Jedna dobra rzecz tego wieczoru... proszę, proszę... Jedna oprócz kota - Diva siedząca w koszyku, zwinięta teraz w kulkę, powędrowała razem z nim za scenę, gdzie zostali przywołani przez drobną niewiastę. Kotka nic sobie nie robiła z hałasu jarmarku i ogólnie nie bardzo była zainteresowana czymkolwiek - towarzystwo miękkiej koszulki dorwanej od Sebastiana chyba dobrze jej robiło. Klecha dobrze myślał, że zrobienie biznesu z Figgami nie było takim złym pomysłem. Jak widać koty i koszyki szły ze sobą w parze. Upewnił się jeszcze, czy to nie będzie problem, żeby kotka tutaj poczekała, bo mimo, że spała, to nie chciał jej zostawiać zupełnie samej... Podziękował kobiecie za zaproszenie, darując sobie wychodzenie z niskiego poziomu zdradzenia, że nie uważa, żeby miał talenty aktorskie, bo uznał w szybkim strzale, że mijało się to z celem. W końcu jakby chcieli aktorów to by nie łapali widowni, żeby ich wciągnąć do zabawy. Odstawił koszyk na bok i pozwolił się spsikać... czymś. Przyswoił wszystkie instrukcje z uwagą, spoglądając też za palcem kobiety pokazującej, gdzie się wchodzi, wychodzi... i rozglądając z ciekawością, bo niekoniecznie był za sceną cyrkowców, taką plenerową, jaką mieli tutaj. Przy okazji dopytał o muzykę planowaną na to przedstawienie i w trakcie samego odgrywania ról, poprosił o repertuar, żeby spojrzeć na tekst. Przy tym, jak ciężki był to jarmark nawet nie zrobił cierpiętniczej miny, że czymś go pryskają. Jego obawy, że będzie sama, były nieuzasadnione. Bo oto...
- Nora! - Nie podniósł głosu, ale i tak jak na swoją skalę powiedział to trochę głośniej niż zazwyczaj. Uśmiechnął się do niej promiennie, czując ulgę (z jakiegoś powodu, którego jeszcze nie rozumiał), że ją tutaj widzi. - Miło mi cię widzieć, nie widziałem cię na widowni. - Nic dziwnego, w końcu sporo osób się zebrało, żeby obserwować to, co się dzieje. - Laurent Prewett, miło mi panią poznać. - Tutaj zwrócił się Peppy i jak na dżentelmena przystało - ucałował jej paluszki.
Nieco ożywiony tym wydarzeniem nawet z ciekawością spojrzał na Edga, który z poziomu "taki jestem pewny siebie" spadł na "chcę stąd uciec pewność siebie". I to bynajmniej ciekawość nie opierała się o to, że tę pewność siebie stracił. To było akurat smutne. Raczej o jego kostium i o to, co miał zamiar przygotować. Odwzajemnił jego uścisk równie delikatnie. Chyba jeszcze ten szalony Wróżbita nie zdążył tutaj narobić rabanu... ale tylko na niego czekać, jak go tu zobaczy. Czego Laurent wcale nie chciał. Spodziewał się, że nie zostanie tutaj wpuszczony, jak dumnie Alexander się odgrażał... obejrzał się automatycznie za tym człowiekiem, ale nigdzie go nie widział.
Zaś później? Później jego zmysły przyciągnęła muzyka i... występ. Taki występ, że Laurent się prawie całkiem wyłączył i widział tylko Flynna na tej scenie, nie mogąc oderwać za nic od niego oczu.