• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#71
11.10.2024, 18:09  ✶  
Reakcja na opuszczających nas Brennę i Atreusa. Razem z Eden rozmawiamy cicho, spacerując we dwie pośród gości. Kierujemy się okrężną drogą w bliską okolicę Fortinbrasa Malfoya.

Sama przed sobą nie chciała przyznać się , że poruszyły ją zasłyszane plotki, ale kiedy poczuła na sobie karcący wzrok Eden, zrozumiała, że to palące uczucie w piersi to nie gniew – tylko rozpacz. Nie drgnęła pod spojrzeniem kuzynki, ale jej serce zatrzymało się na kilka długich chwil.

"Byłaś olśniewająca."

Lorraine rozpromieniła się.

– Dziękuję – wyszeptała, ściskając lekko dłoń Eden. Na krótką chwilę zapomniała o troskach.

Na komplement Brenny odpowiedziała bardziej wyważonym uśmiechem. Pochlebstwa – bezwartościowe, choć przyjemne – nie przywiązywała do nich większej wagi, chyba, że chciała dociec, czemu miały służyć. Odwróceniu uwagi? Cóż, nie umknęło jej zakłopotanie Longbottom – zbyt była zaprawiona w salonowych potyczkach, by nie wyczuć dziwnego napięcia między nimi, choć kobieta zachowała godne podziwu opanowanie. Doceniła to. Nie była to ta popędliwa Brenna, którą pamiętała ze szkoły. Każdy, kto umniejszał Szekspirowi, był w jej oczach, co prawda, dyletantem, ale Lorraine nie mogła przecież powiedzieć na głos, że Longbottom nie ma gustu – nie po tym, jak przyjęła z ust kobiety pochwałę na temat koncertu. Kiedy Brenna opisała swoje wrażenia czytelnicze, uśmiech Lorraine nabrał delikatnie protekcjonalnego sznytu, ale słowa zdawały się szczere.

– Nie pozostawił cię jednak obojętnym – odpowiedziała z rozmysłem. – Czy nie to jest najważniejsze? W książkach – w sztuce – w życiu?

Kącik ust drgnął jej lekko, kiedy Brenna – w ślad za Atreusem – wymówiła się niezbyt zgrabnie z dyskusji. Lorraine nie chciała przyznać przed samą sobą, że ją to ubodło. Wiedziała, że to niedorzeczne, ale miała wrażenie, że wszyscy od niej uciekają. Czy pachniała jak powiędła żałobna wiązanka? Zamiast Ondyny – gnijąca topielica z martwymi oczami? Taką mnie widzisz?, pytała Baldwina, kiedy malował ją umarłą. Miał rację, pomyślała, z trudem powstrzymując się od szukania kuzyna wzrokiem w tłumie. Wcześniej obdarzyła przecież Bulstrode'a pustym spojrzeniem, jej oczy zmartwiały, gdy się odezwał: kłamstwa Atreusa były równie staranne, co kamuflaż. "Mam wrażenie, że znalazłyście się tutaj tylko przez Longbottom." Jeżeli takie odniósł wrażenie, nie zamierzała go psuć, zignorowała więc te słowa. Widok nowej kobiety u jego boku nie wydawał się Lorraine niczym zaskakującym, aczkolwiek fakt, że była to Brenna Longbottom skłaniał do głębszych rozważań. Ale dziś, Lorraine stwierdziła, że pomyśli o tym wszystkim jutro. Jutro, które miało tę cudowną właściwość, że bardzo łatwo zmieniało się w nigdy, zwłaszcza, że miała na głowie poważniejsze problemy.

Zadziwiające, jak mało czasem rozumiesz, choć widzisz więcej ode mnie, Atreusie, pomyślała, skupiając spojrzenie na Eden. Nic nie mogło ukoić żalu z powodu nieobecności Maeve, ale była szczęśliwa, że przynajmniej ubóstwiana kuzynka zaszczyciła wydarzenie. To na jej aprobacie zależało Lorraine. Bo Lorraine nie była tutaj dla Brenny czy Atreusa, tylko dla Eden.

Przysunęła się bliżej kuzynki, tak, by mogły razem iść pod rękę. Pogrążone w cichej rozmowie, zachowując niewielki dystans od reszty gości bankietu, szły. Powoli.

Tak, żeby wszyscy widzieli. Zwłaszcza trzy wiedźmy Parkinson. Zwłaszcza one.


Tak, żeby wszyscy mieli świadomość, że Lorraine jest – i zawsze pozostanie – Lorraine Malfoy, pomyślała, niespiesznym krokiem kierując się z kuzynką w okolice grupki otaczającej stryja Fortinbrasa, na którego Eden postanowiła tego wieczoru mieć oko.


Yes, I am a master
Little love caster
Cień Prokrusta
the stronger becomes
master of the weaker
187 cm wzrostu, blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany elegancko, od linijki, głównie w beże, brązy i błękity. Pachnie subtelnymi, cytrusowymi perfumami. Rzadko pokazuje emocje, mówi szybkim, oschłym monotonem. Porusza się spokojnie, dumnie i sztywno.

Desmond Malfoy
#72
11.10.2024, 22:51  ✶  
Widownia, z Calanthe, Severine, Baldwinem i Oleandrem (+ Hrabią i Camille).

Później odchodzi z Calanthe w kierunku wernisażu.


Z pewną satysfakcją patrzył, jak Baldwin przewraca oczami - musiał pojąć drwinę kryjącą się za jego komplementem. Na następujące po tym wulgarne żądanie zareagował jednak szokiem; nerwowo sięgnął wzrokiem do stojącej obok Lorraine, która na szczęście natychmiast zainterweniowała. Cóż, powinien przywyknąć już, że kuzyn częściej niż rzadziej nie bywał w stanie ukryć swojego nieokrzesania. Miał nadzieję, że półwiła zapamięta ten faux pas na długo.
– Naprawdę – szepnął do Calanthe, ostrożnie gładząc kciukiem jej dłoń, wciąż splecioną z jego własną. – Przykro mi. Że on musi być taki. Przy tobie.

Jego uwagę odwróciło pojawienie się Oleandra, którego przywitał pierwszym tego wieczora szczerym uśmiechem. Dało się poznać jego szczególną naturę po tym, że wyglądał bardziej jak grymas bólu, niż radości.
– Podobało – odparł tylko, szczędząc słów, bo wiedział, że każde wypowiedziane zbyt pochopnie może wzbudzić w przyjacielu niepokój. Przez lata zdążył przyzwyczaić się do tego, że z pewnego, teraz już całkiem oczywistego, powodu Oleander wyjątkowo cenił sobie jego opinię. Wręczże - przeceniał ją. – Będziemy musieli. Porozmawiać. Później.
"Mam kilka pytań" - chciał dodać, ale zaniechał. Brzmiało to trochę zbyt wieloznacznie, jakby miał jakieś wątpliwości wobec jego występu. Przede wszystkim pragnął zasugerować mu spotkanie na osobności.

Nie umknęło mu to, że Crouch subtelnie zmusił go do pozostania na widowni. Zastanawiał się, czy starał się powstrzymać go od picia alkoholu. Nie był w stanie jednak wystarczająco dobrze przyjrzeć się jego oczom, bo do rozmowy włączył się kuzyn, którego słowa raz jeszcze wykręciły mu żołądek w intensywnym zażenowaniu.
– Baldwin – burknął jedynie, nie mogąc nadążyć za eskalującą sprzeczką.
Jakże miał ochotę przypomnieć mu, że w ich grupie to właśnie on był jedyną osobą, która dopuszczała się spółkowania z ladacznicami wątpliwego pochodzenia. Nie ośmieliłby się jednak zrobić tego teraz, gdy wokół było tyle obcych uszu. Wygarnie mu to później i zdecydowanie nie przy Calanthe - ona nie powinna słyszeć takich rzeczy, bo już nigdy nie spojrzy na brata z miłością. Niektóre grzechy były zbyt paskudne, żeby o nich zapomnieć.

Bezwiednie cofnął się o pół kroku, kiedy Hrabia wraz z Camille podjęli rozmowę z Oleandrem. Nie zamierzał stawać na jego drodze do sławy, nie miał też siły na towarzyszenie mu. Zacieśnił uchwyt na palcach kuzynki i uśmiechnął się uprzejmie do Delacour.
– Oczywiście – powiedział sucho, jakby od jego decyzji zależało cokolwiek.

Skupił wzrok na Calanthe.
– Jeśli wolisz wystawę. To dobrze. Wystawa – odparł, skinąwszy głową. – Mam nadzieję. Że będzie bardziej. Taktowna. Niż jej twórca.
Nie miał szczególnej ochoty na dalsze interakcje z Baldwinem, ale wiedział, że nie przepuści on okazji na prezentowanie swoich obrazów, dlatego postanowił całkiem bezpośrednio zasugerować mu, żeby nareszcie postarał się podciągnąć swój poziom do tego, który prezentowała reszta artystów uczestniczących w evencie.

Prowadząc Calanthe za rękę, udał się wtedy ku tryptykowi Baldwina. Po drodze ściągnął z tacy kelnera po kieliszku białego wina dla siebie i dla kuzynki.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#73
11.10.2024, 23:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2024, 12:26 przez Dearg Dur.)  
Większość gości i artystów znajduje się obecnie w części: Bankiet.

W pewnym momencie Raphaela Avery wzniosła głośny toast: Eviva l'arte!, zachęcając wszystkich do wypicia wina ku chwale sztuki.

  • Ministra z Alexandrem Blatchey'em rozmawiają z Atreusem Bulstrodem. Odszedł od nich młody towarzysz kobiety i poszedł w kierunku Sceny.
  • Ciotki Parkinson są zbite w grupie i rozmawiają ze sobą o czymś ściszonymi głosami obserwując małe subtelnie przechadzające się pannę Malfoy i panią Lestrange
  • Fortinbras Malfoy rozmawia nieprzerwanie z synem Theseusa Burke, a Szef Departamentu Skarbu odchodzi w stronę swojej żony i Eleonory Malfoy.
  • Żona Theseusa Burke wychodzi mu na przeciw. Opowiada głośno o jej wrażeniach z koncertu, zachwycając się Oleandrem Crouchem, na widok męża wskazuje na młodego pianistę namawiając go do objęcia nad nim mecenatu.
  • Beatrice Crouch podeszła do Eleonory Malfoy i próbuje wykorzystać roszadę, żeby z nią porozmawiać.
  • Lauretta Selwyn rozmawia z Isaac'iem niedaleko harfy i próbuje od niego odejść w stronę Beatrice i Eleonory.
  • Raphaela Avery pod rękę z Enzo Remingtonem rozmawia o obrazach przy grającej harfie z Morpheusem Longbottomem i Jonathanem Selwynem.
  • Lorraine Malfoy i Eden Lestrange przechadzają się w kierunku Fortinbrasa i Burke'a juniora.
  • Calanthe, Desmond i Baldwin idę do wernisażu Baldwina.
  • Camille Delacour i Hrabia rozmawiają z Oleandrem.
  • Brenna Longbottom podchodzi porozmawiać z jedną z funkcjonariuszek Brygady Uderzeniowej stojącej na granicy namiotu Bankietowego.
  • Jessie Kelly, Rita Kelly przychodzą w stronę namiotu Bankietowego i z odległości obserwują rozmawiających Oleandra, Camille i Hrabiego.

Brenna


– Wiesz jak to jest, każdy z każdym – mruknęła kobieta o krótkich czarnych włosach. Była wzrostu Brenny, nie patrzyła na nią kiedy mówiła, tylko czujnie obserwowała zebranych. Normalnie smród magitechnologii, który jej towarzyszył został teraz sprany na rzecz szarego mydła. Prezentowała się dobrze, chociaż zdecydowanie wolała towarzystwo mechanizmów i zaczarowanych pułapek, niż ludzi. – Z tą Avery to w ogóle heca, do końca nie było wiadomo, czy przyjdzie, czy nie przyjdzie. – przyznała. – Erik? No co Ty. Odprawa raz, dwa, bez zbędnego pierdolenia. Z resztą, umówmy się, co się może stać? Jedna baba drugiej babie chluśnie przez ryj wińskiem, ktośtam się zmieni w szarżującą kapibarę... – jej twarz uśmiechnęła się kpiąco, gdy wzrok ześlizgnął się po plecach Atreusa. – Dzięki za wodę, ogarniam. Wiesz, serio nie powinnyśmy rozmawiać, jesteś tu dla rozgrywki, a nie w robocie.
 

Issac


Postawa Lauretty nie zmieniła się ani o jotę, jej uśmiech lśnił sztucznością, a kolejne słowa zdawały się niemalże odczytaniem encyklopedycznej notatki:
–Tak, to było wymagające. Przywykłam do tańca na deskach teatru, grunt jest dość... miękki, ale czego się nie robi, by wypełnić zlecenie pani Avery. Cała koncepcja była doskonale spójna, współpraca z Lorraine Malfoy układała się wybornie, to wspaniała artystka. Duża wrażliwość – urwała, wyraźnie niechętna do dalszej rozmowy. – Proszę wybaczyć, zaraz do pana wrócę – powiedziała kurtuazyjnie i odwróciła się w kierunku Eleonory i Beatrice z zamiarem odejścia do kobiet.

Enzo, Morpheus i Jonathan


Oczy Avery lśniły radością.
– Ależ tak! Ależ oczywiście. Ależ cudownie! – niemal zaklaskała w dłonie. – Zaraz spiszę wszystkie niezbędne dokumenty, wypijmy za to. Eviva l'arte! – pochwyciła kieliszek z musującym winem wznosząc toast na cały namiot Bankietowy i wypiła duszkiem wino, wywołując na swojej twarzy lekki rumieniec. – Bardzo dziękuję panie Selwyn, bardzo się martwiłam, że nie udźwignę ciężaru, nie wejdę w miejsce cioci tak prędko. Ale na scenie... poczułam to. Poczułam inspirację elfiego dworu. Niesamowite uczucie! – szczebiotała, patrząc co chwila po swoich rozmówcach, ale najwięcej czasu poświęcając Enzo, którego skroń lśniła teraz laurem. Jej pierś prężyła się rozpierającą ją dumą.

[+]Morpheus
Mgła rozwiewa się i widzisz twarz ministry otoczoną czarnymi piórami. Dotyka swoich policzków, naciąga je z niezadowoleniem i krytycyzmem, a potem wyciąga do przodu palec. Widzisz jak symetrycznie zbliża się dłoń, ku dłoni, palce do palców i rozumiesz, że obserwujesz srebrzystą taflę. A potem opuszek nie dotyka tafli... tylko przechodzi dalej pozostawiając okrągłe pulsujące fale, jak wzburzona rzuconym kamieniem woda.
[+]Jonathan
Płynące od Avery nici lśniły jak jej oczy ekscytacją. Dostrzegasz płynące prądy życzliwości ku sobie i Morpheusowi, oraz zabarwioną czerwienią rodzącego się uczucia z Enzo, przy czym jej połowa jest zdecydowanie bardziej intensywna w swoim wyrazie. Nie dziwi Cię również, że nić płynąca od Morpheusa do młodej gospodyni wydarzenia również niesie posmak erotycznego zainteresowania jej osobą.
Tura została przedłużona i trwa do 18.10 (piątek) godz. 23:59. Najbliższy post od NPC 13.10.

Eden, Lorraine oraz Erik przysługują Wam rzut 1x Percepcja na podsłuchiwanie rozmów gości. Erik masz dodatkowy rzut dla swojego oddziału.
Ministra Magii
rozczarowania należy spopielić
a nie balsamować
Przepiękna kobieta strojąca się w dość nietypowe jak na pełnioną funkcję szaty. Nadrabia to „mądrymi oczami”. To Ministra Magii. Znasz ją z pierwszych stron czarodziejskich gazet.

Eugenia Jenkins
#74
11.10.2024, 23:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.10.2024, 21:21 przez Eugenia Jenkins.)  
Rozmowa między królową Tytanią, a jednym z jej elfich poddanych zniknęła, gdy tylko Bulstrode podszedł bliżej, nim jeszcze otworzył usta, by usłużnie przeprosić, za to, że przeszkadza.

Kobieta uniosła wysoko doskonale wyprofilowane czarne brwi, jej ciemne oczy błysnęły ostrzegawczo. Strój z bliska uwodził detalem - na ciemnym fiolecie atłasu, dodatkowa warstwa koronki układała się w obraz tańczących ze sobą nagich elfów, które przekazywały sobie wieńce i jabłka. Jej kołnierz lśnił srebrem, podobnie jak korona zdobiąca wysoko tapirowany kok. Zdawała się wyższa, choć może to była też kwestia obcasów skrytych pod długą i ciężką suknią. Palce dociążone diamentami powędrowały do ust w niemym pytaniu, gdy odwróciła się do zachmurzonego obecnie Alexandra Bletchey'a, któremu najwidoczniej nie było w smak - trzeci przy stole. Młodego Yaxleya pijącego za nimi oboje traktowali, jako mało istotny dodatek. Jemu też to najwidoczniej nie robiło, choć ewidentnie rozglądał się zblazowanym spojrzeniem po zebranych, nieco dłużej zawieszając oko na przemieszczających się kuzynkach Malfoy.

– Pójdę się przejść – powiedział zza ich pleców i nie czekając na odpowiedź, wsunął ręce głęboko w kieszenie i ruszył w stronę opustoszałej publiczności i brzegu jeziora, zabierając ze sobą kolejny kieliszek.

Tymczasem Szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów pochylił się ku Eugenii Jenkins i szepnął jej kilka słów umykających percepcji otoczenia. Jej twarz wyraziła zaskoczenie, usta ściągnęły się w milczącym "doprawdy?", by znów uwagą powrócić do intruza i podjąć lekkim tonem.

– Występy były wspaniałe. To takie cudowne, że mimo czasu niepokoju wiedźmy i czarodzieje nie zapominają o sztuce, o tym, po co walczymy o lepsze jutro. – krwisto czerwone usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu godnym okładki Proroka Codziennego. – To szczęśliwie nie sabat, a małe, kameralne przyjęcie na zaproszenie. Nikt raczej tu nie rozerwie osnowy rzeczywistości – zachichotała wyraźnie rozbawiona tym wybornym żartem. – Toć nie będziemy taką drobnostką zaprzątać głowy... aurorom...? – zawiesiła głos odwracając się ku Blechteyowi, jakby szukała u niego potwierdzenia, czy dobrze usłyszała przed chwilą, że rozmawia z aurorem, by na ledwie widoczne kiwnięcie znów uśmiechnąć się urokliwie do swego rozmówcy, mocząc usta w czerwonym winie. – A pan? Czy zdecydował już, kogo obejmie mecenatem? – wzrok na moment ześlizgnął się po skroni mężczyzny zdobionej przez złoty laur.

[+]Atreus
Aura Jenkins jest czerwona i szaro-brązowa, o lśniącym, rdzawym poblasku.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#75
11.10.2024, 23:41  ✶  
Rozmawiam z Burke, zerkając za odchodzącym od reszty imprezy Yaxleyem

– To zależy, czego się w książkach szuka. Ja chyba odrobiny zapomnienia i bohaterów, którzy mnie zaintrygują.
Pochwała była odruchem, szczerym zresztą. A reszta… Brennę niezbyt obchodziło, czy ktoś uzna ją za dyletanta, protekcjonalne uśmieszki też niewielkie miały dla niej znaczenie – patrzono na nią w ten sposób zbyt często, by czuła  oburzenie. Lorraine była dla niej głównie dawnym wspomnieniem, dlaczego miałaby więc dbać, że ta patrzy na nią z wyższością? W tej chwili nawet nie myślała, że dziewczyna była partnerką Atreusa, że według niektórych plotek z jej powodu nie tak dawno temu rozpadł się jego związek z Nottówną, bo w tym kontekście nawykła raczej do wciąż obecnego w pewnym sensie widma Elaine. A gdyby podejrzewała Atreusa o to, że przed zerwaniem zaręczyn był związany jednocześnie z inną, nie przyszłaby z nim tutaj. Może gdyby poświęciła temu zagadnieniu więcej czasu, uświadomiłaby sobie, że to Lorraine była w pobliżu Atreusa dłużej niż Elaine – że do niej w pewnym sensie zawsze wracał i nigdy nie znikła z jego życia. Może pomyślałaby, że w jego pobliżu była kobieta od Brenny ciekawsza, ładniejsza, bardziej utalentowana, lepiej go znająca i pewnie dużo lepiej rozumiejąca. Wyróżniająca się z tłumu tam, gdzie ona była tylko dziewczyną z sąsiedztwa, w tym tłumie ginącą. Ale nie: w tej chwili martwiły ją raczej słowa o klubie czytelniczym i ostrzeżenie Eden, nie było więc teraz wiele miejsca na inne rozważania.
A nawet gdyby było, to pewnie po chwili namysłu Brenna uznałaby po prostu, że co ma być to będzie – że nie ma sensu głupia zazdrość, gdy właściwie niczego nie wiedziała, i gdy samo przyjście tutaj niewiele znaczyło, bo bywał w takich miejscach z różnymi osobami. Mniej na pewno niż chwila przy zaklętym lustrze. Nigdy nie była zbytnio zazdrosna, bo miała w otoczeniu tyle dziewcząt wybijających się ponad przeciętność, że mogła albo zawiści się wyzbyć, albo absolutnie w niej pogrążyć, a teraz musiała skupić się na ostrzeżeniu Eden.
Nie mogła zawisnąć nad Fortinbrasem Malfoyem niczym mugolski diabeł nad dobrą duszą, a i nie miała pewności, czy to był powodem słów Eden. Miała jednak nadzieję, że od Alice wyciągnie nieco informacji… i w pewnym sensie tak było. Chyba nie spodziewała się kłopotów, a poza tym…
– Czy ja wiem… Fortinbras chyba był zawsze trochę wybredny w wyborze znajomych? O, tego o Avery nie wiedziałam. Może miała do ostatniej chwili nadzieję, że lepiej się poczuje? – zasugerowała Brenna, spoglądając na Yaxleya, odchodzącego w stronę jeziora. – No co ty, taka rodzinna tradycja, zawsze jesteśmy na służbie – roześmiała się jeszcze, ale wiedziała, że nie może jej długo przeszkadzać. – Ale jasne, nie będę ci przeszkadzała, wiem, że musisz uważać na ewentualne ataki kapibar. Mogę jeszcze spytać, kim jest ten gość, który przyszedł z Delacour? Sądziłam najpierw, że to Shafiq, potem się zorientowałam, że jednak nie, kojarzę tu w sumie każdego, a jego jednego nie – powiedziała: gotowa potem pożegnać się i odejść z powrotem bliżej gości, by nie stawiać Alice w niezręcznej sytuacji.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#76
12.10.2024, 17:07  ✶  
Przesuwam się bliżej namiotu bankietowego i obserwuję z daleka gości. Przekazuje znak pracownikom BUMu, żeby mieli na oku Ministrę.

Cóż, jak dotąd nie wydarzyło się nic podejrzanego, pomyślał przelotnie Erik, przesuwając się spod sceny w stronę namiotu bankietowego w którym, jak mu się wówczas wydawało, musiała przebywać znacząca ilość gości. Występy artystów czarodziejskiego świata zdawały się dobiec końca, ustępując miejsca dosyć prostej rozrywce, jaką były rozmowy między poszczególnymi gośćmi. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że sama Ministra Magii zdecydowała się na zaszczycenie wydarzenia swoją obecnością.

Akt odwagi? A może kompletnej głupoty z jej strony? Z nią to nigdy nic nie wiadomo, skomentował bezgłośnie Longbottom, odsuwając jednak szybko od siebie wszelkie negatywne komentarze, co do najważniejszej czarownicy w kraju. Każdy miał prawo do tego, aby nieco odpocząć i spędzić czas wśród ludzi. Tylko, że... Był to chyba pierwszy od miesięcy, kiedy Erik faktycznie widział Eugenię wchodzącą w kontakt z ''zwykłymi czarodziejami''. Nie przypominał sobie, aby w tym roku pojawiła się na jakimkolwiek sabacie, nawet symbolicznie, aby wygłosić jakąś małą przewagę. A przynajmniej nie od czasów Ostary.

Czyżby coś się zmieniło od tamtego czasu? Może Bones i Moody wymyślili coś nowego, teoretyzował mężczyzna, wodząc wzrokiem wśród gości. W oczy rzuciła mu się Brenna dyskutująca z jedną z Brygadzistek. Huh, można było wyjść z Brygady na imprezę, ale koniec końców ciągnęło swój do swego, co? Przez chwilę wahał się, czy nie powinien dołączyć do ich grona i zachęcić siostrę do tego, aby wróciła do zabawy, zamiast wypytywać o kwestie bezpieczeństwa czy inne sprawy związane ze służbą, jednak się powstrzymał. Bądź co bądź, musiał teraz zawiadować także innymi ludźmi...

Mijając dwójkę Brygadzistów, Erik przekazał im informację, aby mieli na oku Jenkins i jej młodego partnera. Jeśli ktoś tutaj zasłużył na status VIPa to właśnie ona i ten... chłopak. Dziwiło go, że Ministra Magii nie zjawiła się tutaj w obstawie najbardziej wykwalifikowanych Aurorów lub osobistej straży. Kompletnie nie rozumiał tego posunięcia z jej strony. Chciała pokazać, że nie boi się opuszczać gmachu Ministerstwa Magii jak ''zwykła'' czarownica? A może testowała, czy w ogóle może sobie pozwolić w przyszłości na podobne przyjemności? Pokręcił głową. Nie miał pojęcia, jaki był cel tej wyprawy w wykonaniu Eugenii.

(Percepcja III) Obserwacja Ministry i jej młodego towarzysza przez BUM* x2
Rzut Z 1d100 - 97
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 68
Sukces!


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#77
12.10.2024, 20:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2024, 23:36 przez Enzo Remington.)  
Przy obrazach z panną Avery i Morpheusem, następnie również Jonathanem

- To piękny gest, panie Longbottom, tak wspierać artystów. - Powiedział Enzo, gdy Morpheus oświadczył, iż obrazy Lyssy będą jego, bez względu na wszystko. - Choć widzę tutaj również pewne osobiste cele. Ach, nie winię pana, lecz przeciwnie, winszuję doskonałego gustu. - Zaśmiał się lekko, i nawet nie ukłuła go zazdrość, gdy mężczyzna mógł pozwolić sobie na zakup wszystkiego, co tylko mu się podobało. Remington nie narzekał na niedobór pieniędzy, gdy wychował się w majętnej mugolskiej rodzinie, a i ojciec zostawił po sobie całkiem pokaźny spadek, lecz nie licytowałby w ciemno, przebijając niewiadome jeszcze propozycje!

Nie wiedział nawet do końca, że chwalił sam siebie, bo i nie widział przyszłości. Nie przypuszczał nawet, że wyplątanie złotego lauru z loczków miało na celu coś konkretnego, aniżeli pozbycie się ozdoby, ale wszystko zmieniło się, gdy mężczyzna wyciągnął ręce w stronę głowy Lorenza.

Pochylił się niemal odruchowo, w małym ukłonie pozwalając mężczyźnie położyć laur na jego głowie.

- Nie wiem, co powiedzieć. - Przyznał się do szoku, wpatrując się w Morpheusa. - A proszę mi wierzyć, że rzadko brakuje mi słów. To... to prawdziwy zaszczyt. Dziękuję, panie Longbottom. - Wydukał, kompletnie zaskoczony. Owszem, był zadowolony ze swojej pracy, ale nie sądził, że ktoś naprawdę zechce finansować jego pracę! A teraz miał przed sobą Morpheusa Longbottoma, majętnego, a przez to potężnego mężczyznę, który zwrócił na niego uwagę! - Swoją wdzięczność najlepiej wyrażę pracami, jeśli zechce pan spotkać się ze mną na zdjęcie miary. Raphaelo, to nie do uwierzenia! - Zaćwierkał, zwracając się do swojej towarzyszki. Poprawił laur, by na pewno nie zsunął się z włosów.

Spojrzał na Morpheusa nieco krytyczniej, w jednej chwili widząc w nim płótno. Mężczyzna miał budowę, której niczego nie brakowało i był pewny, że mógłby ubrać go tak, by nie było wstyd ani jemu, ani noszącemu.

- To będzie ekscytująca przygoda! Proszę tylko zaufać mi i oddać się w moje ręce. - Poprosił, zaraz jednak przeniósł spojrzenie na nową osobę. Jonathan! Chociaż Enzo nie potrzebował się chwalić, to jednak tym razem miał powód do puszenia. Wyprostował się, uniósł głowę, dumny jak rzymski dowódca. - Panie Selwyn! Bardzo dziękuję. Cóż, po dzisiejszym dniu, niewątpliwe, że rzeczywiście rozważę zmianę zawodu. Cóż za doskonały wieczór. Eviva l'arte! - Podniósł okrzyk zaraz za Raphaelą i wypił toast. - Teraz chciałbym tworzyć tylko w złocie, w naturze, w nastroju burzy! Wszyscy wyglądają tak pięknie.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#78
12.10.2024, 21:03  ✶  
Okolice namiotu Bankietowego; rozmawiam z siostrą o hrabi

-Zinterpretuj mi, proszę, określenie “chwilę”. Ile to jest? Pięć sekund? Dwie minuty? Tydzień?

Nie wierzył, żeby wystraszył Brygadzistę tak bardzo by ten jednak się nie pojawił, skoro jeszcze przy nich zapewnił Ritę, że jednak się spotkają. Poza tym chyba nie wyglądał w tej koszuli tak źle, żeby ludzi straszyć.

Prawda?

-No… Trochę jak on, ale nie do końca. Wyobraź sobie Tony’ego z trochę dłuższymi włosami, może trochę brzydszego, w białej szacie i będziesz miała tego gościa.

Zdawał sobie sprawę, że właściwie był na straconej pozycji, bo nie miał takiej siły przebicia, żeby przekonać siostrę do swojej racji. Jak się Rita na coś uprze, to wszelki Boże nie Pomoże. I jak normalnie mu to nie przeszkadzało, tak teraz miał coraz większe przeczucie, że jeśli faktycznie znajdą tego hrabiego, a ten hrabia zobaczy ich, to nie wyniknie z tego nic dobrego.

-Od kiedy wujkowie mówią, że mamy na kogoś uważać. I mam dziwne wrażenie, że gdyby tu była nasza mama, powiedziałaby to samo.

W sumie chyba mógłby zapytać Charlotte o tego całego Klona Anthony’ego. Może ona będzie coś wiedziała?

Uniósł ręce w obronnym geście w odpowiedzi na ten mały wybuch siostry, kiedy zawołał do niej pełnym imieniem. Przynajmniej nie użył drugiego i nazwiska, bo wtedy to by się chyba wściekła.

O nie… Tylko nie to. Na Merlina, tylko nie smutna minka. No i co on miał teraz zrobić?

-A widzisz go na co dzień z brodą? Bez brylantyny?... Ugh… No dobra! Ale tylko na chwilkę i do niego nie podchodzimy. I nie patrz na niego za długo, żeby nie zauważył. I jeśli wujkowie się o tym dowiedzą, to był twój pomysł.

No przecież próbował jej to wybić z głowy, prawda? A że się nie udało, to powinni winić Charlotte, że nie podzieliła po równo swojej charyzmy, tylko pozwoliła, żeby Rita zabrała wszystko dla siebie.

Co on się oszukiwał? Pewnie i tak mu się oberwie, bo wiedział, a i tak się zgodził. Bo czy trójka wujków byłaby w stanie naprawdę się gniewać na jedyną córkę Charlotte? A synów miała przecież dwóch.

Na szczęście wcale nie musieli daleko odchodzić, bo z miejsca, w którym stali, mogli bez problemu dostrzec osobę, o której Jasper nie miał wielkiej ochoty rozmawiać.

-Widzisz tego wysokiego mężczyznę w kremowej tunice? Rozmawia właśnie z Oleandrem Crouchem.

On sam nie patrzył długo w stronę mężczyzny, jedynie lokalizując go szybkim spojrzeniem, zaraz kierując wzrok w stronę skąpanego w mroku Hogwartu. Trochę tęsknił za latami szkolnymi. Wszystko wydawało się wtedy o wiele łatwiejsze.


Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#79
13.10.2024, 00:28  ✶  


Rozmawiam z Raphaelą, Enzo i Morpheusem przy harfie

– Eviva l'arte! – powtórzył za resztą i sam napił się z kieliszka. Najchętniej przesadziłby dzisiaj z szampanem, ale niestety za bardzo czuł potrzebę zachowania czujności, aby zrealizować tą piękne marzenia. – Mam jednak nadzieję panie Remington, że nawet jesli zdecyduje się nas pan opuścić, wciąż będzie nas pan informował o swoich koleinych artystycznych przedsięwzięciach. Czułbym się bardzo zagniewany, gdybym musiał dowiadywać się o wszystkim od pana Longbottoma.
Hm... To chyba nie dobrze, że ich biuro mogło potencjalnie właśnie tracić dobrego pracownika, ale... Ale kim by był, gdyby miał zniechęcać kogokolwiek do rzucenia się w objęcia sztuki? Na pewno nie sobą!
– Pani Avery, naprawdę doskonale pani wszystko wychodzi. I szalenie cieszę się, że to towarzystwo działa tak sprężnie. W końcu skoro w tym kraju nie ma porządnego departamentu zajmującego się kulturą, my ludzie sztuki, musimy jakoś dbać by miłość do niej była silna w naszym społeczeństwie, czyż nie?
Gargulki miały swoje biuro, a sztuce dostało się nic. Skandal!
To wszystko było dziwne. Stał tak, rozmawiając, pijąc szampana i zerkając na nici (czy powinien być w ogóle nimi zaskoczony?) jakby był to tylko kolejny tego rodzaju wieczór. Jakby w pobliżu nie było jego największego koszmaru ostatnich tygodni. Czemu on tak bardzo chciał go dręczyć? Dla zabawy? Z powodu jakiś źle rozumianych prawdziwych uczuć? Nie, na pewno nie. To by przecież było absurdalne. A najgorsze, że naprawdę nawet nie powinien próbować tego sprawdzić, chociaż szalenie go to kusiło, bo przecież wiedział o jego oklumencji.
A jednak... A jednak pragnienie poznania prawdy innej niż w tych zakłamanych listach było silniejsze. Najwyżej zwróci znowu na siebie jego uwagę. Trudno. I tak wiedział, co w takiej sytuacji powie. Potrzebował po prostu zapewnienie, lub chociaż próby zdobycia zapewnienia, że te emocje od dawna były wadliwe i...
I naprawdę mało przy tym myśląc, spróbował podejrzeć nici hrabiego, skupiając się głównie na tej prowadzącej do niego samego, ale nie pogardziłby też tą, która łączyła go z panią Delacour. Jeśli był za daleko, spróbował się nieco przybliżyć pod pretekstem lepszego rzucenia okiem na coś z wernisażu.
Bo przecież nici, w przeciwieństwie do listów, nie potrafiły kłamać, a on nie mógł od dawna zrozumieć, czym było to co ich obecnie łączyło.

Percepcja (III), nici hrabiego
Rzut Z 1d100 - 59
Sukces!
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#80
13.10.2024, 01:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.10.2024, 11:08 przez Atreus Bulstrode.)  
- Niespokojne czasy chyba zawsze jakoś mocniej rozpalają twórczego ducha. Jak to szło, artysta powinien cierpieć? A dzisiejsi artyści zdecydowanie poruszali - uśmiechnął się lekko, chociaż dla niego ta sztuka tutaj miała niewiele wspólnego z czymś ważnym. To było tylko ładne opakowanie, puste w środku, by jak najlepiej zaprezentować się przed znamienitymi gośćmi i mecenasami. Atreus pewnie pod koniec całego przyjęcia ciepnie ten wieniec w krzaki, bo najbardziej kusiło go podarować go pannie Selwyn. Ale kiedy o tym myślał, szybko obrócił tę myśl, zastanawiając się czy właśnie nie powinien tego zrobić.

Atreus nie zwrócił większej uwagi na Yaxleya, a niezadowolenie Bletcheya... cóż, zaraz da im spokój, niech się już tak nie denerwuje.

- Czemu nie? Patrząc na panią mam wrażenie, że ktoś gotów byłby to zrobić, tylko po to by porwać ze sobą samą królową Tytanię - na ustach Bulstrode'a zagościł szelmowski uśmieszek. Prezentowała się wyjątkowo i byłby w stanie dać sobie uciąć rękę, że była tego aż nadto świadoma. I że chciala by ktoś wytknął jej to w nawet najprostszy sposób.

- Może i coś w tym jest. Każdy zasługuje na odrobinę oddechu od tych wszystkich biurowych nieprzyjemności. Szczególnie aurorzy - grzeczny uśmiech podszyty był ledwo zauważalnym przytykiem. 

- Czy pozwolę sobie na zbyt dużo jeśli powiem, że na laury zasługuje przede wszystkim królowa naszego dworu? - uśmiechnął się do niej wręcz niewinnie. - Ale jeśli miałbym wybrać z prezentujących... cóż, panna Selwyn w niezwykły sposób spięła swoim tańcem muzyczne występy. - mówił do Jenkins, głównie dlatego że Bletchey nie miał chyba ambicji się odzywać, ale od czasu do czasu zerkał na Alexandra, nie chcąc go całkiem wylkuczyć. No i oczywiście, chcąc przyjrzeć się jego aurze.

percepcja III na autowidzenie bletcheya
Rzut Z 1d100 - 44
Slaby sukces...


« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa