• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[8.09.72 Spalona Noc] Out of a fired ship, which by no way

[8.09.72 Spalona Noc] Out of a fired ship, which by no way
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
14.03.2025, 21:11  ✶  

—08/09/1972—
Anglia, Londyn
obsada Oddziału Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego
[Obrazek: qq943bE.png]


Out of a fired ship, which by no way
But drowning could be rescued from the flame,
Some men leap’d forth, and ever as they came
Near the foes’ ships, did by their shot decay;
So all were lost, which in the ship were found,
They in the sea being burnt, they in the burnt ship drowned.



To było prawdziwe piekło.

Anthony Shafiq, szef OMSHM-u, bywał w biurze nieczęsto, zwykle też raczej będąc gościem przy okazji innych aktywności. Już dawno urzędnicy przyzwyczaili się do tej dwuwładzy, w której gabinet łączony dla ich przełożonego oraz jego zastępcy miał bardzo dużo sensu: ten drugi zdecydowanie częściej zachowywał się jak szef, chociażby przez sam fakt, że był na miejscu i dysponował zadaniami, doglądał i rozsądzał konflikty, zarządzał nimi. Z drugiej strony kurs dla całego urzędu, rozwój, innowacje, pewne ruchy mniej lub bardziej szalone jak na jego standardy wyznaczane był jednak przez tego pierwszego, który - jak zwykł mawiać - więcej był w stanie zdziałać w terenie. Ostatecznie to Shafiq podpisywał wypłaty i premie, więc nikt nie śmiał negować jego szefowania.

Ten dzień jednak o ile nie zapowiadał londyńskiej tragedii wcale, był już od godzin popołudniowych prawdziwym piekłem dla pracowników tej jednostki Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.

Shafiq pojawił się o 15 i rozbebeszył całą dokumentację z ostatnich sześciu lat.

Całą.

Ściągnięto ludzi z całego Londynu, wypuszczano tylko na chorobę. Poszła plotka, że nadgodziny będą podwójnie płacone, ale nie było to nigdzie oficjalnie ogłoszone. Shafiq kazał sprawdzić każdy podpis, każdy załącznik, wszystko, jakby on jeden przewidział jakiś szalony audyt przywodzący na myśl trzepanie Magicznych Urzędów Celnych z 66'.

Na szczęście mieli Remingtona, który tejże dokumentacji pilnował od jakiegoś czasu, a po aferze dywanowej na pewno mieli porządek z ostatnich miesięcy, które trzeba było od nowa ułożyć na zgrabne stosiki.

Na szczęście mieli Bagshota, który mimo tych nieoczekiwanych nadgodzin krążył między ludźmi, podtrzymywał ich na duchu.

Na szczęście mieli Ritę, pupilkę obu szefów, która powinna jakkolwiek załagodzić biurokratyczny szał w jaki wpadł ich przełożony kilka dni po podpisaniu umowy kambodżańskiej palącej ich letnie urlopy...

Problem polegał na tym, że Ci obaj szefowie - zwykle dla siebie życzliwi - obecnie w ogóle nie zamierzali ze sobą rozmawiać, czy patrzeć w swoją stronę, a napięcie udzielało się pracownikom, którzy absolutnie nie byli na tyle odważni, aby zapytać o której jest planowane wyjście do domu, a co dopiero wchodzić w detale tego gwałtownego ochłodzenia klimatu.

A to miał być dopiero początek atrakcji tej pamiętnej nocy. Spalonej nocy.

W chwili gdy to się zaczęło Anthony przebywał w głównej sali - otwartej przestrzeni o lekko wypłowiałych ścianach obłożonych "tapetą" nieskończonych regałów, z poustawianymi wielkimi biurkami podobnie jak w średniowiecznym skryptorium, gdzie miesiąc temu testowano dywany, a teraz większość biurek zawalona była dokumentacją. Przebili się przez dwa lata. Oczywiście zdarzały się braki i dłoń mężczyzny paliła od nadmiaru podpisów, które nie były tak proste gdy zbyt mocno zaciskało się palce na piórze.

Decyzja zapadła, rozmowa z Jenkins się odbyła i wszystko musiało być idealnie. Nikt nie mógł się do niczego przyczepić. Wszystko musi być idealnie... A jeśli coś nie będzie...? – kształtował swoje myśli, motywując się do wytężonej pracy. Wszystko żeby nie myśleć o poprzednim wieczorze.

Na nich nie spadł popiół. Jedynym krzykiem, który usłyszeli, to był wrzask Tahiry, która miała dostarczyć brakujące dokumenty do archiwum. Niezbyt trudna praca, ale wielka pokusa, aby wyjść na papierosa. Była magiem, to nie powinien być problem, zapalić go sobie magią. Problemem był fakt, że magiczny ogień był wszędzie nad nimi.

Śniada kobieta przyniosła ze sobą swąd spalenizny i dymu, który miał im towarzyszyć jeszcze przez trwające wieczność godziny.

– LUDZIE! LUDZIE! LONDYN PŁONIE! – krzyknęła, po czym upadła na ziemię w znanych niektórym konwulsjach klątwy, którą resztkami sił trzymała w ryzach, by móc przekazać tą straszliwą nowinę.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#2
16.03.2025, 15:12  ✶  
Ludzkie tragedie mogły mieć wiele twarzy, a jedną z nich niewątpliwie była nieplanowane inwentaryzacja, którą Shafiq zarządził, niespodziewanie przychodząc do biura po południu. Bez uprzedzenia. Nie rano, tak aby wszyscy mieli więcej czasu na ujarzmienie tego stada dokumentów. Nie! Anthony przyszedł do biura o piętnastej i zdecydował wielkie wiosenne porządku na jesień! Może dla odmiany to on powinien wyjść z pracy?

Najwyraźniej zapowiadał się długi dzień w biurze, zwłaszcza że papierów jak na złość nie ubywało, a wszystkiemu zdecydowanie nie pomagał fakt, że ilość zdań, które wymienił dzisiaj bezpośrednio z Shafiqiem, można było spokojnie policzyć na palcach jednej ręki. I chyba nawet sam nie zdawał sobie sprawy z tego, jak to milczenie, przypadkowe zabranie szefowi papierów sprzed nosa jedynie z krótkim dziękuję, zamiast pytania czy mogę, czy też to że Selwyn spędzał cały ten czas pracując z dala od Shafiqa, sprawiało, że już i tak nerwowa atmosfera w biurze stawała się jeszcze gęstsza.

Gdy Tahira wpadła do pomieszczenia stał akurat przy jednym z regałów, gotowy rzucić Anthony'emu przed nos kolejną stertę dokumentów do podpisania, kiedy...

LONDYN PŁONIE.

Nie było przy tym dramatycznego wybuchu ognia. Nie było też omdlenia osób postronnych, czy dramatycznych okrzyków paniki. No chyba, że liczyła się opadła w konwulsjach Tahira. Zabawne, jak słowa takie jak Londyn płonie potrafiły jednocześnie od razu wprowadzić dramaturgię do tej sceny, a jednocześnie nie powiedzieć nic.
Jonathan od razu rzucił papiery na pobliskie biurko na tyle niezrećznie, że opadły na ziemię, i podbiegł do czarownicy, aby upewnić się, że nic jej nie będzie, czując swąd dymu. który ze sobą przyniosła.
Londyn płonie. Kto? Gdzie? Jak? Dlaczego. Na Merlina niech to będzie jedynie jakiś mugolski incydent, a nie...
-  Panie Bagshot, panie Remington. Proszę popytać się w Ministerstwie co się dzieje i szybko tutaj wrócić, ale nie wychodźcie na razie na zewnątrz. Rito, proszę włącz radio. Może już są jakieś informacje. Co do reszty, proszę zachować spokój. Niech nikt na razie nie rusza się ze swoich miejsc. Poczekajmy na dalsze informacje i polecenia. Jestem pewny, że zaraz wszystkiego się dowiemy - rzucił głośno, tak aby wszyscy słyszeli.

Używam przewagi "dowodzenie II", aby przynajmniej większość pracowników nie popadła jeszcze w panikę.
Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#3
16.03.2025, 16:14  ✶  
Przysiadł na brzegu biurka Isaaca i przeglądał dokumenty w teczce. Kręcił nosem, wzdychał, marudził, gdy sprawdzał kolejne i kolejne papiery, które chciał podsunąć Bagshotowi pod nos, gdyby tylko znalazł jakiś błąd. Zależało mu na doskonałości tego, co wypuszczą spod palców, głównie właśnie po to, by nie dawać panu Shafiqowi kolejnej takiej okazji do wyciągnięcia wszystkiego, co przez ostatnie lata mogło pójść nie tak! Remington wiedział, że mają jeszcze niedociągnięcia, których nie zdążył naprawić, ale żeby zwalać na nich wszystko, jednego dnia?! A raczej jednego wieczora, który wkrótce miał zmienić się w jedną noc?! Pan Anthony nie miał serca, lecz skutecznie zachęcił ich dodatkową płacą. To zawsze działało. Zresztą, Enzo nie zamierzał zostawiać swoich towarzyszów niedoli samych z dokumentami. Zrobiliby jeszcze większy bałagan bez jego uważnego nadzoru!

- Nie powinieneś podpisywać z datą, kiedy to było, tylko dzisiejszą. - Mruczał pod nosem, zwracając Isaacowi uwagę, lecz nic z tym nie robiąc. Mogli udać, że papier podpisany był właśnie wtedy, właśnie w momencie, kiedy umowy zostały zatwierdzane, nie rok później. Gdyby był to ktoś inny, kto wie, może zwróciłby uwagę, lecz Isaacowi mogło to ujść na sucho. - A tutaj powinno być pełne nazwisko pana Shafiqa, nie tylko... co?

Poderwał głowę, gdy Tahira wpadła do biura, ciągnąć za sobą swąd spalenizny. W chwili, gdy usłyszał, że Londyn płonie, nie pomyślał o całym mieście, a jedynie o części jakiegoś innego departamentu? Może jakimś zapomnianym biurze, gdzie ćwiczyli stróże prawa, a pożoga wyrwała się spod kontroli?

Już chciał rzucić się ku Tahirze, ale pan Selwyn go ubiegł.

- Tak jest! - Zgodził się od razu, rzucając teczkę na biurko Isaaca. - Chodź! - Popędził kolegę, ruszając ku wyjściu, mijając Tahirę, by dostać się do wyjścia i sprawdzić, co dzieje się poza biurem. Czy na korytarzu zastaną płomienie? Dym? Zwęglone ciała?!
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#4
17.03.2025, 21:26  ✶  

Nie, żeby specjalnie przepadała za zostawaniem po godzinach... jednak wiedziała, że czasem było to nieuniknione. Ricie zależało na tym, aby powoli piąć się po szczeblach kariery w ministerstwie, miała świadomość, że do tego potrzeba czegoś więcej niżeli koneksji. Musiała się wykazać, więc skoro nadarzyła się okazja, aby pokazać swoje zaangażowanie, to oczywiście, że i jej osoba została tego dnia po godzinach pracy (nie, żeby miała co do tego jakiś wybór). jej ojciec chrzestny bardzo wyraźnie podkreślił, że mają się tutaj pojawić wszyscy.

Audyt brzmiał jak prawdziwe piekło, słyszała od Boba o tym, że podobne sytuacje miały kiedyś miejsce i zawsze podobnie się to kończyło. Wielką paniką i porządkowaniem dokumentów, dla pracowników ministerstwa to jedno magiczne słowo kojarzyło się najwyraźniej równie źle, co mugolakom słowo Voldemort - wzbudzało podobną panikę. Nie sądziła, że powinni się tym faktycznie, aż tak przejmować. Skoro wujek Anthony był tutaj szefem, to na pewno wszystko było dopięte na ostatni guzik, szczególnie, że zastępował go jej drugi wuj - Jonathan. Na pewno mieli kontrolę nad tym, co działo się w biurze, a te nadgodziny były tylko formalnością, związaną z tym, aby sprawdzić, że faktycznie wszystko się zgadzało.

Siedziała przy swoim biurku i przeglądała dokumenty, robiła to bardzo dokładnie, aby nie przeoczyć najdrobniejszych szczegółów. Co kilkanaście minut podniosła wzrok, aby wyłapać spojrzenie któregoś z wujów i posłać im uśmiech. Nie wiedziała, czy to pomoże na tę dość napiętą atmosferę, która panowała w pomieszczeniu, ale co jej właściwie szkodziło spróbować?

Między wujami dzisiaj panowała wyjątkowo napięta atmosfera, nie komentowała jednak tego, oni również mogli mieć gorszy czas, czasem już tak bywa.

Wydawało jej się, że posiedzę tu jeszcze trochę, nie było możliwości, żeby kazano im tu spędzić całą noc? Prawda? Skupiała się więc na tym, aby jak najszybciej przejrzeć kolejny stos dokumentów, bardzo chciałaby być już w domu, okryć się kocem i wypić kubek ciepłej herbaty. Tak, jeszcze chwila, a to drobne marzenie się spełni.

Oczywiście, że nic nie mogło być takie proste, czasem nie udawało się spełnić nawet takich drobnych marzeń, już za chwilę miała dowiedzieć się o tym, że nici z tego spokojnego wieczora.

Pióro wypadało jej z dłoni, gdy usłyszała krzyk Tahiry. Uniosła głowę w stronę drzwi, mocno zaniepokojona. Nie miała pewności, co mogło spowodować ten wrzask, cóż szybko dotarło do niej, co kobieta miała im do powiedzenia.

Londyn płonie.

Nie ruszyła się z miejsca. Siedziała nadal na krześle przyglądając się uważnie wszystkim w pomieszczeniu. Londyn płonął, Tahira wydawała się być tym bardzo przejęta, więc to musiało wyglądać naprawdę strasznie. Jej myśli od razu powędrowały ku członkom jej rodziny, gdzie był Theo i Jessie i mama? Czy wszyscy byli bezpieczni? Nie miała co do tego pewności. Poczuła ciężar na piersi, zaniepokojona tym, czy na pewno nic im się nie stało. Odetchnęła głęboko. Póki co, czekała. Nie mogła przecież stąd wybiec w poszukiwaniu swojej rodziny, a może mogła? Tylko, co właściwie powinna zrobić, sama zacząć szukać braci? Szukać matki? Na pewno wszyscy panikowali, trudno będzie się przebić przez tłum ludzi. Jakoś będzie musiała dostać się do braci, miała świadomość, że mogli znaleźć się na celowniku nieodpowiednich osób przez to, że ich matka miała odwagę wyrwać się z tego świata pełnego obłudy i przestarzałych poglądów. Tacy jak oni nie byli tutaj mile widziani.

Przeniosła spojrzenie na Jonathana, który się odezwał. Słuchała tego co miał do powiedzenia. Nie skomentowała faktu, że oczywiście mężczyźni mieli być bardziej przydatni, a jej zlecono tylko i wyłącznie włączenie radia. To było dość uwłaczające, zważając na to, że posiadała specjalne umiejętności, które powodowały, że była bezpieczna, że ogień jej nie spali. Selwyn bardzo dobrze zdawał sobie z nich sprawę, cóż, może później dadzą jej szansę się wykazać? Mogłaby przydać się do czegoś istotniejszego. Nie zamierzała jednak podważać rozkazów wuja. Posłusznie, jak przystało na grzeczną i kulturalną młodą damę ruszyła w stronę radia, aby wykonać to bojowe zadanie. Włączyła odbiornik, bo co innego jej pozostawało?

Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#5
18.03.2025, 01:53  ✶  
Noc w Ministerstwie Magii miała swój specyficzny klimat - złote światła unoszące się nad biurkami, cichy szelest pergaminów i szuranie krzeseł, gdy znużeni pracownicy przeciągali się, próbując nie zasnąć nad kolejną stertą dokumentów. Powietrze było ciężkie od zapachu atramentu, kurzu i kawy, która dawno przestała być świeża, ale mimo wszystko utrzymywała ich na nogach.
Isaac zerknął na Enzo, który rozsiadł się na jego biurku. Wiedział, że czeka ich jeszcze wiele godzin pracy, a w pomieszczeniu dało się wyczuć gęstniejącą frustrację. Bob, siedzący nieco dalej, z westchnieniem oparł czoło o blat. Ktoś inny przewracał stos dokumentów, jakby liczył na to, że same się sprawdzą i posegregują.
Historyk uśmiechnął się pod nosem - to nie był jego pierwszy maraton nadgodzin i wiedział, że najlepszym sposobem na przetrwanie takiej nocy jest odpowiednie nastawienie.
-No, moi drodzy, czy nie wspaniale jest być częścią tej machiny biurokratycznej?- Rzucił wesoło, odkładając pióro.-Za sto lat ktoś znajdzie te dokumenty i pomyśli: „Merlinie, jacyż to byli skrupulatni urzędnicy!”.- Westchnął.-Magia jest wspaniała, ale nie zastąpi radości płynącej z ręcznej inwentaryzacji, prawda Enzo? To wręcz rytuał! Taka... celebracja porządku!- Wykonał szeroki gest ręką, jakby chciał dodać dramatyzmu swoim słowom. Zaraz jednak zmarszczył brwi, bo przyjaciel znalazł jakieś błędy w jego własnej dokumentacji. Z racji swojego zawodu Isaac był raczej uważny i nie pozwalał sobie na tak drobne niedociągnięcia.
-Och, doprawdy?- Zajrzał Enzo przez ramię, a potem do biura wpadła Tahira.
Nagle poczuł, jak wszystko wokół zwalnia. Słowa dziewczyny odbijały się w jego umyśle: Londyn płonie. Poczuł dreszcz na plecach, ale nie był to lęk. Raczej chłodna, bolesna świadomość, że coś się zaczęło. Coś, co na długo zmieni ich świat...
Zrobił krok w stronę Tahiry, gotów pomóc jej się podnieść, ale wtedy zza jego pleców rozległ się ostry, zdecydowany głos Jonathana. Kiwnął głową, raz jeszcze rzucając szybkie spojrzenie na kobietę, której twarz wykrzywił grymas bólu. Nie podobało mu się to. Nie podobało mu się ani trochę, ale teraz priorytetem było zdobycie informacji.
-Tak, chodźmy.- Mruknął do Enzo, i szybko wyszli na korytarz. Coś wisiało w powietrzu - to dziwne napięcie, ta nagła zmiana rytmu Ministerstwa, które zazwyczaj działało jak dobrze naoliwiona maszyna, a teraz sprawiało wrażenie, jakby jego tryby zaczęły się zacinać.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#6
20.03.2025, 22:51  ✶  
Problemem Tahiry nie były odniesione rany, ale strach, który zajrzał w jej palisandrowe ślepia. Gdy Jonathan podszedł do dziewczyny zobaczył, że ta z trudem pacyfikuje Bestię pomieszkującą w jej ciele. Twarz i dłonie pokrywała lśniąca złocista łuska, cytrynowe oczy miały pionową źrenice, a spomiędzy warg wystawały ostrzegawczo jadowite kły. Wciąż jednak pozostawała w humanoidalnej formie - nie tak jak podczas starcia z pustynną mandragorą - była też na tyle świadoma, by próbować odwrócić się, zasłonić swoją twarz, nie wszyscy bowiem urzędnicy widzieli ją w tym stanie.

UWAGA DO WSZYSTKICH, KTÓRZY TEGO SŁUCHAJĄ. LONDYN PŁONIE. POWTARZAMY, LONDYN PŁONIE, STOLICA STOI W OGNIU. POD ZASŁONĄ DYMU ZAPUKANO DO DOMÓW TYCH, KTÓRZY OPIERALI SIĘ REBELII. CZARNE CHMURY NAD STOLICĄ PRZYBRAŁY SYMBOL, KTÓRY ZWIASTUJE ŚMIERĆ. TO MOŻE BYĆ NASZ OSTATNI KOMUNIKAT. RATUJCIE SIĘ I ... – popłynęło z radioodbiornika i zostało wyłączone przez pobladłego Shafiqa przed końcem komunikatu.

Anthony niestety wiedział co to oznacza. Wiedział aż za dobrze, bo Morpheus mu o tym powiedział miesiąc temu. Miał tak dużo czasu. Miał tak mało czasu.

Znów się spóźnił.

Gdy tylko usłyszał o rebelii, podszedł do tego plugawego pudła i zamknąć szerzące strach i pomagające w zerowy sposób paskudztwo.

– Tu jesteśmy najbezpieczniejsi. Ministerstwo jest chronione najpotężniejszymi zaklęciami, nie tknie go żaden ogień – zwrócił się do strwożonych urzędników, podbijając wolumen własnego głosu na tyle, żeby każdy go słyszał, po czym odwrócił się do Rity, dziękując wszelkiej opatrzności, że jego chrześnica nie pałęta się po jakiś Nokturnach, tylko jest tu, pod jego skrzydłami. Jej bracia nie mieli takiego szczęścia i byli o wiele bardziej promugolaccy w zbyt głośno wygłaszanych sądach. – Margerita, potrzebujemy Twojego anielskiego spokoju, a potem ruszamy po Twoich braci, dobrze? – szepnął do niej cicho, a następnie znów odwrócił się do zebranych.

– Lisa, zostajesz koordynatorką ds. zbierania informacji, u Ciebie przy stole prezydialnym wszystko będzie aktualizowane, przez Ciebie przepływają dane dalej, do biura zarządzającego kryzysem. Proszę u Lisy na liście obecności zaznaczyć kto zamierza opuścić biuro i udać się po swoją rodzinę, ale nie robić tego przed uzyskaniem przepustki. Haroldzie, ze swoim sektorem zorganizujecie zespół zbierające dane dotyczące rodzin naszych pracowników, wraz z miejscem pobytu w pierwszej kolejności tych, którzy chcą wyjść. Panno Sweettooth, proszę ze stażystami wypisać moje upoważnienia z miejscem do podpisu do czasowych przepustek dla rodzin pracowników i uzupełnić o dane od pana Bumfuzzle'a, a następnie oczyścić przestrzeń biurową i zabezpieczyć dokumenty przed przybyciem ewakuowanych. Bob, część zapasów żywieniowych, które zapewnił pan Bagshot są w dziale inspektorów, przynieście je, ten stół będzie zasobnikiem pożywienia i picia. Wszystkich proszę o zachowanie spokoju, oficjalne komunikaty będą przekazywane przez Lisę.– Mówił pewnie i rzeczowo. Rozdzielił zadania, dał ludziom zajęcie i poczucie jakiejkolwiek kontroli. Zarządzanie kryzysem, nie było proste, a ostatnie szkolenie ze skutecznej ewakuacji mieli kiedy? Dwa lata temu? Trzy? Mieli to odświeżyć na dniach. Pozostawił Ricie decyzję o tym czy chce się przyłączyć do którejś grupy, czy zacznie roztaczać swój kojący czar, w którym każde zapewnienie, że wszystko będzie dobrze działało niczym głos z nieba.

Zaraz potem odszukał wzrokiem Jonathana do którego najchętniej nie odzywałby się przez resztę życia. Jego duma musiała poczekać. Ich rodzina była w niebezpieczeństwie, dlatego podszedł do niego i powiedział więcej słów niż przez ostatnie godziny:
– Charlie... dzisiaj miała przeprowadzać kolejną próbę, prawda? Theodore miał być u moich ciotek w bibliotece. Jasper? Myślisz, że jest w pracy? Nie wierzę, żeby próbowali zadzierać z Gringottem. – Próbował nie myśleć o tym, czemu Morpheus ich nie ostrzegł. Próbował nie myśleć o tym, czemu Morpheus nie cofnął się w czasie. Próbował.

Przewaga Dowodzenie II, Występowanie I, pracownicy z tego działu
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#7
23.03.2025, 03:27  ✶  
Klątwa Tahiry pewnie byłaby tą rzeczą, która dzisiejszego wieczoru jako jedyna wywołała nieprzyjemne ciarki na jego plecach, gdyby tylko nie to, że informacje, które właśnie popłynęły z radia sprawiły, że poczuł się jakbyś coś go nagle uderzyło prosto w serce.

Morpheus to przewidział. Jeszcze do niedawna zbyt przytłoczony swoimi problemami Jonathan mógł mieć nadzieję, że wizja przyjaciela nie była dosłowna, że była jakaś nadzieja, że Londyn tak naprawdę nie stanie w płomieniach, ale... Ale nie. Najwyraźniej dar Longbottoma był nieprzyzwoicie wręcz precyzyjny w tym zakresie.

Zapukano do domów tych, którzy opierali się rebelii. Odruchowo, chociaż próbował tego uniknąć, zerknął na Anthony'ego, a potem, już celowo przeniósł spojrzenie na Ritę, bo jakiś absurdalny głos w głowie nakazał mu upewnić się, czy aby na pewno stała jeszcze tam gdzie stała i żaden Śmierciożerca nie zdążył jej porwać. A potem obrzucił spojrzeniem jeszcze całe biuro tak dla pewności.

Tymczasem Tahira dalej miała łuski. Kiedy Shafiq zaczął wydawać polecenia, Jonathan zaoferował czarownicy pomoc przy wstawaniu, a potem zaoferował jej również swoją marynarkę, o ile się na to zgodziła, aby narzucić ją jej na ramiona, tak by mogła bardziej zakryć wężowe elementy jej obecnego wyglądu. Następnie, wciąż bardzo uważnie słuchając wszystkiego co mówił Anthony, Jonathan odprowadził ją do gabinetu szefów, aby tam mogła spokojnie dojść do siebie. Drzwi jednak oczywiście pozostały otwarte.

Kilka chwil później, gdy ponownie pojawił się w głównej sali, jego szef zadał pewne pytanie i Jonathana aż zmaroziło.
– Wydaje mi się, że Jessie jest w domu – powiedział cicho, ciszej niż zwykle, do Shafiqa i chociaż dalej był na niego śmiertelnie obrażony, to przyjaciel mógł zobaczyć błysk niepokoju w oczach drugiego czarodzieja. Czy powstały jakieś monologi, które mogłyby oddać myśli kogoś, kto martwił się, że jego nabliżsi, chrześniak, dzieci najlepszej przyjaciółki, o których troszczył się od zawsze, mogły umrzeć w płomieniach, czy jednak nawet najsmutniejszy dramaturdzy nie byli tak okrutni?

Gdyby nie to, że znajdowali się otoczeni przez inne osoby, Jonathan najchętniej wykrzyczałby teraz Anthony'emu, że to właśnie dlatego postanowił go chronić. Że to jego skandaliczne zachowanie mogło teraz sprawić, że przynajmniej Shafiq będzie tej nocy w miarę bezpieczny. Że Tony nie będzie musiał wyjść na zewnątrz i walczyć z płomieniami, tak jak zapewne poczynią zakonnicy.
– Pójdę i sprawdzę ich mieszkanie  – oznajmił głosem nieznoszącym żadnego sprzeciwu. – Jeśli tam go nie będzie, wyciągnę stąd Benjiego i pójdę szukać dalej. Theo też. – A potem... Potem gdy już upewni się, że każdy z rodziny Kelly był bezpieczny... Może nie będzie nawet o tym myśleć, bo Tony to jakoś telepatycznie usłyszy i się znowu obrazi. Nagle ściszył głos jeszcze bardziej, tak aby tylko Anthony mógł go słyszeć.
– Nie myśl, że to nie utwierdza mnie tylko bardziej w mojej decyzji – rzucił po francusku, a następnie dodał już na cały głos. – Rito, Jessie nie mówił dzisiaj nic o zostaniu w pracy na dłużej, prawda? Powinien być w domu, czy miał jeszcze jakieś plany?
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#8
23.03.2025, 23:54  ✶  

Rita wsłuchiwała się w komunikat, który rozlegał się z radia. Cóż, nie wróżyło to niczego dobrego. Londyn faktycznie się palił. Nie miała pojęcia, gdzie są jej bracia. Matka powinna być w pracy... tyle dobrego, chociaż ona była bezpieczna. Nie odzywała się póki co, ani słowem. Pozwoliła sobie na chwilę odpłynąć, żeby znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

Wiedziała, że ona i jej bracia, i mama, oni wszyscy musieli się pilnować. To, że Charlotte postanowiła dawno temu uciec z kraju wraz z ich ojcem stawiało ich po tej nie do końca mile widzianej stronie w konflikcie czarodziejów, który właśnie przybierał na sile. Znajdowali się w niebezpieczeństwie. Nie obwiniała za to matki, tylko tych ludzi, którzy mieli klapki na oczach i podążali za jakimiś dziwnymi przekonaniami, o których już dawno powinni byli zapomnieć. Była zła, że nie umieli dostrzec tego absurdu. Czystokrwiści naprawdę mieli okropne podejście. Nie wszyscy, bo przecież jej wujkowie nie stronili od ich towarzystwa, więc nie do końca przeszkadzało im to, w kim zakochała się jej matka, ale dla niektórych było to nie do pomyślenia.

Zresztą Rita nauczyła się żyć tak, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, nie wydawało jej się to potrzebne. Potrafiła dostosowywać się do sytuacji. W przeciwieństwie do jej braci. Miała nadzieję, że są cali i zdrowi, chociaż czuła, że mogło im się przytrafić coś złego. Obawiała się okropnie o ich bezpieczeństwo, chociaż starała się nie dać tego po sobie poznać. Musiała być silna, dla nich.

Anielski spokój... tak. Wyprostowała się odruchowo, nie chcąc pokazać, że faktycznie zaczęła się martwić o swoich najbliższych. Musiała udawać, że ma nad sobą kontrolę. Nie powinna dawać ponieść się emocjom.

- Tak. Musimy ich znaleźć. - Nie było innej możliwości. Nie zamierzała zostać w Ministerstwie, kiedy oni byli gdzieś tam, Merlin sam wiedział gdzie.

- Mnie też nie tknie żaden ogień. - Mruknęła jeszcze cicho, bardziej do siebie, chyba chciała przypomnieć o tym, że mogła nadać się do tego, żeby odszukać braci. Theo jak ona posiadał te umiejętność, gorzej jednak z Jasperem, u niego te geny się nie pokazały, to o niego aktualnie najbardziej się martwiła.

Wujowie zaczęli wymieniać między sobą zdania. Nie do końca była w stanie wyłapać o czym mówili. Nie umknęło jej jednak to, że przeszli na francuski. W końcu doskonale znała ten język. Tłumaczyła przecież teksty. Nie zamierzała podsłuchiwać, jednak chcąc nie chcąc coś doszło do jej uszu. Czekała na dalsze rozkazy, bo to nie ona tutaj dowodziła. Zależało jej tylko na tym, żeby jej matka i bracia byli bezpieczni, nie wątpiła w to, że obecni tu mężczyźni nie pozwolą zrobić im krzywdy, byli w końcu rodziną.

- Powinien być w domu. - Odpowiedziała Jonathanowi, ale czy mogli mieć pewność? No nie. Niczego nie mogli być pewni. Nikt przecież nie spodziewał się tego, co się wydarzyło, prawda?



// przewagi język francuski, występowanie
Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#9
25.03.2025, 22:35  ✶  
Enzo ściągnął okulary, których potrzebował do rozczytania zbyt drobnego pisma na dokumentach zbyt blisko twarzy, a te zawisły na jego szyi na łańcuszku, pozwalając Remingtonowi ocenić dalszą przestrzeń bez szklanych przeszkadzajek.

Londyn płonął i musiał zobaczyć to na własne oczy, by ostrzec i obronić biuro. Szybko przestał myśleć, że to, co się wydarzyło, to tylko niegroźny pożar, bo i Tahira nie zareagowałaby tak gwałtownie. Komunikat tylko potwierdził ich przypuszczenia i Enzo był chyba wdzięczny szefowi za to, że w porę wyłączył radioodbiornik. Nie chciał wiedzieć, co na końcu powiedział spiker. Nie mógł przecież się... żegnać?

Oddech Remingtona przyspieszył, gdy spojrzał na Isaaca. Skinął mu głową.

- Chodź! - Pospieszył przyjaciela.

Nie martwił się o matkę, bo założył, że pali się tylko magiczna część miasta. Tak być musiało i nie dopuszczał do siebie innej opcji! Musiał skupić się na zadaniu od pana Shafiqa, wybiegł z biura.

**

Wpadł do biura i zatrzymał się na chwilę, by złapać oddech. Szaleńczy bieg korytarzami był konieczny, jeśli chciał jak najszybciej przynieść informacje.

- Ludzie zbierają się w atrium - wydyszał, opierając dłonie na kolanach, gdy pochylił się do przodu, aby ulżyć zmęczeniu. - Mówią, że jest ogień, masa dymu, masa popiołu w powietrzu! Wyją syreny! - Relacjonował. Syreny były zastanawiające, bo czyżby mugole dostrzegli ogień? A może płomienie rozprzestrzeniły się poza Pokątną i okolice...?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#10
27.03.2025, 10:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.03.2025, 10:36 przez Anthony Shafiq.)  
Stali we troje. Margerita, Jonathan i on. Patrzyli jak urzędnicy uwijali się w powierzonych zadaniach. Trening pana Remingtona, Starszego Inspektora ds. Dokumentacji i Komunikacji przynosił teraz przyjemne efekty manufaktury upoważnień, które Anthony już zaczął zamaszyście podpisywać też in blanco, drugie pióro wciskając za w czasu Jonathanowi, licząc bardzo że te przepustki wystarczą, aby zapewnić przestrzeń dla jego pracowników i ich rodzin, gdy sprawa będzie wyglądać na prawdę źle. Bo będzie gorzej, tego był pewien.

Nie skomentował rzuconej po francusku uwagi Jonathana bardziej niż chłodem stalowych tęczówek, grymasem zbyt blisko znajdującym się wściekłości rozmowy tak możliwie przeszłej, choć mającej miejsce ledwie dobę temu. Obecnie Jonathan mógł się utwierdzać w dowolnej opinii, nie zmieniało to faktu, że:
– Oddzielnie mamy większe szanse, że złapiemy ich, nim rozpęta się piekło. Idź po Jaspera, ja ściągnę tu Theo. Ministerstwo jest najbezpieczniejszą bazą na przeczekanie tego koszmaru – zdecydował, po czym sięgnął po kolejną kartkę, aby napisać notę Charlotte.

– Margerita, idziesz ze mną, czy zostaniesz tu z mamą i poczekasz na braci? Nie wiem czy moja notatka do niej dotrze od razu, skoro miała prowadzić eksperyment, podejrzewam, że jest odgrodzona od całego świata. Być może przeczyta to za kwadrans, być może za godzinę, ale chcę napisać Charlotte jaki jest plan. – I gdy tylko jego chrześniaczka podjęła decyzję, której z oczywistych względów nie zamierzał podejmować za nią, w imię samostanowienia, naniósł te informacje i wysłał list wewnętrznym ministerialnym kanałem, który nie powinien być zakłócony w żaden sposób.

Zaraz potem pojawili się Isaac oraz Lorenz, potwierdzając tylko najczarniejsze scenariusze. Anthony podszedł do Lisy i poprosił ją o odznaczenie na liście, że ich grupa rusza do miasta aby sprowadzić tu swoją rodzinę. A potem zwrócił się do mężczyzn:
– Ruszamy po braci Margerity. Możecie iść z nami, albo ratować swoich bliskich. Upoważnienia do przeczekania tutaj tego koszmaru są wypisywane na rodziny. Na pana rodzinę również panie Remington. Późniejszy koszt amnezjatorów proszę złożyć na mnie. – Czas uciekał, nie było sensu zostawać tu dłużej, Shafiq więc ruszył pospiesznie do wyjścia. Anthony całą swoją postawą pokazywał, że jakiekolwiek argumenty Jonathana rzucone w jego kierunku aby nie wychodził z Ministerstwa odbiją się od niego jak od ściany.

Decyzja została podjęta dużo wcześniej, gdy Morpheus z detalami opowiedział mu wizję, którą otrzymał w czasie Lammas. Jeśli zamierzali umrzeć dzisiaj, on nie zamierzał zostawać na tym świecie bez nich, zadręczając się, że nie zrobił wszystkiego co mógł, aby uratować im skórę.

Przewaga: Wieża Babel
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Isaac Bagshot (625), Anthony Shafiq (2427), Jonathan Selwyn (1582), Charlotte Kelly (389), Rita Kelly (1727), Enzo Remington (517)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa