• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#41
30.11.2022, 21:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2022, 15:34 przez Eutierria.)  
Sally syknęła dziko, a następnie ryknęła śmiechem, najwyraźniej za nic mając sobie przerażenie i konsternację, jaką wywołała wśród zgromadzonych na tegorocznym sabacie.

- Taktak, jassssne, uciekajcie sobie, słowa z wami więcej nie zamienię... - oburzona tupnęła nogą, a potem przeczesała palcami posklejane, kręcone włosy. Upięty na czubku głowy wyjątkowo nieelegancki kok rozpadł się momentalnie. Na twarz czarodziejki posypały się pukle włosów, które myte były pewnie na tegorocznym Imbolc. Jaszczurka wplątała się w nie niczym w pułapkę. - I gdzież ty te łapy pchasz - powiedziała, odganiając od siebie dwie natrętne młode kobiety, które w sytuacji, kiedy Sally znajdowała się w takim centrum uwagi, postanowiły losować jeże. Obu się nie poszczęściło, a Ada po wyciągnięciu ręki z koszyka zobaczyła na swojej dłoni wielkiego, obrzydliwego robala, który skoczył jej na twarz. Sally nie przejęła się tym praktycznie wcale. Zagęszczający się tłum przyciągnął uwagę stacjonujących nieopodal Brygadzistów, więc spłoszyła się i uciekła gdzieś pomiędzy ludzi, chcąc uratować się przed niechybnym aresztem.[/Poszukiwania]

Przepiękne kobiety, z którymi tańczył Trevor, podeszły do jego odejścia z ogromnym żalem. Przystojny i utalentowany mężczyzna zwrócił ich uwagę - niestety pechowo dla siebie, bo zapewne wolałby pozostać w cieniu tych wydarzeń, zamiast zwracać na siebie uwagę Brygadzistów.

- Piękny panie - jedno z widm, które przybrało postać urodziwej blondynki hojnie obdarzonej przez naturę, uwiesiło mu się na szyi jeszcze wtedy, kiedy obserwował kręcące się koło loterii. - Niech pan do nas wróci, niech pan z nami jeszcze zatańczy... - To powiedziawszy, założyła mu na szyję szal z puszystych piór. - Ze mną pan nie zatańczy...?

Na końcu swojego posta rzuć proszę kością d100.

Kiedy Florence szła w kierunku malarki, jej drogę zagrodziła Szeptucha, której wszechświat objawił kolejną wizję przyszłości. Nie zatrzymała się przy uzdrowicielce na długo. Mieszając łyżeczką napój w kubku, spojrzała na nią i zmierzyła kobietę wzrokiem.

- Myślisz, że jest uszkodzona, he? - Pociągnęła nosem, upijając łyk napoju, a następnie skróciła pomiędzy nimi dystans kilkoma chwiejnymi krokami. - A co jeżeli wystarczy zajrzeć w to głębiej? Co, jeżeli spróbowanie jeszcze raz jest gwarancją czegoś więcej, jakiejś przygody, o której nie miałaś pojęcia? Najciekawsze wspomnienia są często dziełem przypadku. Ale czym ja c i e b i e próbuję zaskoczyć?

A później zniknęła pomiędzy ludźmi, nie czekając na odpowiedź.

Loretto, ty ujrzałaś jedynie to, jak Szeptucha szepcze coś Florence na ucho. Jedno słowo, góra dwa - a później odeszła.


there is mystery unfolding
moon's favourite poem
and the rest is rust
and stardust
Drobniutka, choć wysoka na 177 centymetrów wzrostu, o popielatych włosach. Śmiech przywodzący na myśl świergot ptaków. Śpiewny, uroczy głos. Choroba objawia się u niej srebrnymi tęczówkami i wędrującym rumieniem.

Sarah Macmillan
#42
01.12.2022, 00:17  ✶  
Sarah spoglądała na tańczących czarodziejów z niesłychaną frustracją, mając ochotę zagryźć zęby na tej bluzce, co ją sobie wydziergała. W takich momentach wszystko ją uwierało, każdy szew wbijał jej się w ciało tak, jakby go zrobiła z najbardziej gryzącej włóczki, jaką jej się udało znaleźć w Londynie. Zazdrość była okropnym uczuciem. Uczuciem kaleczącym ją w dumę i delikatność, ale nie potrafiła nic na to poradzić - bo cóż właściwie miała z tym zrobić? Nie zdusi w zarodku własnych emocji, nie posiadała w sobie nawet delikatnej iskry samokontroli. Charyzma nie szła u niej w parze z opanowaniem.

I wtedy, wśród tych wszystkich myśli z tyłu głowy, do których wstyd się przyznać, najjaśniej rozbłysła ta najbardziej dziecinna - niezdrowa fascynacja osobą, która stała się dla panny Macmillan centrum całego świata.

- F... Faye Longb-bottom?!

Dziewczyna pisnęła, a później zachłysnęła się dymem z kadzidła. Zrobiła minę, jakby jej życie miało się zaraz z tego powodu skończyć, ale stojąca naprzeciw czarownica nie mogła tego widzieć (i dobrze! bo by sobie coś złego pomyślała jeszcze).

- P A N I miałaby mi PSZESZKADZAĆ? - Pomiędzy nią i kadzidłem doszło do niespodziewanej szarpaniny. Próbowała je bowiem nieudolnie ugasić, a później odłożyła je jakoś tak, żeby się od niego nic nie zapaliło... ale mniejsza o to w sumie, ważniejszym było przecież to, kto właśnie prosił ją o pomoc. Ze wszystkich osób ona - najpiękniejsza, najjaśniejsza gwiazda, wielka inspiracja, największy wzór dla kogoś takiego jak roztrzepana panna Macmillan - jak to było możliwe? - To omamy od tego kadzidła może...? Nie, no nie wieszę, pani tu jest naplawdę, nie wiem, czy pani wie, ale jestem pani największą fanką, mam z panią chyba z osiem plakatów - pacnęła się dłonią w czoło - nie powinnam o tym telaz mówić, plawda? - Podbiegła do niej prędziutko, coby ją zaprowadzić przed stół zastawiony smakołykami. - DZIECI, ODSUŃCIE SIĘ, BUFET CHWILOWO ZAMKNIĘTY, BĘDĘ LOBIŁA YYY LEMANENT - jaka szkoda, że nie miała przy sobie miotły, to by je mogła pogonić kijem - SIO OD PANI LONGBOTTOM.

Tańczące kapłanki i wile sunące pośród zgromadzonych straciły wszystkie na znaczeniu. Faye mogła być półkrwi - no i co - Sarah nie potrafiła znaleźć tutaj persony bardziej olśniewającej od blondwłosej, niesamowicie utalentowanej piękności, jaką była kobieta... ściskająca... jej dłoń... Pani Longbottom mogła poczuć niepewność. Drżenie delikatnej dłoni młodej kapłanki było wyczuwalne nawet przez kogoś o tak niskiej percepcji, albowiem ujmując rzecz kolokwialnie: poważna pani spirytystka i wysłanniczka Matki telepała się z ekscytacji i miała ochotę płakać na widok ulubionej piosenkarki.

- Wszystko, absolutnie wszystko jest bez mięsa, bez oklucieństwa, ani glama w tych potlawach golyczy i ucisku słabszych - odpowiedziała z dumą, zaciskając spocone palce na dłoni idolki.

@Faye Longbottom


she is passion embodied,
a flower of melodrama
in eternal bloom.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#43
01.12.2022, 02:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 11:28 przez Morgana le Fay.)  
Patrick szedł obok Brenny i Mavelle, myślami wciąż jeszcze błądząc wokół rozmowy z Florence i Seraphiną. Mimo tego, że noga już go nie bolała – bądź co bądź trafił w ręce naprawdę wzorowej uzdrowicielki – szedł dość ostrożnie, nawet nie dlatego, żeby próbował wzbudzić w towarzyszkach nową porcję litości, ile przez zwykłą rozwagę. Miał się w końcu oszczędzać jeszcze przez kilka godzin. Przeczesał ręką ciemne, gęste włosy, posyłając kobietom krzywy uśmieszek.
- No już bez przesady z tym „należy się” – zaoponował głośno, ale nie jakoś przesadnie twardo. – Choć butelka kremowego brzmi bardzo kusząco. Słyszałem, że cukier dobrze robi na zrastanie się kości i takie tam. – Słyszał tak od zwolenników leczenia bólu czekoladą.
Zatrzymał wzrok na dłużej w podejrzanie wyglądającym koszyku.
- Z moim dzisiejszym szczęściem straciłbym przynajmniej dwa palce – zauważył. I może właśnie dlatego powinien unikać takich przyjemności. Choć gdy Mavelle pytała Brennę, to on wtrącił się do odpowiedzi. – Ależ wiadomo co ona tam ma. Coś, co powinnaś jako brygadzistka jak najszybciej skonfiskować. Z pewnością znalazłyby się na to ze dwa paragrafy. – Mimo takiego, a nie innego doboru słów, jego głos pobrzmiewał rozbawieniem. Jako auror nie zamierzał niczego i nikomu konfiskować tak długo, jak długo naprawdę nie będzie to absolutnie konieczne. – Byłaś w ogóle w tym wspomnianym przez Seraphinę Prewett sklepie dla artystów? – zaciekawił się, pytanie kierując ku Mavelle.
Obserwował jak obie brały udział w losowaniu, zastanawiając się czy powinien wziąć w nim udział. Patrząc na to jak dobrze poszło mu przy szukaniu jajek w lesie, powinien trzymać się z daleka od wszystkich atrakcji festynowych z daleka. Tyle, że nie wierzył przesadnie ani w los, ani w fatum, ani w przeznaczenie, ani w chronicznego pecha.
- A właściwie to czemu nie? – zapytał, decydując się na udział w loterii.
Rzut 1d6 - 1

Roześmiał się mimowolnie, gdy jego przypuszczenia znalazły swoje potwierdzenie.
- Mogłem się tego spodziewać - rzucił rozbawiony. - Chodźmy na to kremowe piwo. Najwyżej ktoś mnie nim obleje.

Loteria rozliczona
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#44
01.12.2022, 13:54  ✶  
- Możesz też dostać prawdziwe piwo. Nie każdy dorosły jest jak ja, z mentalnością i kubkami smakowymi dwunastolatka – odparła Brenna Patrickowi radośnie. Z tym pierwszym pewnie wiele osób by się zgodziło. Z tym drugim: właściwie każdy, kto ją znał. Brenna mogła pochłaniać ogromne ilości jedzenia, a najchętniej wybierała słodycze i mięso. Nie toczyła się jeszcze chyba wyłącznie dzięki temu, że była hiperaktywna i nadmiar energii wyładowywała chętnie biegając po Dolinie Godryka.
- Ani trochę, bo jeszcze faktycznie musiałabym ją aresztować – odpowiedziała Mavelle i Patrickowi odnośnie koszyka. Dostrzegła wcześniej samą Sally, momentu zaś, gdy coś usiłowało zeżreć tam rękę Fletchera, już na całe szczęście nie. – A jestem po służbie. Stanowczo chcę dziś pić piwo kremowe, a nie sprawdzać cudze koszyki, i potem taką wlec do Ministerstwa… Merlinie, to dopiero koszmar, gdy jest się teleportacyjnym beztalenciem takim, jak ja i nigdy nie opanowało teleportacji łączonej.
Samą teleportację owszem, opanowała. Łączonej już nie. Chociaż w ich zawodzie była niezwykle przydatna. Ale co poradzić, czarodziej nie mógł potrafić wszystkiego, a Brenna skupiała się bardziej na magii kształtującej i transmutacji niż translokacji.
Westchnęła, widząc, co wylosował Patrick.
– Mogę ci oddać moją szyszkę – zaoferowała półżartem, półserio, bo Steward tego dnia faktycznie był jakby przeklęty. Wyciągnęły go tutaj obietnicą dobrej zabawy, a tymczasem najpierw złamał sobie nogę, teraz stracił pieniądze u jakiegoś goblina… – Chociaż może jednak nie. Jeszcze okaże się, że faktycznie jest przeklęta albo coś, a tylko zignorowała moje zaklęcia sprawdzające, bo to jakaś starożytna szyszka i do wykrycia tych klątw potrzeba prawdziwego klątwołamacza…
Ruszyła dalej, pozostawiając za sobą goblina. Na poszukiwanie słodyczy i piwa. Jej wzrok przemknął po stoisku Sarah i omal tam nie podeszła, wiedziona i chęcią dopadnięcia słodkości, i widokiem żony kuzyna. Zaraz jednak uznała, że chyba sprzedawczyni jest tak zafascynowana osobą Faye, że prędzej ją zagryzie za przeszkadzanie niż coś sprzeda.
– O, stamtąd idą z kuflami z piwem. Gdzieś w pobliżu musi być piwo. Mav, Mav, szukaj! - zażartowała


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Stary Zabójca

Trevor Yaxley
#45
02.12.2022, 04:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.01.2023, 20:00 przez Trevor Yaxley.)  
Towarzystwo przepięknych kobiet było czymś, czemu nie potrafił się oprzeć. W tym momencie też nie ograniczały go więzy małżeńskie. Ale tak naprawdę nigdy nie był przykładnym mężem. Jeśli chodzi o towarzystwo tych wil, to powinien był to przewidzieć, że to skończy się w ten sposób. Wiedział też, co bliskość wil jest w stanie zrobić z człowiekiem. Uczono go tego wszystkiego. Ale też nie było tak, że miał dobyć różdżki i zrobić porządek z próbującymi go oczarować widmowymi istotami w sposób typowy dla łowcy, którym w dalszym ciągu był. Nawet, jak jego kariera zakończyła się trzy lata temu. Odpowiednio traktowane wile podobno potrafiły być bardzo miłe dla czarodziejów, czym akurat nie różniły się od ludzi. W końcu wzajemny szacunek zawsze procentował.
Pozwolił sobie na jeden taniec, całkiem dobrze się bawiąc. Nie zmieniało to faktu, że miał dwie lewe nogi do tańca. Chciał jednak się wycofać, zanim coś pójdzie nie tak i ta odrobina zabawy postawi go w podbramkowej sytuacji. Jeszcze nie zdobył nic do jedzenia z okolicznych straganów, do których miał zamiar się udać lada moment. Byłoby dobrze nie przeciągać struny. Zdawał sobie dobrze sprawę z tego, że tutaj mógł napotkać kogoś z dawnych znajomych albo najbliższą rodzinę. W takiej sytuacji Brygadziści nie byliby jego jedynym zmartwieniem.
Spojrzał z widocznym zainteresowaniem na urodziwą blondynkę, do tego hojnie obdarzoną przez naturę, która uwiesiła mu na szyi, odciągając na moment jego uwagę od kręcącego się koła fortuny. Otoczył luźno ramieniem talię nagabującej go istoty, nie będąc skłonnym stać jak kołek, nie wiedząc, co ma zrobić z rękoma. Była bardzo przekonująca, trzeba to przyznać. W dodatku owinęła mu wokół szyi szal z puszystych piór. Na pewno wyglądał ekstrawagancko i rzucał się bardziej w oczy.
— Myślę, że mogę pozwolić sobie na jeszcze jeden taniec z tak pięknymi kobietami jak wy. Tylko odbiorę moją nagrodę z loterii. Rzadko cokolwiek wygrywam — Odparł ze szczerym, niemalże szelmowskim uśmiechem. Nie tak powinna brzmieć ta odpowiedź, biorąc pod uwagę jego zawód i posiadaną wiedzę o tych istotach. Nie był tylko łowcą, ale przede wszystkim mężczyzną, co czyniło go podatnym na kobiece wdzięki. Wyciągnął rękę do tego goblina po rzeczoną nagrodę. Chwilowe szczęście szybko go opuści, znając życie.

Słowa: 492

Rzut 1d100 - 84
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#46
03.12.2022, 02:51  ✶  
- Hej, jaka przesada? Tu nie ma żadnej przesady – zaprotestowała. W końcu Patrick naprawdę był biedny – nie dość, że do tej pory najwyraźniej nie miał okazji uczestniczyć w przedniej zabawie, jaką było zbieranie jajek, to jeszcze doznał solidnej kontuzji, która wymagała wizyty u uzdrowiciela. Co za szczęście, że jeden znajdował się w okolic, w końcu przecież wcale a wcale nie musiał się rozstawiać.
  - Hmm, samemu cukrowi bym raczej nie przypisywała takich właściwości... – wyrzekła z pewnym zwątpieniem w głosie – Co nie zmienia faktu, że co najmniej kufel kremowego się należy i już. Albo prawdziwego piwa – zawtórowała kuzynce. Brenny na prawdziwe nie planowała namawiać, zdając sobie sprawę z tego, iż ta stroniła od alkoholu, ale no, Stewarda przecież zmuszać do abstynencji nie będą.
  W pierwszej chwili chciała znowu zaprotestować. Że przecież Ostara, że trzeba by było być całkiem niespełnym rozumu, by w koszyki nosić coś, co mogło te nieszczęsne palce upitolić. Ale… no właśnie, ale, czas saatu nie oznaczał, iż nikt nie miał złych zamiarów, iż zaraz nie okaże się, że wśród kręcących się tu czarodziei nie znajdują się również i ci popierający Voldemorta. Co gorsza, z planem doszczętnego zniszczenia Ostary wszystkim tu obecnym.
  Cóż, odechciało się jej czegoś mocniejszego, może to i lepiej; kremowe piwo stało się jakieś takie o wiele bardziej kuszące. I rozsądne.
  - Tak, Bren dobrze mówi, jesteśmy po służbie. Żadnego konfiskowania, żadnych paragrafów, żadnego szukania świstoklika, żeby się z nią zabrać do Ministerstwa. – oświadczyła, nie mając zamiaru kiwnąć choćby palcem; jakkolwiek by nie patrzeć, wszyscy byli teraz w cywilu, mocno po godzinach pracy, a tę przecież należało przeważnie zostawiać za zamkniętymi drzwiami, żeby móc odetchnąć, odpocząć, a następnego dnia spojrzeć na wszystko ze świeższej perspektywy. Nadmierne jej oddanie szkodziło, nawet jeśli nie było to widoczne na pierwszy rzut oka.
  - … coś mi się widzi, że jednak potrzebujesz czegoś więcej niż tylko kufel kremowego piwa – uznała widząc, iż biednemu nie poszczęściło się również w loterii. Co miała na myśli? Być może… dwa kufle. A może i coś więcej, w zależności, co wpadnie w oko (bądź w nos), gdy będą krążyć między straganami.
  - A dostanę smaczka w nagrodę? – zażartowała, nie czekała jednak na odpowiedź, tylko niuchnęła, wysforowując się do przodu. No, nie aż tak bardzo, bo wciąż pamiętała o nodze Patricka i nie chciała, żeby całe leczenie trafił szlag, bo musiał za nią gonić, żeby nie zgubić się w tym tłumie. Ot, krok, dwa.
  Kolejne niuchnięcie.
  - Wiecie co, myślę, że czeka nas najprawdziwsza uczta. Czuję jeszcze karmel, cytryny… och, chyba będziecie musieli mnie toczyć do domu, bo mam zamiar zjeść, ile się tylko da! – oświadczyła, odruchowo przyspieszając kroku. A po paru zwolniła, nawet się zatrzymała, nadal przy tym niusząc.
  - Dobra, faktycznie piwo jest blisko – zawyrokowała, po czym zaczęła całkiem pewnie prowadzić towarzystwo w stronę straganu z kremowym piwem. I zdecydowanie nie omieszkała po drodze napaść na małe królestwo słodkości – w końcu nie mogła sobie podarować cytrynowych sorbetów i karmelowych pajęczyn…

486/801
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#47
04.12.2022, 00:15  ✶  
Patrick westchnął teatralnie. Nie uważał, żeby naprawdę był biedny. Raczej zbyt nieuważny. No i już wiedział, że to po prostu nie był jego dzień. Zazwyczaj nie miał aż tak dużego pecha (albo tego nie zauważał).
- Mav, skarbie, ja żartowałem z tym cukrem – wtrącił łagodnie. Z łapaniem właścicielki kosza i konfiskowaniem jego zawartości też żartował. Wieczór był przyjemny, nie było sensu psuć go jakimiś pościgami za staruszką. Jeszcze by im uciekła i dopiero by się wstydu najedli. I tym razem we trójkę. – Kremowe piwo będzie dzisiaj najlepsze dla mnie. Nie jestem uzdrowicielem, ale organizm chyba lepiej dochodzi do siebie bez dodatkowych procentów we krwi.
Także tego, Brenna mogła mieć kubki smakowe dwunastolatka, ale tego wieczoru znalazła w Stewardzie smakowego sprzymierzeńca. Przez chwilę patrzył na mijane stragany, bardziej po to by zorientować się, co właściwie można było na nich kupić, niż żeby faktycznie planował wydawać pieniądze. W kwestii piwa kremowego, postanowił zaufać genialnemu węchowi Mavelle (sam pewnie po prostu zapytałby pierwszą osobę, którą zobaczyłby z butelką w ręku skąd ją ma).
Zamrugał, gdy Brenna wspomniała o szyszce. Zapatrzył się na nią skonfundowany. Przecież już miał szyszkę. Owszem, nie taką, którą wygrałby w losowaniu, ale tę którą znalazł w lesie. Dosłownie na kilka minut przed tym jak skręcił kostkę. Wymacał ją w kieszeni i wyjął, by obejrzeć podejrzliwie. Wyglądała niepozornie, jak zwykła, niewinna, przemoczona szyszka. Tyle że najwidoczniej wcale nie była taka niewinna. Nie, nie był przesądny, ale…
- To ta szyszka – powiedział tonem, który jasno wskazywał na to, że właśnie odnalazł winowajcę wszystkich swoich dzisiejszych niepowodzeń. – Najlepiej będzie, jak ją wyrzucę.
Zamachnął się i cisnął szyszką przed siebie. Jak na złość szyszka pofrunęła w stronę Astorii Trelawney i uderzyła ją w ramię. Patrick skrzywił się.
- To chyba nadal nie jest mój dzień – przyznał. – PRZEPRASZAM! – zawołał.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#48
04.12.2022, 23:27  ✶  
Dla Vasilija uczestnictwo w Ostarze było czymś zdecydowanie wyjątkowym. Nie dlatego, że go to święto w jakikolwiek sposób urzekło, bo do wyznawania magicznej religii było mu tak odlegle, jak byli sobie odlegli pani spod znaku Wodnika i pan spod znaku Skorpiona - nie widział tu zbyt wiele pola na porozumienie. Wyjątkowość płynęła właśnie stąd, że jego obecność na tak obleganym wydarzeniu nie była czymś typowym. Bycie celebrytą miało swoje wady i zalety. W większości zalety, a przynajmniej tak się Dolohovowi wydawało, bo nie sposób zignorować tego, że płynęło dla niego z tego bardzo dużo korzyści i przywilejów. Niestety, szły za tym szeregi dziwacznych spojrzeń, kąśliwych komentarzy i brak możliwości na rozmowę, której nie podsłuchiwałyby uszy postronnych. Nawet kapelusz i przeciwsłoneczne okulary, które przywdział na siebie z tej okazji, nie miały szans na to, aby pomóc mu w pozostaniu nierozpoznanym. Do tej pory czuł się z tym nijak. Dzisiaj, mając obok siebie kogoś nie do końca obeznanego z codziennością życia sław, uważał to za cenę, jaką musiał płacić. Jego asystent wlókł się za nim i Lyssą, obserwując, czy nikt ich nie zaczepia. Zapowiadało się na naprawdę nudny dzień.

- Zawsze wydawało mi się, że - zaczął stawiając leniwe kroki do przodu, nie chcąc zmuszać swojej córki do biegnięcia, żeby mogła utrzymać jego zabójcze tempo - sabat z okazji Ostary jest jednym z mniej popularnych sabatów, ale w tym roku jest tu jeszcze mniej ludzi. Nie dziwi to pewnie w świetle wydarzeń z ostatniego roku...

Szli przez las, ścieżką wytyczoną w stronę polany. Wszystko pachniało już wiosną. Kamienie chrzęszczące pod nogami, ciepłe promienie słońca opadające na twarz, powoli sięgające ich głosy osób bawiących się wokół miejsca kultu - wszystko to składało się na niepowtarzalny, przyjemny klimat, którego Dolohov nie potrafił niestety docenić. Całe wydarzenie jawiło mu się jako kompletnie bezwartościowe i pewnie nie chciałby się tu pojawić, gdyby nie to, że Lyssa nie miała okazji zetknąć się z czymś takim, przynajmniej nie w wydaniu anglików, skoro urodziła się i przebywała za granicą.


with all due respect, which is none
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#49
05.12.2022, 19:34  ✶  
Znalezienie się w tym tłumie właściwie graniczyło z cudem, ale jakimś dziwnym trafem to właśnie Nora dostrzegła Fergusa. A na dodatek miała towarzystwo.
- Jasne, że załatwimy ci czekoladowe żaby – odpowiedział Ollivander, starając się przekrzyczeć rozgardiasz, by dziewczynka go usłyszała. Zazwyczaj nie lubił dzieci, robiły niepotrzebny bałagan i jeszcze więcej hałasu, ale do Mabel czuł sympatię. Była jak członek rodziny, którego traktował na równi z sobą. Widział w niej trochę kompana do przygód, któremu – tak jak jej matce – nie potrafił odmówić.
Rozejrzał się, szukając straganu za słodyczami, który gdzieś wcześniej rzucił mu się w oczy make zupełnie zapomniał, z której strony. I już miał ruszyć w kierunku, z którego poczuł zapach ciasta i gorącej czekolady, kiedy drogę zagrodziła im Szeptucha. Ta postać przyprawiała go o dreszcze i szczerze powiedziawszy cieszył się, że nie podeszła do niego. Zastanawiał się tylko, co takiego wyszeptała do Nory. Już miał rzucić uwagą, żeby lepiej sprawdziła, czy zawartość jej kieszeni się zgadza, kiedy został na chwilę odepchnięty od swoich towarzyszek. Nie słyszał ich rozmowy, ale widział, że coś było zdecydowanie nie tak. Starsza Figg zdecydowanie straciła swój entuzjazm, podczas gdy młodsza przyglądała się swojej matce z lekkim przerażeniem.
- Coś się stało? – zapytał, zbliżając się do nich i odciągając je nieco od galimatiasu na głównej ścieżce. Nadal jednak poruszali się w kierunku stoiska ze słodyczami. – Jeśli coś ci zabrała, lepiej daj znać teraz, póki jeszcze ją widzę – mruknął, nie spuszczając wzroku z kobiety, która znalazła sobie kolejną ofiarę. Nie ufał jej, ani tym wszystkim zabobonom, w które wierzyła część czarodziejów. Dla niektórych sabaty i wszelkiego rodzaju wizje były świętością, ale Fergus starał się kierować racjonalizmem, choć nie zawsze mu się to udawało – zwłaszcza gdy w grę wchodziło sprawdzenie jakichś teorii, które akurat wpadły mu do głowy.
- Jak myślisz, ile czekoladowych żab jesteś w stanie unieść? – zapytał małą Mabel, próbując jakoś odwrócić myśli dziewczynki od dziwnego zachowania jej mamy. Wyciągnął rękę do siedmiolatki, chcąc zaprowadzić ją pod samo stoisko wypełnione po brzegi czekoladą, karmelem i landrynkami, ale mimo prób uśmiechania się i grania dobrego wujka, nie potrafił nie patrzeć z niepokojem na swoją przyjaciółkę. Czy jedno słowo wyszeptane na ucho naprawdę mogło ją tak wytrącić z równowagi?
Twoja Stara Miotlara
Burza loków, duże, szeroko otwarte oczy i wielki uśmiech na pół twarzy. Zazwyczaj pogodna, czasem - kiedy jest nad czymś wyjątkowo skupiona lub w trakcie sprzeczki, brwi jej się schodzą w dwie pochmurne błyskawice. Ma trochę za duży nos, wory pod oczami i kilka pieprzyków. Jest przeciętnego wzrostu, przeciętnej budowy, ręce ma wiecznie w plastrach, pokaleczone i raczej szorstkie w dotyku, od codziennej pracy.

Ada Wright
#50
05.12.2022, 20:08  ✶  
Ada niespecjalnie przejęła się robalem, który wylądował jej na twarzy. Podskoczyła zaskoczona, ale szybko strzepnęła go na ziemię. Nie należała do strachliwych, wręcz przeciwnie – ciekawskich. Nie przejmowała się nawet tym, jak dziwna była ta kobieta z koszykiem pełnym znanych lub nieznanych zwierząt. Machnęła na nią ręką, tak mentalnie jak i w rzeczywistości.

Ona już dawno była skupiona na czymś, a raczej na kimś innym. I tylko dlatego, że w rękach tej dziewczyny znajdowało się coś dla niej wręcz kuriozalnego.

- Ja rozumiem, że ta miotła nie jest pierwszej świeżości, rozumiem, że Morgan wyczyniała cudy na tej miotle w Harpiach, ale ta… - To nie tak, że ona się nad tym zastanawiała, czy kogoś obrazi. Ona tego nie traktowała w podobnych kategoriach. To nie była kwestia obrazy, choć ludzie przyjmowali jej słowa mając swój wachlarz znaczeń. – Czy ty ją k i e d y k o l w i e k naprawiałaś albo oddałaś do konserwacji? Przecież to nie powinno być dopuszczone do ruchu powietrznego. – gestykulowała w kierunku onego Zmiatacza 5. Ponad dwudziestoletniej miotły, która fakt faktem była całkiem porządnym środkiem transportu – bo przecież miotły sportowe były o półkę wyżej od tych komercyjnych, użytkowanych przez zwykłych czarodziejów.

Zmarszczyła brwi. Właśnie. To pewnie coś takiego, czego ona się spodziewała. Ale dziewczyna, której ze zmarszczonym nosem zachmurzonej osoby, dopiero teraz przyjrzała się bliżej, wcale nie pasowała jej do obrazka jakiejś graczki ligi amatorskiej. Pozory mogą mylić.

- Czekaj, czy ty grałaś w jakiejś drużynie? – zapytała, jak gdyby nigdy nic. Jakby przed chwilą nie zawiesiła na niej i na jej miotle psów. – Nieważne. – pokręciła głową. – Mogę ją od ciebie odkupić? – odrestauruje to dziadostwo i pokaże światu, że nawet taką beznadzieję da się przywrócić do porządku.


@Fernah Slughorn oraz @Heather Wood jeśli stoi obok.


Run, little rabbit, run
No, they'll never catch you, no, how
Don't ever stop or slow down
We're counting on you now


*
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): « Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa