Teraz. Pilnie – zdenerwowana i niecierpliwiąca się Victoria – to musiał być naprawdę ciekawy widok, bo ta kobieta zwykle starała się wszystko tak rozplanować, by mieć na wszystko czas. A na pewno nie była osobą, która zapomina o ważnych rzeczach. Tak ważnych, że musiała je załatwić TERAZ. W środku dyżuru. Właśnie. Dyżur. Nokturn. Spojrzała po sobie. Może pojawienie się tam w mundurze aurora to nie był najszczęśliwszy pomysł… - Wiesz co… Daj mi swoją skórę. Nie pójdę tak przecież na Nokturn – a najgorsze było w tym to, że wyglądała, jakby mówiła naprawdę poważnie.

Bo mówiła. Była śmiertelnie poważna.

Pergamin na powrót zwinęła, filiżanka…

- Chcesz kawę? – zapytała się Sauriela, gotowa mu oddać swoją filiżankę kawy – tej już nie potrzebowała. Była nagle tak pobudzona do działania, że na cholerę jej kawa. Jeśli chciał – to nastąpiła wymiana: jego list i pióro za kawę. A no i z tą skórą to nie żartowała i jeśli Sauriel wywalił na nią oczy, to powiedziała, że nie ma czasu i że mu przecież odda.

A potem wypadła z pomieszczenia i biegiem puściła się korytarzem – planowała faktycznie wysłać ten jego list, a potem wydostać się do hali głównej Ministerstwa i teleportować się na Nokturn. Było tam coś ważnego. Jeśli Brenna, zdziwiona zachowaniem przyjaciółki biegła za nią – to nie robiło jej to większej różnicy ani problemu.

Później to wszystko wytłumaczy w biurze. O tej godzinie i takt nikt się nie będzie interesować, że auror ruszył na Nokturn – raczej… było to często spotykane.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
20.07.2023, 18:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2023, 18:36 przez Brenna Longbottom.)  
– Czyli to ty zbijasz mnie z nóg? - rzuciła na słowa Victorii.
Tak naprawdę nie miało znaczenia, co myśli o Saurielu. To, w jakim świecie żyli, kim byli i w jakich okolicznościach się poznali jako dorośli - bo jako nastolatkowie minęli się na pewno raz czy dwa na korytarzach szkoły - sprawiało, że Brenna może i miała traktować go normalnie, ale w duchu zastanawiać się, jak mocno popiera Voldemorta i czy jako wampir nie zabija swoich ofiar. Dlatego nie było mowy o przyjaźni, nie z jej strony przynajmniej. A w dodatku... choć ona tego nie wiedziała, to Rookwood już mógł być tego faktycznie pewien - stali po dwóch stronach Barykady. Z dużym prawdopodobieństwem pewnego dnia jedno zginie z ręki drugiego, a on już miał na rękach krew jej rodu.
I gdyby wiedziała o tym, na pewno któreś z nich z tego cholernego baru nie wyszłoby żywe - i na pewno używałaby różdżki, a nie próbowała po prostu powstrzymać bójkę.
Teraz jednak... nie wiedziała, a wszelką niechęć i nieufność wykraczającą poza "obił mi twarz" skrywała.
Nie zdążyła wyjaśnić, o czym mówią ani skomentować słów Sauriela, który wyjaśnił, że mówią o książce. Bo spojrzała na Victorię, gdy ta zadała pytanie, i dostrzegła... znajome sobie objawy. To, co widywała ostatnio u Mavelle i pośrednio dzięki czemu wciąż nosiła ślad po rozwaleniu sobie łuku brwiowego. I co, bez wątpienia, wielokrotnie ludzie widywali u niej - nie gdy patrzyła na pozostałość limbo, a widma, echa, pozostałe na przedmiotach i miejscach. Odruchowo wyciągnęła rękę, by podtrzymać Lestrange, ale ta nagle...
Musiała iść na Nokturn.
Aha.
– Zamierzasz iść na… – zaczęła, ale urwała. Lestrange bowiem poruszała się chyba pierwszy raz w życiu szybciej od niej.
- Cholera, cholera, cholera - wykrztusiła, patrząc za Victorią. Czy ta naprawdę zostawiła albo miała do załatwienia coś na Nokturnie? Coś aż tak istotnego, by biec tam w takim pośpiechu? Brenna gwałtownym gestem wyciągnęła różdżkę z kieszeni i wycelowała w swoje buty, zaklęciem pozbawiając je obcasów. Nie stały się odpowiednie na wizytę na Nokturnie, ale przynajmniej nie krzyczały: ta pani ma pieniądze i nie będzie szybko biegać. Lewą ręką już wyciągała z włosów srebrne spinki - nie nosisz takich rzeczy na Nokturn, jeśli nie chcesz ich stracić razem z głową! - upychając je w kieszeniach. - Musisz poczekać na resztę formalności. Nie puszczę jej przecież w środku nocy samej na Nokturn! Kurwa, muszę komuś ukraść koszulę...
Nie mogła iść na Nokturn w takim stroju. To znaczy mogła, jeśli chciała sobie zagwarantować kolejny pojedynek, bo to było proszenie się o problemy.
Nie czekała nawet na odpowiedź Rookwooda. Pognała korytarzem, w czasie, gdy Vici będzie słać list, zamierzając najpierw wpaść do biura Brygady albo Aurorów, dopaść pierwszą znajomą osobę i wydobyć od niej koszulę albo płaszcz błaganiem, szantażem oraz przekupstwem (dosłownie, była gotowa zapłacić dziesięć razy tyle, ile takie było warte), w skrajnym wypadku nawet po prostu ukraść czyjąś marynarkę, bo nie miała czasu… A potem… popędzić w ślad za Victorią, by ją złapać, zanim się teleportuje.
Do przystani czarnoksiężników.
Nocą.
Pobita, obolała, w kiecce i kradzionej koszuli, u boku dziewczyny kryjącej pod o wiele za dużą, skórzaną kurtką, zabraną aresztowanemu, mundur aurorki.
Przynajmniej tym razem nikt nie mógł powiedzieć, że to Brenna miała talent do takich sytuacji, spotkało to przecież Tori, prawda?

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2994), Victoria Lestrange (2774), Sauriel Rookwood (2588), Pan Losu (46)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa