Podchodzę do Anthony’ego, po tym jak skończył rozmawiać z Victorią i machać Richardowi
Przechadzałem się leniwie po Kiermaszu. Miałem dziś zmianę, więc miałem na sobie mundur BUMowca Juniora, ale minę poważną, więc niech mi tylko ktoś spróbuje tu bruździć, bo żółtodziób na drodze... Och, niech spróbuje. Jak machnę ręką, to zejdą na zawał jego trzy pokolenia w tył i w przód. Na zawał.
Zgubiłem gdzieś swojego partnera, z czym akurat czułem się doskonale. Nie podobały mi się jego zagrywki, więc wolałem z nim nie pracować niż pracować, a też chętnie nasmaruję anonimową notatkę, że wolał podrywać jakieś laski, zamiast skupić się na swoich obowiązkach. Lżej i luźniej by się zrobiło, a tak musiałem się męczyć z cymbałem. Miałem nadzieję, że chociaż jedna da mu się namówić na sex, to będę go miał z głowy na nieco więcej czasu... Chyba na nieco więcej. Ech. Moja wiara w jego możliwości nie istniała, więc lepiej było skorzystać z plany B i zniknąć w tłumie, co z kolei proste, bo miałem jebane dwa metry wysokości. Jak widać, miało to swoje plusy i minusy.
Plusy takie, że ludzie się przede mną rozpierzchali zmieszani i zajebiście widziałem okolicę, więc od razu się skierowałem do tego stoiska z winami Shafiqa, kiedy tylko rzuciły mi się w oczy te barwy. Tam mogłem nieco zlać się w tłem, a też przy okazji oprzeć się o coś, czym też utracić parę centymetrów. Dobry patent by na nieco dłużej zniknąć, wciąż pozostając na służbie.
Ale szedłem tam powoli, bo ja jednak jakieś samozachowawcze hamulce miałem. Widziałem, że właściciel rozmawia z piękną kobietą... Może nie tak piękną jak Persephona, ale nie każdy mógł mieć moją żonę, a właściwie tylko ja mogłem ją mieć, więc... Dla każdego coś innego. Myślałem tylko, że ten jakiś romans życia ukręci, a jedyne, co do mnie doleciało, to jakieś wujku. Żenuła.
- Dzień dobry! Wszystko w porządku...? Widziałem, że jakaś kobieta ci się uprzykrzała... Zaraz możemy ją zawrócić - przywitałem się i głupio zaproponowałem Anthony’emu, ale to tylko dlatego żeby nieco wybadać , coś tam w odpowiedzi usłyszeć o tych relacjach rodzinnych. Czy mnie to interesowało naprawdę...? Jeszcze nie byłem pewien, ale zdawało mi się, albo i nie, że to jedna z tych ministralnych biurokratek była. A nie... Wróć, aurorka. Lestrange.
Ale chwila! Przecież to było stanowisko wypełnione winem i to chyba jeszcze takim rozdawanym za frajer... Ale ja jednak miałem pecha, skoro byłem na służbie w takiej sytuacji.