- Praca pod przykrywką – odparła bez mrugnięcia okiem, i było oczywiste, że żartuje, bo przecież gdyby pracowała pod przykrywką nigdy by się do tego nie przyznała. – Niestety, wytłukłam zapasy takich, bo jeszcze brat postanowiłby mnie nimi spryskać.
Kolorowy strój Prewettówny faktycznie stanowił pewną wskazówkę, chociaż to i udzielona przez nią odpowiedź tylko trochę ułatwiały zadanie Brennie, która w końcu nie znała absolutnie każdego zapachu Potterów. Po sekundzie zawahania obróciła się do tych perfum dość drogich, ale nie z najbardziej ekskluzywnej linii - Prewettowie nie bywali biedni, ale dziewczyna była młoda, jej ojciec nie żył, Basilius zaś zdawał się z pensją uzdrowiciela radzić sobie bardzo dobrze, jeśli miałaby jednak zgadywać, pieniędzmi szastał przede wszystkim w kasynach.
- Piżmo, cytryna, jaśmin, hiacynt, baza drzewna. Zapach lekki, ale ożywczy, energiczny. Odrobina magii, tuż po użyciu niweluje zmęczenie, przez jakąś godzinę. Efekt się nie kumuluje - powiedziała, wskazując jedną z kolorowych fiolek. Zapach był subtelny, ale Brennie jakoś do tego kolorowego, delikatnego ptaszka, strojącego się w barwne biurka, choć ledwo wyfrunął z gniazda, nie pasowały te cięższe wonie, a i te bardziej drapieżne nie byłyby jej pierwszym wyborem. Może, pod pewnymi względami, pozostały w Brennie jakieś nuty konserwatyzmu czy naiwności, mimo wszystkiego, co oglądała w pracy i co przyniosła ich światowi wojna. – Jeśli zależy ci na czymś mocniejszym, tutaj mamy Pokusę: orientalno – waniliowy zapach, bardzo lubiany przez nasze klientki, bogata kompozycja łączy nie tylko wanilię, ale też nuty kwiatowe, cytrusowe i drzewne, mamy tu zapachy cytrusów, róży, jaśminu i drzewa sandałowego. Jeśli szukasz czegoś nietypowego… tu mamy orientalny zapach, zawierający paczulę, ambrę, kolendrę, marakuję i bergamotkę. Bez magicznego efektu – wyrecytowała Brenna, po kolei używając testerów na wąskich paskach. Mimo zaklęć, mających zapewnić odpowiednią wentylację, te wszystkie zapachy zaczynały ją już trochę przytłaczać, i zastanawiała się, jakim cudem mama i Tedy są w stanie spędzić tu cały dzień, podsuwając klientom kolejne propozycje.
A potem jej wzrok skupił się na Basiliusie, który przyglądał się ofercie męskiej.
– Ten ma prawie niewyczuwalny zapach, wyczuwalne cedrowe nuty, ale niweluje odrobinę inne wonie, na przykład… detergentów, leków czy eliksirów – powiedziała, wskazując jedną z buteleczek w błękitnym opakowaniu. Nie była pewna, czy to dobry zapach dla rozsądnego mężczyzny, który lubi udawać powagę i ukrywać błyski złośliwości w ciemnych oczach, ale zdawało się już dobre dla kogoś, kto nie chciał pachnieć szpitalem, a spędzał w nim wiele czasu. Wprawdzie perfumy nie mogły zniwelować wszystkiego i nie radziły sobie z zapachem czarnej magii, wciąż jednak efekt był zauważalny. – Jeśli szukasz czegoś bardziej klasycznego, polecam wodę toaletową o drzewno – korzennym zapachu, podstawa to nuty drzew, przełamane odrobiną zapachu jabłka i cynamonu. Z mocniejszych zapachów Eros, mięta, cytryna, zielone jabłko, bursztyn… – wyrecytowała, zapominając o geranium i fasoli tonka, matka pewnie nie byłaby w tej chwili z niej ani trochę zadowolona.
Na szczęście lub nieszczęście wewnątrz namiotu nieświadoma była toczącej się parę stoisk stąd szarpaniny - wrzaski i oskarżenia tonęły w ogólnym gwarze, przynajmniej na razie, Brenna więc spokojnie podawała Basiliusowi testery, zamiast biec sprawdzić, co się tam wyprawiało.