• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[noc 17/18.08.1972] Miałem ja miseczkę mleczka... | Victoria & Sauriel

[noc 17/18.08.1972] Miałem ja miseczkę mleczka... | Victoria & Sauriel
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#31
25.11.2024, 23:33  ✶  

Bardziej niż dźwięk jej kroków wychwycił jej głos, kiedy próbowała koty uspokoić. Co robiły? Skakały na nią? Szczególnie Luna - ta potrafiła. I wbijać te swoje szpileczki prosto w nogi, a ty sie zastanawiasz, czemu takie rany i obite kolana bolą mocniej od noża w bebechach. Nie, nie bolą. Ale z jakiegoś powodu były bardziej wkurwiające. Odpowiedź była prosta i banalna - adrenalina. Ale o tym Sauriel już nie wiedział.

Rookwood siedział na tym balkonie. Na barierce, niemal jak za dzieciaka w Hogwarcie. Tylko czekać na jakiegoś profesora, który będzie przebiegał i krzyczał, ze eej tak nie woolnoo! Spaadnieesz! Spadnę i... co wtedy? Fatalistyczne myśli rozbiegały się po jego głowie w tamtych chwilach. Jak będzie wyglądało jego ciało? Czy komukolwiek będzie żal? Czy na pewno zginie i nie będzie nieprzyjemności z długiej agonii? Albo najgorsza opcja, która niestety przytrafiła się jemu i którą czasem nazywał drugą z szans - uratują go. Największa porażka, żeby nawet nie móc ze sobą skończyć. Żałosne. Wspominał te chwile i w końcu myślał też o tym teraz. Niewiele by się raczej wydarzyło, gdyby skoczył. Spadłby na cztery łapy - nie było tutaj zbyt wysoko. Co najwyżej zapaskudziłby podłogę, jakby jakoś bardzo pechowo wylądował - a wiedział, jak wylądować dobrze. Już miał w zasadzie skakać, bo dlaczego nie...

Obrócił się na barierce, złapał paczke fajek i wrócił do środka, żeby bezszelestnie zejść po schodach w dół - nieszczególnie się przy tym śpiesząc. Już z powrotem mu migotały myśli, żeby jednak pójść, trochę zaczął go drażnić upływ czasu i zastój. Mógł tu trochę czasu spędzać, ale temu miejscu daleko było do "swojego" domu. Głównie dlatego, że nie był jego, tylko Victorii. To był już taki punkt, że nic nie było jednak dostatecznie komfortowe poza wybraniem się... i tak docierało się do wniosku, że po prostu NIGDZIE nie było wystarczająco dobrze. Chciał na nią poczekać. Dać jej tę resztkę czasu i się wtedy pożegnać bardziej normalnie.

Nie dało się NIE zauważyć, jak bardzo Victoria lubiła przejrzyste koszule, a może ogólnie przejrzyste fatałaszki. Albo jak lubiła podkreślać swoją kobiecość. I to było w porządku. Styl jak styl - każdy miał własny. Miała ładne ciało, więc miała co pokazywać. Natomiast chodziła tak raczej w domu, więc z drugiej strony... a może nie? Widział ją w sytuacjach towarzyskich ze znajomymi w liczbie... jeden? Chyba jeden - wtedy, co wybrali się do Cynthii. Chyba wtedy niczego takiego nie nosiła. Nie uważał się za wielkiego znawcę, mógł co najwyżej powtarzać słowa babki, jak to kiedyś było lepiej. I to bez znaczenia, czy kobieta ubrała spodnie czy kusą spódniczkę, albo elegancką sukienkę. Kiedyś po prostu zawsze było lepiej. Gdzieś mu się obiło o uszy stwierdzenie, że ładnemu to we wszystkim ładnie. Victoria miała ładną dupę - jej biodra mu się naprawdę podobały. I to chyba fakt. Nie ważne, co na ten tyłek założy, po prostu będzie jej ładnie.

- Z czego się tak cieszysz? - Zapytał, w końcu pozwalając swojemu krokowi trochę wybrzmieć, kiedy wkroczył do salonu. Tak, ten uśmiech oznaczał dokładnie to - że coś wywinęła, że miała jakiś żarcik, który bardzo ją bawił.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#32
26.11.2024, 01:34  ✶  

Gdyby spadł Victoria i tak bardzo by się zmartwiła. Pewnie w trymiga by po niego pobiegła, sprawdzić czy nic mu się nie stało – bo może i by go to nie zabiło, ale na pewno by bardzo bolało. Zabrałaby go do domu i by się nim zajęła, ale jeśli chciał tu zostać dłużej, to mógł to po prostu powiedzieć, a nie rzucać się z jej własnego balkonu. Martwiłaby się, że go boli, że musi minąć czas, nim wydobrzeje. Nie było tu może bardzo wysoko, ale nisko też nie – te kamieniczki miały wysokie piętra, parter też znajdował się na poziomie kilku schodków w górę. Było wystarczająco wysoko, że gdy trzeba było się przedostać do tego drugiego mieszkania balkonami, to Victoria musiała bardzo, ale to bardzo ze sobą walczyć i powtarzać sobie, że nie może patrzeć w dół.

Widział ją w sytuacjach towarzyskich więcej razy; gdy wybrali się do Cynthii, gdy zabrał ją na działkę Stanleya pomóc z przesadzeniem ogórków, widział ją w mieszkaniu Stanleya, kiedy została zaproszona, również w gronie znajomych, na kiszenie i robienie słoików. Lecz to wszystko było przed zerwaniem zaręczyn. Przed kłótnią z matką, przed wielkim rozłamem, kryzysem pewności siebie, wiary we własną osobę i tak dalej, i tak dalej. Zaczęła eksperymentować już w tym mieszkaniu, wyciągnęła koszule, których nigdy nie nosiła, próbowała patrzeć na siebie inaczej, zmienić coś w sobie, grubą kreską oddzielić tamtą siebie od obecnej. To był nowy, i miała nadzieję, że lepszy, etap jej życia. Eksperymentowała więc w domu, bawiła się tym ubiorem, próbując się w różnych wydaniach, w tym w tych bardziej odważniejszych. Ale nadal chodziła w sukienkach, sukniach. Tak pokazała się na pojedynku Louvaina z Panem Bufonem, również w sukience była na weselu u Blacków… Do spodni była też po prostu przyzwyczajona ze względu na noszenie przepisowego munduru aurora. Tak, lubiła podkreślać swoje kobiece kształty, biodra, talię, biust – było co eksponować, wiec nigdy nie próbowała tego zamaskować.

– Oo? Tu jesteś – usłyszała nagle to szuranie z miejsca, w którym jeszcze przed chwilą na pewno go nie było, odwróciła głowę, a zobaczywszy go… Cóż. Minka nie spływała z jej twarzy. Ta niewinna. Ale schyliła się po ten większy pakunek, nie zastanawiając się wcale nad tym, że wypina to i owo, i zaraz trzymając zawiniątko, wyciągnęła je do Sauriela. Tam właśnie znajdowała się ta skóra, duża, odpowiednio wyprawiona skóra tygrysa, w pomarańczowo-biało-czarne pasy. – Cieszę się, bo mogę ci to dać – odparła, całkowicie zgodnie z prawdą… tyle, że nie całą. Ale wolała dawkować to szczęście. – Proszę, dla ciebie – nie zapytała go, jak się czuje, bo nie chciała… nie chciała nawiązywać do tamtej rozmowy. Nie teraz w każdym razie.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#33
28.11.2024, 00:12  ✶  

Z wypadkami było tak, że czasem bliscy bardziej je przeżywali od ciebie samego. Z Victorią było tak, że wszystko przeżyłaby bardziej, niż on. Każde zadrapanie, każdy problem, jaki by go dotknął. W większości spraw miała cholerną rację. Powinien uważać, tam się bardziej postarać, tutaj zwrócić większą uwagę na coś tam, a z drugiej strony zwrócić uwagę głównie na siebie. Na swoje potrzeby. Na swoje emocje. Niewiele mówiła z rzeczy, które brzmiałyby jak wytykanie, a nawet kiedy chciała mu coś poradzić robiła to najdelikatniej na świecie. Mimo to nigdy nie był pewien, co do końca się stanie, kiedy przyjdzie im zderzyć się ze swoimi charakterami. Czy raczej: kiedy to jego charakter miał zagrać pierwsze skrzypce i coś... popsuć. Zazwyczaj chodziło o psucie - w tym był prawdziwym mistrzem.

- Tak to ja, ten numer to kłopoty. - Minimalnie wyciągnął jeden kącik ust w górę. Palnął pierwsze lepsze głupstwo, które przyszło mu do łba. Wydawało mu się, że kobieta dopiero tutaj zeszła, ale w sumie może kręciła się tu już jakąś chwilę? A jeśli nie tutaj - na parterze? Zadziwiająco dobrze wychodziło mu wtapianie się w tło jak na kogoś, kto miał taką zakazaną mordę. Wiedział, że lepiej wychodziło to wtedy, kiedy się starał, ale to pomińmy delikatnie.

Wyciągnął ręce po zawiniątko i przesunął po nim dłonią. Było miękkie w środku - czuł to. A i samo zawiniątko wcale małe nie było. Badał to pod kątem dotyku, a wpatrywał się w opakowanie, jakby mógł je prześwietlić.

- Czy to to, o czym myślę? - Zamruczał, uśmiechając się szerzej. Z rozczuleniem. Naprawdę pamiętała. Chyba że to jakiś dziwny dowcip? Podniósł na nią wzrok i uniósł jedną brew. Jeszcze nie rozpakowywał. Oj nie. Ale po tym czujnym spojrzeniu w końcu odszukał zapięcia, rozpięcia i zaczął to otwierać, jakby miał w dłoniach dmuchane jajeczko, które pęknie i rozpadnie się pod mocniejszym naciskiem. Coś, czego nie chciał. W końcu to Faberge miało być tylko jego jajkiem. Bezcennym prezentem. Ilość pieniędzy owszem, grała tutaj rolę, bo Sauriel od razu czuł się zobowiązany do spłacenia długu czymś równoważnym. Chociażby podobnym. Problem był taki, że nie miał pojęcia, ile taka skóra może kosztować. Co najwyżej mógł kogoś zapytać - i na pewno to zrobi. Nie zamierzał nawet próbować podpytywać Victorię - on już znał tę śpiewkę..! Też chciał, żeby było jej miło. Chciał jej dać coś miłego.

Skóra rozwinęła się i rozbłysnęła światłem w oczach Sauriela, który spoglądał na to z zachwytem. Kot. To był niby KOT. Tylko taki żyjący na innym kontynencie. Gdziekolwiek Afryka była - na pewno była daleko. Nie słyszał o takich sąsiadach Anglii. I całe szczęście, bo jeśli żyją w niej takie bydlaki to...

- Ale zajebisttaaa... - To było baaardzo soczyste przekleństwo, które wybrzmiało odpowiednio dzięki napięciu strun głosowych od natężenia emocji. Tych pozytywnych. Przesunął po niej dłonią i od razu przysunął ją do swojej twarzy, wydając z siebie pomruk zadowolenia. - Zajebistaaaaa.... - Jaka miękka... Jakie to było kurwa miękkie... jakie milusie... i cieplusie...



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#34
28.11.2024, 01:25  ✶  

Przeżywała wszystkie rzeczy, które krzywdziły jej bliskich. Dokładnie tak było z jej siostrami, które starała się bronić, chronić, wspierać… Nie była idealna, ale starała się przekazać te ciepłe uczucia, których nie potrafiła im dać ich matka i co prawda może przy Primrose i Daphne miała ograniczone pole manewru ze względu na nie tak dużą różnicę wieku (ale jednak istotną na tyle, że mogła coś zmienić i wziąć skupienie matki na siebie), to przy Livii mogła znacznie więcej i była przy jej wychowaniu i dorastaniu od czasu, gdy ta miała już samoświadomość. Ale tak samo trzęsła się nad Laurentem, Cynthią, nawet na Brenną, chociaż ta niewiele sobie z tego robiła (ale Victoria nie dawała za wygraną, bo… cóż. Nadal była tą starszą). Martwiła się wiec też o Sauriela, który pakował się w różne kłopoty… Był mniej ostrożny, bo „co może mu się stać”? Ale przecież nikt nie chciał odczuwać bólu. Nikt „normalny” w każdym razie, a sam przecież jej mówił, że go czuje i że nikt się nie przejmuje jego ranami. Ona się przejmowała. Do teraz pamiętała ranę na brzuchu, gdy myśleli, że się go pozbyli.

– Sądziłam, że kłopot to ja – tak przynajmniej ustalili ostatnio. I coś tam było o tym, że z kłopotami to jak z problemami – należy się przespać… więc zaniósł ją do łóżka. Do teraz na samą myśl rumieniła się delikatnie, ale nie z zażenowania, a dlatego, że to było tak miłe. Skutecznie odsunął jej złe myśli, zły humor i choć poczucie winy nie zniknęło, to zmalało – bo doskonale wiedziała, że nie zrobiłaby tego, co zrobiła, świadomie. Gdyby miała choć ułamekm władzy nad sobą, to nic takiego by się nie stało. I dziękowała Matce i wszystkim innym, że miała na tyle samozaparcia, by przypomnieć, że są w pracy i czeka ich poszukiwanie… Bo gdyby to zaszło dalej, to już by tego chyba nie dźwignęła. I niby kiedyś nie widziała problemu z przyprawianiem rogów narzeczonemu, różnica polegała jednak na tym, że po pierwsze – zupełnie go nie znała i nie czuła się zobowiązana ani połączona emocjonalnie, a po drugie – wręcz go nie znosiła. Sauriel… Może i nie był już jej narzeczonym, ani… cóż. Nie wiedziała kim dla siebie byli, ale jej uczucia były tutaj bardzo oczywiste, a to oznaczało, że była dla innych mężczyzn zwyczajnie niedostępna i nieosiągalna.

– A to już zależy o czym myślisz – ale najpewniej myślał poprawnie, co jednak nie uchroniło go od tego bardzo tendencyjnego pytania. Widziała jak się uśmiechał, jakby troska związana z ich poprzednią rozmową całkowicie zniknęła. Że cieszył się jak dziecko, z pieczołowitością rozpakowując zawiniątko. Jaki zachwycony był, gdy już dostał się do środka, zobaczył, otrzymał swoje potwierdzenie i rozwinął całą skórę, tak, ze ta zakryła go w całości na długość. I ona się uśmiechała, tym swoim spokojnym uśmiechem, ciesząc się, że tak mu się podobało. To nie był niechciany i nietrafiony prezent, wiedziała o tym doskonale.

A skoro już o nietrafionych prezentach mowa… gdy tak zasłaniał się i tulił do tygrysiej skóry, sięgnęła po drugi, znacznie mniejszy pakuneczek i podsunęła mu niemalże pod nos.

– Jeszcze to, Kociaku – no przecież, że musiała dorzucić coś od siebie… Zwłaszcza że w środku znajdowało się dokładnie to, co Sauriel również mógł przeczuwać. Bawełniane gacie w najprawdziwszą panterkę. Sztuk trzy. No przecież nosił bieliznę, nie? Slipów nigdy za dużo. Oraz jedne bokserki. Jej absolutnie niewinna minka powróciła na twarz, nie umiała nad tym zapanować.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#35
29.11.2024, 20:24  ✶  

Specyficzny zapach tej skóry sprawiał, że miał ochotę zatopić w nią nos i węszyć. Próbując zrozumieć, co to były za zapachy. Nie znał się na kaletnictwie, oprawianie skóry było poza jego zasięgiem wyobrażenia, ale głupi nie był. Czymś musieli zaprawiać to wszystko, żeby dało się to nosić i nie obsiadały tego muchy głodne krwi. Ciekawe, co robili z resztą takiego kota. Podobno w niektórych krajach je jedli..? Powstrzymał się przy tym zatapianiem nochala w skórze, bo ten zapach wcale nie był takimi perfumami, żeby go szukał. Ponadto jego wzrok skupił się na Victorii. Poruszyła się i wyciągnęła kolejne zawiniątko. Tutaj też mogło się pojawić to samo tendencyjne pytanie. Czy to to, o czym myślę? Prędzej było temu jednak do "nie chcę tego", które powstrzymał na końcu języka i nie pozwolił mu wypłynąć na zewnątrz. Jej mina i wielkość pakunku pozostawiała tutaj małe pole do popisu, żeby nie był pewien, co będzie w środku.

Zawiesił skórę przez przedramię i spojrzał na nią sceptycznie, z lekkim grymasem niezadowolenia. Nie musiał pytania zadawać - ono w odmiennej formie malowało się na jego twarzy, chociaż naprawdę starał się nie. Skoro ją to tak cieszyło i bawiło to mógł się trochę wysilić i nie zepsuć jej zabawy. Ten grymas zmienił się na cyniczny uśmieszek kącikiem ust. Odebrał paczuszkę i rozparcelował ją równie pieczołowicie. A kiedy zobaczył zawartość to uniósł jedną brew i spojrzał na Victorię wymownie. Równie dobrze mógł to jej oddać albo wyrzucić do śmieci - bo nie miał pojęcia, co miałby z tym zrobić. Nie zamierzał tego zatrzymywać, bo po co mu to było? Victoria miała szmalu jak lodu, to co jej po paru groszach na takie majtki, skoro sprawiało jej to frajdę i przyjemność.

Ton rozmowy sprzed godziny zaniknął całkowicie. Wsiąknął w posadzki tego mieszkania. I pomimo tego, że myślał o powrocie do siebie to teraz nie było mu tak śpieszno. Mógł wracać w zupełnie innym nastroju. Był wdzięczny. Był jej naprawdę cholernie wdzięczny. Za wszystko.

- Założę do garniaka. Koniecznie na wierzch. - Dopełniłoby to jego stylu jak nic. - Rozpieściłaś mnie. Dziękuję. - Nie był fanem tych magicznych słów, ale czasami wypowiadało się z zaskakującym wrażeniem, że to dokładnie ten moment, w którym powinny zostać użyte. Dlatego nie powinny być też nadużywane. - To właściwie jak prezent przeprowadzkowy. - Uniósł rękę ze skórą na przedramieniu, żeby zaakcentować, o czym mówi. Maniera robienia sobie prezentów na przeprowadzki była całkowicie normalna, choć tutaj to był bardziej przypadek.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#36
30.11.2024, 03:33  ✶  

Żart z gaciami tak ją bawił, że wprost nie mogła się powstrzymać przez tym jakże gustownym zakupem w samym Egipcie. Mógł ich nie nosić, mógł zakopać na same dno szuflady, w najczarniejszy kąt szafy, ale i tak nie uchroniło go to od tego, że musiała mu to po prostu wręczyć. To był nieszkodliwy żart, nie mający nikomu uczynić krzywdy, ot niewinny śmieszek – bo oto pani kupuje panu majtki w panterkę. Ostatni krzyk mody! Wiedziała, że to nie jego gusta, że gdyby były czarne, albo… może różowe? Albo skórzane – och, wtedy byłyby dużo lepsze, ale były właśnie takie: w motywy kociego futra. Mięciutkie, bo i nie kupiła najtańszego gówna, a satynę, co Sauriel wyczułby, gdyby odważył się je dotknąć. Bo widziała jego minę, jak bardzo ze sobą walczy, żeby czegoś nie palnąć.

– Na głowie jako ochronną czapkę. Albo na twarzy zamiast maski – nie miała pojęcia że w maju wparował w kominiarce do zoo, ale gdyby tylko wiedziała… tak naprawdę mógł je nosić jak chciał, albo nie nosić wcale, chociaż no… gdyby je wywalił to byłoby trochę przykro – żart czy nie, to wciąż był prezent. Ale przecież nie zamierzała kontrolować, co nosi na dupie.

– Proszę – uśmiechnęła się leciutko, mrużąc przy tym oczy. Nie powiedziała standardowego “nie ma za co”, bo oboje wiedzieli, że to nieprawda i tylko odbierałoby to powagi od słów, jakie do niej skierował. A podziękowanie…? Kiedy ostatnio jej dziękował? Chyba w maju – za to, że miała nadzieję za nich oboje. Za to, że mógłby być człowiekiem, chociaż wtedy to były tylko bardzo nieśmiałe przypuszczenia po wspólnym zobaczeniu jednego ze wspomnień. – Mam nadzieję, że będzie ci służyć – bo że skóra mu się podobała – to już wiedziała, wystarczyło go chwilę poobserwować. – A kiedy się wprowadzasz? – wiedziała, że ma się przeprowadzić, ale czy to już nastąpiło? I cóż – zdecydowanie był to przypadek, bo zbiegło się to z jej zaplanowanym wyjazdem. Tym niemniej… sama przeprowadziła się miesiąc wcześniej, ale nic od nikogo z tego tytułu nie otrzymała. Uśmiechała się za to, bo jeśli on to tak traktował – no to cieszyło ją, że tak mu się podoba. – Już wszystko w porządku? – wolała, żeby nie robił dobrej miny do złej gry, jeśli nadal nie czuł się dobrze po rozmowie sprzed godziny. Wyglądało co prawda na to, że jest ok, ale… ach, czasami nie chciała zgadywać i się domyślać.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#37
30.11.2024, 19:12  ✶  

Gdyby ludzie robili sobie tylko takie żarty to ten świat byłby o wiele lepszym miejscem, niż jest aktualnie. A był spierdolony. Tylko takie miejsca jak to chroniły resztki naszej poczytalności. To, że mamy siebie, że możemy siebie mieć, że nie ma wokół krwi ani cierpienia. Żart. Coś, co sprawiało, że ktoś się uśmiechał, niekoniecznie nawet musiałeś uśmiechnąć się sam. Sauriel potrafił to uszanować, docenić, nawet jeśli wymagało to od niego trochę wysiłku to włożyć go chciał - bo chciał, żeby ona się cieszyła. Nie chciał tej radości zabić jakimś swoim dennym tekstem, który można zamieść szufelką jak rozbity dzbanek po herbacie. Dzięki Merlinowi - ten stojący na stole w kuchni nie uległ żadnemu stłuczeniu. Oni byli za to potłuczeni. Tak, jak najbardziej w ten zabawny sposób - potrafili robić całkiem niemądre rzeczy i mówić równie niemądre słowa, tylko dlatego, że pojawiały się nerwy, albo dlatego, że chciało się uśmiechnąć. Sprawić, by uśmiechnęła się ta druga strona. Byli też rozbici w ten całkiem smutny sposób. Pozlepiane dzbany złotem były cenniejsze, wiesz? To złoto opisywało ich przeszłość. Było jednak złotem teraźniejszości.

Prychnął. Na chwilę przymrużył oczy, opuścił spojrzenie. Prychnął znów. Przyłożył palce do czoła. Zaśmiał się. Zaczął się śmiać, bo to było kurwa głupie, debilne i absurdalne - tutaj wyobraźnia go nie zawiodła i przed samym sobą powiedziałby "niestety", ale dobrze to wiemy - to było "na szczęście". Ten śmiech wybrzmiewał z niego zdecydowanie za rzadko, szczególnie, kiedy nie był takim pomrukiem, tylko prawdziwym śmiechem.

- Wiesz, że czasami noszę takie chujowe kominiary? Takie za ćwierć knuta szyte na słowo honoru. - Których jest milion i raczej nikt ich nie kupuje na poważnie? Cóż, Sauriel kupił. I podszedł bardzo poważnie wtedy do swojego zajęcia. - Powiem więcej - ja ją założyłem. - I teraz dodajmy do siebie to, jak Sauriel potrafił niezauważenie przemykać. W tej kominiarce. Przecież to absurdalne, żeby kogoś W TAKIM PRZEBRANIU nie zauważyć. - Więc... will do. - Uniósł ten pakunek, żeby to zaakcentować, ciągle rozbawiony tą wizją.

- No gacie będą służyć na pewno... - Wymruczał, na razie odkładając to na oparcie sofy, żeby nie sterczeć z tym jak debil. Niby mógł, ale żeby być debilem w pełni to już naprawdę musiałby założyć te gatki. - A... chyba zacznę jutro nosić manele, wiesz? Trochę zależy od pogody. W nocy jest w chuj ciemno, więc lepiej mi w dzień... ale zobaczę, czy mi stary da klucze. - Bo chcieć to sobie mógł, ale z Josephem to... łatwiej czasem się z kamieniem dogadać, jak ten starzec akurat ma coś we łbie. Machnął lekko ręką na jej pytanie. - Ay, Słońce. Wszystko dobrze.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#38
01.12.2024, 15:36  ✶  

To nie ulegało wątpliwościom – że świat był spierdolony. Jak nie mógł być, skoro rodzice poświęcali własne dzieci w imię… zasad? Tradycji? Gdzie ich odrębność, pragnienia i własne preferencje znaczyły mniej niż pyłek na wietrze. Gdzie ojciec oddawał swojego jedynego syna, wiedząc, że w praktyce ten zginie i choć odrodzi się na nowo, to nie będzie już taki sam? Ich obojga spotkało tak dużo złych rzeczy, że nie trzeba było nikogo przekonywać, jak bardzo zły jest to świat. Tym bardziej znalezienie takiego dobrego miejsca, to było coś ważnego, cennego. Budowanie kawałka świata czystego, dobrego, łagodnego – czyż nie było to ważne? Potrzebne? Zwykle, by dojść do takich wniosków, należy przeżyć na własnej skórze coś bardzo złego i to wszystko zrozumieć: jak bardzo jest to potrzebne. Więc Victoria starała się tworzyć takie miejsce tutaj, w tym mieszkaniu, a swoje połamane serce próbowała jakoś pozbierać i poskładać, skleić, tak. Zarysowany człowiek był tym piękniejszy, bo został ukształtowany przez doświadczenia, nie był idealny. Sauriel za to był bardzo zarysowany, połamany, sklejony i połamany znowu. Spod tych kawałków prześwitywało jednak światło i było tym lepiej widoczne, że wokół czaiła się ciemność.

Pojaśniała trochę, kiedy on tak prychnął, a potem zaczął śmiać. Jej uśmiech nie był już teraz jakimś widmem czającym się w kącikach ust, a był całkiem mocno widoczny – bo aż tak rozbawić Sauriela wcale nie było tak łatwo. Zwykle uśmiechał się krzywo, arogancko, albo miał wykrzywioną w niezadowoleniu facjatę – z tych jego minek to można było czytać, oj czytać. Byłby dobrym aktorem: bo miał bogatą mimikę. Był to bardzo chimeryczny kot, bo przeszli dzisiaj przez różne stadia jego humoru, Victoria za to doceniała, że nie uciekł, kiedy mógł i chciał, że przeczekał to, a teraz śmiał się w głos z jej totalnie idiotycznego żartu z majtkami.

– Nie wiedziałam, że masz taki fetysz – to oczywiście też był żart wypowiedziany z sarkazmem. – Przebieranki w jakieś tandetne ciuszki. Trzeba było powiedzieć. Możesz założyć taką chujową kominiarkę, a ja tamten jakże gustowny mundur brygadzistki, gdzieś chyba został – parsknęła, bo w sumie to nie mówiła do końca poważnie, ale prawda była taka, że jedno i drugie było chyba podobnej jakości.

– A nie macie połączenia kominkiem? Żeby przez kominek pownosić rzeczy? – czemu miał to wszystko nosić…? – Albo hmm teleportacją? – ona przynajmniej tak właśnie robiła, no przecież nie zamierzała paradować z pakunkami po ulicy, żeby ludzie bardziej o niej plotkowali niż już ma to miejsce. – Nie dostałeś jeszcze kluczy? – zachichotała na to, jak nazwał Josepha starym, bo miało to w gruncie rzeczy dwa znaczenia… I było to nawet urocze. Jak z nienawiści przeszło to do, hmm… jakiejś akceptacji? Nawet może cienia sympatii?

To chyba był rumieniec, leciutki, bo poczuła ciepło na twarzy – ale nie takie… żeby rzeczywiście było jej ciepło. Faktem było jednak, że róż lekko wpełzł na policzki, gdy została nazwana z taką czułością.

– Okej, to dobrze.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#39
01.12.2024, 22:01  ✶  

Poruszył brwiami całkowicie sugestywnie - w żartach, rzecz jasna, bo wcale nieśpieszno mu było do takich jednoznacznych przebieranek. Tak, ona byłaby policjantem, a on tym złym typem... czyli wcale by daleko w roleplayu nie uciekli. Różniłaby się tylko tandetność ich przebrań i to, że w ogóle musza to robić. To samo w sobie wydawało mu się tandetne. Żaden z niego był jeden specjalista od tego typu zagadnień - ale nie był też tka wspaniałomyślny, żeby myśleć kategoriami "nie wiem, to się nie wypowiem". Mógłby krytykować, a i owszem! Marudzić - dla zasady. Wcale nie uważał się za lepszego wśród tłumów ludzi, którzy łatwo podnosili kamień, żeby rzucać w oskarżonego kamieniem. I nikt nie pytał, czy oskarżony został słusznie.

- Kominek... - Prychnął i machnął łapą z irytacją. Nie irytował się na Victorię, co zaraz zostało wyjaśnione. - Jasne, jest kominek. Do grzania dupska, albo wyglądania cool. Wybierz sobie kurwa jedno. - W zasadzie to pewnie były oba, bo ciężko mówić, żeby Joseph MARZŁ. - Pewnie i tak podłączę ten kominek... - Dla Josepha było to "bezpieczeństwo", które dyktowane było logiką, że bezpieczniej było, kiedy nikt nie mógł ci wejść do domu. Zresztą ten wampir cenił sobie prywatność, a niekoniecznie już tak bardzo cenił prywatność innych. Podwójne standardy, ot co. - A co to, pali się, żeby wszystko teleportować? - Wzruszył ramionami. I ryzykować nawet mały stopień rozszczepenia, albo pogubienia rzeczy przy okazji? Wolał to na spokojnie przetargać. Ostatnim, czym musiał się przejmować, to śmierć ze starości. Największą przeszkodą mogła być co najwyżej jego cierpliwość - czyli jej brak. - Pewnie jakieś większe rzeczy przetargam teleportacją pod chałupę... ale zobaczę, nie chce robić zamieszania w mugolskiej dzielnicy. Na chuj mi to. - Ostatnie, czego potrzebował, to uwaga Brenny Longbottom, która miałaby kolejny pretekst do zakucia go w kajdanki. - Nie, jeszcze nie. - I miał nadzieję, że nie powstanie nagły problem związany z ich przekazaniem, ale jego katalityczne spojrzenie na świat i rzeczywistość podpowiadały mu, że te problemy mogły być - jeszcze jak. - Zbieram się ze swoimi fantami, a ty się na spokojnie rozpakuj. Jak się dostanę do nowego nabytku to dam ci znać przez tego latającego pierdolca. - Czyli przez sowę.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#40
02.12.2024, 00:43  ✶  

Spojrzała na niego wymownie, kiedy tak poruszał brwiami i aż pokręciła głową z lekkim zażenowaniem. Sama nie miała zamiaru nikogo oceniać za preferencje i fetyszyzm, ale ona… Ona wcale nie była pierwsza do przebieranek – wręcz przeciwnie. A to wszystko, to był tylko żart i wyzłośliwianie się w jej stylu, czyli niezbyt groźne, bo i wcale nie chciała być niemiła czy nieprzyjemna dla Sauriela, nie chciała mu sprawić przykrości, ot tylko go pozaczepiać. Rzecz jasna rozmawiali o tym jego zerowym pociągu, a później o próbowaniu jakby to było, ale może miał jakieś takie kinky i akurat to mu nie przeszło? Nie wiedziała, bo skąd miałaby? Niespecjalnie rozmawiali na te tematy, nawet jeśli gdzieś tam po drodze pojawiały się seksualne żarty.

– Nie rozumiem – Victoria była trochę skołowana i było to widać. – To nie macie tam podłączonego kominka? Tak w ogóle? Przecież można wykupić podłączenie razem z zabezpieczeniami – na przykład Victoria taką miała – że tylko określone osoby mogły się kominkiem dostać do jej mieszkania. Wiadomo – kosztowało to ekstra, ale było przy tym bardzo wygodne. – Mój kuzyn, Louvain, pracuje w Departamencie Transportu. Teraz co prawda przy świstoklikach, ale kiedyś robił przy kominkach. Możesz z nim pogadać, na pewno ma tam kontakty i dałoby się coś załatwić jakoś taniej czy coś, po znajomości – w sumie to nie miała bladego pojęcia, czy Sauriel znał się z Louvainem… Lou na pewno znał się z Atreusem, co za tym idzie, istniała szansa, że przecięli swoje ścieżki gdzieś po drodze, tym bardziej, że pomiędzy Lou a Saurielem nie było dużej różnicy roczników w Hogwarcie – ledwie rok o ile dobrze kojarzyła. – Nooo… Po co się męczyć z noszeniem tego? Zresztą no jak to zrobisz? Będziesz jeździł pociągiem z Little Hangleton do Londynu, a potem nie wiem… Błędnym Rycerzem? – nie umiała sobie wyobrazić jak miał to robić bez magicznych środków transportu, dla niej to było jak oddychanie, oczywiste. Rzecz jasna do głowy jej nie przyszedł żaden samochód (przejazd którym tez zajęłoby sporo czasu). – Taaaak… rozumiem. Też bym nie chciała się rzucać w oczy – zwłaszcza, że chciał to robić… w dzień. Co dla wampira już musiało być trudne, a ludzie na ogół wtedy nie spali i lepiej wszystko widzieli. – Jasne – uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoje torby, doskonale wiedząc, że wypakowanie się nie zajmie dużo czasu – ot machnie różdżką kilka razy i to będzie tyle. – Dobra. O lusterku pamiętasz? – upewniła się jeszcze, bo prócz sowy – mogli się kontaktować właśnie lusterkiem, co było dużo szybsze, bo nie było elementu drogi. Ale rzecz jasna nie zawsze było możliwe – nie, gdy on był w Little Hangleton, albo ona w trakcie jakiejś akcji. – I widzisz? Nie było ściągania koszulki – zaśmiała się, nagle przypomniawszy sobie o tamtej rozmowie w kuchni. Nie planowała go zatrzymywać – i tak spędził tutaj dużo czasu i to z własnej woli. No i… miał dużo do przemyślenia. Ona też miała.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (12204), Sauriel Rookwood (10089)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa