• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 10 Dalej »
1972 / Wiosna / 1 maja - Prawa Czasu

1972 / Wiosna / 1 maja - Prawa Czasu
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#1
23.03.2023, 21:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.11.2024, 23:18 przez Mirabella Plunkett.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Peregrinus Trelawney - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono osiągnięcie - Piszę więc jestem - Lyssa Mulciber

Beltane 1972, po zmierzchu

Dla większości, a jeżeli nie większości, to przynajmniej znacznej części londyńskich czarodziejów, Beltane było tym świętem, którego się nie opuszczało. Wielkich rozmiarów pale, na które wspinali się często półnadzy mężczyźni, stanowiły widok na tyle ciekawy, aby przywiewać w stronę Doliny Godryka i innych miejsc kultu dziesiątki ciekawskich i chętnych do zabaw. Dolohov nie należał do grona przeciwników tradycji, nie drwił też z tutejszych obrzędów, bo odnajdował w nich wiele prawdy, dobrze układającej się w całość z prowadzonymi od lat badaniami. Dzisiaj jednak z wycieczki poza stolicę zrezygnował całkowicie, kategorycznie zabraniając tego również Peregrinusowi. Wątpił w jego narzekanie na taki obrót spraw po tym jak zdecydowanie odpowiedział „nie” w zetknięciu z pytaniem jego córki na ostatniej Ostarze. Nie czuł się więc źle, wybierając akurat pierwszy maja na poszukiwanie informacji o rytuale, który miał pomóc im w zajrzeniu w głąb ludzkiej przyszłości o wiele efektywniej, niż kiedy robiło się to za pomocą trzeciego oka. Kiedyś musieli te przeklęte książki przejrzeć.

Szereg słów kluczy zapisanych na kolorowych kartkach przypiętych do korkowej tablicy wisiał nad nimi jak kat już od kilku godzin, a kolejna otworzona przez Dolohova książka niemal rozerwała się na pół, kiedy otworzył ją na kolejnym rozdziale. W odpowiedzi na to wróżbita przemieszał nerwowo osiemnastą już dzisiaj herbatę, jakby dźwięk łyżeczki obijającej się o porcelanę miał w jakikolwiek sposób ukoić jego nerwy. Kukułka jednego z kilkudziesięciu zegarów wiszących za jego plecami wyłoniła się ze swojego domku i zaczęła śpiewać jakąś piękną melodię, co poskutkowało ściśnięciem się jego warg tak, że utworzyły cienką, jasną linię. Zmarszczył brwi, spoglądając na kominek.

- Lyssa się spóźnia.

Tak naprawdę, to się nie spóźniała. Nigdy nie powiedziała ani Dolohovowi, ani Trelawneyowi, o której godzinie zamierzała wrócić do domu. Vasilij przewidział jednak dzisiaj rano, mniej więcej trzy minuty po tym, jak podniósł się dzisiaj z łóżka, że Lyssa wróci po zmroku. Były już trzy sekundy po zmroku, a Lyssy wciąż nie było w kominku. To było niemożliwe, żeby się tak pomylił. Nastawił sobie nawet zegar, żeby pamiętać o jej powrocie. Zamknął książkę i zaczął spoglądać - to na zegarek na swoim nadgarstku, to na kominek. Ewidentnie na coś czekał, a to oczekiwanie irytowało go bardziej niż powinno.

Ciekawe jakby zareagował będąc świadomym tego, że jego córka walczyła teraz o życie, uciekając przed Śmierciożercami...? Gdyby tylko wiedział o zakrzywieniach magii, o powodzie swoich nieprecyzyjnych wizji?


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#2
24.03.2023, 16:11  ✶  
Peregrinus w rzeczy samej nie był wcale zmartwiony tym, że zostali w Londynie i przeglądali od rana sterty książek. Wręcz przeciwnie: znalazł się w swoim żywiole. Zbieranie informacji, szukanie między nimi połączeń i wychwytywanie tych rzeczywiście wartościowych skrawków wiedzy rozsianych po akapitach dziesiątek różnych książek wprowadzało go w przyjemny trans. Choć wszystkie te ruchy — ostrożne wertowanie stronic, wczytywanie się w kolejne formułki, notowanie i segregowanie — były wyuczonymi, rutynowymi czynnościami, to oddawał się im z nieniknącym zacięciem i pewną ekscytacją. W końcu każdy kolejny wolumin mógł skrywać odpowiedzi na dręczące ich pytania bądź dawno zapomniane sekrety.
Choć przez lata pracował sam, nie narzekał na obecność Dolohova. Gdy zaczynali działać we dwóch, towarzyszyły mu pewne obawy: najchętniej zrobiłby wszystko w pojedynkę za zamkniętymi drzwiami, bez zastanawiania się, czy ktoś nie patrzy mu przypadkiem na ręce. Z czasem jednak zaczął czuć się w obecności Vasilija coraz swobodniej i teraz — gdy siedzieli razem nad tym nowym projektem — był w pełni zrelaksowany i zatopiony w wirze pracy.
Herbata w filiżance Peregrinusa całkiem już ostygła, mimo że nie wypił jej nawet do połowy. Nie myślał o niej, gdy jedną ręką przytrzymywał szorstkie, pożółkłe stronice książki, a drugą dzierżył pióro, którym sporządzał notatkę dotyczącą bieżącego rozdziału. Podzwanianie łyżeczki Dolohova nie wybiło go ani na sekundę z tego rytmu, zrobiły to dopiero jego słowa. Trelawney uniósł na pracodawcę nieco nieprzytomny wzrok, jak człowiek wyrwany z głębokiego snu.
— Spóźnia się? — powtórzył za nim, odchylając się na oparcie swojego siedziska i przeciągając dłonią po twarzy, jakby zbierał rozpierzchnięte niespodziewanie myśli. Zerknął z ukosa na zegar, którego wskazówki nieco go uspokoiły. Nie było aż tak późno. — Być może spotkała na sabacie jakiegoś przystojnego, młodego czarodzieja. Zakochanie, mimo że tak często każą nam o nim wróżyć, potrafi niekiedy pokrzyżować szyki najlepszej przepowiedni.
Nie chciał podpowiadać Vakelowi żadnych czarnych scenariuszy, żeby niepotrzebnie go nie straszyć. Być może była to naiwność, ale starał się nie uciekać zbyt często do katastroficznych wizji i wyczerpać najpierw te optymistyczniejsze opcje. Martwienie się na zapas nie leżało w jego naturze.
— Jeśli nie wróci jeszcze parę minut, możemy sprawdzić kolejną wróżbę. — Przeszło mu również przez myśl: „wybrać się tam i sprawdzić osobiście”, ale w duchu liczył, że nie będzie musiał opuszczać swojego przytulnego stanowiska.


źródło?
objawiono mi to we śnie
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#3
28.03.2023, 00:14  ✶  
Za każdym razem kiedy korzystała z kominka, dziękowała w duchu wszystkiemu co wyższe i sprawcze, że nie reagowała na niego z podobną manierą co na zwyczajną teleportację. Kiedy więc tylko razem z Ulą znalazły się w zaciszu jej domu, z dostępem do sieci Fiuu, Mulciber zrobiła dokładnie to, co zapowiedziała na skraju polany, kiedy zostawiały za sobą całe poruszenie i przedziwne światła - jak najszybciej wróciła do domu.
Fakt, że przebyły spory kawałek Kniei i że nikt, kto pojawił się na polanie, zdawał się nie pędzić za tymi, którzy umknęli między drzewa, uspokoił ją tylko trochę. Serce wciąż trzepało się niespokojnie w piersi, a niepokój czaił gdzieś z tyłu głowy, jakby przy obejrzeniu się przez ramię ziemia znowu miała rozbłysnąć niebezpiecznie i zacząć pękać pod stopami.

Kominek Dolohova zabłysnął zielonym, znajomym światłem, a w ślad za nim pojawiła się jego córka. Lyssa zrobiła krok, przy okazji potykając się o własne nogi i prawie kończąc całą przygodę na podłodze. Prawie, bo w ostatnim momencie złapała się za oparcie wolnego krzesła. Powiedzieć, że wyglądała inaczej niż w momencie, kiedy opuszczała dom, było lekkim niedopowiedzeniem. Sama nawet bała spojrzeć się teraz w lustro, podskórnie czując, że wyglądała absolutnie okropnie. Wcześniej ładnie ułożone włosy, teraz znajdowały się w nieładzie. Po tym jak w cieniu lasu jakaś gałąź przeczesała jej głowę, musiała wybrać parę liści, a i tak miała wrażenie, że to nie były wszystkie. Oczy wciąż miała nieco opuchnięte od płaczu i w myślach modliła się, by łzy przypadkiem nie zostawiły na jej policzkach zbyt wyraźnych śladów. Dłonie zwyczajnie miała brudne od leśnej przeprawy. W swojej głowie wyglądała dokładnie tak, jak nie powinna i wszystkie swoje ewentualne niedoskonałości wyolbrzymiała.

Przetoczyła niezadowolonym spojrzeniem po pokoju, omiatając nim książki, korkową tablicę i zapisane na niej kartki, a na koniec i dwoje mężczyzn. Spojrzenie to jednak, wyraźnie kryło w sobie coś jeszcze. Strach. Wciąż trochę żywy, przykrywający rozczarowanie złamanego serca. Widząc ten ich spokój, coś w niej zbuntowało się, wybierając dość nieprzyjemną ścieżkę dla upuszczenia emocji.
- To wasza wina - rzuciła oskarżycielsko, zaciskając mocniej palce na oparciu krzesła, które wciąż trzymała. - To wszystko wasza wina! - a potem się rozpłakała.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#4
01.04.2023, 00:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.04.2023, 02:12 przez Vakel Dolohov.)  
Miał dość. Czuł już, że nawet gdyby znów usiadł do cichego przewracania stronic opasłych ksiąg, do miejsca, w którym czuł się najlepiej, nic by mu z tego nie przyszło. Spokój, jaki okalał jego osobę jeszcze przed chwilą, wyleciał z niego w momencie, w którym ta cholerna kukułka zaśpiewała niby-przyjemną melodię. Narastająca w nim frustracja była wyjątkowo łatwa do zauważenia na zewnątrz, Dolohov jednak zdawał się na to w ogóle nie zważać.

- Spóźnia się – powiedział raz jeszcze, zaciskając przy tym zęby. Kiedy te słowa rozbrzmiały w pomieszczeniu raz jeszcze, nie brzmiały nawet odrobinkę swobodniej – cisnęły go w gardło przy każdej sylabie, a kiedy stukał palcami w blat stołu wyglądał tak, jakby jego życie miało się zaraz skończyć. – Nigdy nie pokrzyżowały mojej – odparł, nerwowo poprawiając ułożenie włosów, które i tak, nawet mimo przeczesania palcami wyglądały na o wiele gorzej ułożone niż na co dzień, jakby się ta nerwowość musiała koniecznie odbić w jego aparycji. – Jeżeli nie wróci za parę minut, to zakładaj płaszcz – poprawił go, wstając od biurka.

Przeszedł się po pomieszczeniu, z rękoma splecionymi za plecami. Zasiedział się mocno i pewnie ulżyłoby mu strzelenie karkiem, ale był na tyle spięty, aby nie wykonać takiego gestu. Przygarbiony, wędrował po Prawach Czasu spoglądając to na Trelawneya, to na jeden z zegarów.

Ciężko był odczytać to, co dokładnie chodziło mu teraz po głowie. Od momentu, w którym Annaleigh postanowiła przestać poić go amortencją, Dolohov zachowywał się po prostu dziwacznie. Często można było przyłapać go na robieniu rzeczy kompletnie do niego niepodobnych, jakby testował samego siebie i próbował przypomnieć sobie kim jest – a może raczej kim był, zanim Lestrange postanowiła zrobić z niego idiotę. Z najdurniejszych pomysłów wycofywał się całkiem szybko, odkrywając jak daleko za jego strefą komfortu leżały… inne… o innych lepiej było nie mówić. Przynajmniej nie wciągał w nie nikogo poza samym sobą.

Widząc błysk zielonego światła, odwrócił się w stronę kominka unosząc do góry rzadkie brwi. Lyssa, wbrew temu co zakładał filtrując wszystko przez kompletne czarnowidztwo, wglądała na całą i żywą. Niekoniecznie szczęśliwą, bo już po chwili zaczęła płakać. Niekoniecznie czystą, co zwiastowało, że miał rację martwiąc się na umór i zaraz usłyszy jakąś niesłychaną historię, ale…

- Moja wina?

Nasza?

Spoglądał na Peregrinusa pytająco, zatrzymał się na jego twarzy kilka długich sekund. Wpierw chciał uzyskać od niego jakąś odpowiedź, później po prostu wpatrywał się w niego zdecydowanie zbyt długo, chcąc odczytać malujące się na jego obliczu reakcje. Kiedy wrócił spojrzeniem do córki, jego własna mina nie zmieniła się wielce – był po prostu zdziwiony.

- A cóż takiego zrobiłem? – Jego egocentryzm nie pozwolił mu skupić się wpierw na niej i na ciążących jej w sercu rozterkach. Nie był jednak aż takim okrutnikiem, żeby wcale nie zapytać o to, co doprowadziło ją do tego stanu.

- Rozejrzyj się po pomieszczeniu, jesteś już w domu – przypomniał jej, aż zanadto doświadczony w tym, jak uspokoić kogoś, w kim buzowały tak wielkie emocje. Mieli wyjątkowo podobny temperament. Sięgnął do szuflady po parę rękawiczek, które pospiesznie na siebie założył. – Znajdź w nim dwie zielone rzeczy – nie miał pojęcia, dlaczego we własnej głowie wymienił Peregrinusa jako jeden z zielonych elementów – dwie białe – zbliżył się do niej – dwie niebieskie – sięgnął ręką do jej włosów, żeby wyciągnąć z nich zaplątane liście, które umieścił w szklanym naczyniu – a teraz idź umyć ręce i twarz, a my ci zrobimy herbatę. – Mówiąc my, nie miał na myśli swojego udziału. Wypowiedziana na głos koncepcja zaparzenia herbaty była w końcu wystarczającą partycypacją w tym przedsięwzięciu.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#5
06.04.2023, 20:55  ✶  
Sposób, w jaki zachowywał się Vakel, i same jego słowa nie pozostawiały złudzeń: jeśli Lyssa wkrótce nie wróci, rzeczywiście będzie czekała ich wycieczka w chłodny wieczór. Na próżno Peregrinus liczył na to, że jego pracodawcę uspokoi spojrzenie w przyszłość w zaciszu pracowni, choć całkowicie się jego decyzji spodziewał.
Nie zamierzał Dolohova od pomysłu wyruszenia na Beltane odwodzić. Choć nie podzielał jego nerwowości, wcale nie uważał pesymistycznych podejrzeń za kompletnie bezzasadne. Przyszło im żyć w niebezpiecznych czasach, a młodziutka czarownica, która nie tak dawno dopiero zjawiła się w Wielkiej Brytanii, mogła stanowić łatwy cel. Trelawney nie wybaczyłby sobie do końca życia, gdyby coś się stało, gdy on przedłożył swój komfort i wygodnictwo ponad potencjalne zagrożenie zdrowia czy nawet życia Mulciber.
Mężczyzna z westchnieniem dokończył przerwaną notatkę, odłożył pióro na bok i wsunął zakładkę w książkę, którą chwilę później zamknął. Niezależnie od dalszego przebiegu zdarzeń, musiałby się tak czy inaczej oderwać od pracy — czy to przy wyjściu na poszukiwania, czy powrocie dziewczyny. Sięgnął po leżącą zawsze w zasięgu ręki paczkę papierosów i odpalił jednego, śledząc bacznie każdy ruch Dolohova, który zachowywał się… cóż, mało powiedzieć, że nerwowo. Asystent obserwował u niego podobne stany już od jakiegoś czasu i choć chciał mu jakoś pomóc, nic wystarczająco taktownego nie przychodziło mu do głowy; nie miał pojęcia, jak rozpocząć tę rozmowę. Poza tym czuł się irracjonalnie winny całej sytuacji. Nie potrafił wyrzucić z głowy tego jednego zdania: akurat ty się nie zorientowałeś.
Peregrinus wypuszczał właśnie z ust kolejny kłąb dymu, gdy kominek w pokoju zabłysnął na zielono, po czym wyskoczyła z niego Lyssa. Czarodziej odruchowo wstał, gotów zareagować… właściwie sam nie był pewien, jak powinien się zachować. Jego oczy otaksowały czarownicę od stóp do głów: wyglądało na to, że nie była ranna, a jedynie solidnie zabrudzona.
Nie brał również do siebie jej oskarżeń. Założył, że mają swoje źródło w targających nią emocjach, że przemawia przez nią strach i szok.
Mężczyzna bezwiednie zgasił papierosa na spodeczku swojej filiżanki, po czym przesunął oczami ku znieruchomiałemu Dolohovowi. Wzrok, który napotkał — to szczere do bólu, niemożliwe do podrobienia zdziwienie — sprawił, że Trelawney z trudem powstrzymał wywrócenie oczami.
— Vakel — rzucił krótko i ostro, jakby go karcił, kiwając wymownie brodą w stronę płaczącej wprost naprzeciw ojca córki.
Gdy Vasilij w końcu zajął się Lyssą, Peregrinus przetrzepał kilka szuflad w chaotycznych poszukiwaniach czystej chusteczki, po czym sam również zbliżył się do młodej czarownicy. Wręczył jej bielutki kawałek materiału na otarcie łez, po czym położył dłoń na ramieniu dziewczyny i lekko je uścisnął.
— Jesteś już w domu, bezpieczna. — To było wszystko, co powiedział, nim ruszył do kuchni, aby przygotować herbatę.
Wyciągnął świeżą filiżankę, nastawił wodę, a w międzyczasie machnięciem różdżki i wyszeptanym zaklęciem przywołał do siebie poskładany w kostkę koc. Czekając, aż czajnik zagwiżdże, nasłuchiwał dźwięków mieszkania i zastanawiał się nad potencjalnymi wyjaśnieniami stanu, w jakim wróciła Mulciber. Było ich jednak zbyt wiele, aby uczepić się jednego.
W końcu zjawił się z powrotem w pokoju: w jednej ręce trzymał filiżankę aromatycznego naparu, w drugiej mięsisty czerwony kocyk.


źródło?
objawiono mi to we śnie
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#6
06.04.2023, 22:38  ✶  
W pierwszym odruchu dziewczyna wzdrygnęła się, słysząc jak Vakel obraca jej słowa i przyjmuje całą winę na siebie, podczas gdy ona w całym swoim roztrzęsieniu chciała miotać gromami na prawo i lewo. po równo, bo im więcej celu było w zasięgu wzroku, tym bardziej mogłaby się wyżyć. Szybko jednak dotarło do niej, że w tym geście nie było niczego szlachetnego - Dolohov nie zachowywał się jak ktoś, kto z pełną odpowiedzialnością dostrzegał swoje błędy i był w stanie przyjąć wiadomości, że jego dziecko cierpiało przez niego. Nie, zachowywał się jak ktoś, kto w obliczu bycia pociąganym do zbiorowej odpowiedzialności, zastanawiał się czemu on sam musiał być potraktowany tak niesprawiedliwie. Ale miał rację, bogu ducha winny Peregrinus nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Nie był jej bratem, dalekim krewnym, a tym bardziej ojcem. Był tylko jego asystentem i robił to, czego Vakel od niego wymagał.
Z jakiegoś też powodu, to właśnie Trelawney i jego troskliwy, a jednocześnie tak prosty gest, sprawił że w Lyssie zawrzało. Przyjęła chusteczkę, zaciskając palce na białym materiale i spojrzała na jego dłoń, którą oparł na jej ramieniu, a potem też i na niego, nie mówiąc jednak nic. Była wystraszone, ale przede wszystkim rozczarowana i zraniona. Nie tylko Beltane. Starała się odrobinę chociaż zdusić wszystkie przykre słowa, które cisnęły jej się do gardła. Kiedy jednak jej ojciec założył rękawiczkę, żeby jej dotknąć, wzdrygnęła się.
- Nie dotykaj mnie - rzuciła ostro, zbijając jego dłoń, marszcząc przy tym z niezadowoleniem brwi. Uzmysławiając sobie jednak to, co właściwie chciał zrobić, z furią sięgnęła wolną dłonią do włosów, zaczynając przeczesywać je palcami i wyciągać pozostałe tam dary lasu. - Zielone? Białe? - zapytała, czując jak łzy spływały jej po policzkach i jak już od tego wszystkiego zaczyna wilgotnieć jej też nos. Gardło tylko, zdawało się nie pod wpływem żalu, a gniewu, bo zamiast ściskać się od wzbierającego szlochu, gładko przepuszczało kolejne słowa. Lyssa znała te techniki; znajdź kolory, określ faktury, zidentyfikuj zapachy. Wszystko to, co osadzało człowieka w rzeczywistości i nie pozwalało umysłowi latać i obijać się w panice niczym dzikie ptaszysko, które wleciało przez okno pokoju. Problem jednak polegał na tym, że nie miała absolutnie ochoty na to, żeby w tym konretnym momencie bawić się w podobne rozrywki. - Mogę wymienić co najwyżej jedną czarną - odpowiedziała, patrząc na niego znacząco i uśmiechając się brzydko, z całym żalem i rozczarowaniem, jakie w tym momencie do niego żywiła.
- Zostawiłeś mnie samą - rzuciła dobitnie. Co takiego zrobił? Dokładnie to. - Nie mogłeś poświęcić tych paru godzin i chociaż poudawać, że ci zależy? - zapytała z wyrzutem, będąc jednocześnie świadomą, że to przecież nie tak, że mu nie zależało. Gdyby tak było, to wystawiłby ją za drzwi, chociaż to w jaki sposób odnosił do niej, czasem w jej mniemaniu pozostawało wiele do życzenia. Lyssa miała wiele żalu do swojej matki za to, że ta ją zabrała z Anglii, ale równie wielkie jego pokłady miała do ojca, który jej zdaniem nie próbował nawet jakkolwiek znaleźć z nią kontaktu. Jej problem nie rozciągał się na tylko tu i teraz, ale szedł o wiele dalej. Wciąż jednak część niej była wygłodniała po tych wszystkich latach. Głodna jego uwagi i aprobaty, najlepiej w formie którą sobie wymarzyła. - Miałeś miesiące na ty, by bawić się w przeglądanie książek, przekładanie kart i szukanie odpowiedzi gdzie tylko się dało, na temat anomalii na Beltane i co się tam może stać. Ale wiesz co? Do czegokolwiek nie doszedłeś, chyba niewiele to zmieniło, bo jakaś banda oszołomów postanowiła wywołać spod ziemi światło, nic nie działało tak jak powinno i jestem całkowicie przekonana, że parę osób nie wróci dzisiaj szczęśliwie do domu - mówiła coraz głośniej i głośniej, to uśmiechając się, to ściągając znowu brwi, jakby sama nie mogła się zdecydować, co właściwie czuje, albo jak poradzić sobie z emocjami. Kiedy jednak wreszcie skończyła, usta zadrgały jej lekko, uświadamiając sobie faktycznie znaczenie jej ostatnich słów i jakie miała szczęście. Jedne z ostatnich słów, które ktoś rzucił na polanie, były nad wyraz znaczące. On, nie brzmiał na osobę, która specjalnie by się rozdrabniała. Tak samo jak i jego poplecznicy. Lyssa odwróciła twarz w kierunku Trelawneya, który wrócił z kocem i herbatą, odbierając od niego to drugie i owijając się nim, znowu nieco rozżalona jego zachowaniem. Usiadła, zajmując miejsce w wygodniejszym fotelu i wyciągając do niego ręce po filiżankę z herbatą, bezgłośnie tylko szepcząc do niego dziękuję.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#7
11.04.2023, 20:46  ✶  
Na dźwięk swojego pseudonimu, wróżbita wzdrygnął się. Nie chodziło tutaj o samo to, że Peregrin go użył – chodziło o ton, o krótkie i ostre rzucenie tego w sposób, który mówił Dolohovowi jasno – to był jakiś rodzaj reprymendy, ale musiał domyślić się reszty. Coś w tym zostało niewypowiedziane, a on niekoniecznie potrafił domyślić się co. No bo w swoim odczuciu zrobił wszystko, a nawet więcej niż większość ludzi by się tego po nim spodziewała: przejmował się, podjął próbę, ściągnął Trelawneya z fotela i obwieścił wszem i wobec, że jeżeli Lyssa nie pojawi się tutaj w tym momencie, to pójdą tam i będą jej szukać. No to czemu?! Dlaczego, na cholerną szyszkę leszego, oboje byli źli akurat na niego?

Przygryzł wargę, próbując przeanalizować sytuację, w której się znalazł. Jego córka, w której nie potrafił, no po prostu nie potrafił nawet gdyby bardzo chciał, nie widzieć swojego odbicia... Była tak piekielnie zła. Gniew przelewał się przez jej oblicze zupełnie tak jak przez niego, ale… No co niby było tym punktem zapalnym? To, że dotknął jej włosów?

- No dobrze, bez dotykania – powiedział przez nieco już zaciśnięte zęby, bo sam nie miał szczególnie dobrego nastroju. Czuł się okropnie, został potwornie oszukany, był zwodzony za nos przez lata. Krótki wyjazd trochę mu pomógł, zdołał już nawet wyjaśnić sobie w gorzkiej rozmowie kilka detali swojej przyszłości z udawaną żoną, ale… No takich rzeczy nie łatało się zbyt szybko, toteż niewiele było potrzeba, żeby wytrącić go z równowagi. Gdyby nie obecność Trelawneya, prawdopodobnie już by do niej krzyczał. – To wymień jedną czarną – odparł bezradnie, rozkładając przy tym ręce, z cieniem nadziei, że nie chodzi o jakiś tekst z serii twoja dusza. Wizja brudnych liści leżących na podłodze w jego gabinecie wywoływała w nim pilną potrzebę zamiatania, ale nie musiał być wróżbitą, żeby domyślić się, że jeżeli zacznie teraz sprzątać, to dostanie tą miotłą przez łeb. Albo od Lyssy, albo od Peregrina. Albo, nawet by go to nie zdziwiło, wejdzie tu czwarta osoba, trzymając już w dłoniach gotowe narzędzie zbrodni.

Głos jego córki stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Nie przerwał jej, przyjmując te słowa tak, jakby były kolejnymi ciosami wymierzonymi w jego twarz. Umniejszała mu. Zanim wziął się za pisanie tych cholernych książek, te tematy pozostawały czymś kompletnie niezbadanym, ona natomiast mówiła o tym tak, jakby to wszystko było całkowicie oczywiste. Miał jej to teraz tłumaczyć? Że tak, że to czasami nie działało, że potrafił miesiącami przekładać te kartki i nie wpaść na nic, a potem nagle doświadczał czegoś niemożliwego? Miał jej teraz przypominać, że wcale nie zostawił jej z tym samej, że kazał jej się na temat sytuacji w Anglii doedukować? Miał się przyznać, że w gruncie rzeczy… Ci inni ludzie go kompletnie nie obchodzili? Wszystkie osoby, na których mu w jakikolwiek sposób zależało, znajdowały się właśnie w tej kamienicy.

- Nie wiem – zaczął, przełamując tym pewnie jakieś tabu, bo takie osoby jak Dolohov nienawidziły zaczynać wypowiedzi od „nie wiem” – nie wiem, czego ode mnie oczekujesz? Mam tam iść ratować jakiegoś twojego przyjaciela? – No bo nie mógł wiedzieć, że jego brak był jednym z jej głównych problemów. – Lyssa, przecież ja jestem teoretykiem magii, a nie Aurorem – ciągnął, nie do końca rozumiejąc głębię problemu, jaką było ciągłe mówienie o sobie, reflektując dopiero w ostatnim wypowiedzianym zdaniu: – Może zamiast rzucać we mnie tym wszystkim powiedz ty dziewczyno czy coś ci się stało? Mam tu zawołać Annaleigh? – Cholernica była przecież dobrą uzdrowicielką, nie mógł jej tego odmówić. – Przecież myśmy ci z Peregrinem nie życzyli, żeby cię spotkało… – znów machnął bezradnie rękoma – …cokolwiek cię tam spotkało – przełknął ślinę, kiedy do niego dotarło, że mieszał w tym jeszcze bardziej. Ręka już mu drżała, więc oparł ją o blat biurka.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#8
22.05.2023, 21:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.08.2024, 09:21 przez Peregrinus Trelawney.)  
Atmosfera w mieszkaniu przy Horyzontalnej była bez dwóch zdań gęsta. Ba, gęstniała z każdą chwilą i Peregrinus był wdzięczny za to, że udało mu się zdobyć chwilę wytchnienia w kuchni, gdzie przygotowywał herbatę dla Lyssy. Nie do końca odnajdował swoje miejsce w relacjach między Vakelem a jego córką. Choć podczas wyjazdu wróżbity udało się mu zamienić kilka sympatycznych słów z młodą czarownicą, a samemu Dolohovowi towarzyszył od lat, to gdy w grę wchodzili oboje na raz, pierwsze instynkty kazały mu się wycofać. Jednocześnie jednak jakaś część niego chciała wspierać Vasilija, który wprost sobie nie radził. Pergrinus nie miał pojęcia, jak miałby mu pomóc tak, aby nie pogorszyć przypadkiem sytuacji. Potrafił ułożyć idealnie jego harmonogram, segregować notatki tak jak lubi czy odprawiać petentów, o których wiedział, że pracodawca nie chciał słyszeć od nich słowa. To jednak było coś innego. Coś, do czego nie był pewien, czy powinien się wtrącać.
Tak było pozornie łatwiej. Mimo to świeże było jeszcze w jego pamięci wspomnienie ostatniego razu, gdy się nie wtrącił i pilnował własnego nosa: sprawa małżeństwa Dolohova. Stanowiło to solidny argument za tym, żeby zareagować, jednak Peregrinus wiedział, że to grząski grunt. Groziło to przełamaniem tej mimo wszystko wciąż stojącej między nimi bariery pracodawca-pracownik. Bariery, za którą uporczywie się chował, ponieważ nie do końca wiedział, jak odnalazłby się w roli przyjaciela Vakela. Do tej pory dbanie o niego, pilnowanie, żeby się nie przepracowywał, uzasadniał wykonywaniem obowiązków. Czasem jednak zastanawiał się, czy wciąż sprawdzałby, co u niego, gdyby przestała go wiązać umowa.
Tymczasem ciężko było nawet w korytarzu nie usłyszeć tyrady wykrzyczanej przez Lyssę. Jej oskarżenia nie zrobiły na nim większego wrażenia. Jako wróżbici wysłuchiwali już od najmłodszych lat, jak bezużytecznym rodzajem magii jest ich zajęcie, jak niepewne są jej wyniki. Czy ta magia w ogóle działa? Dawno nauczył się ignorować te opinie, choć ilekroć wypowiadała je bliska osoba, pojawiało się lekkie rozżalenie.
Nie potrafiąc odnaleźć się w tej konfrontacji, Peregrinus zaczął błądzić wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, na czym mógłby się skupić. Szybkim, niemal niedosłyszalnym: „chłoszczyść” sprzątnął resztki liści wysypanych z włosów młodej czarownicy.
Wtem, usłyszawszy kolejne słowa Vakela, z zaskoczeniem uniósł głowę. Vasilij Dolohov brzmiał na kompletnie zagubionego, a i drżenie jego ręki nie umknęło asystentowi. Rzadko zdarzało mu się widywać mężczyznę w takim stanie, tak otwarcie poruszonego.
Po wręczeniu Lyssie herbaty, Trelawney instynktownie cofnął się w stronę wróżbity. Sam nie wiedział, czy bardziej z przyzwyczajenia, czy w ramach nieporadnej próby okazania mu wsparcia.
— Ojciec cię nie zostawił, Lysso. I ciężko mi sobie wyobrazić, w jakich okolicznościach by mógł to zrobić — powiedział powoli. Nie były to słowa ani wybitnie wyszukane, ani same w sobie przekonujące: cała ich siła kryła się w tym, że Peregrinus w nie wierzył. Wierzył w serce Dolohova i widział, jak bardzo zależy mu na córce. Ba, ledwie kilka minut temu widział, jak Vasilij zamartwiał się jej nieobecnością. — Nigdy nie pozwoliłby ci iść, gdyby miał choć cień wątpliwości.
Jej histeryczna historia o ludziach, świetle i ataku nie pozostawiała natomiast wątpliwości, kto mógł za tym stać. Coś, czego obawiano się od dawna i o czym oni rozmyślali jeszcze na Ostarze: atak na wielkie wydarzenie skupiające masy czarodziejów.
— Mogłabyś opowiedzieć nam, krok po kroku, co dokładnie się wydarzyło? To światło, ci ludzie… zapewne śmierciożercy. — Zastanawiał się chwilę, czy nie zapędził się z tym pytaniem. Szczególnie że Dolohov zdążył już zarzucić dziewczynę stosem innych, ale ciekawość wzięła nad nim górę.


źródło?
objawiono mi to we śnie
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#9
30.06.2023, 01:53  ✶  
Gdzieś pod tym gniewem, tym smutkiem i rozczarowaniem, gdzieś pod tym całym strachem, Lyssa poczuła ukłucie satysfakcji. Widok, a może raczej usłyszenie, jak Dolohov cedzi słowa przez zaciśnięte zęby, poruszył przyjemnie jej wnętrze. Nie chodziło o to, by zrobić mu na złość czy rozgniewać dla samej idei wyprowadzenia go z równowagi. Ale widząc, jak on traci kontrolę sprawiło, że nie czuła się aż tak źle. Nie czuła się tak strasznie osamotniona w swoim żalu i zagubieniu. Zaraz jednak skupiła się na czymś innym, zaciskając usta mocniej i odwracając głowę gdzieś w bok i tym samym dając Vakelowi do zrozumienia, że w kolory to mógł się bawić z kimś innym, nie z nią. Bardzo chciała mu tę jedną rzecz wymienić i bezwstydnie wmówić mu, że była to nić, którą byli splątani, ale gdzieś czuła że to kłamstwo akurat, to mogło być zbyt wiele. Była zła, ale nie aż tak by celowo i z rozmysłem ranić go w ten sposób i w tym momencie. Teraz, kiedy chciała od niego tylko pocieszenia i kiedy mimo wszystko miała w pamięci, jakie piekło zrobił z powodu Annaleigh.
Nie chciała, żeby Vasili rozwiązywał teraz jej problemy. Na to było za późno, bo tak jak już powiedzieli, i on i Peregrinus, była w domu. Bezpieczna. Nie miała się czego tutaj bać i chyba tylko dlatego puszczały jej nerwy i krzyczała przez łzy. Bo zwyczajnie mogła sobie na to pozwolić. Jedyne czego teraz chciała, nie - potrzebowała, to by Dolohov zwyczajnie jej to powiedział. Jestem przy tobie, jesteś bezpieczna. Najlepiej jeszcze, gdyby ją przy tym przygarnął do tej okropnej, nieczułej piersi, ale zamiast tego musiała owinąć się szczelnie kocem i udawać, że to jej wystarczało. To, że o jej bezpieczeństwie zapewnił ją akurat Trelawney, niewiele zmieniało. Przynajmniej nie w stosunku do pretensji i oczekiwań, jakie kierowała do ojca.
To co Vakel do niej mówił - rozumiała. Rozumiała i bolała ją od tego głowa. Ostatnie czego teraz chciała, to żeby zniknął w kominku, lecąc nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po kogo, bo przecież Lyssa na Beltane nie miała nikogo, na kim jakkolwiek by jej zależało. W tym faktycznie byli do siebie podobni - że wszyscy o których faktycznie dbała w tym kraju, siedzieli nie tyle w tej kamienicy, co w tym pokoju.
Spojrzała na Peregrinusa znacząco, ale też zwyczajnie błagalnie, jakby był jedyną osobą na świecie, która była zdolna rozwiązać ten cały problem. Całe to jedno wielkie nieporozumienie. Brakowało jej zwyczajnie słów, a z jakichś powodów Trewalwney wydawał się jej osobą, która nie tyle miał ich pod dostatkiem, co wiedziała jak powinna ich ułożyć, by jak najcelniej trafić w punkt. Już na wejściu zreprymendował Vakela, kiedy jeszcze nie zdążyła się nawet rozpłakać, co też nie uszło jej uwadze. Teraz jednak... słysząc co jej właśnie powiedział, wciągnęła szybko powietrze do płuc, jakby właśnie co najmniej wymierzył jej siarczysty policzek. Ciężko mu było sobie wyobrazić? Zmarszczyła brwi, teraz rozzłoszczona i na niego.
- Dobrze, że mnie nie tak trudno o tym myśleć. Biorąc pod uwagę, że już mu się to zdarzyło. - rzuciła jadowicie, zaciskając palce na gorącym kubku herbaty, którą nie tak dawno jej wręczył. Czuła, jak temperatura paliła ją w palce w nieprzyjemny, wręcz bolesny sposób, ale w jakiś sposób tolerowała ten ból, chyba tylko dlatego że jednocześnie był ujściem dla tego, który siedział gdzieś wewnątrz niej. - Kiedy pozwolił mnie wywieźć za granicę i nie próbował odezwać się do mnie ani słowem. I pozwolił mi myśleć, że może tego ojca w ogóle nie mam, bo matka nie chciała o nim mówić. - uzupełniła, gdyby przypadkiem Trelawney w ogóle zapomniał, jak radośnie znalazła się na progu gabinetu Vakela. Ta rozmowa praktycznie nie mogła pójść w gorszym kierunku.
Jego ostatnie słowa zignorowała, a może zwyczajnie zacięła się już, zbyt zezłoszczona i rozżalona wszystkim tym, co działo się dookoła. Sama nie była pewna co tak właściwie zaszło na polanie, bo wszystko działo się tak strasznie szybko, że całość zlewała się ze sobą do momentu, aż nie trafiła do Doliny i domu Uli.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#10
01.07.2023, 19:36  ✶  
Produkował się i produkował, gestykulował rękoma, tłumaczył jej różne rzeczy, zawiłości jej rozumowania, a ona... nic. Oh, jakże go to denerwowało, że z całego tego potoku słów ona wyciągała tylko to, czego mogła użyć przeciwko niemu, czym mogła mu sprowokować, zniszczyć nastrój, dźgnąć go jak nożem. Nie powinien pewnie myśleć w ten sposób, ale i tak nigdy nie był szczególnie dobrym człowiekiem, więc mógł pozwolić sobie na tę okrutną myśl: w takich momentach nienawidził własnej córki. Mogła udawać słodką i niewinną, ale w jego oczach przybierała czasami obraz pijawki, zupełnie takiej, jaką była jej matka. Gdyby się jeszcze uwzięła tylko na niego, to by może zacisnął zęby, ale Trelawney nadal próbował przemówić jej do rozsądku i zareagowała tak samo. Dolohov nie wytrzymał.

Zrobił kilka kroków w stronę miejsca, w którym usiadła, wyprostował się i powiedział jednym tchem, jednym rytmem, nie dając nikomu wciąż się w słowo choćby na sekundę.

- Ty mała cholernico... – Zaczął, pusząc się przy tym jak paw. – Możecie mi wszyscy zarzucać wiele i przyjmę to niewzruszony, ale ty nawet nie umiesz wymyślić, za co jesteś na mnie zła. Masz dziewiętnaście lat, a nie pięć, pora zacząć łączyć fakty, Lyssa. Powiem ci to powoli, na wypadek gdybyś jeszcze tego nie zrozumiała. Nie. Wiedziałem. O. Twoim. Istnieniu. Jak chcesz się za to wyżyć na swojej matce, to życzę ci powodzenia, bo też jej nie trawię. Między innymi dlatego nie zamierzam przyjmować za nią policzków, ani pozwalać ci traktować Peregrina jak popychadła.

Mógł pozjadać wszystkie rozumy, ale nigdy by nie wpadł na to, że tym, co próbowała wyszarpać od niego pazurami, była bliskość, bo potrzeba bliskości nie znajdowała się w jego repertuarze. W domu Dolohovów panował chłód. W domu Dolohovów uczyło się dzieci etykiety, a nie okazywania innym czułości. Miał niby dwie żony, ale jedna była chłodniejsza od drugiej. Skąd miałby czerpać wzorzec ojca zdającego sobie sprawę z tego, że ciało dziecka jest samotne? Sama ta koncepcja była idiotyczna – nie potrafiłby doszukać się komfortu w byciu otoczonym ręką przez ojca, może i by nie uznał tego za kompletny absurd, ale na pewno nie zakwalifikowałby tego do rzeczy niezbędnych w wychowaniu.

Odetchnął wpierw, a potem dodał, ani trochę mniej rozzłoszczony:

- Ani ja oni on nie jesteśmy twoimi zabawkami.

Bo tak się czuł, jak jakaś lalka w jej małym teatrzyku. Taka, która nie tańczyła tak, jak ona to sobie wymyśliła.

Nie chciał już tutaj stać, wisieć tak nad nią, gapić się na nią z góry. Nie chciał też stąd wychodzić, bo ostatecznie to był jego gabinet i nie wyobrażał sobie, żeby się miał zaszywać gdziekolwiek we własnej kamienicy, schodząc z drogi komuś, za kogo utrzymanie płacił od miesięcy. Wrócił więc za swoje biurko i wyglądał tak, jakby miał zaraz otworzyć książkę i czytać dalej, jak gdyby nigdy nic, jakby to wszystko przed chwilą było tylko snem. Nie zrobił tego. Najwyraźniej nie mógł zebrać myśli. Ułożył łokcie na blacie i schował twarz w swoich dłoniach. Znowu powiedział dużo rzeczy, których będzie żałował, ale prędzej wypiłby wiadro kwasu, niż za cokolwiek przeprosił.


with all due respect, which is none
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (2123), Lyssa Dolohov (1744), Peregrinus Trelawney (1856)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa