Początkowo czuł pustkę, która go paraliżowała i blokowała jakiekolwiek działania. Nie jadł, nie pił, nie spał. Po prostu egzystował, pozbawiony jakiegokolwiek połączenia ze światem zewnętrznym. Po czasie pojawił się smutek, który dość szybko przerobił się w rozpacz. Próbował zagłuszyć to alkoholem, ale jedynie pogarszał tym sytuację. Procenty jeszcze mocniej wyciągały na światło dzienne uczucia, których starał się pozbyć. Z racji na wykonywany zawód dość często spotykał się z ludzką tragedią, ale jak się okazało, nawet to nie mogło go przygotować na utratę kogoś tak bardzo bliskiego. Był strażnikiem prawa, znał zasady i regulaminy. Nic z tych rzeczy nie dawało mu odpowiedzi, która potrafiłaby ukoić ból oraz cierpienie, których teraz doświadczał. Poczucie straty dość szybko przerodziło się w gniew oraz wściekłość. Czuł potrzebę zemsty. Nie potrafił żyć ze świadomością, że gdzieś tam kroczyła wolno osoba, która pozbawiła go siostry.
Przyjście na ten pogrzeb było najtrudniejszą rzeczą, z jaką przyszło mu się do tej pory zmierzyć. Wiedział, że nie darowałby sobie, gdyby to ominął, ale jednocześnie czuł ogromne opory. Bał się, że pojawienie się tam będzie równoznaczne z zaakceptowaniem tego, że odeszła. Nie był gotowy na zaakceptowanie tej nowej rzeczywistości. Jakaś część Oriona wciąż wierzyła w to, że Florence nagle pojawi się w drzwiach domu, a to wszystko okaże się jednym wielkim nieporozumieniem.
Przyjmował wyrazy współczucia od rodziny, ale myślami był daleko. Wspominał wakacje, gdy byli jeszcze dziećmi i spędzali je razem na wyjazdach. On, Atreus i Florence. Oczy mimowolnie zachodził mu łzami, nawet nie próbował tego ukrywać. Bo po co? W tej chwili jakieś ukojenie dawał mu tylko alkohol oraz coraz mocniej paląca się w nim chęć zemsty. Normalnie nie pozwoliłby sobie na tego typu zachowania, ale czy dobre maniery miały w ogóle jakieś znaczenie? W tej chwili było mu naprawdę obojętne, czy ktoś uzna, że nie potrafi się zachować.
Gdy w końcu mogli odejść od stołu, przez chwilę siedział jeszcze na swoim miejscu, sącząc powoli ognistą. Nie potrafił jednak patrzeć dłużej na matkę w tym stanie. Potrzebował uciec. Chwycił w rękę butelkę ognistej oraz kieliszek, po czym wstał i lekko się rozejrzał. Jego spojrzenie padło na brata. Bez większego namysłu ruszył w jego stronę, stając tuż obok niego. Przez dłuższą chwilę milczał, wpatrując się w krajobraz, który malował się za oknem.
— Dolać ci? — rzucił cicho, lekko zniekształconym głosem. Odchrząknął, po czym zerknął na brata. Próbował się uśmiechnąć, ale w tej chwili czuł, że tak radosne emocje były po prostu niemożliwe. Nalał bratu nieco więcej alkoholu, po czym to samo zrobił ze swoją szklanką. Butelkę postawił na parapecie między nimi.
— Długo myślałem, co chciałbym jej powiedzieć. Gdybym miał okazję — zaczął nagle, wpatrując się wciąż w obrazy, które malowały się za oknami. — Nie miałbym na tyle odwagi, żeby na nią spojrzeć. Nie teraz. Nie, póki jej zabójca nie zostanie znaleziony. — kontynuował, zaciskając palce na szklance na tyle mocno, że knykcie dłoni zaczęły robić się białe. Ostatnie miesiące zasadził w nim ziarno nieufności względem biura, jak i całego ministerstwa. Czy byli w stanie doprowadzić do ujęcia sprawcy? Jakaś cząstka jego samego wierzyła, że tak, ale ta druga, zdecydowanie głośniejsza, nie chciała ryzykować. — Musimy go znaleźć, my. Gdy już to zrobimy... wymierzymy mu sprawiedliwość. Razem — rzucił, ostatnie słowa mówiąc przez niemal zaciśnięte zęby. Na samą myśl o śmieciu, który pozbawił ich siostry, zalewała go fala wściekłości. Wiedział, że nie powinni działać pochopnie, a już na pewno niewskazane było bawienie się w samodzielne wymierzanie kary, ale to było ważniejsze, niż przepisy i regulaminy. Było ważniejsze niż całe to cholerne Ministerstwo Magii.