• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[8.05.1972] My boy

[8.05.1972] My boy
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#11
16.07.2023, 17:09  ✶  

Jak to jak patrzył.

- No... tak – mogła tylko machnąć rękoma do przodu, jakby chcąc pokazać na niego, ale nie zrobiła zbyt dużego ruchu, bo Sauriel faktycznie był blisko. Na wyciągniecie ramion – ale jego ramion, bo Victoria to akurat była od niego dużo mniejsza. Sięgała mu gdzieś… Gdzieś do szyi. - Jak to jest normalnie, to ja nazywam się Merlin! – nie znał jej też od tej strony, tej znacznie bardziej emocjonalnej i nerwowej niż pokazywała. Bo zwykle naprawdę trudno ją było wyprowadzić z równowagi, dużo sobie przetwarzała, rozkładała na czynniki pierwsze… Ale były takie momenty, że nie do końca nad sobą panowała. Jak wtedy, gdy dała mu w twarz za naprawdę świński tekst. I jak teraz, kiedy nieco, ale tylko nieco podniosła na niego głos, mocno zirytowana i zdenerwowana całą sytuacją. Jego zachowaniem, błotoryjami, eksplodującym stworem i tym wspomnieniem, co to nie mogła sobie do końca przypomnieć o co chodziło. Ach, no i tym narastającym bólem głowy.

W tym wszystkim zapomniała, że są w salonie. I że w każdej chwili może tutaj wejść jej matka i zobaczyć sobie tę scenkę rodzajową. Albo Strzałka – skrzatka na pewno gdzieś siedziała i wszystko słyszała. Albo jej ojciec. On tez mógł w każdej chwili wrócić z pracy i zastać… to. Zmarszczyła tylko brwi, kiedy Sauriel wyrzucił z siebie resztę rzeczy, które miał do powiedzenia. I zapiekło ją do żywego oskarżenie, że to jej jakieś tam działania – że nie może przestać o niej myśleć, że go do niej ciągnie. A jeszcze bardziej zabolało ją jak powiedział, że go to wkurwia. I nawet nie była w stanie tego ukryć. Tego, że właśnie ją swoimi słowami zranił.

- Ja w coś pogrywam, tak? Ja? Gdybym ci podała amortencję, to byś się nawet nie połapał jak i kiedy, a przede wszystkim nie przychodziłbyś teraz do mnie z tekstem, że cię to WKURWIA – to ostatnie wręcz mu wykrzyczała. - A ja przynajmniej wiedziałam co jest grane! – ją też to wkurwiało, ale na zupełnie innym poziomie. A przede wszystkim – nie przyszło jej nawet do głowy, żeby przychodzić do Sauriela i się na nim wyzywać za to, że coś czuje. Ale tknęło ją to, co powiedział na sam koniec. Co prawda potrzebowała odetchnąć nim  się odezwała dalej, ale to nie tak, że miała klapy na oczach i nie docierało do niej co mówi. - Czułeś, że mi coś groziło? Ciekawe. W takim razie w tym faktycznie jesteśmy kwita. Bo wyobraź sobie, że ja takie rzeczy czuję w stosunku do ciebie każdej pierdolonej nocy! Cokolwiek tam, do cholery robisz! KAŻDEJ. NOCY. OD. TYGODNIA – na końcu języka miała „i dobrze ci tak teraz”. Ależ ją kusiło mu tak powiedzieć!

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#12
16.07.2023, 19:14  ✶  

- Witam, Merlinie. - Spojrzał na nią krytyczni, chociaż miała rację - wcale nie spoglądał na nią normalnie. Ta chwila, jak i chwile poprzednie, miały w sobie bardzo wiele, ale nie normy z ich dnia codziennego i nie normy z ich spotkań. Bo przecież było jak było, a kiedy dzielili ze sobą chwile to było... miło. Czy to wystarczy, żeby mówić o partnerstwie? Że "było miło"? Zazwyczaj kiedy takie słowa padały z ust jednej ze stron znaczyło to, że nie czują do siebie zbyt wiele. Ale tutaj nie było mowy o uczuciu, kiedy się wybierali. Bo się nie wybierali, jak dobrze wiemy. Tak więc "było miło" stanowiło w zasadzie wszystko, czego można było oczekiwać od ich wspaniałego i zdecydowanie normalnego, jak na ich czasy, związku. Bo tutaj nie dyktowały uczucia wyborów. To dobra krew i... na pewno nie szansa na potomka, więc pomijając ten krok docieramy do: polityka.

- Przecież wiem, że to nie Amortencja! - A co, tylko amortencja taka była? Właściwie to wcale jej nie oskarżał, tak normalnie, że to ona przyczyniła się do tego dziwacznego stanu, w jaki wpadł. Lecz znów - emocje. I niepotrzebnie w ogóle to wypowiadał... wykrzykiwał? Nie darł japy na cały dom, ale to nie był normalny ton głosu i zaliczał się już do tych uniesionych. - Skoro wiedziałaś, co jest grane, to się PYTAM CO JEST GRANE. - Nie to miała na myśli wypowiadając te słowa, ale tak to zrozumiał w aktualnym stanie rozumowania sam Sauriel - odbiorca przekazu. Ale następne słowa sprawiły, że Rookwood się zatkał i na jego twarzy pojawił się szok jeszcze głębszy niż ten sprzed chwili. Otworzył szerzej oczy, a w nich - niedowierzanie. Spoglądał czujnie na Victorię czekając, aż zaprzeczy, aż powie, że tylko się wyzłośliwia, albo stara go uspokoić, uciszyć. Jeśli to ostatnie to bardzo dobrze jej się to udało. Czarnowłosy nawet zrobił kolejne pół kroku w tył, żeby jakoś rozluźnić napięcie między nimi. Żeby iskry przestały latać w powietrzu.

Każdej. Nocy. Od. Tygodnia.

Słowa grzmiały w jego uszach jak dzwon i nagle jakoś... jakoś zrobiło się zimniej. Może tak jak powinno być od początku. Kolejny dreszcz, albo raczej jego złudzenie, przespacerował się po jego skórze. I nie wiedział, co powiedzieć. Nie żartowała. Nie potrafił dopatrzeć się w jej twarzy żartu. I chyba to nie były słowa tylko ku ostudzeniu tego, co nim szarpało. Zamilknął, wpatrując się w Victorię. Wstrząśnięty.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#13
16.07.2023, 19:49  ✶  

Nie chodziło o szokowanie, nic z tych rzeczy. Nie wykrzyczała mu tego, żeby kupić czas. Oskarżał ją o rzeczy, które nie były z jej strony w żaden sposób celowe, ba -  których nie była świadoma. Myślała, że tylko ona to odczuwa. Myślała, że to kolejna rzecz do kolekcji z zimnem, które wyniosła z wycieczki do Limbo. Wszystko idealnie zbiegało się w czasie. A jej uczucie, to że tak bardzo chciała przy nim być – myślała, że to po prostu ona, że to normalne, kiedy otrzesz się o śmierć i widzisz, że wokół ciebie jest jeszcze tyle życia i zmarnowanych okazji i…

Miała wrażenie, że jej właśnie pęka serce. I tego też nie rozumiała – dlaczego? Dlatego, że tak jej powiedział? Dlatego, że mu przeszkadza? Dlatego, że tak jej nie lubi, że stanowi problem? Bo tak go wkurwia, że coś czuje względem niej? Jakby to było coś złego? Było złe? Co ona takiego zrobiła, żeby sobie na to zasłużyć? Żeby słyszeć takie rzeczy z ust mężczyzny, który miał zostać jej mężem? Źle go traktowała? Co robiła nie tak? Co było z nią nie tak? Takie słowa bolały. Tym bardziej, jeśli nie spodziewało się ich usłyszeć. Jeśli nie chciało się ich słyszeć.

- Nie wiem! – warknęła do niego. Co ona jest, alfa i omega? Nie wiedziała. Zwykle wiedziała całkiem sporo, ale tego akurat nie wiedziała, bo do tej pory nie miała pojęcia, że takie coś ma w ogóle miejsce. Jak tak mu to było nie w smak, to po cholerę tu niemalże dzień w dzień przychodził? Jasne, chciała, żeby przychodził. Lubiła spędzać z nim czas… I chciała i …

Kiedy słyszysz, że jesteś gdzieś niechcianym elementem to…

Ale Rookwood w końcu zamknął jadaczkę. Tak naprawdę – zamknął. Przestał nią kłapać na lewo i prawo. Przestał krzyczeć na nią i ją oskarżać, jakby była winna całego zła na świecie, a przynajmniej tego, które spotyka jego.

- Co, teraz nie masz już nic mądrego do powiedzenia? Nie zamierzasz mnie znowu rzucić na ścianę? Kazać się spowiadać ze wszystkiego co robię? – mogła to sobie darować, oczywiście, ze tak, ale nie chciała. - Tak. Każdej pierdolonej nocy czuję, że coś ci grozi. Nie wiem co, nie wiem jak, ale wiem to. I jakoś każdego ranka nie przychodzę do ciebie żeby na ciebie nakrzyczeć i popychać. Ani razu, ANI RAZU nie słyszałeś słowa skargi! – mogła sprawiać wrażenie takiej owcy bez charakteru. Kobiety, która będzie potakiwać… Ale relacja z tym wampirem od początku była jaka była i chyba nie miał złudzeń, że Victoria ma charakterek. Tylko, że nad nim panuje. I że zwykle była naprawdę łagodna, spokojna i delikatna. Do czasu. - Nigdy więcej nie podnoś na mnie ręki, rozumiesz? Nigdy więcej – to były jej granice, stawiane właśnie tutaj. Nie wiedziała jak to wygląda u niego w domu, ale ona nie zamierzała pozwolić, by ktoś ją w ten sposób upokarzał.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#14
16.07.2023, 21:26  ✶  

Czasem to nie chodziło o nas. Padasz ofiarą krytyki, win i przewin, których nie zrobiłeś i które cię nie dotyczą. I tam nie ma twojej winy, choć zaczynasz tak na to spoglądać. Atakują cię i nie wiesz - czemu ja? A to po prostu była przypadkowa wychodna. Łatwy cel dla nerwów. I możesz się sprzeczać - ale ja nie jestem łatwym celem! Nie, nie jesteś, zgadza się. Jesteś Victorią Lestrange, kobietą, która się szanuje i która mimo łagodności potrafi wyznaczyć granicę swojej strefy komfortu i szacunku w takiej sytuacji. Z perspektywy jednak tej drugiej strony - jak najbardziej nią jesteś. Nie to, że Sauriel wybierał tutaj świadomie, że celował w ciebie, że naprawdę chciał cię zgnoić. Nie, nie. Koniec końców za te wszystkie złe rzeczy, które go spotykały, KTOŚ musiał być winny. I tak się nieszczęśliwie złożyło, że osobą, która najmocniej w tym czasie gościła w jego myślach byłaś... właśnie ty. I nagle nastąpił wybuch. Podpalony lont, a przecież mamy te swoje ulubione określenie. Bomba. Sauriel był jak dynamit - próbujesz dmuchać na ten pieprzony lont, na te iskry, a one zapierdalają jeszcze szybciej. Więc chcesz przeciąć. No, to teraz bądź na tyle szybki, żeby przegonić ogień. Nie ma rzeczy niemożliwych. Ale kiedy walczysz z wiatrakami to musisz mieć bardzo dużo zaparcia. Ty za to miałaś coś więcej. Sposób. Tu i teraz? Na pewno nie. Ale tutaj i teraz przekroczone zostały granice. A przynajmniej jedna. Naprawdę był sens usprawiedliwiania kogokolwiek, że "jakby chciał TO..."? Pewnie, jakbyście chcieli roznieślibyście tę budę. Tylko czy na pewno o to chodziło..?

Tak czy siak oto efekt i oto jesteś. Syn swojego ojca. Ta sama krew, bo przecież niedaleko pada jabłko od jabłoni. Pchnąłeś ją. TYLKO pchnąłeś? Bo takie słowo, słowo "tylko" gdzieś tam przesunęło się przez mózg. Gorsza była jednak ta świadomość, że wcale nie chciałeś na tym poprzestać. I powiedziałeś te słowa - o parę słów za dużo. I nagle wstyd, zgorszenie, obrzydzenie. To przerażające, co? Poznać siebie samego od strony, o którą się nawet nie podejrzewałeś. Bo przecież "nie jestem taki jak ON".
Czyżby?

Najgorsze było uświadomić sobie, że to nie było w tym poczucia winy.

Sumienie i spisany na nim rachunek tych chwil był tak mały, tak mizerny, że Sauriel sięgnął dłonią na poziom swojego serca i spojrzał na nią. Dotknął palcami koszuli i oderwał ją, jakby spodziewał się, że zbierze ze swojego wnętrza chociaż ociupinę, okruszynę ludzkości. Była tam. Mała, nieśmiała, bezbronna - okruszyna. To, co pozwoliło mu odczuć i przypomnieć sobie, że to naprawdę było "złe", co zostało tu dokonane. Ale nadal... gdzie była wina? Gdzie w tym wszystkim był żal za grzechy? Był wstyd - to na pewno. Było rozczarowanie samym sobą, że właśnie pokazał się w świetle jako cień człowieka, którym nie chciał być. Ale to nie było to, czego szukał, oj nie. Nie było tam tego, co powinno być w odpowiedzi na jej słowa. Było tam... za mało.

Uniósł głowę razem z różdżką, której rękojeść skierował w jej stronę. Jej własną różdżką. Bo uzmysłowił sobie, że nadal ją trzymał.

- Rozumiem. - Odpowiedział cicho i potulnie jak baranek.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#15
16.07.2023, 22:07  ✶  
Niestety Victoria po prostu dostrzegała, że musi być z nią coś nie tak, skoro nie spełnia pewnych oczekiwań. Skoro wiesza się na niej poczucie winy. To przecież nie bierze się z niczego, takie wnioski. Nie bez powodu Sauriel był tutaj i ją oskarżał o najgorsze, musiała mu w jakiś sposób dać odczuć coś w złym brzmieniu. Albo po prostu tak bardzo jej nie lubił, tak bardzo mu przeszkadzała, że te jego wnioski w pierwszej kolejności leciały na nią. To myślenie było wypadkową wielu rzeczy, głównie sztywnej musztry stosowanej przez Isabellę, która w ten sposób dawała córce znać, że jest niedostatecznie zadowolona. A wtedy Victoria robiła wszystko, by jednak rodzina zadowolona była. Tutaj… nie miała pojęcia jak ma się zachować, co robić. Wyciągała takie, a nie inne wnioski, chociaż prawda była taka, że poradzić tutaj mogła niewiele, bo były to urojenia Sauriela, który to na nią skierował wszystkie myśli, te dobre i te złe. Ale nie miała o tym pojęcia. Brakowało tutaj rozmowy, takiej normalnej, spokojnej. Rozmowy, w której Sauriel dostałby wszystkich odpowiedzi, których pragnął i potrzebował. Bo kiedy szedł na kogoś z pyskiem, to druga strona przecież ostatnie o czym myślała to dawać odpowiedzi. I to nie tak, że Victoria chciała Sauriela usprawiedliwiać, że przecież nic by jej nie zrobił. Mogła to wiedzieć a i tak należało tutaj jasno wyrysować granicę i wypowiedzieć na głos zasady, które powinny być oczywiste.
  Dwa kroki do przodu, trzy kroki w tył – i tak właśnie wyglądało w tej relacji. Coś wypracujesz i nagle… nagle jesteście w ogóle poza punktem startowym i to nie z tej strony, z której trzeba.
  Wyciągnął do niej jej różdżkę, ale ona jej nie odebrała. Popatrzyła przez chwilę na nią, a później na Sauriela. I nie chodziło wcale o to, że nie chciała się do niego zbliżać. Czasami jest tak, że bez różdżki czujesz się bezbronny. Ale ona w tej chwili niczego takiego nie czuła. Tym bardziej nie, kiedy Sauriel tak cicho powiedział, że rozumie. To świetnie, że rozumiał. Ale stosować się do tego to drugie. Victoria tego nie skomentowała, bo nie było takiej potrzeby.
  - I przestań okazjonalnie traktować mnie jak swojego wroga, bo nim nie jestem. Nie jestem też workiem do bicia, na którym można wyładować swój zły humor. Jak chcesz coś wiedzieć to wystarczy się zapytać normalnie, myślałam że już to przepracowaliśmy i mamy za sobą – Victoria też nie podnosiła teraz głosu. Panowała tutaj taka głucha cisza, że nie było ku temu sensu i powodu. A i tak miała wrażenie, że nerwy ma napięte jak struna i że zaraz pękną. To, że nawiedzi ją jakaś migrena było wręcz pewne. - Jak tak cię wkurwiam, przeszkadzam i tak bardzo mnie nie chcesz, to nie trzeba było prosić mnie o rękę – dodała jeszcze. Ciągle bolało. I wiedziała, że teraz będzie ją to co jakiś czas nawiedzać. Paskudne uczucie. Bo choć i jej się nie paliło do zamążpójścia, to zaakceptowała sytuację. Zaakceptowała Sauriela. Naprawdę go polubiła. I myślała, że ze wzajemnością.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#16
16.07.2023, 22:54  ✶  

Tam, gdzie niewinni cierpieli najbardziej. Witamy w prawdziwym życiu.

Sauriel opuścił w końcu rękę, kiedy ona różdżki nie przyjmowała. W jego mniemaniu to się działo z czarodziejami - stawali się bezbronni. Tylko że jej nic nie groziło z jego strony. Wiedziała o tym, prawda? ...prawda? Musiała wiedzieć, skoro nie chciała różdżki i nie uciekała. Tak, na pewno to wiedziała. Więc czemu i tak skończyli w takiej sytuacji? Ach, no tak. Bo miałeś zły dzień. Zły tydzień. Całe życie miałeś kiepskie i potem czasem tak bywało - żniwa zbierali ci, którzy nie powinni. Spoglądał jej w oczy, nie uciekał nimi w bok. To już nie był sztorm, był zapach ozonu po zmianach, jakie wprowadziły fale. Obtłukły skały i zmieniły linię brzegu - niekoniecznie na swoją korzyść. Żywioł nie myślał - działał. To nas różniło jednak od fal, że człowiek nie był uzależniony od księżyca. Sauriel może trochę bardziej był od niego zależny niż człowiek, ale nadal - miał swój mózg i miał myśleć za siebie. Victoria przecież wcale nie stawiała przed nim takich oczekiwań, których nie potrafiłby spełnić. A już na pewno nie było niczego trudnego w prostym szanowaniu siebie wzajem. Przynajmniej tak by się wydawało.

Musiałem. Naprawdę? Ojciec by mnie zabił. Czyżby? Dokąd bym poszedł? Donikąd. Przecież nie ma potrzeby, żebyś swoim zrujnowanym życiem rujnował je też komu innemu.

Nie chciał jej kiwać głową i nie mógł zaprzeczać. Nie mógł powiedzieć, że "to wszystko nie tak", bo chociaż rzeczywiście było zupełnie inaczej poukładane w jego łepetynie, to jednak w nerwach się to pojawiło. Tak, to nie tak. Kiedy zachowasz się chujowo to się trzeba wytłumaczyć. Nie, nie trzeba. Tak wypadało. Jeśli chcesz z kimś utrzymać dobre relacje to tak by wypadało. Dwa kroki w przód... Racja, nie była jego wrogiem. Przecież pomogła. Ba! Zaufałeś jej bardziej niż komukolwiek w ostatnich etapach swojego życia. I nadal nie było wobec niej pełnej szczerości. Twoje zachowanie było iście chłopięce, nie męskie. Miało być męskie? Dumna identyfikacja samca jako osobnika dorosłego? Trzy kroki w tył... Stop. Nie, nie róbmy kroków w tył.

Sauriel pokręcił głową i rozluźnił mięśnie. Przynajmniej do tego stopnia, że nie wyglądał, jakby zaraz miał skakać. Czy to w akcie uników czy to ataku. Nie odezwał się od razu. Musiał zebrać myśli, musiał znaleźć, co tak naprawdę chciał powiedzieć. Był zmęczony. I ona chyba też była zmęczona. Nie był jednak bliski jeszcze do tego, żeby naprawdę go ścięło z nóg, kiedy puszczą nerwy.

- Nie bierz tego do siebie. Nie myślę tak: że jesteś za to odpowiedzialna albo że mnie wkurwiasz. Wyżyłem się na tobie. Masz rację. Przepraszam. - Sądził, że to będzie o wiele trudniejsze do powiedzenia. To magiczne słowo, którego nienawidził. Ale nie było wcale takie złe. Może oprócz tego, że w jego uszach brzmiało źle tylko dlatego, że ku swojemu utrapieniu odnajdywał w sobie za mało winy. Za mało... - Przeszkadza mi to, Viki. Przeszkadza mi to, że... coś... zaburza moje momenty spokoju, ze mój mózg nie działa tak, jak powinien. Przeszkadza mi to, bo to nie jest moje. Nie będzie mi jakieś czarodziejskie pierdoletto dyktowało życia. - Chyba łączyło ich teraz coś więcej, niż dotąd podejrzewali. Niż przypuszczali. A przynajmniej Sauriel nie wiedział i zupełnie nie był gotów, bo Victoria zrozumiała to inaczej. - Rozumiem, że nie jestem w tym sam i też to czujesz.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#17
17.07.2023, 00:03  ✶  

Tym ozonem był ból widoczny w oczach Victorii, kiedy Sauriel na nią patrzył. Nawet nie próbowała tego ukrywać, a zwykle tak właśnie robiła – by drugiej strony nie wprowadzić w dyskomfort swoimi widocznymi na wierzchu emocjami. Ale dzisiaj tama pękła i zalała brzeg bardzo mocno. W tej chwili nie dbała o samopoczucie Sauriela, skoro on nie dbał o jej, ani o nią. Oko za oko – jak to mówią. Do tej pory starała się mu okazywać  tylko troskę, dobro, choć nie zawsze się to udawało. Teraz za to zranił ją na tyle, złapał ją w nienajlepszym nastroju – a też nie miała wcale dobrego tygodnia, bo musiała się odnaleźć w nowej sytuacji, nowej rzeczywistości. Musiała radzić sobie z czytaniem o sobie w gazecie, poradzić sobie jakoś z ciągłym chłodem, zainteresowaniem masy ludzi – a najgorsze było to, że zupełnie nic na to nie działało. Nie ważne ile razy by próbowała i ile razy ktoś próbował coś na to poradzić. Do tego wszystkiego miała problemy w nocy, kiedy budziła się ze ściśniętym żołądkiem i strachem o Sauriela – a potem cieszyła się, że go widzi kolejnego wieczora, całego i zdrowego. Mogła też sobie radzić jakoś z tym co przeżywa Sauriel, mogłaby próbować mu jakoś pomóc… Może mogliby pomóc sobie nawzajem, ale w warunkach, jakie nakreślił Rookwood było to niezwykle trudne. I najzwyczajniej w świecie ją zranił swoimi słowami, swoim zachowaniem.

- Jak mam nie brać do siebie – czego on teraz od niej chciał, żeby zapomniała całą sekwencję zdarzeń? Wymazała ostatnie kilka minut? Zaczarowała się tak, by nie pamiętać tego, co do niej powiedział i co w związku z tym poczuła? Jakby ktoś ścisnął jej serce a potem kazał oddychać, a ona łapczywie nabierała powietrze w płuca – jak ta ryba wyciągnięta z wody. I dlatego nie powiedziała, że przyjmuje przeprosiny. Bo według niej tym razem powiedzenie „przepraszam” to trochę za mało. Bo to wszystko poszło o kilka kroków za daleko. W bardzo złą stronę. - Myślisz, że możesz tak o sobie tutaj przyjść, wylać na mnie całe wiadro gówna, potem powiedzieć przepraszam i załatwione? Bo czarodziejskie słowo powiedziane – magia się działa… Ale zupełnie inaczej niż do tej pory podejrzewali. - Myślisz, że tak o zapomnę co tutaj usłyszałam? – mogłaby wypić eliksir… i wymazać z pamięci na przykład ostatnią godzinę. Ale nie zamierzała tego sobie robić, to byłaby droga na skróty, która kończyłaby się ślepą uliczką. - Momenty spokoju? Te w nocy, które nie pozwalają mi spać, to ci przepraszam coś zaburza? Chcesz mi powiedzieć, że cokolwiek robisz, cokolwiek ci grozi, że tego wcześniej nie było? – spojrzała na niego tak, jakby mu nie wierzyła. Bo nie wierzyła. Była z nim raz w knajpie, gdzie okładał gościa po mordzie. I zbierała go raz z ulicy, naćpanego jakimś świństwem, dźgniętego nożem. To dawało jej bardzo jasny pogląd na to, jak wyglądają te jego noce. Spokojne jak diabli. - Czarodziejskie pierdoletto nie będzie ci dyktowało życia, ale cała rodzina już tak. Rzeczywiście. Wielka różnica – powiedziała to nieco ironicznie, bo naprawdę… Ze wszystkich rzeczy jakie mogły ich trafić… To, że myślał o niej, to że go do niej ciągnęło i to, że ją ciągnęło do niego, choć póki co nie przyznała tego na głos, to był chyba najmniejszy problem. Czy raczej mógłby być najmniejszy, bo w gruncie rzeczy przez to nie działa się nikomu krzywda. Ona była spokojniejsza kiedy był obok, on… Chyba nie biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację, ale chodziło o to, że to, że spędzali dzięki temu razem czas to nie był wcale koniec świata. Mieli okazję poznać się lepiej. I tyle. Nic więcej… się przecież nie działo. - Przynajmniej to czarodziejskie pierdoletto ci nie robi żadnej krzywdy. Czymkolwiek jest czarodziejskie pierdoletto – prychnęła, niczym rasowa rozjuszona kotka. Bo akurat wiedziała jak wygląda to w jego rodzinie – robisz coś nie tak jak chcą, więc na dzień dobry lanie. Tyle jej kiedyś powiedział. Kara za sprzeciwianie się woli ojca. A tutaj, teraz… jaka była kara? Jaka była nagroda? - Tak, też to czuję. I było mi miło, jak mnie odwiedzałeś. Rozumiem, że sam z siebie byś tego nigdy nie zrobił, ja jestem odrażająca i nic nie warta i lepiej trzymać się na dystans. W takim razie z bardzo miło zrobiło mi się bardzo przykro – może przesadzała. Nie, na pewno przesadzała. Ale pewna granica została przekroczona, a jej…. Jej naprawdę było przykro. I była wściekła. I ta głowa. Ciągle nie mogła zrozumieć czemu to wspomnienie, o co chodziło, ale miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Ruszyła się w końcu spod tej ściany, ale nie w stronę Sauriela, a kanapy, na którą opadła i uniosła dłonie, by rozmasować sobie skronie. Miała wrażenie, że zaraz znowu się rozpłacze. Ze złości, ze smutku… Głównie ze złości. Ale ten ból w sercu…

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#18
17.07.2023, 08:55  ✶  

Nie chciało mu się mówić. Nie chciał mówić. Mówienie teraz, zostawanie tutaj, było kolejnym kolosalnym wysiłkiem, jaki podjął. Było możliwe chyba tylko dlatego, że znów - COŚ nie pozwalało mu tego tak zostawić, że coś zostać kazało. Chociaż chwilowo nie był pewny, czy to na pewno grało tutaj swoją pierwszorzędną rolę. Złość i gniew to źli doradcy, ale kiedy nie masz żadnego innego to potem wychodziło co wychodziło. Gówno. A jeśli już nabrudziłeś to wypada posprzątać. I być może wytłumaczyć się, dlaczego w ogóle brudzić zacząłeś. Sęk w tym, że Sauriel często brudził i rzadko sprzątał. Zostawiał rzeczy, jakie były, niedomówione, rozmemłane, pozostawiające ból i dziury w sercach. I niezrozumienie. Jakby życie to był jeden wielki teatr, a w nim odbywały się spektakle na pomniejszych scenach. Zostawiasz suspens, żeby ktoś czekał na ciąg dalszy. Niestety tu nie było słodkiego oczekiwania i zastanawiania się w napięciu co będzie dalej. Co mogło być - nic dobrego, jeśli startujesz ze zbyt wysokiej pozycji nie mając doświadczenia w odgrywaniu podstawowych ról. Emocjami nie powinno się bawić.

Skrzywił się paskudnie, znowu napinając, kiedy go minęła i poszła do kanapy.

- Masz rację. Rozmówię się z rodziną. - Znowu słychać było w jego głosie napięcie, ale teraz też i chłód. Ale było to powiedziane całkowicie stanowczo - tak samo, jak oświadczał jej, że żadnego więcej latania, chociażby. Tak, miała rację w ciągu dalszym. To znaczy nie, wcale nie miała, bo to była przesada - istniała różnica między tym, co grzebie ci w głowie i tym, nad czym możesz mieć kontrolę, na przykład nad tą relacją, a tym, co jest twoim więzieniem. Rozburzanie swojego życia przez zaręczyny nie miało sensu, musiałby całe musiałby porzucić, żeby myśleć o ucieczce od tego. Jeśli nie ta to inna. Tyle. Ale teraz już nie miało to żadnego znaczenia. Miała rację ona, miał rację Fergus, miał rację Charles - wszystko to było jedno wielkie fiasko i może po prostu wystarczyło... nie, nie wystarczyło, ale Sauriel miał to teraz w dupie.

- A w chuju to mam, jak tak uważasz to uważaj. - Ruszył nerwowym krokiem w stronę kominka.

Powinien był się wytłumaczyć, chciał się wytłumaczyć, co samo w sobie było dla niego dziwaczne. Ale to było za trudne. To, co się tutaj wydarzyło było za trudne. Zbyt dziwne, zbyt niezrozumiałe dla niego. Zbyt duszące, choć nie musiał oddychać. Przecież to nie tak, że mu nie zależało. Albo że by nie przyszedł, gdyby nie rytuał. Przyszedłby. Bo martwił się o nią - o jej zdrowie, a tego nikt mu nie podpowiadał, nie szeptał, nie ciągnął. Przecież to już było przed Beltane. Tak jak wiele rzeczy.

- Załatwię to dzisiaj i będziesz miała święty... - spokój. Sauriel nerwowo przesunął kilka rzeczy obok kominka, szukając szkatułki z proszkiem fiuu, ale zwolnił. I kiedy powinno zabrzmieć "spokój" zatrzymał się. Będziesz miał święty spokój. Czuł mrowienie w koniuszkach palców, któremu towarzyszyło uczucie odrętwienia. Może trzeba było to zrobić już dawno temu. Rozmówić się z ojcem? Nie, przecież próbował nie raz. Bóg mu świadkiem, że próbował. A może tak naprawdę nigdy nie próbował wystarczająco mocno.

Przesunął delikatnie rzeczy na stoliku, żeby wróciły na swoje pierwotne miejsce po jego nerwowych ruchach.

- Mylisz się. - Odezwał się znowu spokojnie. - Jesteś jedną z większych krzywd, jakie mnie spotkały w ostatnim czasie. Mieszasz w moim życiu. Łamiesz moje zasady i postanowienia. Wyciągasz ze mnie rzeczy, do których nie chciałem wracać. Ty chyba masz jakieś mylne wyobrażenie, że jestem dla wszystkich "przyjaciół" taki dobry, jak dla ciebie. - Spojrzał na Victorię. - Może dla ciebie to jest nie ważne i śmieszne. Dla mnie to było ważne, że dla odmiany łączyło nas coś dobrego, miłego i niewymuszonego. - A teraz to wszystko... było popaprane. Brudne. Niedobre. Trzymał dłoń na szkatułce z proszkiem fiuu.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#19
17.07.2023, 17:01  ✶  
Nie miała tendencji do dramatyzmu. Nie była osobą, która zacznie robić sceny, zacznie wyolbrzymiać, żeby zagrać na uczuciach drugiej strony, albo że zacznie podburzać. Była zdecydowanie spokojną osobą, która wolała swoje myśli schować przed światem i przepracować je w ciszy… a przynajmniej dopóki ktoś nie wyprowadzi ją z równowagi. Saurielowi się ta sztuka dzisiaj koncertowo udała – tym co robił, co mówił i jak mówił. I niełatwo było na powrót osiągnąć spokój, zwłaszcza jeśli głową tak bardzo łupała od środka, jakby miało jej rozsadzić czaszkę – i to zupełnie bez ostrzeżenia, bo nie bolała ją wcześniej nawet minimalnie, by mieć przesłankę, że to się skończy jakąś silną migreną.
  Była też osobą, która wolała przepracować rzeczy. Porozmawiać o nich. Jeśli to dotyczyło też drugiej osoby, to wolałaby spróbować ustalić jakiś kompromis, w którym dwoje ludzi będą się czuli w miarę komfortowo. Do Sauriela trzeba było mieć cierpliwość, zwłaszcza do tych jego humorków, które zmieniały mu się niemalże tak samo jak babie przed okresem. A przynajmniej niektórym babom. Póki co tę cierpliwość miała – o ile zachowywał przy tym szacunek do niej i nie traktował jej w taki sposób, jak na wstępie: wstępie ich znajomości i wstępie dzisiejszego spotkania. Trochę się poznali, zauważyła już że Saurielowi trzeba dać czasami czas żeby miał okazję się uspokoić, by dotarło do niego, jak bardzo bez sensu jest to, co robi. Ale co z tego, że o tym wiedziała, kiedy emocje przysłoniły jej zdrowy rozsądek?
  Ta cisza, która między nimi zapadła… nie tyle co była niezręczna, bo jej tak nie odczuwała, co po prostu była dla niej napięta.
  Wiedziała, że część z tego, no powiedziała, to nie była prawda – albo nie cała prawda. Bo przecież powód, dla którego był jaki był, to że był wampirem, to właśnie to, że nie chciał, by rodzina dyktowała mu życie. Powiedział jej to przecież! Ale teraz, w złości… nie miało to takiego znaczenia. Znaczy miało – ogromne, po prostu kiedy najpierw mówisz, a potem myślisz, to tak to właśnie wygląda. Dlatego zwykle Victoria najpierw myślała, a dopiero potem gadała… zazwyczaj.
  Naprawdę miał gdzieś to co uważała? O nim i w ogóle o całej tej sytuacji? Jakie wnioski wyciągnęła z tej… "rozmowy"? Odwróciła do niego głowę kiedy zaczął mówić, że załatwi to i będzie… nie dokończył co. Święty spokój? Ale co to za spokój – znaczy jeśli on miał się męczyć w tej relacji to… może lepiej. Victoria nie chciała za jakiś czas poznawać swojego trzeciego narzeczonego, ale nie zamierzała patrzeć na to egoistycznie – bo jeśli tak przeszkadzała Rookwoodowi to… To na pewno tak byłoby lepiej dla niego. Ale to byłby święty spokój dla niego, a nie dla niej.
  - Krzywd. Jestem krzywdą? – po co się głupio pytała, przecież dokładnie to powiedział. Po prostu… miała nadzieję, że się jednak przesłyszała. Co ona mu takiego zrobiła, że ją tak nazywał, przecież… - Nigdy nie chciałam twojej krzywdy – chciała tylko… żeby się jakoś dogadywali. Żeby to nie było takie… mijanie się w życiu. Chciała go poznać żeby mu krzywdy nie robić. Może żeby mu pomóc – bo pomocy ewidentnie potrzebował, tylko już dawno zapomniał, że może o nią poprosić. Ona zaś była dla niego na wielu polach czystą kartą. - To nie jest nieważne i śmieszne – tego nigdy nie powiedziała. Mówiła za to, że już ktoś kieruje jego życiem. I gdyby nie ten ktoś, to nie byłoby w ogóle mowy o innych rzeczach. - A teraz już nie jest dobre i miłe? – było wymuszone. Wtedy też. Ich relacja była wymuszona już wcześniej – potrzebą ich rodzin, a później potrzebą ich własną, żeby tego bardziej nie zatruwać. - Początek był wymuszony. Łatwo o tym zapomnieć – zwłaszcza kiedy zaczęli się w miarę gładko dogadywać. Albo Sauriel o tym zapomniał żeby mu pasowało do tezy.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#20
17.07.2023, 18:12  ✶  

Sauriela zdolności do dramatyzowania i rozbabrywania rzeczy mogły być prawie legendarne. Całe więc szczęście, że chociaż ona tutaj była rozsądkiem. Rozsądek też potrafił zostać jednak przyćmiony. Wtedy maszyna przestawała działać. Trybiki zamiast współpracować przeskakiwały się. Wytarte. Niezdatne do użytku. Lub zacinały. Naoliw albo wymień, zrób cokolwiek, żeby pozwolić tej pozytywce grać dalej. Z muzyką świat zawsze był łatwiejszy do zniesienia. Regulator jechał wyżej, świat zaś - niżej. Nie musiałeś słuchać tego, co mówią z zewnątrz, jeśli w środku było dobrze.

I on nie był też osobą, która lubiła wszystko przegadać. Czy naprawdę mu nie zależało na tym, co ona o nim myśli? W tym momencie, gdy to mówił, oczywiście, że nie. Kiedyś próbował pokazywać się ludziom z innej strony, ale uważał, że wyszedł na tym tylko źle. Potem przestał próbować walczyć z pierwszymi wrażeniami, a w końcu dojrzało to do takiego stopnia, gdzie zostawiasz obraz takim, jakim jest. Niech ludzie patrząc tylko na kolor i sposób malunku oceniali. Nie muszą rozumieć, nie muszą znać przesłania, nie muszą wchodzić w niczyje buty. Czarnowłosy też w większości przestał to robić względem większości. Pozostawały pojedyncze osoby, którymi nadal się interesował i był w stanie poświęcić im cokolwiek więcej ponad krótkie "spierdalaj". Tak, Victoria była tą osobą, której poświęcał w zasadzie najwięcej. Więcej nawet od osób, które wielkimi słowy można nazwać przyjaciółmi.

- Tak. - Wiedział, że chciała dobrze. I to nie tak, że krzywdziła. Nie ona sama w sobie... - Jesteś kimś, na kim mi zależy. Wyciągasz ze mnie to, co najlepsze. A to wszystko po prostu nie ułatwia mi życia. Tak po prostu. - Jak bardzo dziwnie to brzmiało, jak bardzo pokrętnie, wiedział tylko on sam. I chociaż bardzo by chciał jej to wytłumaczyć to nie był w stanie. To znaczy - był. Tylko czy to by nie było za dużo? Byłoby. Nie była głupia, miała jakiś mizerny obraz tego, że nie było dobroci w jego codziennym życiu, że on daleki był od dobrego gościa. Teraz się o tym na pewno przekonała, kiedy wystartował do niej z łapami. Żałował. Oczywiście, że nie mogło to zniknąć od tak, że tego nie zmaże jedno słowo. A w jego głowie była wątpliwość. Bo skoro zrobił to raz to czy... następnym razem będzie gorzej? - Wiem, że nie chcesz. Lubię cię, Viki. Naprawdę bardzo cię lubię. - Tylko... czemu to lubienie musi być takie ciężkie? Nie bez powodu Sauriel odciął się zupełnie od ludzi, z którymi się przyjaźnił, z którymi się lubił, od ludzi, z którymi spędzał czas. Jasne, teraz trochę do tego wrócił. Bo wariował w tej samotności, nie potrafił tak. Ale trzymał dystans. Bardzo duży dystans. Tymczasem Victoria chciała być tylko coraz bliżej i... no była. Siłą rzeczy była. - Ale to nie jest książka. Tu nie będzie żadnego szczęśliwego zakończenia. Ze mną nie będzie lepiej. Jestem popsuty. Nie da się mnie naprawić. Jestem... do niczego. - Narzędzie, które było zepsute, było wyrzucane. A jeśli on się popsuje do końca... co się wtedy z nim stanie? Czy właśnie to? Święty spokój. - Nie chcę cię zabierać na drogę na złomowisko. Jesteś jedną z najlepszym osób, jakie spotkałem. - Była taka miła, taka troskliwa, taka ciepła. Nadal pamiętał to miłe uczucie, jakby poczuł na ciele znowu promienie słońca. Nie zapomni go nigdy. I na zawsze będzie wdzięczny. Przynajmniej taką miał nadzieję. "Na zawsze" było bardzo kruchym tworem, gdy twoja dusza się rozpadała.

- Nie do końca. Nie w taki sposób. Nie miałem wiele przeciwko temu. - Nie dało się zapomnieć, oj nie. Ale też to było zupełnie coś innego. Przynajmniej w jego odczuciu.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (5662), Sauriel Rookwood (5398), Pan Losu (150)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa