• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[17 lipca 1972] Pełna chata, to mnóstwo problemów | Mulcibery

[17 lipca 1972] Pełna chata, to mnóstwo problemów | Mulcibery
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#51
02.06.2024, 11:28  ✶  
Skinęła tylko mężowi w odpowiedzi głową - najwyraźniej to zapewnienie jej po prostu wystarczyło. Naprawdę nie chciała teraz roztrząsać kwestii pt. “czy dało się Sophie jakkolwiek jeszcze wychować w tym wieku” - chciała po prostu skończyć śniadanie i zająć się własnymi sprawami. Spojrzała na rogalika na talerzu tracąc na niego całą ochotę. Jedzenie czegokolwiek nie było najłatwiejszą rzeczą w jej stanie. Już w Szkocji Selar załamywała nad nią skrzacie łapki; tu najwyraźniej miało być nie lepiej.
Dostrzegła za to jak Robert odsunął od siebie filiżankę z kawą, która znalazła się na tyle blisko, że Lorien mogła bez większych problemów dotknąć porcelany. Chłodna. Oczywiście, musiała wystygnąć. Wyciągnęła różdżkę ze specjalnej kieszeni w rękawie szaty i stuknęła nią ostrożnie w naczynie. Jedno proste zaklęcie, a kawa znów była gorąca.
Na taki drobny gest jeszcze potrafiła się zdobyć. Zwłaszcza, że czuła tą narastającą w Robercie irytację i naprawdę się nie dziwiła - nawet z jego anielską cierpliwością pewne zachowania dzieciaków były nie do pomyślenia. Przestawiła tą nieszczęsną filiżankę z powrotem na jej pierwotne miejsce.
Nawet miała go zapytać czy będzie czytał teraz Proroka, ale pełną uwagę czarownicy pochłonęło obserwowanie całej roszady i zamiany miejsc po drugiej stronie stołu.

Zacisnęła usta, uznając, że jakiekolwiek komentowanie byłoby nie na miejscu. Szwagier miał wystarczająco problemów, żeby mu teraz jeszcze docinać. Nawet jeśli w jej domu za takie zachowanie mogłaby się pożegnać z miejscem przy rodzinnym stole na długie tygodnie, zmuszona do jedzenia w swoim pokoju albo ze skrzatami domowymi. A to i tak niewiele, biorąc pod uwagę, że Philip Crouch należał do grupy “mniej restrykcyjnych” rodziców. Zasady były jednak zasadami - w domu i gościnie należało się zachowywać jakby sam Minister Magii patrzył na ręce. Być posłusznym, odzywać się tylko będąc zapytanym… Któremu z nich przyszłoby do głowy wiercić się przy stole i dyskutować?!
Może gdyby Lorien była inną osobą, to nawet zrobiłoby jej się żal Charles’a, który siedział teraz naprzeciwko niej z miną skopanego szczeniaka. A jednak - jeśli na nią spojrzał, gdy tak przepraszał wszystkich dookoła to rzeczywiście posłała mu jeden z tych łagodnych uśmiechów. Może nawet pokręciła głową w geście “nic nie szkodzi”. Ktoś tu musiał grać rolę tego dobrego gliny.
Nie powinna natomiast była spojrzeć na Leonarda, gdy ten robił jakieś dziwne mentalne fikołki by połączyć norweskie poczucie humoru z tym okropnym zachowaniem. A raczej na jego śniadanie.
Nope.
Jeśli do tej pory walczyła żeby zjeść choć jeszcze kawałek rogalika - teraz ta wola walki została głęboko pogrzebana. Nie odsunęła od siebie talerzyka, żeby nie robić sceny, ale nie zamierzała już tknąć czegokolwiek.

Tymczasem wróciła Sophie. Z ciastkami. I co ważniejsze z Borginem. Całym i zdrowym tak na pierwszy rzut oka. Odpowiedziała pasierbicy uśmiechem na uśmiech niemal automatycznie. Zupełnie wcale jakby jej przed sekundą nie wepchnęła pod przysłowiowy pociąg. No cóż… Nie musiałaby tego robić, gdyby ta potrafiła zachowywać się jak na panienkę z dobrego domu przystało.
Otaksowała za to nieco poważniejszym spojrzeniem Stanley’a. Jakby chciała się upewnić, że nie było z tego “wspólnego picia herbatki” większych strat - głównie moralnych. A może tak po prostu mu się przyglądała… Zupełnie bez powodu?
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#52
02.06.2024, 13:10  ✶  

Irytacja zachowania dzieciaków, dosięgnąć mogła każdego dorosłego. I może nawet dosięgła. Każdy wyraził się jasno w słowach, czynach czy samym spojrzeniu, jak bardzo nie są zadowoleni z tego, co robili Charles, Leonard a nawet Sophie. Richard z chłopakami miał większy problem. Nie przypominał sobie, aby tak ich wychowywał. Nie tego zachowania ich uczył. Nie tego po nich oczekiwał. Czy to nadal byli jego chłopcy, z których miał być dumny? A tak naprawdę, okazują się totalną porażką wychowawczą? Czy winna temu była Sophie, którą Robert wysyłał do niego na miesiąc wakacyjny letni czy zimowy? Czy w życiu Charlesa i Leonarda stało się coś, o czym nie wiedział Richard, że zachowywali się, jak można było to zaobserwować obecnie? Rzucono na nich urok jakiś? Hipnozę? Nie miał pojęcia.

Richard zrobił co mógł. Wiedział, że roszada zamiennych miejsc siedzących przy stole nie powinna mieć nigdy miejsca. Być może chciał w tym momencie zastosować metodę oddzielenia chłopaków od siebie, żeby przestali przynosić mu znacznie więcej wstydu i zawodu. On sam zaczął odczuwać ból głowy zaistniałą sytuacją, że nie był wstanie dokończyć swojej porcji śniadaniowej.

Charles, przeprosił. Leonard musiał jeszcze dobić swoim gwoździem, zanim pokusił się o wypowiedzenie jednego przepraszającego słowa. Richard spojrzał na niego surowo. Jakby chciał mu przekazać, aby darował sobie porównań i nawiązywania do poczucia humoru. Jeżeli tak dalej będą wyglądać posiłki, chłopcy nie będą dzielić z nim tego miejsca, tylko w kuchni. Do odwołania. Będzie musiał z nimi porozmawiać na temat zachowania, bo może zapomnieli już zasadach, jakie im sam spajał. Czy może zachowywali się tak specjalnie, testując granice cierpliwości ojca i wuja?

Kwestia wystygłej kawy. Richard zauważył machnięcia różdżką Lorien, która chyba chciała poprawić jakość napoju swojego męża. Swojej nie podgrzewał ani nic. Wypił zimną, nawet jeżeli nie miała już tego wspaniałego smaku. Wszystko było mu jedno. Brakowało mu w tej chwili możliwości zapalenia papierosa. Gdyby wiedział, że odwalą się takie cyrki, zapaliłby przed śniadaniem. Musiał wstrzymać swój nałóg jeszcze jakiś czas. Po pierwsze, nie wypadało podczas posiłków rodzinnym palić tytoń. Po drugie, siedzą z nimi osoby które nie lubią zapachu papierosów i samego dymu tytoniowego, jak Leonard. A ten siedział teraz obok niego.

Lewą ręką podpierał się łokciem o blat stołu, zaś dłonią rozmasowywał skroń. Jakby to miało mu pomóc z pozbyciem się narastającego bólu głowy. Druga spoczywała na stole, trzymając kubek. Raczej opróżniony. Nie wtrącał się już do żadnych rozmów, skoro brat próbował najwyraźniej uzyskać potwierdzenie podjętej decyzji zawodowej przez Leonarda.
Richard uwagę swoją skierował po chwili w kierunku powracających Sophie i Stanleya. Kontrolnie sprawdzając, czy dalej nie odwaliła żadnego podejrzanego numeru. Standardowe zachowanie dorosłych, którzy "martwili się" o swojego gościa Borgina, w różnym stopniu.

Atmosfera przy stole była co prawda, napięta. Zmianę jaką mogli dostrzec Sophie i Stanley, to że Richard z Charlesem zamienili się miejscami przy stole.

sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#53
02.06.2024, 14:36  ✶  
Charles nie czuł się dobrze z tym, jak jego i Leonarda wygłupy sprawiły, że atmosfera w jadalni popsuła się wyraźnie. I chociaż z zepsutego soku można było zrobić wino, to sytuacja przy stole przypominała bardziej jajo, które, chociaż usunięte, wciąż przypominało o swojej zgniłej obecności utrzymującym się smrodem. Charlie zwiesił głowę nad swoją kawą. Ale czy wszystkie posiłki będą tak wyglądać? Czy każda próba żartu będzie zabijana przez krzywe spojrzenia i surowe słowa ojca i jego brata? I o ile Charles ukorzył się przed starszymi, to Leo dolewał oliwy do ognia. Gdyby nie ojciec pomiędzy nimi, brat zarobiłby kolejne trącenie w bok!

Ciocia Lorien za to pracowała ciężko, by znaleźć sobie specjalne miejsce na dnie serduszka Charlesa. Być może to brak matki i poszukiwanie tego pokroju istoty sprawiły, że młody Mulciber uśmiechnął się do kobiety, gdy spotkał się z tym samym. Dla cioci Lorien warto było być grzecznym.

- Ojcze? - Odezwał się więc grzecznie do taty. - Wszystko w porządku? Rozbolała cię głowa? - Zatroszczył się o staruszka, uniósł nawet dłoń, by oprzeć ją na krześle ojca. Nie odważył się dotknąć jego pleców. - Dolać co więcej kawy? Może podać coś że stołu? Ciastko? Może ciastko z cynamonem poprawi ci humor, tato. Co prawda to nie kanelbolle, ale... Może Sophie mogłaby upiec takie kolejnym razem? Takie, jak te z piekarni przy domu?

Wspomnienie Norwegii z pewnością poprawi tacie nastrój! Nie było nic lepszego, niż cynamonowe bułeczki do śniadania. Charlie pamiętał jeszcze, jak jako dziecko biegał po takie do piekarni przy tej samej ulicy, przy której mieszkali. Słodkie, jeszcze ciepłe wypieki zawsze poprawiały humor, teraz musiało jednak wystarczyć ledwie ich wspomnienie.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#54
02.06.2024, 17:48  ✶  

Czyli według Sophie to co się tam stało, było po cichu? Cóż, ewidentnie mieli osobne pojęcia odnośnie definicji słowa "po cichu". Może dobrze, że preferowała pieczenie ciasteczek od czynnego udziału w bojówkach Czarnego Pana? Bo jeżeli miałaby działać, aż tak "po cichu", to zaraz zebrałaby pełno rozgłosu odnośnie swoich akcji. To tak jakby wysłać ją na pierwszą akcję, gdzie miałaby uzyskać swój znak, a ona przyszła w różowym płaszczu, dając o sobie znać.

Czy Stanley nigdy nie był dzieckiem? Był ale w rodzinnym domu Borginów nie było miejsca na takie wybryki. Dziadek bardzo nie lubił kiedy ktoś zaburzał porządki rodzinnych spotkań czy posiłków, więc z szacunku do niego i jego osiągnięć oraz faktu bycia nestorem ich rodu - nikt nie działał przeciwko niemu. Nikt nie odważył się sprzeciwić czy zaprzeczyć takim zasadom. Wiadomo, że małe dzieci były traktowane z przymknięciem oka, ale na brodę samego Merlina, Sophie i synowie Richarda byli już pełnoletni, więc nie powinny były obowiązywać ich żadne ulgowe traktowanie.

Stanley tylko pokiwał głową. Nie miał zamiaru robić żadnych psikusów nikomu, ponieważ miał na swojej głowie inne zmartwienia i naprawdę by chciał, aby myśl o zrobieniu psikusa była jedyną, którą miałby się zadręczać. Czyżby trochę zaczął żałować swojego zaangażowania w konflikt, które pozbawiło go beztroskiego życia?

- A na pewno skuszę się na jedno - odparł na słowa Sophie, a następnie odstawił tackę na stolik. Przez chwilę przyglądał się Lorien, a następnie Richardowi. Temu ostatniemu kiwnął porozumiewawczo głową z lekko przymkniętymi oczami jakby chciał mu zakomunikować wszystko w porządku. W zasadzie to nic nie znaczący gest, ale lepiej było mieć możliwość komunikować się w ten sposób, niż żaden - zwłaszcza kiedy nie potrafiło się wykorzystywać fal.

- Coś nas ominęło? - zapytał spokojnym głosem, przyglądając się zamienionym miejscom przy stole. Czyżby Robert wprowadził swoją żelazną rękę i postanowił poustawiać wszystkich jak książki na półkach? I to wszystko według własnych zasad.

Nie czekając jednak na większe wyjaśnienia, Stanley podszedł do swojego ostatniego miejsca, aby zasiąść ponownie. Zanim jednak to zrobił, odsunął krzesło dla młodej Mulciberówny i zaczekał, aż usiądzie by następni móc ją odrobinę przysunąć do stolika. Nie omieszkał też wskazać tego miejsca gestem otwartej dłoni, trochę jakby zapraszał ją do zajęcia miejsca.

Po chwili jednak sam zdecydował się usiąść, biorąc jedno ciastko na swój talerz. W końcu lepsze takie śniadanie, niż żadne, a przecież było mu dane tylko napić się łyka kawy zanim został "zaatakowany".

Stanley zdecydował się na łyk kawy, a następnie zaczął przyglądać się pozostałym współtowarzyszom tego posiłku. Atmosfera była tak napięta, że uparty najpewniej byłby w stanie powiesić tutaj siekierę, a ta by po prostu zawisła w powietrzu.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Widmo

Leonard Mulciber
#55
04.06.2024, 22:51  ✶  
Mimo nieco zawziętej natury, Leonard nie zamierzał dalej brnąć w zaparte i kontynuować tej farsy. Skoro Charlie go dalej nie zaczepiał, nie miał powodu do odpowiadania na nie. Dużo bardziej wolał w spokoju dokończyć śniadanie i, o ile atmosfera się nie poprawi, opuścić pomieszczenie tak szybko, jak to tylko możliwe. Nie sprawiło mu przyjemności spędzania czasu w napiętej atmosferze.
Nieco go zdziwiło, kiedy wuj postanowił zwrócić się w jego stronę z pytaniem o pracę. Może tylko i wyłącznie po to, żeby mieć pewność, że za jego ciętym (momentami) jęzorem szedł przynajmniej pożytek dla rodziny? Albo też chodziło o kwestie dokładania się do wydatków? Nie dyskutowali jeszcze o tych sprawach, ale nie miałby z tym też żadnego problemu. Miał spore oszczędności z pracy z Norwegii. Głównie dlatego, że nie musieli z bratem płacić, kiedy mieszkali z ojcem.
Leonard pogryzł dokładnie to, co miał w ustach i przełknął, zanim na cokolwiek odpowiedział.
- W Klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Świętego Munga. Tak - zgodził się chętnie. - Mam tylko nadzieję, że nie będą mnie tam traktować po macoszemu ani nie postawią mnie na pierwsze tygodnie przy stole alchemicznym z nowicjuszami. Zna wuj tam może kogoś, o kim warto, żebym pamiętał? Ot na wszelki wypadek?
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#56
06.06.2024, 15:46  ✶  
Sophie uwierzyła, że pan Borgin nie miał do niej żalu. Ucieszyła się również, że spróbuje ciastek. Jak dobrze, że miała gadane i jej wybryk pozostanie tajemnicą do końca świata! A przynajmniej taką miała nadzieję.
Kiedy usiadła przy stole i zobaczyła na przeciwko siebie wuja Richarda, zmarszczyła lekko brwi. Nie po to go unikała, żeby teraz na przeciwko niego siedzieć! Charles, zapewne nieświadomie, wyrządził jej większego "psikusa", niż ona jemu...
- Smacznego, wuju...- Bąknęła więc tylko i zabrała się za swoje śniadanie. Czy wyczuła napiętą atmosferę przy stole? Nie. Była zbyt głodna i zaaferowana tym, co stało się parę minut temu...
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#57
06.06.2024, 17:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.06.2024, 17:12 przez Robert Mulciber.)  

Nie podziękował, w zasadzie to nie zareagował w żaden sposób na podgrzanie przez Lorien odsuniętej na bok kawy. Może nawet wcale nie zwrócił na ten szczegół uwagi? Wysoce prawdopodobne. Zwłaszcza, że filiżanką Robert stosunkowo szybko interesować się po prostu przestał. Zajął się po prostu dokończeniem swojego posiłku.

A następnie rozmową.

Nie odpowiada od razu na pytanie Leonarda, dotyczące ewentualnych znajomości, które mogliby posiadać w tutejszej magicznej klinice. Po pierwsze nie jest w stanie udzielić jej z miejsca, po drugie natomiast - reaguje pierw na słowa Stanleya. Chwilowo to na syna przynosi swoją uwagę. Kręci przecząco głową.

- Zwykłe, rodzinne sprawy. - odpowiada. - Nic istotnego.

I w zasadzie nawet nie można powiedzieć, żeby właśnie skłamał. Bo i wszystko to, co wydarzyło się podczas tej krótkiej nieobecności Sophie i Stanleya, właśnie do spraw rodzinnych można było zaliczyć. W dodatku niekoniecznie też jakiś takich szalenie istotnych. Świat się nie kończył. Nie wydarzyła się żadna tragedia. Jedynie nerwy co niektórych zostały odrobinę nadszarpnięta. A i apetyt proporcjonalnie do tego zmalał.

Następnie znów wraca do Leonarda. Zastanawia się nad odpowiedzią. Kiedyś byłaby ona dziecinnie prosta. Brzmiałaby Vera Travers. Dzisiaj jednak kobieta była pracownicą Departamentu Tajemnic, od lat nie zajmującą się medycyną. A przynajmniej w tej formie, którą należałoby wziąć pod uwagę. Czy posiadali inne znajomości? Zapewne kilku klątwołamaczy zamawiało u nich świeczki i kadzidła. Żadnego z nich nie mógł jednak tak po prostu wskazać.

- Obecnie nie kojarzę nikogo, kto byłby związany z Mungiem. - wreszcie udziela odpowiedzi. - Mogę ewentualnie skontaktować Ciebie z jego byłymi pracownikami, o ile jest to Tobie faktycznie potrzebne.

Sam nie zamierzał decydować o tym, co rzeczywiście było Leonardowi w tym przypadku potrzebne, co natomiast uznać należało za zwykłą fanaberię. Chłopak sam musiał podjąć decyzje. Wykazać się pewnym rozsądkiem? Robert, nawet jeśli był wcześniejszym zachowaniem jego i Charlesa poirytowany, nie zamierzał niczego odmawiać. Mimo wszystko pozostawali przecież rodziną. A o rodzinę należało odpowiednio dbać. Takie zasady przekazał im ojciec. Ten sam ojciec, który o swoją rodzinę dbał w sposób bardzo specyficzny. To jednak historia do opowiedzenia innym razem, przy innej okazji.

Przy stole spędzili jeszcze kilkanaście minut. Każdy mógł na spokojnie dokończyć śniadanie. Atmosfera nieco się poprawiła, choć nadal nie można było powiedzieć, że faktycznie zrobiło się przyjemniej. Pogodniej? Pozostał pewien dystans. Dawało się wyczuć częściową sztuczność. Wymuszoną uprzejmość?

Na szczęście nikt nie utknął tutaj na wieki.

Kiedy skończyli, Robert pożegnał się przede wszystkim ze Stanleyem. Dopilnował, aby ten dotarł do drzwi wyjściowych, nie zbaczając kolejny raz z trasy. Następnie udał się do swojego gabinetu, gdzie zgodnie z tym co wcześniej padło, zamierzał porozmawiać z Richardem na temat zbliżającego się wyjazdu.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (5118), Stanley Andrew Borgin (3985), Richard Mulciber (3374), Lorien Mulciber (3797), Sophie Mulciber (2109), Charles Mulciber (2065), Leonard Mulciber (1573)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa