Stoiska były zbyt zatłoczone, aby chciał do nich podchodzić, ale do jednego udało mu się dopchnąć i udało mu się dostać pierścionek z cytrynem. Co jak co, ale aż tak zagubiony w swoim świecie nie był, aby nie wiedzieć kiedy żona ma urodziny. Mógł zapominać jaka jest data, to definitywnie było problematyczne, ale sam dzień pamiętał.
- Strasznie dużo tu zamieszania... - westchnął cierpietniczo, ale zaraz się zreflektował, odchrzaknął.
- To taki bibelot i pewnie masz mnóstwo ładniejszych, ale to było dla twojego znaku zodiaku i pomyślałem sobie, że wiesz, to miłe i tak dalej - wyciągnął pierścionek zza pazucha szaty i uśmiechnął się koślawo, młodzieńczo, trochę tak, jakby podobne gesty rozbudziły w nim ducha chłopaka, który przez pierwsze miesiące relacji wpatrywał się w przyszłą małżonkę z niemałą pasją, doceniając jej inteligencję, niezależność i poczucie humoru.
Byli przy stoisku z kwiatami, więc pokazał na nie brodą.
- Chcesz spróbować zapleść ten wianek skoro już tu jesteśmy? Chyba małżeństwo nas z tego nie wyklucza?? Jak to właściwie działa - zaraz spojrzał na pal i znów na Eden, przełknął ślinę.
Uniósł brwi.
- Raz kozie śmierć - parsknął.
If I would feel better just lightly sedated