• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#261
05.06.2024, 00:34  ✶  
Za sceną

Jedna dobra rzecz tego wieczoru... proszę, proszę... Jedna oprócz kota - Diva siedząca w koszyku, zwinięta teraz w kulkę, powędrowała razem z nim za scenę, gdzie zostali przywołani przez drobną niewiastę. Kotka nic sobie nie robiła z hałasu jarmarku i ogólnie nie bardzo była zainteresowana czymkolwiek - towarzystwo miękkiej koszulki dorwanej od Sebastiana chyba dobrze jej robiło. Klecha dobrze myślał, że zrobienie biznesu z Figgami nie było takim złym pomysłem. Jak widać koty i koszyki szły ze sobą w parze. Upewnił się jeszcze, czy to nie będzie problem, żeby kotka tutaj poczekała, bo mimo, że spała, to nie chciał jej zostawiać zupełnie samej... Podziękował kobiecie za zaproszenie, darując sobie wychodzenie z niskiego poziomu zdradzenia, że nie uważa, żeby miał talenty aktorskie, bo uznał w szybkim strzale, że mijało się to z celem. W końcu jakby chcieli aktorów to by nie łapali widowni, żeby ich wciągnąć do zabawy. Odstawił koszyk na bok i pozwolił się spsikać... czymś. Przyswoił wszystkie instrukcje z uwagą, spoglądając też za palcem kobiety pokazującej, gdzie się wchodzi, wychodzi... i rozglądając z ciekawością, bo niekoniecznie był za sceną cyrkowców, taką plenerową, jaką mieli tutaj. Przy okazji dopytał o muzykę planowaną na to przedstawienie i w trakcie samego odgrywania ról, poprosił o repertuar, żeby spojrzeć na tekst. Przy tym, jak ciężki był to jarmark nawet nie zrobił cierpiętniczej miny, że czymś go pryskają. Jego obawy, że będzie sama, były nieuzasadnione. Bo oto...

- Nora! - Nie podniósł głosu, ale i tak jak na swoją skalę powiedział to trochę głośniej niż zazwyczaj. Uśmiechnął się do niej promiennie, czując ulgę (z jakiegoś powodu, którego jeszcze nie rozumiał), że ją tutaj widzi. - Miło mi cię widzieć, nie widziałem cię na widowni. - Nic dziwnego, w końcu sporo osób się zebrało, żeby obserwować to, co się dzieje. - Laurent Prewett, miło mi panią poznać. - Tutaj zwrócił się Peppy i jak na dżentelmena przystało - ucałował jej paluszki.

Nieco ożywiony tym wydarzeniem nawet z ciekawością spojrzał na Edga, który z poziomu "taki jestem pewny siebie" spadł na "chcę stąd uciec pewność siebie". I to bynajmniej ciekawość nie opierała się o to, że tę pewność siebie stracił. To było akurat smutne. Raczej o jego kostium i o to, co miał zamiar przygotować. Odwzajemnił jego uścisk równie delikatnie. Chyba jeszcze ten szalony Wróżbita nie zdążył tutaj narobić rabanu... ale tylko na niego czekać, jak go tu zobaczy. Czego Laurent wcale nie chciał. Spodziewał się, że nie zostanie tutaj wpuszczony, jak dumnie Alexander się odgrażał... obejrzał się automatycznie za tym człowiekiem, ale nigdzie go nie widział.

Zaś później? Później jego zmysły przyciągnęła muzyka i... występ. Taki występ, że Laurent się prawie całkiem wyłączył i widział tylko Flynna na tej scenie, nie mogąc oderwać za nic od niego oczu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#262
05.06.2024, 01:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.06.2024, 01:22 przez Lyssa Dolohov.)  
Mulciber Moonshine

Spokój jaki otulał Lyssę ze skutecznością uniemożliwiał jej pochwycenie faktu, jak frywolnie Lorien podchodziła do całego tego tematu. Mulciber sama teraz mogłaby zacząć wymieniać ludzi, którzy odeszli z tego świata przez wspomniane ataki i sama przy tym siedziałaby z kamienną miną kogoś, kogo absolutnie to nie ruszało. Ale akurat to sobie darowała. Nawet nie chodziło o to, że te śmierci były tragiczne - zwyczajnie o to nie dbała i do tej obojętności nie potrzebowała nawet eliksiru. Póki gazety nie wspominały o kimś kogo mogła znać, to nie zatrzymała się na nekrologach nawet pół minuty.

- Aha - rzuciła, przyglądając się połyskującej złotem obrączce na palcu starszej kobiety. - Robert to mój wujek. Moja maman to jego młodsza siostra - wyjaśniła pokrótce łączące ich relacje rodzinne. - Ale z nim nigdy nie miałam styczności. Sophie tylko czasem przyjeżdżała do nas czasem na wakacje - Lyssa nie znała dzieci Richarda i po trochu chyba nawet niekoniecznie była świadoma jego egzystencji. Znaczy - był. W tym jednym słowie można było zawrzeć wszystko, co wiedziała, bo jej matka wbrew pozorom niechętnie mówiła o rodzinie, którą zostawiła w Anglii. Był w niej jakiś żal i tęsknota, ale Lyssa nigdy tego nie drążyła, z bardzo egoistycznych pobudek; im więcej informacji wlatywało jej do głowy, tym większy miała w niej mętlik. Tym myśli prędzej gnały, zamykając ją w swoim ciągu i odcinając od rzeczywistego świata. Nienawidziła gdy choroba odcinała ją, bo to było tak jakby nagle zatchnęła się wszystkim co działo się w jej głowie, niezdolna do wyrwania się z tej spirali. - A jak się nazywają? - zapytała jednak na koniec grzecznie, sięgając po szklaneczkę z nową porcją cytrynówki.

wiadomość pozafabularna
Rzut Emocje 1d25 - 21
Śnieg (Czystość)

Rzut Emocje 1d25 - 14
Ocean (Bezgraniczność)

Rzut Emocje 1d25 - 20
Księżyc (Refleksja)


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#263
05.06.2024, 01:27  ✶  
Południowe stragany, później północne stragany

Czarodziejskie życie nadal było dla niego lekka tajemnicą, w którą bał się wejść po całości. Dużo lepiej oglądało się to z boku z ukłuciami igły na opuszkach, bo szyło się ręcznie, a nie czarami.
Skinął kobiecie przy stoisku z winami, nie chcąc jej już zawracać więcej głowy, skoro widocznie miała przyjaciółkę w opałach do uratowania. Dobrze dla nich, niech się ratują, a przed czym? Nie był już do końca pewien.
Wina nie kupił, bo i tak plecach miał już całkiem zapchany, a w ręce byłoby go niebezpiecznie nieść. Jeszcze się potknie, ktoś go szturchnie, z resztą miał nie wydawać pieniędzy. Odwrócił się miło i ruszył w stronę straganów i nagle stało się coś, jakiś chłop zaczął tańczyć, jak to na festynach bywa. Neil zatrzymał się, spojrzał za siebie, na scenę, no jak już tu jest, to zerknie na te występy, chociaż fanem takich rzeczy nigdy nie był. Sam nie tańczył i nie śpiewał, i jakoś nie lubił, jak inni to robili. Zawiesił oko na tancerzu na scenie, ale jego wypociny wywołały jedynie efekt meh. Gdyby stał bliżej, gdyby był facet w jego guście i gdyby nie robił czegoś czego Neil nie lubi, to może, może, ale nie. Patrzył się, bo się patrzył, na swój sposób ze zdegustowaniem, na swój sposób z podziwem dla odwagi, bo może i fukać jak to tańczenie jest bez sensu, ale sam nie miałby psychiki, żeby nawet spróbować wyjść na scenę. Był lamusem i co poradzisz, inni widać lubią się popisywać i znajdują swoich fanów. Nieźle, niech w takim razie korzystają i się dobrze bawią, a on na spokojnie pójdzie znaleźć jakąś ławkę.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#264
05.06.2024, 01:43  ✶  
odchodzę od stoiska kowenu i idę do stoiska Vioriki Zamfir

- Ooo, dziękuję ślicznie. Co prawda nie przeszkadzają mi takie zużyte, bo wszystkie książki należy kochać tak samo, ale nowiusieńkie tak ładnie pachną - Dora uśmiechnęła się do Sebastiana jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, czekając aż towarzyszący mu kapłan wypakuje nieruszane egzemplarze. Crawley też nigdy nie miała wcześniej styczności z twórczością kapłanki Fantazji, ale liczyła na to że były to pozycje warte każdego knuta. Nawet jeśli nie to powiedzmy sobie szczerze, najpewniej nigdy nie zamierzała pisnąć na ten temat słowa, co lepsze przepisy spisując do swojego podręcznego zeszyciku, który służył jej za swoisty skrót do najlepszych przepisów, kiedy potrzebowała wybrać jakiś na szybko.
- Oh, dziękuję raz jeszcze, naprawdę nie trzeba było - zarumieniła się nawet trochę, widząc że do całych tych zakupów dostaje jeszcze bonus. Podziękowała raz jeszcze, pożegnała się i odeszła od stoiska kowenu, kierując swoje kroki do wystawki Vioriki.

- Cedric! - rzuciła wesoło, zatrzymując się przed kramem. - Nie spodziewałam się, że ciebie tu zobaczę. Co macie ciekawego? - zapytała, uśmiechając się najpierw do niego, a potem przenosząc spojrzenie na Zamfir. - Jestem Dora. Co takiego zrobiłaś, że wyrwałaś go ze szpitala. Rzuciłaś urok?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#265
05.06.2024, 01:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.06.2024, 21:38 przez Erik Longbottom.)  
Południowe stragany - Château des Dragons -> Stoisko kowenu

Żegnam się z Isaaciem i krążę po okolicy z Anthonym. Potem rozdzielamy się i idę do stanowiska kowenu.

Tony i jego wina, pomyślał, kręcąc przy tym z nostalgią głową. Cóż, zagadanie Shafiqa na temat win było bardzo dobrą okazją do zmiany tematu. Naprawdę nie chciał wdawać się z Bagshotem i Anthonym w przydługie dyskusje na temat incydentu ze świeczkami czy tego, że nie najlepiej potraktował szkolnego przyjaciela. Takie sprawy lepiej było omawiać w cztery oczy. Albo w sześć. Dla bezpieczeństwa powinien wziąć jeszcze Brennę. To na pewno byłaby ciekawa... dyskusja.

— Zobaczymy się pod sceną. — Skinął głową Isaacowi, gdy ten ruszył w stronę widowni.

Zmarszczył lekko czoło, stawiając powoli krok za krokiem. Teraz gdy sytuacja już nieco się uspokoiła, a konwersacja stała się mniej intensywna, zaczęły nękać go drobne zawroty głowy. Eh, może nie powinien był próbować tych wszystkich alkoholi w tak krótkim odstępie czasu? Mądry czarodziej po szkodzie, skomentował bezgłośnie, starając się wygładzić uśmiechem grymas, który wstąpił na jego twarz. Jak na razie nic nie zwiastowało kolejnej sabatowej katastrofy, więc może nie powinien tak sobie wyrzucać tego, że pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa?

— Cudowny komplement — mruknął, zerkając na Anthony'ego z ukosa. — Nie mógłbyś chociaż raz po prostu zakląć rzeczywistość i nie stwierdzać oczywistych oczywistości? Jesteś czarodziejem i to wysoko urodzonym. Jestem pewny, że świat nie byłby w stanie się tobie oprzeć. — Uśmiechnął się pod nosem, powoli tkając siatkę kolejnej gry słownej z mężczyzną. — Wiem, że ja bym od razu machał różdżką, jak mi zagrasz. Wystarczyłby tylko dokument ze stemplem Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Tylko tyle i aż tyle.

Nie skomentował w żaden sposób wzmianki o Morfeuszu. Zakładał, że gdyby wuj faktycznie wyczuł zagrożenie czyhające na nich na Lammas, to poinformowałby ich o tym przy pierwszej okazji. Na przykład parę godzin przed przybyciem na teren kiermaszu. Poza tym trudno było stwierdzić, czy dowiedzenie się o niebezpieczeństwie nie sprawiłoby, że utworzyli samospełniającą się przepowiednię. Longbottom dotknął nasady nosa, jakby w ten sposób mógł ukrócić kolejną falę bólów głowy. Za bardzo się zapędzał w swoich dywagacjach... Przyszłość była dla niego tajemnicą i to z rodzaju tych, jakich zapewne nigdy nie pozna, choćby prosił o pomoc zarówno Morfeusza, jak i Millie czy Dolohova.

— Będę przy stanowisku kowenu. Albo w okolicy sceny. — Wzruszył ramionami, sztywneijąc na moment, gdy poczuł dłoń Anthony'ego w okolicy swoich pleców. — Postaraj się nie zgubić. Wolałbym, żeby organizatorzy nie musieli cię wołać na scenę jako ''Szefa Organu Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego'', bo nie potrafiliśmy się znaleźć.

Longbottom ruszył w stronę kolejnego stoiska, jednak poruszał się zdecydowanie wolniej niż wcześniej. Raz, że dalej szumiało mu w głowie od trzech kolejek alkoholu z rzędu. Dwa, że dalej nosił ze sobą fanty wykupione na innych stoiskach, jak np. tę nieszczęsną świecę na matki. Skrzywił się na samą myśl o tym, że wyroby Mulciberów mogłyby wzbudzić zainteresowanie Elise. Kto wie, co jeszcze sprzedawali w swoim sklepiku, skoro na sabacie tak chętnie dzielili się tymi fallusowymi... hmm... dziełami sztuki.

Po dotarciu do kowenowego kramiku, Erik od razu zwrócił uwagę na wiklinowe kosze. Nadadzą się idealnie. Korzystając z tego, że młodszy kapłan był akurat wolny, detektyw Brygady Uderzeniowej prędko złożył u niego małe zamówienie, prosząc jeszcze o kilka sztuk zakładek do książek i świecę. Bądź co bądź, zakładek nigdy za wiele, zwłaszcza w domu pełnym ludzi, którym bądź co bądź, zdarzało się czytać - nawet jeśli nieszczególnie często.

— Proszę, to będzie wszystko ode mnie już. — Wręczył czarodziejowi odliczoną kwotę. — Chyba, że...

Już miał zacząć się przepakowywać ze swoimi klamotami, gdy na scenie pojawił się akrobata z cyrku Bellów. Sama muzyka przykuła jego uwagę, jednak ruchy mężczyzny również były... trudne do zignorowania. Mimowolnie przypomniał sobie swoją ostatnią interwencję w obozowisku cyrkowców, gdy ci dopiero przybyli do Londynu. Niby minął ledwie miesiąc, a wydawało mu się, jakby to było dawno temu... Z wlepionymi w Edge'a oczami, Erik zaczął się po omacku przepakowywać do wiklinowego kosza. Odwrócił wzrok, dopiero gdy zdał sobie sprawę, że świeczka dla Elise prawie spadła mu na ziemię. Syknął z niezadowoleniem i upewnił się, że wszystko faktycznie spakował, po czym odszedł od stoiska. Teraz tylko wystarczyło poczekać, aż Anthony go namierzy.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#266
05.06.2024, 02:08  ✶  
Południowe stragany Szato des dragone z wińskiem.

Żarty o pedałach niespecjalnie go w sumie ruszały, bo z jakiegoś dziwnego powodu już parę razy je w życiu usłyszał pod swoim adresem. Za każdym razem gdy nadawca miał styczność z nim w obecności Alastora. Tak serio, to Bertie niezbyt wiedział o co się rozchodziło i nie wnikał też w to, bo dzięki temu miał mniej zmartwień.

Bott uśmiechnął się do Millie, a potem kiwnął tylko głową i ruszył za nią w stronę straganu z winem.

Prezentowało się całkiem ładnie i miało tez jakąś urokliwą statuę na górze. Przez moment Bertie patrzył na nią, podziwiając kunszt artysty, aż wreszcie Moody wcisnęła mu do ręki wypełniony podwójną porcją kubeczek.
- A ty? - zapytał niemal natomiast, zaraz upijając niewielki łyk. - Też się ucieszysz? To w końcu twoje urodziny i nie chciałbym, żebyś czuła się z tym źle - wyjaśnił swobodnie, bo przecież to było jej święto i ona powinna być na pierwszym miejscu. A Bott nie miał zamiaru brać sobie do serca, że ktoś chciał się bawić bez niego. - Wiesz, widziałem jak ktoś tam całą skrzynkę prosi, to może gdyby do niego zagadać to by się podzielić? No bo po co komu cały karton takich świeczek? Nawet nie takich, ale jakichkolwiek?

Pierzchający od bójki ludzie niekoniecznie go ruszali. Owszem, zerknął sobie raz czy dwa sprawdzić jak Alastor sobie radzi, ale przecież właśnie o to w tym chodziło - ona tam był, panował nad sytuacją, więc Bertie nie miał się czego bać!
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#267
05.06.2024, 09:26  ✶  
Za sceną

Trójka? Peppa rozejrzała się wokół. Nie była jedyną, która postanowiła wziąć udział w spektaklu i nie tylko ją wybrano. No cóż, była gotowa podzielić się z innymi, o ile sama otrzyma chociaż kilka tych cudownych kwiatów.

Z uśmiechem przyklejonym na twarzy, z gracją ruszyła na scenę, po czym dała się sprowadzić na zaplecze. Jak elitarnie! Trochę jej zrzedła mina słysząc o ogniu. Wierzyła zapewnieniom, że spryskanie specjalistycznym specyfikiem pomoże, ale i tak pojawiły się w niej wątpliwości. Miała na sobie jedną ze swoich najlepszych sukienek! No i te wszystkie ozdóbki na kapeluszu... Poprosiła o bardzo dokładnie spryskanie miksturą i uważnie patrzyła, czy została nią pokryta całościowo, po czym domagała się dodatkowej porcji na kapelusz i opadajacy na ziemię rąbek sukienki.

Podczas przygotowań zerknęła też na swoich towarzyszy. Pani Nora z Nory Nory — oczywiście, że Peppa ją kojarzyła. Natomiast towarzyszący im mężczyzna... Z niezwykle ujmującą aparycją i dobrym nazwiskiem. Tak, słyszała co nieco o Laurencie. Podjęła szybką kalkulację, czy nadawałby się na męża, jednocześnie wyciągając w jego kierunku dłoń.

— Penelope Potter, mi również niezmiernie miło poznać — odpowiedziała Prewettowi z uroczym uśmiechem.

Dostali kolejne wskazówki, po czym wylosowała psa. Ciekawe, co to oznaczało i jak dobrze, że nie szczur. Pani z kawiarni pewnie miała doświadczenie z takimi. Pracując z jedzeniem musiała się nieźle natrudzić z różnymi szkodnikami.

Zbyt zajęta przygotowaniami, nie dostrzegła przemiany Edge'a i zwróciła na niego uwagę dopiero, gdy czule witał się z resztą wybranych. Doprawdy, w Londynie wszyscy się znają, pomyślała. Czuła się jak gdyby na nowo rozpoczynała pierwszy rok w Hogwarcie. Niepewne orientowanie się po grupach towarzyskich, z kim warto się zadawać, a kogo lepiej unikać...

— Penelope Potter... — Zaczęła się przedstawiać, wyciągajac rękę w stronę Edge'a, ale urwała, widząc brak szczególnego entuzjazmu z jego strony. Od razu dostał łatkę gbura, nie racząc nawet poinformować czarownicy o swoim imieniu. No trudno, może nie był nikim istotnym, pomyślała.

A potem rozpoczął się jego występ i Peppa już sama nie wiedziała, co myśleć. Nie widziała wcześniej tego typu przedstawień. Taniec ogólnie nie był jej bliski, co dopiero występy akrobatyczne i to jeszcze takie próbujące coś przekazać. Zdecydowanie nie nadążała za pokazem. Starała się znaleźć sens tam, gdzie go nie było, omijała wątki, które akurat były istotne. Widziała ogień, a to jej się nie podobało.

Poparzona
Nie prowadzę kursów wypowiadania mojego nazwiska.
Na pierwszy rzut oka — blizny po oparzeniach na twarzy. Na drugi — potężna niezręczność. Dopiero później możesz podziwiać nietypowy styl ubierania inspirowany mugolskim schyłkiem lat 60. 173cm || chuda, trochę mięśni || jasny blond || piwne

Ula Brzęczyszczykiewicz
#268
05.06.2024, 09:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.06.2024, 09:59 przez Ula Brzęczyszczykiewicz.)  
Widownia -> Stragan kowenu

Rozpoczęły się kolejne występy i poproszono o chętnego z widowni. Zapowiadało się interesująco. W końcu na scenę weszła jakaś jasnowłosa dziewczyna, jeszcze bardziej jasnowłosy chłopak i kolejna jasnowłosa... Czyżby coś mnie teleportowało znów do Szwecji? Ale nie, oto rządek blondynów zmierzał na scenę, którą szybko opuścili. Jedną z osób była pani z kawiarni od kotów. Kiedy ona się tu znalazła? Miała tak czas, by opuszczać swoje stanowisko?

Ale nie myślałam o tym długo, bo po chwili na scenie pojawił się tancerz akrobata. Już od pierwszej chwili byłam zahipnotyzowana jego ruchami. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam! Ilość ekspresji w pojedynczym ruchu była zniewalająca! Czemu nie miałam przy sobie swojego szkicownika!? Jak cudownie by się rysowało takiego modela! Czar prysł wraz z ogniem. Ciężko było spuścić wzrok z tancerza, ale lęk rodzący się w moim sercu przyspieszył jego bicie. Szybko poszperałam w obiektach otrzymanych z loterii. Eliksir chroniący przed ogniem znalazł się w mojej ręce. Tak na wszelki wypadek.

Obejrzałam występ do końca, łapiąc entuzjastycznie każdy jego fragment, jednocześnie starając się zapanować nad zdenerwowaniem. Fiolka była jak mój amulet obronny. Tylko, że w przeciwieństwie do wszelkich amuletów, ona posiadała faktyczne właściwości ochronne.


To przypomniało mi też o innej sprawie. Ulotka, którą otrzymałam od staruszki o rytuale ochronnym. Bardzo chciałam wykonać go w domu Lysandra. Dolina Godryka była dziwnym miejscem, a ja musiałam zadbać o swoje obecne lokum. Nie tyle chodziło tu o dach nad głową, ale przede wszystkim o całe dobro, jakie otrzymywałam od Lysandra. Oraz wszystkie zwierzęta. Nie przeżyłabym kolejnej straty takiej gromadki. Zdążyłam się już do nich przywiązać.

— Śnieżek, musimy kupić świecę — odezwałam się do kotka, który siedział skulony w koszyczku wśród wszystkich moich fantów. Przykryłam go kapeluszem ochronnym, by był bardziej osłonięty od nieprzyjemnego dla niego festynu. — A potem od razu wracamy do domu.

Lysander zapewne miał świece w domu, ale skoro rytuał musiałam odprawić dzisiaj, wolałam nie ryzykować, że będę zmuszona do poszukiwań albo powrotu do miasta na zakupy. Na straganach na pewno znajdę świece.

Na pierwszym były głównie obiekty metalowe, ale już drugi pachniał odpowiednią aurą. Rozłożone na stołach dewocjonalia przywiodły mi zapach polskich dożynek. A może bardziej odpustu? Z przyjemnością zbliżyłam się, odruchowo rozglądając się za pamiątkami dla rodziny, gdy zauważyłam element nie pasujący do układanki. "Niech Matka będzie z Tobą"? "W imię Pani Księżyca"? Nie, to zdecydowanie nie było stoisko chrześcijańskie. Klimat dożynek zniknął natychmiastowo. Niektórzy czarodzieje ze wsi wierzyli też w różne słowiańskie bóstwa, ale o Pani Księżyca jeszcze nie słyszałam. W każdym razie, mieli świeczki. Nerwowo zerkałam w stronę kogoś obsługującego stanowisko. Jeśli byłam absolutnie pewna, że nie jest w danej chwili zajęty (a może nawet sam do mnie zagadał?), postanowiłam się odezwać.

— Uhm, dobry wieczór. Szukam świecy do rytuału ochronnego, tego na Lamas... Czy te tutaj nadadzą się do tego?

Gdy to powiedziałam, przeleciał mnie strach. A co jeśli wyznawcy tej religii z tego stoiska w jakiś sposób nie lubią tego rytuału albo uznają go za herezję? Czy zostanę zaraz skrzyczana?



???
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#269
05.06.2024, 19:30  ✶  
Wychodzi na to, że Północne Stragany

Matthew pokręcił przecząco głową. Może i Penny powiedziała zbyt wiele informacji. Może i nie były one potrzebne, ale tak długo jak to ona mówiła, wszystko było w porządku. Jeżeli gadała rudowłosa, to Stanley nie musiał tego robić i tym samym nie był zmuszonym do tego, aby wymyślać kolejne fakty ze swojego wspaniałego życia. To też było dużo prostsze, niż zakładał, ponieważ jeżeli chciał być prawnikiem - mógł być prawnikiem. Chciał mieć trójkę rodzeństwa? Mógł mieć trójkę rodzeństwa. Pomyśleć, że to wszystko dzięki swoim umiejętnościom kłamstwa i tej jakiejś charyzmie, którą mógł się poszczycić.

- Tylko pośrednictwo. Jakoś nigdy nie odważyliśmy się na taki krok, aby spróbować produkować coś własnego - odparł - Za tym idą duże koszty, a już na pewno w momencie w którym nie masz od czego zacząć. To tak jakbyśmy nagle mieli wydać morze galeonów i to tylko po to, aby koniec końców nic z tego nie wyszło - rozłożył odrobinę ręce - Lepiej trzymać się tego, co nam wychodzi. Może któryś z kuzynów czy innych potomków okaże się jakoś bardziej utalentowany i będzie produkować... Nie wiem. Ser? - zaśmiał się jeszcze pogodnie. Nie wiedział nawet czemu wpadł na to, ale z jakiegoś powodu był to pierwszy produkt spożywczy, który jakoś zawitał mu do głowy. Kojarzył się jakoś ze Szkocją? Z owcami? Brzmiało jak to.

Tak naprawdę żaden z kuzynów nie musiał być bardziej utalentowany, bo żaden z kuzynów Matthew'a nie istniał. On sam nie istniał. Jednak na potrzeby tej historii to mogli i ten ser produkować. Może jeszcze jakieś wino do tego? O! A może zaczęliby sprzedawać gotowe zestawy wieczorowe, które zawierałyby zestaw deski z serami, winogronem i winem? Brzmi nieźle - chyba trzeba będzie to skonsultować z koneserem Francji, Robertem we własnej osobie.

- Wielkomiejska kariera. Rozumiem - powiedział, a jego uwadze nie umknął powrót zaczerwienienia na jej twarzy. Chyba nie zezłościła się na niego za to co powiedział? Nie mówił tego, aby jej coś wytknąć czy upokorzyć. Wspomniał o tym, ponieważ było to na swój sposób zaskakujące. Równie zaskakujący był sposób bezpośredniości z jakim podchodziła do życia. Ale ten typ to już chyba tak miał. I nie było w tym nic złego! Penny była po prostu pojebana na swój własny sposób.

Nie przeszkadzał jej jakoś szczególnie. Zadał może z trzy pomniejsze pytania, które w ogólnym rozrachunku nic nie wnosiły. Ot, takie zwykły zapychacze-próby rozładowania atmosfery. Efekt był chyba średni?

Dużo lepsze rezultaty przyniosło odnalezienie jej krewnych. Zapewne nawet tych samych, którzy chcieli ją ponownie sprowadzić do Doliny Godryka?

Matthew nie odzywał się z początku, dając Penny i jak się okazało, Emily, trochę czasu, aby się przywitały, pogadały czy po prostu nacieszyły się chwilą we własnym towarzystwie. Nie mniej jednak obserwował te wszystkie produkty, których było tutaj od groma. Dużo więcej, niż mógłby się spodziewać. W ogóle było tyle możliwych rzeczy do zrobienia z owoców czy był to jakiś trick marketingowy?

- Matthew - odezwał się po chwili, wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny, która obsługiwała punkt Abbottów na Lammas - Proszę nie przesadzać - przecząco pomachał dłońmi, jakby nie zgadzał się na taki obrót spraw - Ja się teraz odwdzięczę. Skusisz się może Penny na kieliszek wina? - spojrzał w kierunku swojej towarzyszki - Ale tym razem nie dam się przegadać jeżeli odmówisz - powiedział na tyle stanowczo na ilę potrafił stanowczy być Matthew - czyli całą odrobinę. Po chwili jednak się zaśmiał, ponieważ nie chciał wychodzić ze swojej roli.

- Proszę nam polać po kieliszku jakiegoś dobrego wina - zadecydował za rudowłosą. Bo ile miał czekać na odpowiedź? Każda dodatkowa sekunda zwłoki sprawiało, że tamta miała szansę do przegadania Stanleya - Zdaje się na panią. Wierzę, że będzie to coś wspaniałego - sięgnął do kieszeni po kilka monet, które następnie położył na straganie.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Alexander Bell
And I can't let go when you still need saving.
Spokojny, uprzejmy, pomocny. Wysoki mężczyzna o atletycznej sylwetce, zazwyczaj ubrany w luźne, wielobarwne, bawełniane koszule. Miewa zarost na twarzy, zależny od stopnia zapracowania. Kiedy trzeba, potrafi zniewolić uśmiechem. Oczy i włosy brązowe.

The Overseer
#270
05.06.2024, 19:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.08.2024, 12:12 przez The Overseer.)  
Południowe stragany - stoiska cyrkowe

Dłuższą chwilę wpatrywałem się w rzuconego mi galeona. W głowie miałem tę paskudną uwagę o wślizgiwaniu się - tak chętnie, na domiar! - do domu Platynowej Blondie. Robiło mi się na tę myśl niedobrze, przez to, że brzmiało to zbyt... zbyt romansowo, by było jedynie wizytami Crowa u swoich poprzednich... współpracowników? Phi, chciałbym. Byłych kochanków.
Choć chciałem wyjść z tego z dumą, to jednak bezczelny gest Laurenta Prewetta mnie pokonał, a ja nie mogłem sobie pozwolić na gardzenie pieniędzmi, więc zabrałem ze stołu monetę i schowałem do mieszka. Los bywał dla mnie okrutny, ale przynajmniej to okrucieństwo bywało bogate. Dopiero pierwszy dzień bawiłem się we wróżkę i już za wróżbę zarobiłem galeona, heh! Można by to uznać za sukces, wcale nie myśląc o tym, od jak wielkiej mendy otrzymałem ów monetę.
Westchnąłem ciężko i ponownie zacząłem oczyszczać karty. Bardziej namiętnie niż wcześniej, jak gdyby spoczywało na nich gówno, a nie zła wibracja od jakiegoś klienta. Tu tych wibracji było tyle, że sam Flynn zawstydziłby się, zestawiając je ze swoim negatywnymi myślami... Choć, czy ktoś był w stanie pokonać Flynna w jakiejkolwiek dziedzinie? Był naprawdę świetnym nożownikiem, a ostatnio okazał się być również królem spraw beznadziejnych! Byłem zazdrosny o Laurenta, kiedy gdzieś tam był człowiek, który żył i oddychał, być może przechodził gdzieś nieopodal albo był na drugim końcu świata, człowiek, którego Flynn kochał równie mocno co mnie. Przy takim zestawieniu, Laurent Prewett okazywał się być zaledwie irytującym komarem.
Obsłużyłem jeszcze kilka osób, udając radosnego i szczęśliwego, po czym skierowałem swe spojrzenie na scenie, kiedy usłyszałem pierwsze nuty znajomego utworu. Flynn to ćwiczył, ale nie odważyłem się wtedy przerywać mu prób. Teraz wstałem ze swojego miejsca by móc widzieć go w miarę możliwości w pełnej krasie. Patrzyłem i milczałem, chociaż mógłbym wykorzystać chwilę by przejść się wśród zgromadzonych pod sceną osób... W wiadomym celu.
Flynn miał w sobie tak wiele uczuć, tak wiele wrażliwości, że najchętniej to wbiłbym tam na scenę i go porwał w ramiona. Ten ogień jedynie dokładał do siły tej emocji. Musiałem przyznać, że chłopcy postarali się w przygotowaniu tego występu, ale Flynn... Ach, czemu miłość do niego nie mogła być prosta? Czemu los stawiał mnie w tak trudnej sytuacji? Chciałem być dla niego najważniejszą osobą na świecie, a zostawałem zmuszony do tego by być jedną z dwóch tych osób. Jak mogłem się z tym godzić? Wciąż nie miałem odpowiedzi na to pytanie i raczej wątpiłem, czy kiedykolwiek otrzymam na nie odpowiedź. Najwyraźniej zostałem przeklęty i tak to już miało wyglądać moje życie? W samotności albo w trójkącie.
Posiedziałem jeszcze dłuższą chwilę na stanowisku, a kiedy występ cyrku się zakończył, ulotniłem się z kiermaszu. Przekazałem dowodzenie w ręce jednego z członków trupy.

Postać opuszcza sesję
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 25 26 27 28 29 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa