Wina niedomówień? Oj tak, na pewno. Ponieważ Sauriel powinien postawić zdecydowaną kreskę. Bo byłby bardziej szczęśliwy bez Victorii w swoim życiu, przynajmniej w punkcie, w którym się znajdował. Chcieć pomóc można, ale dobrymi chęciami też Piekło brukowali. Byłby bardziej szczęśliwy, bo nie musiałby się martwić, nie musiałby się przejmować, bo to, co ich łączyło, zaczęło się robić toksyczne. Albo stało się toksyczne przez Beltane? Tak, to mogło być Beltane, które tyle namieszało. Ona dobrze się nie czuła, on się dobrze nie czuł, ale z jakiegoś powodu podobały im się niektóre wspólne chwile, więc się przyklejali do siebie jak kleszcz do tętnicy. Nie będzie lepszego miejsca do wbicia się, więc wybierasz to najlepsze, a może jedyne. Jedyne tylko w tym punkcie, bo tak ci się wydaje, że wcale tego kwiatu nie ma pół świata.
- W taki, że moje decyzje na ciebie wpływają. - Jak ten rozwód. Fakt, że średnio to kontrolował. Słowa po prostu tak wypadały z tego, co zebrał z myśli i były na tyle oszczędne, że nic dziwnego, że w pewnych punktach stawały się niezrozumiałe. A to, co powiedział o kontroli były pewnym punktem irytacji. To nie była wina Victorii, że wykonał taki gwałtowny zwrot, nie jej słów o tym całym udawaniu czy inne takie. To był tylko bodziec do przejrzenia na oczy. Uświadomienia sobie, czemu często pojawiała się ta irytacja i jakaś doza niezadowolenia, czemu to wszystko było takie nabrzmiałe i mimo tego, że stanowiło zbiór chwil szczęśliwych to niekoniecznie lśniło mocą w tej nicości. Winnych zawsze łatwo się szuka, łatwo wskazuje palcami i jeszcze prościej rzuca w nimi kamieniami. A przecież to wcale nie była krzywda z jej strony poczyniona w jego kierunku. Ta frustracja brała się z tego, że wcale nie chciał jej kontrolować i nie chciał, żeby jego decyzje miały na nią wpływ. - Ale już nie ważne, skoro mówiłaś o rodzinie. - Dlatego to nie było w ogóle nawet istotne. Albo było? Nie, w sumie nie. Wydawało mu się to po prostu takie absurdalnie oczywiste! Jakby chciała jakiekolwiek "my" to było przecież jasne, że musiałaby się w pewnej dozie od niego uzależnić. Dlatego, że nawet jeśli nie bezpośrednio sterowałby jej ruchami to miałoby to miejsce w formie wypadkowej. On coś postanowi o sobie, ona była postawiona przed faktem dokonanym. Potrafił pójść na kompromisy... ale to do pewnego stopnia. Małego zazwyczaj.
- A co, uszczęśliwia cię złamane serce? - Mogliby się tak przerzucać. Ale lekko uniósł brwi, spoglądając na nią z powątpieniem. Nie, raczej jej to nie uszczęśliwiało. Uszczęśliwi ją życie Śmierciożercy? Nie, raczej też nie. Więc może panienki z Podziemnych Ścieżek? Na pewno. Miał wrażenie, że ona po prostu nie chciała na to spojrzeć perspektywicznie, trzymała się tego, że "ona tak czuła" i basta. Własne uczucia zdradzały najbardziej. Były jak lep na muchy na rozsądek i pozwalały temu rozsądkowi rozkładać się w tym kleju na części pierwsze. - Już to za nami, więc nie będę tego powtarzał. - Że im będzie źle czy cokolwiek takiego, bo już nie musiał się tym przejmować.
Pokiwał lekko głową i zamilknął. Czy faktycznie powinien ją dalej traktować jako znajomą czy już jak wroga. Czy powinien myśleć o tym, że powinna zginąć z wiedzą, jaką ma, czy po prostu udawać, że nie istnieje. Bo na pewno nie da się udawać, że wszystko jest i będzie okej. Lecz skrzywdzić? Nie, tego by nie potrafił. Broniłby ją, gdyby cokolwiek się działo. Żałował, że jej ten sekret wyjawił, ale trudno, stało się. Powinien był być mądrzejszy, ale wtedy było mu już to wszystko bardzo jedno. Nie to, żeby teraz nagle zaczęło mu wielce zależeć. Tak zapadła cisza z jego strony, jakby nie pozostało już nic do dopowiedzenia. Przeprowadzka, wielkie kroki w życiu, jakaś zmiana, może w końcu samodzielna decyzja o tym, czy ktoś cię będzie kochał czy nie będzie - całkiem miła odmiana. Tylko, no właśnie, całkiem też przerażająca w drodze samodzielności, gdy do tej pory ciągle ktoś ci mówił, co masz robić.
- Będę się zbierał. Dzięki za pogadankę. - Dopił ten ostatni łyk whiskey i odstawił szklankę na stół.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.