Rejs Rodziny Crouch
ROZKŁAD STATKU
Nie obowiązuje kolejka. Co kilka dni będę wrzucać posty popychające naprzód czas akcji. Jak najbardziej można tworzyć wątki prywatne.
Pierwszy post można wrzucić także w ostatniej turze, wtedy zakładamy, że postać nie robiła nic godnego uwagi do tego czasu.
Proszę też wspomnieć powód, dla którego postać wzięła udział w rejsie i dlaczego mogła sobie na to pozwolić.
Wszyscy zapisani na rejs oraz pracownicy otrzymali świstokliki, dzięki którym sprawnie dostali się do portu. Był to prywatny port czarodziejów, gdzie bezpiecznie mogli dokować wszelkie pływające pojazdy bez obawy o wykrycie ich przez Mugoli. Z kamiennego wybrzeża kilka drewnianych pomostów wychodziło na ocean. Cumowały przy nich statki mniejsze i większe, nawet kajaki. Nie obyło się bez niewielkiej restauracji serwującej ryby oraz owoce morza, ale uczestników rejsu nie to interesowało.
Słońce nieśmiało wyglądało spod pojedynczych chmurek, a morska bryza zapraszała na morskie przygody. Niektórzy pracownicy przybyli tu już poprzedniego wieczoru, by przygotować niepozorny bryg. Wśród nich był właściciel ruchomości, Jack Crouch.
Bagaże gości teleportowano do ich pokojów. Każdy z nich otrzymał miedzianą muszelkę z numerem swojego pokoju. Wystarczyło przyłożyć je do drzwi, aby się otworzyły. Gości częstowano wymyślnymi napojami (bezalkoholowymi, było przed lunchem) oraz drobnymi przekąskami — kanapeczkami i muffinkami. Zapraszani byli do odpoczynku na ławeczkach pokładowych, bądź do udania się do bawialni, skąd dobiegały melodie grane przez Rhiannon Pettigrew. Ustawiony był też tam obraz Noémie Delacour
Stojąca na klifie, takim podobnym do tych jak w Irlandii, biała latarnia morska nocną porą, z pełnią księżyca i kilkoma chmurami na niebie. Z tyłu za latarnią w oddali widać może. Wzdłuż drogi do tej latarni jest kilka rozkopanych dziur, z których wychodzą żywe trupy. O drzwi czerwone drzwi do latarni oparta jest kobieta, blondynka, szarpiąca się z jednym z trupów, z którego trochę złazi skóra, i który zdążył już rozerwać bluzkę kobiety i jej biustonosz.
Martin Crouch postanowił zaangażować się w zadania gospodarzy, dlatego trzymał rękę na pulsie obchodząc pracowników i wszystkie pomieszczenia. Od czasu do czasu witał gości, jeśli był to ktoś, kogo znał osobiście. Górna część jego włosów związana była z tyłu głowy, zaś zabliźniona twarz skrywała się w cieniu ronda kapelusza. Miał na sobie beżową, lnianą szatę czarodzieja za kolana, zdobioną delikatnym, brązowym haftem z motywem morskim. Wystawały spod niej czarne spodnie. Bardzo niecodzienny strój, na niego.