Bardziej niż dźwięk jej kroków wychwycił jej głos, kiedy próbowała koty uspokoić. Co robiły? Skakały na nią? Szczególnie Luna - ta potrafiła. I wbijać te swoje szpileczki prosto w nogi, a ty sie zastanawiasz, czemu takie rany i obite kolana bolą mocniej od noża w bebechach. Nie, nie bolą. Ale z jakiegoś powodu były bardziej wkurwiające. Odpowiedź była prosta i banalna - adrenalina. Ale o tym Sauriel już nie wiedział.
Rookwood siedział na tym balkonie. Na barierce, niemal jak za dzieciaka w Hogwarcie. Tylko czekać na jakiegoś profesora, który będzie przebiegał i krzyczał, ze eej tak nie woolnoo! Spaadnieesz! Spadnę i... co wtedy? Fatalistyczne myśli rozbiegały się po jego głowie w tamtych chwilach. Jak będzie wyglądało jego ciało? Czy komukolwiek będzie żal? Czy na pewno zginie i nie będzie nieprzyjemności z długiej agonii? Albo najgorsza opcja, która niestety przytrafiła się jemu i którą czasem nazywał drugą z szans - uratują go. Największa porażka, żeby nawet nie móc ze sobą skończyć. Żałosne. Wspominał te chwile i w końcu myślał też o tym teraz. Niewiele by się raczej wydarzyło, gdyby skoczył. Spadłby na cztery łapy - nie było tutaj zbyt wysoko. Co najwyżej zapaskudziłby podłogę, jakby jakoś bardzo pechowo wylądował - a wiedział, jak wylądować dobrze. Już miał w zasadzie skakać, bo dlaczego nie...
Obrócił się na barierce, złapał paczke fajek i wrócił do środka, żeby bezszelestnie zejść po schodach w dół - nieszczególnie się przy tym śpiesząc. Już z powrotem mu migotały myśli, żeby jednak pójść, trochę zaczął go drażnić upływ czasu i zastój. Mógł tu trochę czasu spędzać, ale temu miejscu daleko było do "swojego" domu. Głównie dlatego, że nie był jego, tylko Victorii. To był już taki punkt, że nic nie było jednak dostatecznie komfortowe poza wybraniem się... i tak docierało się do wniosku, że po prostu NIGDZIE nie było wystarczająco dobrze. Chciał na nią poczekać. Dać jej tę resztkę czasu i się wtedy pożegnać bardziej normalnie.
Nie dało się NIE zauważyć, jak bardzo Victoria lubiła przejrzyste koszule, a może ogólnie przejrzyste fatałaszki. Albo jak lubiła podkreślać swoją kobiecość. I to było w porządku. Styl jak styl - każdy miał własny. Miała ładne ciało, więc miała co pokazywać. Natomiast chodziła tak raczej w domu, więc z drugiej strony... a może nie? Widział ją w sytuacjach towarzyskich ze znajomymi w liczbie... jeden? Chyba jeden - wtedy, co wybrali się do Cynthii. Chyba wtedy niczego takiego nie nosiła. Nie uważał się za wielkiego znawcę, mógł co najwyżej powtarzać słowa babki, jak to kiedyś było lepiej. I to bez znaczenia, czy kobieta ubrała spodnie czy kusą spódniczkę, albo elegancką sukienkę. Kiedyś po prostu zawsze było lepiej. Gdzieś mu się obiło o uszy stwierdzenie, że ładnemu to we wszystkim ładnie. Victoria miała ładną dupę - jej biodra mu się naprawdę podobały. I to chyba fakt. Nie ważne, co na ten tyłek założy, po prostu będzie jej ładnie.
- Z czego się tak cieszysz? - Zapytał, w końcu pozwalając swojemu krokowi trochę wybrzmieć, kiedy wkroczył do salonu. Tak, ten uśmiech oznaczał dokładnie to - że coś wywinęła, że miała jakiś żarcik, który bardzo ją bawił.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.