• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[7.08 | Warownia Longbottomów] Złote popołudnie

[7.08 | Warownia Longbottomów] Złote popołudnie
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#1
06.05.2024, 16:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.09.2025, 12:08 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Brenna Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic V
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Bajarz II
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic III
Rozliczono - Millie Moody - osiągnięcie Badacz Tajemnic


Złote popołudnie


...czyli leniwe urodziny panienki Moody, w towarzystwie najbliższych przyjaciół
i skrzeczenia nietoperzego skurwiela

1. Miejsce zabawy


Ogród w Warowni Longbottomów był miejscem tętniącym życiem, zwłaszcza w miesiącach letnich. Kameralne przyjęcie zorganizowane było z myślą przede wszystkim o przyjaciołach jednoczących się pod znakiem Feniksa, wpadło jednak kilka dodatkowych zaproszeń dla tych, którzy odwiedzali Millie podczas jej pobytu w Lecznicy Dusz. Cała zabawa trwała w zacisznym, oddalonym nieco od zabudowań miejscu, w którym rozłożyste drzewa dawały cień przed ostrym słońcem. Miejsce witało gości lustrem z zachęcającą informacją, że znajdują się oni obecnie w króliczej norze. Podłużny stół udekorowany był specyficznie: biały obrus udekorowany był pasmem mchu porastającym cukrowymi grzybami, porozkładane w chaosie karty do gry i mnogość imbryków oraz filiżanek w najprzeróżniejszych kształtach i wzorach. Gdzieniegdzie o gałęzie porozwieszane były barwne girlandy, pod starym dębem zwisały dziwne, brunatne kolczaste kulki. Na krzakach porozkładane były białe papierowe róże, niektóre w połowie, niektóre zupełnie pokryte czerwoną farbą. Pod niewielkim białym płotkiem, ustawione zostały nowe szkicowniki, kanwy i farby – podarki wspierające Millie w jej starej-nowej pasji. Pod drzewami porozkładane zachęcały miękkie koce do piknikowania, oraz wygodne pufy, jeśli ktoś nie chciałby siedzieć na bardzo bujnym, zapewne zapomnianym przez ogrodnika do przystrzyżenia trawniku.

2. Jedzenie i picie


Główną atrakcją był trzypiętrowy, czarny tort autorstwa Bertiego Botta, zdobny jedynie w jagody i jeżyny oraz chlapania ze złocistej farby. W środku obrzydliwie czekoladowe brownie trzymało się na równie obrzydliwie czekoladowym ganaszu. Geste i sycące smaki przełamane były lekką kwaskowatością konfitury z leśnych owoców. Specjalnie dla Morpheusa najwyższy z kręgów dostosowany był w składnikach dla diabetyków, dlatego od razu dostał całkiem spory jego kawał. Ponadto stół uginał się od ciastek i ciasteczek, szczególnie apetycznie wyglądały tęczowe muffinki dostarczone przez nieobecną tego dnia Norę, a w imbrykach do picia najczęściej była herbata, choć nie raz zdarzało się, że ktoś mógł trafić na mleko, wino, albo... słoną wodę. Na szczęście zastawy było więcej niż gości, więc nie trzeba było martwić się oczyszczaniem filiżanek.

3. Muzyka


Niedaleko zgromadzonych malarskich dóbr, na wystawionym stołku stał adapter wypełniający w sposób nienarzucający się przestrzeń mugolską muzyką minionej dekady. Zaklęta płyta nie ograniczała się do jednego zespołu, a wypluwała ulubione piosenki Millie.

4. Dodatkowe efekty


♦ Poustawiane w różnych miejscach stołu ciasteczka z lukrowym napisem Eat me
Kod na rzut kością (bez spacji po wykrzykniku):
! eatme



♦ Koszyczek fiolek z przywieszką Drink me
Kod na rzut kością (bez spacji po wykrzykniku):
! drinkme




Garść zasad


  1. Przyjęcie pomyślane jest w klimacie Alicji w Krainie Czarów. Stroje są mile widziane, ale nie obowiązkowe. Spontaniczne transmutowanie ciuchów w trakcie imprezy to zawsze jakaś zabawna opcja (zwłaszcza przy nieudanych rzutach).
  2. Zaczynamy zabawę po części formalnej: wszyscy się przywitali, pościskali, sto lat zaśpiewane, tort pokrojony. Każdy może chillować jak mu się podoba. Około trzeciej tury będzie mały konkurs dla chętnych.
  3. Tura główna pojawiać się będzie co 4 dni, ale można spokojnie pominąć turę. W turach znajdować się będzie podsumowanie kto gdzie stoi oraz ewentualne zdarzenia, które każdy może zauważyć.
  4. Można wejść i wyjść w dowolnej chwili (np. z i do kuchni lub łazienki).
  5. W ramach jednej tury można napisać maksymalnie 3 posty.
  6. Aby się nie pogubić, umieszczajcie na szczycie postów gdzie i z kim siedzicie, co z tego co robicie, jest możliwe do zauważenia dla wszystkich osób.
  7. Podkreślanie kluczowych informacji i imion współgraczy też jest mile widziane Serduszko


TURA DO: 10.04, godzina 20.


constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#2
06.05.2024, 16:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.05.2024, 16:35 przez Millie Moody.)  
Siedzę z Alastorem na kocu pod jednym z drzew i dźgam tort widelcem


Alicja miała dość siedzenia z siostrą nad wodą i próżnowania

Mildred nigdy nie będzie miała dość siedzenia z bratem pod drzewem i próżnowania.

Było doskonale. Było cicho i spokojnie, nawet jeśli gdzieś w tle skrzeczał adapter z jej ulubionymi rockowymi piosenkami. Przebieranie się było głupie, ale gdy dostała od Brenny kocie uszka i podrasowany magią pasek z przyczepionym ogonem, to nie odmówiła. Kto z resztą mógłby odmówić awansu na kota z Cheshire, który potrafił trochę jak ona, znikać bez ostrzeżenia, pozostawiając w powietrzu tylko swój enigmatyczny uśmiech? Przyjemne. Reszta stroju była wręcz banalna. Złote kocie oczy dostała od pani bozi natury, czarny podkoszulek i legginsy były w jej szafie od zawsze. Stóp nie katowała glanami, zamiast tego wybierając bycie boso. Tylko przedramionami schowała w wydzierganych pasiastych zarękawiach, bo jednak ten kot miał chyba jakieś prążki.

Siedziała na kocu tuż za Alastorem, korzystając z naturalnej predyspozycji ich obojga - on niemal dwumetrowy, rosły chłop, ona nigdy za bardzo nieodrosła od ziemi – mogła spokojnie schować się za nim, oprzeć czoło o plecy, udawać, że jej wcale tu nie ma. Kolory, wizje, koszmary... to wszystko czmychało gdy brat był blisko, Millie wyraźnie pokorniała i nawet nie bluzgała tak wiele. Tak samo teraz po prostu cieszyła się ze wspólnie spędzanego czasu. Gdyby mogła, zalałaby jednak nie tylko ich, ale całe to miejsce w żywicy dębu pod którym siedzieli, chcąc to wspomnienie zachować jak najdłużej. Uśmiechnięte twarze przyjaciół ich spokojne rozmowy unikające tematów bolesnych i mrożących krew w żyłach. Aż żałowała, że nie umie robić tych śmiesznych żywych obrazów, tak aby cząstkę każdego z nich zachować dla siebie na później.

Dlatego też, mimo że ciasto od Bertiego było doskonale czekoladowe, zgodnie z resztą z jej upodobaniem, dzióbała je widelcem, dźgała i mordowała miniaturowym trójzębem bez jedzenia. Zupełnie jakby zjedzenie sążnistego kawałka oznaczało zmierzch i rozejście się ich, każde do swojego domu. Wybudzenie się z tego pięknego, nierealnego snu.
– Był taki moment, że myślałam, że już nigdy ich nie zobaczę. – Przyznała się cicho bratu do słabości. I chuj i trudno, ryczeć jej się chciało ze wzruszenia jak jakiejś pieprzonej babie. – Nawet impreza pożegnalna w wariatkowie nie była taka fajna, nawet jak upierdoliłam Cainowi cały ryj szpinakiem. – dodała uśmiechając się, ale nie podnosząc głowy. Jej magiczny ogon zadrgał kocim nerwem, wyczuwając w jakiś szatański sposób emocje swojej użytkowniczki. Jebany donosiciel, skąd Brenna to wytrzasnęła?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#3
06.05.2024, 17:46  ✶  
TLDR: Brenna siedzi sobie na kocu, w spódnicy ozdobionej kartami i czujnie obserwuje, czy kimś nie trzeba się zająć.

Jutro: jutro wejdą w mrok wyspy, która pojawiła się gdzieś u angielskich wybrzeży i będą szukać broni wypełnionej ciemnością. I ta myśl tkwiła gdzieś z tyłu głowy Brenny od rana, gdy przygotowywali wszystko do urodzin Millie. Spróbowała jednak odsunąć ją na bok, zakopać w najgłębszych odmętach umysłu, by tu i teraz skupić się tylko na tym, że Moody się obudziła, wyszła z Lecznicy i czuła się już na tyle dobrze, że podeszła z ekscytacją do organizacji urodzin. Motyw przewodni trochę Brennę bawił: jak na osobę czystej krwi była zaznajomiona z literaturą mugolską całkiem nieźle, od dnia, w którym mając lat trzynaście zabrała Thomasowi Hardwickowi Drużynę Pierścienia. Alicja w Krainie Czarów była jedną z tych książek, które może nie wciągnęły jej bez reszty, ale miały swoje miejsce w jej sercu, pomagała więc w organizacji entuzjastycznie i nie miała nic przeciwko przebraniu się. Nie wystąpiła jako żadna z głównych postaci – podejrzewała, że dość znajdzie się kandydatów na Alicję, na Szalonego Kapelusznika i Kota z Cheshire – zadowoliła się więc w pełni przyjęciem jednej z ról tła, i miała na sobie zwykłą, czarną koszulkę, ale do tego spódnicę, która wyglądała, jakby uszyto ją z kart.
Na początku zerkała głównie czujnie na Millie, czy ta przypadkiem nie czuje się niczym przytłoczona, i pomagała z rozstawianiem rzeczy, rozdawaniem tortu i rozsadzaniem gości. Ustawiła też w pobliżu lustra cały koszyk, w którym znajdowała się kolekcja różnych drobiazgów, gdyby ktoś postanowił zadbać o przebranie w ostatniej chwili – był tam wielki kapelusz, karciana korona, królicze uszy, zegarek na sznurku i fartuszek z wymalowanymi scenami z Alicji. Pośród podarków dla Moody przytaszczyła już wcześniej sztalugi i całą kolekcję płótn różnych rozmiarów, gdyby kiedyś Mildred naszło na wymalowywanie obrazów. Najchętniej kupiłaby jej choćby i cały sklep malarski, ale podejrzewała, że takiego podarunku ta by nie przyjęła, zatrzymała więc swoje zakupy akurat tak tuż – tuż poza granicami rozsądku. Później, kiedy Millie siedziała sobie spokojnie z bratem, Brenna opadła na jeden z koców, rzucony na trawę – nadmiernie wybujałą, chociaż została skoszona ledwo wczoraj (zwykle nie kosili jej na całym, rozległym podwórku, pozwalając jej rosnąć, ale teraz tak zostawiona zamieniała się łatwo w prawdziwy gąszcz), z talerzykiem ciasteczek, ułożonym tuż obok siebie, aby móc po nie sięgać. Skubała teraz ciasteczka leniwie, rozglądając się i upewniając, czy przypadkiem nikt nie był pozostawiony sam sobie, i nie należy takiej osoby zadręczyć.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#4
06.05.2024, 20:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.05.2024, 20:38 przez Alastor Moody.)  
Siedzę z siorką i myślę o tym, że lubienie kuzyna jest totalnie gejowe.

Przyjęcia tematyczne nigdy nie były jego mocną stroną. Jeżeli nie widziano Alastora Moody'ego w mundurze Aurora, to prawdopodobnie miał na sobie coś z arsenału identycznych spodni i koszul. Nie należał do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbali, przykładali uwagę do czegoś takiego jak własny wygląd, a nawet gdyby - patrząc prawdzie prosto w te jej smutne jak cholera oczy - jakby się nie ubrał i czego by nie zrobił z włosami, nic nie dałoby rady ukryć tego, że był szczerbaty, wiecznie obity i (cóż) pierdolnięty w dekiel. I taki dekiel właśnie założył sobie na łeb, przygniatając roztrzepane włosy i sprawiając, że kiedy odwrócił się, żeby pocałować siostrę w czubek głowy, omal nie pieprznął jej tym w czoło.

Alastor Moody przebrał się za dzbanek. Dzbanek z ich mieszkania. Do przykrycia tegoż garnuszka przykleił kawałek gumki, którą zaczepił sobie pod brodą - tak żeby wyglądało to jak czapka. Szkoda, że spadało kiedy się schylał, ale taka widocznie była cena za bycie królem imprezy...? Resztę dzbanka trzymał po prostu w ręku. Używał jej jak torebki. Miał tam aktualnie swoją butelkę z wódką i paczkę papierosów, które popalał. W beżowych, sztruksowych spodniach i jasnej koszulce wpisał się nawet w schemat kolorystyczny tegoż czajniczka, więc mimo naprawdę małej kreatywności, widać było, że jak na niego bardzo się w to całe przyjęcie zaangażował. Nie codziennie twoja siostra miała urodziny. Nie co roku miała urodziny po wyjściu z Lecznicy Dusz. Nie co roku świętowaliście to, że w ogóle jeszcze żyjecie. Po tym cholernym Beltane nic już nie było takie oczywiste jak wcześniej.

- Los skazał cię na męczenie się z naszą dwójką trochę dłużej - zażartował, a później zachłysnął się powietrzem, bo kurwa - nie mówił tego głośno, ale naprawdę się o nią martwił. O Caina zresztą też, ale... O ile potrafił być miękki dla Millie (bo to jego oczko w głowie i chyba nigdy w życiu się tak nie załamał jak widząc ją leżącą w bezruchu w szpitalnym łóżku, a przeżył przecież śmierć własnej matki), to dla niego nie. Bo to było niemęskie. Potrafił więc zaoferować mu pomoc. Zaprosić go do ich lokum, żeby nie siedział sam, tylko z rodziną. Szepnąć coś Mills, żeby mu przekazała i niby ona na to wpadła, ale tak po prostu powiedzieć kuzynowi, że ci na nim zależało - tego się w rodzinie Moodych nie robiło, a on nie potrafił tegoż schematu przełamać od ponad trzydziestu lat. Z jednym, jedynym wyjątkiem, ale to były już przecież sprawy zapomniane, wciśnięte tak głęboko pod dywan jak się tylko dało, bo jak w myślach szczekał na każdego, kto by śmiał obrazić kogoś za bycie pedałem, to sam by pewnie zaszlochał w głębi siebie, gdyby ktokolwiek nazwał go zniewieściałym. W głębi siebie, bo chłopaki nie płaczą i roniąc łzy, udowodniłby komuś, że miał rację. Tak, to była tragikomedia. - I dobrze, bo nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. - Uśmiechnął się szerzej, oferując jej paczkę papierosów, zanim wyciągnął z niej jednego dla siebie. - A... Mills? Czemu Alicja w Krainie Czarów? - Oczywiście, że nigdy tego nie przeczytał. - Ona się przenosi do innego świata?


fear is the mind-killer.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
07.05.2024, 08:43  ✶  
Morpheus leży na kocyku obok Brenny i rozkłada tarota. Jest przebrany za Białego Królika.

Morpheus wyglądał trochę, jakby napadł na garderobę Antoniusza, wybrał z niej losowe części ubioru, nieco je transmutował i uznał, że będzie idealnie. Na przykład niewysoki kapelusz, cylinder, zdecydowanie należał do przyjaciela, a dzięki sprawnym różdżkom w warowni, prędko wyrosły na nim białe, długie uszy.  Z okazji ciepłej pogody, ograniczył się do białej koszuli z lnu o bufiastych rękawach zgodnych z modą edwardiańską. Nie czytał nigdy Alicji w Krainie Czarów, nie oglądał animacji ani nie wiedział do końca, o co chodzi. Pamiętał, że podobnież była to narracja mająca przedstawiać jakąś tezę matematyczną. Kwiatowa kamizelka została wyciągnięta z dna szafy, nosił ją jakieś cztery, pięć lat wcześniej i bardzo ucieszył się, że nadal w nią wchodzi i jedynym koniecznym elementem stroju, poza tym, był zegarek savonette z dewizką, pasujący do uciekającego przed czasem, wiecznie spóźnionego kicaja. Nie znał za bardzo postaci z tej bajki, wybrał pierwszą, która nie należała do żeńskich dramatis personæ, a to, że akurat ten jegomość był kojarzony z czasem, cóż, tylko lepiej dla niego. Przynajmniej dla Lonbottomów będzie to zabawne przebranie.

Oczywiście, jego prezent również należał do tych ułożonych pośród palet, płócien i farb i zachowywał się w tej samej tematyce, chociaż bardzo niepozorny. Czarne pudełko, a w środku osiemdziesiąt pustych kart z czarnym rewersem, w wymiarze tarotowym. Longbottom podarował pierwszą talię młodej Millie i teraz chciał, aby ona ofiarowała drugą sama sobie. Rzucił jej też wyzwanie. Siedemdziesiąt osiem obrazów. Nie musiał się podpisywać pod tym prezentem, wiedział, że ona będzie wiedzieć.

Korzystając z pięknej pogody, Morpheus leżał na brzuchu obok Brenny, ciasto na wpół zjedzone na talerzyku obok niego; latała przy nim osa, siadając na słodkim tynku, który jako jedyny z całego pięterka był słodki. Podpierając się na łokciach, tasował karty, ale bez wyraźnej myśli, ot, szeptały mu cichutko, a on je rozkładał, koszulkami do góry, aby nie widzieć rozwiązania. Jeszcze nie. Jak zabawa w kotka i myszkę. Nie proponował wróżenia, w końcu nie prowadził stoiska i nie kupczył swoimi talentami, nie był atrakcją, ale jeśli ktoś poprosi, czy to o wróżenie z dłoni, czy z karty, czy fusy z imbryczka, zrobi to z chęcią.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Keeper of Secrets
I am not actually tired, but numb and heavy, and can't find the right words.
Mierzący 182cm wzrostu Cain jest przeciętnej budowy osoby, która coś tam ćwiczy - nie chudy, nie wielce umięśniony. Ma ciemnobrązowe włosy i oczy barwy burzowych chmur, tak ciemne, że z daleka mogą wydawać się czarne. Jego zainteresowane otoczeniem spojrzenie podkreślone jest wiecznymi worami pod oczami.

Cain Bletchley
#6
07.05.2024, 12:03  ✶  

Okupuje muffinki i pasie się jak świnia.


Imprezy nie były jego mocną stroną. Co innego siedzenie przy stole przy słodyczach, okupowanie ich i zapijanie alkoholem. O tak, doskonałe połączenie. Byłoby jeszcze lepsze, gdyby nie konieczność utrzymania twarzy. Jakiejkolwiek twarzy. Sami swoi - bo przecież warownia, w której się znajdowali, nie zapraszała obcych, prawda? Mogli to być najbliżsi z najbliższych - nie zamierzał się ludziom pokazywać w zgorszonym stanie zupełnego pijaństwa, kiedy puszczało trochę więcej ograniczeń niż powinno. Innych można zaciągać do bezpiecznego domu, kiedy nie mogli stać na nogach, ale siebie samego? Nie. To przecież nie wypada.

Nerwowym tikiem zginał lekko palce na przedramieniu, a drugą ręką przytrzymywał puchar z winem. Przed nim trochę łakoci pazernie nabranych na talerzyk, które systematycznie z niego znikały - mógłby ich jeść mniej, więcej zdrowych rzeczy i więcej się ruszać, wtedy może jeszcze coś by z niego wyrosło. Na nieszczęście w życiu mężczyzny najtrudniejsze było pierwsze 40 lat dojrzewania - potem szło już z górki. Więc jeszcze trochę panu Bletchleyowi do tego okresu zostało. Lekko poruszał głową w rytm muzyki, która grała - bardzo w jego gustach, ale nie musiał tego mówić Millie na głos. Mogli razem szlajać się po koncertach i skakać do ich rytmu. Jeden z wielu łączników we wszystkim, co ich różniło.

Oderwał w końcu niewidzący wzrok od stołu, żeby spojrzeć na niego rozleniwionych gości po wszystkich tych formalnościach. Na głowie miał kapelusz w stylu Szalonego Kapelusznika - na więcej się nie pokusił, ale nie chciał też przychodzić zupełnie bez przebrania, żeby nie sprawić Millie przykrości. Lub wróć, odwróćmy to - chciał jej sprawić przyjemność. To w tę stronę funkcjonowały jego myśli. Do Morpheusa w tym momencie nawet nie chciał się zbliżać, kiedy kładł tego tarota - miał dość wróżb na najbliższych czas i tych, którzy widzieli ułamki przyszłości. Ten tarot był jak bzyczące upierdliwie osy, które tylko czekają, żeby wjebać ci żądło pod skórę, a ty akurat jesteś na nie uczulony. Cóż, niefortunnie. Podniósł się w końcu z ciasteczkiem krzyczącym ZJEDZ MNIE i skierował kroki do Millie i Alastora.

- Co to za stypa. - Uniósł kąciki ust ku górze. - Już za dużo grzybków, Millie? A gdzie honorowy taniec jubilatki?



• • •
Sarkazm (rzeczownik) - środek przeciw idiotom. Dostępny bez recepty.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#7
07.05.2024, 12:53  ✶  
Mildred opowiada Alastorowi treść Alicji w Krainie Czarów, wita się elokwentnie z Cainem i ciągnie brata, żeby z nim zatańczyć, przy okazji zgarniając ze stołu ciasteczko. Jest ujebana czekoladą.

– No i kurwa dobrze. – burknęła w odpowiedzi ocierając się o jego plecy, jakby zaswędział ją nos a koszula brata była najlepszą chusteczką i drapaczką świata w jednym. Nie komentowała jego stroju, jego pięknej torebeczki na małpkę. Nie mówiła nic o tym, że jest uroczy och nie jej męski brat najmęższym mężczyzną był. Świat był pięknym miejscem kiedy siedzieli razem, nie zamierzała tego psuć głupim komentarzem i docinkami. – To jest takie pojebane story, że laska biegnie za królikiem i wjebuje się do jego domu, gdzie jest mnóstwo pojebanych akcji i wierszyków, ona cały czas rośnie albo maleje, ćpa grzyby, pali shishe, zadaje się z pojebami, którzy nie uznają daty urodzin, kot zostawia po sobie cały uśmiech, jajko spierdala się z murku, co tam jeszcze... no wszyscy jej mówią że jest kretynką, ostatecznie jest tam pełno kart i królowa kier chce jej ściąć głowę, ale laska się budzi po tym tripie i nawet nie ma gastrofazy. Czy coś. Spoko rzecz, dam Ci kiedyś do przeczytania, jak nie będziesz miał nocki.

No dobra, wzięła kilka kęsów tortu i głośno wyraziła swój zachwyt i uznanie. Nawet jak było się niejadkiem, człowiek nie był w stanie opanować się czekoladowemu dobrodziejstwu Bertiego Botta, więc jak Cain do nich podszedł to Mills miała całą twarz ujebaną czekoladą, miękkim ganaszem, który zmyślny cukiernik umieścił zamiast mdłego maślanego kremu.

– Mpf? – podniosła głowę na Caina w pewnym niezrozumieniu dla jego pytania a potem rozpromieniła się szeroko i jebła talerzykiem na koc, po czym złapała Alastora za rękę, pospiesznie przełykając i ocierając twarz przedramieniem. – Słyszałeś! Idziemy tańczyć! – zakomenderowała, ciągnąc go bliżej adapteru z którego dobywały się przyjemne basowe nutki zwiastujące początek piosenki. Jubilatce się nie odmawia! Po drodze zahaczyła o stół i sięgnęła po ciasteczko z wdzięcznym napisem Eat me– Ej wiesz, niektóre ciastka powinny powiększać, może w końcu będę przy Tobie wyglądać jak człowiek, a nie jebany gnom. – Nie myśląc wiele więcej... zeżarła ciasteczko.

!eatme
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#8
07.05.2024, 12:53  ✶  
Przez dwie tury twoje włosy unoszą się ku górze, zupełnie tak jakbyś chodził po suficie. Trochę kręci Ci się w głowie.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#9
07.05.2024, 13:26  ✶  
Isaac stoi przy adapterze puszczającym muzykę i się w niego wpatruje. Ma na sobie czarne spodnie i niebieską koszulę w karty, które mienią się i błyszczą brokatem. Na twarzy pod prawym okiem namalowane ma czerwone serduszko, za to pod lewym widnieje czarny pik. Tym razem nie miał na głowie kapelusza. Chciał wyglądać nieco inaczej!


Przez ostatnie dni, Isaac ciężko pracował nad swoim projektem. Miło więc było wyrwać się z domu i spotkać z Milly, oraz zobaczyć znajome twarze. Nie było go w kraju przez jedenaście lat, i nie z każdym miał okazję się spotkać. Dwa miesiące minęły bardzo szybko. Ani się obejrzał, a zastał go cierpień. Ależ ten czas mija…pomyślał nostalgicznie, stojąc przy adapterze puszczającym mugolską muzykę. Niektóre piosenki znał, ponieważ sam miał w domu mugolskie radio. Lubił muzykę. Gust muzyczny mógł mu dużo powiedzieć na temat osoby, która postanowiła podzielić się ze światem swoimi ulubionymi utworami. Podobnie było z książkami. Lubił oglądać cudze biblioteczki i pytać o ulubione tytuły. Lubił wiedzieć i analizować. Dzisiaj jednak postanowił wyłączyć mózg i skupić na świętowaniu. Miał dla Milly drobny prezent, który jego zdaniem powinien się dziewczynie spodobać. Było to tak głupie, że aż śmieszne, a że Isaac był królem dowcipów, to sprawiał tylko takie prezenty. Miał więc już podejść do Milly oraz Alastora, kiedy uprzedził go Cain. O rok młodszy kolega z Hogwartu, który również należał do Gryffindoru. Bagshot postanowił więc na razie się nie wtrącać. Spojrzał w kierunku Ziemniaczka oraz pana Longbottoma, którzy wylegiwali się na kocyku. Nie było z nimi Neila? Szkoda. Isaac zastanawiał się, czy chłopak doszedł do siebie po ostatnim zwiedzaniu nowej posiadłości Morpheusa. Już miał nawet do nich podejść, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Erika. Kolejnego kolegi ze szkoły, z którym przez siedem lat dzielił dormitorium. Kolejny Gryfon! Ciekawe, jak życie Isaaca by się potoczyło, gdyby jednak trafił tam gdzie chciał, czyli do Ravenclaw; Isaac od razu po szkole wyjechał do Norwegii żeby pomóc rodzicom przy badaniu ruin. Po kilku miesiącach przeniósł się jednak do Dublina, żeby uzyskać tytuł historyka magii i wyruszyć w Europę. Nie za bardzo utrzymywał kontakty z przyjaciółmi ze szkoły, ponieważ będąc na kontynencie, nie bylo to takie proste. Postanowił zagadnąć Erika, więc ruszył w jego stronę.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#10
07.05.2024, 14:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2024, 01:23 przez Erik Longbottom.)  
Rozmawiam z Isaaciem i siedzę na pufie.
Nie mam przebrania. Jeśli ktoś się poczuwa, to może zaczarować mu strój na odległość.

Wiedziałem, że wysłanie Geraldine do leża tego potwora było dobrym pomysłem, pomyślał z zadowoleniem Erik, przysiadając na jednej z puf rozsianych po sadzie Longbottomów, w którym odbywały się urodziny Millie. Z początku sądził, że spóźni się na uroczystość przez to, że musiał dopilnować, aby sprawą w Little Hangleton zajęli się specjaliści z innych wydziałów, jednak koniec końców udało mu się wrócić do Warowni na styk, akurat, gdy zjawili się ostatni goście.

Z tego wszystkiego nie miał za bardzo czasu na to, aby przygotować sobie odpowiedni strój. Początkowo zamierzał celować w Szalonego Kapelusznika, o którym mu kiedyś opowiadano, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu. Nie miałby wprawdzie nic przeciwko temu, aby przywdziać jakiś cudaczny garnitur, jednak nie byłby w stanie założyć na głowie cylindra czy innego meloniku. Nie, gdy wzdrygał się za każdym razem, gdy Anthony nosił takowe nakrycie głowy. Jak z poprzedniego stulecia. Albo jeszcze wcześniejszego.

W gruncie rzeczy wyglądał zaskakująco zwyczajnie: ciemne spodnie, letnie buty, biała koszula w gęste ciemno-niebieskie pionowe pasy i granatowy krawat w białe kropki. Chociaż już przeglądając się w lustrze, zauważył przewagę niebieskich barw w swoim ubiorze, taki postanowił przełamać tę monotonię beżowymi pozbawionymi jakichkolwiek wzorów szelkami. Sądząc jednak po tym, jak poważnie co poniektórzy wzięli informację o założeniu jakichś ciekawych ciuchów, teraz to właśnie ta prostota i elegancja wyróżniała Longbottoma na tle innych.

Rozglądał się bez większego zainteresowania po gościach, nie bardzo wiedząc, w które towarzystwo powinien się w bić. Minął wzrokiem Brennę i Morfeusza rozłożonych na kocu. Czyżby siostra już dyskutowała z nim na temat nadchodzącej podróży na tajemniczą wyspę? Dalej było rodzeństwo Moody'ch... Bardzo się cieszył, że Millie w końcu poprawiło się na tyle, aby mogła opuścić Lecznicę. Miał nadzieję, że wszystko będzie z nią lepiej. Był też całkiem zadowolony z tego, że prezent jaki dla niej załatwił, a jaki leżał z innymi prezentami w opakowaniu w kształcie tuby dalej był aktualny. Akurat, gdy zerkał w stronę Caina, jego oczy przykuła inna osoba, która wydawała się nadzwyczaj zainteresowana adapterem, z którego grała obca mugolska muzyka.

Erik przekrzywił głowę, przez chwilę nie wiedząc, na kogo patrzy. Dopiero gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, zdał sobie sprawę, że ma do czynienia ze swoim starym współlokatorem z czasów szkolnych. Uśmiechnął się pod nosem i uniósł rękę na powitanie, z miłym zaskoczeniem zauważając, że chłopak zdecydował się skierować w jego stronę.

— No proszę — zaczął zamiast powitania, układając usta w literę ''o''. — Kogo to moje oczy widzą. Cieszę się, że Millie udało się wyciągnąć cię spod ziemi — zażartował cicho, podając w końcu rękę Bagshotowi.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Alastor Moody (1843), Brenna Longbottom (2434), Erik Longbottom (3705), Thomas Hardwick (1579), Patrick Steward (376), Bard Beedle (2106), Pan Losu (175), Cain Bletchley (1568), Thomas Figg (1081), Morpheus Longbottom (2374), Millie Moody (3685), Isaac Bagshot (3281), Basilius Prewett (2242)


Strony (10): 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa