• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 9 10 11 12 13 14 Dalej »
[Listopad 1970, Dom Flintów] Louvain X Cynthia

[Listopad 1970, Dom Flintów] Louvain X Cynthia
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#1
26.03.2023, 00:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.06.2023, 20:17 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Cynthia Flint - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Był wieczór, gdy zamknęła książkę i odłożyła ją na tkwiący przy fotelu stolik. Epopeja na czterysta i dwadzieścia trzy strony o roślinach Azjatyckich i ich wykorzystaniu w sztuce eliksirów była zajmująca pełna ciekawostek i dokładnych opisów. Przetarła oczy dłonią, przenosząc spojrzenie na tlący się leniwie w kominku ogień, ignorując leniwie poruszające się metalowe wskazówki zegara z syreną, który kiedyś dostał jej ojciec od mieszkańców Filipin. W domu było pusto — William przebywał na jednym ze swoich statków, Castiel gdzieś się szlajał, a skrzata już odprawiła. Cisza jednak wcale jej nie przeszkadzała, nastroiła ją nawet na kieliszek wina. Podniosła się z fotela, wygładzając materiał sukienki dłońmi, a następnie podniosła ze stolika, na którym leżała już książka, swoją celtycką szpilę, wiążąc sięgające do pasa włosy w ciasnego koka na karku. W centralnej części salonu stała kanapa z poduchami, a przed nią stolik o blacie z ciemnego drewna, na którym tkwiła schodzona wcześniej butelka oraz kieliszek i dodatkowo taca z przysmakami, gdyby zgłodniała. Nie miała apetytu na kolację, którą wcześniej proponowała jej Migotka. Nie zdążyła złapać za tomisko, które chciała odłożyć do biblioteczki tkwiącej na jednej ze ścian pomieszczenia, gdy rozległo się pukanie. Ściągnęła brwi w zaskoczeniu, bo nie spodziewała się gości o tak później porze. Wypadek w Ministerstwie? Nagłe zwłoki? A może coś z bratem lub ojcem? Jej bliźniak pakował się w kłopoty częściej, niż ona mogła przeprowadzać samodzielną sekcję zwłok bez nadzoru swojej przełożonej. Westchnęła ciężko, wsuwając na stopy porzucone gdzieś po drodze szpilki i skierowała się na korytarz, przechodząc po dwóch stopniach prowadzących do salonu, a następnie do podwójnych, ciężkich drzwi. Otworzyła je i przekręciła głowę na bok, lustrując wzrokiem swojego gościa. Nie miała pojęcia, co Lestragne mógł od niej chcieć, skończyły mu się eliksiry. Mierząc go jednak od góry do dołu, westchnęła, cofając się i szerzej otwierając drewniane skrzydło, zaprosiła mężczyznę do środka. Na dworze było chłodno, a zachmurzone niebo zwiastowało nadejście burzy. - Louvain. Coś się stało? - zapytała jedynie, bo przez ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w Białym Wiwernie, nie mogła oprzeć się myśli, że czarnowłosy wpadł w paskudne kłopoty, z których być może nie było sposobu, aby się wykaraskać. Poczuła chłodny podmuch na skórze, bo rękawy jej sukienki wykonane były z przeźroczystego, lekkiego materiału i zamknęła za nim drzwi, przekręcając zasuwę. - Masz ochotę napić się wina? Mogę zaproponować Ci też coś mocniejszego.
I tak miała nalać sobie białego trunku przywiezionego skądś przez Flinta, więc niegrzecznym byłoby kosztować go samemu. Wciąż trochę się na niego dąsała, chociaż robiła wszystko, aby tego nie zauważył. Ruszyła leniwie korytarzem, pozwalając, by stukot obcasów przerwał panującą w domu ciszę, prowadząc go do salonu, gdzie dłonią wskazała, aby usiadł i się rozgościł.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#2
27.03.2023, 00:34  ✶  
Nie chodziło o żadne wpadanie w tarapaty, a tym bardziej o jakieś eliksiry. Bardzo dobrze znał i był świadom swoich ograniczeń, dlatego doskonale wiedział kiedy jego zapasy się wyczerpują. Chora ambicja nie dopuszczały do takich sytuacji kiedy miałby o poranku przed wyjściem do pracy wypić ostatnią, posiadaną porcję i dopiero potem martwić się co dalej. Gaskonada przykrywała butę którą w sobie kisił, chowając się za sarkazmem i ironią fakt, że choroba odebrała mu wyśmienitą kondycję sportowca. Dlatego z ostrożnością dbał o to co mu ze zdrowia pozostało, by być w należytej formie i sprostać nowym oczekiwaniom jakie czekały na niego w Kromlechu. No bo właśnie o tej kategorii sprawę cały czas chodziło, przecież nie naruszałby jej miru domowego o tak późnej porze dla kilku magicznych fiolek. Minęło raptem, a być może aż, kilka dni od ich wspólnego spotkania w lokalu na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Cały ten czas zależało mu na dyskretnym spotkaniu i rozmowie z Cynthią, by wyjaśnić tę mętną głębinę, ciężkich myśli. W końcu wplątał ją w przestępstwo przy współpracy z zorganizowaną grupą czarnoksiężników. No, a jeśli faktycznie chciał się nazywać się jej przyjacielem, to te wyjaśnienia w sposób oczywisty należały się jej bez wątpienia. Zaczął szukać kontaktu z Cynthią tak szybko jak było to możliwe. Zahipnotyzowanie sędziego, usunięcie jego wspomnień, odstawienie ofiary na miejsce i samo oczekiwanie na wyrok końcowy w rozprawie śmierciożercy, na rzecz którego konspirowali, wymagało sporo czasu. Dopiero kiedy był już pewien, że wszystko skończyło się zgodnie z planem, zamierzał spotkać się z srebrnowłosą, by rozwiązać sytuację. Z drugiej też strony był też ciekaw, być może odrobinę zbyt obcesowo, jaki ona ma do tego wszystkiego stosunek, no i czy w końcu udało się mu wywrzeć na niej wrażenie. 
U jej progu pojawił się w już pierwszy wieczór kiedy tylko dostał cynk od łącznika z organizacji, że sprawa przebiegła pomyślnie. Ucieszył się, ale nie tylko dlatego, że dzięki temu lada moment otrzyma zaszczyt złożenia ślubów, ale że w końcu będzie mógł zobaczyć pannę Flint. W pierwszym odczuciu faktycznie był odrobinę zmieszany tym jak bez precedensów i lekkością zaprosiła go do siebie, a nie zamknęła mu drzwi prosto przed twarzą, o co przez chwilę martwił się, stojąc przed wielkimi drzwiami posiadłości Flintów. Wchodząc do środka, wyjął różdżkę i prostym zaklęciem wyparował wilgoć po deszczu z czarnej, skórzanej kurtki, a z podeszwy ciemnych, ciężkich i wysokich butów wyjętych jakby z demobilu, zdjął błoto i kurz, by nie zabrudzić czystej posadzki rezydencji. Tego wieczoru zostawił w szafie na wieszakach swoje koszule i marynarki, wybierając nieco bardziej awanturniczy styl.
- Poproszę, to na pewno trochę ułatwi. - odrzekł spokojnym tonem, próbując iść za jej ciosem i również zgrywać całkiem niewzruszonego. Tak jakby niespełna tydzień wcześniej wcale nie pogwałcili kilku, a może kilkunastu paragrafów magicznego kodeksu karnego. Usiadł wygodnie we wskazanym miejscu, poprawiając, jeszcze lekko rozwiane od lotu miotłą, włosy. Czuł się raczej komfortowo w tak wielkim domu, który przypominał mu swój własny z czasów szkolnych. Dobrze się odnajdywał w takiej aurze i atmosferze przyzwyczajony do salonowych klimatów. - Wiesz, chciałem Ci podziękować za Twoją pomoc. Bez Ciebie bym sobie nie poradził. - zaczął w miarę taktownie, na tyle ile mógł sobie z początku pozwolić. Tym razem nie zamierzał owijać w bawełnę. Jeśli Cynthia będzie chciała wylać na niego kilka garści żalu to nie miał z tym problemu. Nie chciał, żeby porzuciła z nim znajomość, myśląc że stał się jakimś terrorystą, który sprowadzi na nią tylko jeszcze więcej niebezpieczeństw. - Dlatego chciałem Cię też... - zachwiał się lekko, robiąc drobną pauzę przy odbieraniu swojego napitku - - zapytać jak się czujesz, po tym wszystkim. - zmienił kierunek wypowiedzi, bo zwykłe "przepraszam" nijak nie chciało przejść mu przez gardło. Być może to jego egocentryzm, albo pyszałkowatość. To nie tak, że odmawiał jej prawa do bycia oburzoną za to w co ją wpakował, ale przy tym wszystkim skłamałby gdyby powiedział, że czuje się winny. Wszystko wydarzyło się tak jak to planował, tak jak tego chciał.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#3
27.03.2023, 01:17  ✶  
Dąsanie się w wykonaniu kobiety nie znaczyło wcale, że nie wpuści go do domu i pozwoli mu stać na deszczu. Pomimo jego wrodzonej głupoty, która czasem objawiała się w najmniej odpowiednich momentach, był towarzystwem znośnym. Była do niego przyzwyczajona. Nieco zaskoczył ją wygląd mężczyzny, bo nie spodziewała się skórzanej kurtki, która w jakiś pokrętny sposób do niego pasowała. Oddawała jego charakter lepiej, niż robiły to dopasowane koszule. Dorośli Czarodzieje, zwłaszcza rozpoznawalni, jak jej drogi gość już mieli to do siebie, że ukrywali się pod pięknymi ubraniami, nosząc maski. Ona robiła przecież tak samo, wybierając zwykle sukienki i koszule, które tylko dodawały jej kruchości, tak potrzebnej do przebierania w maskach i przetrwania w spokoju w Ministerskich korytarzach. Omiotła go spojrzeniem, wzdychając bezgłośnie i zaciskając usta.
Kiwnęła głową, kierując kroki do barku i kolejno przeglądała butelki, wybierając tą z ginem, ostatnim nabytkiem jej ojca z kursu do wybrzeży południowej Afryki. Nalewając, wciąż zastanawiała się, czego on właściwie chciał, bo nie był człowiekiem, który przepraszał lub przyznawał, że popełnił błąd w swoim zachowaniu. Wiedziała, bo robiła tak samo. Sobie nalała wina, zaciskając kieliszek w drobnych palcach i odwracając się do niego, aby podejść i wręczyć mu trunek. W kominku buchnął ogień, pojawiło się kilka dodatkowych kawałków drewna, co z pewnością było sprawką Migotki. Brew nieco jej drgnęła ku górze, nad czym nie zapanowała, wbijając w niego spojrzenie błękitnych oczu, gdy podawała mu szklankę do rąk. - To coś nowego, zwykle nie robisz tego tak wprost. - zauważyła z odrobiną złośliwości, ale i zaciekawienia, bo obrana przez niego strategia była zupełnie nową. Oczywiście zdjęli swoje maski, byli w relacji ze sobą.. Cóż, chyba po prostu sobą, zwykłą Cynthią i zwykłym Louvainem, a przynajmniej ona odbierała to w taki sposób. Wyprostowała się, unosząc kieliszek, kręcąc tkwiącym w nim winie, które rozbiło się o brzegu, aby zaraz je upić.
- Po tym, jak sprzedałeś mnie za małą sakiewkę galeonów? - zapytała tylko z delikatnym wzruszeniem ramion, zaraz zwilżając usta i przenosząc spojrzenie na kominek, zrobiła kilka kroków w jego stronę. Chociaż była dzieckiem wody, można by rzec, płomienie pochłaniające drewno zawsze pozwalały jej zebrać myśli. To nie tak, że mogłaby porzucić go na pastwę losu po tym, ile razem przeszli, więc nawet chwilowa złość nie sugerowała jej tak radykalnych rozwiązań. Ceniła każdego człowieka, którego sobie wybrała, bo nie była samą istotą łatwą — odrobinę upośledzoną emocjonalnie, zamkniętą, trochę tchórzliwą i przede wszystkim taką, której nadgarstki tkwiły mocno związane czerwoną wstążką cudzego autorstwa. Czy nie było tak, odkąd się znali? Zawsze postępował po swojemu, nie pytał nikogo o zdanie i mknął przez codzienność niczym burza, często niszcząc napotykane na swojej drodze rzeczy. Nie brał jeńców, nie żałował ofiar i może trochę przez to sylwetka Lestrange wydawała się jej zawsze trochę samotna. Niewielu było ludzi, których sobie wybrał. - To, jak się czuje, nie ma przecież żadnego znaczenia, prawda? Nie udawaj, proszę, że nagle się tym przejmujesz, zwłaszcza że Twój plan -mam nadzieję, powiódł się? - przerwała na chwilę, odwracając głowę i patrząc na niego przez ramię. - To nie tak, że wykorzystujesz mnie pierwszy raz.
Dodała jeszcze krótko, odnajdując spojrzenie jego ciemnych oczu. Pozwoliła trwać temu kontaktowi wzrokowemu oraz milczeniu, zanim wyprostowała głowę i skierowała kroki w stronę zajmowanej przez niego kanapy, siadając na drugim jej krańcu. Odstawiła kieliszek na stół, nie chcąc, aby się nagrzał i zmienił temperaturę wina. Przesunęła dłońmi po swoich kolanach, wygładzając dopasowany materiał bardziej z nawyku i przyzwyczajenia, niż chęci. - A więc to jest droga, którą wybrałeś?
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#4
28.03.2023, 12:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.03.2023, 13:15 przez Louvain Lestrange.)  
Może i faktycznie w życiu codziennym, przez większą część dnia stwarzał pozory i starał się uchodzić za postać, którą sam stworzył na potrzeby "gry operacyjnej". Lawirowanie pomiędzy kłamstwem, a prawdą, złudzeniami i domysłami, by uśpić czujność tego wyimaginowanego, wielkiego obcego który czai się na jego bezpieczeństwo. Stawka o którą toczyła się gra w istocie była wysoka. Dlatego margines błędu jaki mu pozostawał, to małe okienko transferowe wewnątrz którego mógł być przez chwilę zwykłym sobą, bardzo się zacierało. Zabijanie tego ekscentryka z boiska, dzień po dniu, sprawiało że czuł jakby poświęcał cząstkę siebie.  Najpewniejszym momentem kiedy mógł faktycznie wyjść z roli był wtedy kiedy był wyłącznie sam, a to mogłoby być bodźcem to hodowania wewnątrz swojej osoby czegoś zakrawającego o paranoję. Dlatego przychodząc do Cynthii, zwłaszcza kiedy faktycznie było już po wszystkim, z niedopowiedzianą ulgą mógł stawiać sprawę bliżej sedna. Uśmiechnął się kącikiem ust, widząc jak bez słowa i pytania, nalała dla niego do szkła ten trunek, który rzeczywiście upodobał sobie najbardziej. Całkiem jakby zwracała na niego uwagę podczas ich wspólnych spotkań. Choć drobny, to miły gest.
- Oh, proszę Cię. Musiałem stwarzać pozory do samego końca. Przecież wiesz, że nie chodziło o pieniądze. - odpowiedział spokojnie, lecz delikatnie rozbawiony. Pieniędzy mu przecież nie brakowało, przynajmniej nie na tyle, żeby dorabiać na sutenerstwie własnej przyjaciółki. Podczas obserwacji udało mu się dostrzec słabość Slughorna, którą była słabość do kobiet delikatnie mówiąc. Przywara rozpustnika sprawiała, że zaglądał do lokali takich jak ostatnio, w poszukiwaniu bodźców którymi mógłby zaspokoić swoje żądze. Jednocześnie był zbyt strachliwy o swoje bezpieczeństwo i pozycję, by w prost zawitać do zamtuzu, których przecież nie brakowało na Nokturnie. Posługiwał się półśrodkami, dlatego kiedy nadarzyła się okazja, rozwiązanie podsunął mu Louvain. Ot, co.
- Ja? Wykorzystuje?! - zawołał unosząc się odrobinę, lekko zdumiony. - Przecież mogłaś wylać na mnie tamto wino i pomóc ochłonąć, albo po prostu wyjść i nie wrócić. - odparł momentalnie, próbując w odruchu bronic swoich racji. - Mam uwierzyć, że chciałaś mnie ratować z tarapatów? - dorzucił pośpiesznie, a złośliwy uśmieszek mimowolnie wskoczył na jego usta. Równowagi dodały mu kilka łyków zaserwowanego ginu, który smakował naprawdę dobrze, podobnie jak słowne utarczki z srebrnowłosą. - W porządku. Rozumiem, że możesz czuć się wykorzystana... - tutaj wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo, lekko przewracając oczami - jednak nie chcę, żeby wpłynęło to negatywnie na naszą relację. Dlatego tu jestem. No i dokładnie tak było, bo gdyby nie zależałoby mu na wyjaśnieniach i rozmowie z Cynthią, ograniczyłby się tylko do skromnego listu z wiadomością. Może i bardzo dużo wskazywało na to, by okrzyknąć go samograjem w swoich zabawach, ale zależało mu na kilku osobach więcej, niżeli on, jego ego i duma. Przy ostatnim pytaniu spuścił wzrok na dno swojego kieliszka, który instynktownie obracał w dłoniach, by nie ogrzać zbyt trunku. Pokiwał twierdząco głową, a zawadiacki uśmieszek, nabrał nieco mroku na jego twarzy. Nie musiał zbyt wiele tłumaczyć, w jego odczuciu nie było to zbyt zaskakujące przy jego osobie. Wciąż był łobuzem, może tylko podrósł trochę, ale dalej czaiły się w nim diabelskie intencje. - Cieszę się, że na tej drodze spotkałem i Ciebie, partnerko. - dodał po minucie milczenia, podnosząc ciemny wzrok znad szkła dokładnie w oczy przyjaciółki. No bo przecież teraz, łączyło ich co nieco więcej niż wspólne wspomnienia ze szkolnych lat, na przykład zbrodnia.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#5
29.03.2023, 03:48  ✶  
Byli w tej materii podobni, jednak miał dużo łatwiej, jako mężczyzna w świecie i w latach, w których przyszło im żyć. Ona jednak chciała uśpić czujność wszystkich, wierząc, że im bardziej będzie niewidzialna, tym łatwiej będzie jej złapać to, czego chciała i nie wzbudzić żadnych podejrzeń. Nigdy nie szukała popularności, która jej zdaniem wszystko utrudniała. Lestrange był nie mniej skryty, niż Cynthia, a ona nie miała w zwyczaju pytać, wolała, gdy ktoś sam mówił, gdy miał na to chęć i czuł taką potrzebę. Nie miała świadomości tego, jak bardzo ewoluował i zmieniał się, walczył. Doceniała to, że zrzucił maskę i jej samej to w ten sposób umożliwił, ale wciąż nie wiedziała wystarczająco dużo, aby wyciągnąć właściwie wnioski. Zawsze go jednak obserwowała, gdy miała ku temu sposobność — dlatego wiedziała o tym, co lubił pić i kiedy na widok wartej trzymania blisko osoby uśmiechnie się w ten sam sposób, w który uśmiechał się, jako wielka gwiazda sportu. Czasem dostrzegała też pulsującą żyłkę na jego szyi czy drżące jabłko Adama jak wtedy podczas wizyty w Wiwernie.
Oczywiście, że wiedziała, ale nie mogła powstrzymać się przed tym drobnym pstryczkiem w jego kierunku. Musiał robić to, co było konieczne, dostrzegła to zwłaszcza po tym, gdy stuknął w to nieszczęsne zdjęcie w gazecie. Zerknęła na niego z nutą rozbawienia w spojrzeniu.- Gdyby chodziło, to wyciągnąłbyś ze mnie więcej.
Skwitowała nieskromnie, bo chociaż do pysznych i egocentrycznych osób Cyna nie należała, to była świadoma swojego największego atutu. Mężczyzn było łatwo omamić, owinąć woku palca i wykorzystać, jednocześnie dając im złudną nadzieję, że to oni byli stroną wykorzystującą. O ile kobieta była mądra i wiedziała, jak to zrobić. Uroda czasem bywała niebezpieczniejsza niż zaklęcia niewybaczalne. Obleśny Slughorn nie był jednak wart nazwania mężczyzną i zrobiła to tylko dla Louvaina. Uniosła brew na jego oburzenie, całkiem nie spodziewając się drobnego uniesienia. Upiła wina, słuchając go w milczeniu. Flintówna nigdy nie krzyczała, nie unosiła się i emocje bardzo rzadko kierowały jej poczynaniami, zwłaszcza w relacjach międzyludzkich. - Mogłam- zauważyła jedynie ze wzruszeniem ramion, kontynuując jednak. - Zawsze Cię ratuję z tarapatów.
Nie oczekiwała niczego w zamian, nie szukała poklasku czy pustej wdzięczności, po prostu, gdy się do kogoś przyzwyczajała, była lojalna i działał jej instynkt, który przez wiele lat był skupiony głównie na chronieniu bliźniaka. Castiel był przesłodki, jednak naiwny. - Nie mogę czuć się wykorzystana, skoro sama wyciągam do Ciebie rękę. Po prostu Ci dokuczam Lestrange. - zwróciła się do niego po nazwisku, zupełnie jak w szkole, posyłając mu spojrzenie zadziorne, trochę figlarne i z pewnością wywróciła oczami. Żadne z nich nie umiało specjalnie okazywać przywiązania, jednak jasnowłosa doskonale wiedziała, że gdyby jej nie potrzebował w przyszłości i gdyby chociaż trochę nie cenił ich spotkań, wcale by nie przyszedł. Był dumną osobą, nie dziękował i nie przepraszał. Nie okazywał niczego wprost.
- Jeśli myślisz, że tacy zdrajcy krwi mogliby wpłynąć negatywnie, to bardzo nisko ją cenisz.
I znów była trochę złośliwa, obiecując sobie, że to ostatni raz. Usiadła więc obok, sugerując tym samym, aby dać spokój tamtemu wieczorowi. Wbiła wzrok we własne dłonie, kontrastujące z czarnym materiałem sukienki, czekając na odpowiedź, którą przecież doskonale znała. Gdy odwróciła twarz w jego stronę, lustrując błękitem tęczówek lico mężczyzny, jego wzrok odrobinę pociemniał, podobnie jak aura. Zupełnie, jakby odpadł fragment kolejnej maski, której nie widziała lub widzieć nie chciała, ignorując jej istnienie. Zawsze ciągnęło go do złego. Jego słowa sprawiły, że drgnęły jej wargi, zanim pokręciła głowa. - Mogę ratować Cię, ale to nie znaczy, że robię cokolwiek dla niego. - zaczęła spokojnie, mając na myśli oczywiście Czarnego Pana. Doskonale wiedział, że ona zupełnie nie interesowała się światem i polityką, nawet Quidditchem, nie umiała latać na miotle i była na tych kilku meczach tylko dlatego, że gdy o nich mówił, wydawały się kluczowe. Wyszła jego spojrzeniu naprzeciw, zawsze tak robiła i chyba dlatego była w stanie nie ulec sile jego wzroku. - Nie zrozum mnie źle, nie będę i nie mogę mówić Ci, co masz robić i jak masz żyć, ale nie chciałabym pewnego ranka znaleźć Twoich zwłok w swoim prosektorium, a potem dowiadywać się, co Cię zabiło. To nie jest bezpieczny przywódca, dużo mówią o nim w Ministerstwie.
W bardzo pokrętny sposób okazywała to, że się martwiła.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#6
01.04.2023, 19:36  ✶  
Będąc mężczyzną było mu o wiele prościej w życiu, to jasne. Społeczne konwenanse obchodziły się z nim o wiele łagodniej. Gdyby był zawodniczką, a nie zawodnikiem w drużynach których grał, a do tego prowadziłby się identycznie jak w czasie swojej kariery, zapewne dzisiaj nie mógłby pracować na etacie urzędnika w Ministerstwie. Choć brukowce i tak nieprzesadnie przebierały w słowach kiedy opisywały jego nocne życie, które prowadził między sezonami rozgrywek ligowych, to gdyby był kobietą te same gazety nie zostawiłyby na nim ani jednej suchej nitki. Wystawianie rachunku moralnego rządziło się osobnymi prawami dla każdej z płci, co to tego nie miał wątpliwości. Jednak kiedy jest się synem rodziny z tak rozległym rodowodem, oczekiwania względem twoich czynów są o wiele większe, niż u przeciętnego czarodzieja. Trzeba przynosić dumę swoim rodzicom oraz krewnym i w żadnym wypadku nie przyczynić się do zszargania opinii na temat wspólnego nazwiska. Całe szczęście, że rolę przeznaczoną dla dziedzica rodu, przypadła jednak nie jemu. William jako najstarszy syn Lestrangów zapewne mógłby coś więcej opowiedzieć o surowym uzusie jaki przypadł mu wraz z narodzinami.
Zaśmiał się bezgłośnie na jej krótką ripostę o pieniądzach. Zabawne, bo to prawda. Ze skromnego doświadczenia, mógłby śmiało stwierdzić, że Cynthia mogłaby domykać górną stawkę w każdym domu publicznym, gdyby tylko planowała zmienić profesję. Faceci byli skłonni oddawać całe fortuny, jeśli kobieta potrafiła perfekcyjnie dobierać bodźce do pobudzania ich zmysłów i spełniać ich pragnienia o których sami nie mieli pojęcia, że istnieją. Na pewnym poziomie pieniądze i kosztowności przestawały mieć znaczenie, a w grę wchodziła nawet władza, którą również byli skłonni się podzielić dla spersonalizowanej rozkoszy. Nierzadko ten stan rzeczy był silniejszy, niż niejeden magiczny urok. Spojrzał na nią lekko spod byka, uśmiechając się i małym, sarkastycznym gestem złapał się za brzuch niby ze śmiechu. Droczyć się to on, a nie z nim. Co z tego, że wciąż się dobrze bawił.
- Doceniam. - odpowiedział krótko. Słowo dziękuję parzyło go tylko odrobinę mniej, niż przepraszam, dlatego nie zamierzał się powtarzać. Kiedy był wdzięczny potrafił ubrać to w słowa, szczególnie dla kogoś kto był w jego uznaniu wart tego drobnego wyjątku przy trzymaniu swojej dumy w ryzach. Przecież im częściej to powtarzał, tym bardziej to słowo traciło na znaczeniu. Do tego nie mógł być wdzięczny wszystkim dookoła, nie taki egocentryczny pyszałek jak on. Potem zrobiło mu się chyba bardziej głupio, niż miło, kiedy docierał do niego fakt jaką lojalnością wykazywała się Flintówna względem nim. Tym bardziej czuł ścisk niepokoju w żołądku, kiedy dobrze wiedział, iż na tym etapie nie potrafił jednoznacznie zapewnić, że może ona liczyć na takie samo oddanie w jej sprawach. Kosmyk ciemnych włosów opadł na twarz, jak i wzrok którego nie potrafił podnieść znad szkła z alkoholem. To co do niego mówiła było bardziej niż uczciwe. Cholera, wiedziała jak do niego mówić, lepiej niż rodzona bliźniaczka. Stąd w jego postawie mogło pojawić się kilka barw niezręczności.
- Ministerstwo to nie ideowy monolit, a swój sztuczny autorytet już dawno zaprzepaściło. - odpowiedział momentalnie, wyrywając się z tej chwilowej nostalgii. Nie zamierzał kierować się opinią zbieraniny tego motłochu, który rzekomo miał być odzwierciedleniem tego co w magicznej społeczności najznakomitsze. Jeśli faktycznie tak było, to bez wątpienia społeczeństwo to wymagało gruntownej "restrukturyzacji". - Tacy jak ja i tak kończą wyłącznie w dwóch miejscach. Uśmiechnął się szyderczo, w duchu chyba bardziej nad własnym losem, niż z puenty która rzekomo miała ostudzić obawy Cynthia. Dokończył trunek stanowczo przechylając go do ust, po czym odstawił szkło na bok, rękawem skórzanej kurtki niedbale otarł zwilżone usta. - Ja też nie zamierzam Ci niczego tłumaczyć jak dziecku, wiesz jak działa świat. Mogę jedynie zapewnić Cię, że ta wojna nie skończy się szybko. Będzie tylko rosnąc i zataczać coraz większe kręgi, wciągając w to coraz więcej osób. Pomagając mi pomagasz Czarnemu Panu, czy tego chcesz, czy nie. A robię to bo chcę chronić swój ród, w nowym porządku stworzyć odpowiednie miejsce dla własnej rodziny. Mówiąc to wszystko, w końcu poderwał wzrok znad podłogi, całkiem jakby rozmowa o rozpędzającym się konflikcie i Lordzie Voldemorcie dodawała mu wystarczającej otuchy, by postawić przed przyjaciółką sprawę krwistą i surową. Dokładnie taką jaką powinna od niego otrzymać już wcześniej, ale z uwagi na swoją przezorność musiał odczekać swoje kilka minut. Nie miał też zamiaru przekonywać jej co do słuszności swojej strony, takie rozmowy mogły przecież trwać całe wieki, a i tak wszystko rozbijało się o kwestię indywidualnej moralności.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#7
02.04.2023, 00:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.04.2023, 14:21 przez Cynthia Flint.)  
Nikt nie traktował go przedmiotowo, bo nawet będąc którymś z kolei potomkiem linii męskiej, wnosił do rodu powiew świeżości. Korzyści biznesowe, jak i te związane z talentem, czasem posagiem Czarownicy, jeśli była z dobrego domu. Miał znacznie więcej wolności, znacznie więcej swobody na każdej płaszczyźnie swojego życia, mogąc kreować swoje "ja" i zaspokajać wszystkie potrzeby znacznie wydajniej. Czy mu zazdrościła? Czasem tak. Owszem, nauczyła się lawirować w towarzystwie dość wcześnie, podobnie, jak spełniać oczekiwania innych, aby prędzej dojść do wyznaczonego sobie celu. Wbrew pozorom — nie miała na to wcale tak dużo czasu, bo nigdy nie miała pewności, co ojcu strzeli do głowy i kiedy oznajmi jej, że znalazł jej odpowiedniego mężczyznę — a właściwie sobie, bo ona niewiele miała do powiedzenia. Udawana żałoba po ostatnim była dla niej poniekąd przedłużeniem niezależności, której i tak miała więcej, niż córki ojców tkwiących w Londynie i takie, które miały matki. Szczęście w nieszczęściu, że umarła tak młodo.
Musiała więc odnaleźć sposób na przetrwanie, pokonać obrzydzenie czy uprzedzenia, ale miało to żadnego znaczenia, bo Cynthia zwyczajnie umiała wyłączyć emocje. Wyciszyć się do takiego stopnia, że chociażby pocałunki składane przez Slughrona w Wiwernie przypominały raczej brzęczenie natrętnego woda, którego trzeba było znieść, bo uciekał przed podpaleniem skrzydeł. Nigdy też nie pozwalała sobie na zabrnięcie zbyt daleko w kontaktach fizycznych, mając swoją godność. Umiała wzbudzić pożądanie, ale umiała też w ułamku sekundy wyślizgnąć się z rąk, bo bała się, że gdy przekroczy ten konkretny próg bez jakichkolwiek emocji, to już nie będzie umiała tego cofnąć. Zepsucie tego typu rozchodziło się po organizmie niczym choroba, stopniowo pochłaniając kolejne elementy osobowości. Jej jasne oczy wędrowały po jego sylwetce, jednak na krótki komentarz uśmiechnęła się tylko słodko i wywróciła oczami, pozwalając sobie na łyk zimnego trunku. W jakiś zaczarowany sposób zawsze wybierała sobie ludzi dumnych lub upartych, ewentualnie łączących te dwie cechy. I chociaż nie powiedziała mu tego głośno, ba, nawet droczyła się z nim paskudnie, to doceniała fakt, że przyszedł. Tak drobne przejawy przywiązania, maleńkie gesty pokazywały jej znacznie więcej, niż wszystkie wspólne i trochę ostentacyjne wyjścia, gdzie przecież i tak nosił maskę, a nie był sobą. - Wiem o tym.
Odpowiedziała jednak powolnie, stukając palcami w kieliszek, a chwilę później siadając na kanapie, gdzie mogli kontynuować rozmowę. Gdy słowa wypływały spomiędzy jej warg w tak naturalny i szczery sposób, dostrzegała zmieniające się emocje w jego oczach, być może również maleńkie zmiany w mimice twarzy, jednak nie wchodzić jej w słowo. Znała go na tyle, aby się domyślać, chociaż wiele jeszcze aspektów jego złożonego charakteru pozostawało dla niej tajemnicą, której nawet analityczny i dość twardo stąpający po ziemi umysł nie mógł rozwikłać. On z kolei powinien znać ją na tyle, aby wiedzieć, że niczego nie oczekiwała w zamian i tak po prostu było. Niebo było niebieskie, księżyc mienił się srebrem, a Cynthia Flint wybierała sobie ludzi, nie znając nawet podstawy tego wyboru. I nawet jeśli podświadomie oczekiwała od nich albo najgorszego, albo zniknięcia — co spowodowała jej psychiczna trauma, którą zamknęła głęboko w swoim umyśle — to nie miała wpływu na to, że po prostu chciała te pojedyncze jednostki chronić. Być może była to jej kotwica do samej siebie i umiejętności odczuwania prawdziwych rzeczy. Nie musiał czuć się głupio, wszak czy kiedyś, gdy udało się im porozmawiać naturalnie, ten pierwszy raz nie powiedziała mu, że niczego od niego nie oczekuje? Milcząc, zastanawiała się, dlaczego nie miał odwagi na nią spojrzeć. Przecież nie miała pretensji, sama się na to godziła.
- Być może, ale wciąż ma największy wpływ na nasze społeczeństwo magiczne. - przyznała mu rację, bo to, co działo się wśród korytarzy i jak pracą zajmowali się ludzie, wołało o pomstę do samego Salazara. Odwróciła wreszcie od niego wzrok, spoglądając na ogień pochłaniający drewniane belki, trzeszczący i ciepły. Komentarza na temat zakończenia w dwóch miejscach zupełnie nie skomentowała, chociaż wiedziała, co miał na myśli. Każdy umierał, pierwszy oddech zbliżał do śmierci i ona akurat była z nią tak oswojona, że nie czuła dreszczu grozy na karku na każde wspomnienie końca. Dopóki żył, jak chciał i żył odważnie, nie żałując, jakie miał znaczenie koniec? Odgłos odstawianej szklanki sprawił, że odwróciła twarz w jego stronę. - Dolać Ci?
A potem zamilkła, obserwując już tylko i słuchając tego, co Lestrange miał do powiedzenia. Nie mówił wcale głupio. Wszystko było czarne lub białe, trudno było żyć wiecznie w odcieniach szarości, a jednak nie chciała decydować się na konkretny kolor. Perspektywa wojny wcale się jej nie podobała, być może przez to, że podświadomie wiedziała, gdzie zobaczy, chociażby Victorie, Fergusa, a przede wszystkim Castiela, a gdzie siebie. Milczała chwilę, sięgając do celtyckiej wsuwki o ostrym i długim szpikulcu, którą wypuściła z koka, pozwalając jasnym włosom opaść na plecy i ramiona. Przysunęła się na krawędź kanapy, odkładając ją na blat stolika. Nie mogła sobie pozwolić na wybór strony, nie w jej sytuacji. Ród, do którego należała, nie był tak wpływowy, jak jego, była kobietą, jej praca w Ministerstwie to była raptem początkowa posada, daleka do tej, na której chciała skończyć. Nie oczekiwała jednak, że ją zrozumie. Przesunęła się tak, że siedziała bardziej przodem do niego, podnosząc spojrzenie na jego twarz. - Może i pomagam, ale tylko dlatego, że chcę chronić Cię . I nie traktuj tego w sposób, jakbyś był mi winien cokolwiek lub to samo. Robię to też dla siebie. - zaczęła w końcu bez cienia zawahania się w głosie, przenosząc spojrzenie na jego skórzaną kurtkę. - Mój brat — on jest słodkim mężczyzną, ufnym i dobrym. Jest słońcem. Jego też muszę chronić, nawet jeśli nie wywiązuje się ze swoich obowiązków i to, co myśli jest niezgodne z tym, co ja myślę. Zresztą, Ty też byś chronił swoją bliźniaczkę niezależnie od tego, co kierowałoby Twoim życiem i którą drogą byś poszedł. - przerwała na chwilę, podnosząc na niego wzrok, pozwalając sobie na krótkie westchnięcie. To nie była równowarta wymiana, musiał to zrozumieć. Wiedziała przecież, że trzyma ją blisko, bo miał z niej pożytek.- Żyj, jak chcesz i bądź sobą, nie musisz mi się tłumaczyć ze swoich wyborów, bo nie jestem od tego, żeby je oceniać. Mówiłam Ci już, będę miała Twoje plecy, jeśli będziesz tego potrzebował i jeśli będę mogła je przytrzymać. Niezależnie, czy wspierasz Czarnego Pana, czy uważasz, że jego ideały są złe.
Nie oczekiwała, że się przed nią całkiem otworzy, że wyjawi swoje sekrety i zaakceptuje wszystko to, o czym mówiła. Uniosła dłoń, odgarniając kosmyk włosów za ucho i przesuwając palcami w kierunku ucha, poprawiła tkwiący tam kolczyk. Jednocześnie była mu wdzięczna za to, że pozwalał jej — a właściwie wzbudzał w niej coś szczerego i prawdziwego, ale też była zirytowana i chyba przestraszona, że jej absolutną i chyba jedyną słabością byli ludzie, na których w jakiś sposób jej zależało.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#8
05.04.2023, 17:47  ✶  
Ledwo potrafił wyobrazić sobie analogiczną sytuację w której to on jest zmuszony, bezpośrednio, lub przez zaistniałą sytuację, do zagrania własnym ciałem w celu uzyskania oczekiwanego rezultatu. Najprostszą odpowiedzią był jednak fakt, że świat w którym przyszło im żyć był skonstruowany tak, a nie inaczej. Nie było w nim zbyt wiele okazji w których, dajmy na to, Louvain mógł oczarować podstarzałą wdówkę by osiągnąć zamierzony cel. Raz, że nie było w nim na tyle ogłady, by mógł brzmieć w tym szczerze i nie wzbudzać podejrzeń, a dwa, zwyczajnie nie potrafiłby się do tego zmusić. Chyba był zbyt przyzwyczajony do tego, że to on dobiera partnerkę według swoich upodobań, niż na odwrót. Wzdrygnął się na samą myśl tej projekcji w której miałby dopuścić damską wersję Slughorna na taką samą odległość jaką zrobiła to Cynthia. Może i zgrywał cynicznego cwaniaczka z tymi swoimi tekścikami, ale do pewnych rzeczy po prostu nie był zdolny. Może dlatego czuł się w jakiś pokrętny sposób dłużny Cynthii, właśnie za postawienie się w konstrukcji do której on nie był zdolny w najmniejszym procencie. Sam nigdy czegoś takiego nie przeżył i raczej prędko nie będzie dane mu przeżyć. No i jak na pseudo konserwatystę, kuło go w dumę to, że dama z rodu czystej krwi wylądowała w objęciach zdrajcy krwi i to za jego sprawką. W jego odczuciu wszystkie kobiety w żyłach których płynęła czysta krew należało się szczególne, wyniesione ponad resztę stanów miejsce w hierarchii społecznej.
Dużo w tym wszystkim było sprzeczności. Niby wiedział, że może liczyć w wsparcie Cynthii, nijak jednak docierało to do niego. Byli raptem przyjaciółmi którzy, tak jak to w życiu bywało, raz miewali lepszy kontakt, a raz gorszy. Nie byli spokrewnieni w bliski sposób, ani również spowinowaceni w szczególnym stopniu. Chociaż czuł się przy niej nad wyraz swobodnie i nieskrępowany, to wciąż jednak odrobinę za mało by mógł okazać się równym oddaniem co Flintówna. Nie był też w posiadaniu, ani nawet w zasięgu rzeczy na której mogłoby jej szczególnie zależeć, by jej to ofiarować w zamian za dokonane przysługi. Jeśli tak było, to Cynthia była mistrzynią intrygi, bo to on czuł, że wykorzystał ją w pewien sposób, a nie na odwrót. W jego mniemaniu przynajmniej jedna z tych rzeczy musiała być spełniona, by mógł nadstawiać za nią karku, czy wpychać się w ryzykowne tematy. Po prostu oprócz bliźniaczki, nie miał w swoim najbliższym otoczeniu kogoś kogo mógłby darzyć takim zaufaniem. Być może jego mechanizm świadczenia przysług był inaczej skonstruowany, niż jej i potrzebował w jego odczuciu nieco bardziej zawiązanej relacji, by ot tak stanąć na wysokości wyznaczonego zadania. Na propozycję kolejnego drinku kiwnął twierdząco głową.
Kiedy opowiadała o swoim bracie, uciekł wzrokiem gdzieś w bok, a myślami zabłąkał się daleko. Doskonale rozumiał co miała na myśli, w końcu bliźniacze więzi rodzinne dotykały i jego, co było motorem napędowym w wielu istotnych sprawach w jego życiu. On również stał na straży, by chronić i służyć Lorettcie, bo nikogo jak dotąd w swoim życiu nie był chociaż na równi pewny. Wiedziała o nim najwięcej, więcej niż czasami by chciał. Świat mógł legnąć w gruzach, a on i tak byłby chociaż jednej sprawy pewien w takim świecie. Z opisu Cynthii, jej brat Castiel nie brzmiał na zbyt godnego uwagi. Coś bardziej na kształt miękkiej kluchy, niż faceta, jednak nie chciał być niemiły, więc słuchał jej do końca i przytakiwał zgodnie ze samym sobą. To szczęście w życiu mieć kogoś kto chciałby się o kogoś tak troszczyć. Dla niego wybór strony konfliktu był o wiele prostszy, wszak tak jak on, tak i Loretta wspólnie służyli Czarnemu Panu, jednak o tym wolał nie wspominać. Jeśli miał wyciągać sekrety to wyłącznie te, które dotyczą jego. - Mam nadzieję, że Castiel zdaje sobie sprawę jakie ma szczęście w życiu, mając Ciebie za siostrę. - spuentował uprzejmie jej wywód. I wcale nie kłamał, bo chociaż on kochał swoją bliźniaczkę, ona nie zawsze wiedziała co dla jej brata jest najlepsze. Nie zawsze potrafiła potraktować bliźniaka tak jak chciałby być potraktowany, mimo że nigdy nie poczuł się przez nią skrzywdzony. Potem wrócił spojrzeniem na srebrnowłosą, która znów mówiła bardzo odpowiednie słowa, od których zatracił się na moment. Nie umknęło jego uwadze kilka jej drobnych gestów, to jak zasiadła na kanapie niedaleko, czy to jak zaczesała kosmyk włosów za uchem. Zmrużył lekko oczy i może mimowolnie ścisnął lekko usta. Jeden kieliszek to zdecydowanie za mało by patrzeć dłużej tym wzrokiem na Cynthię, ale wystarczająco by nabrać ochoty na kolejny. - Skąd się to bierze? - zapytał nie mogąc dłużej powstrzymać ciekawości - Czym zasłużyłem sobie na takie specjalne traktowanie? Będąc uczciwym, był przecież jedynie egocentrycznym dupkiem, który być może czasem potrafił się ładnie uśmiechnąć, ale bez przesady.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#9
05.04.2023, 22:06  ✶  
Bardzo głęboko chowała uczucia, nauczyła się ignorować szepty obrzydzenia czy wstydu, chcąc zwyczajnie dostać w ręce to, co sobie wypatrzyła. Nie skakała w przepaść, rozsądnie trzymała się krawędzi skał, lawirując między swoimi możliwościami. Nie poświęcała się jednak dla każdego, raptem może trzech czy czterech osób, a reszta nie dość, że miała wyznaczone granice, to jej nie obchodziła. Nie dałaby się wmanewrować w Slughorna, gdyby nie chodziło o Louvaina.
Ich relacja była na tyle pokrętna, że sama Cynthia nie do końca rozumiała, na czym ona właściwie polega. Brnęła w to, postępując w zgodzie ze sobą i własnym sumieniem, bo bardzo rzadko decydowała się na coś, czego nie poparłyby jej chęci. Nie zastanawiała się nigdy nad tym, jak on postrzegał ich więź i czym ona dla niego była, nie oczekiwała deklaracji czy czegokolwiek innego. Jaki był sens wymuszania słów, których nie popierały czyny? Wykorzystywała go, tylko w zupełnie inny sposób, nieoczywisty i wątpiła, aby kiedykolwiek to zrozumiał. Podniosła się z kanapy na kiwnięcie głową, podchodząc do stolika i zabierając wcześniej od niego szklankę, uzupełniła ją lodem i alkoholem.
Castiel często stawiał ją w kropce i sprawiał, że się zastanawiała nad własną moralnością. Był brakującym ogniwem jej samej, a przynajmniej tak postrzegała ich odmienne, uzupełniające się charaktery. Zupełnie nie widziała go po stronie konserwatystów i popierających czystą krew Czarodziejów, a najgorsze było to, że tego oczekiwał od niego ojciec. Mężczyzna żył własnym życiem i we własnym tempie, całkiem zafascynowany własnymi przygodami i wolnością. Nie umiała go sobie wyobrazić w sytuacji, w której wyobrażała sobie siebie. I ten fakt sprawiał, że nadchodząca wojna w pewien sposób ją przerażała. Zdecydowanie w jej oczach był bardziej nieporadną i ciepłą kluchą, niż wojownikiem, ale mogła mieć też odrobinę zaburzony obraz przez to, że szybko musiała zastąpić w domu własną matkę, co też obdarło ją z pewnych doświadczeń i emocji, zmieniło zupełnie postrzeganie świata. Musiała szybciej dojrzeć dla innych, nie dla siebie. Patrząc na czarnowłosego, nigdy nie zwątpiła, że zrobiłby dla swojej siostry wszystko i poniekąd czuła, że na tej płaszczyźnie, będą w stanie porozumiewać się bez żadnych przeszkód. Żadna więź krwi nie mogła równać się tej, którą miało się ze swoim bliźniakiem. Odwróciła się ze szklanką w ręku, posyłając mu nieco łagodniejsze spojrzenie. - Myślę, że nie ma na to czasu. Mój brat żyje bardzo intensywnie i robi wszystko to, czego nie powinien. - przyznała szczerze, podając trunek. Nie przeszkadzało jej to specjalnie, skoro Castiel wybrał taki, a nie inny styl życia. Powinien myśleć o swoich obowiązkach, ale z czasem zrozumiała, że jego nie dało się do niczego zmusić.
Siedząc przodem do niego, milczała, nieco zaskoczona pytaniem, które przemknęło przez jej drobną buzię. Umiała doskonale kłamać, ale jaki był sens kłamstw w relacji, na którą przecież postawiła? Wzruszyła delikatnie ramionami, podnosząc na niego spojrzenie. Nie była nieśmiała, nie zawstydzały ją pytania tego typu. -  Nie wiem. Jesteś egocentryczny i nieznośny, a do tego wcale Cię nie lubiłam na początku. - zaczęła po chwili milczenia, łapiąc za kieliszek. Zrobiła łyka szampana, obracając szkłem w palcach. - Gdy spotkaliśmy się wtedy i chciałeś ode mnie eliksirów, pomyślałam sobie, że Cię wykorzystam. Bo przecież jesteś cennym kontaktem — przystojny, popularny i masz dobre nazwisko. Chyba nawet chciałam okręcić sobie Ciebie woku palca? - posłała mu rozbawione spojrzenie, wsuwając się głębiej w siedzisko kanapy i oparła się plecami o miękką skórę na oparciu, przenosząc wzrok na kominek. Jak zwykle, była mało subtelna i brutalnie szczera, ale sam zapytał. - Potem jednak zobaczyłam, że nosisz maskę i że jest coś więcej za wszystkim tym, co było nieznośne. Być może dlatego, że mnie zaciekawiłeś, a być może dlatego, że jesteśmy podobni pod wieloma względami? Czasem też wyglądasz, jakby czegoś Ci brakowało. - zakończyła kolejnym łykiem alkoholu, odwracając twarz w jego stronę. Zlustrowała go wzrokiem, pozwalając sobie na zadziorny uśmiech. Może nie umiała odpowiedzieć mu dokładniej na zadanie pytanie, ale miała nadzieję, że zrozumie to, o co jej chodziło. Nigdy przecież nie była dobra w rozmówkach, zwłaszcza tak złożonych. Mogłaby odpowiedzieć inaczej, ale słowa, które pierwsze przeszły jej przez głowę, wcale nie były łatwiejsze. - Chyba dlatego, że mogę być po prostu sobą przy Tobie, a to działa w dwie strony. Skąd to pytanie tak nagle?
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#10
09.04.2023, 15:33  ✶  
Na temat ich relacji z każdą chwilą miał coraz większy mętlik w głowie. Potrafił to jednak dobrze zamaskować, zgrywając pewnego siebie. Prawda była jednak taka, iż od kilku ostatnich spotkań zaczynało się robić coraz gęściej. Choćby teraz kiedy rozmawiali, zaczynało robić się coraz poważniej. Zwykle nie zdarzało im się rozmawiać tak szczerze i otwarcie. Zdecydowanie ta znajomość będzie potrzebowała redefinicji w najbliższej przyszłości, jeśli utrzymają to tempo. Właściwie to Cynthia w ostatnim tygodniu dała mu się poznać w zupełnie nowej odsłonie, takiej której nie przypisywałby jej zbyt pochopnie. Choć bardzo i do tego w pełni świadomie kokieteryjna, to jednak w jego ocenie powściągliwa, nie pozwalająca wciągać się w niebezpieczne zamieszania, choćby takie jakie ściągał na siebie Louvain.
Mając podobną perspektywę na swoje bliźniacze relacje, mogli współdzielić podobnie uczucia i doświadczenia, z tym mógł się w pełni zgodzić. Swój protektorat nad Lorettą nie potrafił tak łatwo określić. Przede wszystkim sama jego bliźniaczka nie była klarowną osobowością. Czasem, kiedy bywałą rozbita musiał chronić ją przed światem, ale kiedy wpadała w dziki gniew, wtedy musiał ratować świat przed nią. Świat, jak to ma w swojej naturze jest okrutny i nieobliczalny, więc to nie tak, że z potrzeby altruistycznej chciał uchronić przed jej szałem. Bał się, że kiedyś coś, lub ktoś może wziąć odwet za jej niekontrolowane wybuchy, przed którym nie zdąży jej uchronić. Przez to, podobnie jak Cynthia, musiał wykazywać się większą dojrzałością i chłodniejszym temperamentem. Choć ta wiedza nie towarzyszyła mu od zawsze, jednak kiedy rzeczywistość ściągnęła go z miotły na ziemię, nabrał szerszego kontekstu, którym stara się kierować do dzisiaj.
Jego pytanie bardziej wyrwało się z jego języka, niżeli miało być przemyślanym zagraniem. Po prostu jak na jego odczucie, zaczęło się robić, w emocjonalnym wymiarze, zbyt intymnie. Było to zdecydowanie odkrywcze i pociągające w ich znajomości. Jednak jak sama celnie mu wypunktowała, dla kogoś kto nosi maski zbyt długie obcowanie wokół tego co prawdziwe mogło z chwilą stać się niepełnokomfortowe. Przecież nie po to tyle konstruował swoją postać, by pod nagłym przypływem animuszu, w jeden wieczór pozbawić się całkiem tajemniczości. Liczył na krótką, może trochę zmieszaną odpowiedź z jej strony, a dostał o wiele więcej niż się spodziewał. W jej ustach "egocentryczny i nieznośny" brzmiał jak bardzo wysublimowany komplement, dlatego zareagował na to ironicznym gestem, by przestała mu, aż tak słodzić. Potem, po raz kolejny, celnie trafiła w jego wibracje. Zamknął oczy i lekko odchylił głowę w tył, delektując się tak przyjemną dla jego ego recenzją jego osobowości. Chociaż z tym dobrym nazwiskiem nie było w prawdzie tak dobrze. Ojciec nigdy tego nie powiedział i pewnie nigdy tego nie przyzna, ale odczuwał spore rozczarowanie względem utrzymania linii swojego rodu. Wszak, aż u trójki z czwórki jego potomstwa, w żyłach płynęła czarna krew, dobitnie sugerując czyje geny w ich rodzinie wzięły górę nad czyimi. Jedynie najstarsza Annaleigh mogła mieć w sobie więcej z Lestrangów, niż Blacków. - Wybacz, zmęczyły mnie te poważne rozmowy - odparł udawanym zarozumiałym tonem, uśmiechając się przy tym sugestywnie. Dostał od niej tyle pochwał, że nie potrafił tego nie obrócić z żart, który mógłby chociaż trochę rozładować napięcie. - A obecnie najbardziej brakuje mi głośnej muzyki i zmiany otoczenia. Dopicie drugiego drinka zajęło mu o wiele mniej czasu, bo teraz będąc już w połowie szkła dokończył swoją porcję, sugerując chęć wyjścia. - Zabrałbym Cię ze sobą w jedno miejsce, ale... - tutaj zrobił lekką pauzę w swojej narracji, lustrując pannę Flint leniwym, ale żądnym spojrzeniem - ale w tym stroju mogłabyś nieco naruszyć tamtejszą etykietę. Rozsiadł się nieco wygodniej, jedną ręką położył na brzuchu, chwytając się za przeciwny bok, a drugą oparł się na niej, przygryzając lekko opuszek kciuka posłał jej kolejne zadziorne spojrzenie. Coraz bardziej był oszczędny w słowach, ale to nie oznaczało, że unikał konwersacji, czy dystansował się od przyjaciółki. Może to przez wypity alkohol i odrobiny adrenaliny, którą w nim wzburzyła, ale wystarczyło mu już na dziś oczyszczających rozmów. Najwyższa pora na nieco rozrywki, skoro udało im się ustalić kilka faktów, a przede wszystkim to, że nie mają do siebie żadnych żalów.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Cynthia Flint (4206), Louvain Lestrange (3933)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa