• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 9 Dalej »
[22.07.72] Wishful drinkin' | Viorica i Cedric

[22.07.72] Wishful drinkin' | Viorica i Cedric
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#11
07.06.2024, 19:43  ✶  
Wcale jej nie przeszkadzało, że Cedric stawał się coraz spięty, wręcz cieszyła się z tego, że rozmawiając coraz swobodniej, choć może nie spodziewała się, że to przez alkohol, który zaczął już działać. Podejrzewała, że mężczyzna po prostu zaczął się oswajać z sytuacją, gdzie oboje siedzieli przy barze i rozmawiali. I musiała przyznać, że było niesamowcie miło.
Tak naprawdę nie zakładała, że tak szybko odnowi znajomość z Lupinem, a nawet jak się jej wydawało, że pogłębi. Owszem, rozmawiali za czasów Hogwartu, nigdy chyba jednak nie sam na sam, przez co nie miała go tak naprawdę okazji poznać. A szkoda, bo im więcej słów między sobą wymieniali, tym bardziej Viorica go lubiła.
Wywróciła oczami i teatralnie założyła ręce na piersi, gdy został poruszony temat nakrycia głowy.
- Nie czeka cię łatwe zadanie, nie omamisz mnie, więc będziesz musiał użyć siły, by coś wcisnąć mi na głowę - odparła, udając naburmuszone dziecko, by zaraz zrzucić z siebie tą maskę i się uśmiechnąć. - I nawet nie żartuję - dorzuciła mimo to.
Naprawdę nienawidziła czapek. Kiedyś jeszcze akceptowała chustki zawiązywane przez mamę i babcię, choć te też już dawno przestały wchodzić w grę.
Zaśmiała się, na wspomnienie o plotkach. O proszę, ktoś postanowił z niej zrobić źródło informacji.
- Najsłynniejszy jest twój pracoholizm, dalej mało co kojarzę. A co? Coś konkretnego spodziewasz się usłyszeć? - dopytała, nagle zaciekawiona. Cedric oczywiście nie musiał jej odpowiadać, nie była z tych, co nie szanują ludzkich tajemnic. Ale zapytać było warto.
Prawienie komplementów, szczególnie tych szczerych, sprawiało jej ogromną radość. A jeśli ktoś reagował na nie tak jak Cedric, to nie mogła się powstrzymać. Czasami zachowywał się jak słodki szczeniaczek, który cieszył się na zwykłe poklepanie po głowie, a czasem po prostu zaczynał się peszyć w ten sposób, który Vior naprawdę u ludzi lubiła.
Czuła się co prawda trochę przez to jak zły człowiek, nie mogła się powstrzymać.
- Mi też jest miło. Mam nadzieję, że ty też nie będziesz miał mnie pierwszej dość. - Zakręciła jeden z kosmyków jej kręconych włosów na palec, by zaraz go puścić.
Ucieszyła się na przyjęcie małej gry, którą zaproponowała. Szybko rozejrzała się, szukając wzrokiem potencjalnych ofiar, czując, że jakikolwiek będzie wynik, nie poczuje się stratna.

Rzut na percepcję
Rzut Z 1d100 - 18
Akcja nieudana


Znalazła odpowiedniego mężczyznę, który według niej cały czas spoglądał na tańczącą przy lecącej z magicznego gramofonu, popijając przy tym drinka. Zapewne na odwagę, domyślała się. Nie była pewna, jak na zaloty zareaguje dziewczyna, ale czuła, że może ich nie odrzuci.
- Ten koleś i tamta laska. - Wskazała ich palcem, tak, by Cedric wiedział, o kogo dokładnie chodzi. - A twoje typy? - zapytała, ciekawa, kogo wybierze jej towarzysz.
Spojrzała mu w oczy, uśmiechnęła się, gotowa usłyszeć jego odpowiedź. Widziała, że się speszył i wcale jej to nie przeszkadzało. Sama sięgnęła po drinka, nastawiając się na wyczucie mocy alkoholu.
Wywróciła oczami słysząc tłumaczenia, które wcale jej nie przekonywały.
- Nie powinno być nie wiem, odwrotnie? Wiesz, najpierw dbasz o siebie, by potem móc zadbać o innych, czy coś? Co powiedzą twoi ulubieni pacjenci, gdy nie będziesz w stanie ich przyjąć, bo będziesz spał na ławce pod Mungiem? - dodała, mierząc go spod zmrużonych oczu. Może nie była osobą, która miała prawić jakiekolwiek morały, ale cóż, wydawało się, że na niego działały. Może jedna uratowana dusza da jej jakieś chody i nie skończy smażąc się w piekle, czy coś podobnego.
Może nie będzie miała Cedrica na sumieniu?
- Jak będziesz miał gotowy pomysł, to się nie wahaj. Pokażę ci, co jestem w stanie osiągnąć. - Miała już spore zamówienia i sukcesy w swojej historii, lubiła jednak przekraczać własne granice kunsztu. I nie tylko.
Udawała, że musi się namyśleć, gdy zapytał ją o utratę pozycji ulubionego pacjenta. A potem pokręciła głową w sztucznej rezygnacji.
- Nie, nie mogę sobie na to pozwolić, nie po tym, jak już się do tego przyznałeś. - Znów się uśmiechnęła. Cóż, dobrze było oficjalnie wiedzieć.
Zauważyła, że poczuł się na chwilę niekomfortowo. Cóż, widać miał z Hogwartem nie tylko te miłe wspomnienia, nie drążyła jednak. Dała się mu poprowadzić w rozmowie, próbując zostać na neutralnym temacie.
- Ja za żadne skarby nie wróciłabym do pisania esejów z transmutacji i udawania, że słucham co mówi Binns na historii magii, a pewnie nie pamiętasz, ale zdawałam ten przedmiot na owutemach. Dobrze się na tych lekcjach drzemało. - Cóż, ważne, że zapamiętała na tyle, by zdać. Zresztą, duchowi nigdy nie robiło różnicy, czy jego uczniowie naprawdę słuchali jego wykładów. - A co do Hogsmeade możemy po prostu się tam kiedyś wybrać w sezonie Świątecznym. Nic nie stoi na przeszkodzie. - Wzruszyła ramionami. Sama kiedyś by się tam wybrała by trochę po prostu powspominać.
Kolejny uśmiech, tym razem na rozżaleniu nad upływem czasu. Jej jednak to nie smuciło aż tak bardzo. Zachęcało do działania.
- W takim razie możemy po prostu wykorzystać go jak najlepiej. - Wypiła drinka na raz, nie przejmując się palącym uczuciu w przełyku, zapominając się, że jest z kimś, kto nie znał jej od tej strony. A potem zeskoczyła z krzesła barowego i wyciągnęła do Cedrica rękę.
- Tańczysz? - zapytała, czując się już na tyle lekko na duchu, by móc ruszyć na parkiet. Szczególnie, że grała teraz żywa muzyka, która naprawdę kusiła.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#12
17.06.2024, 13:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2024, 18:50 przez Cedric Lupin.)  
Alkohol nigdy nie był mu jakoś szczególnie bliski, irytowało go to podejście, wedle którego nie dało się bawić bez tego typu napojów. W pracy widział zbyt wiele przypadków, gdzie trunki kosztowały kogoś zdrowie, a czasem nawet życie. Czy warto było tracić kontrolę nad samym sobą dla chwili swobody i przyjemności? W normalnych warunkach stwierdziły, że zdecydowanie nie, ale dzisiaj... dzisiaj było nieco inaczej. Pił pierwszy raz od dawna i och, zdecydowanie tego potrzebował. Przez kilka ostatnich dni stres nie opuszczał go nawet na w trakcie spania, a teraz po prostu siedział, z uśmiechem na twarzy wsłuchując się w opowieści, którymi raczyła go Vior. Wcześniej imponowała mu urodą i zdolnościami, teraz zachwycała go swoim charakterem. Nie miałby odwagi powiedzieć tego na głos, ale naprawdę się cieszył z tego, że wyciągnęła go ze szpitala. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebował takiej chwili wolnego. Fascynowało go to, z jaką swobodą prowadziła tę rozmowę, przy okazji podejmując interakcje z otaczającym ich światem. Tak, zdecydowanie byli z różnych światów, ale tak po prawdzie to nie czuł się z tym źle. Wręcz przeciwnie, było mu zaskakująco miło. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu czuł się wyróżniony. Mogła spędzać ten wieczór z kimkolwiek, a wybrała jego. To była wyjątkowo przyjemna myśli, której miał zamiar się trzymać.
Powoli spływały z niego resztki stresu czy niepewności, a ich miejsce zastąpiła ciekawość oraz szczera radość. Po prostu cieszył się chwilą, pierwszy raz od naprawdę dawna. Zazwyczaj picie alkoholu jedynie utrudniało mu socjalizację, ale tym razem było inaczej. Można by doszukiwać się powodów w dobrym drinku, ale prawda była zgoła inna. Po prostu potrzebował odpowiedniej osoby, przed którą będzie mógł się otworzyć. Kto by pomyślał, że okaże się nią przypadkowo spotkana w szpitalu Vior.
— Brzmi jak spore wyzwanie — przyznał, zerkając na nią z lekkim rozbawieniem. — Na Twoje nieszczęście, obsługiwałem całkiem sporo upartych dzieci i staruszków, także mam spore doświadczenie w przekonywaniu. Poza tym naprawdę odmówiłabyś swojemu ulubionemu lekarzowi? — dodał jeszcze, posyłając jej przy tym oskarżycielskie spojrzenie. Starał się przy tym zabrzmieć poważnie, ale wyszło mu to raczej mizernie. Co poradzić, miał zbyt dobry humor, żeby skupiać się na negatywnych emocjach. Tych miał w nadmiarze na co dzień.
— Jeśli liczysz na jakieś ciekawe historie, to raczej się rozczarujesz. Moje życie nie jest szczególnie ciekawe. Ostatnimi czasy w sumie nie wychodziłem nigdzie indziej niż do pracy. No, poza dzisiaj — rzucił, drapiąc się przy tym po policzku. Zazwyczaj nie miał problemów z opowiadaniem o swojej pracy, bo naprawdę ją lubił, ale przy niej było mu trochę głupio. Bo czy dało się ich w ogóle porównywać? On godzinami ślęczał za biurkiem w Mungu, podczas gdy ona żyła pełnią życia. Chyba dlatego jej dalsze słowa odebrał jako mały żarcik. Nie widział bowiem żadnej możliwości na to, żeby się nią znudzić. Jego spojrzenie mówiło zresztą wszystko. Był nią oczarowany.

Rzut na percepcję
Rzut Z 1d100 - 25
Akcja nieudana


Nie czuł się jakoś bardzo pewnie w tej naprędce wymyślonej grze, ale nie chciał się wycofywać. Szczególnie dlatego, że naprawdę podobały mu się konsekwencje wygranej. Przegranej w sumie też. Naprawdę nie miał nic przeciwko kolejnemu wspólnemu wypadowi. Jego spojrzenie padło w końcu na siedzącego przy drzwiach wejściowych mężczyznę, który popijając piwo, zerkał w stronę siedzącej stolik obok kobiety. Nie szła za tym jednak żadna logika, po prostu tak mu się pomyślało. — On i.... ona — rzucił niepewnie, wskazując jej swoje cele. Cholera, nie spodziewał się, że zwykła zabawa może być tak stresująca.
— Ciężko mi się z tym kłócić. Masz rację, ale nie zawsze logika wygrywa z praktyką. Ostatnie miesiące chyba dla każdego były ciężkie. Całe to wzburzenie w społeczeństwie i podziały. Do Szpitala trafia coraz więcej ludzi, ale ilość pracowników się nie zwiększa. Mógłbym iść do domu o równej godzinie, ale... czułbym się z tym po prostu źle. Nie mógłbym zasnąć ze świadomością, że zostawiłem kogoś w potrzebie — odpowiedział zaskakująco szczerze, posyłając jej przy tym nieco zamyślone, smutne spojrzenie. Dalej nie potrafił zrozumieć tego, że istnieli ludzie, którzy chcieli krzywdzić innych dla głupich idei takich jak czysta krew. — Poza tym. Jeśli zasnę na ławce pod Szpitalem, łatwiej będziesz mogła mnie stamtąd zabrać, prawda? — dodał jeszcze, chcąc rozbić ponury nastrój, który nagle wprowadził do ich rozmowy.
Temat pomysłu na biżuterię skomentował jedynie kiwnięciem głowy. Naprawdę chciał coś u zamówić, ale jego kreatywność twórcza była wręcz okropna. Nie potrafił wymyślić niczego, co warte byłoby jej czasu.
— Jak duży wpływ na zostanie Twoim ulubionym lekarzem miał fakt, że dałem ci eliksir o smaku pomarańczy? — rzucił nagle, ciekaw jej reakcji.
Im dłużej myślał o Hogwarcie, tym mniej pewnie czuł się ze stwierdzeniem, że chciałby tam wrócić. Tak właściwie to jego aktualne życie nie było takie złe, zwłaszcza dzisiaj. — Jeśli tak stawiasz sprawę... W sumie to też nie chciałbym wrócić do pisania esejów. Nie, żebym nie lubił tego robić, ale, hm. Nie brakuje mi tego? — odparł, z lekkim zaskoczeniem odnotowując jej propozycję. Tak, policzki znowu mu poczerwieniały. — Wybrać się do Hogsmeade? Tak, możemy. Bardzo chętnie — wyrzucił to z siebie na jednym wydechu, unikając przy tym kontaktu wzrokowego.
W takim razie możemy po prostu wykorzystać go jak najlepiej — powtórzył w myślach, bijąc się z samym sobą. Tak po prawdzie to już teraz czuł się szczęśliwy, ale nie chciał wyjść przed nią na nudziarza. Chyba dlatego przystał na jej propozycję bez większego zastanowienia. Idąc za jej przykładem, wypił drinka na raz, po czym wstał od lady. Był to mały błąd. Na krótką chwilę odebrało mu oddech, a płuca zapłonęły. Wybiło go to z rytmu i prawie wywrócił się o pobliskie krzesło. Ostatecznie udało mu się ustać, chociaż oddech odzyskał dopiero po kilku chwilach.
— Z Tobą? To będzie przyjemność — rzucił w końcu, po czym chwycił ją za dłoń i ruszył w stronę prowizorycznego parkietu. Pierwsze kroki były nieco chwiejne, ale pijany Cedric miał w sobie zaskakująco dużo gracji. Pomagało mu też obserwowanie ruchów Vior, które starał się naśladować.


Rzut na aktywność fizyczną
Rzut O 1d100 - 48
Slaby sukces...
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#13
01.07.2024, 17:06  ✶  
O właściwościach alkoholu wiedziała aż za dobrze. A jednak w pewnym momencie stał się jednym z jej przyjaciół, z czego nigdy nie była dumna. Jej życie jednak tak wiele razy niemal się nie zawaliło w sposób, w który nie było łatwo je na nowo poskładać do kupy. A alkohol znieczulał. Maskował cały ból, żal i strach, który nie raz ją niemal pochłaniał. Był jej remedium na krwawiące serce i zranioną duszę. A raczej jedynie anestetykiem. Nie rozwiązywał problemów, jedynie pomagał jej choć na chwilę o nich zapomnieć i jakoś przeżyć. Była to cholernie niezdrowa relacja, już dawno jednak w nią popadła. Jeszcze pewnie za niemalże dzieciaka.
Nie miała w swoim życiu zbyt wielu zdrowych wzorców.
Fascynował więc ją osoby tak inne od niej. Czasem bała się co prawda, że nie miałaby o czym z nimi rozmawiać, Cedric jednak wydawał się pochodzić z tego lepszego świata, a jednocześnie nie mogła przestać wymieniać z nim kolejnych słów i uśmiechów.
Tak naprawdę nie spodziewała się tego, jak szybko załapią aż tak dobry kontakt.
Spotykała na swojej drodze wielu ludzi, w różnych sytuacjach i z różnymi intencjami w głowie. Rzadko kiedy było po prostu tak swobodnie i najzwyczajniej w świecie miło.
Nie musiała udawać rozbawienia, słuchała go ze szczerą chęcią i czuła, że dawno nie spędziła tak fajnego wieczoru.
Na pewno miała zamiar to powtórzyć. Nawet, jeśli znów mieli gadać o jej niechęci do czapek czy innych kompletnych głupotach, przy których uśmiech nie schodził z jej twarzy.
- Ooo, teraz będziesz wyciągać tego ulubionego uzdrowiciela w złej wierze. A mogłam to trzymać w sekrecie. - Pokazała mu język. - To cios poniżej pasa, choć nie wiem, czy mój upór pięciolatka nie będzie jednak silniejszy. - Rozbawiona założyła ręce na piersiach, udając obrażoną. Po kilku sekundach jednak było po tym małym przedstawieniu.
- Założę się, że masz kilka historii w zanadrzu, ale spokojnie, nie będę na siłę ich wyciągać. Zresztą, nawet ja mam kilka, które nie powinny ujrzeć światła dziennego i mam nadzieję, że mojej mamie wyjaśniłam to wystarczająco dobitnie. Rodzina potrafi być w takich kwestiach nieobliczalna. - Pokręciła głową, bo choć na świecie została tak naprawdę tylko z matką, patrząc na to, że rodziny ojca nigdy nie było dane jej poznać, tak jak jego samego, tak znała jej możliwości. I wiedziała, jak wiele rzeczy które według niej były urocze, wcale takie nie były dla Viorci.
Spojrzała na parę, którą wskazał Cedric, notując w głowie jak wyglądali. Na razie nikt z wybranych przez nich osób nie ruszył się ze swojego miejsca, wieczór był jednak długi, mieli więc czas na rozstrzygnięcie zakładu. O ile oczywiście do niego oboje dotrwają.
Słuchała tłumaczenia Cedrica, spoglądając na jego twarz, rozumiejąc go może trochę lepiej, niż przed chwilą. Sama pewnie nie podzieliłaby jego zmartwień i troski. Potrafiła jednak pojąć, co czuł.
- Jesteś po prostu cholernie dobrym człowiekiem, ot, tyle. - Uśmiechnęła się, lekko melancholijnie. To było zabawne, że ktoś taki siedział tu dziś z nią w barze. - Nie daj się tylko skrzywdzić. Świat jak zauważyłeś robi się coraz bardziej niebezpieczny i czasem jeśli o siebie i swoich najbliższych nie zadbamy, możemy źle skończyć. Nigdy nie wiesz, co tym terrorystom strzeli do głowy i gdzie będą chcieli wywołać zamieszanie. Jak na Beltane - gdzie miała przecież swój stragan. Czy i ona mogła skończyć jako jedna z ofiar tego całego zamieszania? Może jej matka, mugolaczka? Nie chciała o tym myśleć. Dlatego podjęła żart.
- Czy od teraz muszę robić patrole na twojej trasie Mung - dom, by pilnować, czy nie leżysz gdzieś na chodniku? - Zapytała, patrząc na niego z lekko zmarszczonymi brwiami, choć uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Na wspomnienie o smakowym lekarstwie zaśmiała się.
- Powiedzmy, że odpowiada za połowę awansu w rankingu. Za resztę odpowiada to jak dobrze wyglądasz w fartuchu i to, że chodzisz ze mną na drinka - odpowiedziała, z lekko psotną minął. Przesunęła językiem, po zębach, zmazując smak jednego ze słodkich drinkach.
Spojrzała z niedowierzaniem, gdy Cedric przyznał się, że lubił robić prace domowe. Ona cierpiała nad każdą ogromne katusze, najchętniej dając je komuś do zrobienia za nią w zamian za jakąś przysługę. Różnej maści.
- Naprawdę byłeś grzecznym chłopcem. Pewnie za wiele się nie zmieniło? - zapytała, znów się szczerząc. Szczególnie, że widziała te rumieńce. Nie zaproponowała co prawda, że miało być to coś więcej niż przyjacielskie spotkanie, zaczynała jednak rozważać rzucenie słowa randka, tak dla sprawdzenia gruntu. Jeszcze chwilę jednak się wstrzymała.
Najpierw miała ochotę po prostu wyszaleć się na parkiecie. Parsknęła widząc, jak Cedric niemal się dusi drinkiem, zastanawiając się, czy nie powinna go wyratować, szybko jednak doszedł do siebie.
- Żyjesz? - zapytała rozbawiona, a po uzyskaniu odpowiedzi dała się złapać za rękę i wyciągnąć w stronę parkietu.
Z uśmiechem przejęła prowadzenie nad ich tańcem, obracając się, puszczając dłoń Lupina i znów ją chwytając, dając się ponieść radosnej muzyce. Wokół nich ruszało się kilka innych par, parę większych grupek czy nawet kilka osób solo. Wszystkich porwał jeden z najnowszych czarodziejskich hitów. Viorica gestami czasem dawała znak, że chce się obrócić, czasem nagle znajdowała się za Cedriciem, a kilka razy nawet uciekła mu, by przez chwilę potańczyć w pojedynkę, zaraz jednak do niego wracała. 
A potem piosenka się skończyła, ustępując kolejnej. Zdecydowanie wolniejszej. Parę osób zeszło z parkietu, choć Vior nie zamierzała. Przysunęła się bliżej mężczyzny, dalej z uśmiechem, zadzierając wzrok lekko w górę.
- Całkiem nieźle ci poszło. - Przesunęła nie wiele myśląc jeden z jego kosmyków włosów, który wyraźnie wpadał mu do oka. Nie, żeby jej włosy nie wyglądały lepiej. Złapała go znów za ręce, tym razem zaczynając delikatnie bujać się w zdecydowanie spokojniejszym rytmie. W jej piersi serce dalej jednak tłukło żywo i radośnie.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#14
11.07.2024, 00:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.07.2024, 00:54 przez Cedric Lupin.)  
Z początku oferta wspólnego wyjścia do baru była dziwna i cholernie stresująca. W końcu nie widzieli się od kilku lat, więc nawet nie mieli wspólnych tematów. Gdyby tego było mało, Cedric był cholernie nudnym człowiekiem i raczej nie byłby w stanie odpowiedzieć na pytanie "co ciekawego robisz ze swoim życiem". Po prostu nie istniała szansa na to, żeby bawiła się dobrze w towarzystwie kogoś takiego jak on. Żył z tą myślą aż do samego spotkania, ale ewidentnie martwił się na zapas. Kobieta zdawała się cieszyć z jego towarzystwa, ale co ważniejsze (czy może raczej dziwniejsze), z jakiegoś niezrozumiałego powodu on sam czuł się wyluzowany.
— Od razu w złej wierze. Po prostu chcę zadbać o Twoje zdrowie, to chyba nic złego? — odparł, robiąc przy tym niewinne oczy. W normalnych okolicznościach zdecydowanie nie pozwoliłby sobie na tak luźne i żartobliwe zachowanie, ale wypił nieco za dużo drinków, żeby się tym teraz przejmować. — Przysięga lekarska co prawda nie wspomina o konieczności noszenia czapek, ale... specjalnie dla ciebie mogę napisać pracę naukową na temat korzyści zdrowotnych, które płyną z dobierania stroju odpowiednio do zaistniałej pogody. Potem pokażę go Twojej mamie — dokończył, nie kryjąc przy tym szerokiego, rozbawionego wyrazu twarzy. Mówił w tej chwili absolutne bzdury, ale wcale się tym nie przejmował. Jego uwaga skupiała się teraz na tym, jak bardzo urocza była, gdy się śmiała.
Zazwyczaj wyjścia na miasto kończyły się dla niego zmęczeniem i bólem głowy, ale dzisiaj bawił się zaskakująco dobrze. Swój wkład w taki przebieg wydarzeń z pewnością miał krążący w jego żyłach alkohol, ale najważniejsza była zdecydowanie ona. Niepewność, wycofanie, strach — to właśnie one zazwyczaj kierowały jego zachowaniem, zamykając go w małej, szczelnej klatce. Było tak niemal zawsze. Dzień w dzień, miesiąc po miesiącu. Aż do dzisiaj. Vior była chyba pierwszą osobą, przy której po prostu się wyluzował i cieszył chwilą. Z boku brzmi to dość trywialnie, jeśli nie absurdalnie, ale dla Lupina był to ogromny krok naprzód. Zostawało jeszcze pytanie, jutrzejszego dnia nie zrobi po prostu trzech w tył, ale tym nie ma co się teraz przejmować.
— Obiecuję nie dopytywać Twojej mamy o wspomniane historie. Może opowiesz mi o nich kiedyś, a jeśli nie... to nie. Nie muszę wiedzieć wszystkiego, żeby Cię... żeby kogoś lubić — dokończył, nagle zmieniając swoje słowa. Na krótką chwilę górę wzięły wyuczone przez lata instynkty. W ułamku sekundy poczuł się głupio, mówiąc do rozmówczyni w tak wylewny sposób. Na szczęście jego głowa nie zajęła się tym na dłużej, ustępując miejsca tej nieco bardziej wyluzowanej wersji. Naprawdę nie miał ochoty na troski, gdy wieczór był tak przyjemny, a towarzystwo tak urokliwe. Bo zdecydowanie nie było bardziej urokliwej damy niż ona. Absolutnie nikt nie mógł przebić tego jej szerokiego uśmiechu.
Czy wytypowana przez niego para miała szansę na jakąś rozmowę? Jego zdolności socjalne były wyjątkowo niskie, także zapewne sromotnie się pomylił. Nie przejmował się tym jednak jakoś szczególnie, bo kara przegranego wcale nie była taka zła. Zabranie jej na kolejny wypad brzmiało niezwykle kusząco. Nieco dziwnie i minimalnie stresująco, ale przede wszystkim przyjemnie. Naprawdę dobrze mu się z nią rozmawiało i najzwyczajniej w świecie miał ochotę powtórzyć ten wypad. Co prawda ten kolejny mógł nie zawierać w sobie alkoholu, ale kto wie. Może dzisiejszy wieczór pomoże mu się nieco przełamać? Na ten moment ciężko stwierdzić, ale zdecydowanie byli na dobrej drodze ku takiemu zakończeniu. Pierwszy raz od dawna nie przejmował się tym, że kogoś zanudza. Chyba dlatego, że Vior była niezwykle gadatliwa i ciągle odpowiadała na jego teksty. Zarówno te mądre, jak i te nieco głupsze. Zazwyczaj droczenie się czy słowne przepychanki wprawiały go w dyskomfort, ale z nią było to zaskakująco przyjemne.
Rozmowa była naprawdę przyjemna, a on sam nieco się wyluzował, ale wciąż nie był najlepszy, gdy chodziło o przyjmowanie komplemento. Czy był dobrym człowiekiem? Na pewno starał się postępować słusznie, ale miał wrażenie, że chyba nie dał jej pełnej wizji. Bo przecież mógł robić więcej. Dzisiejszy wieczór był na to idealnym przykładem. Mógł siedzieć w Mungu, przyjmując nocnych pacjentów, ale zamiast tego siedział w barze, popijając kolejne drinki. Co gorsza, wcale tego nie żałował.
— Nie wydaje mi się, żeby groziło mi większe ryzyko czy niebezpieczeństwo. Jestem zwykłym lekarzem, który stara się pomagać potrzebującym — zaczął, ale na chwilę umilkł, gdy napomknęła o Beltane. Wspomnienia tych wydarzeń wciąż przyprawiały go o nieprzyjemne dreszcze, a wizja podobnego aktu w Mungu wcale nie brzmiała lepiej. — Wierzę, że nawet szaleńcy mają swoje granice. Przynajmniej chcę wierzyć. Jeśli się mylę... cóż, wtedy przyznam ci rację. Nie ma sensu wymyślać takich scenariuszy — dokończył, ewidentnie chcąc odłożyć ten temat na bok. Nie, żeby nie potrafił odpowiedzieć. Gdyby ktokolwiek zaatakowałby szpital pełen chorych, Cedric definitywnie nie uciekłby tylnymi drzwiami. Wiedział, że wiąże się to z ryzykiem, ale nie wybaczyłby sobie, gdyby zostawił tych biedaków na pastwę losu. Nie był to jednak temat na przyjemny wieczór ze starą znajomą. Poza tym — nawet jeśli znał swoją decyzję z wyprzedzeniem, wcale nie sprawiała, że czuł się jakoś odważnie czy bohatersko. Tak właściwie to samo myślenie o tym napawało go strachem. Nie był w końcu wojownikiem. Przede wszystkim jednak kierował się teraz swoimi małostkowymi pragnieniami. Po prostu zbyt dobrze się bawił, żeby przenosić się na tak ponure dywagacje. Chociaż ten jeden raz chciał postąpić samolubnie.
— Hmmm, jeśli chcesz? Dalej mam w głowie naszą ostatnią rozmowę i uwierz, wcale nie chcę tego powtarzać. Zwłaszcza w sytuacji, gdy znajdziesz mnie śpiącego na ulicy — odparł, zerkając na nią nieco niezręcznie. Była naprawdę urokliwa, ale nie mógł wyrzucić z myśli tamtego momentu. Jeśli chciała, zdecydowanie potrafiła być groźna. Nie chciał tego doświadczyć jeszcze raz, nawet jeśli ten pierwszy był onieśmielający i nieco pociągający. — Z całym przekonaniem mogę za to obiecać, że będę miał zapas leków specjalnie dla ciebie. W Twoim ulubionym smaku — dorzucił jeszcze, celowo ignorując wzmiankę o tym fartuchu. Zdradziły go jednak uszy, a konkretniej ich czerwony kolor. Komplementy ze strony Vior ewidentnie wprawiały go dyskomfort, chociaż już bardziej podświadomie było mu naprawdę miło. Od czasów Dandelion nie myślał o nikim w sposób romantyczny, ale przy niej jego uwaga mimowolnie schodziła na tego typu tematy. Szybko je jednak odganiał, bo przecież byli tylko znajomymi, a to były koleżeńskie uprzejmości.
— Mam wrażenie, że nie muszę na to odpowiadać — wyburczał tylko, wciąż nieco zawstydzony. Mocniejszy drink dość skutecznie zajął jego uwagę, a chcąc odciągnąć ją jeszcze dalej, ruszył na parkiet. Absolutnie nie potrafił tańczyć, ale naśladowanie ruchów innych ludzi nie mogło być takie trudne, prawda? Poza tym przecież zdarzało mu się tańczyć. Szybko odkrył, że był w dość sporym błędzie. Jego doświadczenie ograniczało się raczej do spokojniejszych potańcówek z czasów szkolnych, a najnowsze czarodziejskie hity, cóż. Naprawdę mocno starał się naśladować jej ruchy. Ostatecznie poszło mu chyba niezgorzej, a przynajmniej to sugerował komplement ze strony partnerki. Zasapany i zdyszany tylko się uśmiechnął, po czym zdębiał, gdy podeszła i poprawiła mu fryzurę. Gest niby niewinny, ale w tej sytuacji zaskakująco... miły. Mimowolnie się uśmiechnął, a gdy ujęła go za dłonie i zaczęła się ruszać w rytm muzyki, po prostu do niej dołączył. Bez stresu, czy szalonych myśli pędzących przez jego głowę. Po prostu skupił się na melodii i przyjaciółce. Jeszcze z rana był cholernie zestresowany, ale teraz czuł się... po prostu dobrze. Pierwszy raz od miesięcy nie myślał o tym, co utracił, zamiast tego skupiając się na tym, co mógł zyskać. Wszystkie w niej go zachwycało. Rozwiane włosy, oczy, uśmiech, sukienka, ale przede wszystkim to, jaka była. Wciąż nie potrafił zrozumieć, co takiego w nim widziała, ale czy to było istotne?
— Vior. To był... to jest najmilszy wieczór w moim życiu — rzucił cicho, wpatrując się w nią z lekko zarumienionymi policzkami. Chciał powiedzieć coś więcej, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. W ciszy ruszał się w rytm muzyki, a gdy melodia w końcu zamilkła, zatrzymał się wraz z nią. Przez krótki moment stał w tej pozycji, patrząc prosto w oczy Vior, aż w końcu coś w nim pękło. Nachylił się i bez jakiegokolwiek uprzedzenia pocałował ją w usta. Dłonie samie pokierowały się na jej talię, obejmując ją lekko, choć pewnie. Przez kilkanaście następnych, cholernie długich sekund, po prostu żył chwilą. Dopiero po tym czasie dotarło do niego, co właśnie wyprawiał.
Oderwał się od niej gwałtownie, zabierając też ręce. Spojrzał na nią z miną, z której wręcz wylewała się niepewność i zawstydzenie. — Ja... przepraszam. Poniosło mnie — wyrzucił z siebie cichym głosem, bojąc się tego, jak zareaguje. Chciał powiedzieć coś więcej, obronić się czy wyrazić skruchę, ale był na tyle zszokowany, że nie potrafił wykrztusić niczego więcej. Najgorsze był jednak fakt, że jakaś część Cedrica wcale nie żałowała tego, co właśnie zrobił.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#15
17.07.2024, 19:24  ✶  
Gdyby tylko słyszała jego myśli o tym, że był nieciekawym człowiek, zapewne trzepnęłaby go w tył głowy i wywróciła oczami. Im dłużej z nim rozmawiała, tym bardziej chciała poznawać go dalej, usłyszeć co sądzi na dane tematy, widzieć jak żartuje, nawet z siebie, słyszeć o jego pasji do leczenia. Istniały osoby, które Vioricę nudziły, głównie takie, które choć wydawały mieć się coś do powiedzenia, prawiły dyrdymały, których nie mogła po prostu słuchać. Cedrica do nich nie zaliczała. Chłonęła każde zdanie, które wypowiadał, ciesząc się, że wie o nim coraz więcej.
Na przykład to, że potrafił być strasznie uparty.
- Czapki. Są. Złe - mówiła, spoglądając na niego poważnie, miał jednak minę, przez którą musiała na chwilę odwrócić wzrok. - Jeśli mam być inspiracją dla ważnej pracy naukowej, to poproszę chociaż dedykację. Szczególnie jak moja mama ma ją zobaczyć, w końcu dostanie jakiś powód do dumy. - Uśmiechnęła się, kręcąc przy tym głową. Sama rzadko kiedy dawał się ugiąć, szczególnie w błahych sprawach, gdzie rozsądek można było jeszcze trochę zagłuszyć. Bo co złego mogło się stać, gdy w tym wypadku nie posłucha? Najwyżej wyląduje znów na kozetce Cedrica i wcale nie będzie narzekać.
Może zachowywała się niemalże jak dzieciak, miała jednak wrażenie, że Lupin nie miał jej tego za złe, ba, kontynuował nawet słowną przepychankę, która zaczęli. Mogła swobodnie gadać głupoty, które przychodziły do jej głowy i nie czuła się oceniona czy zagrożona. Często starała się pilnować z tym, co mówiła i jak się zachowywała, chroniąc w ten sposób swoją osobę. Teraz czuła, że może odpuścić.
- Może kiedyś zasłużysz bym ci jedną czy dwie opowiedziała. - Uśmiechnęła się na chwilę, by zaraz lekko spoważnieć, patrząc na swoje drinka. - I uważaj, co czasem ludzie mogą cię zaskoczyć z informacjami o sobie - dodała po chwili, wiedząc, że sama mogła to zrobić.
Dlatego czasem bała się angażować w znajomości z ludźmi, którzy nie znali jej świata. Nie chciała ich zawieźć, widzieć spojrzeń zniesmaczenia i zawodu. Czy Cedric mógłby ją kiedyś takim uraczyć? Nie wiedziała. I chyba wolała nie wiedzieć. W końcu mogła go jeszcze jakiś czas pozwodzić. Nie czuła się z tym dobrze, wiedziała jednak, że tak było lepiej, dla niej i dla nieświadomego Cedrica, który zapewne wierzył w dobro bardziej, niż w cokolwiek innego.
Ona dobrze wiedziała, że te nie zawsze zwyciężało.
A mimo to ciągnęło ją do niego.
Nie po to przecież tak ustalała zasady zakładu, by były pretekstem do kolejnego spotkania. Może i podstępne, była jednak coraz bliżej stwierdzenia, że tak naprawdę wcale niepotrzebne. Dogadywali się i Vior liczyła na to, że znajdą dla siebie czas jeszcze kilka razy. Polubiła Cedrica i miło byłoby gdzieś z nim jeszcze pójść.
Miłoby więc było, gdyby postanowił o siebie porządnie zadbać.
- Może i zwykłym, ale źli ludzie boją się tych, którzy mogą zdziałać najwięcej dobrego. Nie wiem, jak bardzo zjedzone przez czarną magię serca mają osoby, które stoją za tymi wszystkimi atakami, ale wiesz, uważaj po prostu. Czasami zwykła pomoc mugolakom może zostać przez nich uznana za coś złego. A coś mi mówisz, że ty nikomu nie odmówisz, prawda? - Uśmiechnęła się delikatnie, w jakiś sposób doceniając jego prawy charakter.
Sama nie wiedziałaby, co zrobić, gdyby stanęła w podobnej sytuacji? Chroniłaby bezbronnych, czy uciekła, jak to często bywało w przypadku, czy groziło coś jej życiu? A może w końcu stanęłaby do walki, pokazując, że nie jest nikim słabym?
Pewnie nie przekona się, dopóki w końcu nie nadejdzie czas na decyzję.
Uniosła brwi, słysząc jego odpowiedź na pozornie zabawną zaczepkę.
- Wiesz, jakbyś postanowił pracować po tyle godzin, ile cię nie wykończy, a nie próbował pobić kolejne rekordy, to może nie potrzebowałbyś Cedricowego patrolu, by nie powtarzać takich sytuacji. Ale co ja tam mogę wiedzieć? Co najwyżej jak już kiedyś spotkam cię śpiącego pod latarnią to zwiążę cię i przetrzymam zamkniętego w pokoju, póki się porządnie nie wyśpisz - mówiła to z przesadnie słodkim uśmiechem, który zdradzał, że mogła żartować w tej sprawie jedynie częściowo. Czy była w stanie to zrobić? W ostateczności tak. Na razie jednak mogła próbować innych sposobów. Czuła wyzwanie w sprowadzenia Cedrica na drogę normalnie pracującego człowieka i chciała je podjąć.
Wywróciła oczami na wspomnienie o smakowych lekach, uśmiechała się jednak przy tym, widząc czerwone uszy. Często flirtowała z ludźmi, mało kto jednak reagował na to tak niewinnie. Było to naprawdę zabawne, ale i przyjemne. Odmiana od osób, którym zależało tylko na jednym.
Zaśmiała się słysząc cichy komentarz Cedrica, który nawet taką głupotą jak potknięcie potrafił się zawstydzić. Jakby sama nie zataczała się nie raz obok tego baru, próbując w końcu z niego się wyczołgać, czego świadkiem był już nie raz Ronald. Nie skomentowała jednak tego w żaden inny sposób, woląc jak najszybciej dostać się na parkiet.
Nie myślała na nim za wiele. Dała się ponosić muzyce i emocjom, które się w niej rodziły i umierały z każdym kolejnym dźwiękiem.
Obezwładniająca radość w końcu ustąpiła spokojniejszemu rytmowi.
Jej gest był niemal bezmyślny. Zauważyły co prawda, że Cedric trochę się spiął, skomentowała to jednak jedynie kolejny z uśmiechów, tym razem niezwykle szczerym. Muzyka była głośna, jednak nie na tyle, by musieli ją przekrzykiwać, by ze sobą rozmawiać. Taniec był teraz, wolniejszy, nie oznaczało to jednak, że Viorica nie miała go urozmaicić jednym czy dwoma obrotami. A jednak zaraz po chwili wracała zawsze do swojego partnera.
Przekrzywiła głowę lekko zaskoczona wyznaniem, zaraz jednak się uśmiechnęła.
- W takim razie musimy mieć ich zdecydowanie więcej. Jeszcze lepsze i milsze - mówiła, samej nie rozumiejąc, jak to możliwe, że ktoś określił tak zwykły wieczór z nią jako coś tak wspaniałego. Skoro tak, Cedric mógł być pewien, że świat miał jeszcze wiele do zaoferowania.
Muzyka ucichła, Viorica zatrzymała się i spojrzała na twarz mężczyzny. Kąciku jej ust nie opadały, a jej twarz wydawał się niezwykle łagodna.
A potem poczuła jego wargi na swoich i na chwilę zamarła. Nie spodziewała się tego, nie podejrzewała, że Cedric był na tyle odważy, wcale jednak nie mogła narzekać. Znów się uśmiechnęła, co zapewne Lupin musiał wyczuć, po czym zarzuciła mu swoje ręce na kark.
Szczerze? Uwielbiała się całować.
Zdążyła nawet musnąć językiem jego dolną wargę, zanim nie odskoczył od niej, zapewne sam zaszokowany tym, co zrobił. Uśmiechała się jednak dalej, starając się go trochę uspokoić.
- Nie narzekam, było całkiem miło - stwierdziła, przybliżając się trochę. - Mogłabym to nawet powtórzyć… - zaczęła, ostrożnie łapiąc go za podbródek i muskając jego usta kciukiem. - O ile oczywiście chcesz? - Bo jeśli nie był pewien, była gotowa się wycofać. Dla niej jeśli miała być szczera podobny pocałunek nie miał zbyt wielkiej wagi, rozumiała jednak, że inni ludzie mogli mieć na ten temat zupełnie inne zdanie.
A nie chciała kogoś niepotrzebnie skrzywdzić.
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#16
22.07.2024, 23:40  ✶  
Kobieta zapewne nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo udało się jej go otworzyć i rozluźnić. Minęło naprawdę dużo czasu od momentu, kiedy w jego głowie nawet na chwilę nie pojawiła się myśl o pracy. Jasne, z początu był nieco niepewny i zestresowany, ale kilka drinków oraz jej towarzystwo sprawiły, że pierwszy raz od miesięcy po prostu cieszył się chwilą. Rozmowa była zbyt wciągająca, po prostu nie miał czasu na martwienie się tak naprawdę czymkolwiek. Następnego dnia zapewne wróci do swojej szarej codzienności, ale w tej chwili nawet nie chciał o tym myśleć, zbyt mocno skupiony na tu i teraz. Bo przecież było na kim i na czym. Vior zdecydowanie nie dało się odmówić urody, ale w tej chwili skupiał się bardziej na ich dyskusji. Cholera, naprawdę miło mu się z nią rozmawiało. Niby nie mieli kontaktu od czasów szkoły, gdzie i tak nie spędzali wiele czasu, ale czuł się bardziej komfortowo niż przy większości znajomych.
— Podziwiam Twój upór i awersję do czapek, ale będę obstawał przy swoim. Jeszcze daleko do pierwszych mrozów, także mam nieco czasu, żeby cię doedukować. Prośbą albo groźbą — zadeklarował, ewidentnie jej grożąc. Niestety dodał do tego lekko wystawiony język, co ujmowało tej scenie powagi. — Oczywiście. "Składam podziękowania dla mojej inspiracji, ulubionej pacjentki z pracy.". No, chyba że nie chcesz się kryć pod pseudonimami i mam z imienia i nazwiska? "Dla Viorici Zamfir, bez której to dzieło nie ujrzałoby światła dziennego.". Chyba też brzmi dobrze? — dodał jeszcze, głośno się przy tym śmiejąc. Naprawdę nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się tak dobrze. Nie chodziło nawet o to, że miło się rozmawiało. Chodziło raczej o fakt, że z jakiegoś niezrozumiałego powodu przestał się przejmować wszystkim, co robił. Pierwszy raz od naprawdę dawna jego myśli były spokojne, chociaż jednocześnie były też nieco zmulone i spowolnione.
Czuł się przy niej wyluzowany, ale nie na tyle, żeby jej teksty przestały na niego działać. Tak w zasadzie to w trakcie dzisiejszego wieczoru jego uszy przez zdecydowaną większość czasu były mniej lub bardziej czerwone.
— Hmm. Zasłużyć? Jakieś sugestie i wskazówki? — Zerknął na nią, lekko ciekawy odpowiedzi. Oczywiście nie miał zamiaru jej do niczego zmuszać, ale tak właściwie to z chęcią usłyszałby coś więcej o jej życiu. W końcu od Hogwartu minęło naprawdę sporo czasu. Zapewne zdążyła przeżyć jakieś fascynujące przygody.
— Och? Jestem przekonany, że mogłabyś mnie zaskoczyć, zapewne nie raz — rzucił z lekkim śmiechem. Zdecydowanie nie stawiał wysokiej poprzeczki ewentualnym oponentom w opowiadaniu o sobie.
Nie mówił tego na głos, ale w duchu ciekawiło go, kto wygra ten spontaniczny zakład. Nie, żeby zależało mu na wygranej. Po prostu zastanawiało go, gdzie spotkają się następnym razem. O ile oczywiście do tego dojdzie. Dalej nie był pewien, czy kobieta taka jak ona będzie chciała mu poświęcać więcej swojego czasu. Bo przecież był tylko sobą. Nawet ta świadomość nie była jednak w stanie sprawić, żeby przestał mieć nadzieje. Zbyt dobrze się bawił, żeby skazywać się na porażkę. Tak właściwie to najlepiej by było, gdyby dzisiejszy wieczór po prostu nigdy się nie skończył.
Nieco oprzytomniał, gdy rozmowa zeszła na poważniejsze tematy. Nawet teraz, wyluzowany i radosny czuł na karku nieprzyjemny chłód, gdy w grę wchodził Voldemort i jego wyznawcy. Na samą myśl o ofiarach, którymi miał okazję się zajmować, jego dłonie zacisnęły się w pięści. Dlaczego ludzie nie mogli się po prostu nauczyć żyć w pokoju?
Wysłuchał jej słów z uwagą i powagą, chociaż na koniec nie mógł powstrzymać uśmiechu. — Rozmawiamy pierwszy raz od lat, a Ty już znasz odpowiedź na tego typu pytania? — zaczął, kręcą przy tym głową. Zaraz jednak spoważniał. — Jestem lekarzem i pomogę każdemu, kto będzie tego potrzebował... ale obiecuję na siebie uważać. Jeśli cię to pocieszy, w Mungu jest dość bezpiecznie. Aktualnie największym zagrożeniem może być śmierć z nudów w wyjątkowo spokojny dzień — dokończył, mając nadzieję, że z pomocą tego lekkiego żartu uda mu się nieco rozładować atmosferę.
— Ech. Przestaje mi się podobać to, jak często muszę ci przyznać rację — Skrzywił się, patrząc na nią spojrzeniem, w którym powaga przebijała się z rozbawieniem. — Gdyby Twoja mama znalazłaby mnie w takim stanie, mogłoby się pojawić całkiem sporo trudnych pytań. Wolałbym się nie wpakowywać w taką sytuację, także... postaram się wprowadzić pewne poprawki względem moich aktualnych działań. Jeśli będą potrzebowali dodatkowej pary rąk, to nie odmówię, ale... nie będę się wpychał na siłę. Czy taka odpowiedź jest zadowalająca? — dokończył, upijając kolejny łyk drinka, który zresztą zaraz opróżnił. Został mu już tylko ten mocniejszy, który z pewnością zwali go już z nóg. Z jednej strony tak duża troska ze strony kobiety wprawiała go w dyskomfort, ale jednocześnie była w sumie całkiem przyjemna.
Gdy przeszli do tańca, w jego głowie raz jeszcze zapanował błogi spokój, przynajmniej częściowo. Nigdy nie był zbyt dobrym tancerzem i sam ten fakt wywoływał w nim sporą dawkę stresu, ale tym razem nie uciekł. Obserwując ruchy Viora oraz innych tańczących ludzi, starał się ich naśladować. Szło mu nieco mizernie, ale po chwili wyłapał kilka ruchów, które zaczął powtarzać. Wciąż było to nieco ślamazarne, ale jak na niego zaskakująco dobre. Jeśli akurat nie skupiał się na odpowiednim ułożeniu nogi, żeby nie podeptać partnerki, patrzył w jej stronę, zachwycając się tym, jak bardzo była piękna.
— Więcej? Jeśli uważasz, że tyle że mną wytrzymasz... chętnie — gdy tylko to powiedział, uśmiechnął się szeroko. W tej chwili w jego głowie nie dałoby się znaleźć nawet jednej nieprzyjemnej myśli. Cieszył się chwilą, całkowicie i absolutnie. Jeszcze dwa tygodnie przez myśl by mu nie przeszło, że wyjdzie do baru z dawną znajomą ze szkoły, ale teraz nie wymieniłby tego na nic innego.
Pocałunek był chyba momentem kulminacyjnym. Cedric przelał w niego wszystkie myśli, które przechodził przez jego głowę tego wieczoru. Radość, spokój, śmiech, wstyd i szczery zachwyt kobietą. Normalnie nigdy nie odważyłby się na taki ruch, ale teraz... teraz wydawał mu się niezwykle trafiony. Gdy poczuł na karku jej dłonie, mimowolnie przysunął się bliżej, a gdy poczuł na wardze jej język, mimowolnie zadrżał.
Chciał więcej, ale jednocześnie wiedział, że Vior nigdy nie wyraziła zainteresowania czymś takim. Bo przecież wyszli na piwo jako znajomi. Przez kilka chwil, które w jego głowie cholernie się wydłużały, czekał na jej odpowiedź, a gdy w końcu ją otrzymał, przez dłuższą chwilę nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
Gdy chwyciła go za podbródek, znowu zadrżał, patrząc niepewnie w jej stronę. Oddech momentalnie mu przyśpieszył, a policzki poczerwieniały. Przez kilka kolejnych sekund milczał, walcząc z samym sobą, ale ostatecznie wygrało pragnienie.
— Chcę. Nawet bardzo. Cholera, ja... — zaczął, ale nawet nie wiedział, jak wypowiedzieć na głos myśli tkwiące teraz w jego głowie. Zdradzały go jednak oczy, w których pojawiło się pożądanie. Nachylił się i raz jeszcze ją pocałował, tym razem nie odsuwając się przez dłuższą chwilę. Początkowo dłonie po prostu wisiały w powietrzu, ale w pewnym momencie wylądowały na jej talii, przyciągając ją bliżej niego. Gdy w końcu się oderwał, jego oddech był nierówny, ale nawet o tym nie myślał. Jego uwaga była całkowicie skupiona na niej. Nie odsuwając się, oparł się o jej czoło, próbując jakoś zebrać myśli.
— Naprawdę nie chcę, żeby ten wieczór się skończył — wyszeptał, patrząc jej przy tym prosto w oczy.
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#17
28.07.2024, 18:13  ✶  
Tu i teraz było stanem w którym Viorica zwykle funkcjonowało i choć czasem niekoniecznie było to dobre rozwiązanie, tak dziś zdecydowanie idealnym. Miała sporo kwestii, którymi pewnie powinna się przejąć, na razie jednak zdecydowanie skupiała się na przyjemnej rozmowie, która umilała ten wieczór, który choć raz był trochę inny niż zwykle. Spokojniejszy, a jednocześnie niezwykle miły.
Uniosła brwi na małe ostrzeżenie, które wcale jej nie przestraszyło. Zadziałało raczej w zupełnie inny sposób, którego Cedric raczej się nie spodziewał.
Jej uśmiech stał się lekko kokieteryjny, oczy jednak wyglądały na rozbawione.
- Prośby i groźby mogą być różne, niektóre chętnie przyjmuje - rzuciła, po czym wyszczerzyła się radośnie.
Szczególnie, że propozycję dedykacji były naprawdę urocze.
- Połącz obie, zbyt mocno chciałabym się stać inspiracją, a jednocześnie szkoda by było pozostać anonimowym. Tak mogłabym oprawić sobie tą stronę w ramkę i chwalić się moim największym osiągnięciem naukowym - poradziła, wtórując śmiechem, który okazał się zaraźliwy.
To nie tak, że rzadko kiedy czuła się dobrze. Było wiele takich chwil, nigdy jednak z osobą, którą znała tak naprawdę krótko i nie tak dobrze. Został jej stary nawyk pilnowania się przed osobami, które wcale nie życzyły jej dobrze i chciały ją tylko wykorzystać. Tu czuła, że nie musiała tego robić, mogąc po prostu czuć się swobodnie.
Nie potrafiła wytłumaczyć czemu.
Przygryzła wnętrze policzka zastanawiając się, co odpowiedzieć Cedricowi na następne pytanie. Co mogłoby ją skłonić do powierzenia tajemnic, których miała tak dużo? Czy naprawdę kiedykolwiek mogłoby je ot tak zdradzić?
Musiałby zdobyć jej zaufanie. I to bardzo silne.
- Myślę, że na początek możesz po prostu od czasu do czasu znaleźć dla mnie czas w swoim kalendarzu. A potem się zobaczy. - Wzruszyła ramionami, na razie nie oczekując zbyt dużo, ale dając szansę. Bo czemu by nie?
- Oj, na pewno dam radę - mruknęła w kieliszek, słysząc o możliwym zaskoczeniu Cedrica. Miała tyle możliwości, że aż jej się zrobiło trochę nieprzyjemnie na samą myśl. Na razie jednak nie zamierzała rzucać zbyt dużych bomb w kwestii jej niesławnej przeszłości. Wolała gdy niewygodne fakty bywały zamiecione pod dywan, szczególnie w ostatnich latach.
Zakład nie był dla niej tak ważny, był w końcu jedynie kolejną wymówka do kolejnego spotkania, więc nie ważne jak się zakończył, nie miała zamiaru narzekać. Zresztą, zagadana trochę przestała śledzić poczynania dwójki wytypowanych osób, które wcale nie miały zamiaru się do siebie ostatecznie zbliżyć. W przeciwieństwie do kogoś innego.
Wywróciła oczami, słysząc ocenę jej przypuszczeń. Trochę to zrozumiałe, z drugiej strony miała solidne podstawy do swoich posądzeń.
- Cedric, prawie zasnąłeś na ulicy bo nie chciałeś zostawić żadnego pacjenta bez pomocy. Mam prawo więc twierdzić, że trudno byś komuś odmówił pomocy. - Spojrzała na niego wymownie, wzdychając cicho. - Życie czasem nie jest tak proste jak nam się wydaje, a w ciemnych uliczkach kryją się osoby, których nikt nie chciałby na swojej drodze spotkać. Po prostu teraz trzeba uważać bardziej, na każdym kroku, nie tylko tam, gdzie może nas spotkać zagrożenie. - mówiła z własnych doświadczeń. Mieszkała tyle lat na Nokturnie, że wiedziała co oznacza konieczność ciągłego się pilnowania. A nie ufała tym cholernym śmierciożercom, że będą mieli choć trochę honoru. Większość z nich pewnie pochodziła właśnie z tej niesławnej magicznej ulicy. W końcu znana była z czarnoksiężników.
Powstrzymała się by nie wywrócić oczami na tłumaczenia Cedrica, uśmiechnęła się jednak jedynie lekko, znów wzdychając.
- Powiedzmy, że przyjmuje taką odpowiedź jako ewentualny kompromis - rzuciła w końcu, wiedząc, że w jeden dzień Rzymu nie zbudowano. Widać zrozumienie pewnych rzeczy wymagało czasu. A zapewne trochę go jednak mieli.
Nie przeszkadzało jej, że Cedric czuł się w tańcu niepewnie, nawet trochę podobała jej się możliwość prowadzenia, która na nią spadła. Czuła się pewniej, a zabawa wcale nie była gorsza, niż gdyby miała poddać się pewniejszym siebie partnerowi. Zresztą, szybko zaczęła ignorować niezdarne kroki, zagłębiając się w muzyce, ruchu i Cedricu, który miał naprawdę ładny uśmiech. Polubiła ten widok. Dlatego nie miała nic przeciwko temu, by spotkali się po raz kolejny, i jeszcze jeden, i jeszcze następny.
- Myślę, że to nie będzie takie trudne. - W końcu czuła się przy Lupinie dobrze. Nie musiała mocno starać się, by go znosić. Wcale nie myślała o tym wieczorze w tych kategoriach.
A na to na pewno jasno wskazywała jej chętna odpowiedź na pocałunek. Naprawdę nie spodziewała się takiego obrotu spraw i może ją to zaskoczyło, ale wcale nie zamierzała narzekać. Podobały jej się jego reakcje, czerwone policzki i to, jak patrzył na nią speszony, gdy sama przejęła inicjatywę. Choć spoglądał na nią z góry czuła, że to ona kontroluje sytuację.
Czekała jednak na odpowiedź, chcąc potwierdzenia, czy mogą kontynuować. Wszystko zależało od Cedrica. A gdy otrzymała potwierdzenie jego chęci na kolejny pocałunek, uśmiechnęła się jedynie drapieżnie, znów obejmując jego szyję i zatonęła w kolejnym pocałunku, zdecydowanie bardziej intensywnym. Drgnęła tym razem, czując przyjemny dreszcz, gdy ręce mężczyzny znalazły się na jego talii i nie mogła się powstrzymać przed lekkim przygryzieniem jego wargi. Czuła, jak gorąco uderza jej do głowy, wzmacniając działanie wypitego tak niedawno alkoholu.
Było jej tak dobrze.
A gdy Cerdic przystawił swoje czoło do jej w geście tej delikatnej intymności, której nie zakładała dziś doświadczyć, coś w jej klatce piersiowej niebezpiecznie się ścisnęło. Nie tego się spodziewała, a jednak jakoś nie mogła nie chcieć więcej. Zdecydowanie wolniejszego i bardziej leniwego niż zwykle. Bo czuła, że właśnie to pasowało do stojącego przed nią faceta.
Też nie chciała, by to zbyt szybko się skończyło.
- Wcale nie musi - rzuciła więc Cedricowi, nie przejmując się tym, że to niemożliwe. A jednak chciała przez chwilę w to wierzyć. Przez ten jeden wieczór.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Viorica Zamfir (8082), Cedric Lupin (8361)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa