• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#371
17.06.2024, 14:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.07.2024, 23:47 przez Jonathan Selwyn.)  
Przy scenie

Jonathan oczywiście pojawił się na Lammas modnie spóźniony, a przynajmniej tak zamierzał powtarzać każdemu komu nie chciał się tłumaczyć, że stracił czas na szykowaniu stroju, aż w końcu uznał, że zupełnie zmienię koncepcję i postawi dzisiaj na coś bardziej na luzie.
Na razie to całe święto wyglądało bardzo dobrze. Ludzie się bawili, niektórzy nagle mieli kolorowe włosy, ktoś leżał półprzytomny przy stoisku ze świecami, ale nie wnikał kto. Typowe czarodziejskie święto. No i, co pozytywnie go zaskoczyło patrząc na masowych charakter wydarzenie, ktoś na scenie dawał całkiem niezły popis.  Eh... Gdyby tylko Teatr Selwynów był bardziej otwarty na pokazy z ogniem, bo na razie dyrekcja wykazywała jakąś dziwną i niczym nieuzasadnioną  zachowawczość w tym temacie. Przecież to nie był już 1666 aby wywołać wielki pożar w Londynie!
Szedł przed siebie i rozglądał się za znajomymi twarzami. Nie miał jakiegoś szczególnego pomysłu, gdzie skierować swoje kroki, aż w końcu wypatrzył kogoś z kim i tak miał zamiar dzisiaj pogadać. Uśmiechnął się i przyśpieszył kroku, by podejść do rozmawiającego z Erikiem Longbottomem Anthonym i przyjacielsko, i znienacka, objąć go ramieniem.
– Oh, oto mój magnat win na Lammas, który uparcie broni się przed nieczystymi siłami, jakimi byłoby sprzedawanie dobrego piwa – rzucił, przyglądać się Shafiqowi z szerokim uśmiechem na twarzy, by następnie zmarszczyć brwi i przyjrzeć się nieco uważniej włosom przyjaciela. – Farbowałeś się specjalnie na dzisiaj, czy to tylko te promienie słońca przebijają się jeszcze zza chmur specjalnie po to, by nadać twojej czuprynie złocistych blasków? – zażartował, a następnie puścił Anthony'ego i zerknął z uśmiechem na Erika.
– Eriku, powiedz mi mój drogi, bo jeszcze nie miałem okazji zajrzeć na jego stoisko, czy Anthony posłuchał mojej złotej rady i zgodził się sprzedawać też piwa kraftowe, czy jednak jest uparty w swojej decyzji. Gdzie Morpheus? – W końcu nie kojarzył, by ta dwójka jakkolwiek trzymała się ze sobą, więc założył, że pewnie czekali wspólnie na starszego Longbottoma.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#372
17.06.2024, 15:41  ✶  
Południowe stragany

- Przeniosłem się trochę niżej... na Ścieżki. - Chociaż czy mógł mówić, że w Wiwernie już go nie było? A skądże! Niektóre kąciki nadal były tam jego własne. I ani myślał swojego ulubionego stolika komuś ustępować. Nawet blondyneczkom. - W Wiwernie też siedzę, ale... bliski kumpel otworzył swój przybytek. Taki bardzo bliski. - Miał nadzieję, że Victoria zrozumie o kogo chodzi - Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Tajemniczy jegomość z zębowymi problemami. - Cała ekipa tam teraz się buja. Wzięły mnie ambicje, żeby zagarnąć swój teren... czymś się zająć, wiesz... - Czymś, co nie było robieniem zdjęć. A to zajęcie całkiem dobrze bujało. Przede wszystkim pozwalało działać i skupiać się na wszystkim, tylko niekoniecznie sobie samym. W jego własnym mniemaniu wychodziło mu na zdrowie. Czuł się nieporównywalnie lepiej niż miesiąc temu. Nie wątpił, że Victoria wiedziała, czym Ścieżki są - miejsce, gdzie żaden normalny brygadzista się nie zapuszczał, bo mała szansa, że stamtąd wyjdzie. Jeszcze mniejsza, że ktoś znajdzie jego ciało.

- Czasami sam tego nie wiem. - Mruknął, zastanawiając się nad tym, kiedy oddawał kieliszek kobiecie i jednocześnie odbierał tę butelkę prosząc o jakieś zapakowanie, żeby czasem się przy transporcie nie porozbijało. Nie planował robić tutaj zakupów, z ostatniego Beltane to wyciągnął tylko talię kart. - Raz jest tak, raz śmak. - Wzruszył ramionami, nie mając ochoty tego przetrawiać ani teraz, ani w sumie nigdy. W ogóle nie chciał niczego przetrawiać - chciał utrzymywać swój umysł na pułapie niezastanawiania się nad swoim parszywym losem, najlepiej nie zmieniając niczego i żyjąc sobie w zupełnym spokoooju, po prostu robiąc swoje. A świat wokół niech się zmienia, byle nie chciał zmian od niego. Taka bańka, która nawet nie była mydlana, bo nie mieniła się pięknymi, tęczowymi kolorami.

- Ha! Ay, Maleńka, jasne, że sobie żyły dla nich wypruwasz, więc niech te zjeby też coś od siebie dadzą. Ale po tej wariatce, waszej szefowej, to wszystkiego bym się spodziewał. - Uśmiechnął się cwaniacko. Zabrał butelkę i ruszył z nią do następnego stoiska wolnym krokiem. - Co tam u niej? Niektórzy na Nokturnie robią kurwa zakłady, ile jeszcze wytrzyma... Oooj. - Zatrzymał się i złapał ją szybko, podtrzymując jej ciało, kiedy tak nagle się zwaliła. Niepokój złapał jego grdykę. Zamarł w bezruchu, przyglądając się czujnie kobiecie. - Vika? - Wypowiedział część jej imienia z powagą. Ale kiedy zobaczył, jak idzie i usłyszał jak się wypowiada niewyraźnie... to zaraz głupkowato (i triumfalnie!) się uśmiechnął. - Ojoooj, biedna dziewczynkaa... no już szukamy ławeeczkiii... - Rzeczywiście ją trzymał i pozwalał się jej opierać, kiedy wolnymi krokami wyszedł kawałek z głównego zamieszania stoisk, żeby posadzić ją na ławce. - Zabrać cię do domu? - Wyciągnął fajkę i zapalił, stając przed nią i robiąc odpowiednie wrażenie pod tytułem "niech nikt się nie zbliża, bo wpierdol za darmo". A może powinien za to skasować chociaż pół galeona?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#373
17.06.2024, 17:15  ✶  
Scena

Peppa mu się spodobała. Nie oczekiwał wcale niczyjej sympatii, ani niesamowitych zdolności oczekiwał zabawy, a ona najwyraźniej lubiła się bawić i występować. Jej ruchy dobrze zgrywały się z zakorzenioną głęboko desperacją Flynna - odtrąciła wielkie, błyszczące krucze pióro, a nawet drewniane serce, które to niby wyrwał z własnej piersi. Najpiękniejsza z nich wszystkich, ubrana w te wszystkie koronki, z chłodem bijącym od delikatnych ruchów, spisała się w tej roli... Ha, miał wrażenie, że spisała się w tej roli o wiele lepiej, niż spisałaby się w niej osoba, dla której tę scenę napisał.

Bohater tej historii chciał zostać uratowany, ale oddał już wszystko i nie dostał w zamian nic. Był wcześniej pijawką, która nie ofiarowała w zamian za wyciągnięcie z bagna niczego poza kwiatem, tym razem nie dostawał w zamian nic. Dotknięty drobnymi rączkami upadł tak, jakby panna Potter włożyła w to wręcz za dużo siły i na tych deskach, czołgając się po nich żałośnie, już został. Nie wstał - tę różę wręczył jej drżącymi rękoma, jakby zasługiwała na nią tak samo jak pozostała dwójka, ale przecież tak nie było - ta piękna dziewczyna była tylko marzeniem sennym, czymś, czego nie powinien dotykać i pozostawało nieosiągalnym, poza zasięgiem jego brudnych łap. Nie przyniósł jej róży w zębach, tak jak Laurentowi. Wręczył ją trzymając kwiat na otwartych dłoniach, jak miecz, klęcząc na jedno kolano jak do oświadczyn. A później osunął się w dół.

Wróciły do niego peleryna i szabla, z trudem zadarł głowę do góry, a wtedy ogień zapłonął znów, a w miejscu, gdzie płonął, wysoko nad sceną pojawiły się gołębie Atheny trzymające w dziobach płachtę materiału.

Kto był jego prawdziwą miłością?

Widzowie zaczęli się przekrzykiwać, ale dla tych znających występy Fantasmagorii odpowiedź była oczywista. Gołębie trzymające dolne rogi materiału wypuściły go z dziobów i odleciały, a wszystkim zebranym ukazała się reklama przedstawienia.

Piękna i Bestia
Poznaj historię niesamowitej miłości
leczącej duszę
każda sobota i niedziela
w cyrku Fantasmagoria
Charing Cross Road

Flynn znajdował się za tą płachtą. Dysząc ciężko, ledwo radząc sobie ze stresem, teleportował się w okolice namiotu, gdzie klęknął i od razu złapał się za brzuch. Kiedy muzyka się skończyła, a materiał reklamujący cyrk opadł na deski sceny, była ona pusta. The Edge zniknął - nie ukłonił się. Zamiast niego bawiły się tam dwa maleńkie ogniki zbierające ewentualne oklaski i towarzyszące tam wolontariuszom sprzątającym spopieloną scenografię.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#374
17.06.2024, 17:45  ✶  
Za sceną

Podskoczył razem ze swoim kotem, kiedy rozległo się ciche trzaśnięcie teleportacji - ginęło w tłumie, ale kiedy byłeś wystarczająco blisko to w monotonii dźwięków, szczególnie rozległych oklasków, było to słyszalne aż zanadto. Kotka syknęła wściekle, nastroszyła się - a miała co stroszyć. Jej ogon przypominał teraz puszystą szczotkę do kibla, bądź w ładniejszym porównaniu - szopa pracza. Niestety kotka musiała zaczekać i zająć się sobą. Zajęła. Skoczyła za parapet i stroszyła się dalej, wbijając pazur w ziemię i wydając z siebie ostrzegawczy pomruk, jakby Edge naprawdę miał jakąkolwiek szansę się jej wystraszyć. Sam Laurent zerwał się z tego stołka, aż ten się zachwiał na swoich posadach i przykucnął przy Flynnie, opierając rękę na jego plecach gestem zachęcającym do przytulenia się, umożliwiającym przylgnięcie do kogoś - jeśli tylko tego potrzebował. Dotyk był delikatny, ostrożny, bo nie bardzo wiedział, co właśnie widzi. Przed chwilą pełen pasji tancerz, teraz... teraz co? Czy to wynik stresu i tremy?

- Flynn... - Odezwał się cichy, melodyjnym głosem. - Co się dzieje..? - Szkoda, że nie mam papierosów... Będzie musiał zacząć je nosić. Dla samego siebie przede wszystkim, bo ostatnio odżałowanie ich braku pod ręką bardzo mocno dawało mu się we znaki.

Uniósł głowę i rozejrzał się ponad plecami mężczyzny na namioty. Na to, czy ktoś zwraca na nich uwagę, czy może jednak niekoniecznie. Nie dlatego, że martwił się o jakąś swoją reputację - nie chciał problemów dla Bella, kiedy tamten nawiedzony wróżbiarz ich tutaj, nie daj Matko, zobaczył. Albo w ogóle gdyby ktoś mu naskarżył... Scena to scena, poza nią... to już trochę inna broszka. Tylko czemu Edge był tutaj, a nie na scenie? Nie powinien właśnie zbierać pochwał za swój fantastyczny występ? Laurent nie widział reakcji sceny, ale był pewien, że wszyscy pokochali to, co im pokazał.

- Piękny występ... do głowy by mi nie przyszło, że człowiek może się tak ruszać... ale może to domena karaluchów..? - Spróbował lekko zażartować, nawiązując do tamtego żartu z tarasu. Nie bardzo wiedział, co się dzieje, a bardzo chciał mu pomóc, chwilowo zapominając o wszystkich "ale", jakie powinien żywić.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#375
17.06.2024, 18:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2024, 18:15 przez Brenna Longbottom.)  
CHATEAU DES DRAGONS, potem idę pod scenę

Brenna zbliżyła się do źródła zamieszania akurat, kiedy część uczestników się teleportowała, a część oddaliła z miejsca wydarzenia w inny sposób. Sophie pozbierała się z ziemi, a w tym, że ktoś oglądał Roberta Mulcibera, nie widziała niczego specjalnie niepokojącego, więc teraz ot płakała jakaś nastolatka. Najwyraźniej cokolwiek się tu działo, nie było aż tak poważne.

Och, naiwności.

Chociaż tym razem nie atakował Voldemort.

Ostatecznie Brenna odwróciła się więc do najbliższego stoiska. Nie za bardzo rozumiała, co wina miały wspolnego ze smokami, absolutnie nie znała się na trunkach i nie planowała sama alkoholu pić. Ani tego w butelce, ani broń Merlinie tego serwowanego przez egzotyczną piękność (kto wie, czym je doprawiono, Brenna od ostatniego sabatu była trochę podejrzliwa, i wszędzie na takich stoiskach była gotowa węszyć za zapachem amortencji, a tutaj rozdawano za losy veritaserum... chyba powinna uprzedzić Alastora). Gdy inni już tam stojący dokonali swoich zakupów kupiła jednak butelkę z myślą o ojcu, a potem po prostu skierowała się bliżej sceny. Miała zamiar pójść tam już wcześniej, prosto ze strefy gastronomicznej, ale dźwięki zamieszania skutecznie ściągnęły ją z powrotem do południowych straganów.

Teraz ustawiła się gdzieś nieco dalej, nie pchając się do pierwszego rzędu. Przegapiła wejście na scenę Nory, nie zobaczyła też Laurenta, mignęła jej jedynie Peppa, jedna ze słabej znanych kuzynek. Śledząc finał przedstawienia, za sprawą magii Bellów, przegapiła też i to, że w pobliżu znajdowali się Mabel i Thomas. I drugi Thomas. I Isaack. I bliżej niezidentyfikowana liczba znajomych. A potem została jeszcze, chcąc obejrzeć występ Geraldine.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#376
17.06.2024, 19:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2024, 19:31 przez Bard Beedle.)  
Południowe stragany, Château des Dragons

Intencje krążące po tej kształtnej główce otoczonej aureolą loków były niejasne, ale absolutnie w żadnej mierze, nie chciała ona uczynić ani jemu, ani nikomu tutaj krzywdy. Zaciekawienie mieszało się ze znudzeniem, w sprzeczności pojawiały się wizje, w których nucąc pod nosem sprząta obejście straganu, a wściekle ciska szmatę w kąt i wychodzi szukać szczęścia gdzie indziej. Droga jej przeznaczenia rozdwajała się ciągle, choć teraz, gdy jej się przyglądał widział raczej światło i pozytywne nastawienie do wszystkich.

– To australijski smok, ale co roku pan Anthony Shafiq wybiera innego patrona. Zbiory są odpowiednio modyfikowane, aby oddać ducha danego gatunku. W tym roku pan Shafiq uznał, że potrzeba wnieść trochę światła i nadziei, zakląć letnią magię w butelce tak, aby rozjaśniała mrok czasów, które nastały. – Jej wada wymowy ustąpiła w trakcie opowiadania o tym Leonowi. Oparła się swobodnie o ladę jak rasowa barmanka, gdy tylko kubeczki były uzupelnione.

– Bez degustacji? Pewnie stała klientka. – uśmiechnęła się szeroko do Brenny i tylko na moment spomiędzy zębów wychylił się język, niby w psotnym geście, ale równie szybko co się pojawił to zniknął. Butelka opatrzona etykietą promująca winnice, nosiła z tyłu ruchomą fotografię przedstawiającą winiarza wraz z małym, świeżo wyklutym smokiem opalookim, który był przez niego z czułością głaskany. Zaraz po dokonaniu transakcji uwaga ekspedientki wróciła w całości do mężczyzny, który chciał jej umilić ten straszliwy czas spędzany w usługach i handlu.

– To mój pierwszy rassss... Ale nie czuję powołania. Wolałabym występować o tam... na sssscenie. – przyznała, patrząc tęsknie w kierunku opustoszałej obecnie sceny. Występ akrobaty się skończył i czuła ulgę i zawód w tym samym momencie. Trudno było nosić pod sercem dwie dusze, zwłaszcza gdy druga była tak krzykliwa...


wiadomość pozafabularna
Opis Tahiry
Postać prowadzi: Millie Moody

@Leon Bletchley

@Brenna Longbottom
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#377
17.06.2024, 20:21  ✶  
Za sceną

Nie było żadnych szans, że dałby radę wytrzymać napięcie, gdyby tam został i się ukłonił. Chyba nigdy przez całe życie, nawet leżąc z kimś sam na sam w łóżku i pozwalając ocierać cię mu się ze sobą dusza o duszę, nie był tak skupiony na drugim człowieku jak pod koniec tego (w jego odczuciu) miernego widowiska. Powoli docierało do niego co się stało. Wracał do niego widok wlepionych w niego oczu. Dzieci z mieczykami, Alexandra, tego dziennikarza, masy ludzi których znał i cenił. Gdzieś tam stała Viorica i pewnie się śmiała, kiedy on próbował oddać się muzyce i wyobrażał sobie, że wcale nie znajduje się na Pokątnej, tylko w sypialni domku babci Waughy'ego, gdzie wpatrywała się w niego tylko jedna para oczu. Ta, której łatwo było zaufać. Klęczał tu teraz i trzymał się za brzuch, bo już kompletnie wypadł z roli. Z każdej roli jaką przyjmował. Nie miał na sobie żadnej maski, oprócz tej fizycznej, naklejonej bezpośrednio na jego twarz, żadnej osłony mogącej powstrzymać to jak pokazał Laurentowi na migi, że zaraz się zrzyga, bo nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Czuł się absolutnie, bezsprzecznie i boleśnie wręcz nagi (a o ironio - miał na sobie więcej warstw odzieży niż kiedykolwiek w ich wspólnej historii). Złapał dłonią za jego bark, ale od razu poczuł, że za cholerę się tak nie podniesie. Darował to sobie więc i wstał opierając się o bruk, ale tylko po to, żeby zawisnąć nad ulicznym koszem. Nawet nie spojrzał na tego kota. Nie z braku sympatii do zwierzaków, a właśnie z takiej myśli, że miał prawo na niego posyczeć ze strachu, ale raczej go nie udrapie (bo czemu?).

Pochyliwszy głowę w dół, momentalnie opróżnił treść żołądka, składającą się - kto by się spodziewał - głównie z wypitego alkoholu. Zawirowało mu w głowie, ale nie upadł.

- Dzięki - powiedział nagle, jak gdyby nigdy nic. Miał w kieszeni z dwadzieścia dowcipów z serii „bo na tobie jeszcze nigdy nie skakałem”, ale nie miał w tej chwili odwagi... I dobrze, jakby Alexander to usłyszał, Laurent pewnie straciłby możliwość chodzenia i do końca życia musiałby otrzymywać posiłki przez słomkę. A później po prostu oboje by zdechli, bo Alexander dowiedziałby się, że przez tę słomkę karmi go Flynn.

Podniósł głowę, wycierając usta o ten absurdalny płaszcz, który i tak zdjął z siebie już teraz. Razem z maską. Szumiało mu w głowie i nie do końca pamiętał po co Prewett tutaj był...?

- Ah... Pierścionek. Mam dla ciebie pierścionek - przypomniał sobie głośno.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#378
17.06.2024, 22:45  ✶  
Południowe stragany

Zamruczała pod nosem, dając Saurielowi znak, że słucha go i jest myślami przy nim; bo faktycznie słuchała, chociaż niekoniecznie miała coś sensownego do powiedzenia. Po prostu przyjęła do wiadomości jego odpowiedź. Wiedziała, czym są Podziemne Ścieżki. Cholera, jedno z jej wspomnień oscylowało wokół ścieżek, że wszyscy jej bliscy czy znajomi wyjechali z miasta albo przenieśli się na ścieżki. Wiedziała też, o jakim bliskim kumplu mówił Sauriel, no mógł mówić tylko o jednym, chyba, że to kolejna rzecz, jakiej nie wiedziała o tajemniczym Rookwoodzie (wszak dzisiaj poznała jego dwie znajome, o których wcześniej nie usłyszała ani jednego napomknięcia, nie tak?).

– Czyli to tym się zajmuje? – szukała jakby potwierdzenia dla swoich myśli, czy to o tego kumpla chodzi… – Cała ekipa? – powtórzyła za nim, no bo… co ona wiedziała o jakiejś ekipie? Nic. Zawsze słyszała tylko o Norze, o Fergusie, o tym, że był w kurwę sam, że nie miał na kogo liczyć. Chyba zupełnym przypadkiem postanowił jej „przedstawić” Stanleya, którego już oczywiście znała, tylko nie wiedziała, że się przyjaźnią. Tak czy siak, czuła taką swędzącą chęć, by unieść dłoń i pogłaskać go czule po policzku, dać znać, że go słucha, że słyszy, że myśli o tym, co mówi. Zwłaszcza o tym „czymś się zająć, wiesz…”. – Wiem – powiedziała cicho, miękko. Wiedziała, przecież dlatego wychodziła z siebie, żeby znaleźć mu jakieś zajęcie po tej niechlubnej, nieudanej (na całe szczęście) próbie. I dlatego przecież nie pytała, nie zagajała tematu, dając mu zagoić rany… Ale kiedyś pewnie będą musieli porozmawiać? O ile Matka na to pozwoli, jeśli da jej czas i nie rozłączy ścieżek, jakimi kroczyli, bo powinni porozmawiać o tym co się stało, co do tego doprowadziło, dlaczego. Zagłuszanie może i działało dobrze – na krótką metę. Ale później… Później wszystko wracało i dawało takiego kopniaka, że… Że chciał ze sobą skończyć. To wcale nie wyszłoby nikomu na lepiej.

– Głuptas – zdołała mu tylko powiedzieć, gdzieś tam rejestrując resztę wypowiedzi. Raz tak, raz siak… Ale to przecież nie było dobre. Nie mogło być dobre. Pogrążanie się w tych odcieniach szarości, malowanie nimi swojego świata. A ta nadzieja gdzieś tam ciągle była i czekała, aż ją w końcu odkryje, podniesie tę poduszkę, którą docisnął do niej, by zasłonić jej światło i pogrążyć się w tej ciemności, pozornie tylko miłej. Przecież pamiętała, jaki wydawał się być rozluźniony, szczęśliwy niemal, gdy zorganizowała dla niego całe wyjście w dzień na łąkę, by mogli (by on mógł!) pooglądać zaćmienie słońca.

– Moody jest w porządku – odparła, bo akurat lubiła swoją szefową. Była konkretna, owszem, od czasu Beltane zachowywała się dziwnie, ale ostatecznie… ona też miała swojego szefa. Rozumiała, że to nie od Moody zależało wiele spraw (choć dużo akurat tak), jak na przykład ilość patroli na Beltane i to, że ludzie byli przydzieleni nie tam gdzie trzeba, czyli na sabacie – to zdaje się nie do końca leżało w gestii Moody czy Bonesa… oni dostali wytyczne z ilością ludzi. Ale to Moody przyklepywała jej wnioski o urlopy, jak na przykład ten na wyjazd do Afryki. Jakby wrzucili tutaj wiecje ludzi i nie dali jej urlopu, to jednak zrobiłaby o to raban… Jakkolwiek uważała Harper za dobrą szefową, to każdy miał swoje granice. – Ale też ma urwanie głowy po Beltane. Wszyscy mamy – nie musiała mu tego mówić, przecież to WIEDZIAŁ. WIDZIAŁ to na własne oczy, a niedługo miał się przekonać na własnej skórze, gdy Victoria pośle do niego na szybko napisany list i zniknie na… dzień? Dwa? Nie zdążyła mu jednak odpowiedzieć na te zakłady, ani nic więcej, bo…

Bo wiadomo.

Oczywiście nie dostrzegła tego ucieszonego uśmieszku Sauriela i po prostu polegała na nim, że ją odprowadzi do jakiejś wolnej ławeczki, a ona skupiała się bardzo na tym, żeby nie wypuścić koszyka, żeby iść prosto… żeby po prostu iść. Złapała się koszuli Rookwooda i puściła go dopiero, gdy usadził ją na ławce. Starała się delikatnie odłożyć koszyk na miejsce obok niej, a Kwiatuszek za chwilę ciekawsko wystawił łebek i położył łapki na krańcu koszyka.
[a]Pokręciła głową w zaprzeczeniu i pomyślała sobie, że to był chyba błąd.

– Nie, nie… Posiedzę sobie… przejdzie. Wypiłam wcześniej wino – przyznała się nieśmiało. Błogo nieświadoma, że Sauriel myślał o tym, żeby skasować ją na hajs. A ona ani chwili nie myślała, żeby z niego zdzierać kasę, kiedy zbierała go pobitego i rannego z Pokątnej do swojego mieszkania po tym, jak po przyćpano. Pewnie przykro by jej się zrobiło. – Ale jesstem żałossna – mruknęła, patrząc na swoje dłonie, gdy tak siedziała, usiłując siłą woli zmusić swoje ciało do współprac y i szybkiego dojścia do siebie. Ale na pewno już nic dzisiaj nie wypije. Ale żałosna była – żeby jeden kieliszek tak jej uderzył do głowy… I siedząc tu nawet nie wiedziała kiedy skończyło się to przedstawienie na scenie.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#379
17.06.2024, 23:19  ✶  
Za sceną

Zanim jakaś kolejna błyskotliwa odpowiedź zrodziła się w jego głowie to była potrzeba działania. Zawsze tak funkcjonował. Działanie. W sytuacjach krytycznych należało działać, wziąć panowanie nad sytuacją w swoje ręce. Tutaj ciężko było nad tym panować. Nie wiedział, co opętało Flynna, ale "stres" było pierwszą sugestywną odpowiedzią. Osoba, która była na scenie... ale może coś się na tej scenie wydarzyło, kiedy nie patrzył? Przesunął się obok niego, żeby pomóc mu chociaż trochę - chciał mu pomóc podnieść się z tych kolan, ale to chyba niewiele pomogło - wbrew temu, jaki smukły był Flynn to swoje ważył. I to naprawdę SPORO jak na marne ramiona Laurenta. Więc zamiast próbować go podnosić po prostu poszedł obok niego i złapał jego roztrzepane włosy, zaciągnął je do tyłu, żeby ich nie zarzygał. Chociaż sam odwrócił wzrok, bo już mu się niedobrze zrobiło i wstrzymał odruchowo oddech. A kiedy już przestało go zginać i szarpać to faktycznie spróbował go trochę złapać, żeby mógł się na nim podeprzeć i odciągnąć go od tego kosza, żeby nad nim nie wisiał... Woda..? Rozejrzał się z jakąś nadzieją, że będzie tutaj jakiś stolik dla występujących czy cokolwiek... byle nie wódka ani nic takiego. Tego chyba temu panu wystarczyło.

- Zaczynam widzieć schemat - wymiotowanie u mojego boku... - Tak, znowu chciał zażartować, wyrzucając tę myśl ze swojej głowy, ale powiedział to nieco nerwowo. Podstawił mu ten stołek, na którym siedział, pod ramię, żeby się na nim oparł i może niekoniecznie leżał tu plaskaczem na tej brudnej ziemi... chociaż chyba jemu już niekoniecznie cokolwiek przeszkadzało. Przynajmniej wyglądał na człowieka, który swój najgorszy problem wypluł właśnie z żołądka. Spojrzał na niego ze zmartwieniem i troską. - Jest tu gdzieś woda? Mam tu jedną... ale nie jestem przekonany, że nadaje się do picia. - Wyciągnął z koszyka butelkę z wodę BŁOGOSŁAWIONĄ PRZEZ MATKĘ (cokolwiek to znaczyło). Laurent był religijny, uważał, że nie da się zaprzeczyć istnienia Matki, ale niekoniecznie przykładał wielką wagę do samych instytucji. Odkręcił butelkę... pachniała jak zwykła woda. Spojrzał z powątpieniem na Flynna i wyciągnął butelkę do niego - szklaną, piękną, zdobioną. - Możesz sobie chociaż przepłukać usta... - Bo posmak rzygów zawsze był paskudny, a już szczególnie po alkoholu. Tym nie mniej spodziewał się tego, że może też tę wodę wypić.

- Mówiłem ci, żebyś mi go nie oddawał. - Lekka irytacja pobrzmiała w jego głosie, odetchnął ciężko, z tą frustracją wybijającą się z tego dźwięku. Sam natomiast wyciągnął opakowanie ślicznych pralinek. Kucnął przy Flynnie i wyciągnął je dla niego. - Co prawda były bez okazji, ale fani mają zwyczaj wręczania kwiatów i łakoci swoim ulubionym artystom za piękne występy. - Uśmiechnął się ciepło.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#380
18.06.2024, 03:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.06.2024, 03:23 przez Ambrosia McKinnon.)  
stoisko kowenu

- Hm, słyszałam, że ciekawie się działo na Lithcie. Moja przyjaciółka tam była i mówiła, że wessało ją gdzieś i kazali jej zszywać niebo? - zmarszczyła delikatnie brwi, próbując przypomnieć sobie, co dokładnie na ten temat mówiła Lorraine. - Dziwnie mi to mówić, ale nawet jako komuś, kogo matka nosi nazwisko Trelawney, trudno w to uwierzyć - pokręciła głową, sięgając rękoma po jeden z wyłożonych kalendarzy i kartkując go pobieżnie. Ale kiedy doszła do czerwca, uśmiechnęła się, z niedowierzaniem kręcąc znowu głową. Odwróciła zdjęcie w stronę Sebastiana, tak jakby ten wcześniej mógł przegapić ten drobny detal. - No no, z takimi zdjęciami w kalendarzu to się nie dziwię, że potężny utarg dzisiaj zbijacie. Uważajcie, bo jeszcze się rzucą na was samotne kobiety, chcące połączyć z wami i w wierze i w związku małżeńskim - uśmiech może był odrobinę złośliwy, ale Ambrosii nietrudno było sobie wyobrazić, że ktoś kupuje taki kalendarz nie po to by zaznaczać sobie plany na kolejne dni tygodnia, a rysować serduszka dookoła twarzy co przystojniejszych kapłanów.

- Nie szukam niczego konkretnego, ale w sumie modlitewnik nie brzmi źle. Mój stary trochę się już rozpada i niedawno przyklejałam w nim kartki. O i w sumie jak tak mówisz o koszulkach to... może ta? - po chwili zastanowienia wskazała palcem na jedną która dumnie głosiła W imię Pani Księżyca. Ambrosia była prostym człowiekiem i kiedy widziała księżyc, rzucała się na to prawie za każdym razem.


she was a gentle
sort of horror
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 36 37 38 39 40 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa