• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
RE: [Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc; Morpheus, Jonathan & Anthony] The Three Moth's

RE: [Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc; Morpheus, Jonathan & Anthony] The Three Moth's
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
09.06.2025, 20:20  ✶  
Anthony był przyzwyczajony do nagłych zmian, do kryzysów, do pożarów, ale tych w biurze, w ogniu pytań na konferencji, w politycznych szachach, gdy na szali położona była reputacja, niekoniecznie życie. Morpheus zacisnął mocniej pętle mówiąc jak zawsze zagadkami i w tamtej chwili Anthony szczerze go nienawdził. Bo szedł za największym profetą, którego nosiła ziemia, a który najpierw stwierdził, że "być może jest to ich ostatnia noc", a potem oznajmił o tym otoczony kim chciałby umierać.

Zgodnie z logiką powinni kłócić się dalej, żeby nie dopuścić do jego śmierci.

- Och, pan Samowystarczalny i jego znajomości.- Gorycz, gorycz zalewała jego umysł. Miał się nie kłócić, ale przecież nie kłócił się z Morpheusem, tylko osobą, która w każdym zdaniu próbowała mu udowodnić, jak bardzo się do niczego nie nadawał.

Wracaj do Ministerstwa Anthony, nikt Cię tu nie potrzebuje Anthony, idź patrzeć się w dal Anthony, zaszyj nos w książce, upij się, nie myśl, to nie Twoja wojna Anthony, nie chcę Cię tu Anthony... - kołowrotek myśli napędzał jego kroki, gdy próbował dotrzymać im kroku, a wspomnienie czasów gdy musiał truchtem iść (no bo przecież nie biec!) za parą prefektów, w nadziei, że żaden nauczyciel nie przyłapie ich na szwendaniu się z jednym z uczniów... - No to nie musimy się martwić, pomoże nam w niedoli, tak jak pomógł Clemensowi w Krakowie - dokończył bezmyślnie, kompulsywnie trąc dłoń, próbując kciukiem zedrzeć czerń farby, która była niezdzieralna, tracąc rozeznanie, gdzie jest jego skóra pokryta tym paskudztwem, gdzie rozdarcie tejże odsłaniające wrażliwe tkanki.

Nagle jego towarzysze zareagowali na to, co dyktowały im okoliczności, okoliczności, w których nie umiał się odnaleźć, w których czuł się niedopasowany i niechciany. Co właściwie było jego zadaniem? Jego funkcją? Jego przeznaczeniem? Uśmiechnął się niewesoło, patrząc na czarującego przyjaciela, który być może szykował się na śmierć. Być może nie. Czy realizował już teraz, pośmiertną wolę swojej anam cary, aby towarzyszyć jej przy śmierci? Czy śmierć rozdzieliłaby ich dusze? A może utrzymała Morpheusa w materialnym świecie, ale jako ducha? Powinien też coś zrobić, powinien też ruszyć komuś na ratunek. Ale nie był bohaterem. Był tylko balastem.

Daltonizm, nerwica natręctw
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#12
10.06.2025, 18:08  ✶  

Gargulec spadał. I zatrzymał się. Opadł łagodnie obok kulącego się mężczyzny. Czarodziej rozejrzał się w panice, a Morpheus tylko uśmiechnął się do niego i zasalutował mu różdżką, w bardzo swobodny sposób, który nie pasował do tego miejsca, do tej sytuacji, ale przynosił ulgę, że dobro jeszcze istnieje, że wzejdzie na nowo słońce. Mężczyzna skinął mu głową i uciekł dalej. Morpheus wiedział, o czym będzie musiał myśleć przez najbliższe kilkanaście minut. O uldze na twarzy tego człowieka, o pętli, jaka się stworzy i pozwoli im uratować więcej osób.

Zerknął kątem oka na Anthony'ego. Nie chciał, aby to widział, ani on ,ani Jonathan, więc skorzystał z nagłego zamieszania i pobiegł w bok, tam, gdzie wiedział, że będzie musiało nastąpić połączenie. W jakiejś rzeczywistości pętla nigdy się nie otwiera, nawraca i nawraca do tego momentu, ale tutaj miał pewność ucieczki przed nią. Skrył się w bramie, dookoła porzuconych przedmiotów i spalenizny. Widział dokładnie miejsce, gdzie nastąpi atak i naciągnął na twarz swoją kolorową szmatkę. 

Patrzył na zegarek. Ramiona na cyferblacie przemieszczały się coraz wolniej. Zamknął oczy.

Wytężone zmysły lękiem i własną wrażliwością, wyłapały szarpaninę napastnika i szewca, własne kroki, a później... Horyzontalną rozdarł jego własny krzyk. Brzmiał jak zarzynane zwierze, którego agonię przeciągano, aby uleciała z niego cała krew, zanim umrze, aby sprawdzić, czy na pewno jest czysta. Oddychał. Oddychał. Jeszcze chwila. Nie musiał patrzeć, aby wiedzieć o tym, jak cały bok palił od zderzenia z bokiem, a cały układ nerwowy płonął, jak Londyn, męką nie do opisania. Układ nerwowy pamiętał. Ręka zaczęła mu się trząść. Jeszcze chwilę...

— Szlamojebca pierdolony. To cię nauczy szacunku społeczna gnido! — zagrzmiał żeński głos, a Morpheus zmusił się do tego, aby otworzyć oczy. Teraz!

Dotknął runy na swoim sygnecie, a ten zmienił się w piękny floret, długie ostrze odbijało światło płomieni.

— Zostaw go! — huknął donośnie, robiąc więcej zamieszania. Widział siebie, swoje zamglone oczy i krew, od przygryzionego języka. Na szczęście to wystarczyło. Kobieta spojrzała na ostrze, splunęła i uciekła w drugą stronę. Morpheus nie zamierzał jej gonić. Przykląkł obok siebie samego, ujął swoją twarz we własne dłonie i zmusił do spojrzenia na siebie.

— Wiem jak boli, dasz radę. Przenieś się i idź do Fontanny Szczęśliwego Losu. Już czas — wyszeptał i chwilę później na bruku już był tylko jeden Morpheus. Znów krwawiący.

Na nowo opętała go mgła agonii, która powaliła go znów na kolana, zmusiła do podparcia się dłońmi o kamienie. Żołądek mu ściskało i cały się trząsł. To już nie były tylko wspomnienia, ale świadomość bólu i jego obecność.


Przewaga:  Zmieniacz Czasu (0): Domknięcie pętli czasowej z tej sesji.
Szermierka (I): Trochę straszę, nie atakuję.


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
11.06.2025, 11:47  ✶  
To był moment.

To była chwila.

Nieuwaga? Rozkojarzenie?

Mieli trzymać się razem, na tym polegał cały plan. Miał móc go osłaniać, mieć szansę rozproszyć zaklęcie, które mogłoby okazać się tym ostatnim. Ale znów. To był jego plan. Nie plan jego towarzyszy. Widząc odbiegającego od nich Morpheusa, sam puścił się za nim biegiem. Stracił w stosunku do Longbottoma kilka metrów, a ten słabowity pieprzony Niewymowny zasuwał tak jakby od tego zależało jego życie i pewnie tak właśnie było...

Mogłeś mi kurwa powiedzieć...

Myśl wypchnięta, myśl czerwona, gniew na Morpheusa, to wszystko napędzało Anthony'ego energią, wolą walki, wolą spuszczenia mu łomotu, po longbottomowsku, po gryfońsku, po męsku zapewne, nawet jeśli przemoc nigdy w jego głowie nie była rozwiązaniem, ale teraz och jak bardzo świerzbiła go ręka. Nie mógł go zatrzymać. Musiał go zatrzymać. Czy Morpheus naprawdę był tak okrutny, żeby kazać mu oglądać własną śmierć?

umrzeć w gronie przyjaciół – oschłe słowa Longbottoma odbijały się w jego czaszce, a gniew płynnie przeszedł w panikę. Łzy przesłoniły mu widok, potknął się, ale nieustępliwie biegł dalej, jakby od tego zależało jego własne życie i pewnie tak właśnie było...

– Somnia! – usłyszał własny krzyk, jakby to nie był jego krzyk, a jednak, czy nie czuł jak zdziera sobie gardło? – Somnia błagam! – o co błagał? Nie był pewien. Nie odchodź. Nie chcę żebyś umierał. Masz żyć i nosić to dalej! Dźwigać każdy dzień! To życie wymagało więcej siły, więcej samozaparcia, więcej heroizmu niż cokolwiek innego. Tak wiele słów, tak mało czasu. A przecież to mogło się już dokonać, ciasny powróz przeznaczenia zacisnął się z całą mocą na gardle Anthony'ego, nie pozwalając wypowiedzieć niczego więcej. Tylko bieg, zamglony, zdezorientowany, aż w końcu...

...przypadł do zwijającego się w bólu Longbottoma, usiadł na brudnej ziemi i ujął ciało przyjaciela w rozpaczliwym objęciu, dociskając jego głowę do własnej piersi. Nie mógł mu pomóc, nie wiedział jak mu pomóc, nie potrafił cofnąć tego co było mu zadane. Mógł tylko przytulić go ciasno, drżąc na całym ciele, w półsierocym odruchu bujania się i zaklinania rzeczywistości:
– Jestem, jestem przy Tobie, jestem, zaraz minie, zaraz się skończy... – szeptał głaszcząc umęczone ciało, odgarniając sklejone kosmyki roszone łzami nad którymi nie potrafił zapanować. – Somnia błagam nie umieraj... jeszcze nie... nie umieraj... – szeptał mu we włosy roztrzęsiony, ślepy na wszystko co działo się dookoła.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#14
12.06.2025, 02:20  ✶  
Szok Jonathana nie trwał długo. Kobieta, ta sama która wcześniej prosiła go o pomoc, krzyczała coś do męża, gdy upewniała się, że nic mu nie było. Mężczyzna natomiast chyba odgrażał się, że jeszcze pobiegnie za napastnikami i im pokaże. Jonathan, nie mając przecież pojęcia co za chwilę spotka Morpheusa, podszedł do pary, pomógł wstać mężczyźnie i poinformował, że jeśli chcą się gdzieś schronić to Nora Nory będzie miejscem odpowiednim. Na całe szczęście, małżeństwo chyba nie zdawało sobie sprawy z tego, jak bardzo Jonathanowi nie wyszło tamto zaklęcie i chociaż zachowywali dystans, nie przeklinali go. W końcu krzyczał do napastników. Mogli uznać, że to była jego próba ich zatrzymania. Przynajmniej tyle. Szkoda tylko, że i tak nie udało się zapobiec kradzieży. Gdyby tylko nie to, że jego rózdżka z jakiegoś powodu odmawiała rzucania zaklęć!

Krzyk.

Krzyk a zaraz potem wołanie Anthony'ego. Jonathan pobladł.

Nie, nie, nie.

Selwyn nie myśląc ani chwili zostawił parę i ruszył się pędem w stronę źródła krzyku.

Niech wszystko będzie dobrze. Niech wszystko będzie dobrze.

Chyba nie było dobrze.
Gdy znalazł się przy nich, zobaczył już Anthony'ego przyciskającego do piersi Morpheusa. Morpheusa, który żył, ale...

– Morphy! – wykrzyknął przypadając do nich. Spojrzał z niepokojem na Anthony'ego, licząc że ten mu wyjaśni co się dzieje i co ma robić. I nie było to spojrzenie w rodzaju powiedz co dalej, skoro jesteś taki mądry. Nie. Jonathan naprawdę nie miał pojęcia co robić i naprawdę miał nadzieję, że Shafiq, który był tutaj wcześniej, mógł jakkolwiek pomóc. Ostrożnie dotknął ramienia Longbottoma. – Zawołam pomoc. Uzdrowiciele? Kto to zrobił? Dalej tu są?
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#15
17.06.2025, 17:07  ✶  

Przez chwilę z ulgą leżał we wraku swojego jestestwa, zrujnowany, fizycznie wycofany. Stało się najgorsze. Co jeszcze mogło go zranić? Wiedział, że realnie, że nic gorszego nie może nadejść. Potem rzeczywiście nic nie nadeszło. Był znany głos i znane objęcia.

Śmierć jest najsprawiedliwszą rzeczą na świecie. Nikt nigdy się od niej nie uwolnił, nawet najbardziej znamienici alchemicy, bowiem wymazanie swojego imienia z historii, nawet gdy powłoka jest żywa, jest tym samym, co śmierć. Ziemia zabiera wszystkich, dobrych, okrutnych, grzeszników. Poza tym na ziemi nie ma sprawiedliwości. Śmierć jest jedynym jeźdźcem, który nie musi wsiadać na konia, bo w końcu dosięgnie każdego. Dla kogo więc jest siodło?

— Żyję. Nie płacz. Żyję — zduszony dźwięk przekrwionego bólem głosu był niemal niesłyszalny w huku pożaru, jaki tworzył dookoła nich bramę śmierci. Ale on nie umarł, nie było nad nim kosy ani sierpa zbieracza ostatecznego żniwa. Zamiast tego zimne, delikatne dłonie Anthony'ego, które gasiły na moment jego płomień.

Morpheusowi często wydawało się, że jego życie brzmi jak bezlitośnie nieszczęśliwy krąg piekieł i czasami tak się czuł, ale prawda była taka, że często był szczęśliwy i kochany. Po prostu nie był tego świadomy w samobiczowaniu przez długi czas i nie zdawał sobie sprawy, że jest taka opcja. To się zdarza. Ludzie o niego dbali. Anthony o niego dbał. Jonathan o niego dbał.

— Nie umieram — powiedział, bardzo nieprzekonująco i zakaszlał, próbując powoli, bardzo powoli, wstać. Świat dookoła nich płonął, a on nie miał czasu, nie miał, chociaż miał go dwa razy więcej niż oni. — To zdarzyło się już wcześniej. Wiedziałem, że to się zdarzy.

Uśmiechnął się do nich, spod potarganych loków, które wpadły mu na czoło i oczy, siwych kolorem i pyłem. To był nieco szalony uśmiech, uśmiech kogoś, komu już brakuje szóstej klepki. Trochę za dużo zębów na radość. Oparł rękę na bruku, a ta drgnęła i ugięła się pod nim, przez co prawie wylądował twarzą na kamieniach. Wytarł wierzchem dłoni krew z nosa, która pociekła mu po raz kolejny i po raz pierwszy jednocześnie. 

— Nie da się zwalczyć ognia ogniem — wysyczał przez zaciśnięte zęby, czując fale emocji i adrenaliny, trzęsących jego ciałem. Przemienił floret na nowo w sygnet i, klęcząc jeszcze na ulicy, wcisnął go na palec tak agresywnie, jakby chciał przeciąć metalem skórę. Podparł się na Anthonym, aby wstać na równe nogi, odgarnął włosy z twarzy, zadarł butnie głowę do góry. Maska, postawa zupełnie niepoważna do tego, że przed chwilą jego umysł rozerwała po raz kolejny tortura klątwy.

Podniósł się na nogi. Jonathan widział już tego Morpheusa, pod Fontanną.

Wszystko będzie dobrze.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1616), Anthony Shafiq (2873), Jonathan Selwyn (1684)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa