• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[Sierpień 1943] Just because it's a bad idea doesn't mean it won't be fun

[Sierpień 1943] Just because it's a bad idea doesn't mean it won't be fun
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#1
11.12.2024, 18:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.12.2024, 18:08 przez Jonathan Selwyn.)  
Sierpień przyszedł zdecydowanie za szybko, nawet jeśli do końca wakacji i powrotu do szkoły (której przynajmniej nie planowali już zamknąć!) pozostało jeszcze tyle czasu, że nie należało przejmować się nadchodzącym rokiem szkolnym lub potencjalnym zielnikiem do zrobienia przez wakacje.  Teraz należało przejmować się nieco zbyt rażącym słońcem, chłodną lemoniadą, plamą po trawie na białej koszuli, lekko naruszonym sercem po tym jak pewna Puchonka postanowiła zakończyć wszystko w jednym liscie, bo zasugerował jej, że nosi za dużo tiulu i tym jak miło spędzić czas z dwójką przyjaciół w Warowni. A od takich pięciu, czy sześciu minut trzeba było się też przejmować tym, że Morpheus był w dziurze i nie za bardzo dało się go wyciągnąć.
W sumie nie do końca wiedział, jak to się stało.
W jednej chwili siedzieli w Warowni, a on tłumaczył Anthony'emu że wyglądałby mniej, jak smutna wiktoriańska sierota (ale zapewnił przy tym, że i tak wyglądał dobrze) gdyby czytał więcej Agathy Christie i pytał Morpheusa czy i dla niego za duża ilość tiulu powinna zostać uprzejmie wytknięta, a w drugiej ktoś, no dobrze on, zaproponował, aby przeszli się po obrzeżach Kniei. A potem znaleźli tę śmieszną jamo-jaskinię, w której w środku były chyba jakieś napisy, a która miała naprawdę wąskie przejście.
A potem uznali, możliwe że Jonathan bardzo zachęcał kolegów do tego, że warto byłoby tam wejść. Morpheus poszedł przodem. Morpheus wszedł do środka. Morpheus wysunął się przez otwór aby coś im powiedzieć. Morpheus utknął. Morpheusa nie dało się wyciągnąć, a starszy brat Morpheusa, do którego mieli się zwrócić jakby coś się działo jakoś zniknął im z ich pola widzenia. No dobrze, może to oni zniknęli z jego pola widzenia.
– Ej. Powiedział ktoś w ogóle twojemu bratu, że idziemy tutaj? – zapytał nagle w przypływie geniuszu, gdy kolejna próba ciągnięcia Morpheusa za ramiona nie przyniosła pożądanego skutku. Puścił rękę przyjaciela i zmarszczył brwi. -  Bo możemy zrobić tak, że albo ja poczekam tutaj z Morpheusem i Anthony pobiegnie po pomoc, albo spróbujemy powiększyć jaskinie lub pomniejszych Morfiego, a jak Ministerstwo Magii powie, że używaliśmy magii to powiemy, że to był ktoś inny.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#2
13.12.2024, 11:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2025, 15:13 przez Anthony Shafiq.)  
Był wściekły.

Oczywiście próbował to ukrywać, emocje nigdy nie powinny brać góry nad człowiekiem, bo wtedy kompulsywnie mógłby zrobić coś wysoce niestosownego, ale po prostu wewnętrznie roznosiło go, co było widać jak na dłoni patrząc na jego twarz, na ściągnięte w wąską linię usta, nadęte policzki jakby właśnie miał połknąć żabę. Jakby spojrzeć na lekko zaczerwienione oczy i nerwowo uderzające palce o cokolwiek, co znalazło się w ich zasięgu.

Był wściekły bo nienawidził lasu, a ta para gryfońskich młotków... no dobrze, Morpheus nie był gryfonem, ale nie wyciągniesz Longbottoma z Longbottoma, z kolei Jonathan był niezwykle zadufanym w sobie gryfonem jak na gryfona (ale och czyż nie miał ku temu powodów z tym profilem, który Anthony bezskutecznie próbował odtworzyć z pamięci, szkicując go pokracznie a potem drąc papier na tysiące najmniejszych kawałeczków, by ktoś przypadkiem tego nie zobaczył, nawet jeśli nie dało się w sumie rozpoznać drugiego czternastolatka, ale on wiedział, więc jego palące policzki uważały, że wszyscy będą wiedzieć). Był wściekły na siebie chyba najbardziej, bo Jonathan (czy mu się zdawało, czy ukradł perfumy ojcu i w imię afirmacji własnej dorosłości zaczęła unosić się za nim ściana intensywnego zapachu, który już zawsze będzie mu się kojarzył z tym emocjonalnym kołtunem, który musiał musiał musiał po prostu musiał jak najszybciej ukryć?) powiedział, że będzie wspaniale przejść się do lasu, więc poszedł za nim. Powiedział, że mają wejść do jaskini, więc nie oponował. Powiedział, że wygląda jak sierota, więc oczywiście kłócił się z nim punktując jakoś materiału, datowanie projektu, wewnętrznie tracąc cenne zasoby opanowania, na powstrzymanie się przed ucieczką i histerycznym płaczem pod jednym z drzew.

A teraz Jonathan kazał mu biec i tego było już za wiele.

– Twoja wiktoriańska sierota jest przywykła do wielkich wiktoriańskich posiadłości, a nie tego przeklętego lasu!– Nie krzyczał, bo byłoby to żałośnie dziecinne. Lekko przydługie paznokcie wbijał boleśnie w dłoń, by zachować rezon, zmusić ciało do posłuszeństwa i względnego spokoju wobec zaistniałej sytuacji. – Morpheusowi nic nie grozi, więc użycie magii może być sankcjonowane i wpisane do akt. Z tych dwóch dróg pierwsza zdaje się najbardziej logiczna, ale wtedy i tylko wtedy jeśli to Ty pobiegniesz. Lepiej się orientujesz w terenie i... Clemens lubi Cię zdecydowanie bardziej ode mnie, więc nie będzie tracił czasu na urządzanie tyrady i zwalanie na mnie odpowiedzialności za zaistniałą sytuację. – Dąsał się i był rozdrażniony, nienawidząc nastoletniego umysłu, który podsuwał mu scenariusze w których to on jest uwięziony i to jego Jonathan próbuje ratować. Oczywiście Anthony czytał o zmianach biologicznych wciele, już od dziewiątego, dziesiątego roku życia został przygotowany na to, że jego ciało będzie przez dziesięć lat szwankować z powodu ewolucyjnie zaprogramowanych procesów. Trzeba było to zwyczajnie przeczekać.

– No już, idź, idź po niego, a ja będę zabawiać naszego Kubusia Puchatka. – Pogonił go, przysiadając teatralnie na ziemi obok wejścia do dziury (szumnie nazywanej jaskinią, ale czy świat w opowieściach Selwyna zawsze nie był większy i wspanialszy?) od razu tego żałując, bo pewnie pobrudził sobie swoją piękną i drogą i najczarniejszą z możliwych szatę.

Przeklęty las.

Gdy tylko przyjaciel zniknął z ich zasięgu, Anthony zwrócił się do Morpheusa, od razu spokojniejszy, niemalże przepraszający.
– Wybacz, następnym razem to ja będę wybierał nam zabawę. Mogliście przecież iść na plażę, to że ja spędziłbym te kilka godzin na piasku czytając Kanta, nie powinno Wam przeszkadzać w rozrywkach. – stęknął, odgarniając przyklejony do czoła lok. – Mogę coś dla Ciebie zrobić? Może mam usiąść inaczej, żebyś mógł się oprzeć, a nie, że tak... zwisasz. – W miarę możliwości spełnił prośbę przyjaciela, a potem podjął bardzo nieudolne próby pocieszania go: – Dobrze, że nie wcisnęli nam bachora Twojego brata. Jeszcze teraz musiałbym go niańczyć w oczekiwaniu na ratunek. Wyobrażasz sobie? Ja i niemowlę? Obśliniłby mi pewnie całą szatę. Albo gorzej...- zbladł, ale trzeba było przyznać, że widmo siebie samego z dzieckiem na ręku skutecznie rozpraszało i jego bieżące rozterki.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
19.12.2024, 20:18  ✶  

Powinien to przewidzieć. Tak jak wiele innych rzeczy. Pochwalił się na przykład, jak to walczyli z Clemensem z magicznym artefaktem (nie wspomniał, że ta cała jego walka polegała na tym, że zawisł w przestrzeni, owinięty przez pnącza jak kawałek szynki sznurkiem tuż przed wędzeniem i to jego brat zmagał się z oswobodzeniem go ze śmiertelnego uścisku pułapki), na dowód pokazując im swój pięknie złamany nos, którego ostatecznie nie nastawili, żeby mama się nie dowiedziała. Oczywiście dowiedziała się, gdy tylko dojrzała opuchniętą twarz najmłodszej pociechy, ale ten skłamał, że potknął się, bo czytał i szedł i upadł nosem na kamień. Chyba mu uwierzyła. Swoim przyjaciołom nie zamierzał jednak sprzedawać wymówki, a chwalebną historię. Mało brakowało, a próbowałby trzynastozgłoskowca, aby oddać swoje bohaterskie czyny, ale odechciało mu się po jednej zwrotce.

Może dlatego teraz, zamiast kolejnej chwalebnej przygody, tkwił z zadkiem w kominie jaskini, przez który powinien się bez trudu przecisnąć, aby zjechać do niższej komory, aby tam dokonać typowych dla ich wieku inicjacji, wejścia w dorosłość. Krwawe pakty przyjaźni, opowiadanie strasznych historii, ucieczki przed prawdziwym światem, w przygotowaniu na niego. Taki był plan na tę jaskinię, odpowiednio płytką, aby nie znalazł ich jakiś niedźwiedź (skąd mogli wiedzieć, że nie było ich na terenie Anglii od wielu, wielu lat), bez strumieni wody, łatwą do wyjścia, wystarczyło przejść przez to oczko. I nie utknąć. Tylko, że Morpheus utknął.

Była chyba w tym metafora. O dorastaniu, o utknięciu pomiędzy jedną

— Nie waż mi się niczego zmniejszać, Selwyn! — powiedział nieco piskliwym tonem, który jeszcze odejmował mu powagi. Morpheus przechodził przez mutację i dźwięki, które z siebie wydawał podczas mówienia gwałtownie zmieniały skalę i barwę podczas jednego zdania. Zacisnął zęby. — Idzcie po Clemensa, mnie nic nie będzie, przecież nagle nie wyskoczy mi jakaś koza i nie dziabnie w tyłek.

Bardzo próbował się wydostać, ale im bardziej próbował, tym bardziej skały raniły jego kościste biodra na tym kawałku, który odsłonił się przy próbie wydostania się z potrzasku, odpinając jeden szelek. Słowem, Longbottom przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#4
12.01.2025, 14:02  ✶  

Jonathan miał dobry powód do tego, aby to Anthony'ego wysłać po starszego brata Morpheusa, a samemu zostać przy młodszym Longbottomie. W końcu dziura, w której się utykało zawsze mogła być jakąś pułapką, a z lasu, lada chwila mogli wyjść na nich... Sam nie wiedział kto, jakieś niebezpieczeństwo, które będzie chciało zjeść Morphy'ego, a wtedy to chyba było oczywiste, że to on lepiej odnajdzie się w bohaterskim ratowaniu przyjaciela, niż Anthony. Nie, że Anthony by sobie nie poradził, na pewno by sobie poradził, zwłaszcza gdyby dało się pokonać to niebezpieczeństwo logiką i perswazją, ale jednak lepiej, aby to on ryzykował, niż ten smutny Krukon niosący za sobą atmosferę wiktoriańskiej sieroty.
Potem jednak został przekonany, aby to on pobiegł po pomoc.
– No dobrze, nie ruszajcie się. Morpheusie, jak coś to byłeś mi niczym piracki kompan na niezliczonych przygodach. Anthony, a ty niczym kowboy na Dzikim Zachodzie. Jakbyście jednak teraz umarli, to będę nosić pukle waszych włosów w sygnecie do końca życia, ale nie umierajcie. – Z tymi słowami puścił się pędem przez las, aż nie dotarł do terenów Warownii i tego, kto się miał na nich znajdować, a kogo właśnie szukał.
– Panie Longbottom! – wykrzyknął na widok Clemensa Longbottoma, którego mieli w sumie informować, gdyby postanowili jakoś bardziej oddalić się od domu. Nie trzeba było być szalenie spostrzegawczym, aby zobaczyć, że młody Gryfon był czymś szalenie przejęty. Panie Longbottom – powtórzył, gdy już zatrzymał się przed czarodziejem z policzkami niemalże tak zaróżowionymi od biegu i przejęcia, że przypominały kolory jego domu. – Morpheus utknął w dziurze. W lesie. Nic mu nie jest i żyje, ale no... Nie może wyjść, a my nie możemy użyć magii. Nie wiemy ile mu zostało. Ale spokojnie, to nie tak, że wpadł do jakiejś dziury i coś złamał. To bardziej była... Dziupla, ale nie w drzewie, w której utknął i... – Zmarszczył brwi, przyglądając się nagle podejrzliwie mężczyźnie. – Wezwali pana do pracy?
W końcu koszula Clemensa Longbottoma, chociaż miała jeden z normalnym i poszechnie akceptowanych kolorów dla koszul, jakim był biały, była (w przeciwieństwie do jego wlasnej) w najbardziej szkaradnym i gryzącym w oczy odcieniu bieli, jaki kiedykolwiek przyszło mu oglądać, stąd ten jego szybki wniosek, że po prostu ktoś, najpewniej praca, kazała mu taka koszulę założyć. – Mniejsza o to. Proszę za mną.
a guy who knows a guy
Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje,
a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje
Niemal zawsze towarzyszy mu nakrycie głowy: któryś z jego kapeluszy. Zmysł modowy ma raczej mierny i kiczowaty, ale lubi eksperymenty. Widać w jego kreacjach silną inspirację retro westernami, twoim starym na rybach ze szwagrem, ale też mugolską modą lat 70. Nie da się ukryć, że przekroczył pięćdziesiątkę, więc nie próbuje udawać, że tak nie jest. Ma charakterystyczną przerwę między jedynkami, niebieskie oczy, 186 centymetrów wzrostu i barczystą sylwetkę. Zarost na ogół maksymalnie kilkudniowy, choć zdarza się, że zapuści okresowo jasną brodę przetykaną siwymi włosami. Włosów na głowie od lat nie stwierdzono.

Woody Tarpaulin
#5
25.01.2025, 18:25  ✶  
Wiekowe grabie były upartolone zaschniętą ziemią od czubka trzonka po ostatnie ząbki. Woody podrzucił je, zważył w dłoni, przejechał palcem po drewnianej rączce w poszukiwaniu drzazg. Zmarszczył brwi, przekrzywił głowę. No niezłe, niezłe.
Przed szopą przy domku ogrodnika, którą właśnie przetrząsał CW Longbottom, stała taczka załadowana po brzegi szpadlami, siekierą, piłą ręczną, paczką gwoździ, gracką — pełna różnorodność szmelcu ogrodowego. Było też kilka wiader z niezidentyfikowaną sypką zawartością. Woody przydybany został bowiem na przygotowaniach do wyprowadzenia z terenów Warowni kilku fantów. Jemu się w nowym domu bardziej przydadzą, a tata kupi sobie nowe. Ba, nawet nie kupi, tylko zleci komuś, o ile w ogóle zainteresuje go garść zaginionych narzędzi.
Gdy młody i piękny czarodziej o złotej grzywie usłyszał wołania Jonathana, już wiedział, że coś się święci. Przewrócił oczami — po co mu zawracają głowę? duzi są — i niewzruszony oglądał dalej grabie, pogwizdując wesoło.
— Pan Longbottom? — zapytał Clemens zadziwiony i spojrzał wymownie w stronę domu, w okna gabinetu Godryka. — Ojca chyba nie ma.
No gdzie on pan? Gdzie on pan? Ty złośliwy mały gnojku. Dwadzieścia parę lat, dorodny, silny młodzieniec, wyluzowany, zabawowy, na bieżąco z młodzieżowymi trendami. Jaki on pan? Dobry ziomo, równy kolo.
— W dziurze w lesie? — Zadowolony z inspekcji grabi ziomo odłożył je na taczkę i w końcu poświęcił Jonathanowi nieco więcej uwagi. — A po chuj on się tam wpierdalał? Wybacz mi język. — Woody, ciołku, on ma czternaście lat.
Ze względu na ostatnie przygody z Morpheusem, które zakończyły się trwałym przestawieniem nastoletniego nosa, Clemens — mimo swobodnej i lekkiej maniery, z jaką potraktował tę sprawę — w środku zdążył już wycedzić całą wiązankę soczystych przekleństw. I znowu, znowu Morpheus zrobił sobie krzywdę na jego warcie. Trzeba szybko zabierać taczki i wiać, bo już go tu nigdy nie wpuszczą.
— Dużo mu zostało, nie martw się. — Zanurkował z powrotem do szopy, padając na czworaka, i zaczął majstrować coś pod jakąś stertą. — Chodź, Johnny, chuchro jeszcze jesteś, to się zmieścisz. Widzisz tam… pod drabinę trzeba wleźć i mi ten worek nawozu wyszarpać spod donic. Albo mi poświecić chociaż.
Quintessa mówiła coś o pięknym ogrodzie, coś tam chciała sadzić, choć chyba dopiero na przyszły rok. Nie szkodzi, poleży, poczeka. Toć nawóz jak wino dojrzewa.
I cóż, szaber szabrem, ale poddał się ostatecznie brygadzista namowom spanikowanego chłopca. Czy było wyjście? Nie zostawi dzieciaka tak po prostu. O nakablowaniu rodzicom także mowy nie było, szcególnie teraz gdy łączyła ich zmowa. A poza tym ogólnie konfidenctwo było poniżej jego poziomu.
Westchnął ciężko, zamknął drzwi szopy i otrzepał ręce.
— No już, już. Idziemy — mruknął zrezygnowany i dał się poprowadzić Selwynowi.
Po drodze narzekał mu nieporuszony nieszczęściem Morpheusa na wszystko, co na świecie: na remont, na pracę, na ojca. Na to, że oni trzej to w ogóle banda durni i że on w ich wieku sam umiał wyjść z dziury.
Tak oto stanęli finalnie na miejscu tragedii. Woody obrzucił przelotnym spojrzeniem Anthony’ego, lecz zasadniczą część uwagi otrzymał braciszek. Wzrok, jakim starszy Longbottom obrzucił młodszego, wystarczał za wszelkie słowa.
Chyba sobie ze mnie żartujesz, w wolnym tłumaczeniu powiedziały jego oczy.
— Ty jesteś głupszy niż ustawa przewiduje — zawtórowały jego usta. — Co ja mam teraz z tobą zrobić?


piw0 to moje paliwo
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#6
31.01.2025, 15:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2025, 15:49 przez Anthony Shafiq.)  
Trzy Małe Świnki i Wielki Zły Wilk kontra Dziura.
To znaczy Trzy Całkiem Wyrośnięte Świnki i Wielki Dobry Pies (nie żeby Anthony kiedykolwiek miał zamiar nazywać jakiegokolwiek funkcjonariusza służb mundurowych w ten sposób).

Najpierw jednak były Dwie Świnki i Dziura oraz Jedna Świnka Szukająca Wilka.
Znaczy Psa.


Morpheus próbował przepchnąć się przez skały, a te skutecznie mu to uniemożliwiały ORAZ go raniły.
– Somnia błagam... – syknął Anthony, kładąc mu nieproporcjonalnie długie dłonie na ramionach, a jego smutne z natury oczy barwy płynnego srebra utkwione były w przyjacielu, który zwykle miał taki problem, żeby trwać w bezruchu. – Irytacją nic nie zmienisz. Irytacja pogorszy sprawę. Ona daje Ci siłę do tego żeby walczyć, żeby nieść zmianę, ale tu nie ma świata, który trzeba zmienić. Tu jest tylko dziura. – Przemawiał bardzo poważnie, on - stary malutki - który lekkość bytu i ekscentryczny humor nastolatków odkryje dopiero, gdy będzie miał więcej niż dwadzieścia lat. Właśnie dlatego on tu został, a nie Jonathan. Bo przynajmniej wiedział co robić. Był całkiem niezły w morpheusologii, jak na trzy lata znajomości. Zupełnie jakby znali się u zarania dziejów. – To nie fale, które zalewają Ci twarz i pozbawiają oddechu. Pomoc zaraz nadejdzie, a ja tu będę z Tobą. Jak zawsze. – Choć pozycja nie była zbyt wygodna, trwał przy nim, niemalże wisząc nad nim, kciukami rozmasowując barki. I Morpheus wiedział bardzo dobrze, że będzie tak wisieć, dopóki Longbottom nie wyciszy narowistości ducha. Obaj byli w porównywalnym stopniu uparci, choć okazywali to na kompletnie odmienne sposoby.

– Poćwiczmy role do wrześniowego przedstawienia naszego klubu, zupełnym przypadkiem zabrałem Homera ze sobą do lasu – dodał z nową werwą, jakby cała sytuacja była tylko kuriozalną dekoracją, przyciasnym butem. – Gdzieśmy skończyli... a tak. Helena odpowiadała ojcu:
To jest mądry Odyseusz co w Itace włada:
Grunt jego ziemi dla skała wcale nieużyty,
Lecz on sam w mądre rady i sztuki obfity"
– wyrecytował z pamięci, mając książkę raczej jako atrybut mędrczy w dłoni, popierający jego autorytet w kwestiach reżyserskich. – Wtedy Antenor zdanie swoje tak otwiera:? – spojrzał wyczekująco na Morpheusa i nie, nie zamierzał odpuścić. Nie było lepszego sposobu spędzania czasu niż Homer, nawet jeśli ów Homer był w lesie.

A potem Świnka, przyprowadziła Wilka pod domek z kamienia.
Znaczy Psa.

Anthony wstał, gdy tylko usłyszał ruch. Nieco nerwowy, nieco zdziwaczały wychudły chłopaczek, który z pewnym niepokojem rozglądał się i ten niepokój nie zniknął, kiedy z pomiędzy drzew wychynął Jonathan z Clemensem. Schował książkę, jakby to było coś nielegalnego, wielkie smutne oczy (będące najprawdopodobniej jego naturalnym wyrazem twarzy, obok drugiego, tego snobistycznie zadzierającego nosa i patrzącego na wszystkich z góry) obserwowały czujnie mężczyznę, a zęby mimowolnie zacisnęły się, podobnie jak pięść, gdy nazwał głupszym niż ustawa przewiduje. Co to miało być!? Morpheus był najmądrzejszy z nich wszystkich i nikt nie miał prawa obrażać jego przyjaciela. Czasem żałował, głównie w takich chwilach jak ta, że nie jest silniejszy. Że czas spędzony nad książkami spędziłby nad kształtowaniem swojego ciała. Byłby wtedy co prawda nieco głupszy niż teraz, ale oczyma wyobraźni wizualizował sobie z chłopięcym zacięciem, jak heroicznie broni honoru Somni.

Rozluźnił dłoń.

Nie był zwierzęciem, by tak się zachowywać, a doskonale wychowanym młodym człowiekiem, przyszłą kadrą kierowniczą, jak zwykła powtarzać mu matka. Smutek stał się maską przykrywająca tę drugą twarz. Tę właściwą mieszkańcom lochów chronionych znakiem węża.
– Mów lepiej co możemy zrobić, jak pomóc. Dość już siedzimy w tym miejscu – lodowato przypomniał jednoosobowej grupie ratunkowej, która zamiast przystąpić od razu do działania, marnowała cenny czas na ten skandaliczny komentarz.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (336), Anthony Shafiq (1229), Jonathan Selwyn (731), Woody Tarpaulin (530)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa