Beltane było zdradzieckie i sama Vespera nie wiedziała, co się z nią w tym momencie działo, ale dzisiejszy dzień był dla niej pełen szaleństwa. Nie miała zamiaru się ograniczać i miała nadzieję, że Perseus również zrzuci kajdany przyzwoitości i pójdzie z nią tą drogą. Nie miała zamiaru powstrzymywać się przed udawaniem, że ten mężczyzna jej nie pociągał, choć kłamcą była dobrym. Czysta fizyczność, eksplozje pożądania, które wciągały tę dwójkę w coś, co nie było bezpieczne, ponieważ od pożądania jest cienka granica do nienawiści, a tego nigdy nie chciałaby poczuć względem tego człowieka. Chciałaby, aby po pożądaniu mimo wszystko pozostał posmak czegoś przyjemnego, w pewnym stopniu dobrego.
Gdy naparł na nią mocniej opierając się o stół zamruczała przez cichy chichot. Podobało jej się to spojrzenie, gdy się na niej skupiał, gdy próbował z niej czytać. Mało kto mógł tego dokonać, mało kto mógł dobrać się do takich pokładów emocji jakie dawała jemu. Było to zwykłe pożądanie, ale w jej przypadku można było powiedzieć, że aż pożądanie. Jej mężowie nigdy czegoś takiego nie otrzymali.
— Ojcowie zazwyczaj źle wybierają, to fakt. – zauważyła, gdyż i w jej przypadku nie było szczęśliwego zakończenia.
Blask, który pojawił się po włożeniu przez mężczyznę pierścionka na jej palec zapewne przyciągnął jeszcze spojrzenia niektórych osób, które nie były zapewne zaślepione urokiem Beltane. To jednak jej nie przeszkadzało.
— W takim razie dzisiaj masz mnie za żonę, a nie boisz się tego? – zapytała z zadziornym uśmiechem rzucając aluzję do dwóch martwych mężów.