Nie, jej dotyk mu się z niczym negatywnym nie kojarzył, ponieważ ona nie kojarzyła mu się z negatywem. Wprowadziła coś pozytywnego i stałego do jego życia. Część przekonania, że wcale nie jest takie straszne - być wampirem. Był nim, miał w sobie zwierzę, które musiał karmić i na które musiał uważać, ale był też człowiekiem. Wydawałoby się, że naprawdę minęło sporo czasu odkąd się poznali. I ciągle się poznawali. Ciągle odkrywali kolejne kartki, a na kartkach zapisano kolejne sekrety i sekreciki. Czasem totalnie bzdurne i nieważkie. Czasami bardzo ciężkie. Powoli otwierali siebie wzajem. A było co otwierać. Puszka Pandory Sauriela przynajmniej była pełna syfu, który jeszcze miał się pokazać. I nie chciał go pokazywać. Najchętniej by ją wyrzucił. I tak biegł czas, a on... chciał uciec. Znów. Victoria dała mu siłę. Brenna Longbottom przyniosła mu nadzieję. Możliwości. Bał się jednak tego domina. Bał się ruszyć klocka, który poruszy całą ziemią. I ten sztorm nie ogarnie tylko jego.
- Wieem, wiem. - To nie było takie od niechcenia "wieem, odczep się", tylko faktyczne potwierdzenie, że zdawał sobie sprawę, że musiałby się sam nad tym zastanowić. Musiałby usiąść, poświęcić temu myśli... zająć się sobą samym! O zgrozo. Na razie więc szło to w odstawkę, bo miał zdecydowanie ważniejsze rzeczy do zastanawiania się. Na przykład - jak zapeklować ogórki.
Z kim Laurent flirtował? Były dwa typy kobiet - te, które robiły z tego żart, jak Cynthia, kiedy rzucał jej tanie teksty na podryw oraz te obce. Małą grupę stanowiły jeszcze osoby, z którymi nie utrzymywał stałego kontaktu i czasami spotykał się pogadać. I wiedział, że dana kobieta nie narobi mu problemów, bo nie spoglądała na niego jak na faceta do wzięcia. Z różnych powodów. Sauriel naprawdę nie zamierzał się użerać z jakimiś nawiedzonymi babami. Umówmy się - nie miał cierpliwości. A nie lubił podnosić ręki na niewiasty. Niektóre jednak były tak upierdliwe, że... lepiej nie kończyć.
- Uf... wygrana na loterii. - Odetchnąć nie mógł, ale dźwięk z siebie wydał. Spojrzał na torebkę Victorii, ale teraz już wiedział, co z żabą, nie musiał tego kontrolować. Zaaa to teraz stawało się istotne coś innego. Sesja spirytystyczna. Namawiał ją, żeeby szukała pomocy w związku z tymi wspomnieniami i widać - szukała. Plus chciała się z nim spotkać i to szybko, pilnie. Co też go trochę zaskoczyło, bo Victoria nie była nim. Nie oznajmiała "elo byndem za godzine" i za godzinę była. W końcu ona lubiła mieć zaplanowany czas i przestrzeń. - Musimy nawet. - Zgodził się, nawet darując sobie jakieś żarciki. Nie lubił poważnych gadek-szmatek, ale akurat to musiał wiedzieć. Chciał wiedzieć. Musiał mieć pewność, że Victoria była bezpieczna, że to nie wariował jej mózg. Miał nadzieję usłyszeć od niej jakieś odpowiedzi - jakiekolwiek. - No kurwa przecież, że nie o żabach. Chociaż żaba była wczoraj. - Też zauważył, ale to tak na marginesie! Tymczasem wyleciała ze wspomnieniem. Usiadł naprzeciwko niej. - Wszystko okej, Różyczko? Nic ci się nie stało? - Z biegiem czasu można było w zasadzie zaobserwować, że Sauriel stawał się coraz bardziej czuły, dbały, że zaczynały się do niej bardziej delikatnie obnosić, że nawet mniej klął w jej towarzystwie. Oswajała go. A on coraz bardziej ją lubił. I tak coraz bardziej i bardziej, i bardziej... Działała magia, która nie miała niczego wspólnego z Beltane. Ale Sauriel nie miał o tym bladego pojęcia.
Bo niestety - był debilem.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.