• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton Las Wisielców [29.06.1972] A date with the Devil himself

[29.06.1972] A date with the Devil himself
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#11
16.05.2024, 03:45  ✶  

Już nie takie cherlawe cherubinki wątpiły w jego sprawczość, by rzeczywiście miał przejmować się opinią drugiego obiegu. Co ona tam mogła wiedzieć o bezkresie pierwszego kręgu znad swoich kart, kamieni i kryształów. Burdelcóra martwych dziwek, co zapach wód Styksu mogła znać co najwyżej z mankietów jego marynarki. I właściwie mógłby ją nawet tak podpisywać pomiędzy ulubionymi bliznami, widząc parkiet umoczony jej łzami z nienawiści do niego. Szkoda tylko, że w tej alegorii to Aleksander Wielki Chujowy zatruwał boginkę nienawiści, a nie na odwrót jak w oryginale.

A on zwyczajnie był zmuszony do wyczerpania wszystkich dostępnych opcji, nawet tak niewdzięcznych jak Kościana Księżniczka. Bo nie miał do zaryzykowania nic więcej, niż własne życie. Jeśli nie rozpracuje tego Zimnego cholerstwa co zatruwało go od wewnątrz, to i tak skończy martwy. Stojąc po tej stronie barygady, był w tym osamotniony, nie tak jak te gnoje z mundurówek. Victoria, Atreus i cała reszta bohaterskiej zbieraniny. Banda harcerzyków co nie musiała się ukrywać. Mogli szukać rozwiązania bez spoglądania za ramię na każdym kroku. Oh, jak on ich za to przeklinał w myślach.

Nie kontynuował słownej szarpaniny, ani nie odpowiadał na linijkowe aluzje bardziej, niż kpiące parsknięcie śmiechem. Jedynie w na krótką chwilę uśmiechnął się diabelsko, kiedy w końcu na głos padła ta oczywista, choć dotąd niedopowiedziana, deklaracja co do uczuć wobec Mulcibera. Gdyby miał nieco więcej nastroju do żartów mógłby teraz obrócić czapkę daszkiem do tyłu i przypiąć jej słowa jak odznakę po wewnętrznej stronie swojej kurtki.

Jasne, że jej nie ufał w szerszym spektrum. Ufał, że nie postąpi głupio i nie wprowadzi go na manowce jeśli tylko przytrafi się jej taka okazja. Wciąż obowiązywały ich pewne układy na które przystali, a ta jednorazowa pomoc Lestrangowi bardziej poszerzy jej możliwości, niż mogłaby na tym teraz cokolwiek stracić. Poza obejściem się smakiem ze stracenia okazji do zagrania sobie jego kosztem.

No i tak na dobrą sprawę nie wiele się mylił przy obstawianiu, bo kłopoty przyszły bardzo szybko i znienacka. Pierwsze niepokojące drgnięcia roślinności w jego kierunku powinny być już wystarczającym ostrzeżeniem, jednak jego nie tak łatwo zniechęcić. W końcu przyszedł tu w konkretnym celu, w wypytaniu o Limbo, a nie żeby żartować sobie z pomarszczonej staruchy. Zanim zdarzył nawet pomyśleć jakie zaklęcie powinien teraz użyć, żeby uratować się przez klinczem z kłączami, to jego wiodąca ręka z różdżką, już była skrepowana. W odruchu bezwarunkowym chciał się jeszcze wyrwać, ale stopy również szybko zostały mu przytwierdzone do tych cholernych chwastów. Rozsądek dotarł do niego, kiedy w jego głowie rozbrzmiały słowa Szeptuchy. Milczał przez chwilę bijąc się z myślami i własnymi zamiarami, lecz odezwał się w końcu.

- Wybacz droga Pani za najście... - wyrzucił w końcu, podnosząc wcześniej spuszczoną głowę w dół i spojrzał na postać starszej kobiety. Wysilił się nawet na gustowny uśmiech, choć nie wytrzymał z nim długo. Zaciskające się na nim pnącza wbijały się coraz bardziej w nieprzyjemny sposób. - Chcieliśmy tylko dostać kilka odpowiedzi, nie mamy złych zamiarów. Moja towarzyszka może potwierdzić... I tutaj sugestywnie przerzucił wzrok na Ambrosie, przekręcając głowę na bok wbił w nią ponaglające i zestresowane spojrzenie. - Była Pani na polanie ognisk w dniu ataku prawda? - ciągnął dalej, jakby obawiał się tego, że może zapaść niezręczna cisza. No i poza głupkowatym uśmiechem, przerywanym pojedyńczymi stęknięciami z bólu, który powstrzymywał go przed poruszaniem się, niewiele mógł więcej. Gadać jak najdłużej, aż sytuacja zejdzie na bardziej korzystne dla niego tory.

entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#12
16.05.2024, 05:12  ✶  
Droga okazała się bardziej pokrętna i krnąbrna niż zazwyczaj i blondynka wcale się jej nie dziwiła. Nie puściła jednak Louvaina, bo i nie miała jak, kiedy jego palce kurczowo zamykały się na jej dłoni, nie pozwalając na większą niesubordynację. Ale otaczająca ich przyroda walczyła i skutecznie zabiegała o to, żeby rozdzielić ich od siebie i przez moment Ambrosia chyba faktycznie bała się, że tym swoim małym spacerem rozgniewała Szeptuchę tak, że i ją połknie las. Konary jednak pochwyciły przede wszystkich Louvaina, owijając się dookoła niego, aż wreszcie ich dłonie rozdzieliły się, oddając McKinnon swobodę. Mimowolnie wzdrygnęła się dopiero, kiedy odniosła wrażenie że słyszy głos Szeptuchy, pomimo tego że nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku. Oczywiście, że nie. Pomyślała kwaśno, w pewien sposób oburzona insynuacjami kobiety, która kryła się w Lesie Wisielców.

Nie była tu przecież w własnej woli. Znaczy jasne, przyszła tutaj na własnych nogach, ale ciężko było mówić o jakiejkolwiek wolności, bo Lestrange pewnie byłby dogłębnie rozczarowany, gdyby nie stawiła się na miejscu zbiórki. A potem dosadnie pokazałby jej, jak wielka jest jego złość.

Spojrzała na roślinną plątaninę, za którą znajdował się Lou, a potem ruszyła do drzwi, uśmiechając się do kobiety nieśmiało, jakby przepraszająco.
- Nie są dla mnie przygotowane, ale i tak chciałabym je usłyszeć, proszę. To nie dla niego - rzuciła cicho, gestem tylko wskazując za siebie, w kierunku gdzie korzenie oplotły Louvaina. - A dla przyjaciela, który na jego podobieństwo trafił do Limbo. - jej wyraz twarzy na moment złagodniał, bo myślami objęła Theona. Mogła nie dbać o to, jak czuł się Lestrange, ale nie życzyła nadmiernego przebywania w podobnym stanie Traversowi.

Kiedy kobieta wpuściła ją do środka domku, przeszła przez próg, nawet na moment nie oglądając się na zamkniętego za roślinnością Louvaina. jeśli też Szptucha nie miała nic przeciwko, usiadła sobie na jakimś krześle.
- To co stało się w Limbo... nigdy nie powinno mieć miejsca. Tak samo fakt, że zimni są wśród nas. Zastanawiałam się, czy istnieje jakiś sposób, żeby odzyskać straconą przez nich energię, albo ją odbudować? Chciałabym myśleć, że ta druga opcja jest preferowana, ale mam wrażenie, że ktokolwiek był w limbo, chce chwycić się tej pierwszej, bo ponowne tam wkroczenie może wydać im się znajome... - śledziła spojrzeniem towarzyszącą jej kobietę, wyraźnie niepewna swoich słów, bo wszystko to wydawało jej się toporne. Jakby niektóre elementy nie tyle umykały, co nigdy nie miały zostać jej pokazane. - Mam pewną teorię; mój przyjaciel powiedział, że kiedy Voldemort kroczył po limbo, wyglądało to tak, jakby wysysał energię tego miejsca. Przyszło mi więc do głowy, że limbo zabrało reszcie ludzi, którzy się tam znaleźli, energię żeby podtrzymać swoje ubytki? - mówiła, ale w pewnym momencie nie chodziło o same pytania, a o wyrzucenie z siebie tego, co od początku czerwca chodziło jej po głowie i co przerabiała w głowie co jakiś czas. Pamiętała, jak Theon sformułował swoje słowa 'gdziekolwiek postawił swoją stopę, wszystko umierało' i im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej przerażała ją myśl, że ktoś był w stanie sprawić że w Limbo coś umiera, a jednocześnie wyjść z tego cało. Bo tak właśnie podejrzewała, że ze wszystkich osób, którzy odwiedzili tamto miejsce, akurat Voldemortowi nic nie ubyło. Ograbił to miejsce, swoich towarzyszy i tych, którzy ruszyli za nimi.


she was a gentle
sort of horror
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#13
18.05.2024, 01:38  ✶  
Szeptucha posłała Ambrosii ciężkie, czujne spojrzenie, ale bez słowa sprzeciwu wpuściła ją do środka. Dla Louvaina wstąpienie na polanę, gdzie znajdował się jej dom pozostało zamknięte. Nie był tutaj chcianym gościem. Niewielu tutaj było chcianymi gośćmi.
- Naprawdę myślisz, że znam odpowiedzi na pytania, które chcesz mi zadać? – zapytała, spoglądając na McKinnon. Nie broniła jej siadania na krześle lub ławie przy niewielkich rozmiarów drewnianym stoliku. Sama w tym czasie zbliżyła się do paleniska, na którym bulgotał miedziany kociołek. Zamieszała w nim chochlą. W pomieszczeniu unosił się słodkawo-leczniczy zapach ziół. – Nie powinno mieć miejsca… - zgodziła się cicho. - A jednak zostało przepowiedziane. Nici losu splatają się zawsze zbyt ciasno, żeby mogły być dziełem przypadku – burknęła. – Ale ja nie znam się na Limbo. Nie znam się na Zimnych. Nie wiem czy można im pomóc i… i po prawdzie, może nawet nie warto. Jeśli ktoś pcha się do świata umarłych, musi się liczyć z ceną, którą przyjdzie mu za to zapłacić. A cena jest zawsze taka sama.
Szeptucha sięgnęła po czysty miedziany kubek. Nalała do niego naparu. Postawiła przed Amrosią.
- Napij się. Dlaczego miałabyś tego nie zrobić? – zachęciła ją. Napój pachniał miętą i szałwią. – Czy coś co w samej swojej naturze jest bezustannym cyklem potrzebuje obcej energii by trwać? – zapytała. – Narodziny. Dzieciństwo. Dorastanie. Dorosłość. Dojrzałość. Starość. Śmierć. Limbo. Narodziny. Dzieciństwo. Dorastanie. Dorosłość. Starość. Śmierć... – wyliczyła monotonnym głosem. – Nie znam się, córko Felicity, ale gdyby to było takie proste, gdyby rzeczywiście to, co zrobił tam czarnoksiężnik wymagało ofiary od reszty… - pokręciła przecząco głową. – Umiesz zaglądać do Limbo. Czy gdy stamtąd wracasz czujesz, że coś stamtąd zabrałaś albo pozostawiłaś? - zapytała. - I dlaczego jeden miałby czerpać a cała reszta płacić cenę? Czy prawa władające Limbo nie powinny być takie same dla wszystkich?
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#14
23.05.2024, 23:53  ✶  

Genialnie po prostu. Dawno już nie był w tak patowej sytuacji jak ta obecnie. I to jeszcze na własne życzenie znalazł się w takim układzie. Poirytowany parsknął pod nosem powietrzem, kręcąc głową na boki, widząc jak Abrosia i starsza pani znikają za drzwiami jej chatki.

Kurwa mać, co za bezsens... To i jeszcze kilka innych bluzgów przewinęło się w jego myślach, a on z każdą chwilą walczył sam ze sobą. On przeciwko złości, gniewu i agresji. Ledwo wytrzymywał, żeby nie odpuścić z planu i zwyczajnie zacząć walczyć o swoje. Cały czas jednak miał na uwadze, że na szali potencjalnie leżało rozwiązanie jego problemów, albo chociaż coś co pokieruje nim dalej w tej sprawie. Odpowiedź jaką dostał od Szeptuchy nie napawała go optymizmem, ale z drugiej strony nie łudził się, że dostanie swoje odpowiedzi od tak. Nie zamierzał ciągnąć tego cyrku dalej, dobrze zrozumiał, że jego rola w tym akcie jest tyle co żadna. Nie zamierzał robić z siebie jeszcze większego Don Chichota, niż zwykle.

- Oby to było cokolwiek warte... - wyszeptał do siebie, albo do losu, któremu właściwie się teraz oddawał. Jebana bezradność, co za najgorsze uczucie na świecie. Teraz mógł sobie tylko wyobrażać i snuć domysły, o czym sobie tam Kościana Księżniczka gaworzy. Oby zadawała celne pytania, a nie załatwiała teraz swoje prywatne interesy, albo specjalnie przedłużała te sytuacje, tylko żeby Louvain powisiał kilka minut dłużej jak ciele na haku.



Możecie mnie pomijać w kolejce, chyba że coś ważnego w moją stronę. Wrócę jak będę mógł coś zrobić. :')
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#15
07.06.2024, 03:04  ✶  
- Nie zawsze chodzi o samo znanie odpowiedzi - odpowiedziała jej z namysłem. Wiedziała, że błądziła we mgle, ale nawet zajmując miejsce na jednym z krzeseł, nie oczekiwała że i jej rozmówczyni będzie znać odpowiedź na to co plątało się jej po głowie. Szeptucha mówiła na sabatach o przyszłości, a Limbo leżało gdzieś pomiędzy. Nie dotyczyły go prawa fizycznego świata tak samo jak i żywych.
- Czyli widziałaś coś wcześniej? Zanim doszło do Beltane? - zapytała, ale ton miała miękki, bo nie jej miejscem było oceniać kogokolwiek kto mógł dostrzegać nadchodzące wydarzenia. Szeptucha, cóż, szeptała swoje wizje na sabatach i prawdę powiedziawszy to mało kto brał ją na poważnie. Przyklejano jej łatkę wariatki, ale Ambrosia miała wrażenie że każdy kto spoglądał na świat trzecim okiem był odrobinę szalony. Widzenie więcej jak inni dotykało człowieka w szczególny sposób i rozumiała to nawet samej nie posiadając tej zdolności. Rozumiała czy to przez fakt jak wielu jasnowidzów ją otaczała, czy może przez to że posiadała swój własny dar, przez który spoglądała gdzieś dalej. - Może masz rację - powiedziała powoli. Lubiła Theona, ale to nie zmieniało faktu, że uważała wycieczkę do limbo za skrajną głupotę. - Dziękuję - uśmiechnęła się do Szeptuchy delikatnie, całkiem szczerze, kiedy ta ofiarowała jej coś do picia. - Cóż... ta energia i tak należy do tego cyklu, ale... została źle użyta. W niewłaściwej kolejności. Zawsze byłam przekonana, że tak jak rok toczy się kołem, tak samo jest z energią - narysowała palcem kółko w powietrzu. - Wszystko następuje po sobie w pewnej kolejności i cykl się zamyka. Ale Voldemort wyrwał energię z limbo, chcąc przenieść ją do świata fizycznego. Zaburzył kolejność rzeczy - uniosła kubek, upijając parę łyków naparu. - Nie, ale nie wchodzę do niego samą sobą... chyba... - ostatnie słowo dodała nieco ciszej, bo w tym momencie to już nawet pewna nie była. - Powinny - zgodziła się, powoli kiwając głową. - Ale Voldemort zrobił coś, czego nikt wcześniej nie zrobił. Zaburzył cykl. Wszedł do limbo całym sobą. Ciałem. Po prostu nie jestem pewna czy w takim przypadku dotychczasowe prawa powinny działać. Czy mogły działać.


she was a gentle
sort of horror
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#16
24.06.2024, 00:30  ✶  
Szeptucha oparła się rękoma o blat drewnianego stołu. Zapatrzyła na Ambrosię czarnymi, błyszczącymi oczami.
- Przyszłość nigdy nie jest tak jasna, jak może się wydawać – odpowiedziała powoli. Coś tam wtedy widziała, jakieś wizje mamiły jej oczy, ale odkryć znaczenie… Odwróciła głowę w stronę płonącego kominka. O, odkryć znaczenie to było co innego.
Pokręciła głową. Zadrgały jej ciemne, skołtunione włosy.
- Wiesz, że wszystkie przepowiednie stają się zrozumiałe, dopiero gdy się spełnią? – Tamtego dnia widziała kamień toczący się po jałowej ziemi, dostrzegła bramę o ostrych jak brzytwy brzegach. Ale czy rozumiała na co patrzy? Oto i największa tajemnica jasnowidzenia. Widzieć przebłysk przyszłości. Nic nie zrozumieć, nawet jeśli to przestroga. Wypełnić co do joty. Walczyć z przepowiednią i spełnić ją przypadkiem. Wcale nie przypadkiem. Nie wtrącać się a jednak się wtrącić niewtrącaniem. Czyżby wszystko było gdzieś tam już zapisane? Jak opowiedzieć o wizji i nie przekręcić jej sensu? Jak ją zrozumieć? Czy w ogóle można? – Ja dużo widzę.
Siorpnęła trochę naparu.
- Naprawdę sądzisz, że ten czarnoksiężnik jest tak potężny by rzucić wyzwanie siłom rządzącym tym światem i zwyciężyć? Mylisz potęgę z pychą. On jeszcze sam nie zna ceny, którą przyjdzie mu zapłacić za to, co zrobił – na jej wargach zadrgało coś, jak cień niepokojącego uśmiechu.
Szeptucha zawiesiła spojrzenie na oplatających kubek palcach Ambrosii.
– On tam wszedł i coś stamtąd wyszło – przypomniała, myśląc o Widmach. Bądź co bądź, całkiem namacalnie grasowały po kniei. A potem pokręciła głową. – Świat sobie poradzi. Wróci na swoje miejsce – dodała na zakończenie. I to już powiedziała trochę innym głosem, bardziej miękkim, nienawykłym do mówienia czegoś optymistycznego.
Kobieta nie za bardzo mogła pomóc w Ambrosii z szukaniem odpowiedzi, bo sama ich nie znała.
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#17
24.06.2024, 03:31  ✶  
- Rozumiem - ale nie rozumiała. A może rozumiała, że nie była w stanie zrozumieć. Nie była nawet pewna do którego właściwie fragmentu wypowiedzi Szeptuchy się odnosiła, ale chyba chodziło całokształt. Niby sama była zdolna do odczytywania znaków, które przychodziły w kartach czy szklanej kuli, ale to co kryło się w wizjach zawsze pozostawało poza jej zasięgiem. Czuła się przez to wybrakowana, głównie dlatego że jej własna matka była znakomitą jasnowidzką, kiedyś nawet prowadzącą swoją własną praktykę. A ona? Była jej córką, krwią z krwi, do Trelawneyów było jej o wiele bliżej pod tym kątem, niż McKinnów ale jakkolwiek nie próbowała to jej trzecie oko pozostawało tak samo zaciśnięte. Była ślepa jak kret i zawsze z pewnym zniechęceniem słyszała od samych jasnowidzów, jak pokrętne i niemożliwe do zinterpretowania mogą być wizje.

- Zwyczajnie się boję, że światu zbyt długo zajmie wrócenie do siebie o własnych siłach - proces regeneracji bywał ślamazarny, nawet jeśli zawsze w końcu następował. Było coś strasznego w tym, jak szybko człowiek był w stanie niszczyć rzeczy, zaburzając naturalny rytm entropii. To co działo się w sekundy, czasem odnawiało się latami. Ale czy mieli na to wystarczająco dużo czasu? Oni, a nie natura? Bo nawet by się nie zdziwiła, gdyby świat postanowił ich przeczekać z tym swoim uleczeniem samego siebie.

Piła herbatę powoli, ale nie drążyła tematu dalej. Nie było sensu - przynajmniej tyle udało jej się wywnioskować z całej tej rozmowy. Wszystko wróci na swoje miejsce i pozostawało mieć nadzieję, że Lestrange w to uwierzy.

- Dziękuję za twoje słowa - powiedziała, odstawiając pusty już kubek. - Na mnie już pora i przepraszam cię za to najście - uśmiechnęła się do Szeptuchy trochę słabo, myślami będąc już przy tym, jak bardzo rozzłoszczony będzie po wszystkim uwięziony teraz roślinnością Louvain. Niemniej jednak, podniosła się z miejsca, kierując do drzwi i przy nich jeszcze raz dziękując za czas i żegnając z kobietą. A potem? W sumie to nawet niespecjalnie by się obraziła, gdyby ten Lestrange już na zawsze został w tym żywopłocie, ale i tak poczekała na niego przed furtką.


she was a gentle
sort of horror
Widmo
Norvel Twonk to czarodziej nieznanego statusu krwi, który poświęcił własne życie, aby ocalić mugolskie dziecko przed mantykorą. Za ten czyn odznaczono go pośmiertnie Orderem Merlina I Klasy.

Norvel Twonk
#18
26.06.2024, 02:11  ✶  
Szeptucha przymknęła ciemne, błyszczące oczy. W całej jej sylwetce, w jej sposobie bycia było coś takiego niepokojącego. Niby nie zachowywała się teraz nieuprzejmie wobec Ambrosii. Niby tylko rozmawiały, choć ta rozmowa zdawało się nie przyniosła dziewczynie oczekiwanych odpowiedzi, a jednak… a jednak coś w sposobie w jaki Szeptucha patrzyła, w jej ruchach, w sposobie w jaki trzymała kubek w rękach, było w tym coś takiego, co zdawało się osądzać Ambrosię. I nie wypadała w tej ocenie zbyt dobrze.
- Twoje zbyt długo jest tylko mrugnięciem powieki dla świata – rzuciła, kręcąc przy tym szybko głową.
Siedziały w ciszy sącząc napar. Szeptucha kołysała się do tyłu i do przodu. Jej ciemne włosy opadały strąkami na twarz, zasłaniając ją w połowie. Wydawała się w tym momencie częściowo nieobecna, jakby tylko ciało trzymało ją w tej chatce, przy tym stole, w towarzystwie Ambrosii.
Ocknęła się dopiero, gdy usłyszała dźwięk odstawianego kubka na blat stolika. Zerwała się ze swojego miejsca. Znowu pokręciła głową.
- Nie masz za co przepraszać – powiedziała nieco bardziej miękkim tonem, niż ten którego używała wcześniej w rozmowie. – Zawsze tu będziesz mile widzianym gościem, córko Felicity. Tylko… - zawahała się, odprowadzając dziewczynę do drzwi. Uchyliła je. Świat poza chatą wydawał się jasny i świetlisty. Zanim Ambrosia wyszła, szeptucha jeszcze złapała ją za ramię. Rękę miała zimną, choć spoconą a uścisk dość pewny i silny. Znowu w jej sylwetce i zachowaniu pojawiło się coś niepokojącego. – Tylko nigdy więcej nie próbuj sprowadzać do mojego domu takich jak on – wskazała brodą w stronę, gdzie magiczny żywopłot odgradzał Louvaina od jej bagna.
Zabrała rękę i weszła z powrotem do środka. Mimo dźwięku zamykanych drzwi, Ambrosia czuła na sobie odprowadzający ją wzrok szeptuchy.

Roślinny żywopłot ustąpił, pozwalając odejść Louvainowi i Ambrosii.

Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki

evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#19
20.07.2024, 23:32  ✶  

Każda sekunda w tej pozie wydawała się trwać całe wieki. Nic tak go wpędzało w gniew jak bezsilność. Zawsze ją odrzucał i nigdy nie przyjmował do siebie jak rezultat do zaakceptowania w jakiejkolwiek sytuacji w życiu. Zawsze było jakieś wyjście, nawet jeśli prowadziło prosto w oko cyklonu kłopotów, zawsze była to jakaś opcja. Lepiej było podjąć złą decyzje, niż nie podjąć żadnej. Tak było do tej pory, bo nigdy wcześniej nie był umierającym Zimnym.

No i nie było co ukrywać, był odrobinę na to przygotowany. Sam wymyślił ten groteskowo-romantyczny spacer po Lesie Wisielców i odwiedziny u starszej pani. Potrzebował pilnie odpowiedzi, na już, na wczoraj. Myśląc o tym wiedział, że może dojść do sytuacji gdzie będzie musiał przełknąć na gorzko gniew, lub ugryźć się w język. Że prawdopodobnie nie zostanie powitany słodyczami i babcinymi przetworami, a wręcz przeciwnie, kilka, w jego ocenie, bluźnierczych słów padnie w jego kierunku od Szeptuchy. Jemu nie pomogłaby nigdy, nawet za tym nie obstawiał, ale za pośrednictwem Ambrosie? Kto wie, przynajmniej mógł liczyć na łut szczęścia.

W końcu krępująca roślinność ustąpiła, a dziki i nadzwyczaj "żywy" żywopłot odpuścił. Szybko dostrzegł wynurzającą się zza drzwi chatki dobrze znaną mu sylwetkę. Odruchowo chwycił się za nadgarstki i za miejsca gdzie jeszcze przed chwilą pnącza i bluszcze, skrepowały jego ruchy. Pomasował je tak chwilę, czując jak krew z powrotem napływa na delikatnie odrętwiałe miejsca. Kiedy jego zabaweczka zbliżyła się podniósł na nią wzrok. Wzrok który już doskonale znała, wzrok przepełniony chęcią zemsty i wyrównania rachunków. Co z tego, że była to jego własna inicjatywa? Co z tego, że to nie na jej wezwanie wisiał tak jak cielsko w ubojni? Mogła już przypuszczać, że to właśnie ona zostanie ukarana za ten stan rzeczy. Może nie teraz, może nie zaraz, ale na pewno.

Poprawił kołnierz i mankiety płaszczu, wyjmując z materiału resztki igieł i roślinności. -Iii? - przeciągnął zdecydowanie akcentując swój poziom irytacji. - Czego się dowiedziałaś?

Przestał właśnie tak bardzo lubić ten las, jak jeszcze śmiałby twierdzić parę godzin temu. Nie kiedy w tym lesie mieszkała ta stara, pomarszczona jędza. I na nią przyjdzie kiedyś pora.

entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#20
09.08.2024, 03:30  ✶  
Szeptucha, oczywiście, miała rację, ale w ten niewygodny dla Ambrosii sposób, gdzie blondynka zdawała sobie sprawę że coś jej umykało. A kobieta nie miała najmniejszej ochoty mówić w języku ludzi normalnych i przyziemnych, dokładając tylko więcej kwiecistych i górnolotnych słów. Ale pomimo pewnej irytacji, nie wiedzieć czy ukierunkowaną w stronę Szeptuchy czy jej samej, McKinnon uśmiechnęła się do niej lekko, kiedy ta zwróciła się do niej nieco miększym tonem.
- Nie przyprowadzę - powiedziała, kładąc dłoń na zaciskających się na jej ramieniu palcach i w zapewniającym geście ściskając jej rękę.

Ruszyła w kierunku Louvaina, kiedy krępująca jego ruchy roślinność zaczęła ustępować i oddawać mu wolność. Mieli swój mały układ, ale w tym momencie miała trochę nadzieję, że zamiast tego Las Wisielców zmiażdży go i pochłonie w całości, na wieki zakopując jego szczątki gdzieś w swoim sercu. To jednak, byłoby zbyt piękne żeby być prawdziwym i blondynka wreszcie zatrzymała się przed nim, ale w ten niecierpliwy sposób, dając mu znać że nie chciała - nie - że nie powinni tu zostać zbyt długo.
- Wszystko wróci na swoje miejsce - podsumowała, bo prawdę powiedziawszy, Szeptucha nie powiedziała jej nic ponad to. Nic, co by się faktycznie liczyło i byłoby przydatne, albo raczej co byłoby przydatne dla Louvaina. - Limbo nie jest jej domeną, ale twierdziła że cokolwiek stamtąd wynieśliście, w końcu wróci na swoje miejsce. Jeśli wasz Pan coś z tego limbo zabrał, to zasady powinny stosować do wszystkich, którzy tam weszli. Czyli nie tyle czegoś wam brakuje, co macie czegoś za dużo.


she was a gentle
sort of horror
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Dora Crawford (302), Norvel Twonk (1069), Louvain Lestrange (4476), Ambrosia McKinnon (4562)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa