23.03.2023, 21:06 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.11.2024, 23:18 przez Mirabella Plunkett.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Peregrinus Trelawney - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Lyssa Mulciber
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Lyssa Mulciber
Beltane 1972, po zmierzchu
Dla większości, a jeżeli nie większości, to przynajmniej znacznej części londyńskich czarodziejów, Beltane było tym świętem, którego się nie opuszczało. Wielkich rozmiarów pale, na które wspinali się często półnadzy mężczyźni, stanowiły widok na tyle ciekawy, aby przywiewać w stronę Doliny Godryka i innych miejsc kultu dziesiątki ciekawskich i chętnych do zabaw. Dolohov nie należał do grona przeciwników tradycji, nie drwił też z tutejszych obrzędów, bo odnajdował w nich wiele prawdy, dobrze układającej się w całość z prowadzonymi od lat badaniami. Dzisiaj jednak z wycieczki poza stolicę zrezygnował całkowicie, kategorycznie zabraniając tego również Peregrinusowi. Wątpił w jego narzekanie na taki obrót spraw po tym jak zdecydowanie odpowiedział „nie” w zetknięciu z pytaniem jego córki na ostatniej Ostarze. Nie czuł się więc źle, wybierając akurat pierwszy maja na poszukiwanie informacji o rytuale, który miał pomóc im w zajrzeniu w głąb ludzkiej przyszłości o wiele efektywniej, niż kiedy robiło się to za pomocą trzeciego oka. Kiedyś musieli te przeklęte książki przejrzeć.
Szereg słów kluczy zapisanych na kolorowych kartkach przypiętych do korkowej tablicy wisiał nad nimi jak kat już od kilku godzin, a kolejna otworzona przez Dolohova książka niemal rozerwała się na pół, kiedy otworzył ją na kolejnym rozdziale. W odpowiedzi na to wróżbita przemieszał nerwowo osiemnastą już dzisiaj herbatę, jakby dźwięk łyżeczki obijającej się o porcelanę miał w jakikolwiek sposób ukoić jego nerwy. Kukułka jednego z kilkudziesięciu zegarów wiszących za jego plecami wyłoniła się ze swojego domku i zaczęła śpiewać jakąś piękną melodię, co poskutkowało ściśnięciem się jego warg tak, że utworzyły cienką, jasną linię. Zmarszczył brwi, spoglądając na kominek.
- Lyssa się spóźnia.
Tak naprawdę, to się nie spóźniała. Nigdy nie powiedziała ani Dolohovowi, ani Trelawneyowi, o której godzinie zamierzała wrócić do domu. Vasilij przewidział jednak dzisiaj rano, mniej więcej trzy minuty po tym, jak podniósł się dzisiaj z łóżka, że Lyssa wróci po zmroku. Były już trzy sekundy po zmroku, a Lyssy wciąż nie było w kominku. To było niemożliwe, żeby się tak pomylił. Nastawił sobie nawet zegar, żeby pamiętać o jej powrocie. Zamknął książkę i zaczął spoglądać - to na zegarek na swoim nadgarstku, to na kominek. Ewidentnie na coś czekał, a to oczekiwanie irytowało go bardziej niż powinno.
Ciekawe jakby zareagował będąc świadomym tego, że jego córka walczyła teraz o życie, uciekając przed Śmierciożercami...? Gdyby tylko wiedział o zakrzywieniach magii, o powodzie swoich nieprecyzyjnych wizji?
with all due respect, which is none