14.01.2023, 12:17 ✶
Teraz to już popatrzyła na niego jakby ktoś mu przyłożył naprawdę mocno w głowę i przez to miał jedną klepkę mniej. Na rozum się z kimś zamienił? No przecież wiedziała, że nie jest taki głupi, na jakiego się kreuje.
- To nie jest dom mugoli, tu się używa czarów, żeby coś skleić – przypomniała mu, bo chyba mu się zapomniało, gdzie w ogóle był. Na cholerę im klej? Mieli przecież swoje magiczne różdżki. - Tak jest, wasza wysokość – odpowiedziała mu na to, choć na końcu języka miała, że w tym momencie to co najwyżej książę. I jak to tak bez żony? Ach tak, żona miała stworzyć koronę. Na szczęście tego nie powiedziała, po prostu pokręciła do siebie głową z lekkim niedowierzaniem i wróciła do układania zamku. Póki co zrobiła cały rządek trójkącików i teraz kładła na nich poziomo karty. Dawno czegoś takiego nie robiła – ostatnio chyba jeszcze za dziecka, jeszcze przed pójściem do Hogwartu.
- Kłamiesz. Musisz poćwiczyć, bo jak ściemniasz, to nos ci się rusza na boki – nie prawda, nic mu się nie ruszało. Ale takie kłamstwo akurat czuć było z daleka. Mówiąc to nawet na niego nie spojrzała, po prostu skupiona była na układaniu kart. - A ta gitara ci po co? – chyba nie wymyślił, że ONA miałaby na niej grać? Ha! To mogłoby się skończyć nie tak, jakby sobie tego życzył, więc lepiej jeśli nie miał takich pomysłów na dzisiejszy wieczór.
Victoria na moment zamarła, kiedy wspomniał, że skrzatka czegoś nie dostarczyła.
- Niemożliwe… Strzałka nigdy o niczym nie zapomniała – bo jak każdy domowy skrzat spodziewała się kary za niedopełnienie obowiązków. Była tutaj atosunkowo dobrze traktowana, ale różnie to przecież bywało… - Strzałka! – zawołała, a skrzatka, która była tak schludnie ubrana w faruszek pojawiła się z cichym trzaskiem.
- P-panienko – odezwała się i szurnęła stópką, patrząc wielkimi oczami na Victorię, która siedziała sobie na podłodze i układała domek z kart.
- Sauriel mówi, że zaproponowałaś mu coś do picia, ale tego nie dostarczyłaś? O co tu chodzi? – Lestrange wpatrzyła się badawczo w skrzatkę, trzymając w dłoni dwie karty, którymi się teraz bawiła, jeżdżąc opuszkami palców po ich krawędziach.
- Nie… nie – wydusiła z siebie skrzatka i spojrzała z przestrachem na Sauriela, a potem na Victorię. - P-pan po-po-powiedział, że-że… że do je-jedzenia i i i p-picia po-poprosi panienkę – wydusiła z siebie w końcu i skuliła się w sobie, jakby spodziewając się kary za to co powiedziała. - P-pan ż-żartował, Strzałka n-nie chciała u-u-urazić. P-pan nie p-poprosił – skulona miętosiła w drobnych rączkach rąbek fartuszka i wycelowała spojrzenie w podłogę.
- Och… Rozumiem. Czyli mnie tu ściemnia – Victoria uniosła brwi i przeniosła wzrok ze skrzatki na Rookwooda.
- N-n-n-nie! Nie. P-pan nie k-kłamie, S-strzałka zła, Strzałka–
- Nic nie szkodzi, Strzałko. Sauriel sobie z tobą trochę pogrywa. Przynieś mi proszę filiżankę herbaty – Victoria jej przerwała, bo już widziała, że tutaj zaraz wejdzie skrzaci tryb samobiczowania się. Strzałka zrobiła jeszcze większe oczy i zniknęła. - Sauriel, kochanie, straszysz mi skrzata. Więc to tak? – chciał jej krwi? Naprawdę? Czy po prostu się bawił? Nie była pewna.
Skrzatka pojawiła się po chwili i położyła filiżankę na stoliku i pokłoniła się, a Victoria powiedziała jej, że dziękuje i że tyle jej na ten moment wystarczy, więc drobny elfik zaraz zniknął.
- Zaraz, jak to było? Chcesz pływać w moim cierpieniu? – czy raczej chciał pływać w jej krwi…?Można to było zrozumieć naprawdę… dwuznacznie. A Victoria w tym momencie zaczynała odczuwać i dostrzegać pewien mętlik – tego co podszeptywało serce i tego, co głośniej mówił rozum.
- To nie jest dom mugoli, tu się używa czarów, żeby coś skleić – przypomniała mu, bo chyba mu się zapomniało, gdzie w ogóle był. Na cholerę im klej? Mieli przecież swoje magiczne różdżki. - Tak jest, wasza wysokość – odpowiedziała mu na to, choć na końcu języka miała, że w tym momencie to co najwyżej książę. I jak to tak bez żony? Ach tak, żona miała stworzyć koronę. Na szczęście tego nie powiedziała, po prostu pokręciła do siebie głową z lekkim niedowierzaniem i wróciła do układania zamku. Póki co zrobiła cały rządek trójkącików i teraz kładła na nich poziomo karty. Dawno czegoś takiego nie robiła – ostatnio chyba jeszcze za dziecka, jeszcze przed pójściem do Hogwartu.
- Kłamiesz. Musisz poćwiczyć, bo jak ściemniasz, to nos ci się rusza na boki – nie prawda, nic mu się nie ruszało. Ale takie kłamstwo akurat czuć było z daleka. Mówiąc to nawet na niego nie spojrzała, po prostu skupiona była na układaniu kart. - A ta gitara ci po co? – chyba nie wymyślił, że ONA miałaby na niej grać? Ha! To mogłoby się skończyć nie tak, jakby sobie tego życzył, więc lepiej jeśli nie miał takich pomysłów na dzisiejszy wieczór.
Victoria na moment zamarła, kiedy wspomniał, że skrzatka czegoś nie dostarczyła.
- Niemożliwe… Strzałka nigdy o niczym nie zapomniała – bo jak każdy domowy skrzat spodziewała się kary za niedopełnienie obowiązków. Była tutaj atosunkowo dobrze traktowana, ale różnie to przecież bywało… - Strzałka! – zawołała, a skrzatka, która była tak schludnie ubrana w faruszek pojawiła się z cichym trzaskiem.
- P-panienko – odezwała się i szurnęła stópką, patrząc wielkimi oczami na Victorię, która siedziała sobie na podłodze i układała domek z kart.
- Sauriel mówi, że zaproponowałaś mu coś do picia, ale tego nie dostarczyłaś? O co tu chodzi? – Lestrange wpatrzyła się badawczo w skrzatkę, trzymając w dłoni dwie karty, którymi się teraz bawiła, jeżdżąc opuszkami palców po ich krawędziach.
- Nie… nie – wydusiła z siebie skrzatka i spojrzała z przestrachem na Sauriela, a potem na Victorię. - P-pan po-po-powiedział, że-że… że do je-jedzenia i i i p-picia po-poprosi panienkę – wydusiła z siebie w końcu i skuliła się w sobie, jakby spodziewając się kary za to co powiedziała. - P-pan ż-żartował, Strzałka n-nie chciała u-u-urazić. P-pan nie p-poprosił – skulona miętosiła w drobnych rączkach rąbek fartuszka i wycelowała spojrzenie w podłogę.
- Och… Rozumiem. Czyli mnie tu ściemnia – Victoria uniosła brwi i przeniosła wzrok ze skrzatki na Rookwooda.
- N-n-n-nie! Nie. P-pan nie k-kłamie, S-strzałka zła, Strzałka–
- Nic nie szkodzi, Strzałko. Sauriel sobie z tobą trochę pogrywa. Przynieś mi proszę filiżankę herbaty – Victoria jej przerwała, bo już widziała, że tutaj zaraz wejdzie skrzaci tryb samobiczowania się. Strzałka zrobiła jeszcze większe oczy i zniknęła. - Sauriel, kochanie, straszysz mi skrzata. Więc to tak? – chciał jej krwi? Naprawdę? Czy po prostu się bawił? Nie była pewna.
Skrzatka pojawiła się po chwili i położyła filiżankę na stoliku i pokłoniła się, a Victoria powiedziała jej, że dziękuje i że tyle jej na ten moment wystarczy, więc drobny elfik zaraz zniknął.
- Zaraz, jak to było? Chcesz pływać w moim cierpieniu? – czy raczej chciał pływać w jej krwi…?Można to było zrozumieć naprawdę… dwuznacznie. A Victoria w tym momencie zaczynała odczuwać i dostrzegać pewien mętlik – tego co podszeptywało serce i tego, co głośniej mówił rozum.