• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#101
27.05.2024, 22:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.05.2024, 22:57 przez Hades McKinnon.)  
Południowe stragany, Château des Dragons

Podchodzę do Anthony’ego, po tym jak skończył rozmawiać z Victorią i machać Richardowi

Przechadzałem się leniwie po Kiermaszu. Miałem dziś zmianę, więc miałem na sobie mundur BUMowca Juniora, ale minę poważną, więc niech mi tylko ktoś spróbuje tu bruździć, bo żółtodziób na drodze... Och, niech spróbuje. Jak machnę ręką, to zejdą na zawał jego trzy pokolenia w tył i w przód. Na zawał.
Zgubiłem gdzieś swojego partnera, z czym akurat czułem się doskonale. Nie podobały mi się jego zagrywki, więc wolałem z nim nie pracować niż pracować, a też chętnie nasmaruję anonimową notatkę, że wolał podrywać jakieś laski, zamiast skupić się na swoich obowiązkach. Lżej i luźniej by się zrobiło, a tak musiałem się męczyć z cymbałem. Miałem nadzieję, że chociaż jedna da mu się namówić na sex, to będę go miał z głowy na nieco więcej czasu... Chyba na nieco więcej. Ech. Moja wiara w jego możliwości nie istniała, więc lepiej było skorzystać z plany B i zniknąć w tłumie, co z kolei proste, bo miałem jebane dwa metry wysokości. Jak widać, miało to swoje plusy i minusy.
Plusy takie, że ludzie się przede mną rozpierzchali zmieszani i zajebiście widziałem okolicę, więc od razu się skierowałem do tego stoiska z winami Shafiqa, kiedy tylko rzuciły mi się w oczy te barwy. Tam mogłem nieco zlać się w tłem, a też przy okazji oprzeć się o coś, czym też utracić parę centymetrów. Dobry patent by na nieco dłużej zniknąć, wciąż pozostając na służbie.
Ale szedłem tam powoli, bo ja jednak jakieś samozachowawcze hamulce miałem. Widziałem, że właściciel rozmawia z piękną kobietą... Może nie tak piękną jak Persephona, ale nie każdy mógł mieć moją żonę, a właściwie tylko ja mogłem ją mieć, więc... Dla każdego coś innego. Myślałem tylko, że ten jakiś romans życia ukręci, a jedyne, co do mnie doleciało, to jakieś wujku. Żenuła.
- Dzień dobry! Wszystko w porządku...? Widziałem, że jakaś kobieta ci się uprzykrzała... Zaraz możemy ją zawrócić - przywitałem się i głupio zaproponowałem Anthony’emu, ale to tylko dlatego żeby nieco wybadać , coś tam w odpowiedzi usłyszeć o tych relacjach rodzinnych. Czy mnie to interesowało naprawdę...? Jeszcze nie byłem pewien, ale zdawało mi się, albo i nie, że to jedna z tych ministralnych biurokratek była. A nie... Wróć, aurorka. Lestrange.
Ale chwila! Przecież to było stanowisko wypełnione winem i to chyba jeszcze takim rozdawanym za frajer... Ale ja jednak miałem pecha, skoro byłem na służbie w takiej sytuacji.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#102
28.05.2024, 01:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 10:47 przez Anthony Shafiq.)  
Południowe stragany, Château des Dragons

Umieram na serce z powodu tego co powiedziała Victoria, a potem umieram ze śmiechu na widok Hadesa
Dziadku

To nie było tak, że przejmował się tym AŻ tak. W końcu był czystej krwi czarodziejem, a to oznaczało długowieczność zagwarantowaną przez rozwagę rodziców. To oznaczało, że przekroczenie magicznego progu czterdziestki nie oznaczało nawet połowy żywota. A jednak, kiedyś gazety spekulowały na temat następnej pani Shafiq, teraz mógł obejść się smakiem, pozostając tylko ekscentrycznym politykiem, winiarzem z zamiłowania. Kiedyś tęsknił za twarzą, którą mógłby wypowiadać kwestie królów i nie narażać się na śmieszność, dziś tęsknił za czasami szkolnych przedstawień ich małego krukońskiego klubu, gdzie wszyscy o twarzach gładkich, takich, co jeszcze nie były żłobione piaskami czasu, wypowiadali słowa starsze niż czas. Gdyby powiedziała to za miesiąc, a nie tydzień przed planowaną imprezą urodzinową. Tyle szczęścia, że nie było to jego urodziny tak na prawdę, już nie, tylko przyjaciela, który... czy nie powinno go być gdzieś w tłumie?

Kieliszki powędrowały na tacę, a złociste bransolety zabrzęczały, gdy zwinne palce powędrowały do kryształów. Anthony powrócił bliżej lady, pozdrawiając grupkę staruszek, które kojarzył z niedzielnych koncertów organowych. Było coś przykrego w tym, że podobnie jak one, nie lubił udziwnień które coraz bardziej kraczały, w domenę muzyki, jakby sama warstwa dźwiękowa potrzebowała czegokolwiek więcej. Dziadku – zabrzmiało mu znów w uszach, gdy nieskutecznie próbował odsunąć natrętną myśl. Pomagała Tahira, tak niepasująca i pasująca jednocześnie do smoczej przestrzeni. Może gdyby miała włosy jasne jak Laurent, jakby jej łuski mieniły się perłowo jak wino... Na moment podniósł na nią oczy, by choć przez moment odpocząć od bylejakości otoczenia, gdy kobieta napięła się, wciąż obserwując otoczenie, mimo, że jej dłonie wciąż zajmowały się obsługą stanowiska, czyszczeniem szkła, układaniem kubków, okazjonalnym przeleceniem szmatą po ladzie.
– Przyssstojniaczek na trzynassstej... – syknęła i zniknęła za jedną z beczek stanowiących tylną ścianę straganu, niezmiennie pobrzękując złocistymi talarkami przypiętymi do wrzosowej chusty zdobiącej jej biodra.

Anthony momentalnie odwrócił się i uśmiechnął szeroko na widok Hadesa.
– Na dojne piersi przecudnej Westy, zobaczyłem i uwierzyłem. – powitał go po szwedzku, szeroko rozpościerając ramiona, by dłonie oprzeć na moment na szerokich barkach mężczyzny, pod którego skórą gotowała się wojna. Docierały do niego wieści o powrocie Hadesa i jego nieoczywistym decyzjom zawodowym, ale powątpiewał. Nie miał czasu ani też do końca ochoty weryfikować te informacje, ale spoglądając na szary mundurek, miał problem z tym by ukryć rozbawienie.  Oczywiście... z racji własnych ograniczeń miał świadomość że ów mundur mógłby być różowy, insygnia pozostawały jednoznaczne. Liczył bardzo, że ów uśmiech będzie mu poczytany jako radość ze spotkania. – Czy mam się czuć obrażony, że się do mnie nie odezwałeś, gdy znów Anglia przyjęła cię na swoją ziemię? Rozumiem, że służba wyklucza różne aktywności, ale może chociaż łyk? Roczne wino ma śladowe ilości alkoholu... – po jego prawej stronie kobieca dłoń usłużnie ustawiła kubek noszący na sobie znak trójgłowego smoka, którym Shafiq od lat się posługiwał. – Zwilżyć wargi w taki skwarny dzień, to przecież nie grzech. – zachęcał gładko używając wciąż języka w którym porozumiewał się z Hadesem najczęściej, bez względu na okoliczności.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#103
28.05.2024, 02:21  ✶  
Południowe stragany - Świeczki i kadzidła rodziny Mulciber

Zauważam Victorię i myślę o nim. Rozmawiam z Charlesem Mulciberem o świeczkach. Reaguję na nadejście Isaaca. Rozmawiam z Isaaciem i Charlesem o ''specjalnych'' świeczkach.

Ach, ta Victoria! Zupełnie, jakby go śledziła. Najpierw spotkanie przy kotach Figgów, a teraz tutaj... Ciekawe, gdzie jeszcze przetną się ich drogi. Erik obdarzył kobietę łagodnym uśmiechem, ponownie kiwając jej głową. Stwierdził, że skoro nie nawiązała z nim dłuższej rozmowy, to jest zabiegana. Nie dziwił się. Może chciała jak najszybciej obskoczyć wszystkie stragany i szybciej wrócić do domu? A może stary Bones wyznaczył jej znienacka jakiś wieczorny patrol i chciała złapać jeszcze kilka godzin snu przed powrotem na służbę?

— Szybko, jak na taką dużą świecę — skomentował, wodząc wzrokiem po reszcie asortymentu. — Zawsze mi się wydawało, że pierwsze palenie powinno trwać około trzech godzin. Coś o... eee... równomiernym wytapianiu wosku? — Zmarszczył czoło, próbując sobie przypomnieć, która z kobiet w jego życiu mogła rzucić takim tekstem. — Zresztą nieważne. Ważne, żeby działało. Po efektach pozna się, ile powinno się palić.

Cholerna szarańcza, przeklął siarczyście w myślach tylko po to, aby zaraz westchnąć bezgłośnie, gdy tuż obok wychwycił charakterystyczne odgłosy Samopiszącego Pióra. To małe cholerstwo stanowiło nieodłączny element ekwipunku znacznej większości dziennikarzy w magicznym Londynie. Zamarł na moment, wbijając niezadowolone spojrzenie w niewidzialny punkt tuż nad głową sprzedawcy mulciberowych kadzidełek. Może, kiedy będzie stał nieruchomo, to te wszystkie dziennikarzyny buszujące między stoiskami nie zwrócą na niego uwagi?

Płonne były jego nadzieje. Reporter nie tylko go zauważył, ale jeszcze podszedł do niego i uwiesił mu się na ramieniu. Czysta bezczelność. Jeszcze to zdrabnianie jego imienia i wypytywanie o jakiegoś ziemniaka czy też Ziemniaczka... Wzrok Longbottoma momentalnie skierował się ku intruzowi, który wcale nie okazał się taką znowu dziennikarską zarazą, za jaką go początkowo wziął. Zamrugał parokrotnie, zastanawiając się, czy faktycznie ma teraz przed oczami tę osobę, o której myślał. Isaac nieco się zmienił w porównaniu do tego, jakim go pamiętał z okresu szkoły... Ale to dalej był Isaac Bagshot.

— Pewnie się zaszyła w jakimś dobrym punkcie obserwacyjnym i wgapia się groźnie w ludzi — odparł, wciągając brzuch, gdy kolega ze szkoły go po nim poklepał. — Wziąłem cię za sępa z Czarownicy albo Proroka Codziennego. Cieszę się, że się pomyliłem, bo w przeciwnym razie byłoby dużo gorzej...

To czy Bagshot się na nim wieszał, nie robiło mu zbyt dużej różnicy z jednej prostej przyczyny: nie wpływało to jakoś specjalnie na jego poczucie równowagi. A z racji tego, że byli dosyć zbliżeni do siebie pod względem wzrostu, przerzucenie ręki przez ramię drugiego nieszczególnie ciążyło temu drugiemu. Erikowi nawet mniej w związku z tym, że przez lata pracy w Brygadzie Uderzeniowej wyrobił sobie całkiem niezłą tężyznę fizyczną.

Zdziwił się nieco, gdy pod wpływem słów zachęty Isaaca, młody Mulciber wyciągnął spod lady swój tajny arsenał. I cóż to były za Piękności, dopowiedział bezgłośnie, wgapiając się z kwaśną miną w fallusowe świeczki. Z trudem powstrzymał się od pytania, czy Mulciberowie przypadkiem nie zaczęli się za bardzo inspirować biznesami mugoli, bo wyglądało to trochę tak, jakby przygotowywali się do otwarcia sexshopu. A Erikowi zdarzało się widzieć takie witryny w wyjątkowo... niewyjściowych... dzielnicach niemagicznego Londynu. Raz nawet do jednego zajrzał przez uchylone drzwi, jednak wystarczył, że złapał spojrzenie sprzedawczyni i... Uciekł. Z krzywym uśmiechem.

— Mam dziwne wrażenie, że wręczenie własnej matce świeczki na bazie afrodyzjaków mogłoby w najlepszym razie okazać się nieco niezręczne — wytłumaczył twardym głosem, spoglądając z góry na sprzedawcę. Chociaż słowa Mulcibera szarpnęły nieco za nieodpowiednie nerwy, tak starał się trzymać emocje pod kontrolą. — A w najgorszym stanowić zachętę do sprowadzenia na ten świat kolejnych sztuk rodzeństwa wraz z mym ojcem. I to w takim kształcie. Naprawdę nie chciałbym znowu zostać bratem w wieku trzydzi... dwudziestu dziewięciu lat.

Dzięki niech będą Merlinowi, zostało mu jeszcze kilka długich miesięcy, nim przekroczy tę straszną granicę trzydziestu lat. Nie miał pojęcia, jak bardzo zmieni się wówczas jego życie, o ile w ogóle jakkolwiek ulegnie gwałtownym przekształceniom. W najbardziej fortunnym scenariuszu nie zmieni się nic i co najwyżej częściej będzie nucił w towarzystwie Morfeusza jego ukochane pieśni pochwalne ku czci greckich bóstw. W końcu już teraz trochę lepiej je łapał, więc kto wie, gdzie go to mogło zaprowadzić?

— Ciekawa jest ta twoja definicja ''szaleństwa'', Bagshot — sarknął, odbierając od Mulcibera swoje pierwotne zamówienie. — To też część jakichś twoich badań?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#104
28.05.2024, 02:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2024, 02:41 przez Cameron Lupin.)  
Południowe stragany - Mulciber Moonshine

Rozmawiam z Heather i Sophie przy stoisku. Piję cytrynówkę.

— Zgadzam się. To był ten brat-duch, którego widzieliśmy w lesie, co nie? — dopytał Rudej, chcąc potwierdzić swoje wcześniejsze przypuszczenia. — Z rozpędu chciałem go nazwać ''panem-mężem'' Florence. — Wzdrygnął się na samą myśl. — To trochę przerażające, że gdzie razem nie pójdziemy, to ona tam... Wyrasta. Jak jakieś drzewo. Najpierw na balu Longbottomów, a teraz jeszcze tutaj.

W gruncie rzeczy nie miał zbyt wielu doświadczeń z krewniakami Bulstrode. O jej braciach wiedział tyle, co mówiła mu Heather, a informacje te w dużej mierze ograniczały się do plotek typowych dla zakładów pracy. Nic ciekawego, nie licząc ewentualnych wpadek i wzniosłych sukcesów Atreusa i Oriona. Różnicę stanowiło jedynie to, że Wood miała okazję widzieć Florence przy pracy przez swój długi pobyt w Szpitalu św. Munga. Tyle, że ona stamtąd wyszła, a Cameron został. I miał tam zostać jeszcze długi czas.

— Tylko jeden? Przecież nie jesteś dzisiaj w robocie. — Trącił ją w pasie, uważając, aby przypadkiem nie zepchnąć jej na innych gości festiwalu.

Nie minęło dużo czasu, a znaleźli się przy straganie Mulciberów. Lupin od razu zawiesił wzrok na dziewczynie, która do nich zagadała. Ani myślał wypominać Mulciberównie jej wieku, jednak nawet on musiał przyznać, że młoda była... cholernie młoda. Wymienił kilka znaczących spojrzeń z Heather.

Chociaż do spółki z Rookwoodem w czasach szkolnych i tuż po nich wpadali na naprawdę ''genialne inaczej'' pomysły, tak żadne z nich nie wpadło na to, aby zająć się produkcją domowego alkoholu. A na dobrą sprawę mieli wszystkie potrzebne do tego rzeczy: bogactwo Heather, kreatywność Charlesa i sprzęt aptekarski Camerona. Że też nigdy wcześniej na to nie wpadli. Ale za to jak ta młodzież z Hogwartu szybko dorastała!

— Bardzo chętnie! — stwierdził, biorąc jeden z kieliszków w ręce jako pierwszy. Uniósł go w geście toastu. — Zdrowie rudych. I absolwentek Hogwartu. Eee... I innych młodych kobiet.

Ostatnie słowa dodał na prędce, gdy zorientował się, że Lyssa również była przy stoisku, po czym opróżnił kieliszek jednym haustem.
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#105
28.05.2024, 03:29  ✶  
Pogoda i nastrój

Do końca tego pięknego dnia pozostało jeszcze wiele godzin, ale słońce powoli chowało się za chmurami. To nie miał być upalny dzień - chociaż rano męczyła was duchota, teraz robiło się już przyjemnie. Na kolejne dni zapowiadano ulewne deszcze, ale to jeszcze nie dzisiaj - w Lammas bogowie zdecydowali się jedynie na zakrycie nieba woalką lekkich chmur. Za moment zrobi się ciemniej, na wierzch wypełznąć będą mogły wampiry i inne upiory - oby nie miały mroczniejszych planów niż skosztowanie sprzedawanych na północnych straganach lizaków z bekonem.

Spacerujący pomiędzy straganami czarodzieje zdawali się być tym już odrobinę znużeni - generalnie bawili się dobrze, ale byli ciekawi powodu rozłożenia tutaj sceny i zablokowania przejścia mieszkającym w kamienicach osobom, z którymi zdawali się sprzeczać rozstawieni wokół namiotów wolontariusze. Atmosfera w tym miejscu na moment zrobiła się dosyć napięta, ale najwyraźniej w końcu doszli do jakiegoś konsensusu, bo sprawa ucichła, a zbiorowisko się rozeszło.

W tej chwili wątek nie jest bezpieczny dla wampirów - słońce schowa się za chmurami za jedną turę.

Loteria fantowa

Pracownicy przygotowujący stanowiska z loterią fantową rozpakowywali pieczołowicie skrzynki wypełnione po brzegi kolorowymi flaszkami i przedmiotami zawiniętymi w szary papier. Najwyraźniej nie przygotowali się do tego wszystkiego za dobrze, ale nadrabiali teraz szybkością i uporem, z jakim ścigali się z grupą pracowników montujących nagłośnienie sceny. Wreszcie dwójce młodych bliźniaków wyglądających jak dwie irytujące wiewiórki (powiedzcie mi, że to przesada, ale naprawdę mieli wysunięte jedynki i rozwichrzone, marchewkowe włosy stojące we wszystkie strony, jakby przed chwilą poraził ich piorun!), zamontowali tarczę koła na stelażu i oto ono - koło fortuny! Bony na loterię nie były kosztowne - nawet najbiedniejsi mogli spróbować swoich sił, a chociaż pomiędzy wygranymi losami faktycznie zdarzały się takie, które przyrównać się dało do śmieci z pamiętnego Beltane... wzięcie udziału wciąż niesamowicie się opłacało. Czyżby wszechświat chciał wam się zrekompensować za beznadziejne nagrody, jakie trafiały wam się ostatnio? Tym razem zamiast plakatów z celebrytami dało się zdobyć... no właśnie, co? Musicie zakręcić kołem i się przekonać.

Loteria gromadzi wokół siebie mały tłum. Postacie nie stoją przy ladach swobodne - zdarza im się przepychać się łokciami lub wyglądać zza wyższych od siebie. Tak naprawdę, to nie wiadomo skąd tu aż tak dłuższa liczba gapiów - zdawać by się mogło, że stukający w mikrofon prowadzący powinien przykuć ich uwagę nieco mocniej, a jednak - najwyraźniej wszystkich wyjątkowo ciekawiło, w którą z dwunastu komór wpadnie tym razem metalowa kulka. Dwanaście komór, dwanaście szans - każda oznaczona innym kolorem, tak samo jak skrzynki z nagrodami.

Loteria zostaje niniejszym otwarta, ale zanim zdecydujecie się zakręcić kołem, zachęcam was do obejrzenia przedstawień na scenie. Temat pozostawię otwarty do końca trwania kwartału (a jak ktoś się zagapi - tak, otworzę go ponownie) i dam wam szansę na losowanie - nie musicie więc się spieszyć.

W kostce, która jest dostępna w osobnym temacie losowań (pierwszy post tego wydarzenia), nie ma losów przegranych, ani zapychaczy, jednak istnieją one fabularnie. O ile ktoś nie jest niebywałym szczęściarzem, z pewnością nie udało mu się wylosować czegoś cennego od razu - odegranie tego jak wiele prowadzeni przez was bohaterowie tutaj wydali i ile czasu im to zajęło, pozostawiam w waszych rękach. Podejdźcie do tego klimatycznie i pamiętajcie - ta loteria jest dla waszych postaci bardzo hojna i każdy odchodzi stąd zadowolony, ale to wciąż hazard - wasze szczęście jest najpewniej pechem postaci niezależnych. Cóż, ich strata...?

Jeżeli chcecie wykorzystać bon na coś innego - zapraszam was pod scenę!

Waszą uwagę zwraca pisk mikrofonu...

- Halo halo... prrrróba mikrrrrrofonu.

Na scenę wchodzi niski, szczupły blondyn, na oko przed trzydziestką. Jeden z tych, których nie nazwiecie przystojnymi, ale nie wiecie do końca, co właściwie sprawia, że nie dajecie mu szansy - to ten obłęd w oczach? Sposób, w jaki przedłuża „rrr”, czy naprawdę irytujący akcent? Ach już machnijcie ręką na to, jaki jest konkretny powód - facet ma w sobie coś sprawiającego, że źle mu z oczy patrzy, jakąś taką nerwowość, jakby zapomniał tekstu, chociaż gada, gada i gada jak najęty. Najgorsze z tego wszystkiego były dowcipy tak kompromitujące, że niektórzy goście strefy gastronomicznej decydowali się na szybkie dopicie piwa i ucieczkę w zażenowaniu. Inni wręcz przeciwnie - decydowali się na podejście bliżej sceny, rozkoszując się żenującymi tekstami, jakby napędzało ich to jeszcze mocnej, niż gdyby żarty były naprawdę śmieszne.

- Wiecie, jakie jest typowe zamówienie w Kotle panny Victorii Lestrange? - Nastała głucha cisza. - Martini bez lodu. - Głucha cisza ze strony postaci niezależnych wciąż trwała, ale z jednego z zaczarowanych głośników poniósł się nagrany na taśmę śmiech, a Anothony przez kilka sekund podrygiwał, jakby wszyscy dobrze się bawili. Kilku czarodziejów się uśmiechało, ale coś mówiło wam, że nie robili tego, ponieważ Anthony porwał ich swoimi zdolnościami komediowymi. Całkiem wyraźnie opisał wam jednak cóż takiego będzie działo się na tej scenie już za chwilę...

Na scenie zaplanowane są następujące występy:

1. Chór uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie
2. Niesamowity The Edge z cyrku Fantasmagoria
3. Członkini klubu Artemis prezentująca pokaz swoich umiejętności łowieckich
4. Pokaz samoobrony Brygady Uderzeniowej Ministerstwa Magii
5. Na sam koniec Eloise, znana wam szeroko, czarująca, czarodziejska piosenkarka, zaśpiewa swoje największe hity i oczaruje was niesamowitym głosem

Eloise, jako osoba faktycznie popularna i lubiana w magicznej społeczności, zebrała najwięcej braw i pomruków entuzjamu - nie była reklamowana na plakatach, jej koncert stanowił więc miłą niespodziankę. Zauważyliście, jak kilka osób przekazuje tę informację dalej za pomocą dwukierunkowch lusterek.

Przez następnych pięć tur mistrza gry, na scenie będą odbywały się występy. W występy od 2 do 4 zaangażowane są konkretne postacie graczy i to one będą kontrolowały to, co dzieje się podczas pokazu. Postacie stojące na widowni mogą wziąć udział w występie, za co zostaną nagrodzone specjalnym przedmiotem niedostępnym w loterii fantowej (ale muszą zużyć na to bon). Aby się zgłosić, postacie będą fabularnie podnosiły rękę, a z tłumu będą zapraszali ich na scenę wolontariusze. Jeżeli chętnych na widowni będzie więcej niż dostępnych miejsc, mistrz gry wylosuje osoby wybrane przez wolontariuszy do wzięcia udziału. Rzeczy, które czekają na was na scenie, nie są bezpośrednim zagrożeniem zdrowia ani życia (musicie nam zaufać...).

W tej turze przedstawienie się jeszcze nie rozpoczęło - uczniowie Hogwartu zaczynają ustawiać się na scenie i przygotowywać do odśpiewania jakiejś pieśni...

Następny post mistrza gry pojawi się najwcześniej w piątek (nie wliczam w to interakcji wynikających z tego, że oznaczyliście mnie w poście). Jeżeli ktoś jest zainteresowany występami - niech kończy rozmowy i przesuwa się na środek mapy.


there is mystery unfolding
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#106
28.05.2024, 05:39  ✶  
Strefa gastronomiczna przy stoisku ze słodkościami, przechodzę do loterii fantowej, a później idę pod scenę

Norce spodobało się to, że Ula wypytywała o kota. To oznaczało, że decyzja była przemyślana. Bardzo dobrze, mogła mieć pewność, że kolejne zwierzę trafi do odpowiedniej osoby. Wspaniały to był dzień dla kociego azylu, wiele zwierząt znalazło nowy dom.

- Nie, pewnie ich nawet nie zauważa. - Dodała z uśmiechem panna Figg. Zauważyła, że nieco wystraszyła dziewczynę opisem Śnieżka, ale chciała, żeby stojąca przed nią Ula miała świadomość na co się pisze.

- Jeśli nie macie, to dobry znak, na pewno będzie mu u was dobrze. - Chyba chciała dodać jej nieco pewności siebie. Miała wrażenie, że ona chce tego kota, ale nie jest do końca przekonana. - Myślę, że będzie szczęśliwy na wsi. - W końcu Ula zdecydowała się na kota. Norka przysunęła jej jeszcze skarbonkę, żeby wpłaciła datek na koci azyl.

Ze sceny dobiegły ją głosy, że już niedługo zaczną się występy. Był to znak dla panny Figg, że czas najwyższy opuścić stoisko. Zostawiła przy stoisku Wendy, sama zaś wreszcie wyrwała się zza lady.

Obiecała Flynnowi, że znajdzie się pod sceną, więc zamierzała dotrzymać słowa, zawsze to robiła. Miała zamiar stanąć w pierwszym rzędzie i głośno skandować jego imię. Może znali się dość krótko, jednak naprawdę chciała to zrobić.

Po drodze panna Figg zahaczyła o loterię fantową, ze sceny dochodziły głosy śpiewających dzieciaków, więc miała jeszcze chwilę na to, żeby to zrobić. Odstała swoje w kolejce, po czym i jej przyszło zakręcić kołem. Zrealizowała dwa talony.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#107
28.05.2024, 06:18  ✶  
Południowe stragany – MULCIBER MOONSHINE

- Tak ten sam, którego widzieliśmy w lesie. - Potwierdziła słowa Camerona, który faktycznie mógł nie wiedzieć, jak wygląda Atreus, pewnie nie przyglądał mu się jakoś specjalnie na tym balu Longbottomów. Parsknęła śmiechem, gdy usłyszała, że Lupin chciał go nazwać panem mężem Florence. - Dobrze, że sobie poszliśmy stamtąd, bo ona śledzi ciebie, a on Brennę, a z Brenną często jestem ja, a nie lubię typa, strasznie. - Nie wiedzieć czemu Bulstrodowie uwzięli się nad tą dwójką, to na pewno nie mógł być przypadek!

- W sumie, w sumie, niby trochę wcześnie, ale brzmisz przekonująco. - Nie odmówiłaby przecież Lupinowi towarzystwa w piciu alkoholu, tym razem przynajmniej nie będą pisać w gazetach, że niedługo będą mieli potomka, może to wcale nie było takie głupie posunięcie.

Faktycznie, dziewczyna, która obsługiwała stoisko musiała być jeszcze młodsza niż oni, a to był naprawdę spory wyczyn, bo przecież ledwie przekroczyli dwadzieścia lat. Wood nie do końca uważała, że taki biznes był czymś w co by poszła znając swoje skłonności do zabawy, pewnie mogłoby się to zakończyć źle, jednak fajnie, że dziewczyna znalazła swoją ścieżkę, robiła, co lubiła. Nie była to chyba specjalnie popularna branża - raczej jakaś nisza.

Opcja picia ze szklanki, o której wspomniała Sophie wydawała się być Heather atrakcyjna, szczególnie, że Cameron wspomniał chwilę wcześniej o tym, że dzisiaj nie pracuje i nie musi sobie żałować, spojrzała więc na niego, uniosła przy tym brwi. Widziała, że on wziął kieliszek, sama Wood jednak sięgnęła po szklankę, a co! Cytrynówka była całkiem smaczna, orzeźwiająca, w tym tłumie było dosyć duszno, więc dobrze było się ochłodzić tym trunkiem.

Gdy wypiła cytrynówkę przyszły do niej dziwne emocje, że może powinni stąd wyjść, albo więcej nie pić, czuła, że coś już się kończy, a przecież dopiero rozpoczęli świętowanie.

Do jej uszu doszły głosy ze sceny, najwyraźniej miało się tam zacząć coś dziać. - Idziemy zobaczyć, co się będzie działo? Czy wolisz coś zjeść? - Wiedziała, że stoiska gastronomiczne były bardzo istotne dla Camerona podczas sabatów.

Dama z Lumos
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.

Florence Bulstrode
#108
28.05.2024, 08:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2024, 08:48 przez Florence Bulstrode.)  
Południowe stragany – świeczki i kadzidła rodziny Mulciber

Najwyraźniej Viorica i Atreus się znali, i mieli jakąś relację, ale Florence w to nie wnikała – po ich rozmowie było równie możliwe, że są przyjaciółmi, śmiertelnymi wrogami, byłymi kochankami, niegdysiejszymi partnerami w zbrodni, jak i wszystkim jednocześnie. I chociaż wzmianka o tych kieszeniach była wiele mówiąca, niczego nie powiedziała.
Za to przez moment spoglądała na Vioricę, starając się podejrzeć jej przyszłość.
– Panie Lupin, panno Wood – pożegnała potem krótko pozostała dwójkę, i obrzuciła jeszcze spojrzeniem starszego z braci. – Miłej zabawy, Cedricku – rzuciła, trochę takim tonem, jakby za coś go w tej chwili potępiała, ale trudno było określić za co. A potem odeszła od stoiska, nie czekając już na odpowiedź Cedrica, bo kolejna klientka czekała na obsłużenie i Florence nie chciała robić tutaj tłoku.

– Najlepsze są świece do rytuałów, przynajmniej jeśli wierzy się w moc tej tradycji – wyjaśniła, mijając kolejne stragany i zerkając to na wystawione na nich towary, to na stojących przy nim ludzi. – Nie widziałeś gdzieś Laurenta?
Podejrzewała, że był gdzieś w tym tłumie, a naprawdę nic nie mogła poradzić na to, że martwiła się o kuzyna. Zawsze martwiła się o kuzyna, ale ostatnio robiła to trochę częściej niż zwykle.
– No popatrz, Atreusie, twój konkurent z rankingów Czarownicy. Może ktoś zrobi wam razem zdjęcie i traficie na okładkę? Może gdzieś tu znajdziemy jeszcze pana Vespera? – powiedziała, zerkając na brata z odrobiną rozbawienia, kiedy przy stoisku ze świeczkami, do którego się zbliżyli, dostrzegła Longbottoma. Wiedziała doskonale, jak bardzo dumny Atreus był z pozycji numer trzy w rankingu. I podejrzewała, że fakt, że został wyprzedzony przez Longbottoma, godził jednak odrobinę w jego dumę. – Może jeśli wystąpisz na scenie, wpłynie to na twoją popularność – dodała jeszcze trochę prowokująco, gdy usłyszała dźwięki dobiegające strony, gdzie odbywały się występy. A potem stanęła przy stoisku, grzecznie poczekała aż Erik zostanie obsłużony i sama poprosiła o świecę do rytuału, o ile takie mieli.
Jej wzrok prześlizgnął się po ulotkach, ale po żadną nie sięgnęła i nie wyciągnęła z kieszeni drobnych. Florence była z natury sceptyczką, i niezbyt wierzyła, że ci Mulciberowie, którzy odeszli z Ministerstwa i których miejsce zajęli jej wuj i ojciec, nagle aż tak zaczęli pałać ochotą do pomocy mugolakom.


jasnowidzenie
Rzut Z 1d100 - 35
Akcja nieudana
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#109
28.05.2024, 09:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2024, 09:49 przez Neil Enfer.)  
KOŁO FORTUNY później PÓŁNOCNE STRAGANY

W końcu coś zaczęło się dziać. Chodzenie samodzielnie po straganach było przyjemne, ale jednak człowiek z tyłu głowy dalej wyczekuje wisienki na torcie, czeka na nią niecierpliwie i czeka, widzi, jak obsługa powoli się przygotowuje, aż w końcu rozstawiają wszystko pełną parą.
Nie do końca był przekonany do tego wszystkiego, ale póki co obserwując wszystko raczej z boku podobało mu się to, no może poza tłumami, bo przeciskanie się przez stos ludzi, aby zobaczyć coś na co się wszyscy gapią nie było nigdy przyjemne, zwłaszcza w letni podwieczorek, kiedy jednak człowiek się upocił nieco w ciągu dnia. Pocone sardynki, co? To brzmi, jak grupa ludzi zebranych pod loterią.
Cudem, przypadkiem udało mu się podejść bliżej, dość od boku, a nie przez sam środek. Ocenił stanowisko, ocenił pakunki w szarym papierze. Uważał, że to było na swój sposób urocze. Lubił kiedy pomimo ograniczonych środków czy braku możliwości starania znacznie przewyższały efekt. Uwielbiał zaangażowanie, nawet jeśli wyniknie z niego tylko mała piękność. Dzieci chwali się za paskudne rysunki, więc czemu dorosłych by też nie chwalić za próbowane niewypały? Poza tym szary papier i jemu by się w domu przydał. Mógłby sobie kupić, ale po co kupować dużo papieru, jak można kupić mniej papieru, ale za to z prezentem w środku! W jego głowie, w tej chwili było to całkowicie opłacalne, dlatego nabył losy. Parzysta liczba przynosi pecha, a pięć wydawało się być rozsądną ilością, taką by może coś ugrać, ale i nie wydać nie wiadomo ilu pieniędzy. No i losy nie były aż tak drogie, a kto wie, może wylosuje jakiś prezent dla rodziców? Nigdy nie wiadomo. I TO JEST WŁAŚNIE HAZARD! To uczucie, że może się uda, może nie, ale czemu miałoby się nie udać, czemu akurat mnie miałby los nienawidzić? To niemożliwe! A potem człowiek traci fortunę.
Dobra, dosyć gadania, nie ma co tracić czasu, zakręcenie kołem, dla wykorzystania pięciu losów w końcu chwilę zajmie. A co zrobi później? Później się ulotni, uciekając od fortunowego tłumu.

Losowanie:
1 bon
2 bon
3 bon
4 bon
5 bon
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#110
28.05.2024, 10:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2024, 10:58 przez Brenna Longbottom.)  
Odchodzi od stoiska kowenu i potem idzie do koła fortuny

Brenna i Patrick dość często wpakowywali się razem w kłopoty, ale zakładanie, że zawsze są razem, było ze strony Sebastiana mocno krzywdzące. Brenna przecież pilnowała, aby być sprawiedliwą, i robić tury, na zmianę wciągając w kłopoty także Mavelle, Erika, Heather, Vincenta, Victorię, Millie, Alastora, Jonathana i kilka innych osób…
Ale pewnie by mu to wybaczyła, gdyby wiedziała, uznając, że po prostu tęsknił za Patrickiem.
– Zwłaszcza w taki upał – powiedziała, unosząc na moment głowę. Chmury zaczynały zasnuwać niebo, ale od rana było przecież dość parno.
Przesunęła wzrokiem po wystawionych na stoisku przedmiotach. Sebastian bez wątpienia byłby szczęśliwy, gdyby sięgnęła po jeden z modlitewników, ale nawet nie zatrzymała na nich wzroku na dłużej. Nie była kimś, kto zawierzał modlitwom - i kto wierzył, że te w ogóle zostaną wysłuchane. Uśmiechnęła się z odrobiną rozbawienia, kiedy dostrzegła kalendarz z kapłanami.
- Też w nim jesteś? - spytała, przez moment zastanawiając się, jakby zareagował Steward na taki prezent, ale zaraz odrzuciła ten pomysł, bo jeszcze uznałby, że jest nadmiernie złośliwa. Czasem bywała. - W porządku, skoro się nada do rytuału, poproszę dwie - oświadczyła, wyciągając z kieszeni odpowiednią kwotę. – Mam nadzieję, że interesy dobrze dziś pójdą – dorzuciła, i to całkiem szczerze, bo niezależnie od własnej, trochę kruchej wiary, życzyła przecież dobrze kowenowi Macmillanów, a w szczególności Sebastianowi.
Po tym pożegnaniu skierowała się dalej. Rozglądała się za Heather i Cameronem, i nawet dostrzegła ich przez moment, ale wokół panował tak dziki tłum, że Brenna przeszła po prostu dalej. Jej wzrok zatrzymał się na scenie, gdy padło z niej imię i nazwisko Victorii Lestrange (ta najwyraźniej stawała się coraz bardziej znana), zanim wypatrzyła koło fortuny.
Odczekała grzecznie w kolejce aż chłopak przed nią skończy kręcić kołem i kupiła tam parę losów, ot zobaczyć, na ile pecha będzie miała tym razem – może na przykład wylosuje cztery razy ten sam przedmiot…? Ostatnio dostała szyszkę i plotła historyjkę o tym, jak to będzie można nią rzucać w tłumie w ładnych chłopców.

Wylosowane przedmioty za 4 losy z promptów: Lepkie trzewiki (2/2), Eliksir wielosokowy (3/3), Veritaserum (3/3), Eliksir chroniący przed ogniem (3/3)


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa