• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[31/08/1972] sosocurious

[31/08/1972] sosocurious
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#11
20.07.2025, 23:30  ✶  
Przypomnienie mu jego wieku było ciężką do przełknięcia prawdą. Ciążył mu on jak wina, mimo że zawiniony nie był. Ot, kolejny psikus losu, który układał karty trelawneyowego życia nie w tych miejscach, w których Peregrinus chciałby je widzieć. Pragnąłby móc doliczyć sobie wszystkie lata przyszłe, które przepłynęły przed jego oczami jasnowidza i pokazać je Vakelowi — patrz, ile widziałem, patrz, ile wiem. Bo widział może i wiele, lecz niestety oglądanie częstokroć mu wystarczało, nie sięgał już po nic więcej. Przeżycie bowiem oznaczało wystawienie się na doświadczenie niekoniecznie przyjemnego — podjęcie ryzyka, wzięcie na siebie ewentualnej porażki. Tej porażki, której teraz tak bardzo się bał.
Bał się patrzeć na te swoje brakujące lata i miesiące. Nie chciał, aby odgrodziły go od Dolohova, gdy dopiero co zbliżył się do niego. Wszystko w słynnym wróżbicie zawsze zdawało się tak odległe, jakby należał do innego świata niż Peregrinus, mimo że spędzali obok siebie całe dnie. Mając go teraz, mogąc w każdej chwili tak po prostu dotknąć go — czuł się, jakby wykradł coś, co nigdy nie miało do niego należeć. Każdy detal był w Vasiliju na miejscu. Promieniująca ciepłem i idealnie dobranym perfumem szyja; przyjemnie gładka skóra, gdy przytulał policzek do jego twarzy; i rzeczy, które mu mówił. Te słowa otumaniały go z całej osoby Vakela najmocniej — bo były wyrazem woli, dodawały wymiaru do gestów, który mogły zabłąkać się między dwoma przypadkowymi osobami przypadkowej nocy. W słowach czuł, że naprawdę ma miejsce u boku tego Vasilija Dolohova.
Teraz te same usta, które karmiły go niebiańską słodyczą, podały mu ziarenko goryczy. Rozgryzł je.
— Nie usunę tej luki.
Czy naprawdę widzisz ją tak mocno? Tego pytania nie miał odwagi zadać. On sam czasem widział, czasem nie widział. Gdy byli we dwoje, ich myśli zdążały wspólnie wypracowanym torem, działały wokół wspólnych tematów — to było proste i szybko wtedy o latach zapominał. Ledwie jednak wychodzili do ludzi, a Peregrinus stawał obok Vakela dyskutującego z innymi starszymi badaczami — czuł je. Tamci rozwodzili się nad sprawami, nad którymi głowił się w jakichś minionych latach cały światek wróżbiarski i całe to grono wspominało konferencyjne anegdotki, absurdalne wystąpienia i hermetyczne żarty. Trelawney zaś słuchał ich, mając w głowie z całej sprawy wyłącznie to finalne opracowanie, które wydrukowali w Horyzontach Zaklęć. Wtedy widział najwyraźniej, że gdy oni prowadzili naukowe debaty, on przerzucał elementarz — wtedy te lata istniały.
Peregrinus zapragnął nagle zapalić papierosa i pożałował, że poprzedni zniknął wgnieciony w popielniczkę. Chciał w tamtym momencie zaciągnąć się i zamilknąć, nie mówić już nic, bo wszystko zdawało się wypowiedziane przez Dolohova.
— Całe szczęście nie pisze nas żaden nawiedzony grafoman — powiedział w końcu, może nieco za szorstko. — Umiemy poruszać się po matrycach i czasie. Matryce to energie i kompasy, nie wyroki.
Nie mógł zaprzeczyć temu, że nie należał do najbardziej żywiołowych kochanków. Był cichą czułością, namiętnością zachwytów, nie zaczepnego napięcia i gry temperamentów. Wątpił, czy kiedykolwiek byłby w stanie skłonić kogoś do tego szczekania; choćby i próbował grać na rozżarzenie gwałtowności, wyszłoby to zapewne pokracznie. Był zbyt spokojnej natury, delikatnej i powściągliwej. Nawet gdy gniewał się,  nie były to nieokiełznane wybuchy, a pojedyncze zrywy, które szybko hamowała byle przeszkoda.
— Nigdy nie dam ci tego, racja. Uważasz, że brak gniewnej pasji to twoje wyrzeczenie? — Pozwolił sobie na chwilę zwrócić się do niego nieco mniej poważnie, aby nie poddać się do reszty ciężkawej atmosferze.
Napięcie rozproszyło się w nim jednak samoistnie, gdy usłyszał, w jaki sposób ceni go Dolohov. Strąciło go to w bierną melancholię, być może nawet rezygnację — rezygnację z zamartwiania się, z zazdrości. Znów poczuł, że jest w tym wszystkim z Vasilijem, połączony unikalną, wrażliwą intymnością, jakiej nie doświadczył z nikim innym — jakkolwiek nie miały poukładać się koleje losu, były one tego momentu warte, ponieważ pierwszy raz w życiu był tak absolutnie, w pełni z kimś.
— Nie uwierzyłbym w zetknięcie dusz, gdybym cię nie spotkał i na własnej skórze nie doświadczył. — Przytulił policzek do jego ręki. — Mam przyjaciół, z którymi dobrze się czuję. Mógłbym powiedzieć, że i takich, którzy rozumieją wszystko, o czym im opowiem. Nigdy jednak nie czułem się tak dopasowany do niczyjego istnienia, jakbym miał w nim przygotowane miejsce od samego początku. I gdy próbuję wyobrazić sobie, jak wyglądałoby moje życie, gdybyś nigdy nie istniał… przychodzi mi do głowy tylko: samotnie. — Wziął jego dłoń wędrującą po swojej twarzy i ucałował jego palce. — Więc nazwij dla mnie gwiazdę, Vasiliju.


źródło?
objawiono mi to we śnie
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#12
31.07.2025, 12:14  ✶  
Dla Dolohova luka już nie istniała. A może raczej – istniała, ale została tak głęboko zagrzebana pod stosem brudnych myśli, że przestała być zauważalna. Istniała – bo wiedział o tym, jak wiele osób zwróciłoby na to uwagę i miałoby całkowitą rację w swoim zastanowieniu i obawach. To nie byłyby obawy bez pokrycia, bo w tej luce nagromadziło się zepsucie. Kiedy większość świata uważa twoje preferencje za zgniliznę duszy, odrobinę zbyt łatwo było wpaść w to głębiej i oddać myśli ramionom toksyczności. Oczywiście nie było tak, że chciał myśleć w ten sposób – łapał się na karceniu własnego umysłu, ale ciężko było się przed czymś takim bronić. Peregrinus był momentami zbyt idealny. Tak, można było być zbyt idealnym – rysami na jego egzystencji wydawało się być jedynie najciemniej jest pod latarnią, bo wieszcz zdawał się nie zauważać wielu nawet najbardziej oczywistych prawd, kiedy zaczynało chodzić o niego. Nie potrzebował tych lat. Był bystry, inteligentny i oczytany. Był cholernie przystojny, zadbany. Dowcipny, ale nigdy do przesady. Nie porzucił chorej matki. Miał dom. Miał pracę gwarantującą majętność. Mógłby z łatwością utrzymać rodzinę dając potencjalnej żonie dużo przestrzeni i wolności, będąc przy tym człowiekiem wcale nie zamkniętym w sobie – Peregrinus zwyczajnie nie był głośny. Nie musiał znać jego znajomych żeby wiedzieć jak wiele jego koleżanek i przyjaciółek przynajmniej raz rozważało go pod kątem stania się kimś więcej. Zwłaszcza teraz, kiedy gonił je czas ustatkowania się i kiedy w Anglii panowały nastroje niesprzyjające życiu samotnie, bo samotność budziła w ludziach strach. I ten właśnie mężczyzna, mogący przebierać w kobietach, mogący cieszyć się ich powodzeniem gdyby tylko zechciał wciągnąć rękę w ich kierunku, stawał się dla nich absolutnie nieosiągalny. Nigdy nie będzie ich, przynajmniej nie poza młodzieńczą fantazją. Dolohov odnajdywał w tym tylko jeden mankament – to, że nie mógł ubrać go w biały garnitur z koronką i poślubić na ich oczach, wcierając w ich twarz świadomość tego, że wolał od nich starszych mężczyzn. Za 50 lat nie będą o nim pisali jako o łamaczu wszelkich społecznych tabu, całującego w dłoń swojego siwiejącego szefa, tylko o kimś kto poświęcił swoje życie pracy. No niech będzie – może dwa mankamenty – bo jeszcze poza tym, że nie mógł kąpać się w tych uczuciach tak jak kąpał się w złocie, mimo wszystko, mimo tych wszystkich wad i zbrązowień aury... Naprawdę starał się być dobrym człowiekiem, a dobrzy ludzie (przynajmniej w jego mniemaniu) nie powinni poruszać się takimi drogami. Tylko, że Dolohov otoczony wianuszkiem kobiet nigdy nie czuł do nich nic. Setki fałszywych uśmiechów na szkolnych korytarzach, tysiące pocałunków przed światłami reflektorów, dziesiątki sytuacji, kiedy matka Lyssy rozpinała bolerko lub puszczała coś w nadziei, że jej męża da się z tej choroby wyleczyć. Nic. Patrzył na te kobiety z równym zainteresowaniem co na najnudniejszy na osiedlu płot, a później siedział naprzeciwko niego mężczyzna i nic wokół nie miało znaczenia. Ten mężczyzna wydawał się zmartwiony różnicą wieku, kiedy Dolohov wciskał w nią swoje palce i badał jej strukturę.

Nie usunę tej luki.

– Zestarzej się ze mną – powiedział mu, ledwie sekundę po tym. – Ciebie też dogoni czas. Z każdą kolejną minutą zacznie tracić na znaczeniu.

Jednocześnie z każdą kolejną minutą Peregrinus mógł stawać się coraz bardziej jego. W idealnym świecie Dolohova ich nici stawały się tak poplątane, żeby nie mógł się już wydostać – gdyby spróbował opuścić Prawa Czasu po tych wszystkich słowach, nie wystarczyłoby mu zablokowanie dalszych możliwości rozwoju kariery Trelawneya. Złapałby go za włosy i przywlókł znów w to samo miejsce. Brak gniewnej pasji? Z łatwością znajdował w sobie jej pokłady na pokrycie możliwości dwóch osób.

Uśmiechnął się dziwnie.

– Nigdy nie bałem się sięgać po to, czego chciałem. – Żadnego mebla w tym pomieszczeniu nie dziwiło już, że dłuższy wywód zaczynał od wspomnienia o tym jaki był, dlaczego i po co. – Chciałem być królem tego miasta, więc nim zostałem. Chciałem mieć ciebie, więc ci o tym powiedziałem i gdzieś będę miał ten kompas, nawet jeżeli uczyni mnie to hipokrytą. Chcę, żeby ludzie zapamiętali mnie jako wielkiego twórcę i mentora, więc otworzę własną akademię. – Nie ulegało żadnej wątpliwości, że w jego głowie całe to przedsięwzięcie zakończyło się już wielkim sukcesem. Strach przed porażką ominął go szerokim łukiem. – Chcę żeby bardziej progresywni ludzie za sto lat domyślali się, dlaczego najpiękniejsza z gwiazd w układzie nosi twoje imię. – Miał tych zachcianek o wiele, wiele więcej. Oparł się wygodniej, na moment odchylił głowę do tyłu, ale szybko powrócił do spoglądania mu w oczy. – Wydaje mi się, że to lubię. To uczucie, że muszę kogoś zdobywać, wyrywać go ciągle i przyciągać do siebie, albo nigdy nie będę go miał. – A takie właśnie było kochanie kogoś, kto wolał być poza twoim zasięgiem. Krzywdzące, ale uzależniające dla kogoś, kto urodził się zdobywcą. – Ale prawda jest taka, że nigdy nie chciałem tego od miłości. Chciałem... – Sięgnął go znów, żeby przesunąć palcami wzdłuż kołnierzyka. – Leżeć w łóżku po późno skończonej pracy i słyszeć kroki na schodach. Widzieć dwa kieliszki z winem i proszkiem na spanie stojące na pobliskiej etażerce i śledzić spojrzeniem człowieka wchodzącego do łazienki żeby wziąć prysznic. I zastanawiać się, bez zaglądania w przyszłość, co postanowi tego wieczoru. Czy już jest za późno i zaśnie zbyt szybko? Czy będziemy czytać magazyny aż nie odpłyniemy? A może – zaczepił o ten kołnierzyk palcem – wgniecie mnie w materac i pozwoli stresowi i napięciu opuścić swoje ciało? – Zamilkł na moment. – Zbyt przyziemne żeby kiedykolwiek opowiedzieć o tym w wywiadzie. – A tym samym nie było to nic co można było o nim kiedykolwiek usłyszeć. – Ludzie zawsze oczekiwali ode mnie, że będę sięgał coraz wyżej, że będę zgarniał coraz więcej i więcej – przybliżył się do niego. – Podobno trudno za mną nadążyć.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#13
27.08.2025, 00:06  ✶  
Niewykluczone, że istniała grupa kobiet, dla których Peregrinus stanowił jako partia łakomy kąsek, lecz on sam nie zastanawiał się nigdy nad tym. Górnolotnie można by rzec, że nie chciał być sędzią we własnej sprawie — ani mu nie był potrzebny powód do popadania w narcyzm, ani do zaniżania własnej samooceny. Przyziemnie: niezbyt go te kobiety obchodziły. Nie wykonywał pierwszego kroku w ich stronę; jeśli one próbowały podchodzić do niego, natrafiały na ścianę niezręcznych wykrętów. Starał się robić wszystko, aby nie lokowały w nim za dużego zainteresowania, wystrzegał się kokietowania choćby dla zabawy. Nie rajcowało go łamanie serc, w żadnym wypadku. Czasem wciąż nawiedzał go dyskomfort po sytuacji z Millie, gdy to przyjaciółka zbliżyła się do niego za bardzo. Czasem wciąż czuł się winny tego, że nie potrafił być dla niej tym, kogo potrzebowała.
Mógł być tym dla niego. Pierwszy raz nie czuł, że stoi na skraju złamania komuś serca. Wręcz przeciwnie: gotów był — jak to zdarza się w zakwitających miłościach — włożyć całego siebie w otoczenie serca Dolohova poczuciem bezpieczeństwa w relacji. Pokazać, że potrafi go kochać lepiej niż ktokolwiek przed nim: z większym oddaniem, większą delikatnością.
Zestarzej się ze mną tym głębiej poruszyło go, że wyjątkowo nie przestraszył się tych słów. Nie myślał o tym, czy na pewno mądrze jest oferować swoje życie komuś w takim wymiarze ani czy potrafiłby dotrzymać takiej obietnicy. I mimo że miał na co dzień dużo pokory wobec czasu, który potrafił przecież rozmontować wszystko i nie oszczędzał ludzkich uczuć w tym dziele niszczenia i stwarzania na nowo — to w tamtej chwili Peregrinus odrzucił tę pokorę. Chciał, aby to było na zawsze.
Po raz pierwszy w wyobrażeniu jego starości zamieszkał ktoś o sprecyzowanej twarzy. Nie rozproszona grupa przyjaciół przełamujących samotność epizodycznymi wizytami, nie jakiś sympatyczny uczeń, który będzie trwał przy nim z szacunku do tego, co podstarzały Trelawney chciał mu przekazać. Twarz Dolohova była obecna w tej wizji niezależnie od tego, czy Peregrinus dysponowałby jakąś cenną mądrością. Ta twarz była jego na wyłączność.
— Dobrze patrzy się w przyszłość, w której jesteś ze mną — przyznał, zapatrzony w tę wizję odległych lat oczami wyobraźni skrytej za różowymi okularami, nie oczyma proroka wydającego surowe wyroki na temat nie zawsze przyjemnych kolei losu. — Bardzo dobrze.
Niespodziewanie wiele komfortu odnajdywał w zaplątaniu się w sieci Dolohova i nie szukał wyjścia z Praw Czasu. Dokąd miałby iść? Nie potrafił już wyobrazić sobie życia, w którym nie słucha całymi dniami monologów i narzekań Vakela. Idealnie Dolohov rozpędzał mętną ciszę, która za często wisiała nad Peregrinusem, gdy jeszcze studiował i pracował w innych miejscach. Wróż wypełniał przestrzeń swoim byciem, dodając codzienności Trelawneya koloru i dynamiki, których ten nie potrafiłby sam osiągnąć, a jednocześnie potrzebował ich, aby nie popaść monotonię.
Może i Vasilij mówił dużo o sobie — ale to właśnie była część tego, co czyniło go tak komfortowym dla wróżbity, któremu czasem własnych słów brakowało. Może i był ślepy na ewentualność porażki — ale tym właśnie równoważył chorobliwą zachowawczość Peregrinusa.
— Myślisz, że to jest możliwe? — Czarodziej wypowiedział to jako pytanie, lecz w tonie jego głosu ukryta była pełna nadziei prośba: chciał usłyszeć za wszelką cenę potwierdzenie. U wrót tego pięknego snu pojawił się bowiem jego pragmatyzm, za który wróż sam przeklinał się teraz, widząc, że zanieczyszcza taki ładny moment. Świat codziennej, spokojnej miłości i wspólnego życia kusił go jak diabli. Rozsmakował się już w tych wyimaginowanych wieczorach, w których jego dom był u boku Dolohova. Wyobrażał je sobie od tygodni, a teraz Vakel nadał im słowami kształt i niejaką osiągalność, ale… — Jest wokół ciebie tyle osób. Nie posądzam nikogo o złe intencje, ale Lyssa czy Annaleigh na pewno zauważą, jeśli będziemy tak żyć, a im więcej osób wie, tym mniej szczelne granice sekretu. Chciałbym, żeby to, o czym mówisz, to było nasze życie, i to… piekielnie niesprawiedliwe, że musimy martwić się tym, co wokół tego.
I po raz pierwszy dotarło do niego w pełni, co to oznacza. Nie przeszkadzało mu może i życie w cieniu, sam w cień lgnął i odnajdywał w nim komfort. Było jednak coś nieodparcie ponurego w tym, że do końca życia będą musieli pilnować, czy zasłona jest zaciągnięta i czy na pewno nie ma nikogo w pobliżu. Poruszył się w Peregrinusie pierwszy raz od dawna gniew na to, w jakim układzie społecznym żyli.
Nie ostudziło to bynajmniej jego zapału do miłości i wciąż potrafił odnaleźć w tamtej chwili tyle zadowolenia, aby uśmiechnąć się na ostatnie słowa Vasilija i odpowiedzieć na nie z delikatną nutą zaczepności:
— Może inni nie umieją nadążyć. Ja podążam za tobą od lat i jestem bliżej niż kiedykolwiek.


źródło?
objawiono mi to we śnie
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#14
12.10.2025, 13:38  ✶  
– Wszystko jest możliwe, kiedy tego chcę. Życie poświęciłem oglądaniu tego, czego nie da się zrozumieć i zdobywaniu tego, czego nie możemy zdobyć.

Brzmiał zupełnie tak, jakby w to w pełni wierzył... Pewnie powinien wydawać się przy tym antypatyczny, szczególnie kiedy jego ambicja i pewność siebie nosiły w sobie znamiona chciwości, ale była w tym jakaś dziwna, przeszywająca na wskroś energia i naturalność, które zwykły zamykać innym usta. Wątłe światło lampy oświetlające jego twarz miękką poświatą zamrugało. Dolohov ani trochę nie wyglądał wstrętnie – nawet kiedy plótł te swoje intrygi i makijażem przysłaniał cienie pod zapadłymi oczyma, albo obsesyjni przeliczał wartości drogocennych kamieni znikających w tajemniczych okolicznościach, o których się w domu Dolohovów nie mówiło.

Oczy mu rozbłysły.

– A powinieneś. – Ludzie bywali podli. Chociaż nie wierzył w okrucieństwo z natury, instynkt przetrwania potrafił zaprowadzić w miejsca, z których nie dało się uciec przed osądem, jakim było stwierdzenie kompletnego upadku ludzkiej duszy. – Posądzać ludzi o złe intencje. – Nie obchodziło go to, że Lyssa była jego córką i że się do niej przywiązał. Była też żywym człowiekiem z własnymi przekonaniami, które ukształtowały się bez jego obecności. Była kimś, kto próbował doścignąć fantazji swojego ojca i poznać go jako człowieka, ale poznanie Dolohova było jak próba ujarzmienia konia, którego nikt nigdy nie zdołał ujeździć. Marzenia nastolatek zawsze zakładały, że akurat im się to uda, ale Dolohov widział, jak wielu osobom gasły nadzieje, kiedy zaczynał zachwycać się prawdopodobieństwem tego, że jedna z ryb w ministerialnym akwarium mogła wyrosnąć pięćdziesiąt mil od Petersburga, a druga od Wenecji. – Jeżeli moja żona wymówi o mnie jedno złe słowo, jej ciało zamieni się w stertę popiołu. Możesz śmiało założyć, że nie uczyni nic z własnej, złej woli, ale wciąż – nikt nikomu nie obieca, że jej nikt do niczego nie przymusi. – A później zmierzył tego rozgniewanego asystenta spojrzeniem, które wskazywało na lekkie rozbawienie, ale z pewnością nie drwinę. – Jest we mnie jakaś pewność, że ta społeczna niesprawiedliwość będzie kiedyś mrzonką przeszłości. Jeżeli nie tutaj, to za oceanem. Mam tu jeszcze rzeczy do zdobycia, ale nie przeszkadza mi spoglądanie w kierunku nowych horyzontów. – Właściwie, to chciał stąd wyjechać już dawno, żeby się wydostać spod ojcowskiego pręgierza. – Na razie jednak, zamiast się martwić, zamierzam skupić się na byciu tym, który przetrze ten szlak. Jeżeli nie ja, to kto?

Całkiem odważne słowa jak na tchórza. I całkiem odważny pocałunek złożony na ustach Peregrinusa zaraz po tym.

– Jeżeli nie my, to kto?

Delikatnie przesunął palcami po jego podbródku, zadzierając go do góry i jednocześnie podnosząc się z miejsca.

– Dlatego pora zabrać się do pracy.

Jego prawdziwej żony, a nie tej udawanej blond szkapy, którą sprowadził mu na drogę zły los.

Rozprostował się, okrężnym ruchem poruszył ramionami, żeby upewnić się, że nie będzie się garbił. Następnie poprawił swoją marynarkę i poprawił grzywkę w lustrze na drzwiach stojącej nieopodal szafy. Kolekcja dusz, które miał w garści, powiększała się z każdym dniem. Peregrinus miał jednak bardzo specjalne miejsce w jego sercu. Miejsce udekorowane czymś, czego Vasilijowi w życiu bardzo brakowało – bezgranicznym zrozumieniem.

Koniec sesji


with all due respect, which is none
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (5536), Peregrinus Trelawney (5264)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa