26.03.2023, 00:46 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 20:17 przez Morgana le Fay.)
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cynthia Flint - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Był wieczór, gdy zamknęła książkę i odłożyła ją na tkwiący przy fotelu stolik. Epopeja na czterysta i dwadzieścia trzy strony o roślinach Azjatyckich i ich wykorzystaniu w sztuce eliksirów była zajmująca pełna ciekawostek i dokładnych opisów. Przetarła oczy dłonią, przenosząc spojrzenie na tlący się leniwie w kominku ogień, ignorując leniwie poruszające się metalowe wskazówki zegara z syreną, który kiedyś dostał jej ojciec od mieszkańców Filipin. W domu było pusto — William przebywał na jednym ze swoich statków, Castiel gdzieś się szlajał, a skrzata już odprawiła. Cisza jednak wcale jej nie przeszkadzała, nastroiła ją nawet na kieliszek wina. Podniosła się z fotela, wygładzając materiał sukienki dłońmi, a następnie podniosła ze stolika, na którym leżała już książka, swoją celtycką szpilę, wiążąc sięgające do pasa włosy w ciasnego koka na karku. W centralnej części salonu stała kanapa z poduchami, a przed nią stolik o blacie z ciemnego drewna, na którym tkwiła schodzona wcześniej butelka oraz kieliszek i dodatkowo taca z przysmakami, gdyby zgłodniała. Nie miała apetytu na kolację, którą wcześniej proponowała jej Migotka. Nie zdążyła złapać za tomisko, które chciała odłożyć do biblioteczki tkwiącej na jednej ze ścian pomieszczenia, gdy rozległo się pukanie. Ściągnęła brwi w zaskoczeniu, bo nie spodziewała się gości o tak później porze. Wypadek w Ministerstwie? Nagłe zwłoki? A może coś z bratem lub ojcem? Jej bliźniak pakował się w kłopoty częściej, niż ona mogła przeprowadzać samodzielną sekcję zwłok bez nadzoru swojej przełożonej. Westchnęła ciężko, wsuwając na stopy porzucone gdzieś po drodze szpilki i skierowała się na korytarz, przechodząc po dwóch stopniach prowadzących do salonu, a następnie do podwójnych, ciężkich drzwi. Otworzyła je i przekręciła głowę na bok, lustrując wzrokiem swojego gościa. Nie miała pojęcia, co Lestragne mógł od niej chcieć, skończyły mu się eliksiry. Mierząc go jednak od góry do dołu, westchnęła, cofając się i szerzej otwierając drewniane skrzydło, zaprosiła mężczyznę do środka. Na dworze było chłodno, a zachmurzone niebo zwiastowało nadejście burzy. - Louvain. Coś się stało? - zapytała jedynie, bo przez ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w Białym Wiwernie, nie mogła oprzeć się myśli, że czarnowłosy wpadł w paskudne kłopoty, z których być może nie było sposobu, aby się wykaraskać. Poczuła chłodny podmuch na skórze, bo rękawy jej sukienki wykonane były z przeźroczystego, lekkiego materiału i zamknęła za nim drzwi, przekręcając zasuwę. - Masz ochotę napić się wina? Mogę zaproponować Ci też coś mocniejszego.
I tak miała nalać sobie białego trunku przywiezionego skądś przez Flinta, więc niegrzecznym byłoby kosztować go samemu. Wciąż trochę się na niego dąsała, chociaż robiła wszystko, aby tego nie zauważył. Ruszyła leniwie korytarzem, pozwalając, by stukot obcasów przerwał panującą w domu ciszę, prowadząc go do salonu, gdzie dłonią wskazała, aby usiadł i się rozgościł.