• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#101
18.10.2024, 00:56  ✶  
Praca w Brygadzie Uderzeniowej wymagała od funkcjonariuszy prawa pewnej elastyczności, jeśli chodziło o zakres wypełnianych obowiązków. Czasem czas spędzony na służbie w dużej mierze składał się z pracy papierkowej z okazjonalnymi wyjściami na miasto celem sprawdzenia danego wezwania lub rutynowego patrolu. Innym razem wszystko kręciło się wokół wielogodzinnych wypadów poza granice Londynu i większych osad czarodziejów celem infiltracji jakiegoś miejsca lub zabezpieczenia go przed większą akcją.

W obecnych czasach zapewne przez ingerencje ze strony Śmierciożerców i innych czarnoksiężników, instytucje Brygady Uderzeniowej oraz Biura Aurorów coraz częściej służyły za służby ochronne podczas większych przyjęć. Erika w najmniejszym stopniu nie dziwiło to, że miejsce, które gościło tej nocy oficjeli Ministerstwa Magii, miało być tak mocno chronione. Nikt nie chciał powtórki z Beltane. Nikt nie chciał, aby między gośćmi zaraz nie pojawiła się szalona arcykapłanka zapraszająca gości na afterparty, które zakończy się złożeniem w ofierze niewinnej czarownicy.

Westchnął ciężko. Miał wrażenie, że trochę za dużo się działo, a przez to, że nie brał bezpośrednio udziału w imprezie, umykało mu sporo szczegółów. Teraz kiedy patrzył na wszystkich gości spoza parkietu, trudno mu było skupić uwagę na kimkolwiek konkretnym. Ministra. Bletchley. Brenna. Malfoyowie. Remington. Jonathan. Morfeusz. Im szybciej jego oczy błądziły z jednej grupy do drugiej, tym większe odnosił wrażenie, że przez zwykłą obserwację traci dostęp do potencjalnie ważnych informacji. Erik wypuścił powoli powietrze z ust. Może to i dobrze, że dzisiaj przydzielono mu większą grupę ludzi? Jeśli on na coś nie zwróci uwagi, to może chociaż reszta coś wyniucha, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Na twarzy Erika wykwitł wyraźny grymas, gdy dotarły go odgłosy sporu między jednym z funkcjonariuszy a młodym asystentem Eugenii Jenkins. Ktoś tu nie lubi być pod obserwacją, pomyślał, notując sobie z tyłu głowy, aby w przyszłości zwrócić większą uwagę na tym, kto ląduje pod skrzydłem miłościwie im panującej Ministry Magii. Nie zamierzając przyciągać do mężczyzny kolejnych oczu przez osobiste angażowanie się w sprawę, przekierował jednego z pobliskich Brygadzistów, aby pomógł rozładować sytuację. Chwilę później posłał kolejną osobę, aby pokręciła się chwilę w otoczeniu Fortinbrasa Malfoya..

(Percepcja III) Posłanie dodatkowego Brygadzisty do burdy z młodym Yaxleyem i przekierowanie innego pracownika w stronę Fortinbrasa x2
Rzut Z 1d100 - 23
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 46
Sukces!


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#102
18.10.2024, 02:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.10.2024, 14:10 przez Eden Lestrange.)  
Stoję z Lorraine przy Eleonorze i ją trochę magluję.

Eden powstrzymała się przed wyraźną reakcją na słowa Lorraine, choć niektóre z nich wywołały delikatne napięcie, którego nie dało się całkiem ukryć. Subtelne przytyki i ironiczne aluzje były dla niej czymś dobrze znanym; Lorraine miała w zwyczaju mówić więcej, niż na pierwszy rzut oka można by przypuszczać, jak zresztą każdy w ich rodzinie. Nie było więc zaskoczeniem, że rozmowa z kuzynką zmierzała w stronę delikatnych, ukrytych pod powierzchnią tematów. Eden musiała zachować czujność. 
Miała wrażenie, że odkąd do jej życia na powrót wkroczył Alastor, stale zachowywała tę czujność.

- W zasadzie, znasz powód nieobecności Josephine? Raphaela jest przesłodka, ale wydaje się niewprawiona jeszcze wystarczająco, by prowadzić takie wydarzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę komentarz wieńczący jej przemowę... - Mruknęła, niby z ciekawości, ale zwyczajnie zaczynała węszyć podstęp. Odnosiła wrażenie, że za kulisami do czegoś doszło, ale za mało wiedziała, żeby choćby móc podejrzewać co to było. Miała zwyczajnie złe przeczucie w kościach.

Nie pomogło mu zelżyć pytanie Lorraine, bo przecież nigdy takiego by jej nie zadała. Eden, chcąca być kimś innym, niż tylko zadufaną, wywyższającą się sobą? Prosiło się o śmiech w odpowiedzi, ale on nie wybrzmiał, bo w połączeniu z sugestią wchodzenia w rolę, rozwodzenia się nad przebierankami i tą z pozoru niewinną zabawą włosami, stanowiło całość specyficznej układanki.
Rozejrzała się uważnie po sali, mknąc wzrokiem po zebranych gościach, nie pomijając nikogo. Robiła przegląd pobieżny, acz uporczywy, a Lorraine mogła spostrzec to charakterystyczny błysk w oczach Eden, który sugerował tylko jedno - rozplątywała sprawnie logiczną zagadkę, sprawnie i profesjonalnie, niczym auror, którym przecież niegdyś była.
- Kimś, kto zwróci na siebie uwagę wszystkich - oświadczyła w końcu, ale zanim jeszcze wróciła spojrzeniem do kuzynki, zawiesiła je na dłużej na krzyczącym głośno młodym mężczyźnie. Podejrzewała go, choć bardziej skłaniała się ku młodej Raphaeli, ale jej nie było w pobliżu, by mogła na niej zawiesić oko.

Kiedy zbliżyły się do jej matki, Eden wciągnęła powoli powietrze nosem na widok ilości pustych kieliszków otaczających ją. Wiedziała, że matka po alkoholu plotła jak na mękach, znieść tego nie było można, a ona to po niej odziedziczyła. Różnica była taka, że Eleonorze już niewiele procentów było trzeba, żeby świat wirował przed jej oczyma, a Eden ostatnimi czasy piła na tyle często, że musiała spożyć sporo, żeby się do takiego niewdzięcznego stanu doprowadzić.
- Big-beat - powtórzyła po rodzicielce, posyłając ukradkowe spojrzenie Lorraine, chyba chcąc się upewnić, że się nie przesłyszała. A potem Ela obejrzała się tak za siebie w przestrachu, gdy wspomniała o ojcu, jakby wilk, o którym mowa miał ją za karę ugryźć. - Mamo, a czemu tata tak magluje tego młodego Burke'a? Przeprowadza rekrutację na dziedzica? - Zagaiła, licząc, że ich dziedzicznie rozwiązujący się po alkoholu język rzuci trochę światła na tę sprawę. - W ogóle, dziwi mnie, że przyszedł. Dotychczas odnosiłam wrażenie, że brzydzi się sztuki. -

Rzut na charyzmę
Rzut PO 1d100 - 44
Sukces!


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#103
18.10.2024, 06:42  ✶  
namiot bankietowy z ministrą

Atreus był odrobinę zawiedziony, że Jenkins najwyraźniej nie wiedziała co dokładnie stało się starej Avery, ale w sumie to nawet się jej nie dziwił. To wymagałoby odpowiedniej dozy zainteresowania z jej strony, a ona wydawała się dbać głównie o to, że całe wydarzenie po prostu się odbyło, nie ważne czy prowadziła je Josephine czy Raphaela.

Ta młodość w czasach niepokoju brzmiała tylko odrobinę... przewrotnie, biorąc pod uwagę z kim przyszła na tę imprezę.

- Czuje pani czasem, że pani perspektywa jest pomijana? - uśmiechnął się do niej grzecznie, ale gdzieś w kącikach ust czaiła się właściwa dla niego zaczepność. Bo znał odpowiedź. Osoby na jej stanowisku były postrzegane przez pryzmat, który nie do końca były w stanie kształtować, a społeczeństwo bywało zwyczajnie bezlitosne. Sama też sobie nie pomagając targając tutaj ze sobą Yaxleya, ale co zrobić. Nikt nie będzie jej rozliczał z tego jak dobrze sobie radziła, tylko wypomni jaką tragedią okazało się Beltane, co stało się na Lithcie i że lubiła grubo młodszych.

Przysłuchiwał się jej z pełną uwagą, nawet jeśli miał pewne wrażenie, że przy tego typu pytaniach, odpowiedzi zwykle były nieco sugestywne. Zwykle w takich momentach ktoś sięgał po to, co najbardziej z nim rezonowało, a Jenkins właśnie opowiadał mu o kobietach niezrozumianych, które musiały uciekać się do sprytu i charyzmy, żeby faktycznie zaistnieć. Może faktycznie przeszkadzało jej, że dla większości krajan była teraz tylko i wyłącznie Ministrą, a nie Eugenią Jenkins.

- Jestem w stanie wyobrazić sobie panią w obu tych rolach - uśmiechnął się do niej jakby łagodnie, ale ten wyraz szybko zmienił się na nieco bardziej psotny i właściwy dla niego. - Tak samo i jak sam chętnie zgodzę się ze słowami, ze muzyka z Szeherezady oczarowałaby wszystkich. Orientalne nuty wprowadziłyby spory powiew świeżości. Może warto by zasugerować by w jesiennym lub zimowym repertuarze teatru Selwynów znalazło się coś takiego? Jej historie nadawałyby się na idealnie na rozgrzanie w chłodniejsze dni - które i tak miały być skąpane w ogniu. - Skoro słynęła ze swych opowieści tysiąca i jednej nocy to może nawet te jedną mogłaby opowiedzieć pani na premierze. To by dopiero było. Szeherezada, już Sułtanka, opowiadająca swoją ostatnią opowieść o tych wszystkich poprzednich, którymi odmieniła los swój stając na czele państwa - nawet nie wspomniał o sułtanie, bo przecież to Jenkins miała być gwiazdą tej opowieści.

- Ale, gdzie moje maniery. Zająłem pani czas rozmową, a chyba do tej pory byłem zaledwie przypadkowym elfem. Atreus Bulstrode - uśmiechnął się do niej nonszalancko, a jeśli mu pozwoliła, zaakcentował ten moment całując ją w wierzch dłoni, jak na składanie hołdu królowej przystało.

- Jeśli człowiek w młodości jest zbyt rozsądny i nie popełnia błędów, to jest nudny - uśmiechnął się do niej przekornie, bo nawet jeśli nie był ledwo po szkole jak Yaxley, sam hołdował tym słowom.

A potem Bulstrode spojrzał w bok, na reportera, który znalazł się obok nich, gotowy do zrobienia zdjęcia. Uśmiechnął się, z tą swoją nonszalancją, ale nie wychodził z siebie żeby przyćmić jakkolwiek obecność Jenkins. Tylko spojrzał na nią zainteresowany, jak reagowała na obecność aparatu.

percepcja III, na aurowidzenie emocji Ministry
Rzut Z 1d100 - 70
Sukces!


Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#104
18.10.2024, 10:44  ✶  

Rozmawiam z panem Bletcheyem i bratem

- Może to jest lepsza metoda. - Miała nadzieję, że faktycznie zauważy, że mrugnęła dwa razy, bo z tym to też mogło być bardzo różnie. Nie byl to jednak moment, w którym powinna się przjemować takimi rzeczami.

- Tak, niby czasem się tak zdarza, ale nie wiem, czy wierzę w aż takie zbiegi okoliczności, tym bardziej, że wuja tutaj nie ma, a miał być, coś mu się przytrafiło, nie do końca wiem co, bo nie napisał mi szczegółów w liście. - Na pewno będzie musiała odwiedzić ojca chrzestnego, bo trochę się o niego zaniepokoiła.

- Na pewno nie omieszkam mu tego przekazać. - Oczywiście, ze zamierzała wspomnieć o wszystkim swojemu ojcu chrzestnemu, może on będzie kojarzył o kim mówi, właściwie skoro znał tak wiele osób z śmieranki towarzyskiej to na pewno wiedział, że istnieje ktoś do niego podobny, może to było miejsce od których powinna zacząć szukac informacji.

Szukała wzrokiem Morpheusa, skoro Jessie zwrócił uwagę na to, że coś się z nim dzieje. Faktycznie powinni do niego podejść, tyle, że nim zdążyła się na to zgodzić, to pojawił się przed nimi zupełnie znikąd jej szef, w sumie to szef wszystkich szefów.

Kelly posłała mężczyźnie jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów i zatrzepotała uroczo rzęsami. Cieszyła się, że docenił jej talent, to zawsze było miłe. - Cieszę się, że spodobał się panu mój występ. - Nie spodziewała się, że postanowi z nią rozmawiać, bo przecież była tylko nic nie znaczącą stażystką, jak widać się myliła. - Zakup fortepianu to bardzo dobry pomysł, obawiam się jednak, że mógłby mnie odrywać od tej prawdziwej pracy. - Wbrew pozorom to ona miała dla niej większe znaczenie od tych muzycznych zainteresowań. - To bardziej dodatkowe zainteresowanie, wie pan jak to jest, dobrze jest mieć coś, czym można się zająć po pracy, w czasie wolnym. - Postanowiła mu powiedzieć jak ona to widzi. Nigdy nie uważała muzyki za zajęcie, którym mogłaby zajmować się zawodowo, zresztą matka na pewno powiedziałaby, że muzyk to nie zawód i, że nie jest to prawdziwa praca.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#105
18.10.2024, 15:23  ✶  

Omdlewam na krzesełku.

Nawet nie zauważył, gdy go posadzono. W jednej chwili dotykał ramienia Jonathana i zaglądał do głowy mężczyzny, o którym wiedział, że jest okluemntą, a w drugim siedział przy stoliku, pośród oburzonych westchnień kogoś kilka metrów od siebie. Odruchowo sięgnął do swoich oczu, dotknął policzków i wyciągnął dłoń przed siebie i odetchnął, widząc, że nie płakał znów krwią. Nie było niczego oprócz jego osłabienia.

Klęska urodzaju. Potrzebował pomocy. I odpowiedzi od Millie. Potrzebował kogoś, kto będzie go zbierał.

— Niestety, ale sierpień to nie jest mój miesiąc, na pewno nie patronuje mu Atena. Raczej Afrodyta Areia — zbył wszystko śmiechem. — Nalejcie mi wina i dobrze się bawcie, ja trochę odpocznę. Najwyżej odeślesz ze mną dzieciaki, żeby pomogły staremu wujkowi.

Zdanie jak mrugnięcie okiem. Morpheus wiedział, że Jonathan zrozumie przekaz, znali się przez większość swoich żyć. Gdyby zrobiło się gorąco, ale nie chciał uświadamiać o zagrożeniu postronnych, miał odesłać Ritę i Jessiego z nim. Poudaje niewiadomego od wizji, dla ich bezpieczeństwa.

Wyjął papierosy i zapalił. Miał na to ochotę od dłuższego czasu, ale zachowywał trochę kultury. Papierosy dawały mu spokój. Rano kawa i papieros, wieczorem wino i papieros.

— Obdaruj kogoś swoim patronatem... — machnął ręką na Jonathana. Pożegnał się ze mężczyznami, na odchodne wysyłając całusa w stronę Jonathana i śmiejąc się. Był bardzo zmęczony. Potarł palcami zmarszczkę między brwiami. Jego ciało było całe spięte, mięśnie bolały, tak samo jak nasada kręgosłupa.

Bogowie, to był głupi pomysł.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#106
18.10.2024, 23:38  ✶  
Rozmowa samotrzeć z Eden i Eleonorą.

Nie pierwszy raz rozmawiały operując niedopowiedzeniami w ten szczególny sposób, nadając ukrytego znaczenia słowom, które były go tylko z pozoru pozbawione. Słysząc jednak pytanie kuzynki, Lorraine mogła tylko pokręcić przecząco głową: krótko, kategorycznie, z wyraźnym niezadowoleniem. Nie. Nie znała powodu nieobecności przewodniczącej Muzy.

– Raphaela zwykła pomagać Josephine przy organizacji – przyznała Lorraine, z uwagą przypatrując się twarzy Eden, kiedy ta lustrowała wzrokiem tłum gości, gotowa wychwycić każdą najdrobniejszą choćby zmianę w mikroekspresji, która sugerowałaby, że kuzynka rozwikłała zagadkę zawartą w słowach Fortinbrasa: czy w grę naprawdę wchodził eliksir wielosokowy? – ale nie spodziewałam się, że zaliczy dzisiaj debiut w roli prowadzącej.

Ściągnęła delikatnie brwi, z lekkim niesmakiem przypatrując się zamieszaniu, jakie wybuchło z udziałem młodego Yaxleya, który towarzyszył dzisiaj Eugenii Jenkins. Nieco dłużej zatrzymała się na twarzy Ministry. Ktoś, kto zwróci na siebie uwagę wszystkich, powtórzyła w myślach Lorraine, powiódłszy wzrokiem w stronę namiotu artystów, gdzie wcześniej zniknęła Raphaela Avery – zaraz jednak skupiła całą swoją uwagę na Eleonorze Malfoy.

Dobrze znała te wysycone strachem, erratyczne odruchy – takie same obserwowała kiedyś w zachowaniu macochy. Zrozumiała, że jest jej żal ciotki.
– To byłoby dla mnie ogromne wyróżnienie – zapewniła spokojnie Eleonorę, kiedy ta wspomniała o złotym wieńcu, miała już przecież patronat Eden – ale wystarczającym jest już sama wasza obecność. – Ton Lorraine nie sugerował pochlebstwa: było w nim ciepło – ciepło tak rzadkie w rodzinie Malfoyów. Wiedziała, czym może poprawić humor ciotce. Wiedziała, kiedy jej oczy zwykły odzyskiwać blask – nawet wtedy, kiedy była wstawiona bardziej niż skrzat po butelce kremowego. Czas pomstowania na mężczyzn i fantazjowania o mordowaniu mężów, start.

Podchwyciła natychmiast słowa Eden o młodym Burke.

– Och, stryj jest po prostu... łaskawy. Dla Burke'ów jest już przecież nadzieja tylko w młodym pokoleniu – zauważyła Lorraine. Ściszyła głos do szeptu, dbając o to, by rozmowa nie wyszła poza rodzinne grono. – Czy wszyscy zapomnieli, że Anastasia Burke nawiązała romans z Nobbym Leachem, żeby awansować w departamencie skarbu? Nie zdziwiłabym się, gdyby to ona kazała go otruć. Intrygująca kobieta, poświęcić swoją reputację dla racji stanu... – ciągnęła. – ...Choć te plotki nie są w połowie tak makabryczne jak to, co mówią na temat Diany Burke. Zamordowała swojego męża z zimną krwią. Nie dziwię się jej – w końcu to był Mulciber – prychnęła cichutko, choć z wyczuwalną pogardą. Świętej pamięci Grace Burke też wyszła za Mulcibera, i co jej z tego przyszło? Powinna się go pozbyć, zanim on pozbył się jej, chciała dodać – pokiwać smutno głową nad losem matki Sophie Mulciber, która przedwcześnie odumarła córkę – Robert Mulciber pozostawał jednak bliskim przyjacielem Fortinbrasa, nie było więc najlepszym pomysłem nakręcać konfliktu na tej linii. – Co myślisz, ciociu? Bo przecież... – Niebieskie oczy, przysłonięte zwykle ociężałymi powiekami otworzyły się nieco szerzej, kiedy Lorraine połączyła fakty. – ...stryj nie szuka chyba nowego męża dla Eunice? – spytała niepewnie. Nie tak dawno miało przecież miejsce Czarne Wesele: po powrocie z zaślubin Perseusa Blacka – który rozwiódł się z Eunice Malfoy tylko po to, by zaraz zmajstrować bękarta Vesperze Rookwood – spędziły miły wieczór we trójkę, pomstując na rodzinę Black, i przeglądając katalogi modowe, planując, co włożą na rychły pogrzeb dziedzica Blacków.


Yes, I am a master
Little love caster
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#107
19.10.2024, 03:38  ✶  
Przyjmuje wieńce od Camille oraz Pani Burke, widzę dyskomfort Camille i to jak mija, komplementuje Panią Burkę, żegnam się i podchodzę do Beatrice i Lauretty.

Odejście hrabiego zwieńczył klauzulą czarującego uśmiechu. Ukłonił się delikatnie, gdy wieniec wysunął się z palców Camille i dotknął upiętych białymi kwiatami loków. Całość wyglądała odpowiednio teatralnie, choć sam Crouch czuł charakterystyczne omamienie otaczającym go szumem. Uwydatniające się w tle głosy gości, nieraz wypowiadających jego imię, działały nań intensywniej niż alkohol, którego, no właśnie, nie dane było mu zbytnio skosztować. Poza dwoma lampkami musującego wina, wypitymi jeszcze przed występem, nie zamoczył ust w żadnym trunku - prawdopodobnie dlatego zaczynał czuć, że robiło mu się coraz goręcej. Szumiące w głowie głosy pochwał, wraz z prześlizgującym się między koronami drzew wiatrem mąciły w głowie intensywniej od silnego alkoholu; nic dziwnego, Oleander najszybciej upajał się uwielbieniem.

Mimo odczuwanej duszności, tym razem nie umknęła mu zmiana jaka zaszła w Delacour, gdy Hrabia od nich odszedł. Zanim jeszcze państwo Burke zdążyli podejść do nich na dobre, obdarzył kobietę zaskakująco troskliwym spojrzeniem. Wcale nie takim, którego kobieta mogłaby się spodziewać od mężczyzny. Wyraz twarzy Croucha przypominał raczej minę zatroskanej koleżanki w toalecie na wystawnym przyjęciu.
- Mam nadzieję, że ten blask przyćmi wszystkie negatywniejsze odczucia - odparł dość engimatycznie, choć wydawało mu się, że również odpowiednio bezpośrednio. Jeżeli już przestawał skupiać się tylko i wyłącznie na sobie, i dostawanych od innych pochwał, wydawał się być dość spostrzegawczą osobą, zwłaszcza jeżeli chodziło o wybadanie samopoczucia innych.

- Niezmiernie do twarzy Pani w tak płomiennych uczuciach, czerwony to doprawdy idealny kolor - odparł entuzjastycznie na komplementy otrzymywanie od Pani Burke. Uśmiechnął się przymilnie do jej męża, coby wypowiedziane do niej słowa nie zostały odebrane nieodpowiednio.

- Rozczarowania nie są moją specjalnością, a pękłoby mi serce jeżeli nie zobaczyłbym Pani na kolejnym koncercie - kontynuował, korzystając też z faktu, iż mąż wydawał się zainteresowany wszystkim innym, tylko nie płomiennymi emocjami swojej żony. Przyjął kolejny wieniec, pozwalając ułożyć mu się wśród loków i złączyć z tym otrzymanym od Camille w harmonijną całość.

W tym wszystkim wyłapał również spojrzenie matki, za której bliskością zatęskniła jego dusza; dopiero co usłyszane komplementy były pięknymi kamieniami szlachetnymi w koronie, ale to uznanie Beatrice mieniło się w jego sercu barwami kohinoora.

- Państwo wybaczą, ale obiecałem swą obecność jednej, ważnej dla mnie osobie. Życzę udanej reszty wieczora i dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa, za wieńce... Mam nadzieję, że kolejne moje koncerty przyniosą Państwu tyle samo emocji - mrugnął doń na odchodne i łapiąc kieliszek z tacy przechodzącego kelnera, ruszył w stronę matki stojącej razem z Laurettą oraz z Fortinbrasem.

- Mamo, przyszłaś! Jak cudownie cię widzieć! - nic mu było po obecności innych ludzi, zawsze był bardzo wylewny w emocjach, co można było również zobaczyć po jego muzyce; nie próżnował w gestach i objął kobietę na krótką chwilę, zaraz przenosząc też wzrok na resztę - Wybaczcie, przeszkodziłem w rozmowie? - zapytał niewinnie i w jednym łyku pozbył się zawartości kieliszka.

Spojrzał jeszcze za siebie, chcąc sprawdzić, czy Camille na pewno odnalazła chociaż chwilę komfortu, gdyż wciąż nie wiedział, co takiego w nieznajomym Francuzie sprawiło, że była tak spięta.


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#108
19.10.2024, 23:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.10.2024, 08:44 przez Dearg Dur.)  
  • Ministra uśmiecha się do fotografii Isaaca Bagshota, kończy rozmawiać z Atreusem Bulstrodem i idzie do Alexandra Bletchey'a
  • Brygadzistka Burke odchodzi w kierunku Publiczności
  • Ciotki Parkinson rozmawiają.
  • Theseus Burke z żoną rozmawia z Camille Delacour.
  • Beatrice Crouch rozmawia z Oleandrem Crouch'em.
  • Lauretta Selwyn rozmawia z Fortinbrasem Malfoy'em.
  • Eleonora Malfoy rozmawia z Eden Lestrange i Lorraine Malfoy.
  • Calanthe, Severine, Desmond i Baldwin rozmawiają przy wernisażu Baldwina.
  • Alexander Bletchey rozmawia chwilę z Ritą Kelly i Jessie'm Kelly, a potem odłącza się i wraca do towarzystwa Ministry.
  • Morpheus siedzi na krześle i oddala od siebie Jonathana Selwyna i Enzo Remingtona

Erik


Gesty były w oczywisty sposób zrozumiałe. Alice Burke choć nie patrzyła w jego stronę, to skinęła głową na znak że rozumie i odmaszerowała pospiesznie w kierunku awaruntującego się Yaxleya. Momentalnie nastała cisza od strony jeziora, cokolwiek powiedziała mu młoda dziewczyna, a powinni znać się przecież jeszcze ze szkoły, poskutkowało. W jej miejsce powrócił mocno zaczerwieniony brygadzista, który miał pierwotnie pilnować bezpieczeństwa towarzysza Ministry. Kto inny po drugiej stronie namiotu Bankietowego przesunął się taktycznie bliżej byłego Ministra Magii. To przecież też była ważna osobistość tego zdarzenia.   

Brenna


To trwało moment, żeby ich znaleźć. Stali po przeciwnej stronie niż wyspa i prowizoryczna scena, otoczeni nienaturalnie barwnymi krzewami i kwiatami. On, elfi lord i niewinny chłopiec w szarym płaszczyku brygadzisty. Rozmawiali obok półprzezroczystej, lekko tęczowej magicznej powłoki, uniemożliwiającej teleportację do i z przestrzeni koncertu. Wampir zdawał się sięgać do niej, rozmawiając z chłopakiem. Dostrzegł Brennę jako pierwszą, zaraz potem dołączył do spojrzenia w tamtą stronę Cedric, który bardzo wyraźnie się speszył. Jego rozbiegany wzrok jasno sugerował, że powinien robić coś innego, został przyłapany i to przez siostrę dowódcy swojego oddziału! W kilku słowach zakończył rozmowę i pospiesznie odszedł wzdłuż bariery, oddalając się od Mecenasa i Brenny.

Ten z kolei odprowadził go wzrokiem, a potem wrócił zaciekawionym spojrzeniem do Brenny. Podszedł do niej niespiesznie, jego głowa pozbawiona była złotego lauru, ale gruba tkanina z której wykonany był kaftan, wciąż zachwycała złocistym haftem listowia. Okazało się, że w dłoni trzymał kwiat, jedną z różowo-seledynowych róż.
– Czyżby Pani również poszukiwała... nieco powietrza? Dawno nie brałem udziału w takim przyjęciu, dobrze, że ta barwna klatka ma nieco miejsca również dla osób, które wolą nieco bardziej kameralne towarzystwo. – Jego głos był miły dla ucha, uśmiech zaskakująco łagodny, gdy obracał długą łodyżkę w palcach przypatrując się Brennie. Było to miejsce z którego być może tylko sikający Yaxley i jego ochroniarz by ich widzieli.

Camille i Oleander


– Uszanowanie panno Delacour, uszanowanie. – Theseus Burke skłonił jej głową z lekkim uśmiechem. – Czy próbowała już pani tych łódeczek z plastrami gęsi na zielonej sałatce, chyba z wodorostów? Wszystko skrzętnie posypane sezamem, nie jestem pewien, ale moja kochana żona upiera się że to tuńczyk i poszukujemy kogoś, kto będzie w stanie rozstrzygnąć nasz spór. – Poprosił, ignorując rozpływającą się w zachwytach kobietę, która na komentarz Oleandra zatrzepotała intensywnie rzęsami, zapewniając go, że oczywiście będzie na koncercie i bardzo liczy na chwilę rozmowy po nim. Gdy pianista odszedł, z westchnieniem wsparła się na ramieniu męża.
– Ci artyści, jak człowiek czasem żałuje, że w Hogwarcie był tylko chór i nie dawano nam szansy rozwijać swoich talentów. Ile bym dała, by śpiewać. Albo tańczyć tak pięknie. Ale to musi być talent od Matki, uwielbiam na tych przyjęciach że można być chociaż przez moment obok tych, których dotknęła boskim palcem – szczebiotała.

Oleander


Uścisk został odwzajemniony, w trochę sztywnym stylu osoby, która nie nawykła do wylewności w publicznych miejscach, czy w ogóle w jakichkolwiek miejscach. Gdy Oleander się od niej odsunął, zobaczył jednak łagodny uśmiech i oczy lśniące niekłamaną dumą.
– Bynajmniej. – odpowiedziała miękko, odsuwając się trochę od Fortinbrasa i Lauretty, najwidoczniej prawem matki chcąc mieć choć moment z życia wirtuoza tylko dla siebie. – Już myślałam, że do mnie nie dotrzesz Oleandrze. Jak dobrze widzieć Ciebie otoczonego wianuszkiem fanów. Nie sądziłam, że to powiem, ale Twój wyjazd Ci się przysłużył. Grasz lepiej niż wtedy, gdy słyszałam Cię po raz ostatni – oszczędny, jednak komplement. Jej oczy zdradzały, że myślała i czuła o wiele więcej, ale najwidoczniej nie zamierzała tak łatwo, nawet w takiej chwili odsłonić. Zamiast tego wyciągnęła dłoń i poprawiła nieco przekrzywione laury, by nie spadły mu z głowy.

Eden i Lorraine


Przez twarz Eleonory przeszedł cień. Ta rozmowa wprawiała ją w wyraźny dyskomfort, który przepłukiwała kolejnym kieliszkiem wina. Trunek jednak nie przywracał koloru na jej twarz, nie wywoływał uśmiechu, nie sprawiał też - niestety - że rozwiązywał jej się język.
– Jeśli chcesz to zapytaj go sama. Dobrze wiesz, po co istnieją takie spotkania i doświadczenia estetyczne leżą zdecydowanie pod koniec tej listy – odpowiedziała cicho, nie kryjąc przygany w głosie, pustym spojrzeniem patrząc gdzieś przez nie, przyjmując z ulgą paplaninę Lorraine, która skutecznie wypełniała słowami przestrzeń dźwiękową. Dopiero wspomnienie Eunice w kontekście nowego męża, wywołało cień uśmiechu na jej twarzy i sprawiło, że jej oczy w końcu zogniskowały się na córce i Lorraine.
– Bogowie wiedzą, jak bardzo chciałabym, żeby tak właśnie było – przyznała.

Rita i Jessie


Alexander Blechey zdawał się ignorować w całej tej rozmowie Jessiego, który stał przecież obok, ale nie był gwiazdą tego wieczoru.
– Nie to, żebym namawiał Cię na częstsze zostawanie po godzinach w Departamencie, ale szczerze przemyślę ten nowy mebel. Z nadzieją, że nie przestaniesz grać. – to mówiąc, zdjął ze swojej głowy laur i złożył na jej skroniach, przypadkiem zahaczając palcami o jasne skronie. – Liczę na więcej Rito. – dodał po francusku, po czym rozejrzał się oceniając sytuacje i potencjalne szkody, które mógł poczynić Yaxley, po czym dodał: – Uh, obowiązku wzywają. Pozdrów wuja, mam nadzieję, że wszystko goi się dobrze. – Po tych słowach odwrócił się i w kilku krokach powrócił do boku Ministry, by poprowadzić ją w stronę przekąsek.
Zarówno Rita i Jessie widzieli, że wuj Morpheus przysiadł na jednym z krzeseł i uspokajającym gestem odganiał od siebie Jonathana i Enzo. Był blady, ale po jego twarzy błąkał się słabowity uśmiech.

[+]Atreus
Ledwie dostrzegalna irytacja pierzchła przez jasnym blaskiem przyjemnego samozadowolenia, gdy biały uśmiech zalśnił na moment przed trzaskiem migawki.

Tura trwa do 20.10 (niedziela) godz. 23:59.

Przeskok będzie trwał kwadrans - bierzcie to proszę pod uwagę w sesjach pobocznych.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#109
20.10.2024, 10:38  ✶  

Chwilę gadam z hrabią, potem powoli wracam
Dlaczego Brygadzista ewidentnie opuścił swoje stanowisko, aby porozmawiać z francuskim hrabią, którego – wedle wszystkich znaków na niebie i ziemi – nie powinien znać? Brenna uśmiechnęła się do zakłopotanego chłopca, odprowadzając go spojrzeniem, chociaż za tym uśmiechem w tej chwili wcale nie stało ani rozbawienie, ani sympatia, a mocne postanowienie, że jeśli nie zdoła dorwać go dzisiaj, dowie więcej jutro w Biurze.
Fakt, że Francuz postanowił do niej podejść, był dla niej zaskakujący, mimo to nie rzuciła się do ucieczki ani nie zareagowała gwałtownie, bo i… czemu by miała?
– Nie, obawiam się, że nie. Nie zasługuję na ten komplement – przyznała. – Opuściłam na moment mojego partnera, bo chciałam porozmawiać z Raphaelą… prowadzącą dzisiejsze wydarzenie, znikła mi z oczu gdzieś w pobliżu publiczności, a zobaczyłam tutaj sylwetki w mroku, przez moment myślałam, że to może ona – oświadczyła bez mrugnięcia okiem, nie do końca kłamiąc: bo naprawdę miała nadzieję na rozmowę z Avery, naprawdę dostrzegła, że ta jakoś jej znikła gdzieś z oczu – chyba w namiocie, ale nie miała pewności, bo nie obserwowała jej jakoś uważnie – i naprawdę była chętna do przekonania się, co za tym stało. (Chociaż jeżeli plotki o Avery były prawdziwe, to mogła po prostu udać się na romantyczną przechadzkę z którąś z osób pomagających przy dzisiejszej imprezie.)
Inna sprawa, że poza tym chciała sprawdzić, gdzie udał się wampir, który na ten wieczór dostał od niej łatkę „podejrzany”. I o ile odpowiedź chciałem zaczerpnąć świeżego powietrza i odpocząć od tłumu była absolutnie akceptowalna, o tyle rozmowa z młodym, brytyjskim brygadzistą na uboczu sprawiła, że ten napis „podejrzany” zaczął świecić się na czerwono.
– Nie widział pan może, gdzie poszła? – spytała, niezależnie od odpowiedzi zamierzając potem grzecznie dygnąć, zanim odejdzie, rozglądając się, trochę za Avery, skoro już powiedziała, że jej szuka, trochę kontrolując zmiany w „rozkładzie” gości, a trochę w poszukiwaniu Atreusa.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#110
20.10.2024, 11:19  ✶  
Dalej z Eden i Eleonorą, przypatruję się ludziom.

"Dobrze wiesz, po co istnieją takie spotkania". Oczywiście, Eden o tym wiedziała – Lorraine o tym wiedziała – wszyscy o tym wiedzieli. Lorraine ściągnęła usta w uśmiechu – nie był to jednak ten sam, ciepły uśmiech, którym wcześniej obdarzyła Eden – był to uśmiech uprzejmy, ujmujący w swej poprawności, ale i perfekcyjnie wyuczony: obliczony na efekt, przydający twarzy wyniosłego blasku, uśmiech arystokratki. Posłała kuzynce przeciągłe spojrzenie: nic nie dało przyjęcie ról dobrego i złego aurora. Brew drgnęła jej jednak lekko, kiedy usłyszała, co ciotka sądzi o ewentualnym zamążpójściu Eunice: można byłoby powziąć, że jest zazdrosna o kuzynkę, ale Lorraine – zawsze wzdragająca się przed ideą małżeństwa – była po prostu zaskoczona, jak wiele krwi musiała napsuć ciotce młodsza córka, skoro ta jest gotowa ryzykować kolejnym kryzysem wizerunkowym, byleby pozbyć się Eunice z domu.

"Bogowie wiedzą, jak bardzo chciałabym, żeby tak było."

– Pozostaje nam więc modlić się o przychylność bogów. – Lorraine spuściła oczy z pokorą dewotki, tylko po to, by ukryć czający się na ich dnie błysk okrucieństwa, który czynił ją tak podobną do ojca. Oboje nie lubili, kiedy inni ludzie odbiegali od scenariusza, który zdążyli im napisać. Nie, kiedy wygłaszane przez nich kwestie okazywały się tak wybitnie niesatysfakcjonujące. Lorraine Malfoy była ucieleśnieniem łagodności, dopóki nie postanawiała być okrutną – manipulowała słowami tak, aby wypaczyć ich sens w najgorszy ze sposobów: miłości nie dało się wtedy odróżnić od nienawiści, a słowa, które miały przynieść ukojenie – sprawiały ból. Gdyby użyła legilimencji, łatwo mogłaby przedrzeć się przez barierę milczenia Eleonory, wydrzeć sekrety, nie zważając na pozostawione zniszczenia – na chaos niszczący strukturę myśli i wspomnień, chaos, tak samo piękny, jak przerażający. Ale Lorraine wybierała dobroć, życzliwość, i... Subtelność psychologicznej manipulacji.
Uważała, że jest wtedy łaskawa jak bogowie, których przywołała Eleonora.
– Kto lepiej od nich wie bowiem, co dla nas dobre? – dodała niewinnie, wiedząc, jaka odpowiedź formuje się teraz w podrażnionym alkoholem umyśle ciotki, niemalże wbrew jej woli. Kto, jak nie Fortinbras Malfoy?

Nie musiała wypowiadać imienia stryja na głos: zawisło one między nimi, prezencja mężczyzny – który nieustannie czaił się zresztą w pobliżu – wyraźnie wyczuwalna w tej niemej implikacji. Jeżeli Eleonora bała się swojego męża, należało jej subtelnie przypomnieć, że w istocie, jest czego się bać. Lorraine nie dziwiła się, że ciotka ma dosyć; że topi smutki w butelce, a samą siebie utopiłaby w pobliskim jeziorze, gdyby nie była zbyt przyzwyczajona do luksusu egzystencji. Nie dziwiła się jej – nie po tylu latach u boku Fortinbrasa Malfoya. Lorraine potrafiła być okrutna, ale nie była przecież bezduszna. Miała wrażenie, że większość tego, co mówi, i tak wymyka się percepcji ciotki, ale wiedziała, że nawet jeżeli słowa nie dotrą do jej świadomości, zrobi to prędzej czy później alkohol, którego znieczulające szybko mijało, pozostawiając po sobie dojmujące poczucie pustki – tak jak finał Ondine Ravela.

Wzorem kuzynki sięgnęła po kieliszek, choć pić nie zamierzała – wykorzystała ten moment, by omieść spojrzeniem resztę osób stojących w ich grupce: Oleandra z matką, Fortinbrasa, Laurettę, kątem oka złapała Camille i Burke'ów, których syn gdzieś zniknął, obserwując razem z Eden rozwój sytuacji.


Yes, I am a master
Little love caster
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa