• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[7.07.1972] Rejs Rodziny Crouch, Atlantyk

[7.07.1972] Rejs Rodziny Crouch, Atlantyk
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#1
13.08.2023, 20:56  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.10.2024, 00:12 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Rejs Rodziny Crouch


OPIS TECHNICZNY
ROZKŁAD STATKU

Nie obowiązuje kolejka. Co kilka dni będę wrzucać posty popychające naprzód czas akcji. Jak najbardziej można tworzyć wątki prywatne.

Pierwszy post można wrzucić także w ostatniej turze, wtedy zakładamy, że postać nie robiła nic godnego uwagi do tego czasu.
Proszę też wspomnieć powód, dla którego postać wzięła udział w rejsie i dlaczego mogła sobie na to pozwolić.

Wszyscy zapisani na rejs oraz pracownicy otrzymali świstokliki, dzięki którym sprawnie dostali się do portu. Był to prywatny port czarodziejów, gdzie bezpiecznie mogli dokować wszelkie pływające pojazdy bez obawy o wykrycie ich przez Mugoli. Z kamiennego wybrzeża kilka drewnianych pomostów wychodziło na ocean. Cumowały przy nich statki mniejsze i większe, nawet kajaki. Nie obyło się bez niewielkiej restauracji serwującej ryby oraz owoce morza, ale uczestników rejsu nie to interesowało.

Słońce nieśmiało wyglądało spod pojedynczych chmurek, a morska bryza zapraszała na morskie przygody. Niektórzy pracownicy przybyli tu już poprzedniego wieczoru, by przygotować niepozorny bryg. Wśród nich był właściciel ruchomości, Jack Crouch.

Bagaże gości teleportowano do ich pokojów. Każdy z nich otrzymał miedzianą muszelkę z numerem swojego pokoju. Wystarczyło przyłożyć je do drzwi, aby się otworzyły. Gości częstowano wymyślnymi napojami (bezalkoholowymi, było przed lunchem) oraz drobnymi przekąskami — kanapeczkami i muffinkami. Zapraszani byli do odpoczynku na ławeczkach pokładowych, bądź do udania się do bawialni, skąd dobiegały melodie grane przez Rhiannon Pettigrew. Ustawiony był też tam obraz Noémie Delacour

'Dead Delights'
Stojąca na klifie, takim podobnym do tych jak w Irlandii,  biała latarnia morska nocną porą, z pełnią księżyca i kilkoma chmurami na niebie. Z tyłu za latarnią w oddali widać może. Wzdłuż drogi do tej latarni jest kilka rozkopanych dziur, z których wychodzą żywe trupy. O drzwi czerwone drzwi do latarni oparta jest kobieta, blondynka, szarpiąca się z jednym z trupów, z którego trochę złazi skóra, i który zdążył już rozerwać bluzkę kobiety i jej biustonosz.


Martin Crouch postanowił zaangażować się w zadania gospodarzy, dlatego trzymał rękę na pulsie obchodząc pracowników i wszystkie pomieszczenia. Od czasu do czasu witał gości, jeśli był to ktoś, kogo znał osobiście. Górna część jego włosów związana była z tyłu głowy, zaś zabliźniona twarz skrywała się w cieniu ronda kapelusza. Miał na sobie beżową, lnianą szatę czarodzieja za kolana, zdobioną delikatnym, brązowym haftem z motywem morskim. Wystawały spod niej czarne spodnie. Bardzo niecodzienny strój, na niego.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#2
14.08.2023, 22:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.08.2023, 22:38 przez Heather Wood.)  

Kiedy w jej ręce wpadł Prorok i ogłoszenie o rejsie, który miał się odbyć w lipcu przyklasnęła z entuzjazmem. Napisała od razu list do Camerona, bo to on był pierwszą osobą, która przyszła jej na myśl. Wiedziała też, że Lupin nie potrafił jej odmawiać. Napisała mu, że ma zorganizować sobie kilka dni wolnego, bo ma dla niego niespodziankę. Wysłała również zgłoszenie i opłatę za tą wspaniałą wycieczkę do pani Crouch.

Pojawiła się w porcie z Cameronem korzystając ze świstoklika. Na jej twarzy malował się ogromny uśmiech, widać było, że jest mocno podekscytowana. - NIESPODZIANKA! - Rzekła trochę zbyt głośno, ale miała w nosie opinie tych, którzy stali tuż obok. - Mam nadzieję, że jesteś zadowolony? - Spoglądała na przyjaciela i starała się odczytać wyraz jego twarzy. Liczyła na to, że pomysł spodoba mu się równie mocno, co jej.

- Chodźmy, bo wypłyną bez nas. Jeszcze nigdy nie brałam udziału w czymś takim. - Powiedziała teraz już nieco ciszej, pocieszające było to, że Cameron pewnie również pierwszy raz uczestniczył w takim rejsie.

Szli powoli w stronę wejścia, przed nimi pojawiło się całkiem sporo osób, a więc musieli odstać swoje w kolejce, co wcale jej nie przeszkadzało. Promienie słońca przyjemnie muskały jej piegowatą twarz. Ubrana była w krótką, niebieską sukienkę, w końcu było gorąco. Włosy związała w kucyk, na całe szczęście powoli zaczynały jej już odrastać po Beltane, zresztą ogień nie spalił ich całych, tylko trochę przypalił. - Na pewno będzie fajnie, oby pogoda nadal była taka cudowna. - To było chyba ważne w przypadku rejsu. Wolałaby, żeby zbyt mocno nimi nie bujało na tym statku, bo jeszcze zacznie rzygać i ktoś mógłby to zobaczyć.

Całkiem szybko udało im się dostać, Heather przejęła muszelkę z numerem ich kajuty, po czym udali się dalej. Wypadałoby, żeby zwiedzili ten statek, nie chciałaby się zgubić. - Z tej perspektywy wydaje się trochę mniejszy niż z portu, co nie? - Chciała zapytać Camerona, czy też mu się tak wydaje.

Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#3
16.08.2023, 19:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.08.2023, 19:30 przez Cameron Lupin.)  

Cameron bił się z myślami od pierwszych zapowiedzi Heather związanych z ich nieuniknionym „wypadem”. Nie był pewny, czy po wydarzeniach, jakie miały miejsce zaledwie dwa miesiące temu to było odpowiedzialne... Bał się, co Rudej mogło strzelić do głowy, zwłaszcza po tym, jak siedziała ponad tydzień zamknięta na oddziale w św. Mungu. Kto wie, jak chciała sobie odbić ten okres bierności i nudy? Z drugiej strony, zniknięcie z Londynu było coś, co postrzegał pozytywnie – mniejsze ryzyko, że Ruda wpakuje się w jakieś kłopoty, czy to przez obowiązki służbowe, czy własną lekkomyślność.

Wybłaganie urlopu podczas stażu było ciężkim zadaniem, ale osiągnął zwycięstwo. Okupił je wprawdzie kilkoma dniami stresu i całą przemową, jaką wygłosił w kanciapie uzdrowicieli podczas jednego z zebrań, jednak koniec końców został wykreślony z kalendarza dyżurów na kilka dni. Wprawdzie uprzedzono go już, że wrzesień może się okazać dla niego niezbyt dobrym miesiącem, jeśli chodzi o sen, jednak... Chyba było warto. Nie – nie chyba. Na pewno.

— W-wygląda a-a-b-s-olutnie cudownie — wydukał, gdy otrząsnął się po dosyć nagłej teleportacji z użyciem świstoklika. Przeleciał wzrokiem od dziobu, aż po rufę. A więc... Rejs? Uśmiechnął się do Heather. — Wygląde eee bardzo... Vintage?

Uniósł okulary przeciwsłoneczne, jakby miało to w jakiś sposób wyostrzyć jego wzrok. Nawet mugol zauważyłby jednak, że statek Crouchów nie należał do ogromnych wycieczkowców, jakie kursowały po Europie lub między starym, a nowym kontynentem. Wyglądał jak relikt z czasów piratów. W sumie, kto bogatemu zabroni? Może wśród przodków ich gospodarzy był jakiś rozbójnik? Lepiej o to nie pytać, zreflektował się.

— Bagaże wysłałaś przodem? — spytał, doganiając dziewczynę i chwytając ją zgrabnie za rękę.

Wyjątkowo ciepłe lato w Anglii przełożyło się na ubiór Camerona. Postawił na jasną koszulę w paski z kilkoma rozpiętymi guzikami, nieco przydługie beżowe szorty z kilkoma przetarciami i wygodne buty. Miał sporo szczęścia. Co by było, gdyby Rudą wzięło na wypad w góry za granicą?

— M-może jest zaczarowany? Jak namioty kempingowe? Rodzice z nich czasem korzystali, jak nas zabierali do lasu — wzdrygnął się na samo wspomnienie tych rodzinnych wycieczek. Co rusz, chłopak czuł na sobie spojrzenia starszych pasażerów, którzy wydawali się dużo bardziej... dziani od niego. Może nawet od Heather?

Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#4
16.08.2023, 21:57  ✶  

Wieść o organizowanym przez Jacka Croucha rejsie po Atlantyku dotarła do jego uszu pocztą pantoflową. Zamieszczone w Proroku z miesięcznym wyprzedzeniem ogłoszenia uznawał za oficjalną zapowiedź trzydniowego rejsu, słodkiego lenistwa i rozrywek dla elity, do której się zaliczał. Postanowił wysłać stosowny list do Jacka Croucha wraz z odpowiednią kwotą za pobyt na pokładzie należącego do tego rodu brygu.

Do portu przybył za pomocą przekazanego mu świstoklika ze swoją magicznie powiększoną walizką w lewej dłoni. W prawej trzymał uchwyty od smyczy swoich dwóch psidwaków, Nuggetsa i Taffy. Obecność zwierząt tych rozmiarów była dozwolona podczas rejsu, jednak nie mogły wchodzić do jadalni i salonu. Nie musiał się martwić o to, że będą chodzić głodne, ponieważ będzie je karmić służba w jego dwuosobowym pokoju.

Od razu rzuciło mu się w skryte za okularami przeciwsłonecznymi oczy to, jak wielkim zainteresowaniem cieszył się ten rejs. Przedkładało się to na długie oczekiwanie na wejście na pokład tego brygu. Już z oddali rozpoznawał kilka, jeśli nie kilkanaście twarzy ludzi, w których towarzystwie się obracał. Oznaczało to, że nie będzie brakować mu towarzystwa. Przybył tutaj bez osoby towarzyszącej, jednak czekał go trwający trzy dni rejs podczas którego bez problemu znajdzie sobie odpowiednich kompanów.

Pod względem ubioru prezentował się tak jak powinna prezentować się osoba mająca zamiar jedynie odpoczywać przez najbliższe trzy dni. Biała koszula z podwiniętymi do łokci rękawami i rozpiętymi pierwszymi guzikami, szare szorty za kolano i klapki. Zawartość jego walizki zawierała również bardziej oficjalne ubrania, gdyby wymagała tego sytuacja.

W pewnym momencie podczas oczekiwania na swoją kolej, pośród tego całego zbiorowiska, dostrzegł kolejną znajomą twarz. Pandora Prewett. Postanowił podejść do tej czarownicy z zamiarem przywitania się z nią oraz zamienienia z nią kilku słów, skoro nadarzała się ku temu okazja. Ponadto, wedle tego rankingu zamieszczonego w Czarownicy, to najbardziej czarująca czarownica w Wielkiej Brytanii. Bardzo dobrze zrobił podejmując decyzję o prenumerowaniu tego plotkarskiego pisemka. Również znalazł się w poprzednim zestawieniu, tylko na nieodpowiednim miejscu.

— Pandoro! Witaj, najbardziej czarująca czarownico w Wielkiej Brytanii. Moje gratulacje. Jeśli postanowiłaś trochę odpocząć to nie mogłaś lepiej trafić. Jesteś tutaj z rodzicami? — Zawołał do swojej znajomej, uśmiechając się przy tym promiennie; z dołeczkami w policzkach. Nie mógł o nie wspomnieć o tym zwycięstwie i nie złożyć jej stosownych gratulacji. Po rozejrzeniu się wokół nie dostrzegł nigdzie państwa Prewett, jednak to nie oznaczało, że nie było ich gdzieś dalej albo, że nie przybędą lada moment.

Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#5
17.08.2023, 04:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.08.2023, 04:39 przez Oleander Crouch.)  
Nie potrzebował wysyłać do nikogo listu, słyszeć o rejsie pocztą pantoflową czy znajdować informacji o nim w gazecie. Na jednym z rodzinnych spotkań wyraził chęć wzięcia w nim udziału, z osobą towarzyszącą, i zostawił resztę przygotowań matce oraz ojcu (w większości jednak matce). Wytyczne miejsca, w ktorym zacumowany był statek przekazał Desmondowi. To on wiedział jak odcyztywać mapy i całą resztę tych bardzo poważnie wyglądających cyferek. Oczywiście, że mogli skorzystać ze Świstoklika, ale Oleander doskonale wiedział jak dużą przyjemność sprawi Malfoyowi popisanie się swoimi umiejętnościami teleportacji łącznej. Translokacja była czymś, co blondynowi szło dobrze, chociaż Crouch zawsze uważał, że jego zdolności plastyczne są o wiele bardziej spektakularnym talentem do wychwalania.
– Szalenie przydatna umiejętność, mówiłem ci to już prawda? – odezwał się do Desmonda, gdy znaleźli się w porcie, pomiędzy restauracją z owocami morza, a jednym z pomostów. Puścił wtedy jego ramie i spojrzał niechętnie w stronę kolejki, jaka ustawiła się przy ich punkcie docelowym. Westchnął teatralnie, zerkając na przyjaciela porozumiewawczo.
Spoglądał na świat znad wąskich okularów o srebrnych oprawkach i pomarańczowych szkłach. Teatralnie, od niechcenia, poprawiał je na nosie, tak, aby spojrzeć na granat falującego morza w nieco innym odcieniu.
– Niby samo wejście kosztowało sporo, a wygląda na to, że będzie to impreza zapełniona jak każda inna. Tyle w temacie marzeń o kameralności i braku pospólstwa – mruknął na tyle cicho, że tylko Malfoy mógł go usłyszeć. Każde z tych słów wypowiedział z szerokim uśmiechem na ustach. Jeżeli ktoś by mu się w tym momencie przyglądał, zapewne uznałby, że chwalił dzisiejszą pogodę lub sam wygląd statku. 
Cierpliwość nie należała do jego mocnych stron, więc sama długość kolejki zaowocowała uszczypliwym komentarzem. Odczekali swoje, gdy bagaże zostały wysłane przodem. Zanim jego uwagę przykuła cała reszta uczestników, nie powstrzymał się przed krótkim otaksowaniem spojrzeniem samego Desmonda. Jego i tak jasne włosy rozświetlały promienie słoneczne zaskakująco ciepłego w tym roku, angielskiego lata. Niektóre z kosmyków wysmykiwały się z ułożonej fryzury i przesuwały po czole i policzkach. Musi cię to irytować, pomyślał, nie pozwalając sobie na wypowiedzenie tych słów na głos. Wiedział dobrze jak mocno Desmond dbał o to, aby nic nie smyrało go w skórę, włosy musiały się do tego zaliczać. Pogromił ochotę odgarnięcia mu włosów z twarzy i spojrzał mimochodem w bok. Mignęła mu w kolejce postać Heather Wood u boku Camerona. Rozpoznał ich tylko i wyłącznie z powodu artykułu opublikowanego w Czarownicy, o najbardziej uroczych pannach w Wielkiej Brytanii. Wcześniejszy tekst o kawalerach absolutnie go uraził, głównie dlatego, że on sam nie znalazł na liście, a przecież powinien był.
Odebrali muszelki, pozwalając jednemu z pracowników odhaczyć swoje imiona na pergaminie z wypisanymi uczestnikami rejsu. Wyszywana srebrną nicią koszula Oleandra w czarno-białe paski, przypominajace zebre, była podatna na dmący wiatr. Loafersy w jasnym, beżowym odcieniu ginęły przy odcieniu skóry, a ciemne spodnie kończyły się nad kolanem. Na szyi miał perłowy naszyjnik, z którym nie rozstawał się, odkąd ukradł go matce, jeszcze w szkolnych latach.
– Tam przed nami to Heather Wood, pamiętasz ją? Jest tylko odrobinę starsza, ale nie w tym rzecz. Była w tym cholernym artykule w Czarownicy, o najbardziej uroczych pannach w Wielkiej Brytanii. Ten gość z nią to pewnie ten Lupin, o którym też pisali w gazecie. Czemu dali ją do tej gazety, a mnie nie? W sensie, w artykule o kawalerach, były dwa – mówił półgłosem, pokazując Desmondowi spojrzeniem, na kogo dokładnie ma się patrzeć. Zatrzymał się spojrzeniem odrobinę dlużej na rozpietych guzikach przy koszuli Camerona, ale w tym samym momencie poprawił okulary na nosie, wiec trudno było dostrzec, że faktycznie to zrobił. W momencie wspominania o Heather, jasne część loków Croucha zzieleniała, dając upust zazdrości. Przymrużył oczy i powędrował spojrzeniem do kolejnych uczestników.
– O, a tam, przy Nottcie, tym zawodniku Quidditcha, to Pandora Prewett, też pisali o niej w tym artykule. – Gdy mówił Malfoyowi o tych wszystkich ludziach, zbliżyli się w stronę wejścia na zadaszoną część statku, a konkretniej bawialni. Stamtąd dotarły do nich dźwięki wygrywanej na pianinie melodii. Oleander nie mógł powstrzymać myśli, że bardzo dobrze ją rozpoznaje, ale równie szybko, co ją usłyszał, przestał o tym myśleć, bo przed wejściem do pomieszczenia jego oczom ukazał się nie kto inny, jak Martin Crouch.
– Martin, cześć – przywitał kuzyna i spojrzał po jego ubiorze – Dobrze wyglądasz. Naprawdę dobrze – zerknął zaraz na Desmonda – To mój najlepszy przyjaciel, Desmond Malfoy, nie mieliście chyba przyjemności? – uśmiechnął się szeroko w stronę starszego mężczyzny.



“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#6
20.08.2023, 00:36  ✶  
Westchnęła, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Gdyby nie fakt, że ojciec rzadko ją o coś prosił bezpośrednio, wymyśliłaby sensowną wymówkę, aby uniknąć uczestniczenia w tym rejsie. Oparła dłonie na biodrach, a spojrzenie ciemnych oczu powędrowało w stronę leżącej na łóżku gazety z tym nieszczęsnym rankingiem, który nie był jej do niczego potrzebny - i na Merlina, skąd oni mieli to zdjęcie - oraz list Ger, który utwierdził ją w przekonaniu, że wiedzieli o tym wszyscy. Jej matka chciała nawet zrobić przyjęcie z tej okazji, ale Pandora stanowczo zaprzeczyła. Policzyła do dziesięciu, zaciskając palce na złotej literce "P", która tkwiła na jej dłoni, bo łańcuszek robił teraz za bransoletkę z kilku warstw. Rejs. Pełen przepychu, sławnych ludzi i taki, gdzie Prewetta zabraknąć nie mogło. Jej ojciec był jednym z najbogatszych ludzi w kraju, głównie za sprawą kasyn oraz abraksanów i wyścigów konnych. Los chciał, że wyskoczyło mu jakieś spotkanie i potrzebował kogoś na swoje zastępstwo. Padło więc na jego pierworodną, oczko w głowie i najbielszą owcę w rodzinie. Wygładziła dłońmi sukienkę, wsunęła szpilki i upewniła się, że wszystko ma w torebce. Przetrwa to jakoś, skupiona na szampanie. Dlaczego właściwie wysłali ją na statek, kiedy ona nienawidziła wody, a bycie tak daleko od brzegu i bez Mary w pobliżu.. Jak dziwne byłoby, gdyby jej pegaz krążył nad statkiem, a w odpowiednim momencie by skorzystała z jego grzbietu, opuszczając pokład.

Teleportowała się na miejsce o wyznaczonej godzinie, wręczając zaproszenie, które dał jej ojciec. Była nienaganna - uśmiechnięta i wyprostowana, witała się z ludźmi skinięciem głowy lub krótką pogawędką, kradnąc z tacy kelnera kieliszek szampana przy najbliższej okazji. Postawiła na dość skromną kreację, nie licząc błyszczącej kokardy na piersiach. Długa sukienka w czarnym kolorze sięgała ziemi, pozbawiona rozcięć i utrzymująca się na cienkich ramiączkach. Włosy miała puszczone, zgarnięte do tyłu, a w uszach tkwiły pasujące do zdobienia sukienki, małe kolczyki. Naszyjnik odpuściła. Makijaż też miała raczej skromny i naturalny, podkreślone subtelnie czernią oczy i neutralnym kolorem usta. Słysząc swoje imię, obróciła się w stronę źródła dźwięku i zlustrowała mężczyznę spojrzeniem, posyłając mu grzeczny uśmiech oraz kiwnięcie głową. Oczywiście, że wiedział! Co za żenada, czy wszyscy na tym cholernym statku wiedzieli?
-Panie Nott, dobry wieczór. - przywitała się pogodnie, wbijając spojrzenie ciemnych oczu w jego twarz, a następnie delikatnie wzruszyła ramionami. - Niestety, obawiam się, że dziś nie będzie Pan miał okazji do rozmów z moim ojcem, jestem tu w jego zastępstwie. Wypadło mu coś ważnego. Tak? Bywał już Pan na tych rejsach? Słyszałam, że cieszą się popularnością wśród ludzi.
Zakończyła z zainteresowaniem, rozglądając się po statku, przyglądając się obecnym tu czarodziejom. Dziewczyna upiła nieco szampana z trzymanego przez siebie kieliszka. - Powinnam znaleźć Pana Croucha. - wyjaśniła jeszcze, mając za zadanie przekazać gospodarzowi kilka słów od strony Pana Prewetta. Jak na zawołanie, dostrzegła noszących to nazwisko czarodziejów. - Proszę mi na chwilę wybaczyć.
Posłała Philipowi krótki uśmiech, a potem podeszła do Martina oraz Oleandera z tym swoim pogodnym uśmiechem.
- Dobry wieczór Panom. Pandora Prewett, miło mi. Bardzo przepraszam w imieniu mojego ojca za nieobecność w dzisiejszym rejsie, wypadło mu coś istotnego. Prosił, abym przekazała pozdrowienia oraz zapewniła, że zaproszenia na otwarcie naszego nowego kasyna wkrótce do Panów dotrą. - wyjaśniła, a wręcz wyrecytowała, nie brzmiąc na szczęście tak sztywno, jak jej ojciec. Trzeba jednak przyznać staremu Prewettowi, miał głowę do interesów. Starała się nie spoglądać w stronę burty, bo woda rozbijała się o statek, wprawiona ruch subtelnymi podmuchami wiatru.
Jak ona nie znosiła takich przyjęć. Kiwnęła więc głową, sugerując tym samym, że nie będzie więcej przeszkadzała im w rozmowie, życzyła im miłego wieczoru i odeszła na bok, zaczepiona jeszcze krótko przez jedną z czarownic, a potem wróciła na upatrzone przez siebie miejsce, które wcześniej zajmowała z Philippem. Merlinie, daj jej cierpliwość, to tylko kilka godzin. Upiła kolejny łyk słodkiego szampana.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#7
20.08.2023, 12:31  ✶  

Znane osobistości pojawiały się na pokładzie. Gwiazdy sportu, bogacze lub po prostu dobrze urodzeni. Każdy każdego znał. Nawet jeśli nie osobiście, to z okładek Proroka lub popularnych plotek. Wśród nich wirował Martin. Mijane twarze nie mówiły mu nic. Podsłyszane personalia mieszały się z wieloma historiami, które mimochodem usłyszał. I chociaż był na znanym sobie statku brata, poczuł się bardzo obco z każdym kolejnym gościem na pokładzie. Może wzięcie w tym udziału nie było dobrym pomysłem. Może nie był jeszcze gotowy na wypłynięcie w tak wzburzone morze.

A wtedy zawitała znajoma twarz.

— Cześć — odpowiedział Oleandrowi. Poczuł ulgę. Z kuzynem miał taką relację jak z każdym innym dalszym członkiem rodziny — żadną. Ale zbliżony wiek pozwolił im obu zapamiętać chociaż swoje imiona.

— Dziękuję — odpowiedział niepewnie na komplement, po tym, gdy go przemielił przez zaskoczony umysł. Spojrzał na Desmonda. Z Malfoyów kojarzył tylko kilka osób spokrewnionych z kuzynką matki. Eden i... całą resztę.

— Miło mi poznać. — Skłonił się lekko na powitanie, tak jak przystało dobrze wychowanemu czarodziejowi. Preferował to niż uścisk dłoni, chociaż ten uznawał za bardziej naturalny. Ale dotyk to dotyk. A swoich spoconych dłoni wolał nikomu nie oferować. — Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić podczas rejsu.

Mówił szczerze. Skoro się angażował, zależało mu, aby cała ta przygoda odniosła skutek.

Wtedy podeszła do nich Pandora Prewett. Zapewne rozpoznała Oleandra, a nie Martina, w każdym razie trafiła dobrze. Ukrywał głęboką konsternację podczas jej wyjaśnień. Nie miał pojęcia kim jest, ale kojarzył nazwisko jej ojca z listy gości.

— Bardzo dziękuję za informację i zaproszenie. Życzę udanego pobytu.

Skłonił się jej uprzejmie.

Kasyno. Jeśli jakiś Crouch miał się tam pojawić, to tylko po to, by złapać nowych klientów zaplątanych w jakieś problemy finansowe. Chociaż nie, Jack mógł się tak udać w jak najbardziej domyślnym celu.

A skoro o nim mowa...


Z kabiny kapitana wynurzyła się postać pirata. Był czysty, pachnący i świeżo ogolony, ale strój świecił autentycznością przeżycia wielu przygód. Mężczyzna wbiegł po schodkach obok steru i stanął na balustradzie.

— Panie i panowie! Witam wszystkich bardzo serdecznie! Jestem Jack Crouch, kapitan Jasnej Odchłani, czyli tego cudownego statku, po którym państwo stąpacie! Niech was nie zmyli jej rozmiar! Pod pokładem znajdziecie wnętrze spełniające wasze wszystkie potrzeby! Dopóki wszyscy się zbierają, zapraszam do odkrywania swoich sypialni i relaksu na pokładzie. Mamy bardzo ładną pogodę, więc warto korzystać!

Po zakończonej przemowie zsunął się w dół po linie. To było tylko kilka metrów niepotrzebnej fatygi, ale zawsze to jakiś ekstra efekt.

Jack ruszył w kierunku Martina witając się krótko z mijanymi gośćmi. W końcu uścisnął Oleandra.

— Ale wyrosłeś, haha! — Cały czas pamiętał kuzyna z wieku przed-Hogwartowego, a upływ czasu nie mieścił się w jego głowie, tak więc za każdym razem był zaskoczony, gdy ktoś wyglądał inaczej niż te dziesięć lat temu, gdy wyruszył na swoje pierwsze rejsy. Nawet jeśli już widział daną jednostkę wiele razy.

Uścisnął dłoń Desmonda rzucając kilka słów powitania, po czym zarzucił ramię na Martinie.

— Nie uwierzysz, ale matula właśnie dostała sowę. Wcisnęli jej ważną rozprawę, więc zwija się z rejsu. A ojciec, jak to ojciec. No. To zostajesz teraz panem, władcą i głównym wodzirejem tego przyjęcia.

Poklepał brata po ramieniu kilka razy z wielkim uśmiechem i wrócił zamknąć się w swojej kabinie.

Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#8
20.08.2023, 16:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.08.2023, 16:53 przez Philip Nott.)  

Po zlustrowaniu czarownicy mógł stwierdzić, że wyglądała naprawdę ładnie. Uważał, że ta nagroda była w pełni zasłużona. Nie spodziewał się, że przywita w stosunkowo oficjalny sposób. Nie znali się od wczoraj. Z ojcem czarownicy był na "ty". Na korzyść porzucenia takich konwenansów przemawiał fakt, że nie wybierał się na ten rejs w sprawach biznesowych, tylko rekreacyjnych. Co prawda, jedno nie wyklucza drugiego. Jednak odpoczynek to odpoczynek. Naprawdę chciał spędzić całe trzy dni na słodkim lenistwie.

— Mów mi po imieniu, proszę. — Poprosił o to czarownicę. Wszystko można o nim powiedzieć, ale nie to, że przepada za tym, by znajomi zwracali się do niego w ten sposób.

— Nic nie szkodzi. Porozmawiam z nim przy następnym spotkaniu. Tak. Nie brakuje tutaj atrakcji. To pierwszy taki rejs, jednak Crouchowie dołożyli wszystkich starań aby tak było. — Wypowiadając te słowa, nie wydawał się być rozczarowany obecnością pana Prewetta. Pod względem spędzenia trzy dni na brygu córka tego czarodzieja mogła okazać się znacznie ciekawszym towarzystwem, jeśli tylko nie miną się podczas tego rejsu. Nie byli na nic umówieni. Po prostu się spotkali.

— Powinien być gdzieś tutaj. Pozwolisz, że pójdę z tobą? — Stwierdził na to wyjaśnienie. Zaproponowanie swojego towarzystwa wydawało mu się oczywiste. Nigdy nie stronił od kontaktu z ludźmi. Jeśli Pandora nie miała nic przeciwko temu to podążył za nią, prowadząc na smyczy swoje psidwaki.

— Philip Nott. Miło mi. To będzie wspaniały rejs. — Zwrócił się do obu mężczyzn z ciepłym uśmiechem, wyciągając ku nim wolną dłoń. Decydując się towarzyszyć Pandorze, dowiedział się, że Prewettowie otwierają swoje nowe kasyno. Praktykowany z umiarem hazard mógł stanowić interesującą rozrywkę dla bogaczy, którzy nie obawiali się zaryzykować. Przegrywanie całych majątków i popadanie w skrajne ubóstwo było przejawem głupoty.

— Nie przedstawiłem Ci kogoś. To Nuggets i Taffy. — Zwrócił się do niej z rozbawieniem, wskazując na swoje psidwaki. Dotąd trzymał je w swoim domu w Dolinie Godryka, ale od czasu Beltane wprowadził je do swojego domu w magicznym Londynie. Nic więc dziwnego, że postanowił zabrać je ze sobą na ten bryg.

Gdy oczom wszystkich ukazał się kapitan i dobiegł ich wszystkich głos, Philip postanowił wysłuchać tego czarodzieja. Musiał sprawdzić, czy opłacony przez niego dwuosobowy pokój spełnia wszystkie swoje standardy. Kryjące się pod podkładem wnętrza spełniające wszystkie jego potrzeby brzmiały niezwykle obiecująco. Musiał przekonać się, czy tak jest na pewno. Dopiero potem uda się na relaks na pokładzie.

— To była bardzo porywająca przemowa z efektownym zakończeniem. Zapoznamy się ze swoimi pokojami a potem spotkamy się na pokładzie? Możemy zobaczyć te wszystkie atrakcje — Podzielił się ze swoją towarzyszką opinią na temat przemowy kapitana, wychodząc również z propozycją. Jeśli chciała to mogła odmówić. Do niczego nie była zobowiązana.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#9
22.08.2023, 10:54  ✶  

Podobno smutna prawda jest taka, że w istocie życie człowieka składa się z kompleksu nieubłaganych przeciwieństw takich jak dzień i noc, narodziny i śmierć, szczęście i nieszczęście, dobro i zło. Nie wiemy na pewno, czy jedno zwycięży nad drugim, czy dobro przemoże zło albo radość pokona ból. Życie jest polem bitwy. Zawsze nim było i będzie. W przeciwnym razie istnienie osiągnęłoby kres. Tylko podobno, bo Laurent mimo upływu lat bardzo chciał trzymać się myśli, że jednak jest inaczej. Że to życie ma szansę na jakąś utopijną wartość. Nawet jeśli z biegiem tych lat było to coraz bardziej zamknięte w jego sercu. Wydawało mu się, że sam przestaje lśnić, tak jak przestawały lśnić w jego oczach nadzieję na to, że w tym świecie zabraknie bólu i przemocy. Nie było to możliwe. Nie przy tym, jak Czarny Pan zbierał swoje żniwo.

Było coś absurdalnie ironicznego w oczach Laurenta w tej chwili, kiedy pojawił się na statku i spojrzał na eleganckich dżentelmenów i jeszcze bardziej eleganckie panie i panny, które swoimi kreacjami próbowały zdjąć sławę samej Sol, by same mogły stać się promieniami zachwycającymi i ogrzewającymi męskie serca. Ironicznego, bo dobrze pamiętał jak pojawił się na balu po tym, gdy Czarny Pan ogłosił się tym, kim był dzisiaj. Wtedy zagrożenie wydawało się nadal odległe, a mimo to doskonale potrafił wyłowić dotyk napięcia prześlizgujący się po skórze spowodowany odważną deklaracją. Deklaracją wydającą części świata wojnę. Choć może ten lunatyk sądził, że przysporzy mu to tylko odbiór pozytywny. Dziś mijał ponad miesiąc od Beltane, w którym diabeł pokazał swoje kolory. Napięcia nie czuł wcale. Nie to, że nie czuł go na sobie samym - nie czuł go na czarodziejach wokół. Zastanawiał się przez długi czas, czy nie darować sobie tej uroczystości Crouchów. I mimo tego, jak chętnie pojawiał się na takich przyjęciach to tym razem właściwie musiał się zmusić do tego, żeby z bezpiecznej przystani własnego domu wyjść. Chociażby dlatego, że wiedział, że będzie jego siostra. Nazwisko, bogactwo i rozpoznawalność otwierały drzwi na niemal wszystkie przyjęcia. Nie to, że Laurent się usilnie gdzieś wpraszał. Gdyby nie to, że przyjęcie miało charakter nieco bardziej otwarty to na pewno by sobie darował. Powitała go morska bryza i pojedyncze promienie słońca zza chmur, co było akurat bardzo miłe.

Towarzystwo było ewidentnie jeszcze dalekie od rozhulania się na tej imprezie, znaczy się, że nie przyszedł aż tak modnie spóźniony, jak sądził. Nie żeby popierał spóźnienia. Przyjęcia tego typu nigdy jednak nie były tak zobowiązujące, żeby nie można było przyjść później. Czasami tylko gorzej się patrzyło na przedwczesne wychodzenie.

- Dzień dobry, panno Wood. Mam nadzieję, że nie planuje panienka kraść sceny słońcu, ale olśniewa panienka bardziej niż ono. - Uśmiechnął się łagodnie do @Heather Wood i skinął głową uprzejmie w geście pozdrowienia do jej towarzysza, @Cameron Lupin. Rozejrzał się po osobistościach, dostrzegając sporo śmietanki towarzyskiej. Twarze znajome, nawet jeśli nie wszystkich znał bezpośrednio. - Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję porozmawiać w trakcie rejsu. A teraz przepraszam najmocniej. Wypada mi znaleźć gospodarza. - I się z nim przywitać i wymówić wszystkie te grzeczności. Było to ledwo pozdrowienie, bo blondyn przesunął się dalej, szukając głównie swojej siostry, by dać jej znać, że tutaj jest. Oczywiście, że przyszła tu w imieniu ich rodziców. Bo przecież... kto, jak nie ona. Kto, jak nie ona...

Statek wyglądał wspaniale. Tchnął w niego nostalgią i tęsknotą za morzem. Chciał nim wypłynąć, by móc zanurzyć się w morskich głębinach na otwartej przestrzeni, gdzie już nawet nie byłoby widać lądu.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#10
22.08.2023, 17:33  ✶  

Cameron bardzo dobrze znał Wood. Jego gdybanie miało sens. Poniekąd ten wypad na pewno był spowodowany dokładnie tym, że miała ochotę sobie odbić ten miesiąc uziemienia. Zresztą już w czerwcu wróciła do zwyczajnego trybu życia. Pracy, łapania czarnoksiężników z Brenną, chodzenia tam, gdzie nie powinna i innych takich. Ten rejs wydawał się być naprawdę bardzo bezpieczny, jak na jej inne zainteresowania. Tyle, że Lupin nie wiedział dokąd go zabiera. Jego obawy były uzasadnione - Heath miewała głupie pomysły, czasami.

Nie miała pojęcia ile kosztowało jej towarzysza wybłaganie urlopu na te kilka dni. Może to i lepiej, bo czułaby się jeszcze zobowiązana jakoś mu wynagrodzić tę fatygę. Tak to wystarczyło, że założyła, że będzie się z nią tutaj bawił wyśmienicie. Miała nadzieję, że faktycznie mu się spodoba i nie będzie to jedynie rozrywką dla niej.

Kamień spadł jej z serca, gdy usłyszała słowa Lupina. Podobało mu się. Najważniejsze. Teraz pozostawało jedynie zapewnić mu dobrą zabawę - była pewna, że razem faktycznie uda im się tutaj nieźle rozerwać. Miejsce wydawało się być idealne.

- Może jest tak stylizowany, wiesz, na statek vintage, albo po prostu ma już swoje lata? - Zmarszczyła jeszcze nos i sama zaczęła przyglądać się statkowi. Nie znała się szczególnie na tych środkach transportu. - Tak jest, wysłałam przodem do naszej kajuty, będziemy musieli ją znaleźć, jak już wdrapiemy się na pokład. - Ścisnęła delikatnie dłoń Camerona, kiedy ją za nią złapał. Czuła się beztrosko, jakby to całe Beltane się nie wydarzyło. Humor jej dopisywał i miała wrażenie, że to może być naprawdę przyjemna wycieczka.

- Możemy kogoś zapytać. W sumie nie wiem, czy wypada, ale kto nam zabroni spytać. - Nie znała czegoś takiego jak tabu, więc pewnie, gdy tylko znajdzie kogoś kompetentnego to podejdzie do niego i zacznie zadawać pytania. Ruda nie wiedziała, czym był wstyd.

Znaleźli się już na pokładzie. Kiedy z kabiny kapitana wynurzył się najprawdziwszy pirat. Szturchnęła Camerona niezbyt delikatnie w ramię, żeby mu to nie umknęło. - Popatrz tam. Miałeś rację, może to jest statek piracki! - Powiedziała trochę zbyt głośno, ale nie mogła się powstrzymać od komentarza. - Ten facet wygląda, jak wyjęty z jakiejś bajki. - Nie odrywała wzroku od Jacka Croucha, bo wyglądał niesamowicie.

Jej uwagę od mężczyzny odwrócił dopiero Laurent który pojawił się obok. Zaczerwieniła się niczym burak, kiedy usłyszała jego komplement. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, a to nie zdarza się zbyt często. Zaczęła od zbyt długiego - Yyyy - Jednak po chwili udało jej się złożyć myśli w słowa. - Dzień dobry. Panie Prewett, jak zawsze w formie, aż mnie zatkało. Zazwyczaj walczę ze złodziejami, nie zamierzam również dzisiaj dołączać do tych którzy kradną. Obiecuję, że słońce będzie na pierwszym planie, tak jak powinno, skryję się w cieniu. - Ścisnęła przy tym mocniej dłoń Camerona, bo się trochę zestresowała tymi niespodziewanymi zupełnie miłymi słowami.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Heather Wood (1993), Martin Crouch (3066), Philip Nott (2134), Cameron Lupin (1879), Pandora Prewett (2287), Desmond Malfoy (570), Oleander Crouch (733), Laurent Prewett (4493)


Strony (4): 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa