• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[04.08.72. Potańcówka] Can I have this dance?

[04.08.72. Potańcówka] Can I have this dance?
Trickster
Come with me now,
I'm gonna take you down.
Samuel mierzy jakieś 185 centymetrów wzrostu. Jest bardzo wysportowany, lubi wszelkie aktywności fizyczne. Włosy ma jasne, zawsze czesane wiatrem, często zbyt długie i roztrzepane, pojedyncze kosmyki nachodzą mu na jasnoniebieskie oczy. Na jego twarzy zazwyczaj maluje się beztroski uśmiech. Pachnie smarem i tytoniem.

Samuel Carrow
#101
19.02.2024, 21:17  ✶  
Proponuję Uli tańce drugi raz

Jego ojciec po prostu zajmował się tym samym, chciał, czy nie chciał stało się tak, że również go to zainteresowało. Czasem się tego wstydził, że tyle go z nim łączyło, chociaż prześcignął już go chyba w wiedzy, którą posiadał, tyle dobrego.

Z ogromną ciekawością słuchał opowieści Uli o Durmstrangu, nie ukrywał swojego zainteresowania, bo nie miał chyba jeszcze okazji spotkać w swoim życiu kogoś, kto się tam uczył. Zaskoczyła go więc po raz kolejny. Ciekaw był co jeszcze się w niej kryje, bo póki co z każdym wypowiedzianym zdaniem wydawała mu się być jeszcze bardziej interesującą osobą.

- Właściwie możesz mieć rację, tutaj przynajmniej nie pijesz tylko po to, żeby stracić świadomość, niesie to ze sobą coś więcej. - Nie był to jednak temat, w którym czuł się biegły, gdy o tym wspominał oglądał swoje buty, bo czuł się bardzo niepewnie. Alkohol powodował u niego ogromny dyskomfort przez który wracały wspomnienia, te najokropniejsze, przez które jego dzieciństwo nie było kolorowe.

- Może warto zaryzykować, raz się żyje. - Nie będzie jej oczywiście namawiał za bardzo, ani nalegał, jeśli miała ochotę mogła skorzystać z bliskiej dostępności baru Longbottomów.

Zauważył, że kiedy zadał pytanie o taniec Ula sięgnęła po kieliszek z alkoholem, dosyć nerwowo, czyżby zrobił coś nie tak? Nie poddawał się jednak, może po prostu nie usłyszała (to zdecydowanie była lepsza wersja niż zostanie odrzuconym).

- Chciałem cię zaprosić do tańca. - Tym razem powiedział zdecydowanie głośniej, nachylił się przy tym zgrabnie i wyciągnął w jej stronę swoją dłoń, gotowy wyciągnąć ją na parkiet. Musiała to usłyszeć bardzo wyraźnie.

Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#102
19.02.2024, 21:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2024, 21:32 przez Ula Brzęczyszczykiewicz.)  
Zeruję kieliszek, ubieram okulary i podaję Samowi rękę.

Nie wiedziałam, czemu sięgnęłam po akurat kieliszek. Tam były też inne napoje i smakowite przekąski. Czemu akurat wybrałam drinka? Czy mój umysł stwierdził, że potrzebuje czegoś na odwagę? Tylko niestety dla niego, to nie był zwykły alkohol. Kto wie, co teraz się ze mną stanie... A może o to chodziło? Może liczyłam na to, że i mnie wywieje w kosmos? W ten piękny gwieździsty sufit? Drugi Samuel nie zdążyłby mnie złapać, więc pewnie przynajmniej do końca imprezy przyklejona w samotności wisiałabym u góry i obserwowała bezpiecznie wszystkich. A oni mnie.

Jednak to nie był dobry scenariusz.

Ale nigdzie nie odleciałam, a w głosie chłopaka usłyszałam nuty przemawiające za tym, że faktycznie mówił to, co słyszałam.

Byłam oniemiała. Jeszcze nigdy chłopak nie poprosił mnie do tańca. Nie liczę oczywiście ojca, czy wujków. Najgorsze jednak, że jeśli już znalazłam się na parkiecie, były to utwory skoczne, a niektóre miały nawet z góry ustalone kroki. Absolutnie nie spodziewałam się dzisiaj tańczyć do powolnej, romantycznej muzyki. Oczywiście wiem, jak to zrobić. Ale sama nigdy tego nie robiłam. Czy nie zbłaźnię się przed wszystkimi? Co tam ja, ale nie chciałam, żeby Sam stał się pośmiewiskiem całej wsi!

Wpatrywałam się w jego wyciągniętą rękę. Jeszcze nie dotykałam żadnego chłopaka w takim kontekście. Czasem się zdarzyło przy jakiejś pracy na gospodarstwie, ale na potańcówce!? Przecież nie mogę mu pozwolić dotknąć moich paskudnych palców. Zimą nosiłam zwykłe rękawiczki, ale było lato. Posiadały więc ucięte palce. Dało się wyczuć nietypową strukturę mojej skóry pokrytej bliznami... Ale czy na pewno?

Nie wiedziałam, jak mu odmówić. Nie chciałam sprawiać mu przykrości. Zaprosił mnie, podjechał pięknym busikiem... Nawet kwiatki mi dał. Czułabym się okrutnie nawet, gdybym poprosiła o poczekanie do innego utworu. Poza tym, skąd pewność, że puszczą coś w innym stylu?

Wcisnęłam okulary na nos, zwalniając tym samym jedną z dłoni.

— Dobrze... — odpowiedziałam, co mógł ledwo usłyszeć, a następnie wychyliłam kieliszek do dna. Przecież nie zostawię tutaj rozpoczętej porcji napoju.

Obie ręce miałam już wolne. Podałam mu więc odpowiednią dłoń, unikając dotyku palcami. Cienka dzianina rękawiczki pewnie nie była idealną powłoką partnerki do tańca, ale lepsze to niż moja obrzydliwa goła skóra.



???
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#103
19.02.2024, 22:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.02.2024, 22:35 przez Samuel McGonagall.)  
W byciu animagiem chyba najbardziej było zaskakujące to, jak łatwo przychodziło zapomnieć ludziom, że to futro, które głaskali, to był tak naprawdę dorosły facet. A może nie zapominali? Chyba najbardziej zaskoczonym w tej całej akcji z przemianą w niedźwiedzia był sam zainteresowany, który odkrył, że tym razem szczęśliwie nikt nie zemdlał, a kilka osób skorzystało, że mogą podrapać misia za uszkiem i nadal mieć rękę.

Jego niedźwiedzi umysł przytulał go o tyle przyjemnym stanem, że ścinał mu górkę tych ludzkich Bardzo Skomplikowanych Emocji. Oczywiście jako animag był samoświadomy, ale biologia robiła swoje. Nie było bezpośredniego zagrożenia dla niedźwiedzia, dawne miłości chcące zamknąć go w klatce, świeże niezidentyfikowane, niedodefiniowane znajomości odchodzące gdzieś z tym przybłędą jakby się umówili, mężczyzna, który dobrze się kojarzył i och, jakby tak zamknąć oczy i pomyśleć, że to kto inny chwali i mówi, że Samuel sobie świetnie radzi... Tęsknoty, potrzeby, osamotnienie...

Samuel był głodny. Miał ochotę na miód. Deskę, na której będzie mnóstwo serów, szynek i do tego miodek w odpowiednio szerokim słoiczku by zmieściła się łapa. Albo pieczyste oblane miodkiem. I trochę wosku, najlepiej jeszcze z pszczołami do pochrupania.

Pochylił łeb, nos przypadkiem wsadzając w złączenie szyi mężczyzny, którego obejmował (po niedźwiedziemu oczywiście). To była dobra, prosta relacja. Lubili się. To było miłe. I on dał mu kiedyś jedzenie. Lubił dostawać jedzenie. Chuchnął mu ciepłym powietrzem, i tyncnął zimnym, mokrym nosem, trochę brudząc kołnierz, ale przecież wszystko to z troski, w psim geście "czy wszystko ok?". A potem przysiadł na zad, zdając sobie sprawę, że bez zachęty nie zamierza się stąd ruszać, bo w sumie było mu miło tak tu siedzieć i marzyć o miodku. Było miło i prosto. Sapnął zadowolony z siebie.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#104
19.02.2024, 23:50  ✶  
Śpiewam piosenkę do końca, patrzę sobie w trakcie jak tańczycie, na koniec kłaniam się i schodzę ze sceny. Idę do baru, losuję z koszyczka, zamawiam drina (ale jeszcze nie piję) i zagaduję do Erika, Norki, Perseusa i Samuela.

Lubiła słuchać muzyki, ale żeby sama miała śpiewać? Kobieta w czerni delikatnie kołysała się na scenie, do rytmu melodii i słów, jakie płynęły z jej ust (i z duszy… zwłaszcza tych płynących z duszy). To z pewnością wychodziło mocno poza jej strefę komfortu, nawet jeśli nie miała problemu by wyjść do ludzi i przemówić do tłumu, albo jak nie przeszkadzało jej to, że po majowej zawierusze, różni reporterzy i dziennikarze szukali kontaktu – wyjście do nich, w zamian za Patricka czy Mavelle, którzy woleli zostać gdzieś w tle nie stanowiło dla Victorii problemu. Ale śpiew na scenie…? Nawet jeśli było to w miarę kamerale grono, z którego znała przynajmniej połowę osób… To było wręcz intymne doświadczenie, a wszystko ze względu na tę piosenkę, na te słowa, na tę dziwaczną chęć…

– Shall I stay? Would it be a sin – śpiewała dalej i poczuła lekki ucisk w żołądku widząc kolejne pary wychodzące na parkiet. Mignęła jej gdzieś Brenna z Atreusem, i Alastor z Aveliną. I Morpheus z jakąś dziewczyną…

Ale skoro już tutaj wyszła, to mogła zrobić małe show. Dać się ponieść muzyce i temu, co grało w jej sercu. Kobieta przymknęła nawet te swoje ciemne oczy, pozwalając, by firana czarnych, długich rzęs rzuciła cień na jej policzki. Mimowolnie uniosła dłoń, wczuwając się w tę piosenkę.

– Like a river flows surely to the sea. Darling, so it goes, some things are meant to be – nie do końca wierzyła we wróżby, a w przeznaczenie? Może… Może trochę. Może niektóre rzeczy naprawdę musiały się zdarzyć. Za waszą miłością ciągnąć będzie się wstęga spalonej ziemi. Wielkie zmartwienie, lecz i wielka radość. Doskonale pamiętała chrapliwe słowa Szeptuchy, nieopatrznie wypowiedziane do niej w tę pamiętną majową noc, nim jeszcze weszła prosto w krainę umarłych. Nie chciała tego przyznawać, nawet przed sobą samą, ale Zwiastunka Nieszczęścia chociaż częściowo miała rację. Wielkie zmartwienie. Ogromne wręcz. Zmartwienie o duszę. Ale i… wielka radość? Tego Victoria nie wiedziała. – Take my hand, take my whole life, too – w tym zapomnieniu aż zmarszczyła brwi, dając się zakołysać melodii. Spoglądała na wirujące pary, ale były dla niej w tym momencie tylko lekkim tłem. – For I can't help falling in love with you.

Wyśpiewała tak całą piosenkę, czekając na scenie, aż instrumenty znowu skończą grać i z gracją ukłoniła się po damsku, wyćwiczonym, gładkim ruchem i jak gdyby nigdy nic zeszła ze sceny. Udawała, że tak właśnie miało być, że wszystko to było przemyślane, zgodnie z planem, a nie że nie miała zielonego pojęcia, co w nią w ogóle wstąpiło… Z dumą, spokojnym krokiem szła w stronę baru. Po tym zdecydowanie musiała się napić… Odetchnąć. Bo zjeść na pewno teraz nic nie da rady – miała za bardzo ściśnięty ze stresu żołądek.

W momencie, gdy u gapiącego się na nią barmana prosiła o „cokolwiek, byle kopnęło, ale z umiarem”, podeszła do niej dziewczyna z koszyczkiem. Victoria zrobiła na nią duże oczy – to dlatego, że zaśpiewała? To o to chodziło? Czy się pomyliła? Ale podsunęła jej ten koszyk raz jeszcze, więc miast zainteresować się drinkiem i tym co barman do niego dodaje, sięgnęła raz jeszcze do koszyka.

Dopiero teraz rozejrzała się po najbliższym otoczeniu. Erik już nie latał, a obok stała Nora, o której tyle słyszała od Sauriela, i Perseus… i miś. Uśmiechnęła się nieznacznie, odebrawszy swojego drinka.

– Cześć. Widzę, że wam alkohol też wdaje się we znaki. Brenna wiedziała co dodają do tych drinków? – rzuciła zupełnie niezobowiązująco.


!prezentgodryka
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#105
19.02.2024, 23:50  ✶  
Otrzymujesz spinki do mankietów w kształcie piór feniksa. Gdy stuknąć w nie dwa razy, zdają się płonąć na końcach.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#106
20.02.2024, 02:08  ✶  
tańcuję dalej z Brenn

- Już bez przesady, może jej się spodoba? Odkryje swoją nową, życiową pasję? - zażartował, kołysząc się w rytm piosenki, do której podśpiewywała ze sceny Lestrange. Chyba sobie gorszego momentu nie mógł wybrać na porywanie Brenny do tańca, bo tak samo melodia, jak i sączące się ze sceny słowa, były aż nadto wolne i słodkie.

- Nie wiem, odniosłem po prostu takie wrażenie - odpowiedział, przekrzywiając lekko głowę w niezdecydowaniu. Ciężko mu było sobie do końca wyobrazić jak bardzo ktoś z jej krewniaków mógłby się zaangażować w ich swatanie, głównie chyba dlatego, że jego właśni chyba się już zwyczajnie poddali. Matka wciąż uznawały za ważny zakład, który dawno temu zawarła ze swoim mężem, odnośnie tego kto pierwszy stanie na ślubnym kobiercu i wiernie Atreusowi kibicowała, ale bez takiego entuzjazmu jak wcześniej, kiedy był jeszcze młodszy. Może przywykła, że nie był w stanie zatrzymać przy sobie nikogo na dłużej, wyraźnie nie będąc w stanie znaleźć jakiegoś złotego środka i iść na kompromisy, chociaż on sam uważał że zwyczajnie miał szczęścia w tym zakresie. Często też mówił, że to wszystko dlatego, że fortuna sprzyja mu w kartach, a przez to nie starczyło jej już tyle na inne aspekty jego życia, szczególnie jeśli o miłość chodziło. Jeszcze na początku tego roku, nawet jeśli pierścionek na palec Elaine założył w wyniku wygranego zakładu, uważał że coś mogłoby z tego być. Że tak jak Stanley lubił mu wytykać, to była ta jedyna i nie było czym się przejmować, ale okazało się, że historia lubiła się powtarzać, a para w naturalny sposób zaczęła dryfować w przeciwnych kierunkach. Ona wyjechała do Francji, a on został tutaj, z więzią na karku i ledwo żywy.

Może dlatego o wiele ciężej było mu się przyznać teraz, że coś między nimi było. Jakaś jego część stała się przesądna i nie chciała zapeszać, a z innej strony był bardzo świadomy tego, jakie uczucia osoba Brenny wzbudzała w jego przyjaciołach. Antoś już dawno stracił dla niej głowę i gdyby tylko cokolwiek mu powiedział, ten chodziłby jak struty, dogłębnie zraniony. Stanley jej nie znosił i kiedy jeszcze pracował w Ministerstwie, darł z nią koty regularnie, nawet jeśli w ten grzeczny sposób osoby, która starała się zbytnio nie napaskudzić w miejscu pracy. Louvain natomiast... był Louvainem, a nazwisko Longbottom wyznaczało dla niego zdrajców krwi. Każdy z nich, gdyby im się do tej więzi przyznał, pewnie by się go zapytał czy upadł na głowę. Co zaś tyczyło się jego szanownej rodziny, to mógł sobie wyobrazić jak matka pyta się go, czy dobrze się bawi, ojciec; niby to poważny, zastanawia się skąd mieli czas na takie głupoty na służbie, jakby sam w młodości był bardziej rozsądny, a Florence wywraca unosi wysoko brew, tylko po to by zaraz się go zapytać, czemu nie przyszedł do niej z tą więzią.

- Hm - mruknął, nie tyle będąc zaskoczonym jej wyznaniem, co niekoniecznie wiedząc co z nim zrobić. - Chyba niestety muszę. Uderzysz mnie jeszcze z raz, albo zgodzisz się znowu na wspólne odejście ze świata i sam się zakocham - rzucił, równie lekko jak ona, uśmiechając się przy tym wesoło.
- Szczerze, to prędzej bym się spodziewał, że gdybyś coś knuła to zaprosiłabyś mnie do jakichś katakumb, albo innego nawiedzonego lasu. Nie ma to jak romantyczna próba wspólnego przeżycia śmiertelnego niebezpieczeństwa. W sumie prosił, żebym ci nie mówił, ale nie wiem jak to się ma do faktu, że wydajesz się jak najlepiej poinformowana. Tłumaczył to zaproszenie tym, że instytucje Brygady i Aurorów powinny się nawzajem wspierać w najróżniejszych aspektach. - parsknął, wyraźnie rozbawiony. - Całkiem sprytne, gdyby nie fakt, że wcześniej tak całkiem nieoczekiwanie to akurat mnie wybrał, żeby ci przynieść książkę. Żeby chociaż zrobił to w pracy, ale on po prostu wysłał mi sowę... Ale gdyby co, to ci absolutnie nic nie powiedziałem i tłumaczę się tak, że to moja siostra mnie zabrała ze sobą na swoje zaproszenie. O tam sobie siedzi, nawet nie muszę bardzo kłamać - wskazał głową w kierunku gdzie znajdowała się Florence, a obok niej już teraz i Vincent, który postanowił do niej zagadać.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#107
20.02.2024, 06:15  ✶  
siedzę sobie cały czas w tym samym miejscu i rozmawiam z Neilem

- Pokazuje kogoś o kim się myśli - wyjaśniła, uśmiechając się do niej ciepło. - Jeśli pomyślisz o takiej Brennie, albo Alastorze, to też zaraz się w nim pokażą - dopowiedziała jeszcze, spoglądając na pokazane jej przez Effie lustereczko, albo raczej na jego tył, bo nie zaglądała jej przecież przez ramię. Wyglądała też na odrobinę zatroskaną tym, jak Trelawney w ogóle zareagowała, ale ona była ostatnią do osądzania kto komu i kiedy chodził po głowie. - Cóż... widziałam, że pan Bott jeździ na takim super mugolskim motorze, może ci się spodobał? Motor w sensie. Nie mówię też, że to coś złego, sama bym się chętnie takim przeleciała. Bo on lata, wiesz? - Dora przestąpiła z nogi na nogę, trochę niepewnie. - Nie wyglądasz - zapewniła w końcu ochoczo, kiwając przy tym głową, bo już się chyba w tym wszystkim okrutnie zgubiła. Czemu jej przyjaciółki musiały jej zadawać takie trudne pytania, które dotyczyły spraw sercowych, kiedy ona była w nich nieskończenie i nieopisanie tragiczna?

Uśmiechnęła się do Morpheusa, kiedy ten się pojawił, przyjmując od niego napitek i wdzięcznie dygając w teatralnym geście, ot tak - w podzięce. Sama też się napiła trochę, zadowolona, że przyniesione przez niego drinki chyba nie były tymi specjalnymi, które miały sprawić, że na przykład Eric latał, a Victoria właśnie śpiewała bardzo ładną piosenkę.

Dora, jako że Morpheus porwał Effie na parkiet, usiadła sobie na wcześniej zajmowanym krześle i upiła parę łyków swojego picia, a potem uśmiechnęła się wesoło do Neila, który został z nią i nawet próbował zagadać.
- Oh, naprawdę? - zapytała, mimowolnie przeczesując palcami luźniejsze pasma. - Dziękuję. Sama nie jestem pewna czy szampon czy perfumy. Powiedz, Morpheus powiedział, że nie masz zbyt wielu przyjaciół w Dolinie, to znaczy że niedawno się wprowadziłeś, czy może mieszkasz gdzieś indziej? Czym się zajmujesz, jeśli mogę zapytać?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#108
20.02.2024, 13:37  ✶  
Zostali sami i gadał głupoty, chciał się spalić cały ze wstydu, ale niestety żal mu by było, żeby iskra spadła na deskę i podpaliła cała stodołę. Szkoda takiego wystroju.
Szczęśliwie kobieta nie odczytała jego słów jak obrazę czy kompletne zagubienie, a może i odczytała? Nie miał pojęcia, skupił się na upijaniu wina i uciekaniu wzrokiem co sekundę. Słuchał też jej uważnie, bo jak rozpoczyna rozmowę od czapy, to może chociaż uda mu się sensowną kontynuację z tego wyciągnąć. Szczególnie, że dostał dość proste pytanie.
-O mieszkam, gdzie indziej. Obecnie w Londynie. Kiedyś we Francji, później we wsi dosłownie około godzinę stąd... No, a teraz w Londynie. Jeszcze uczyłem się we francuskiej szkole magii, więc... No nie bardzo dało się tam znaleźć znajomych co by później w Anglii się znaleźli.-zagadał, kiwając głową. Nie chciał jednak wyjść na kogoś totalnie bez żadnych znajomych.-Ale kilka osób kojarzę... Norę znam, moja szefowa, no i Erika kojarzę. Perseusa widywałem na ulicy, mieszkamy obok siebie... I... Tego miśka znam...-dodał, z głosem nagle paskudnie znużonym.-Raz go widziałem, a zachowywał się paskudnie...-zamarudził, nie zauważając jak nagle zaczęło mu wchodzić alkoholowe rozluźnienie na język.-Znaczy po prostu.... Chyba za sobą nie przepadamy...-ale czy to wino czy kwestia tego, że jesteśmy tu we dwójkę i muszę mówić, bo inaczej będzie niezręcznie?-A jak o prace chodzi, to pomagam Norze w jej kawiarni, a w domu produkuję maści, świece ziołowe. Dlatego właśnie znam Morpheusa, kupuje ode mnie różne kadzidła i olejki.-dodał, patrząc na mężczyznę na parkiecie i zaciskając usta. Zaraz jednak rozluźnił się i spojrzał na kobietę.-A jak z Panią jest?-odbił piłeczkę samemu sobie narzucając zakaz mówienia dopóki alkohol z niego choć trochę nie wyparuje.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#109
20.02.2024, 15:46  ✶  

Na szczęście dla Effie, Morpheus należał do tych arystokratycznych panien, które miały w małym paluszku kroki takich tańców, jak walc. Dlatego więc gdy dotarli na parkiet, ułożył dłoń pod łopatką wróżbitki i udając, że strzepuje jakiś pyłek z jej ramienia, odchylił je, tak aby opierała się swoim ciężarem na niej, stosując jedną z podstawowych zasad prowadzącego w tańcu. Dzięki takiemu ułożeniu nie ważne, jak prowadził, jej nogi i środek ciężkości bez udziału głowy reagowały na ruch i dopasowywały się do kroków. Jedyne co musiała zrobić, to trzymać tę nieco nienaturalną pozę i rozpocząć z tej samej nogi.

Nie znając możliwości partnerki, trzymał się zwykłych kroków do pościelowej, powolnej melodii, która w wersji Victorii Lestrange jeszcze się spowolniła i pasowała bardziej do przytulańca na koniec potańcówki. Ich cienie tańczyły po lustrzanej posadzce jeziora, która zaczarowana, odbijała pary niewyraźną, rozmytą wizją z krainy wróżek. Zresztą, Morpheusowi w kolorowej, kwietnej koszuli, z szalem, brakowało tylko diademu i spiczastych uszu, aby przypominać licho z kręgu grzybów, faerie, które prosi o twoje imię, aby je ukraść i porwać do swojego królestwa, abyś tańczył, aż nogi zaczną krwawić i umrzesz z wycieńczenia. Tak wyglądali właśnie ze sobą, Effie i Morpheus. Jak Kościej Bezsmertny, kradnący Marię Morewnę.

— Cóż chcesz knuć, wróżko niegodziwa? — zapytał, odwracając oczekiwania wizualne, niczym w balladzie Keatona, La belle dame sans merci. Francuski tytuł utworu oznaczał „Piękna pani bez litości”, a sam wiersz opowiada o urodziwej nimfie, która omamia mężczyzn i prowadzi ich do zguby i szaleństwa. Nie uważał oczywiście, że tak jest, Effie nie jawiła mu się jako żądna krwi mara, ale nastój przestrzeni skierował jego myśli ku Arturiannie i pochodnych tych mytosów.  — Mam nadzieję, że nie odbiłem cię jakiemuś zazdrosnemu partnerowi, któremu zniknęłaś w tłumie?

Dopytał jeszcze, okręcając ich oboje w powolnym tańcu, idealnym na jego kondycję fizyczną, jeśli chce zatańczyć, chociaż kilka razy. Dobry na rozgrzewkę.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#110
20.02.2024, 18:03  ✶  
Dalej stoi przy barze.

Z każdym kolejnym słowem Nory rosła jego konsternacja, którą skrzętnie maskował uśmiechem i uciekającym spojrzeniem. W tych drinkach coś musi być, pomyślał Perseus. Oczywiście we wszystkich, tylko nie w moim, dodał głos w jego głowie nieustępującą pewnością siebie. Przecież nie zaczął mówić bez żadnego filtra jak Nora, albo lewitować jak Erik, ani nie zamienił się w niedźwiedzia jak Sam (to właściwie nie miało bezpośredniej korelacji z alkoholem, ale meandry umysłu Blacka odnazły w tym logiczny ciąg).

Normalnie jego policzki oblałyby się rumieńcem, gdyby ktoś tak głośno postanowił wznieść za niego toast, w dodatku tak głośno; tym razem jednak Perseus poczuł przyjemność z chwilowego znalezienia się w centrum uwagi, zatem roześmiał się serdecznie i upił resztkę swojego drinka. Do Neila natomiast rzucił po francusku ciche życzenie miłego wieczoru i wrócił do poprzednio przerwanej czynności, to znaczy bezczelnego drapania Samuela za uchem. W końcu gdyby to nie było dozwolone, Matka by inaczej świat stworzyła!

— Przepraszam Erik, no już, już, nie dąsaj się — oparł rozbawiony, a następnie odwrócił się, by poprosić barmana o kolejnego drinka, którego podał Erikowi, a sam natomiast zamówił dla siebie zwykły sok — Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Delikatnie zastukał swoją szklanką o tą trzymają przez Longbottoma w ramach toastu pojednania i upił łyk soku, tylko po to, by za chwilę dyskretnie wypluć go z powrotem do naczynia, gdy próbował się nie zaśmiać na to, co powiedziała Nora. On przynajmniej nie próbował zjeść mi laski, chciał odciąć się Perseus, lecz w porę ugryzł się w język. Za punkt honoru postawił sobie, by nie przypominać pannie Figg o tamtej żenującej (dla obu stron!) sytuacji z marcowego balu.

Zaraz potem jego spojrzenie napotkało Victorię, a na twarzy Perseusa kolejny raz tego wieczora zagościł uśmiech. Nie wyglądała na wściekłą, co chyba oznaczało, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że to właśnie on ukradł z jej ogródka te pojedyncze kwiaty, które jakimś cudem przeżyły wichurę na Beltane...

— Też uważasz, że czymś je doprawiono? — konspiracyjnie zniżył głos.

Rzucam na randomowego drinka, którego przekazuję Erikowi.
!magicznydrink


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (3600), Brenna Longbottom (6176), Pan Losu (1128), Nora Figg (6478), Samuel McGonagall (6297), Alastor Moody (2428), Samuel Carrow (4465), Erik Longbottom (6996), Ula Brzęczyszczykiewicz (4996), Neil Enfer (5809), Atreus Bulstrode (5744), Dora Crawford (2097), Morpheus Longbottom (3201), Effimery Trelawney (1297), Perseus Black (3216), Florence Bulstrode (1533), Vincent Prewett (1807), Avelina Paxton (1820), Victoria Lestrange (7198), Patrick Steward (3200), Sebastian Macmillan (3662), Septima Ollivander (1083), Elliott Malfoy (1236), Julien Fitzpatrick (706)


Strony (27): « Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 … 27 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa