• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[8.09.72 Spalona Noc] Out of a fired ship, which by no way

[8.09.72 Spalona Noc] Out of a fired ship, which by no way
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#11
30.03.2025, 22:43  ✶  
Idąc śladem Anthony'ego Jonathan sam również zaczął podpisywać przepustki, w tak szybkim tempie, że chyba tylko fakt, że jego dłoń była przez lata ćwiczona w błyskawicznym wypisywaniu tony dokumentów, uchronił jego podpis od bycia nieczytelnym.

Na chłodne spojrzenie Shafiqa, odpowiedział natomiast, zapewne dość złośliwie, uśmiechem, bardzo pewnego siebie polityka, który jest przekonany o tym, że słowa płynące z jego ust były absolutnie prawdziwe i konieczne. Zaraz jednak skinął głową, zgadzając się ze swoim szefem, że rozdzieleni, skupiający się na różnych zadaniach, w różnych grupach, mieli większe szanse na sukces. Czyż jednak nie była to ta sama logika, której Shafiq tak bardzo sprzeciwiał się wczoraj? Pewnie nie, ale Jonathan był w tym momencie przekonany, że tak.

Przeniósł spojrzenie na Ritę wyczekując jej odpowiedzi. Oczywiście wolałby, aby przeczekała całe zagrożenie w bezpiecznych murach Ministerstwa Magii, ale nid mógł zabronić jej przecież iść ratować własnego rodzeństwa.
– Tu nie ma złego wyboru moja droga – dodał jeszcze na wszelki wypadek, gdyby Rita wahała się jakkolwiek.

Słyszàc informacje Isaaca i Enzo skinął głową. Czyli było tak jak się spodziewał. Niedobrze, ale przynajmniej jeszcze śmierciożercy nie przyzwali żadnych ogniołaków z czeluści Tartarów, jak w jednej sztuce, którą czytał kiedyś zapalenie w Hogwarcie, więc nie było jeszcze, aż tak źle. Nie, że było dobrze. Było przecież bardzo niedobrze.

– Świetnie – podsumował wszystkie wypowiedzi. – W takim razie chyba nie ma czasu na dłuższe zwlekanie i... – I mówiąc te słowa, paradoksalnie, zawrócił i zamiast udać się do wyjścia, zajrzał jeszcze na chwilę do ich gabinetu, aby upewnić się co z Tahirą. – Ministerstwo Magii powinno być bezpieczne. Możesz oczywiście czekać tutaj. Jest ktoś po kogo powinienem posłać, aby też znalazł się w atrium? – spytał ciszej, tak aby tylko ona go słyszała.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#12
30.03.2025, 22:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.03.2025, 00:19 przez Rita Kelly.)  

Całkiem rozsądne było rozdzielenie się. Tak, zgadzała się z tym. Wpatrywała się jednak to w jednego, to w drugiego wujka przez dłuższą chwilę. Chodziło o jej braci. Musiała im pomóc ich uratować, jak niby miałaby wybrać, który powinien być pierwszy? To była jedna z tych decyzji, których nie dało się podjąć. Wiedziała jednak, że nie może zostać na miejscu, musiała im pomóc. Mogła się im przydać, zwłaszcza, że posiadała tę dziwną umiejętność, która po raz pierwszy mogła być naprawdę przydatna.

- Nie zamierzam stać bezczynnie, kiedy moim braciom może dziać się krzywda. - Powiedziała dość chłodnym tonem głosu, jak na nią. Sytuacja jednak była dość dramatyczna, nawet Rita czasem ściągała tę swoją maskę obojętności. W tym przypadku chodziło o jej rodzinę, jej najbliższych - musiała się w to zaangażować.

- Mama sobie poradzi, podejrzewam, że zrobiłaby to samo. - Tak, oczywiście, że brała pod uwagę to, w jaki sposób zachowałaby się Charlotte, zdanie matki było dla niej bardzo ważne nawet podczas takich kryzysowych sytuacji.

- Wydaje mi się, że muszę pójść po Jaspera, on nie umie, wiecie... Ogień może go dosięgnąć. - Tak, Theo tak jak ona posiadał ten dar rodziny Parkinson, więc wybór wydawał się jej być naturalny. Jessie był w większym zagrożeniu, więc to po niego powinna się udać, musiała towarzyszyć wujkowi Jonathanowi, miała nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko temu.

Nie, żeby ta decyzja była najprostszą z możliwych, dużo łatwiej byłoby, gdyby Theo i Jessie byli w jednym miejscu, tyle, że nie spodziewała się, że tak się stanie. To ją martwiło, co jeśli nie dotrą na czas, jeśli któryś z nich ucierpi?

Kiwnęła głową na słowa Jonathana. Niby nie było złego wyboru, ale co jeśli? To naprawdę była dla niej bardzo dramatyczna sytuacja, bo musiała wybierać między swoimi braćmi. Jednak decyzja została już podjęta, drogą dedukcji. Jessie mógł jej bardziej potrzebować. - Pójdę z Tobą po Jessiego. - Potwierdziła raz jeszcze swoją decyzję. Teraz nie było już odwrotu.



//toksyczna rodzina
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#13
31.03.2025, 22:26  ✶  
Isaac wszedł do biura tuż za Enzo, z ciężkim oddechem i napięciem wymalowanym na twarzy. Oparł się ramieniem o framugę drzwi, jakby przez chwilę potrzebował złapać nie tylko oddech, ale i myśli. Spojrzał na przyjaciela, a w jego oczach tliła się troska.
-Enzo…- Powiedział cicho, ale stanowczo, wsuwając dłoń do kieszeni marynarki. Wyciągnął paczkę papierosów, nie od razu ją otwierając - po prostu trzymał ją w dłoni, jakby sama obecność tytoniu mogła uspokoić nerwy.
-Syreny sugerują jedno. Jeśli ostrzegają ludzi, to znaczy, że ogień dotarł również do niemagicznego Londynu. Może nawet do centrum. Może powinniśmy iść do ciebie do domu? Sprawdzić, czy wszystko w porządku u twojej mamy i Gustawy. Jeśli dym poszedł zbyt daleko... mogły się wystraszyć.
- Albo gorzej... pomyślał, ale nie chciał stresować i tak już spanikowanego Enzo.
Szybkim krokiem podszedł do swojego biurka i sięgnął do torby zawieszonej na krześle. Sprawnym ruchem wyciągnął aparat - ten sam, który towarzyszył mu w niejednej podróży, podczas wypraw badawczych i ulicznych protestów. Metal był chłodny w dotyku, a skórzany pasek przeciął jego szyję, zanim zawisł pewnie na piersi. Szelest obiektywu, krótki klik mechanizmu, to wszystko było znajome i w jakiś sposób kojące.
Nie powiedział tego na głos, ale czuł, że to nie będzie zwykła noc. A skoro tak, to historia, jakkolwiek dramatyczna, zasługiwała na zapis. Nie w gazetowym sensie taniej sensacji, nie. On nie dokumentował przemocy dla rozgłosu. Dla Isaaca aparat był narzędziem pamięci. Świadkiem. Obiektywnym okiem w czasach, gdy słowa potrafiły być zniekształcone.
-Cokolwiek zobaczymy… dobrze, żeby zostało po tym coś więcej niż opowieści.- Mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do Enzo.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#14
31.03.2025, 23:14  ✶  
Liścik pomknął do Charlotty, a Anthony sprawdził, czy w swojej wsiąkiewce ma wszystko. Udało mu się zebrać trochę fantów, na Lammas uzupełnił zapas eliksiru wiggenowego, który w razie czego mógł dać im dodatkową energię. Oczywiście w jego głowie to co powiedział było zgodne z jego argumentacją poprzedniego wieczoru, a nie Jonathanową, ale żaden z nich nie musiał czytać sobie w myślach, żeby zdawać sobie sprawę z trzech rzeczy. Pierwszą był fakt, że nadal są na siebie obrażeni. Drugim był fakt, że to nie miało znaczenia w obliczu kryzysu przed którym zostali postawieni o miesiąc za szybko. Po trzecie...

... Morpheus nie pojawił się ich ostrzec...

Dławiący strach o życie jego anam cary tylko mocniej zaciskał mu szczękę i utwardzał jego determinację. Nawet jeśli Morpheus nie dał rady, nie zdążył cofnąć się w czasie nim padł ostatni cios, jego dusza wciąż kroczyła po świecie. Zaiste dziwnie było odkrywać w sobie odwagę spod dolinowych chorągwi.

– Rozważna decyzja. Jeśli wszystko jest po naszych myślach, Biblioteka stoi cała, wszak jest odporna na ogień. Alę proszę Cię... uważaj na siebie. To może nie być zwykły ogień, a taki, który wspierają moce nie z tego świata. Taki, któremu krew się nie przeciwstawi. – Objął czule swoją pracownicę i ucałował jej czoło na szczęście. Nikogo ten gest nie dziwił, wszak była jego ukochaną chrześnicą, najrozważniejszą z całej trojki. Po wujku.

Tymczasem Jonathan zastał Tahirę zwiniętą w rulon pod własnym biurkiem z pledem narzuconym na plecy.
– Nissss... nikogo... niech nich....nich nie wchosssssssss.... sssssama chcę... ssssama musze byśśśś..... niech....zosssawwwwią mnie...– Syczała żałośnie, łapiąc go za rękę, zwinięta przerażona tak tym co musiała ujrzeć na górze, ale i własnym stanem, nad którym próbowała odzyskać kontrolę.

Anthony natomiast pokiwał głową w ramach zadowolenia z decyzji, która podjął Isaac o wzięciu aparatu. Następnego dnia te zdjęcia może mogłyby odwrócić bieg wojny. Komunikacyjna potyczka dopiero się rozpocznie, a dokumentacja zniszczeń i chaosu może przeważyć szalę.
– Obrócimy szybko, a potem spróbujemy ogarnąć ten chaos. Dałem znać Charlotte, możemy ruszać. – zarządził, po czym cała grupa wraz z kilkoma zaniepokojonymi pracownikami OMSHMu ruszyła do góry do Atrium. Tam chaos dopiero miał nastąpić. Tam dopiero z czasem wypełni się przestrzeń ocalałymi. Teraz na razie wzmagał niepokój. Interludium szalejącej na zewnątrz pożogi.

– Widzimy się tutaj z chłopcami– powiedział twardo patrząc głównie na Jonathana. Czekając jego potwierdzenia. Wspólnego planu.

anam cara z Longbottomem
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#15
01.04.2025, 08:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.04.2025, 08:47 przez Charlotte Kelly.)  
Gdy popiół zaczął sypać się z nieba, Charlotte kończyła badania pewnego artefaktu, a gdy na górnych piętrach wybuchała panika, wręczała jednemu z pracowników raport, rozmyślając z rozmarzeniem o morderstwach i śmierci w ogólności. Zanim w ogóle dowiedziała się więc, co się dzieje, na korytarzach panował już chaos, wysyłano wiadomości do pracowników przebywających poza gmachem Ministerstwa, a część ludzi zdążyła teleportować się z atrium i punktów szybkiego reagowania. Czy to ruszając, by sprawdzić, co dzieje się z ich rodzinami, czy ruszając do walki z płomieniami.
Mimo to do atrium Charlotte dotarła szybko. Nie przeszkodziły jej nawet obcasy – kilkadziesiąt lat doświadczenia w poruszaniu się na takich oraz przerażenie na myśl o tym, że dzieci są gdzieś na zewnątrz, sprawiły, że biegła po schodach z prędkością, jakiej mogliby jej pozazdrościć najsprawniejsi zawodnicy quidditcha.
Inna sprawa, że nie była sprawnym zawodnikiem quidditcha, dlatego gdy dopadła grupy gotowej do teleportacji, była rozczochrana i zadyszana. W jednym ręku ściskała wiadomość od Shafiqa, z ramienia drugiej ręki zwisała jej torebka.
– Po… potrzymaj – wydyszała, wpychając Jonathanowi w ramiona torebkę (tak ciężką, jakby Charlie upchnęła tam kamienie). Liścik upuściła i zaczęła pośpiesznie w niej grzebać, by mieć obie dłonie wolne. Nie przywitała się nawet: szkoda czasu, szkoda oddechu. Na podłodze lądowały kolejne rzeczy, inne migały, gdy grzebała w torebce, będącej jedną z tych specjalnych, kobiecych torebek, których zawartość zdawała się według wszelkich praw fizyki niemożliwa do zmieszczenia.
Szminka, perfumy, coś wyglądającego jak ostre narzędzie do dźgania, chusteczki, skalpel – nie pytajcie, po co Charlie potrzebny skalpel, i tak by nie odpowiedziała, główka czosnku, fiolka wypełniona podejrzaną, ciemną substancją, woreczek, z którego na podłogę wysypała się ziemia (albo prochy, kto tam wie?), bardzo stary i podejrzanie wyglądający amulet (miała przyzwać ducha właściciela), i wreszcie fiolki, i więcej fiolek…
– To nie, to nie, i to nie… są. Przeciwogniowe. Na wypadek, gdybyście zrobili coś głupiego i wpadli w ogień. Rita, skarbie, pilnuj wujka – wyrzuciła z siebie, zgarniając torebkę jedną ręką i na drugiej wyciągając trzy porcje eliksiru ku Anthonyemu i Jonathanowi, by mogli je zabrać. – Sprawdzę Gringotta. Jakiś pomysł, gdzie szukać Morpheusa?
Jego wizja była z gatunku tych mrocznych, a Charlotte bardzo nie chciała, by Longbottom zamienił się w kupkę popiołów.

Oddaję Anthonyemu i Jonathanowi 3 eliksiry przeciwogniowe, które posiadam mechanicznie z Lammas - Charlie nie płonie, Rita też nie, oni tak
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#16
02.04.2025, 13:32  ✶  

Decyzja została podjęta, może dość spontanicznie, jednak czuła, że postąpiła odpowiednio. Musiała się skupić na swoim bliźniaku, Theo ze swoimi zdolnościami miał większe szanse na to, aby sobie poradzić, to było oczywiste. Wydawało jej się, że kalkulowała we właściwy sposób, na pewno, nie mogła w to wątpić.

- Oczywiście wujku, przecież wiesz, że zawsze jestem ostrożna. - Na tle swojego rodzeństwa wypadała jako ta najgrzeczniejsza, najbardziej ułożona, co zresztą miało całkiem solidne podstawy. Rita nigdy nie lekceważyła niebezpieczeństwa, po prostu była rozważna z natury, no w większości sytuacji. Przytuliła się do swojego ojca chrzestnego. - Bądź ostrożny. - Powiedziała jeszcze cicho, bo martwiła się o to, że może stać mu się krzywda. Musieli się rozdzielić, niestety, ale czas był dość istotnym czynnikiem w tym wszystkim, dużo pewniej by się czuła, jakby znaleźli się w dwóch miejscach razem, bo dzięki temu byli silniejsi, jednak nie mogli tego zrobić.

Odwróciła się w stronę drzwi, gdy usłyszała, że te się otwierają i zobaczyła tam swoją matkę. Ulżyło jej, nie, żeby zakładała, że Charlotte dałaby sobie zrobić krzywdę, mimo wszystko jej widok nieco uspokoił pannę Kelly. Kolejna bezpieczna osoba z ich rodziny, oby tak dalej.

Posłała jej krótkie spojrzenie i uśmiech, naprawdę cieszyła się, że widzi ją całą i zdrową. Nie wchodziła matce jednak w pardę, bo widziała, że ta przybyła tu w jedynym i słusznym celu - mieli zebrać się razem, wszyscy, cała ich rodzina. To było najważniejsze, nie było teraz miejsca na ckliwe powitania. Starsza Kelly oczywiście była przygotowana na najróżniejsze sytuacje, widziała, że matka grzebie w torebce w poszukiwaniu jakichś skarbów, które mogły im się przydać.

- Oczywiście mamo, będę miała go na oku. - Powiedziała jeszcze, jakby faktycznie wiedziała, co mają robić. Cóż, czas najwyższy przyprowadzić tutaj Jessiego.

Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#17
05.04.2025, 11:21  ✶  
Jonathan skinął głową na prośbę Tahiry, chcąc dać jej w tym momencie przestrzeń, ale jeszcze zanim wyszedł z gabinetu, coś go tknęło i Selwyn podszedł szybko do swojego biurka, wyciągnął jakieś zawiniątko z jednej z szafek, po czym, wreszcie opuścił pomieszczenie.

Anthony spojrzał się na niego twardo, jakby i on miał trzecie oko i już wiedział, że wcale nie planował wrócić do biura po znalezieniu Jessiego.
– Taki jest plan – potwierdził tylko. Nie kłamał. Plan w rzeczywistości taki był. Plan Anthony'ego. Po prostu Jonathan poza tym planował zostać i próbować wesprzeć Zakon najlepiej w taki sposób, aby Anthony nie postanowił się w to zaangażować.

I akurat kiedy wymienił kilka słów z resztą zgromadzonych tutaj osób do biura OMSHMu zawitała osoba, która w przeciwieństwie do Śmierciożerców Londyn mogłaby podpalić samym spojrzeniem. I na pewno miałaby wobec tego lepszy powód. A nawet jeśli nie, to jej Jonathan akurat pomagałby maskować wszelkie ślady.

Charlotte, wepchnęła mu swoją torbę i Jonathan z jednej strony poczuł ulgę, że przyjaciółce najwyraźniej nic nie było, a z drugiej strony ogarnął go pewien niepokój, gdy zorientował się, że Morpheusa najwyraźniej nie było w pracy.

– Muszę kupić ci na urodziny lżejsza torbę – mruknął,  czując ciężar przedmiotu, który Charlotte właśnie kazała mu trzymać, a którego niemal nie wypuścił w pierwszej chwili z rąk. I to nie tak, że nie był na tyle silny, aby go utrzymać. Po prostu jednocześnie trzymał zawiniątko, a tak poza tym to otrzymał torebkę raczej niespodziewanie. Wreszcie jednak Lottie wyciągnęła, to co miała i Selwyn uśmiechnął się do niej w podziękowaniu. – Zaraz ich sprowadzimy. Uważaj na siebie.

Natomiast słysząc jak to Rita ma pilnować jego, zrobił bardzo urażoną minę.
– Jeśli ktoś już musi na kogoś uważać, to płomienie na nas, bo łatwo im się nie damy – oznajmił. Pilnować jego! Jakby to nie on bohatersko… Robił wszystko. A przecież nie miał w głowie żadnych głupich planów. Przynajmniej w jego ocenie nie były one głupie. – Morpheus…  Hm… Warownia? Jego nawiedzona świątynia wróżbity w Little Hangleton?
Na pewno wszystko było z nim dobrze. Morphy zaraz się znajdzie. Longbottomowie nie wyglądali na takich co umieraliby szybką śmiercią w pierwszych sekundach katastrofy.

Uścisnął Lottie dłoń, i jeszcze zanim ruszył z Ritą, podszedł do Tony'ego.
– Proszę. Oby się nie przydało, ale jeśli się przyda to chciałbym o tym usłyszeć – oznajmił, wciskając mu materiałowe zawiniątko w które zawinął otrzymane na Lammas trzewiki z przymocowanymi do nich przyssawkami. Nie wiedział czemu mu je dawał (poza tym, że się martwił i otrzymał od Charlotte taką samą parę) ani co chciał mu w ten sposób powiedzieć. Poza tym, że się o niego martwił, ale był absolutnie wściekły i żałował, że trzewiki nie były czerwone.


Przekazuję Anthony'emu lepkie trzewiki, zdobyte w loterii na Lammas
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#18
08.04.2025, 11:04  ✶  
Taki jest plan.

Czy Jonathan znał ten wyraz twarzy, którym uraczył go Anthony na jego "potwierdzenie"? Ależ oczywiście, że tak... widział go zbyt dokładnie wczorajszej nocy, gdy ostrość słów wymienionych między nimi zabarwiła się dosadnie goryczą konfliktu, który nie został rozwiązany, ale nikt już nie chciał o nim mówić. To nie było kłamstwo, ale obaj doskonale wiedzieli, że nie była to prawda wobec intencji znanym im obu.

Nie skomentował tego jednak. Może w gruncie rzeczy był masochistą, może chciał wrócić do Ministerstwa i chciał zobaczyć ten moment, gdy w Atrium pojawi się tylko Margerita i Jasper, chciał doświadczyć tego ostatecznego potwierdzenia nie bycia w tej samej drużynie z kimś z kim był w tej samej drużynie od zawsze. Może nie chciał tracić czasu na zbędne kłótnie, gdy czas gonił, a oni tu nie mieli jeszcze pełnego obrazu jak źle jest.

– Warownia nie przetrwa tej nocy – wyszeptał głucho nie patrząc już w twarze zebranych, stalowe oczy utkwiwszy w trzech butelkach, które przejął od Charlotty, skoro Jonathan trzymał jej torebkę. Zaraz potem dwie z nich wcisnął swojemu zastępcy. Jeśli mieli racje, to on będzie bardziej ich potrzebował. Teraz i później. Był otumaniony tym, co Morpheus zdradził mu w swoich wizjach, był otumaniony przez moment, przez dwa uderzenia serca tym, jak bardzo nie chciałby, aby te przepowiednie się sprawdziły. – Gdziekolwiek jest Morpheus, znajdzie nas, gdy będzie tego potrzebował. Skupmy się na chłopcach i zapewnieniu Wam bezpieczeństwa. Ministerstwo powinno przetrwać cokolwiek się wydarzy. Będziecie mogli schronić się razem na piątym piętrze. – skierował te słowa do Charlotty, po czym odwrócił się ku dwójce pozostałych pracowników. Dobry rocznik. Bohaterski.

– Panowie, jeśli byśmy się nie spotkali więcej, to był zaszczyt z Wami pracować. Powodzenia w Waszych zamierzeniach, niech Matka Wam sprzyja. – Obdarzył ich uśmiechem i skinieniem głowy, po czym dostrzegłszy aparat Isaaca poklepał go po ramieniu motywująco, rozumiejąc powołanie kłębiące się w sercu chłopaka. – To może być ważniejsze niż cokolwiek innego. Niech ludzie zapamiętają tę noc Twoimi oczyma. – Uścisnął nieco mocniej jego ramię, po ojcowsku. Oszczędny w słowach i gestach, świadomy tego że każda minuta może być tą ostatnią uprzedzającą iskry przemieniające się w dzikie płomienie. Nie czekając więc ani chwili dłużej ruszyli do punktu z którego mogli się teleportować, każde w swoją stronę.

Dowodzenie II - motywacja i natchnienie do działania

dla Charlotte, Rity, Jonathana i Anthony'ego:
Postacie opuszczają sesję

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Isaac Bagshot (625), Anthony Shafiq (2427), Jonathan Selwyn (1582), Charlotte Kelly (389), Rita Kelly (1727), Enzo Remington (517)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa