03.12.2023, 21:24 ✶
Alastor Moody & Sebastian Macmillan
Lato 1967 roku
Lato 1967 roku
Istniało mało osób, które zgodziłyby się z dnia na dzień wyjechać do pracy tak daleko, stąd mogło nieco dziwić, że nie spotkali się wcześniej na przynajmniej jedną, dłuższą rozmowę, ale to fakt - mówiąc o dorosłym życiu, ich drogi ani razu nie splotły się na tyle, żeby stojąc na dworcu w Edynburgu, rozpoznał Sebastiana Macmillana od razu. Miał go z niego odebrać po wyczerpującej podróży, do Szkocji, na którą zgodził się w ostatniej możliwej chwili, ratując plan Harper odnośnie potencjalnie nawiedzonego domu na obrzeżu stolicy. Moody był mu za to dozgonnie wdzięczny, bo nikt nie miał pojęcia, ile jeszcze dni musiałby spędzić tu na miejscu, zanim na wezwanie będzie mógł odpowiedzieć ktokolwiek posiadający kwalifikacje do współpracy z Ministerstwem, a nawiedzony dworek, jak to już nawiedzone dworki do siebie miały, pojawiał się na mapie tylko w niektóre dni. Tak, było to niepoważne, ale w świecie magii funkcjonowało tyle rzeczy mniej poważnych, że takie dziecinne historie gubiły się w tłumie innych.
Miał opis jego aktualnego wyglądu, mgliste wspomnienie z czasów szkolnych i nadzieję, że wypatrzy go w tłumie osób wysiadających z zatłoczonego pociągu. Zadanie okazało się o wiele cięższe niż początkowo zakładał - stał więc trochę jak słup soli, kiedy fala ludzi przesuwała się po jego bokach i szła do wyjścia, omijając go tak szerokim łukiem jak tylko się dało, bo wysoki facet w czarnym mundurze Aurora nie wzbudzał niczyjego zaufania. No, przynajmniej mugoli. Wezwany na miejsce egzorcysta wyłapał go dzięki temu dosyć szybko, bo wyróżniał się w tłumie.
Spotkali się na peronie siódmym, w ścisku i przy dźwiękach odjeżdżającego pociągu, przez co Sebastian nie mógł usłyszeć co Moody mówił do niego przed podaniem mu ręki. Ich spojrzenia spotkały się w milczeniu, ze strony Alastora przykrytym delikatnym uśmiechem.
- Więc? - Powtórzył, ale dostrzegając konsternację wypisaną na obliczu Sebastiana, zdał sobie sprawę z tego, że mówił za cicho, albo to ta cholerna lokomotywa huczała za głośno. - Zapytałem, czy pomóc ci z walizką.
Kapitan drużyny od czasów szkolnych zmienił się bardzo. Wyrósł niesamowicie, nabrał masy mięśniowej. Był wciąż młodziutki, więc wszystko jeszcze przed nim, ale już teraz dało się dostrzec muskulaturę rysującą się pod warstwami czarnego materiału. Nosił wiele znamion wybranej ścieżki zawodowej - ze wszystkich otarć wyróżniało się najbardziej rozcięcie wzdłuż szyi, tak długie, że sięgało pewnie do obojczyka, ale jego koniec znajdował się już pod ubraniem.
fear is the mind-killer.