• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
[wiosna 1972, ranek] Zapalimy świeczkę

[wiosna 1972, ranek] Zapalimy świeczkę
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#11
16.03.2023, 19:23  ✶  
Dlatego brak nam właściwych słów, gdy nie wypada żartować.
Tak, jak nie sposób było jej odmówić pewnej specyficznej charyzmy, zdolności dyplomatycznych nie posiadała za grosz - dlatego w trakcie całego rytuału odzywała się niewiele, w obawie że może powiedzieć coś całkowicie nieodpowiedniego. Jej wzrok przemknął po wszystkich obecnych; najdłużej zatrzymał się na ludziach najbliższych jej sercu, kuzynostwie oraz Julesowi, do którego w trakcie jego pobytu w posiadłości Longbottomów zdążyła się przywiązać. W pewnym momencie poczuła ogromną potrzebę, by mocno uściskać każdego z nich; w obawie, że podświadomie może uznawać to za pożegnanie, powstrzymała się. Przytuli ich wszystkich jutro rano, gdy po zwycięskiej walce ze złem, w pełnym składzie spotkają się w posiadłości rodowej. Bo... tak będzie, prawda?
Krótka przemowa Stewarda sprawiła, że poczuła jak jej gardło zaciska się. Uświadomiła sobie, że przez ten cały czas stukała butem w ziemię, przez co jego czubek był ubłocony; nieszczególnie się tym przejęła.
- Jesteśmy. - poprawiła go cicho. Odchrząknęła i uniosła głowę, spoglądając na Patricka. - Ty też jesteś nam potrzeby, cały i zdrowy. - rozwinęła swoją myśl, posyłając mu krótki, acz szczery uśmiech.
Na słowa Brenny prychnęła cicho, nie powstrzymując nieco szerszego uśmiechu. Jebać go. Nie zasłużył na nic innego.
Nie żegnała się z nikim. Lekko skinęła głową, po czym odeszła od grupy, w celu teleportowania się w miejsce, w którym wcześniej umówiła się z Samuelem. Przechodząc obok Ericka zwolniła na chwilę, a mężczyzna mógł poczuć, jak Dani kładzie dłoń na jego ramieniu - to była jedyna oznaka czułości, na jaką sobie pozwoliła.

Postać opuszcza sesję
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#12
17.03.2023, 01:15  ✶  

— Nie zaprzeczam naszym źródłom. Po prostu magia potrafi płatać figle lub zawieźć w najmniej spodziewanym momencie — odparował na komentarz siostry. Skinął głową na ustalenia w kwestii dodatkowego sygnału alarmowego.

Uścisnął mocno na powitanie dłoń Alastora, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu. Chociaż zabrakło go na poprzednim zebraniu, tak cieszył się, że udało mu się do nich dotrzeć. Może to i dobrze, że nie był świadkiem tej sprzeczki między Rookwoodem, a brygadzistami? Bądź co bądź, Moody pracował teraz z Biurem Aurorów, a więc i z Chesterem widywał się na co dzień. Przynajmniej nie został postawiony w sytuacji, gdzie musiałby wybierać między wsparciem kolegi po fachu a poparciem pracowników Brygady Uderzeniowej.

Była też ta druga, istotna sprawa... Otaksował nieśmiałym wzrokiem twarz kolegi. Przez moment przeszło mu przez myśl, czy Nora już z nim rozmawiała, jednak szybko zdał sobie sprawę, że było to mało prawdopodobne. Chociaż w ostatnie dni były nadzwyczaj intensywne pod względem wydarzeń, tak minęły ledwie dwa dni, odkąd rozmawiał z Figg w klubokawiarni. Raczej potrzebowała więcej czasu, aby przejść do porządku dziennego z tym, co musiała zrobić. Cóż, oby miała szansę jeszcze się spotkać z Moodym w normalnych warunkach.

— Okej, rozumiem. Ufam twojej ekspertyzie — stwierdził odnośnie do wytrzymałości magicznych efektów świeczki. Sam raczej rzadko kiedy sięgał po rytuały, chyba że został wciągnięty w takowy jako asystent, chociażby przez Brennę, gdy ta potrzebowała pomocy przy rozstawieniu i podpaleniu świec, czy innych akcesoriów przydatnych przy swoich „seansach”. — Nawet mnie nieco uspokoiłeś.

Chwila zadumy pośród członków Zakonu Feniksa udzieliła się także Erikowi. Nie przesadziłby, gdyby stwierdził, że praktycznie wszyscy tutaj byli dla niego jak rodzina. Dalszą lub bliższą, ale jednak rodziną. Ba, z większością tych ludzi dzielił jedno lokum. A nawet ci, którym bliżej było do miana gości niż współlokatorów, śmiało nazwałby przyjaciółmi. Patrick i Alastor. Niby oboje byli aurorami, a jednak znacznie się od siebie różnili. A jednak obecnie przyświecał im ten sam cel, podobnie jak zebranym tu brygadzistom.

— Dotrwamy do rana — dorzucił po słowach Patricka, rozglądając się po reszcie zebranych. — Będziemy uważać na siebie nawzajem i zrobimy co w naszej mocy, żeby wypełnić zadanie.

Na jakże elokwentne zakończenie zebrania w wykonaniu Brenny zareagował głośnym parsknięciem, po czym zasłonił sobie usta dłonią, chcąc ukryć zdecydowanie zbyt szeroki uśmiech, który przywołała na jego twarz. Och, co jak co, ale jego siostra umiała zmotywować ludzi do działania. A co mogło być lepszego od możliwości dania tak zwanego prztyczka w nos przywódcy czarnoksiężników? No chyba nic.

— Tak, dokładnie, jak powiedziała Bren. Odeślijmy go dziury, z której wypełzł — mruknął, kręcąc głową, dalej rozbawiony słowami siostry, po czym sam usunął się z terenu spotkania, dając prywatność tym, którzy potrzebowali jeszcze chwili na rozmowę w cztery oczy.


Postać opuszcza sesję


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#13
17.03.2023, 09:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.03.2023, 13:46 przez Heather Wood.)  

Heather Wood była wyjątkowo cicha tego poranka. Skupiona na rytuale. Wiedziała, że dzisiejszy dzień będzie ważny. Wszyscy czuli, że wydarzy się coś - nie mogli temu zapobiec. Musieli być gotowi na reakcje, tak po prostu. Miała nadzieję, że ten rytuał i trzy kropki wosku na czole wystarczą, żeby im pomóc - choć sama Wood podchodziła do takich rzeczy sceptycznie i liczyła raczej na swoje umiejętności.

Nie było ich tutaj wielu, garstka ludzi, która była gotowa ryzykować, aby chronić życia innych. Rodziny, gdyby Erikowi, Danielle, Mavelle i Brennie stało się coś jednocześnie Longbottomowie długo podnosiliby się z kolan po stracie potomków. Wierzyła, że do tego nie dojdzie. Heather Wood była pełna nadziei.

Zauważyła spojrzenie Charlesa, posłała mu uśmiech. Trochę się bała, że jest tutaj z nimi. W końcu niecałe dwa miesiące temu prawie go zabili, a on znowu ryzykował. Nie mogła mu jednak zabronić wychodzenia z domu Longbottomów - chociaż bardzo tego chcieli z Cameronem.

Wszyscy po kolei uczestniczyli w rytuale, Heather przenosiła spojrzenie po kolei, na każdą osobę. Widziała, że wszyscy są bardzo skupieni, każdy chciał się zaangażować w pomoc. Kiedy rytuał dobiegł końca postanowiła podejść do Juliena w końcu był jej tutaj najbliższy, chciała z nim zamienić chociaż kilka słów, tym bardziej, że mogli dzisiaj umrzeć.

- Skopiemy im dupy, jeśli przyjdzie taka potrzeba, nie? - Próbowała podejść do tematu raczej pozytywnie. - Mam nadzieję, że jutro spotkamy się na piwie, żeby nadrobić to Beltane, bo muszę dzisiaj pracować. - Powiedziała jeszcze i przytuliła się do Juliena na pożegnanie. - Powodzenia wszystkim. - Rzuciła jeszcze w eter nim wsiadła na miotłę i poleciała na polanę.


Postać opuszcza sesję
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#14
17.03.2023, 13:41  ✶  
Moody za maską niewzruszenia, obserwował wszystko z uwagą godną tylko jemu. Widział tutaj mały tłum ludzi, których mógł nazwać dobrymi, serdecznymi przyjaciółmi. Darzył ich w większości olbrzymim zaufaniem nawet w obliczu potencjalnie dramatycznej walki. Był człowiekiem dobrze wyszkolonym, idealnym żołnierzykiem, zdolnym do wszystkiego w imię przyświecającej ich sprawie idei, ale miało to wszystko swoją wyraźną granicę w tym jednym, małym fakcie - wieku. Podobnie jak Patrick, pękł widząc jak młoda Wood przytula się do kolegi i odchodzi stąd tak, jak gdyby nie wisiało nad nimi widmo śmierci tysięcy ludzi. Jego usta zacisnęły się na moment w wąską linię, ale aura nawet nie drgnęła. To takich ludzi właśnie, niewinnych i mających przed sobą całe życie przysiągł chronić i... dlaczego mieli robić to u jego boku? Czy naprawdę byli w aż tak dramatycznej sytuacji?

Gdyby tylko mógł, udźwignąłby to wszystko sam, byle wszyscy tutaj zebrani byli bezpieczni. I tak, dotarły do niego słowa Stewarda, ale to nie zmieniało nic w tym, że myślał o tych wszystkich ludziach zbyt ciepło, aby nie poddawać wątpliwości ich uczestnictwu w stawianiu oporu seryjnym mordercom. Naprawdę potrzebowali tutaj Danielle? NAPRAWDĘ? Nie powinna mu teraz, nie wiem, wysyłać listu nakazującego udanie się na urlop wypoczynkowy?

Z chwilowej atmosfery gniewu narastającego gdzieś w sercu, wyciągnęła go Mavie. Szybko złapał z nią kontakt wzrokowy, który podsumował szerokim, ciepłym uśmiechem. Takim, za którym kryje się, wbrew temu, co pomyślał sobie Charles, odrobinę za dużo złych wspomnień, żeby miał teraz szukać z Bones odosobnienia. Ale Moody zaakceptował to, że ich relacja prawdopodobnie nigdy nie przyjmie swojej dawnej formy już dawno, kiedy dziewczyna wyjaśniła mu to w sposób... dobitny. Ale... to też nie było raczej tak, że można się było tak po prostu odkochać, czego pięknym dowodem było to, jak szybko przybiegła tutaj skorygować jego niedopatrzenie.

- Dz-dzięki.

Trochę cisnęło mu się na usta „czy poprawisz mi też krawat”, ale połowa zgromadzonych należała do jej rodziny, a on niekoniecznie chciał budować tutaj coś, czego Mavelle by nie chciała. Niech więc te niedopowiedzenia pozostaną pomiędzy nimi, bo nie zmienili się przecież na tyle, aby do rozumienia się potrzebować jakichkolwiek słów. To było kiedyś ich święto. Będąc z nim na tyle blisko, musiała wiedzieć, co widział w swoim umyśle i na jakich emocjach mu zagrała.

Największą widoczną na zewnątrz reakcję wywołała w nim Brenna. Moody zaśmiał się żywo, pozwalając Longbottom odejść w akompaniamencie jego buńczucznego śmiechu.

Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zaoferował jednego Mavelle, szybko jednak dostrzegł spojrzenie Stewarda.

- Połamania łap na patrolu. Kto trafi na najgorszy syf, stawia jutro kolejkę.

Chociaż ponownie nie zostało to wypowiedziane na głos, domysły nakazywały paniom iść przodem.


fear is the mind-killer.
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#15
18.03.2023, 16:19  ✶  
Chwile takie jak ta sprawiały, że słowa grzęzły w gardle. Nikt nie wiedział, czy przyjdzie im się jeszcze zetknąć w tym samym gronie, co teraz. Zresztą, czy naprawdę jakiekolwiek słowa byłyby w stanie oddać wszystko, co kłębiło się gdzieś we wnętrzu?
  Ostatnie chwile spokoju, na których kładł się cień.
  Chwile, w których myśli z rodzaju „co by było, gdyby…” męczyły bardziej niż najbardziej natrętna mucha. Bo i takie się pojawiły, gdy spojrzała w oczy Alastora, gdy odwzajemniła uśmiech, gdy poprawiała tę cholerną grzywkę, żeby tylko nie obwieszczał całemu światu, iż coś sobie na tę łepetynę nakapał.
  Tak, to kiedyś było ich święto.
  A teraz to nawet nie było święto, tylko oczekiwanie na najgorsze. Smak goryczy w ustach, pewnego żalu, a jednak gdzieś z tyłu głowy pozostawała świadomość, że tak jednak musiało być. Że choć na dłuższą metę postąpiła źle, to jednak przecięcie tej konkretnej nici było wyborem, który musiała dokonać.
  Co nie oznaczało, że przestała cokolwiek czuć; coś się nadal w głębi gdzieś tliło, to samo coś, co podpowiadało, że może by tak nie tylko grzywkę poprawić. Że może przesunąć po ramionach, po piersi, wygładzić materiał munduru, upewnić się, że leży nieskazitelnie.
  - Nie ma za co – odparła miękko. I… roześmiała się zaraz. Brenna, och, Brenna, kwiatuszku. Tak, jebać Voldemorta, dokładnie, trzeba mu pokazać, gdzie jego miejsce.
  Pokręciła głową, odmawiając papierosa, na wargach znów zadrgał uśmiech.
  - Ja stawiam kolejną – rzuciła lekko, starając się nie myśleć o tym, że być może nie będzie komu tych kolejek wypić. Albo będą to kolejki pite w imię tych, których zabraknie.
  - Uważaj na siebie – dorzuciła jeszcze, cicho, po czym poszła w ślady tych, którzy już zdążyli odejść.

Postać opuszcza sesję
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Alastor Moody (729), Mavelle Bones (818), Brenna Longbottom (675), Erik Longbottom (887), Heather Wood (565), Patrick Steward (409), Julien Fitzpatrick (443), Danielle Longbottom (579)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa