• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc, Lorien, Robert & Anthony] Płonie stodoła

[Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc, Lorien, Robert & Anthony] Płonie stodoła
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#11
07.06.2025, 18:40  ✶  
Przez moment świat jakby spowolnił. Lorien wyglądała, jakby zaraz miała własnoręcznie wyrzucić mugola i jego brata z atrium tej jakże wspaniałej instytucji, jaką było Ministerstwo Magii. Anthony próbował rzucać jakieś zaklęcia, niestety z miernym skutkiem. A policzek Roberta płonął bólem. Metaliczny smak błądził w jego ustach, choć, na całe szczęście, żadnego zęba nie stracił. Jedynie wyczuł językiem, że jeden trzonowy lekko się ukruszył. Normalnie by mu było w sumie trochę do śmiechu. Trzeba było mieć niewiarygodnie wielkie pokłady tupetu, by uderzyć sędziego Wizengamotu. Jednocześnie towarzyszyć temu musiała jakaś swoista antysystemowa brawura. Och, gdyby w odpowiednim momencie fotograf zrobił temu wszystkiemu zdjęcie, zapewne prześcignęłoby ważnością wszystkie pożary tej nocy i znalazło się na pierwszej stronie. Jak by mógł brzmieć nagłówek? Sędzia w opałach? Nie, to było zdecydowanie zbyt tandetne. Trzeba było czegoś mocniejszego. Cios w sprawiedliwość? Już trochę lepiej, choć nie doskonale. Vanessa by na pewno wymyśliła coś lepszego. Od zawsze cechowała się niezwykle ciętym humorem. Robert pamiętał widok piszącej artykuły Vanessy, kiedy to skrobała piórem po papierze tak mocno, że czasem jej brudnopisy wychodziły praktycznie pocięte. Przez moment nawet Crouchowi wydawało się, że ją widzi, tu w atrium. Po chwili jednak szok ustąpił fali tępego, choć już nie otępiającego bólu.

Funkcjonariusze odciągnęli mugolaka, który chyba zorientował się, że to, co zrobił nie należało do najbardziej rozsądnych rzeczy na świecie. Jego twarz zbladła, a coś w oczach zaczęło wołać o pomoc. Zorientował się właśnie, że przez swój wybuch emocji, zapewne straci pracę, reputację, dostanie karę (zapewne finansową), po której się nie pozbiera. A zapewne pożary dotknęły i jego rodzinę. Ile ci ludzie potrzebowali pieniędzy na odbudowę domów? Na pokrycie co to droższego leczenia w Mungu? Czy ci ludzie obchodzili Jenkins? Czy ona zamierzała cokolwiek zrobić w celu ostudzenia nastrojów? Pokazania, że Ministerstwo nie ma swoich obywateli w dupie, że dba o ludzi?

Bywają momenty, w życiu polityka, w którym pojawia się szansa. Może było to myślenie zwyrodniałe, w końcu Londyn płonął, ale chrzanić to. Ktoś musiał zapanować nad chaosem. Trzeba było pomóc potrzebującym. Zapewnić ich, że ktoś był po ich stronie i tą osobą był Robert Albert Crouch. Może majaczył przez ból, a może właśnie wpadł na najlepszy w życiu pomysł? Fundusze. Odbudowa. Sprawiedliwość. Zmiana. Mógł stanąć za tymi hasłami. Poświadczyć swoją reputacją, wyciągnąć rękę do mugolaków, zrozumieć ich gniew i przekuć go w polityczny kapitał. Mógł być liderem, który łączy obie strony, czarodziejów czystej krwi i przedstawicieli rodzin mugolskich. A przyświecać miał temu wspólny cel: nigdy więcej nie pozwolić na taki atak na Londyn. A inaczej (i dobitniej): zmieść Śmierciożerców z powierzchni ziemi.

Po chwili ból się zmniejszył, choć nie ustąpił. Crouch rozmasował policzek. Wolał nie rzucać na siebie żadnych zaklęć uzdrawiających (nie potrafił i nie chciał ryzykować), no ale takie obrażenia wcale nie były czymś aż tak koszmarnym, jakby się mogło wydawać. Nie minęło dużo czasu, zanim mężczyzna mógł zrozumieć, co Anthony do niego mówił. Przytaknął, bo już powoli odzyskiwał zdolność mówienia. Wciąż artykułował ostrożnie, by aby na pewno znowu nie wywołać fali bólu. Czuł też, że pod okiem zaczynała mu wykwitać śliwkowa opuchlizna. Sędzia Wizengamotu z podbitym okiem... Co za widok!

– Ogarnę to – zapewnił przyjaciela. – Wyślę ludzi na poszczególne piętra. Będą je patrolowali, żeby na pewno nikomu nie przyszło do głowy, by się tam zakraść – wiedział, że BUM-owcy obok także słuchali. Robert zdał sobie sprawę z tego, że oni też nie wiedzieli, co robić. Trzeba było im narzucić jakikolwiek tryb działania, by wszyscy dobrze przeżyli tą noc.

Kiedy Anthony odszedł, Robert zwrócił się bezpośrednio do BUM-u. Trochę celowo nie zwracał uwagi na obrażoną Lorien. Jej fochy i pozorna praworządność. Nie pomagały w momencie kryzysu. Trzeba było podejmować konkretne działania, a nie oburzać się na sprawy, na które się nie miało wpływu. Robert uważał, że przez jego kuzynkę wcale nie przemawiała troska o dobro całej czarodziejskiej społeczności, lecz zwykła niechęć do mugoli. Jej reakcja na rannego doskonale o tym świadczyła. Czy społeczeństwo powinno było postrzegać sędziów w ten sposób? Przecież to było pożywką dla negatywnych emocji wobec Wizengamotu i dla braku zaufania do reprezentowanej przez nich instytucji. Doprowadzało to przecież do sytuacji, gdzie dochodziło nawet do fizycznej przemocy, tak jak teraz. Nie można było dłużej na to pozwalać. A jeśli w tym celu Robert miał skłócić się z rodziną? Był gotowy to poświęcić.

Zwrócił się do jednego z BUM-owców.

– Znajdźcie Bonesa i przyprowadźcie go tu. A jak nie jego, to zastępcę. Macie z nimi lepszy kontakt niż ja. Przekażcie mu, żeby wysłał patrole na ważne strategicznie piętra, podejrzewam, że wie, które – zarządził z pełną stanowczością. Na Matkę, ktoś musiał przejąć stery. Po chwili stuknął w ramię przechodzącą obok znajomą urzędniczkę z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Galinda Sallow była jedną z najbardziej ogarniętych osób w biurze. Dlatego miał szczęście, że w ogóle znalazła się obok. Ta odwróciła się i z lekkim szokiem spojrzała na jego twarz. – Galindo, potrzebuję twojej pomocy ze zorganizowaniem wody, kocy i opatrunków dla potrzebujących. Zaangażuj kogokolwiek spotkasz, powiedz, że to z polecenia Wizengamotu. Poczekaj chwilę – Robert wyjął z kieszeni notatnik i naskrobał na karteczce zezwolenie dla czarownicy wraz z podpisem. – Jak ktoś będzie podważał twoje słowa, pokaż im to.

Kobieta pokiwała głową i od razu poszła zbierać ludzi do tego zdania. Atrium miało stać się azylem, szczególnie, że z każdą chwilą tłum się zagęszczał. Ile by Robert dał za chłodny kompres na policzek... No, ale nie było czasu. Trzeba było działać, organizować, pilnować, by Ministerstwo się nie zawaliło. Wreszcie Crouch zwrócił się do Lorien.

– Wiem, że jesteś oburzona, ale nie będę wnosił oskarżenia przeciwko tamtemu mugolakowi. A jak już dojdzie co do czego, będę głosował, by dostał niższy wymiar kary. Nieważne, jak irytuje to twoje żelazne poczucie wyższości naszej rodziny nad innymi – rzucił tylko i ruszył, z bolącym policzkiem i wolą walki, by ustalać kolejne sprawy organizacji i bezpieczeństwa.

Zawada: szalona eks (wspominam o niej w poście, boję się jej obecności); Przewaga: dowodzenie - zarządzam ludźmi, by zorganizować azyl w atrium
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#12
10.06.2025, 09:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.06.2025, 10:02 przez Lorien Mulciber. Powód edycji: dopisanie efektu rzutu, parę literówek )  
Szlamy były agresywne. Wszyscy to widzieli przed chwilą, a co było lepszym przykładem jak to, że zaraz po swoim ataku na Croucha rzucił się na Anthony’ego! I za co?! Za to, że ten ładnie poprosił, żeby zachować spokój?! Oburzające. Może i próbował być stanowczy (i może, ale tylko może) mu to kompletnie nie wyszło, ale poziom agresji eksalował do tego stopnia, że inni obecni w Atrium zaczęli patrzeć w ich stronę. I co zobaczyli?
Rzucającego się mugolaka na przedstawicieli organów państwowych. Mugolak może i pobladł. Może i dobrze, bo natrafił na spojrzenie wyglądającej zza ramienia Anthony’ego Lorien, która ewidentnie nie zamierzała takiego gwałtu na prawie odpuścić.
Może gdyby nie byli w centrum uwagi, nawet klasnęłaby wdzięczna za tą popisówkę, która mogła skończyć się dla niego tragicznie.

Szczerze mówiąc nie interesowało pani Mulciber co za plany sobie Robert snuł. Obserwowała jak skacze niczym cyrkowa małpka wydając kolejne rozkazy, uważając się za kogoś ważnego. Za kogoś kto ogarnie cały ten chaos, na który wydawał nieme przyzwolenie. Ale w jej oczach z niewinnego przeciwnika politycznego stał się bardzo poważnym zagrożeniem. Dla świata czarodziejów. Dla bezpieczeństwa ich rodzin. Stał się powoli kłopotem, którego należałoby utemperować zanim pomyśli że może wzbić się wyżej niż ustawa przewiduje. A może myślała to tylko i wyłącznie dlatego, że Crouch ewidentnie i bezczelnie ją ignorował?
Co za skurwiel. Naprawdę sądził, że mógł nią pomiatać jak jakąś smarkulą, która ledwo co zasiadła w sędziowskiej ławie? Miała od niego dłuższy staż! Wydawała wyroki, kiedy on jeszcze smarował protokoły z rozpraw! To Nobby Leach ją mianował w czasie przemian w Ministerstwie, a Crouch miał czelność jej wyrzucać magirasizm?! Bo co? Bo baba? Bo młodsza? Bo niższa?!

Wzięła głęboki oddech obserwując może najważniejsze pięć minut w życiu kuzyna.
- Jesteś zwyczajnym głupcem Robercie.- Odpowiedziała dziwnie spokojnie, nie odrywając wzroku od zaczerwienionego policzka mężczyzny. Skoro on nie zamierzał tego zgłaszać - ona pociągnie ten temat. A jeśli Crouch zgodnie ze swoją zapowiedzią będzie wnioskował o niższy wymiar kary… Są inne sposoby. Inne ścieżki. Zawsze jest jakiś sposób, żeby sprawiedliwości stała się zadość, a agresor szybko zrozumiał dlaczego nie podnosi się rąk na Wizengamot. Szkoda, że zapomniał o tym sam Crouch, zaślepiony miłością do postępu i mugolofilią.
Nie zareagowała nawet kiedy się odwrócił i poszedł “zarządzać” operacją - zapewne miał w planach wpuszczać do ich domu więcej mugoli, więcej zdrajców krwi, więc szpiegów, którzy mogli ich rozszarpać od środka. Ten jeden tylko mu strzelił w pysk, kolejny może ich wszystkich pozabijać!
Nie miała zamiaru dłużej zostawać w Atrium. Ba, w ogóle nie miała zamiaru na ten moment siedzieć w Ministerstwie, skoro zmieniło się w szlamolubne bagnisko, w którym przemoc jest rozwiązaniem każdego z problemów.

Na swoje własne nieszczęście w zasięgu jej wzroku znalazł się jeden z młodszych nabytków administracji Wizengamotu - ot zaledwie siedemnastoletnia panna Mothridge. Przywołała do siebie przerażoną dziewczynkę, stanowczym gestem dłoni.
- S-Słucham pani Mulciber?- Wydukała czarownica, dociskając do piersi dokumenty, z którymi najwyraźniej ją zastał ten cały chaos.
- Przypilnuj, żeby ich wszystkich spisano. Każdego jednego, który nie będzie w stanie pokazać ci dokumentów albo różdżki.- Poleciła starając się, by brzmiało to jak wyraźne polecenie służbowe. Nawet jeśli w chwili takiego kryzysu zapewne było zaledwie prośbą.- Weź sobie kogoś do pomocy, nie wiem ilu jeszcze niemagicznych tu wpuszczą. Jak ktokolwiek będzie robił ci problemy, powiedz, że masz odgórny nakaz Wizengamotu. Kwestia bezpieczeństwa narodowego. Daj mi coś do pisania. A rano wyślij jedna kopię do mnie, a drugą na biurko Cattermole’a. Musi wiedzieć po kim sprzątać cały ten bałagan.
Wpisała odpowiednie zezwolenie na odwrocie jakiegoś raportu kwartalnego.

Nie mam dowodzenia więc rzucam na charyzmę 4k na spacyfikowanie stażystki i zmuszenie jej do zebrania nazwisk potencjalnych mugoli w Atrium)
Rzut PO 1d100 - 46
Sukces!


Dziewczyna co prawda pewnie miała zupełnie inne plany na dzisiejszą noc, ale dała się przekonać do nowej misji. Niechętnie, bo niechętnie ruszyła na poszukiwania wszystkich niemagicznie urodzonych rannych, których byłaby w stanie zidentyfikować zaprotokołować.
Sama pani Mulciber z kolei skierowała się w stronę jednego z wyjść, ani myśląc zostać w tej świątyni chaosu minuty dłużej.


Cały czas odgrywam zawadę uparciuch (za nic Robercik mnie nie przekona, że mugole w Ministerstwie to dobry pomysł) + typowe dla postaci bycie magikonfederatką z niechęcią do mugoli.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2720), Lorien Mulciber (2841), Robert Albert Crouch (2449)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa