06.04.2023, 22:44 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.04.2023, 23:15 przez Leta Crouch.)
Więcej, szybciej, jeszcze więcej słów. Jedno za drugim, cały ich potok, byleby tylko zalać nimi nie-Jamila, odwrócić skutecznie uwagę. Na razie się udawało, chociaż pytanie brzmiało: jak długo? Jak długo uda się skierować uwagę nieznanego gościa w inną stronę, zanim ten nie dojdzie do wniosku, iż w istocie stanowią zagrożenie, a całe to machanie różdżką to nie tylko gestykulacja, ale również i czary, i to takie niekoniecznie przyjacielskie? Choć może i przyjacielskie – dla Jamila – bo tym samym podejmowali próby mające na celu zapobieżenie porwaniu jego ciała i pozostanie jedynie pasażerem, kiedy inny byt ewidentnie przejął stery. I raczej nie planował się wynieść ot tak, jak podejrzewała.
- A… pewnie ja – odparła beztrosko na smrodliwe pytanie. No bo co innego miała zrobić? Cyrk musiał trwać, to jedno, dwa – tak, nadal była zła, ale patrz punkt pierwszy – Pamiętasz, jak mówiłam, że magia sobie poszła? No to jest właśnie efekt tego, przeniosło mnie prosto do śmietnika. Niestety nie był wypełniony perfumami, czego serdecznie żałuję, ale tak z dwudniowa kąpiel raczej powinna załatwić sprawę. Albo i trzydniowa – szczęście i nieszczęście zarazem: Leta w istocie potrafiła się roztrajkotać, będąc zdolną tym samym zastąpić paplaninę chyba z trzech przyjaciółeczek, spotykających się na plotki nad kawą. Szczęście – bo mogła zaabsorbować uwagę. Nieszczęście – bo uszy niestety mogły uznać, że to akurat najwyższa pora na zwiędnięcie i że generalnie nie da się tego słuchać. No i wyglądało na to, że miarka jednak się przebrała…
- Jakie stop, Klaus, złociutki, co ty mówisz, jeszcze mam bardzo dużo do opowiedzenia! – oburzyła się i zerknęła bardzo przelotnie na różdżkę – O wydłubanie oka się nie martw, nie sięgam tak wysoko – wypaliła bez większego namysłu. Cóż, całe metr pięćdziesiąt, plus długość ręki, plus długość różdżki… możliwe, że faktycznie dałaby radę, gdyby faktycznie powzięła takowy zamiar.
Mimo że w teorii miała baczenie na nie-Jamila, to i tak została zaskoczona. Cóż, pojedynki nie należały do mocnych stron Lety, tak że można rzec, że miała sporo szczęścia, iż tej nocy magia kaprysiła – przynajmniej w tym dokładnie momencie można to było nazwać „szczęściem” – skoro nie została spetryfikowana. Czego nie dało powiedzieć się o Nell.
Cóż, zabawa się skończyła. Najwyższa pora ku temu. I chwała niech będzie Cathalowi – w zasadzie to było najrozsądniejsze, co można było teraz zrobić, skoro ewidentnie zaklęcia nie działały tak, jak należy.
- Sam widzisz, jak magia działa, niczego nie obiecuję – mruknęła, znacznie poważniejąc, ściągając niejako maskę, którą utrzymywała przez dość długą chwilę. Zbliżyła się do Nell, po czym wzięła głęboki wdech i machnęła różdżką, modląc się w duchu, żeby tym razem nic nie wypaczyło zaklęcia. Limit pecha na ten dzień chyba już został osiągnięty. Dla odmiany, udało się wręcz perfekcyjnie.
- Nell. w porządku? – spytała, kucając przy kobiecie, próbując się upewnić, czy ta jest cała i generalnie większych szkód – na ciele – nie poniosła. I żeby w razie czego podać pomocną dłoń, celem pozbierania się z mało wygodnej przecież ziemi.
- A… pewnie ja – odparła beztrosko na smrodliwe pytanie. No bo co innego miała zrobić? Cyrk musiał trwać, to jedno, dwa – tak, nadal była zła, ale patrz punkt pierwszy – Pamiętasz, jak mówiłam, że magia sobie poszła? No to jest właśnie efekt tego, przeniosło mnie prosto do śmietnika. Niestety nie był wypełniony perfumami, czego serdecznie żałuję, ale tak z dwudniowa kąpiel raczej powinna załatwić sprawę. Albo i trzydniowa – szczęście i nieszczęście zarazem: Leta w istocie potrafiła się roztrajkotać, będąc zdolną tym samym zastąpić paplaninę chyba z trzech przyjaciółeczek, spotykających się na plotki nad kawą. Szczęście – bo mogła zaabsorbować uwagę. Nieszczęście – bo uszy niestety mogły uznać, że to akurat najwyższa pora na zwiędnięcie i że generalnie nie da się tego słuchać. No i wyglądało na to, że miarka jednak się przebrała…
- Jakie stop, Klaus, złociutki, co ty mówisz, jeszcze mam bardzo dużo do opowiedzenia! – oburzyła się i zerknęła bardzo przelotnie na różdżkę – O wydłubanie oka się nie martw, nie sięgam tak wysoko – wypaliła bez większego namysłu. Cóż, całe metr pięćdziesiąt, plus długość ręki, plus długość różdżki… możliwe, że faktycznie dałaby radę, gdyby faktycznie powzięła takowy zamiar.
Mimo że w teorii miała baczenie na nie-Jamila, to i tak została zaskoczona. Cóż, pojedynki nie należały do mocnych stron Lety, tak że można rzec, że miała sporo szczęścia, iż tej nocy magia kaprysiła – przynajmniej w tym dokładnie momencie można to było nazwać „szczęściem” – skoro nie została spetryfikowana. Czego nie dało powiedzieć się o Nell.
Cóż, zabawa się skończyła. Najwyższa pora ku temu. I chwała niech będzie Cathalowi – w zasadzie to było najrozsądniejsze, co można było teraz zrobić, skoro ewidentnie zaklęcia nie działały tak, jak należy.
- Sam widzisz, jak magia działa, niczego nie obiecuję – mruknęła, znacznie poważniejąc, ściągając niejako maskę, którą utrzymywała przez dość długą chwilę. Zbliżyła się do Nell, po czym wzięła głęboki wdech i machnęła różdżką, modląc się w duchu, żeby tym razem nic nie wypaczyło zaklęcia. Limit pecha na ten dzień chyba już został osiągnięty. Dla odmiany, udało się wręcz perfekcyjnie.
- Nell. w porządku? – spytała, kucając przy kobiecie, próbując się upewnić, czy ta jest cała i generalnie większych szkód – na ciele – nie poniosła. I żeby w razie czego podać pomocną dłoń, celem pozbierania się z mało wygodnej przecież ziemi.
Rzut PO 1d100 - 97
Sukces!
Sukces!