• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6
[Bal Longbottomów, 18.03.1972] Posiadłość rodziny Longbottomów, sesja zbiorowa

[Bal Longbottomów, 18.03.1972] Posiadłość rodziny Longbottomów, sesja zbiorowa
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
03.11.2022, 00:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.09.2025, 23:26 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Florence Bulstrode - osiągnięcie Piszę, więc jestem.
Rozliczono - Heather Wood - osiągnięcie Piszę, więc jestem
Rozliczono - Nora Figg - osiągnięcie "Piszę, więc jestem"
Rozliczono - Erik Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Rozliczono - Atreus Bulstrode - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic IV

Wstęp

 
Tego wieczoru posiadłość Longbottomów była jasno oświetlona. Magiczne lampy płonęły w sadzie, wytyczając pomiędzy drzewami drogę do wejścia, przy którym czekała wynajęta na tę noc ochrona, sprawdzająca zaproszenia gości, nim zostali przepuszczeni przez ochronne zaklęcia. Po wejściu goście mogli oddać płaszcze, a następnie przejść dalej – do dwóch pomieszczeń, które tego dnia służyły jako parkiet oraz przestrzeń do biesiadowania. Były ze sobą połączone, ale granicę pomiędzy nimi stanowiło niewielkie podwyższenie (i jak wiedzieli ci, którzy bywali tu częściej: zwykle służyły jako ogromny salon i duża jadalnia, zaprojektowane tak, by tworzyły wygodną przestrzeń dla bardzo licznej rodziny, bardzo lubiącej zapraszać gości).
Z salonu usunięto większość mebli, a pomocą czarów zamontowano w nim za to niewielką scenę, na której miała grać orkiestra – i na której prawdopodobnie staną członkowie rodziny witając gości i ogłaszając licytację. W drugim pomieszczeniu pod dwiema ścianami ciągnęły się długie stoły, na których umieszczono poczęstunek: szczególną uwagę zwracał ogromny tort, przygotowany przez Norę Figg, chociaż nie zabrakło także ciast (z których niektóre upiekła Menodora Crawley, gościom przedstawiana jako Dorothea „Dora” Crawford), miseczek z kawiorem, waz z zupą i innych specjałów. Źródłem światła były głównie magiczne świece.
Goście, którzy życzyli sobie odpocząć, mogli usiąść nie tylko na krzesłach, ale też na wygodnych kanapach, utrzymanych w ciemnych barwach – te ustawiono w kącikach pod dwiema pozostałymi ścianami Sali jadalnej, wytyczonych za pomocą dużych waz z kwiatami, dających iluzję prywatności oraz zaklęć wygłuszających, umożliwiających swobodną rozmowę. Na przestrzał otworzono także drzwi na taras, gdzie można było przysiąść na drewnianej ławie – choć już wyjście z niego do ogrodu dostarczała problemów, bowiem należał od do domu i podobnie jak on był chroniony czarami.
Przejścia na piętro zostały zablokowane.
Członkowie rodziny Longbottom już kręcili się po sali, gotowi witać pierwszych gości. Znakomitą ich większość łączyło przynajmniej jedno z dwóch: bogactwo lub pozycja w świecie czarodziejów. Zaproszenia wysłano do wielu członków rodzin czystej krwi, wysoko postawionych urzędników ministerstwa czy przedstawicieli rodzin półkrwi, odnoszących sukcesy w biznesie. Nie zaskakiwała jednak też obecność paru Brygadzistów i aurorów: ot tak wielu Longbottomów pracowało w tych jednostkach, że bez wątpienia nie mogło być mowy o tym, że nie roześlą kilku zaproszeń do tych osób.
Pieniądze tego wieczora zbierano na schronisko dla zwierząt oraz stypendia szkolne dla sierot i dzieci z ubogich rodzin.


/Pytania i odpowiedzi odnośnie przebiegu znajdziecie tutaj
Proponuję, aby nick osób, które zaczepiacie/popychacie/cokolwiek innego podkreślać w waszych postach.
Sesja jest otwarta dla wszystkich chętnych osób - jeśli tylko wasze postacie pasują albo macie pomysł, dlaczego dostały zaproszenie, zapraszamy.
Mój odpis ukazywać się będzie co około 48 godzin – jeśli nie pojawią się minimum trzy posty w turze, to trochę to opóźnię. ALE możecie równie dobrze napisać swój post w każdej turze, jak i tylko w 1 albo 2 albo w 3, 5 i 14. Wy decydujecie, jak często dajecie wpis. (Dla ułatwienia każdy mój post będę zaczynać od nagłówka h2, żebyście nie szukali. Jeśli dorzucę jakiś dodatkowy, z pojedynczą interakcją, by kogoś nie blokować, to dodam info na początku.) Nie obowiązuje kolejka. Jak ktoś was za długo przyblokuje, pamiętajcie, że możecie z tą osobą przejść na prywatę, a tu iść dalej, pisząc coś w rodzaju "po krótkiej rozmowie z X..."
Możecie zakładać sobie prywatne sesje, dziejące się podczas balu na parkiecie, tarasie, przy stołach.
Jeśli ktoś chce taką sesję z Brenną lub Erikiem jako gospodarzami, walcie na pw albo discordzie. Albo prosi o zaczepienie w tym temacie, jeśli nie dam rady Brenną, podbiję npc z Barda lub dobiorę w pary samotnych Języczek
Zasady licytacji, gdy je zaczniemy./


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#2
03.11.2022, 01:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.11.2022, 01:12 przez Nora Figg.)  
Ostatnio wiele się działo w życiu Eleonory Figg. Ledwie zdążyła otworzyć swoją cukiernię, a już przyszło jej wziąć udział w balu charytatywnym jej najlepszych przyjaciół. Nie, żeby ją to jakoś specjalnie martwiło. Lubiła zamieszanie, a sama wizja balu brzmiała fenomenalnie. Przyda im się chwila rozluźnienia po tym wszystkim, co ostatnio działo się w świecie czarodziejów.
Dwa dni przed wydarzeniem zaczęła przygotowania związane z pieczeniem słodyczy. Tort - był najważniejszy, nie ma się co oszukiwać. Musiał zrobić wrażenie, nie tylko estetyczne, ale i smak był ważny. Wybrała jedną ze swoich pewnych receptur, nie mogła ryzykować w przypadku tak ważniej okoliczności. Wszystkie wypieki zostały zabrane przez posłańca z samego rana. Miała nadzieję, że dotarły do rezydencji Lognbottomów w całości, inaczej będzie musiała kogoś zabić.
Przygotowania do balu zajęły jej niemalże cały dzień, wiedziała, że musi prezentować się godnie wśród gości, których zaprosili jej przyjaciele. Wielu z nim nie mogła dorównać bogactwem, czy statusem społecznym, nie chciała jakoś za bardzo odstawać. Udało jej się poprosić znajomą krawcową o stworzenie kreacji, o jakiej marzyła. Można było o niej powiedzieć wyjątkowo wszystko poza tym, że wyglądała skromnie, no ale taki bal zdarzał się raz na jakiś czas, postanowiła skorzystać z okazji.
W rezydencji Longbottomów gościła bardzo często, znała to miejsce jak własną kieszeń. Zawsze jednak zachwycało ją to, jak gospodarze potrafili zmienić wnętrze w zależności od okazji. Przybyła do Doliny Godryka kilka godzin wcześniej, wbrew temu, co mówiła Brenna to właśnie u swojej babki się przebrała, coby uchronić suknię od popiołu z kominka, który dzisiaj służył za jej środek transportu.
Pojawiła się na miejscu chwilę przed rozpoczęciem. Chciała zobaczyć się jeszcze z przyjaciółmi. Była również ciekawa, jakiego to towarzysza wymyśliła jej na dziś Brenna. Cóż, przynajmniej nie będzie tutaj sama, wśród tych wszystkich bogaczy. - Cześć Brenna, niesamowicie wyglądasz i wasz dom... robi naprawdę ogromne wrażenie!- odparła z entuzjazmem. - Czy ciasta i tort dojechały całe?- szukała wzrokiem swojego dzieła, żeby upewnić się, że na pewno wszystko z nim w porządku. - i najważniejsze, pokażesz mi, komu mam towarzyszyć? Nie chcę Wam później zawracać głowy, wiem, że będziecie zajęci.
Na horyzoncie pojawił się również Erik, Nora posłała mu uśmiech na przywitanie, prawie zagwizdała widząc go w takiej eleganckiej odsłonie powstrzymały ją jednak jakieś resztki ogłady. - Prawie Cię nie poznałam!
Widmo
Ma około 182 cm wzorstu, atletycznej sylwetki. Jego włosy są czarne, podkręcane, często zaczesywane do tyłu lub pozostawione same sobie. Twarz ma łagodną, ale opaloną wiatrem. Wyróżnia go przyjemna, oliwkowa cera, wyraźna oprawa równie ciemnych oczu i kilkudniowy zarost. Dłonie, raczej szorstkie, często poranione, lecz ciepłe w dotyku. Pachnie drewnem (świeżo ściętym lub palonym w kominku), skórzanymi wyrobami i czymś gorzkim, może lasem. W zachowaniu, można powiedzieć, dziwny. Bije od niego pewien rodzaj praktyczności i dystans. W postawie pewny siebie, może spięty?

Theseus Fletcher
#3
03.11.2022, 21:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.11.2022, 23:53 przez Theseus Fletcher.)  
Czasem zgadzamy się na coś bez większego zastanowienia, próbując w myślach sami dla siebie odkręcić potencjalną, pochopną decyzję. Rzecz w tym, że niektórzy, mimo zapewnienia samych siebie, że przecież jest inaczej, nie potrafili odmawiać. Theseus nie potrafił odmówić Brennie, a to sprowadziło go do marudnego przymierzania krawatów przed zdecydowanie zbyt zakurzonym lustrem, którego i tak końcowo nie przetarł.

Szedł na bal. Pełen wątpliwości, czy to jest dobry pomysł, ale bez perspektywy na wycofanie się z zabawy. Musiał jakoś wyglądać. Kiedy robiło się coraz cieplej, wolał rozchełstać koszulę, podwinąć rękawy i przemierzać świat bez patrzenia na modowe rewelacje. Ubierał to, co uznawał za wygodne lub w jakiś losowy sposób znalazło się w jego dłoniach. Nie chodzi o to, że nie miał gustu… Po prostu nie przepadał za krawatami.

Pojawił się na balu odpowiednio wcześnie, ale nie za wcześnie. Nie rozmawiali z Bernną na temat tego, gdzie dokładnie powinien odebrać swoją „parę”, założył po prostu, że musi się pojawić w okolicach gospodyni, aby ostatecznie poznać szczegóły. W innym razie musiałby zaczepiać każdą potencjalnie samotną kobietę w zasięgu kilku kroków, co mogłoby się Brennie nie spodobać.

Po potwierdzeniu zaproszenia i pozostawieniu płaszcza w szatni, ruszył za tłumem, rozglądając się po kolejnych pomieszczeniach, które jedynie kojarzył. Nie spieszył się z odnalezieniem przyjaciółki. Niewiele osób go witało, jeśli ktoś skinął do niego głową, to raczej przez pomyłkę albo z uwagi na ubytki w pamięci – bogaci tak mieli. Kiwaj ludziom, którzy wydają ci się do kogoś podobni albo ośmielą się utrzymać wzrok. Właściwie obydwie z tych rzeczy się zgadzały.

- Brenn. – Tym razem to on skinął głową z uśmiechem. Powściągliwie, ale przemyślanie.  –
Świetnie wyglądasz. – Dłonie miał schowane za plecami, wyglądał trochę jakby grał lokaja, który gotów jest Brennie w czymś zaraz pomóc. – Jak zwykle zresztą. – Tak się mówi, prawda? A przecież miał rację.

Kątem oka rozejrzał się za innymi gośćmi zebranymi wokół gospodyni.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#4
03.11.2022, 21:47  ✶  
@Nora Figgs
@Brenna Longbottom
@Theseus Fletcher


Już od wczesnego popołudnia Erik nie mógł wyzbyć się wrażenia, że czas zaczął im się przesypywać przez palce w najmniej odpowiednim momencie. Wprawdzie wprowadzanie ostatnich poprawek i przygotowywanie odpowiednich pomieszczeń do użytku gości szło w całkiem przyzwoitym tempie, tak mężczyzna wszędzie dostrzegał niedociągnięcia. Mając jednak wciąż w pamięci konfrontację z Norą w przeddzień otwarcia klubokawiarni, trzymał gębę na kłódkę, rozglądając się po prostu po kątach, łudząc się, że wszystko pójdzie po ich myśli.

Uspokój się, dopingował samego siebie, poprawiając ozdoby przy jednym ze stołów, sprawdzając przy okazji, czy aby na pewno rozłożono wszędzie odpowiednie ilości tytoniu. Z trudem powstrzymał się przed wyjściem na papierosa w tajemnicy przed resztą gospodarzy. Zaczynało go to nieco przytłaczać. Czemu nie mogli zaplanować tego z większym wyprzedzeniem? Sześć, osiem miesięcy i na pewno mieliby wszystko ogarnięte na tip top.

Po raz dziesiąty w ciągu ostatnich pięciu minut poprawił poły ciemnej marynarki od garnituru. Kątem oka zerknął na Brennę, która witała kolejnych gości. Tak jak zazwyczaj to ona doszukiwała się wszędzie zwiastunów wielkiej katastrofy, tak tego wieczora najwidoczniej wymienili się rolami. Przynajmniej na jakiś czas. Uwagę Erika przykuł jeden z obrazów, który został zawieszony na ścianie. Zmrużył oczy, gdyż przez moment miał wrażenie, że ten był za bardzo przechylony o milimetr lub dwa na lewą stroną. Pokręcił głową, nie chcąc dodawać sobie zmartwień.

Z burzy negatywnych rozmyślań wyrwał go dopiero znajomy głos. Głos należący do kogoś, kto najwidoczniej nie potrafił ukryć swojej nadzwyczaj emocjonalnej reakcji na odmieniony wygląd swojego najlepszego przyjaciela. W sumie nie był tym zbytnio zdziwiony. Sam był w ciężkim szoku, że pod namową innych członków rodziny dał się wysłać do łazienki z brzytwą, aby „doprowadzić się do porządku”. Erik gwałtownie zmienił kierunek, w którym podążał i skierował swe kroki do Nory i swojej siostry.

— Szczerze mówiąc, nie wiem, czy jest to przekleństwo, czy błogosławieństwo — odparł z niemrawą miną, dotykając dłonią ogolonego policzka. Zdążył się już tak przyzwyczaić do obecności kilkudniowego zarostu na twarzy, że teraz miał wrażenie, jakby ten drobny zabieg pielęgnacyjny zwrócił mu dziesięć lat życia pod względem aparycji. — Jeśli uniknę blasku fleszy, to uznam, że było warto. W przeciwnym razie...

Pokręcił głową. Wolał nie spędzić wieczoru, musząc wysłuchiwać od każdej osoby komentarzy na temat tego, jak bardzo się zmienił i co takiego zrobił, że wygląda inaczej niż na co dzień. Z drugiej strony, jeśli dzięki temu miał mieć zapewnione, chociaż odrobinę więcej prywatności podczas tego wydarzenia, to mógł się przemęczyć. W najgorszym przypadku odrośnie za parę dni, pomyślał, wykrzesując z siebie lekki uśmiech.

— Oczywiście, dziękuje za komplement. Ty również wyglądasz uroczo. — Skłonił się elegancko przed panną Figg, taksując wzrokiem jej sukienkę. — Na pewno zrobisz furorę na parkiecie.

Po chwili do ich kameralnego grona dołączyła kolejna postać, w jaką wcielił się nikt inny jak Theseus. Erik uścisnął mu dłoń na powitanie, pozdrawiając przy okazji.

— Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić — powiedział. Nie musiał nawet patrzeć na Brennę, aby wiedzieć, że oczekuje się od niego czegoś więcej niż odgrywanie roli ładnego posągu. Musiał zachowywać się jak gospodarz, a przynajmniej jak jeden z wielu z nich.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Furia
you and i
both know
this ends in blood
Ciemny kolor włosów. Miodowe tęczówki przyćmione są czarną zasłoną, sygnalizującą dla wprawionego obserwatora genetyczną chorobę — harpie skrzydło. Pachnie mentolowymi papierosami i żywicą. Ma twardy, żołnierski krok, smukłą sylwetkę skrywa pod luźnymi ubraniami. Roztacza dookoła siebie chaos zamknięty w zmarszczonych z dezaprobatą brwiach i 170 centymetrach wzrostu.

Ida Moody
#5
03.11.2022, 23:42  ✶  
Podciągnęła palcami ramiączka sukni, zastanawiając się ile osób zobaczy w jak fatalnym stanie są spierzchnięte dłonie aurorki. Może nie będą w stanie tego zauważyć zbyt przejęci tym, ile razy w ciągu godziny jaka zajęła im na dotarcie tutaj człowiek może się potknąć o własne stopy. Dużo.
- Jeśli zdołam przejść przez tę noc bez aresztowania samej siebie za przypadkowe obnażenie się publicznie, to możemy uznać to za sukces. - Wymamrotała do Alastora, pociągając gwałtownym nawet jak na siebie ruchem tren sukni. Czuła się żenująco odsłonięta i to nie tylko w dosłownym znaczeniu tego słowa. Zeneida nienawidziła sytuacji, w których na wierzch wychodziła słabość kobiety dotycząca jakiejkolwiek z dziedzin, a szczególnie już, gdy okoliczności miały coś do zarzucenia jej sposobom prowadzenia się pośród innych. Nie była nawet pewna czemu potwierdziła swoją obecność, nawet gdy podświadomość potrafiła przytoczyć kilka solidnych argumentów. Dla dobrej, słusznej sprawy, dla wsparcia brata i ich rodziny, która bądź co bądź współpracowała z Longbottomami w szerzeniu sprawiedliwości przez dekady. Różnica była tylko taka, że o ile zacni czarodzieje, przez których salon teraz próbowała się przedrzeć wiedzieli, z czym mieli do czynienia, Moody natomiast zwykli trzymać się ciemnych uliczek i ścian, podczas tego typu wydarzeń. Na Merlina, ile by oddała za ścianę, najlepiej taką w odległości kilku centymetrów od niej, żeby mogła oddalić chociaż na sekundę widmo wylądowania na idealnie wypolerowanej posadzce. Smukłe, wysportowane nogi kogoś, kto potrafi kontrolować swoje ruchy latami praktyki nagle zdawały się przypominać kończyny niesfornej żyrafy, gdy w grę wchodziły wysokie, ozdobne buty na obcasie, które wygrzebała z czeluści szafy. Musiały być one prezentem od Eden, niewątpliwie, bowiem podobnie do sukienki, sprawiały wrażenie znacznie droższych niż budżet Idy, a co więcej, drastycznie igrały z typowym jej wizerunkiem. Samej kobiecie ciężko było powiedzieć, czy prezentuje się dzisiaj dobrze, bo tak jak na co dzień niewiele robiła sobie z własnego wyglądu, tak dzisiaj zdrowy rozsądek przysłaniała dyskretna woalka niedorzecznego wstydu.
- Jak zobaczysz, że się wywracam, zrób coś głupszego, żeby odwrócić ode mnie uwagę. - Szturchnęła brata w ramię, gdy wreszcie dotarli do najbliższego kręgu rozmowy, gdzie dostrzegła Longbottomów oraz ich znajomych.
- Sytuacja wygląda tak, że w niewiele miejsc dojdę dziś o własnych siłach. - Zaczęła na przywitanie, ledwo kiwając głową w geście uprzejmości do zgromadzonych, swój wzrok kierując bezpośrednio na rodzeństwo. - W związku z czym, musicie mi pokazać gdzie jest bar, bo tam właśnie zamierzam spędzić resztę wieczoru. To jest, o ile zdołam do niego dojść. O ile to możliwe, zmarszczyła brwi nawet intensywniej, przez chwilę rzucając oskarżycielskie spojrzenia na poły połyskującej opalizującym blaskiem kreacji.
Brenna wyglądała oczywiście idealnie na miejscu. Inaczej Moody nie była w stanie określić lekkości z jaką witała gości w piękniejszej sukni, w dodatku idealnie na nią pasującej. Na szczęście obecność znajomej twarzy, pomogła odzyskać chociaż odrobinę spokoju czarownicy, która powoli zaczęła rozluźniać nienaturalnie spięte ramiona, dopóki nie przerzuciła wzroku na drugiego z Longbottomów. Otworzyła oczy szerzej, a następnie przymrużyła je, tak jakby miała problem z dostrzeżeniem jakiegoś szczegółu. - Nie wiedziałam, że wpuszczają tu niepełnoletnich. - Podciągnęła w górę lewy kącik swoich ust. - Wyglądasz, jakbyś wczoraj pierwszy raz mógł się napić piwa kremowego. - Oczy błysnęły w ogniu znajomego rytmu dialogu, który dodał kobiecie chociaż odrobinę złudnej pewności siebie w tej sytuacji. - Ida Moody, widziałyśmy się na otwarciu klubokawiarni. Świetne ciastka. - Dodała zaraz potem do drobniutkiej blondynki, a następnie wyciągnęła dłoń w geście powitania do towarzyszącemu Brennie mężczyźnie.



give me a bitter glory.
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#6
03.11.2022, 23:44  ✶  
Niewiele było takich okazji, w trakcie których można było zobaczyć Patricka w smokingu, ogolonego na gładko, ze starannie uczesanymi włosami i w butach błyszczących od pasty. A jednak bal u Longbottomów wydawał się właściwą okazją do właśnie takiego, trochę przesadzonego wyglądu. I dlatego Steward dokładnie tak się prezentował, gdy pokazywał zaproszenie jednemu z ochroniarzy.
- Jeśli nadarzy się okazja, przyniosę wam butelkę ognistej whisky – obiecał bezczelnie, zanim zabrał swoje zaproszenie i wszedł do środka. Przelotnie zastanowił się, czy Longbottomowie zapłaciliby ochronie, gdyby rzeczywiście pomógł im w upiciu się.
Steward nie za często bywał w domu Brenny i Ericka, toteż całkiem ostentacyjnie rozejrzał się po wnętrzu, może trochę okiem człowieka, który dziwi się, że ktoś potrzebował aż tak dużego domu do mieszkania, a naprawdę tylko po to, by wyłapać czarodziejów i czarownice, którzy przybyli tu dzisiaj. Miał nadzieję, że nie został zaproszony tylko dlatego, że był aurorem i spodziewano się tu jakichś większych kłopotów.
Czy szukał znajomych twarzy? Może trochę. Wiedział na pewno, że spotka tu rodzeństwo Longbottomów, ale zdawał sobie również sprawę, że akurat oni będą tego wieczoru najbardziej obleganym duetem. Zakładał, że przynajmniej trzy czwarte gości będzie próbowało najpierw dopaść do Brenny a potem przywitać się z jej bratem. Kiwał uprzejmie głową tym, których rozpoznawał, kontrolnie szukając przy okazji punktu, z którego mógłby odebrać coś mocniejszego do wypicia.
Pomachał ręką na powitanie Brennie, a potem skierował się w stronę Mavelle. Obrzucił ją zaintrygowanym spojrzeniem.
- Dzień dobry, szukam gdzieś Mavelle, taka chodząca w spodniach, trochę rozczochrana – zaczął, uśmiechając się z każdym słowem coraz szerzej. – Ślicznie wyglądasz – skomplementował ją.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#7
04.11.2022, 00:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.11.2022, 01:37 przez Morgana le Fay.)  
Przed balem nie dało się uciec, choćby nie wiadomo jak nie próbowała. Szczegół, że naprawdę nie usiłowała się wymigać – nie miała służby w tym dniu, a zostawić kuzynostwo z całą organizacją balu to tak trochę nie wypadało, biorąc pod uwagę, że korzystała z dobrego serca Longbottomów, zamieszkując pod ich dachem.
  Toteż nie dość, że nie próbowała umknąć, to jeszcze oferowała się z pomocą. W efekcie od samego rana Brenna ganiała Mav, każąc pomagać przy tym czy tamtym. Ale nie to było najgorsze – na końcu padł rozkaz odpowiedniego prezentowania się. Sprawa niebywale ciężka, ponieważ Bonesówna miała swoje gusta i guściki, a jakże, tyle że średnio przystające do tego, co wypadało włożyć na siebie, żeby godnie reprezentować ten dom. I nie, ku rozczarowaniu Mavelle, kuzynka absolutnie i z całą stanowczością, na jaką ją było stać, nie zgodziła się na mugolskie spodnie.
  Szkoda, w końcu były całkiem wygodne i rozwiązałyby problem pałętającego się między nogami materiału.
  Niemniej smutne oczy nie wywarły żadnego wrażenia i nie skruszyły serca kuzynki. Chyba żeby za jego skruszenie uznać fakt, iż ta wpadła do pokoju Mav i wcisnęła jej sukienkę. Całkiem ładną, jasną, kontrastującą z urodą. I całkiem prostą, pozbawioną sterty ozdób. Cóż więc pozostało?
  Zrobić dobrą minę do złej gry, wcisnąć się w kieckę, jak przykazano, i spędzić dobrą chwilę przed lustrem, żeby przeobrazić się w zupełnie inną istotę, niż była na co dzień.
  Znalazłszy się już we właściwej sali, starała się nie plątać zanadto kuzynostwu pod nogami, biorąc pod uwagę, że jako gospodarze balu, mieli teraz na głowie wiele obowiązków. Pozostawała jednak w zasięgu wzroku, na wypadek gdyby okazała się być do czegoś potrzebną. Bal się zaczynał, owszem, co nie oznaczało, iż nie pojawią się kwestie, co do których przyda się dodatkowa para rąk.
  Gdzieś po drodze puściła oczko do Erika, łącząc je z promiennym uśmiechem, by dodać otuchy. Machina została wprawiona w ruch, nie dało się jej teraz zatrzymać; teraz już pozostawało jedynie przeć przed siebie i odegrać swoją rolę jak należy.
  - Myślę, że o Mavelle powinieneś spytać Brennę – odparła lekkim tonem, zwracając się do Patricka, gdy ten niej podszedł – Dzień dobry, czy ja pana w ogóle znam? – dodała jeszcze, po czym się wyszczerzyła w szerokim uśmiechu – Dziękuję. I wiesz co? Wyglądasz tak, że to wręcz trzeba uwiecznić – oświadczyła, przemycając komplement między wierszami.
  Och, może potem, jeśli postanowią uciec od tłumu. Małe accio, chwila spokoju… w teorii da się zrobić, pytanie jak z praktyką!

400
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#8
04.11.2022, 00:31  ✶  
W przeciwieństwie do swojej wspaniałej siostry Alastor nie przejmował się tym wszystkim praktycznie wcale. Gdyby nie to, że nasłuchał się o tym, jak to bardzo wypada mu tutaj przyjść, najprawdopodobniej robiłby teraz nadgodziny, nadrabiając liczne urlopy, które musieli wziąć zebrani wokół Brenny Aurorzy i Brygadziści. Kiedy tak szedł z Idzią przez salę i powoli brakowało mu palców do zliczenia ilości osób, które znał z Departamentu, zastanawiał się, czy osiemnasty marca nie jest przypadkiem najlepszym od dwóch lat momentem na wielki atak Śmierciożerców. Aż czknął na samą myśl.

- Daję dwa knuty - bo więcej do wypłaty nie miał - że połowa tej sali będzie bić się o to, kto zakuje cię w kajdanki jakieś dwie sekundy po tym, jak odsłonisz cycka krojąc sobie ciasto. Co ci w ogóle przyszło do głowy, że to na siebie założyłaś? - To było takie lekkomyślne. - A jak się coś tutaj wydarzy, to co, zatłuczesz wrogów pantoflem?

O wiele bliżej stylu Alastora było ubranie się na ten bal jak kompletny wieśniak - w robocze buty i obitą gębę, ale go Ida w ostatniej chwili powstrzymała i zmusiła wręcz do założenia starej, białej koszuli po ojcu i wyjściowej szatki, która pamiętała pewnie czasy Godryka Gryffindora. Szatkę zgubił jeszcze w domu, ale koszula nie wyglądała na nim aż tak źle, jak można się było tego po nim spodziewać. Buty wyczyścił. Ogolił się nawet. Tylko przydługie, zaczesane za ucho włosy przypominały wszystkim, że to ten sam cholerny pracoholik, któremu szorstka rzeczywistość siadała na głowę coraz mocniej i doszukiwał się czarnomagicznego zagrożenia nawet w wiszącym na ścianie zegarku.

- Beknę tak głośno, jak tylko potrafię, żeby wszystkie spojrzenia utkwiły na naszej dwójce - zażartował szybko, dźgając ją łokciem w odsłonięty boczek. Szelmowski uśmiech na jego twarzy wskazywał na to, że zamierzał zabić niezręczność dzisiejszego wieczoru śmiechem. No bo tak naprawdę to... co oni tutaj robili? Każdy człowiek na tej sali po samym ich ubiorze wiedział, że absolutnie nic tutaj nie kupią. Wręcz przeciwnie, można by podejrzewać, że gospodarz z litości obdaruje ich zastawą stołową albo obiadem na wynos.

A potem podeszli do Brenny i do Alastora dotarło, że wcale nie musiał robić siostrze siary. W gruncie rzeczy wychodziło jej to nawet lepiej niż jemu.

- Cze - rzucił do zebranych, po czym nonszalancko podał im wszystkim po kolei rękę. Norze też. No bo w sumie czemu nie? Nie kojarzył z pracy jedynie jakiegoś gościa o śniadej cerze, więc odrobinę szorstko rzucił „Moody”, kiedy przyszło na jego kolej. - Eeee... piękne miejsce - czy coś. Ułamek sekundy później zaczął poszukiwać wzrokiem jakiegokolwiek powodu do ucieczki gdzieś na bok, gdzie będzie mógł podpierać ścianę gdzieś z dala od swojej byłej dziewczyny. - Na brodę Merlina, czy do Godryk? - Odchrząknął, wycofując się do tyłu. - Wieki go nie widziałem, haha - i wcisnął się gdzieś pomiędzy obcych ludzi, udając dzielnie, że jego głowa wcale nie wystaje ponad tłum.


fear is the mind-killer.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#9
04.11.2022, 03:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.11.2022, 03:39 przez Cedric Lupin.)  
Nie był fanem większych imprez, głównie dlatego, że nie potrafił się na nich odnaleźć. W dodatku czas ten mógł przeznaczyć na kolejne nadgodziny w szpitalu, gdzie przecież zawsze było tylu potrzebujących!
Munga opuścił w pośpiechu, zostawiając w biurze teczkę z dokumentami. Niestety dla niego, zorientował się o tym dopiero po 20 minutach w drodze, przez co musiał się wrócić. Bo chociaż nie było tam jakichś drażliwych danych, nie chciał ryzykować, że sprzątaczka przypadkiem wyrzuci kopie wszystkich recept, które wypisał tego dnia. W dodatku były tam wyniki badań kilku pacjentów, z którymi chciał się zapoznać w trakcie podróży. Do szpitala wkroczył biegiem i chociaż zaliczył zjazd na tyłku po schodach, finalnie zgarnął swoją torbę i ruszył w drogę. Już wtedy czuł, że zaczyna mu brakować tlenu, a płuca boleśnie kłują. Może to dlatego, że był w pracy od szóstej rano, a był już wieczór, a w międzyczasie niczego nie zjadł? Pewnie tak i chociaż Cedric był zdecydowanie fanem regularnego spożywania posiłków, dzisiaj po prostu nie miał na to czasu.
Był spóźniony, cholernie spóźniony i naprawdę go to martwiło. Nie chciał, żeby Brenna i Erik musieli czekać. Bo przecież obiecał im, że będzie. Oczywiście była też Danny, ale nieco wcześniej tego dnia wysłał jej wiadomość, że będzie musiał zostać dłużej w pracy. Tym razem nie spóźni się na ich randkę, a raczej przyjdzie spóźniony, ale usprawiedliwiony. Tak czy siak, sukces to sukces!
W końcu, z ogromną pomocą przypadkowo spotkanego czarodzieja, dostał się na miejsce. Jego oczom ukazała się wspaniała siedziba Longbottomów, która już od dziecka zapierała mu dech w piersiach. Wciąż jednak uważał, że tak wielką przestrzeń można by lepiej zagospodarować. Przecież w tych wszystkich pokojach było tyle miejsca co w kilku skrzydłach w Mungu! Nie przybyły tutaj jednak dzisiaj, aby znowu dyskutować o tym z Brenną.
Zasapany, spocony, rozczochrany i lekko zasmarkany. Pobieżnie wytarł czoło wierzchem dłoni, którym następnie przejechał po spodniach, chcąc się pozbyć nadmiaru wody. Gdy miał to już za sobą, stanął nieco bardziej równo i poprawił swój strój. Uniósł kołnierzyk w górę, przesunął dłońmi po materiale ubrań na klacie, próbując go wyprostować, poprawił zachodzące na oczy włosy, wytarł nos w chusteczkę, którą zaraz po tym wcisnął w czeluści kieszeni spodni. Wdech, wydech... wymioty.
Organizm Lupina w końcu się zbuntował i dał znać, że nie podoba mu się to, w jaki sposób jest traktowany. W trakcie wyrównywania płytkiego oddechu chłopak poczuł gwałtowne nudności. Przykładając dłoń do ust, próbując niejako spowolnić cały proces, skoczył do pobliskich krzaków, za którymi się schował, wydalając z siebie praktycznie wszystko, co wrzucił dzisiaj do środka, czyli niewiele.
Zajęło mu to kilka kolejnych minut, ale w końcu się uspokoił i wyłonił spomiędzy roślin, wracając na chodnik. Dostrzegł przy tym oburzone spojrzenia dwójki czarodziejów, którzy ewidentnie byli świadkami jego działań. Mimowolnie się zaczerwienił i wybąkał ciche przeprosiny, po czym szybkim krokiem udał się w stronę bramy wejściowej. Minąwszy ją, rozejrzał się szybko po zgromadzonych gościach, ale nie dostrzegł nikogo znajomego. Zauważył, że kilka osób się mu przyglądało, z racji, na co nerwowo przesunął wzrokiem po butach. Czyżby zwymiotował na buty i tego nie zauważył? Z ulgą przyjął, że to nie było powodem.
Gdyby tylko poświęcił temu kilka chwil uwagi, być może zauważyłby, o co chodziło. W całym swym pośpiechu Łupin zapomniał się bowiem przebrać. Wciąż miał na sobie nieco znoszone spodnie, które dopełniał długi, biały kitel, który po kilkunastu godzinach pracy był dość solidnie ubrudzony w kilku miejscach.
Raz jeszcze poprawił włosy, po czym ruszył do wejścia... gdzie się zatrzymał. Nie widział nigdzie Danny. Czyżby jeszcze nie przyszła? No, chyba że zdążyła już wejść do środka, gdzie na niego czeka? Przez kilka minut stał przed drzwiami, wahając się, co zrobić, ale finalnie podszedł do ochroniarza, któremu wręczył zaproszenie. Głównie dlatego, że mężczyzna posyłał Lupinowi podejrzliwe spojrzenie, które wprawiało go w spory dyskomfort.
Rosły mężczyzna posłał mu badawcze spojrzenie, otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale finalnie jedynie kiwnął głową i wpuścił go do środka.
Cedric kiwnął mu głową, posłał przyjazny uśmiech, po czym wkroczył do środka, gdzie raz jeszcze zaczął się rozglądać. Po chwili, w niewielkim tłumie, dostrzegł Brennę, do której ruszył sprawnym krokiem. Kto jak kto, ale ona na pewno będzie wiedziała, czy Danny już się pojawiła.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#10
04.11.2022, 05:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.11.2022, 05:38 przez Dora Crawford.)  
Prawdę powiedziawszy, miała wrażenie, że z każdą kolejną godziną przybliżającą ich do balu, prace przygotowawcze w rezydencji wcale nie malały. A przecież pozbywali się mebli, ustawiali je na odpowiednich miejscach, dostosowywali przestrzeń do ilości oczekiwanych gości i doprowadzali do końca ostatnie rzeczy w kuchni. Można było też powiedzieć, że Dora z Brenną szły w konkury o to, która uwinie się z większą ilością rzeczy. W tym wszystkim dodatkowo uwijał się jeszcze Erik, Mavelle i ktokolwiek jeszcze rezydował akurat w domu. Prawdę powiedziawszy, Dora sama się już w tym wszystkim gubiła. Popołudnie jednak okazało się zakończyć sukcesem, pozostawiając wszystkim odpowiednio dużo czasu na przygotowanie się do samej imprezy.
Zwyczajowe spódnice i bluzki, ustąpiły miejsca welurowej sukience o barwie kobaltu, co podkreślało błękit jej tęczówek. Oprócz tego założyła też buty na niskim obcasie, w których poruszała się nad wyraz lekko i zgrabnie. Trzeba było jej też oddać, że udało jej się zachować ubiór we wręcz nienagannym stanie, unikając wszelkich pułapek czających się w kuchni, do której zajrzała jeszcze parę razy przed przybyciem gości, tak na wszelki wypadek.
Wreszcie też, pomieszczenia rezydencji zaczęły się powoli zapełniać.
Brenna błyszczała, witając gości, jak przystało na dobrą gospodynię, Erik szokował swoim gładkim obliczem, próbując jej w tym pomóc, a Dora, podobnie z resztą jak Mavelle, poruszała się po sali, próbując pozostać w zasięgu wzroku gospodarzy, gdyby tylko musiała w czymś pomóc.
Z braku laku - przyglądała się napływającej ludzkiej masie. Część z twarzy, które się w niej pojawiały, nawet kojarzyła. Były to te osoby, które z takich czy innych powodów bywały w do Longbottomów. W końcu jednak jej spojrzenie trafiło na twarz o wiele bardziej znajomą i przyjazną. I wyglądającą po prostu okropnie.
- Nie - powiedziała cicho, celując w Cedrica dyskretnie palcem, kiedy zagrodziła mu drogę zaledwie po paru krokach jakie zrobił od wejścia. Była jak ten ostatni bastion, dzielący go od katastrofy - Nie ma w ogóle takiej mowy - rzuciła zaraz, wychylając się za niego i jakby sprawdzając, czy faktycznie jest sam - Gdzie Danny? - spojrzenie obróciło się w drugą stronę, w kierunku większego skupiska ludzi, ale szybko powróciła do Lupina. Potrząsnęła głową, jakby chcąc odrzucić natrętną myśl - Nieważne. Chodź. Nie możesz tak tutaj paradować - machnęła na niego dłońmi, poganiając w kierunku schodów. Mówiła cicho, chcąc jak najbardziej ograniczyć przypadkowych słuchaczy, którzy byliby świadkiem tej katastrofy. Dopiero kiedy znaleźli się na piętrze, zaczęła mówić normalnie.
- Mam tylko nadzieję, że Brenna cię nie zauważyła, bo inaczej dostałaby tam zawału - podeszła do jednych z drzwi i machnęła na Cedrica ręką, by się streszczał.
Wnętrze częściowo było pokryte bielą prześcieradeł. Niektóre z mebli zostały nimi przykryte, co było częstą praktyką w posiadłościach i nieużywanych pomieszczeniach. Stało w nim też parę kufrów i odsłonięta szafa, do której też podeszła. Zwykli chować tam nieużywane ubrania, które nie znajdowały miejsca w innych szafach. Przez chwilę w niej grzebała.
- Tutaj, proszę. Przebierz się - wyciągnęła w jego stronę rękę z o wiele bardziej wyględniejszym ubiorem, czyli jednym z wyjściowych ubrań Erika, które jej zdaniem powinny pasować na Lupina. - Powiedz też jak skończysz - to powiedziawszy, odwróciła się, odwracając do niego plecami i chociaż udając, że Mung pozostawił w niej jakieś resztki przyzwoitości. Cecily, która dołączyła do nich w międzyczasie, nie miała takich skrupułów.
Samo ubranie Longbottoma leżało na nim nad wyraz dobrze, a przynajmniej wyglądało o niebo lepiej jak wymięte i znoszone ubranie szpitalne. Nie pachniało też chorobą i eliksirami. A to samo w sobie było już ogromnym sukcesem.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Alastor Moody (3094), Mavelle Bones (3484), Ida Moody (1164), Eunice Malfoy (2522), Seraphina Prewett (2184), Eden Lestrange (5095), Brenna Longbottom (8058), Erik Longbottom (8260), Geraldine Yaxley (2258), Theseus Fletcher (2972), Astoria Trelawney (1907), Elliott Malfoy (5617), Atreus Bulstrode (3450), Cedric Lupin (2390), Perseus Black (3051), Nora Figg (3374), Florence Bulstrode (2912), Heather Wood (5034), William Lestrange (3689), Sacharissa Macmillan (296), Loretta Lestrange (482), Adelard Longbottom (481), Giovanni Urquart (1989), Martin Crouch (428), Alice Selwyn (2765), Dora Crawford (2816), Patrick Steward (3034), Elaine Delacour (1971), Bard Beedle (4524), Cameron Lupin (6169), Fernah Slughorn (1916), Daisy Lockhart (3642)


Strony (21): 1 2 3 4 5 … 21 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa