• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72, 10-11.09 Julián & Anthony, Apartament Shafiq'a]

[Jesień 72, 10-11.09 Julián & Anthony, Apartament Shafiq'a]
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
20.07.2025, 12:45  ✶  

—10-11/09/1972—
Anglia, Londyn
Julián Bletchley & Anthony Shafiq
[Obrazek: 9563be84e9bb46eaa7c814dc0c664bb4.jpg]



Noc.

Ciemność.

Spokój.

Niepokój.

On nie zasnął wcale, będąc w swoim domu, w swoim apartamencie a tak, jakby nie będąc w nim wcale. To znaczy, to nie był problem przecież, nawet do zapachu wszechobecnej spalenizny można było się przyzwyczaić. Ale ludzie, tyle ludzi było teraz w tym mieszkaniu, które stanowiło przecież - zgodnie ze słowami, które przed laty wypowiedział do Bletchleya - jego sypialnia Londyńska. Czasem miejsce spotkań. Umów. Miejsce w którym zwykle sypiał, gdy wolał nie ryzykować teleportacji do Little Hangleton.

A teraz?

Nie... to nie był prawdziwy problem, ale wyszedł ze swojej sypialni zirytowany. Prawdziwym problemem była Jenkins, która dawała i dobierała. Proponowała po to, by tę propozycję potem zabrać. Rozumiał okoliczności, rozumiał że spalenie większości magicznych dzielnic było argumentem stojącym za tą sprawą, ale i tak czuł palącą gorycz porażki. Marzenia, które nie zdążyło w nim nawet porządnie rozkwitnąć.

Szedł boso po znów białych marmurach. Nie miał w apartamencie kuchni jako tako, posiłki przygotowywał mu domowy skrzat i teleportował je z villi, niemniej miał coś na kształt jadalni w której czasem przechowywane były potrawy do ewentualnych bankietów przed podaniem, albo ukryte kąski, które przydawały się nocą. Teraz kiedy była tu cała rodzina, jadalnia nieoczekiwanie stała się ulubionym miejscem, najbardziej przytulnym, mniej "jałowym" niż salon, a jednocześnie zorientowanym na wspólne siedzenie i gadanie, omawianie spraw, robienie świeczek?!

Długie palce niespiesznie podrapały skórę na zrębie granatowego, jedwabnego szlafroka. Luźne spodnie dawały poczucie swobody, doskonały materiał przyjemnie opływał ciało, a jednak wciąż Shafiq czuł się nie na miejscu. Czy tak właśnie smakowała bezsenność? Czy tak właśnie wyglądały jego noce? Noce jego byłego przyjaciela, któremu sprowadzał najznamienitsze specyfiki z całego świata, byleby tylko w obrębie swojego domu zapewnić mu sprawiedliwy sen? Anthony skrzywił się gdy z szafy chłodzącej wyciągnął półmisek z pokrojonym w plaster mięsiwem. Nie dlatego, że nie lubił pieczystego na zimne. Jonathan, to imię powinno być dla niego martwe, a bardzo, tak bardzo nie było. Szczególnie teraz, gdy nie będzie mógł uciec z biura, szczególnie teraz, gdy będzie musiał nosić ciężar pomysłu jakim było łączone biuro. I te wszystkie, wszystkie złośliwości, które były na tyle subtelne, że tylko on po tych wszystkich latach byłby w stanie wyłapać. Zupełnie jak nie był w stanie wyłapać prawdy o przynależności Selwyna do ruchu oporu.

Westchnął. Nie patrząc w stronę drzwi odłożył półmisek na stole i sięgnął po butelkę czerwonego wina. Najlepsze towarzystwo na samotną noc...

Czy rzeczywiście samotną?

Cóż. Nie był czujny. Pochłonięty użalaniem się nad sobą, nawet nie zauważył, że ktoś jeszcze miał ochotę coś przekąsić nocną porą...

twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#2
20.07.2025, 16:55  ✶  
Julek Bletchley nie spał tej nocy.
Nie spał też poprzedniej. Miał za sobą może trzy, cztery godziny półświadomego snu, który dopadł go znienacka w środku dnia w zbyt luksusowej pościeli pachnącej obco, sztucznie. Nie przypominała niczego, co kiedykolwiek było jego.

Nie spał. Sen był towarem luksusowym takim samym jak ten aksamitny szlafrok, w który opatulony był Anthony Shafiq, kiedy pojawił się w drzwiach jadalni jakby się z jakiegoś snu, który jego jednak również najwyraźniej oszczędził.
— Zastanawiam się, jak ci się udaje spać w tej paskudnej bieli, ale widzę, że i ciebie dopadło — odezwał się głosem zachrypniętym i niskim, a z każdej sylaby usłyszeć można było zmęczenie. Mężczyzna przesunął się bokiem, żeby zamknąć za sobą drzwi, a potem spojrzał na butelkę, którą Anthony trzymał w dłoni.

Minął zaledwie jeden dzień odkąd zapukał do drzwi człowieka, z którym kiedyś współpracował. Ten, który otworzył, uczynił to bez słowa i przyjął go jak brata. Wciąż jednak gdzieś między ścianami tego zbyt białego mieszkania wisiały słowa wdzięczności. Julian czuł je w gardle, jak kurz po katastrofie i popiół zalegający w płucach, a mimo że była już pora, że już wypadałoby je wypuścić, nie potrafił… Nie był w stanie się zdobyć, aby je wypowiedzieć na głos.

Półmrok nie przeszkadzał mu zauważyć, że Anthony również nie był sobą, a wawisły również pytania. O winę. O sen. O to, co tak naprawdę zabrał im ogień. Dlatego Bletchley zapytał tylko, kiwając brodą w stronę półmiska z mięsem. — Będziesz to kończył?
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#3
20.07.2025, 19:34  ✶  
!Strach przed imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
20.07.2025, 19:34  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
20.07.2025, 22:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.07.2025, 22:52 przez Anthony Shafiq.)  
Kiedy Bletchley się odezwał, Anthony podskoczył, niemal podknął się, i wprasował w chłodzece ścianki szafki chłodzącej, bo na bogów kto tak się zakrada, ach oczywiście że stróż prawa! a Anthony zachował się jak rasowy złodziej (którym był w pewnym sensie, chociaż oczywiście nie w takim w któym łapałby się w zainteresowania zawodowe aurora)(przynajmniej w większości przypadków). Było coś ekscytującego i przerażającego, że Julian przechadzał się korytarzem obok gabinetu w którym co najmniej 14 artefaktów nie było replikami.

Gospodarz odetchnął i wyprostował się na prędce, żeby nie wyglądać bardziej żałośnie. Długie palce pospiesznie przeczesały przydługie włosy, twarz wyłagodniała w pobłażliwym uśmiechu, w którym jednak wciąż było widać zmęczenie, bezsenność i... cóż. Stal w oczach Shafiq'a gięła się obciązeniem psychiki, to było trudne do zamaskowania zwłaszcza tutaj, w okolicach północy, w samym środku tego technicznego pomieszczenia, powoli zamienianego w kuchnię.
– Moja sypialnia jest niebieska –odparł bez wyrazu, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. Żaden z gości nie miał do niej wstępu, podobnie jak do zamkniętego pokoju, którego wejście znajdowało się tuż przy drzwiach frontowych. Zwłaszcza siostra polityka nie mogła tam wejść i gdy tylko znalazła się w czterech ścianach apartamentu jako "ciocia Jackie", tak momentalnie dodatkowe zabezpieczenia znalazły się na drzwiach prowadzących do tej kwatery, ostatniego basionu prywatności Anthony'ego Shafiqa. Szczęśliwie miał swoją własną łazienkę.

W jedwabnym granatowym szlafroku wydawał się jeszcze dłuższy, dziwnie patykowaty, a może zwyczajnie pochudły ze stresu? To raczej nie wyglądało na kwestię ostatnich dwóch dni. Jego palce wprawnie obróciły stalowy korkociąg i zaczęły rozprawiać się z woskiem zabezpieczającym korek. Wino pochodziło z Hiszpanii. Tu akurat wkradał się zupełny przypadek. Anthony po postu lubił je pić gdy czuł się źle, a że czuł się źle ostatnio całkiem ciężko, to szafa mrożąca była nim wypełniona.

Lekceważącym ruchem dłoni mężczyzna przywołał na stół również dwa kieliszki. Popisywanie się, to było coś czego potrzebował od życia. Przynajmniej coś mu w nim wyszło.
– Będę to kończył, ale wystarczy dla naszej dwójki. Mogę też wyciągnąć sery jeśli masz ochotę. Pecorino doskonale kompunuje się z miodem i orzechami – zaproponował, a zaraz potem w powietrzu zabrzmiało charakterystyczne "pop" i tylko kilka minut oddechu czekało ich podniebienia od wytrawnego trunku z regionu Rioja.
– Patrząc na Twoją szacowną małżonkę, moją szacowną siostrę, naszą szacowną przyjciółkę – tu miał oczywiście na myśli Quintessę – to miejsce bardzo niedługo przestanie być białe.– Brzmiał tak jakby już pogodził się z faktem. Nie patrzył jednak na Juliana kiedy to mówił. Podsunął ku niemu półmisek, podstawił nóż, jeśli chciałby odkroić sobie więcej plasterków, a samemu włamał się ponownie do swojego sejfu i zaczął eksplorować propozycję Wergiliusza, skrzata domowego, dotyczącą serów. – Może dzięki temu Twoja córka będzie mniej... mmm... niezadowolona?– Drobinki złocistej mikki opuściły barwę głosu Anthony'ego, czyniąc go bardziej ludzkiego. Miód, którym zwykle ociekały jego słowa, teraz był miodem prawdziwym umieszczonym przed nosem aurora. Dyplomata nienawidził tracić kontroli, a teraz w miejscu, które powinno być jego domem i przestrzenią na rekonwalescencję panował absolutny chaos i - w jego pojmowaniu - przeludnienie. Czasem jednak lekarstwo bardzo podobne było do trucizny...
– Pasuje Ci ten szlafrok. Dostałem go w prezencie chyba w Peru właśnie, ale nigdy nie miałem okazji nosić. Był trochę za duży i wiesz... kolor... mm... nieodpowiedni.
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#6
10.08.2025, 13:09  ✶  
Zmęczenie wgryzło mu się w kości, ale Julian uniósł jedną brew, obserwując całą tę scenę z czymś na kształt rozbawienia i nutą ciekawości. Dziwnie było widzieć Anthony’ego bez tej zwyczajowej, nienaruszalnej pewności siebie. Przez moment zastanawiał się, czy to jego własna obecność potrafiła wprowadzić Shafiqa w takie zakłopotanie, czy może chodziło o coś, co auror jeszcze miał odkryć.
— Co ci spędza sen z powiek w takim razie? — zapytał tonem pozbawionym zarzutu, jednakże nie było w tym miejscu wygodnej drogi ucieczki. Mężczyzna uniósł kieliszek i pozwolił, aby wytrawny smak rozlał się po języku, a spojrzenie powędrowało ponad krawędzią szkła prosto na kolegę obok.

Nie dało się ukryć, że było ich sporo. Oprócz samego mężczyzny, czwórka dorosłych, Tessa, a do tego siostra z dwójką rozbrykanych berbeci. Każdy kąt wypełniony był głosami, krokami, przedmiotami przestawionymi o centymetry w bok, ale chyba było to wystarczające, aby gospodarz wiedział, że ktoś tam był. Tak jakby Julek grzebiący w quasi-kuchni nie był...
— To prawdopodobne. Trzy kobiety, trzy temperamenty i trzy różne wizje tego, jak powinno wyglądać twoje mieszkanie. Białe czy nie, przestało być twoje w chwili, kiedy wpuściłeś je do środka — przyznał z cieniem uśmiechu. — Choć wątpię żebyś w ogóle miał w tej sprawie cokolwiek do powiedzenia. Trochę ci się to przyda, za dużo bieli źle działa na człowieka — odkroił sobie kawałek mięsa, odruchowo przesuwając nóż tak, aby odbijał światło od ostrza. — Więc pozwól im robić swoje. W najgorszym wypadku skończysz w salonie w kolorze zachodu słońca, a w najlepszym… przynajmniej będziesz miał o co się kłócić na rodzinnych obiadach.
Co było jego domem? Czy były to zgliszcza w Dolinie, które stały się niemymi świadkami końca, czy raczej przestronne mieszkanie Anthony’ego, gdzie cała jego rodzina kuliła się w cieniu cudzych ścian i próbowała z poszarpanych skrawków codzienności uszyć coś na kształt nowego życia? Być może miejsce, gdzie przyszedł na świat — na samym dole Ameryki Południowej?
— Zieleń walijskiego… czy jakoś tak to mówiła ta ruda, co czasami wpada do Alice — mruknął, krzywiąc się lekko. Julian zatrzymał spojrzenie na materiale, łącznie z mentalną próbą dopasowania barwy do wspomnienia. — Morze u wybrzeży Chile ma prawie że identyczny odcień. Wyjechałem stamtąd wieki temu, ale ten kolor pamiętam do dziś — skinął głową w stronę szlafroka. — Czemu twoim zdaniem jest nieodpowiedni? Pasuje mi, bo noszę go ja. Cała tajemnica.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
13.08.2025, 14:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.08.2025, 15:00 przez Anthony Shafiq.)  
– A czy na tym świecie mało jest powodów, które mogłyby obecnie spędzać ów sen? – odpowiedział wymijająco, uśmiechając się krzywo, będąc cieniem samego siebie. I... nawet nie kłamał. Absolutnie wszystko waliło się, jakby cały świat sprzysiągł się przeciwko niemu i postanowił dramatycznie ściągać masce, kończyć pozory, ukazywać surową, przybrudzoną nieco sadzą i śmierdzącą spalenizną prawdę. O nim. O innych. O wszystkim. Pokroił nieco chaotycznie mięsiwo na sążniste plastry, przełożył je sztućcami na dwa wyciągnięte zawczasu talerze. Nie byli przecież barbarzyńcami, by nie korzystać ze zdobyczy cywilizacji takich jak porcelana i srebro.

Przysiadł na krześle po przekątnej, wciąż mając dobry widok na rozmówcę, próbując przerzuć choć jeden kęs i wsłuchując się w opowieści, surrealistyczne opowieści jego gościa na temat rodzinnego życia i tej unikatowej formy negocjacji i dyplomacji, które ma się tylko w tego typu grupie. Oczywiście Anthony zasmakował tego obcując z rodziną Kellych, tam jednak Charlotta uważała siebie za ucieleśnienie słusznej decyzji, jej słowo więc było święte i nienegocjowalne. To rozwiązywało wiele problemów. Tymczasem Bletchley obcował nie z jedną, a z trzema kobietami. To musiało być bardzo wymagające.

będziesz miał o co się kłócić na rodzinnych obiadach

utkwiło mu jak przemielony kawałek mięsiwa w ustach. Ujął kieliszek wina, próbując jakkolwiek rozmiękczyć aromatyczną papkę i przełknąć myśl o tym, że rodzinny obiad mógłby w ogóle zaistnieć w atmosferze i aurze, którą roztaczali wokół siebie jego nowi lokatorzy. Na pewno byłaby to... głośna atmosfera.

– Cóż, być może gdybym widział kolory takimi jak widzi je większość ludzi, łatwiej byłoby mi docenić subtelność i... walijskość wspomnianego szlafroka. Miałem na myśli, że jest nieodpowiedni dla mnie – wyjaśnił usłużnie, a jego uśmiech wybrzmiał nieco bardziej szczerze, choć wciąż był słabowity w swoim wydźwięku. – Zatrzymaj go proszę. Będę nalegał, tym bardziej, że masz związane z nim przyjemne wspomnienie. Z barwą. Pasuje Ci – Lekka rozmowa, swobodna wymiana myśli i zdań, omijająca wszystkie te znaki zapytania, które unosiły się między nimi jak babie lato na wietrze. Pytania lżejsze i cięższe. Ale może tak było łatwiej, gdy siedział przy stole ktoś nieznajomy? Ktoś, kto mimo wszystko miał serce po właściwej stronie, pomimo swej szorstkości i zawodowej nieustępliwości. Anthony zmieszany szukał przez moment w przystojnej twarzy potwierdzenia, czy jest to jakkolwiek dobry pomysł, aby wyłożyć na tapet przed nimi swój problem. Jeden z wielu, ale też jeden z takich, które trudno byłoby mu omówić z kimkolwiek, spoza ich ciasnego jeźdźcowego kręgu. Ale zarówno Charlie jak i Somnia znali ich od dziecka i mieli wypaczony obraz. Jasper mimo najszczerszych chęci, był ostatecznie chrześniakiem jednego z nich i oczywiste było, że życzył sobie ich pogodzenia, nawet jeśli nie powiedział tego głośno. Ale może ktoś z zewnątrz...

– Moi bliscy, których status krwi jest wątpliwy są zagrożeni, a ja nie zabezpieczyłem ich losu odpowiednio wcześniej. – zaczął mówić, trochę bez sensu, w lunatycznym zagubieniu omijając porządek przyczynowo skutkowy. To pytanie już między nimi padło i zbył je, a jednak teraz do niego wracał. A może mu się tylko wydawało? Słowa płynęły jednak nadal, jakby najlepszy śledczy w końcu złamał opór, choć w stanie w jakim obecnie znajdował się Shafiq - poprzeczka była ustawiona zdecydowanie zbyt nisko.– Mój brat krwi popada w szaleństwo. Mój związek się rozpadł. Moja przyjaciółka przestanie być człowiekiem w ciągu kilku miesięcy. Mój awans został zamrożony z powodu Spalonej Nocy, jeśli nie porzucony zupełnie w obliczu piętrzących się kosztów odbudowy. I... i pokłóciłem się na śmierć i życie z kimś, na kogo zawsze mogłem liczyć w obliczu tak wielkiego kryzysu. – Oczy zeszklilły mu się momentalnie, gdy usłyszał to wszystko zebrane w jednym miejscu, w jednym czasie.

Dolał sobie wina.

– Więc. Jestem sam. Jak zawsze. A jednak ta samotność... jest inna niż była wcześniej. I nie chodzi mi o gwar, który wytwarza wokół Ciebie Twoja rodzina. Ani o... przebudowę kuchni. To potrafi... nawet dobrze odwrócić uwagę.
twój stary
I am not the man you knew
I know that you've been waiting
181 cm, ciemne oczy i włosy z siwizną, wąsy

Julián Bletchley
#8
28.09.2025, 21:26  ✶  
— Fakt — odpowiedział, mimo że powody, dla których oboje nie spali, ograniczały się do wydarzeń sprzed kilku dni. W innych okolicznościach z pewnością nie tak ponurych jak te, które miały miejsce podczas Spalonej Nocy, katalog byłby znacznie obfitszy.

Na jego uprzejme słowa Bletchley miał ochotę fuknąć. Był świadom do czego piła jego własna duma — do zbroi, którą zakładał za każdym razem, gdy w grę wchodziła jego przeszłość i status krwi. Kiedyś… kiedyś nawet próbował zidentyfikować, a nawet skatalogować problem, jaki miał wobec osób takich jak Anthony Shafiq. Rzecz w tym, że wszystkie wymówki oraz usprawiedliwienia, które dotychczas brał pod uwagę, prysły w chwili, gdy zapukał do jego drzwi.

I jeszcze ten durny szlafrok! Aurorzy nie zarabiali źle, ale materiał musiał kosztować krocie. Julian spojrzał na odzież jeszcze raz, wciągnął powietrze i poczuł, że wszystkie jego wyuczone reakcje, irytacja, zbroja zniknęły, pozostawiając tylko zwykłego człowieka, który nie wiedział, jak odebrać taką niespodziewaną szczodrość. Szczodrość, która w zasadzie wydawała się szczodrością wyłącznie przez jego własne uprzedzenia.

Następnie tym razem to on wysłuchał go uważnie — swojego partnera, towarzysza niedoli — który rozsiadł się na kuchennym stołku z manierą godną cesarza. W świetle lampy twarz Anthony’ego wydawała się jeszcze bardziej dostojniejsza, mimo zmęczenia, smutku pod postacią podszytej kruchości mężczyzny. Julek nie mógł pojąć, że w tych cesarskich rysach mieściły się zwyczajne troski, władza nad światem mogła się rozbijać o tak proste sprawy jak brat, przyjaciółka czy zawiedzione nadzieje.
— Brzmi chujowo — rzucił, bo nie miał ani siły, ani środków, aby ulżyć mu bardziej. Sprawy, które Shafiq niósł w sercu, pozostawały dla niego nietykalne. Mógł co najwyżej go wysłuchać, być obecny. Toteż postanowił to zrobić.

Nałożył sobie porcję, usiadł wygodniej i tym prostym gestem zaznaczył, że nigdzie się stąd nie ruszał. Ta noc będzie należeć do nich. Następnie wypowiedział słowa, jakie pierwsze wpadły mu do letargicznej głowy: — Jeśli chcesz coś rozwiązać, musisz zacząć od tego nad czym jeszcze masz kontrolę. Brat, przyjaciółka, ktoś, z kim się pokłóciłeś… to nie są zamknięte tematy, póki oddychacie. A awans? Papier. Spalona Noc minie — uniósł lekko brew. — Znam ludzi, którzy z dużo gorszych zgliszczy wychodzili z przyzwoitym garniturem i jeszcze gorszym poczuciem humoru — na koniec odwrócił się w stronę Anthony’ego, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. — O co żeś się tak pokłócił?


you've
taken your rightful place
at the table of kings

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#9
30.09.2025, 20:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2025, 20:34 przez Anthony Shafiq.)  
To było dziwne.

Oczywiście, rozmawiali ze sobą już wcześniej. Afera w Magicznym Urzędzie Celnym zcementowała ich układ, w którym Anthony był bardzo wartościowym informatorem, nawet jeśli od czasu przejęcia władzy przez Jenkins stał się gorszym informatorem. Osiągnął to co chciał, osiadł, okrzepł. Jego stronnictwo wygrało, miał ciepłą posadę, nikogo nie trzeba było wygryzać, bo Jenkins robiła to sama. Ciekawe czy Spalona Noc zmieni ją tak samo jak zmieniła jego?

Szczerze wątpił.

Niespiesznie żuł plaster mięsiwa, sprawnie nadziewając na widelec drugą porcję. Nie był głodny, ale musiał coś zrobić z rękoma. Jakkolwiek speóbować zapanować nad nerwowym stukaniem w blat. Dwa talerze, dwa komplety sztućców, dwa kieliszki. Dwa krzesła. Dwóch mężczyzn. Rozmowa o północy.

Bletchley mógł mieć bardzo ciekawą perspektywę na zaistniały problem. Anthony mógły powiedzieć, że idealną, bo w gruncie rzeczy osoby nieznajomej, nie będącej w temacie, znającego Jonathana jeśli już to tylko przelotnie. Zwierzanie się wymagało pewnego skoku wiary ze strony Anthony'ego. Nie była to praca, nie byla to znana szachownica, tylko zapraszanie mężczyzny do nomen omen sswojeg domu i pokazywanie mu niektórych trupów ukrytych w szafie.

Zaufanie - to była bardzo cenna waluta. Anthony rozpaczliwie potrzebował sojuszników w tym trudnym czasie, a auror mugolak zdawał się bezpieczniejszym wyborem niż którykolwiek z jego czystokrwistych ministerialnych przyjaciół. Z drugiej strony cóż to za przyjaźń wykupczona osobistymi dramatami.

Westchnął i skupił się na winie. Tam leżała prawda.Nie powinno go dziwić, że zaczął od tego. Kłótnie z przyjaciółmi powinny być najprostszymi do rozwiązania problemami. Wystarczyło się pogodzić. Zjeść własną dumę i wyciągnąć rękę.

- Znamy się... od zawsze. Zawsze myślałem, że będę pierwszą, no może drugą osobą do której zwróci się o pomoc jeśli będzie miał problemy lub gdyby groziło mu jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Odkryłem, że według wszelkiego prawdopodobieństwa nie było mnie w ogóle na tej liście i bardzo mnie to dotknęło. - Mógł to oczywiście powiedzieć krócej. Spojrzał na wąsatego Juliana i zastanowił się czy nie umknie mu rdzeń problemu. - Ma we mnie wyjebane. Ukrywa przede mną rzeczy i jak go z tym skonfrontowałem to nawrzeszczał na mne, że do niczego się nie nadaje. Z resztą... podczas tego przeklętego pożaru mówił to samo. - krzyk Selwyna, który próbował go zmuszić, żeby wrócił do Ministerstwa odbijał mu się echem w czaszce. Jego pogardliwa mina wykrzywiona wściekłym grymasem. Płomienie odbijały się w jego ciemnych oczach, a Anthony'emu absolutnie nic nie wyszło tamtej nocy. Był balastem, który włóczył się za nimi jak cień. Same wspomnienia sciagały mu barki w ochronnym geście, pochylały głowę, a umniejszający mu głos zawsze punktujący jego niedostateczność teraz nabrał barwy kogoś, kogo przed kilkoma dniami zaliczał do swojego najbliższego grona. - Może miał rację. - powiedział dużo, dużo ciszej bardziej do wina, niż do mężczyzny z którym to wino pił.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (29), Anthony Shafiq (2054), Julián Bletchley (1031)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa