• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[2.05.1972, wieczór] Zimne ciało, zimna dusza | Sauriel & Victoria

[2.05.1972, wieczór] Zimne ciało, zimna dusza | Sauriel & Victoria
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#21
10.07.2023, 22:49  ✶  

Była kobietą niezależną, albo chciała za taką uchodzić, na tyle, ile mogła. Były rzeczy, których by nie zrobiła wbrew swojej własnej woli – choćby to, że nie chciała splamić honoru rodziny. To nie było tak altruistyczne jak brzmiało. Chodziło w tym też o korzyści dla niej – bo wiedziała, że jej rodzina mogła zrobić znacznie więcej niż tylko ją wydziedziczyć i nie chodziło wcale jedynie o pieniądze – bo te miała też swoje, prócz rodzinnej fortuny. Victoria bała się, że mogliby odebrać wszystko, na co sama pracowała. Tam więc kończyła się jej niezależność, a przynajmniej póki co. Prawdą było jednak, że jeśli nie musiała, to nie otaczała się ludźmi, wokół których miałaby czuć się źle, albo z których ktoś miałby ją źle traktować. Była nawet skłonna nie widywać się z Saurielem, kiedy tak bardzo działał jej na nerwy, że musieli interweniować rodzice… Całe szczęście jednak, że ten etap mieli za sobą, bo kiedy wampir dał się poznać nieco lepiej, to dał się też lubić. Roztaczał wokół pewien czar… fascynacji drugą osobą, bo Lestrange była go bardzo ciekawa, na różnych poziomach. To zaś, że miała ułożone życie i że była ogarnięta tak psychicznie jak i życiowo wcale nie znaczyło, że musiała sama za wszystko decydować – dlatego były takie rzeczy, że mogła Saurielowi ustąpić, jeśli życzył sobie czegoś co nie jest totalnym absurdem.

Ta rozmowa mogła wyglądać inaczej, gdyby Sauriela nie było. Czy lepiej? Czy gorzej? Tego nie dane było się dowiedzieć. Tak, było to całkiem intymne spotkanie, którego Sauriel był świadkiem, koncertowo ignorowany przez panią domu, która najwyraźniej uznała, że będzie udawała, że wcale go tu nie ma – a jego obecność i tak była przyćmiona przez powrót córki, która wyglądała, jakby miała naprawdę fatalną noc i jeszcze bardziej fatalny dzień. Victoria nie wiedziała ile szczerości, a ile pokazówki było w Isabelli. Nie chciała się nad tym zastanawiać – pewnych odruchów jednak nie była w stanie zamaskować, jak tego cofnięcia rąk po dotknięcia zimnej niczym u trupa skóry. Drugi raz nie popełniła tego błędu. Czy sama zrobiła i powiedziała matce to co chciała? Nie. Ale nawet bez Sauriela prawdopodobnie nie powiedziałaby nawet połowy tego, co chciała. To były blokady, które narastały w człowieku długimi latami i jeden wieczór nie był w stanie ich wszystkich ściągnąć. Prawda jednak była taka, że Victoria była tak zmęczona, że nie wybrałaby teraz opcji, by być przy tej rozmowie sama. Widział i słyszał ją Sauriel? Cóż… Ostatecznie nic takiego się nie stało, ona czuła się dzięki niemu pewniej, a jakoś tak… w tej sytuacji nie czuła, że wolałaby to wszystko ukrywać. Był na tyle blisko tego wszystkiego, zagrzebany, że nawet nie myślała w tej chwili kategoriami, że wolałaby, by tego nie widział. I nie chodziło wcale o to, że chciała go wciągnąć w jakieś takie napięte relacje z matką, nic z tych rzeczy.

Faceci ogólnie zaczynali panikować, kiedy kobieta płakała. Najgorzej było, jeśli łzy pojawiały się przez tegoż mężczyznę. Rookwood miał szczęście – bo chyba nawet nie pomyślał, że to przez niego? Bo nie było to jego winą, tylko nagromadzeniem emocji, które musiały w końcu wybuchnąć. I skończyło się to tak. Nic wielkiego się nie działo, to były tylko łzy. Przytuliła się nawet nieco mocniej (na ile pozwalało jej to, że nie miała zbyt wiele siły w tym momencie), kiedy poczuła odwzajemniony dotyk i uspokajające głaskanie po głowie. Po chwili dała się też poprowadzić do łóżka, gdzie usiadła i najpierw wpatrzyła się w ścianę, potem w sufit – kiedy próbowała nabrać łapczywie oddechu przez ten niechciany płacz. Zaraz jednak łzy poleciały jej znowu i ponownie próbowała je wytrzeć, tym razem już rękawem marynarki z munduru. Zaraz jednak ją ściągnęła, by zostać w równie potarganej koszuli.

- Co za spierdolona noc. I dzień – wymamrotała w końcu. Nie umiała znaleźć na to lepszych słów. Rozłożyła na udach swoje dłonie, którym się teraz przyglądała. - Wiem, że coś straciłam. Że wróciłam zmieniona. Tylko nie wiem jak wiele i jak bardzo – tak jakby umarła. Była w Limbo. Teraz była zimna jak trup – i wiedziała, tak podświadomie, że żadną magią jej nie ogrzeją; po prostu przeszła przez zasłonę dzielącą żywych i martwych. Miała też wrażenie, że nie wróciła stamtąd… całkiem sama. Albo raczej, że nie tyle coś tam zostawiła, co raczej – coś stamtąd zabrała. - Przepraszam, że mnie widzisz w takim stanie – powiedziała, odwróciwszy do niego głowę i znowu jej się oczy zaszkliły. - Nie wiem nawet jak ubrać w słowa to co się stało i dlaczego wyglądam jak wyglądam – wyszeptała, bo miała wrażenie, że jeśli powie to głośniej, to głos odmówi jej posłuszeństwa. Zadrżała znowu, tak z zimna, jak i emocji, raz jeszcze przechylając się do mężczyzny, by się wtulić. Naprawdę tego potrzebowała, tego żeby sobie popłakać, żeby nie siedzieć teraz w samotności. Potrzebowała też tego fizycznego kontaktu.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#22
12.07.2023, 22:19  ✶  

Siedział. Ograniczył swoją rolę do wykonania prostego zadania, żeby być wsparciem mentalnym. Bo za takowe czarownica najwyraźniej go uważała, skoro chciała z nim spędzić ten czas. I skoro tutaj płakała mu w ramionach. Czas na mądrości przyjdzie potem, na razie zostawała pustka w głowie i kompletna niezręczność sytuacji, bo chociaż widział, że płakała, chociaż nie chciał, żeby płakała to nie było tak, że jej smutek go przenikał. A chyba powinien.

- Co najwyżej zmieniła się twoja fryzura i straciłaś ciuchy.... - Mruknął patrząc na jej... wspaniały wygląd, kiedy ściągnęła z siebie marynarkę. Okej, no była zimna, ale to nie koniec świata. To znaczy o ile na tym się zaczynał i kończył zarazem problem. - Przepraszasz mnie czy siebie? - Bo brzmiała bardziej, jakby przepraszała samą siebie. Przynajmniej w jego uszach. Biedna była, no biedna. Przeszła przez Piekło, wyszła z niego i teraz każdy miał jej mówić "life goes on". Ewentualnie mieli mówić "przesadzasz". Uśmiechnij się i wszystko będzie dobrze. Sauriel nie wiedział, co miał jej mówić i co mówić jej będzie. Chciała na nim polegać, on chciał jej pomóc, ale nie uważał, żeby był do tego osobą dobrą. Mógł się tylko próbować stawiać w jej sytuacji, porównywać do swoich doświadczeń. Czy ona potrzebowała kogoś, kto nie podzieli jej odczuć? Czy może potrzebuje kogoś, kto zapłacze razem z nią? Nie znał zupełnie pod tym względem Victorii. Chciał się nawet lekko dopasować, do stopnia, w którym byłby w stanie. Ale ta sytuacja naprawdę nie była komfortowa. To, jak się do niego tuliła nie było komfortowe. Jej płacz. Jakaś supernowa, która wybuchła i którą teraz Victoria do niego przyniosła i chciała, żeby on się nią zainteresował. Jak walczą w tobie dwa wilki to wygrywa ten, którego karmisz, jak to lubią powtarzać. A on nie chciał ani karmić tego, który chciał być niej bliżej, bo był kurewsko obcy, ani tego, który chciał się od niej odsunąć. Bo chciał się odsuwać przez tego pierwszego, natarczywego, wkurwiającego i obrzydliwie nieswojego. Ta abstrakcyjność odczuć, jakie ze sobą niosła były tak bardzo poza jego charakterem, że wprowadzały ten dyskomfort.

- A... chcesz w ogóle o tym mówić? - Bo to nie tak, że on musiał i potrzebował to wiedzieć. - Bo wiesz, mi wystarczy wiedzieć, że teraz jest okej. Chyba, że nie jest. Znaczy... nie jest, bo nie czujesz się dobrze, ale chodzi mi o to zimno, cokolwiek się stało. - Patrzył na nią trochę sceptycznie, ale nie chodziło ani o jej wygląd ani o przekaz sam w sobie. Tylko o to, że brzmiała tak jakby tam zebrali się wszyscy mądrzy tego świata i wydali już na nią wyrok. W miejscu odciętym od teleportacji. W, uwaga, jakieś 24 godziny. Tak, na pewno, cudotwórcy sami lekarze się tam pojawili, żeby tak się stało. - Nie obraź się Viki, ale w 24 godziny może z kawałkiem raczej nie zebrali wszystkich mądrych tego świata, żeby ocenić, co naprawdę ci się stało i jak to leczyć. - Ale jak się człowiek nasłucha lekarzy i plotek to potem wierzy sam w to wszystko i zakłada już najgorsze. No ewidentnie Victoria temu bezkrytycznie wierzyła, co też było dla niego dziwne i niepokojące, bo to przecież była kobieta, która lubiła wiedzieć. A tu... nic. Takie odebrał przynajmniej wrażenie. Objął ją ramieniem, kiedy znowu do niego przylgnęła.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#23
13.07.2023, 19:38  ✶  

Nie wiedziała, że jej osoba sprawia mu taki dyskomfort. Gdyby wiedziała, to co by zrobiła? Pewnie próbowałaby na ile mogła w takim stanie ukryć myśli, by jak najbardziej udawać, że nic się nie stało, nic się nie dzieje i że nieważne. Ten dyskomfort był pewnego rodzaju odrzuceniem, który ciężko byłoby jej znieść w tej chwili. Ona nie czuła tego co on, tego dyskomfortu, ani sprzeczności emocji i tego co by chciała. Po prostu chciała być obok niego, blisko. Najbliżej jak się da. Ostatecznie to nie tak, że dopiero się poznali, znali się od pięciu miesięcy, wczoraj były zaręczyny, a dzisiaj… dzisiaj Victoria miała wrażenie że świat wywrócił się do góry nogami, ale pewne rzeczy działały jak taka kotwica. W tej chwili Lestrange bardziej ufała Saurielowi niż własnej rodzinie. Te miesiące znania się sprawiły też tyle, że była go zwyczajnie ciekawa, nie sądziła więc (póki co), że w jej ochoty czy potrzeby wkradł się potężny czar. W tej chwili wydawało jej się to wszystko jak najbardziej naturalne – bo wszystko inne było wywrócone do góry nogami.

Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Tak – nie miała już pięknego warkocza, tylko normalnie rozpuszczone włosy. Jej mundur… miała kilka par. Jeśli tego nie będzie się dało naprawić to go po prostu wyrzuci. Ale jej wcale nie chodziło o wygląd zewnętrzny.

– Jedno i drugie – odparła za to. Przepraszała tak jego, jak siebie. Głównie jednak jego. Że nie widział jej teraz jako tę silną wersję siebie, która zawsze znajdowała jakieś wyjście z sytuacji, tylko słabą, zapłakaną kobietę, ewidentnie przytłoczoną przez przeżyty niedawno syf i emocje. Kobietę, która zamiast sama sobie poradzić, szukała oparcia w kimś, kogo nawet jakoś wybitnie nie znała, kto nie był jej przyjacielem – i być może chcąc tego oparcia stawiała go w jakimś takim niezręcznym położeniu. Kogo i czego zaś potrzebowała? Niestety nie rozdawano instrukcji obsługi do kobiety, z którą miało się prowadzić jakieś życie, trzeba było odkryć to samemu, o ile w ogóle chciało się to wiedzieć. A czy Sauriel chciał? To zależało już tylko od niego, czy zgłębi temat tego, jak obchodzić się z rozemocjonowaną Victorią.

– Nie wiem – mruknęła w odpowiedzi. Nie wiedziała czy chce o tym rozmawiać. Nie wiedziała czy nie chce. Nie wiedziała wielu rzeczy – głównie dlatego, że sama chciała sobie to jakoś poukładać w głowie. Ciężko jednak było to zrobić w dzień, który przespało się na raty. Albo kiedy ogromną jego część powoli odzyskiwało się wzrok. Wciąż jednak czuła (teraz fantomowy) ból, jaki rozlewał się po całym jej ciele przez… godziny. – Nie wiem. Nie rozumiem – powtórzyła, równie cicho co wcześniej, ale Sauriel siedział tak blisko niej, że na pewno słyszał jej słowa. – Nie wiem czy jest. Nie wiem jakie to będzie miało skutki, chyba nikt nie wie. Nie wiem, ja… - to była jej odpowiedź na to, czy teraz jest okej. W samochodzie powiedziała mu, że nic nie jest okej, ale ewidentnie żyła, chodziła, mówiła. Trzęsła się, ale żyła I nie wyglądała też jakby była ranna – żadnych złamań, żadnych ran, nic. Tylko to potworne zmęczenie i to, jak szybko się męczyła ruchem fizycznym. Pokręciła w końcu głową. – Wiem, że nie. Wiem, że myślisz, że przesadzam i panikuję – ale ona była w samym oku cyklonu i to tak dosłownie jak w przenośni. Była gdzieś… Gdzie żywi nie powinni wchodzić – i kiedy tam wchodziła, to nie miała pojęcia, że swoje ciało zostawiła daleko za sobą. – Nie jestem chora – dodała jeszcze ciszej.

Pozwoliła sobie na chwilę ciszy i obejmowania przez Rookwooda, kiedy sama usiłowała się uspokoić. Oczy miała teraz zaczerwienione, rzęsy mokre, policzki nieco wilgotne i oddychała przez usta, ewidentnie mając zatkany nos. W końcu się jednak wyprostowała i wstała, tylko po to, by poklepawszy się po kieszeniach, zacząć wyciągać z nich rzeczy. Swoją różdżkę, na szczęście w całości, piękny pierścionek z czarnym kamieniem, jaki wypadł jej z dziwnej maszyny przy stoisku, a na widok którego zmarszczyła brwi.

- Chyba nawet nie miałam czasu sprawdzić jak działa – odparła, odkładając go na łóżko obok swojej różdżki. Następnie wyciągnęła dwie bransoletki, jedna z zawieszką z koziorożcem, drugą ze skorpionem. Wyglądała na zaskoczoną – bo zupełnie zdążyła zapomnieć, że w ogóle było coś przed atakiem Śmierciożerców i że na chwilę dłużej zakręciła się przy stoisko z kamieniami. I że pomyślała wtedy o Saurielu i kupiła mu mały upominek, bo nie wiedziała, czy w ogóle na sabat dotrze czy nie. – Zapomniałam o tym – powiedziała, lekko ciągnąc nosem, a potem kącik ust drgnął jej delikatnie i jakimś takim odruchu uśmiechu. – Pomyślałam wtedy o tobie i że pasowałoby ci to do tych wszystkich skór – wyciągnęła też do niego dłoń z tą bransoletką. Pewnie nie było to nic specjalnego, ostatecznie było sprzedawane na festynie przed sabatem, ale to podobno intencje się liczyły. I pamięć. A ona pamiętała.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#24
13.07.2023, 20:27  ✶  

Właśnie - nie sprawiłoby jej to przyjemności, zawiodłoby ją. Poczułaby się tak: odtrącona. To słowo wypisywało się przed jego oczami, kiedy myślał o tym, czego chciał, a co wydawałoby mu się, że by chciał. Albo już w ogóle mózg mu płatał figla po tym ciężkim, bardzo ciężkim dniu, jakim było Beltane. Miał problemy z ustaleniem, co się dzieje dokładnie i ustawieniem się w tym wszystkim. Ale to nic. To były tylko jakieś małe dramaty, które w wielkim pojęciu tragedii tuż przed nim była po prostu błacha. I spychana w dół. Przecież kiedy masz decydujące słowo w takiej sytuacji nie chcesz, żeby to słowo było gorzkie. Żeby smakowało jak kawa, do której wsypałeś za dużo łyżeczek tej czarnej mielonki. Kawa czarna jak dusza.

Był za nią odpowiedzialny. Ta odpowiedzialność nie pozwalała jej ranić.

- Hmmm... - Nabawił się chyba tego efektu "hmm-ania" od Josepha. Tak mu się wydawało przynajmniej. Dźwięk informujący o tym, że myślisz i przetwarzasz, tak jakby bez tego dźwięku ten efekt nie zachodził. Jak stary odkurzacz, który charczy, zanim zacznie cokolwiek wciągać. Miałby niemały problem z wyjaśnieniem, czym odkurzacz jest. - Nie jestem zły. To nie twoja wina, że tak jest. Widziałaś mnie spierdolonego w jakiejś uliczce, to chyba jesteśmy kwita. - Uśmiechnął się do niej. W końcu się uśmiechnął. Nie był to uśmiech jakiś szaleńczo wesoły, ale chociaż przez chwilę był czymś lepszym niż grymasem złości czy sarkazmu. Chyba się uspokoiła. Trochę. Chyba jednocześnie była przestraszona. Prawie umarła - tak powiedziała? Co tam się stało? To nie tak, że nie był ciekaw. Tylko... czy to nie ciekawość zabiła kota? Sauriel aż za dobrze znał kocie nauki - i za dobrze wiedział, że należało ich przestrzegać. Ale przecież był kotem. Dopóki sam tego nie zbada, to przecież świat się skończy! Na szczęście był też wampirem, który nie chciał ciągnąć struny czegoś, co zaraz wywoła fortissimo possibile*. Pozostańmy w umiarkowaniu, albo choć możliwej ciszy.

- Nie wiesz. - Skrzywił się trochę, bo nie lubił, kiedy ludzie uważali, że wiedzą, co myślą. Normalnie to zlewał, ignorował, albo wręcz podsycał ich błędne mniemania. Nie musiał się nikomu tłumaczyć. A jeśli ktoś sobie coś układał we łbie bez włożenia wysiłku w poznanie to właściwie nie był jego problem. Tamtej osoby też nie - niech żyje w błogosławionej niewiedzy. Tyle razy usłyszał, że jest dupkiem, że w końcu się tym dupkiem stał. - Myślę, że jesteś przerażona i ogarnięta niewiedzą. Że ci nagadali, a ty im uwierzyłaś. I spojrzysz na to inaczej jak się uspokoisz. - Czy przesadzała... właściwie kiedy człowiek przesadza? Kiedy przybiera nadmierny pesymizm. Ale ona tutaj nie siedziała i nie płakała, że wszystko bez sensu, że zaraz umrze, że właściwie to może się zabić. Czy wtedy by przesadzała? Nie wiedziałby wtedy zupełnie, co zrobić. Ostrożnie dobierał teraz słowa i dość starannie, choć nie było co ukrywać - kosztowało go to bardzo dużo. Pogłaskał ją po głowie uspakajająco.

- Uuu! Błsykotki dla srokowatego Kota? - Uśmiechnął się wyciągając dłoń po swój mało-wielki prezencik. Uradowany jak dziecko, któremu mama pamiętała kupić lizaka ze sklepu, z którego wracała. Przymrużył z zadowoleniem oczy, przyglądając się zawieszce. - Skubana... - Mruknął, przesuwając dłonią po Skorpionie. Podwinął rękaw skórzanej kurtki i zapiął bransoletkę na swoim nadgarstku, przyglądając się nowej zdobyczy z zadowoleniem.

Skubana.. Pamiętała.

- Bardzo mnie się podobywuje. - Wycenił. - Dziękuję.


*możliwie najgłośniejszy dźwięk instrumentu


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#25
13.07.2023, 21:42  ✶  

Nie chciała być ciężarem, ani problemem. Nie chciała być jajkiem, wokół którego trzeba było skakać i uważać na słowa. Nie chciała też, by fałszywie okazywano jej troskę. Ale też chciała być wysłuchana, chciała mieć jakieś oparcie, chciała żeby ktoś ją ścisnął i skleił do kupy. Tylko… nic na siłę. Nie tak, żeby jej powiedzieć, że to było tylko z litości, albo dlatego, że akurat w tym momencie nie umiało się odmówić.

– Nie dlatego, że miałbyś być zły. Tylko, że być może psuję jakieś twoje wyobrażenia o mnie – pani niezależnej, twardej i niezniszczalnej – ale może to była jej własna projekcja, narzucona na nią samą przez lata przez Isabellę. – Och… No tak. Ale nie robiłam tego dla zaciągnięcia długu – to że mu wtedy pomagała – nie oczekiwała zupełnie niczego w zamian. Chciała mu po prostu pomóc. Nie wiedziała, jak sam na to patrzył, czy widział w tym właśnie dług, czy czuł, że jest winien przysługę. Dla niej nie był to żaden zaciągnięty kredyt.

Ciekawość zabiła kota – dosłownie. To była jej ciekawość i jej wina, wiedziała to. Gdyby nie w głowie jednak myśl, nie wiadomo skąd, gdyby nie pewność i wiedza, to w życiu by jej do głowy nie przyszło włazić prosto w ogień. A tam miast zawrócić – szła dalej, wiedziona ciekawością. I miała za swoje. Spróbowała jednak odwzajemnić ten uśmiech – wyszło to blado.

– Wybacz – odpowiedziała szybko. Miał rację – nie wiedziała, co uważał. Tak zakładała, bo tak jej się wydawało, a to wszystko dlatego, że wyciągnęła takie wnioski z jego słów do niej kierowanych. – Nie nagadali nic za bardzo. Bardziej… dziwili się jak to możliwe. Jak możemy w ogóle żyć, jakim cudem się obudziliśmy – no i że nie wiedzą co poradzić na to nieprzemijające zimno. Fakt, nie mieli tam za dużo czasu na klątwołamacza, ani na inne bardziej specjalistyczne próby. Ale sam fakt tego, że po jednego z nich musieli wzywać kapłana z kowenu mówiło sporo o tym, że to nie do końca jest sprawa dla uzdrowiciela. – Ale w jednym masz rację – dodała i spojrzała w bok. – Jestem przerażona. I ogarnięta niewiedzą – przyznała mu rację. Ale w trochę inny sposób niż pewnie myślał. Z powodu tego, co widziała i przeżyła, a co nie do końca mieściło jej się w głowie. – Nie chcę ci robić papki z mózgu. Nie chodzi też o to, że chcę atencji i żebyś mi teraz mówił, że „ale co, o co ci chodzi, powiedz powiedz” – to ostatnie zaintonowała zupełnie tak jak niektóre panny z dobrych domów (ale nie tylko dobrych) potrafiły. – Ja po prostu sama nie do końca rozumiem co się stało. Byłam gdzieś, gdzie nie powinnam być, gdzie nie ma miejsca dla żywych – zadrżała bardziej niż robiła to ciągle się trzęsąc nieprzyzwyczajona do zimna. Naprawdę była przerażona. Bała się, że złamała jakieś tabu. Nie rozumiała niektórych rzeczy, a przede wszystkim roli Voldemorta w tym wszystkim. A najbardziej nie rozumiała tego, co działo się po tym, gdy już stamtąd zniknął. Ten dotyk na jej głowie był za to bardzo uspokajający.

- Mhm – tak, błyskotki dla kota, który był sroką. Znaczy nie wiedziała, że ma takie zapędy, po prostu pomyślała sobie, że będzie to do niego pasować, a że przy okazji był tutaj pewien symbolizm, delikatny, to dodatkowy 0plus. Bo chciała mu sprezentować coś spersonalizowanego, dopasowanego do niego, a nie po prostu byle bransoletkę. Wcześniej  ogóle nie myślała, że coś mu kupi. To była myśl przy stoisku. – Co? – nie zrozumiała dlaczego „skubana”, ale skoro zapiął ją sobie na nadgarstku.. to chyba mu się podobało? Zaraz to zresztą potwierdził. - Nie ma za co. Cieszę się, że ci się podoba. I faktycznie pasuje – oceniła, przyglądając się teraz bransoletce na jego nadgarstku w zestawieniu do całości.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#26
15.07.2023, 08:55  ✶  

- To za zniszczone wyobrażenia trzeba przepraszać? - Trochę go w sumie tymi słowami rozbawiła. Tak jakby bała się, że ym, że zniszczy jakiś tam jej obraz w swojej głowie mogła mu zaszkodzić. Mogłaby na pewno ich relacji, gdyby Sauriel ją poznał i uznał, że nie - taka mu się jednak nie podoba. Ale to wciąż przepraszałaby siebie, nie jego. To tak, jakby przepraszała za to, kim jest. Miał wrażenie, że nie bardzo zdawała sobie z tego sprawę, ale to nie szkodzi. Była teraz oszołomiona i chyba wiele rzeczy aktualnie nie do końca do niej docierało, to w pełni zrozumiałe. Miała taką potrzebę to wypowiedziała te magiczne słowo i chyba poczuła się lepiej, że nie miało to żadnych efektów, np odpowiedzi w stylu "no jest za co przepraszać". - Chyba to ustaliliśmy. - Że to nie były żadne inwestycje, gdzie kiedy pobierałeś musiałeś równo oddać, inaczej cała ekonomia zaczęłaby się sypać. Albo i nie ustalali? Wydawało mu się, że niektóre rzeczy między nimi zostały już powiedziane, może i nie dosadnie, ale przewijając się od rozmowy do rozmowy przyjmowały w końcu swój soczysty i jędrny kształt.

- Magia. - Lekko wzruszył ramionami, co mogło nawet ujść uwadze, było na tyle nikły gestem. Ano - magia działała cuda. Na przykład ożywiała kogoś, kto naprawdę zmarł i sobie potem hasał po świecie jako abominacja. Jako przedstawiciel takowych abominacji podchodził z dużą dozą sceptyczności co do dziwienia się, że ktoś żył albo i nie. A z Victorią, oprócz tego, że była chłodna, wszystko było w porządku pod względem norm życiowych więc... what's the problem? - U mnie ciężko wymusić atencję. - Powiedział nieco krytycznie. Nie lubił takich zachowań i kiedy się pojawiały to raczej je ignorował i tym bardziej omijał. Ale tutaj bardzo dużo zależało. Bo co innego jak ktoś się źle czuje i po prostu... jakoś tak wychodzi. Jeszcze co innego, kiedy ktoś coś peplał i chciał po prostu wymusić zainteresowanie. Natomiast w jej przypadku w ogóle mu coś takiego nawet nie wpadło do głowy. Może powinno, skoro już urządzała scenkę pod tytułem "jestem obrażona to się nie odzywam", ale każde baby miały najebane w głowach pod pewnymi względami. A jemu się dziwili w Hogwarcie, że nie jest zainteresowany romansami... Wystarczyło, że sam miał totalnie nie po kolei pod kopułą, po co mu jeszcze problem w postaci baby? - Nie odebrałem tak tego. - Dopowiedział, bo to nie było wcale jasne, ewidentnie, skoro w ogóle o tym wspomniała i musiała to tak widocznie wyłożyć na blat między nimi. - Jak będziesz chciała to mi powiesz. Nie będziesz to nie powiesz. Jest mi wszystko jedno, co się stało i jak się stało. Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa. - Pokazał ją rękoma, bo tutaj kwestia poobijania i jakichś takich niedogodności pomniejszych nie była dla niego wyznacznikiem zdrowia.

- Że pamiętałaś. - Zamerdał bransoletką przed nią. Bo przecież nie musiała pamiętać. Właściwie to on by nie wiedział, jaki ma znak zodiaku, czy raczej nie zapamiętałby. I nie to, że nie chciał, po prostu jakoś do takich rzeczy nie miał głowy. Może i wróżbiarstwo było interesujące, ale był do tego strasznie sceptyczny. Większość przepowiedni była nijaka, a ludzie się nad nimi spuszczali jakby mieli do tego dopasować całe swoje życie.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#27
15.07.2023, 12:30  ✶  

W gruncie rzeczy to tak chyba właśnie było – przepraszała za to, kim jest. Za to co się stało, za to jak sobie z tym nie do końca radziła, za to, że była taka rozemocjonowana – jak wpłynęła na nią rozmowa z matką. Za to, że nie chciała być teraz sama – głównie z tego powodu, że gdyby sama została, to rozkleiłaby się dużo mocniej a mózg zacząłby analizować i nadinterpretować różne rzeczy. Nie była mazgajowatą królewną, ale były takie sytuacje w życiu, jak dzisiaj, które człowieka zupełnie wyrzucały ze strefy komfortu i wstawiały na nowe, nieznane tory. I jakoś… wydawało jej się, że Sauriel, jak mało kto, dokładnie to rozumiał. Nic na to już nie odpowiedziała, bo nie miała nic mądrego do powiedzenia, same tylko powtarzające się bzdety – ale ileż razy można za siebie przepraszać?

- Chyba nie – nie rozmawiali o tym, nie przypominała sobie. O tym, że w ten sposób zaciągnął wobec niej dług, bo pozbierała go naćpanego i pobitego z Pokątnej. Dla niej to nie był żaden dług, tylko normalna kolej rzeczy – skoro ktoś jej znany… na pewien sposób bliski, potrzebował pomocy, to normalne, że mu pomagasz i nic w zamian nie oczekujesz. - Sam mówiłeś teraz, że jesteśmy kwita – przypomniała mu, bo to przecież były jego słowa, które wywołały reakcję w postaci odpowiedzi. - Pomogłam ci bo chciałam i nie oczekiwałam niczego w zamian – zresztą kto by to wycenił? To nie były żadne interesy, a zwykła ludzka życzliwość. Tak, widziała go w gorszym momencie, on teraz widział ją w gorszym… Ale to chyba… Nie była miara „coś za coś”, tylko… zwykłe ludzkie koleje losu? Czy coś. Ale fakt był taki, że ona widząc go w złej formie nie pomyślała wcale, ze cos się zmieniło, że lubi go mniej, albo że widzi go jakoś inaczej. On za to czuł potrzebę się wytłumaczyć, że nie ćpa – tak jakby się bał, że mogłaby coś złego jednak pomyśleć. Więc to było chyba normalne? Przepraszać za to, ze widzi się kogoś w kiepskiej formie.

- Tak, magia – tylko nie taka, którą ktoś normalnie włada. Nie taka, którą poznawali w szkole i później. To była magia w swojej najprawdziwszej, pierwotnej formie… Głos w głowie… Obrazy. Victoria ciągle nie była pewna, ale coraz bardziej wydawało jej się, że to była sama Matka.

Wyglądał na takiego faceta właśnie – u którego ciężko wymusić atencję i chyba właśnie dlatego mu się chciała wytłumaczyć. Bo nie chciała nic na nim wymuszać. Nie wiedziała co chciała, nie wiedziała dlaczego, nie rozumiała dzisiaj, tutaj i teraz mnóstwa rzeczy – i dlatego tak trudno było jej zebrać myśli i powiedzieć coś sensownego. Nie lubiła robić scenek… zazwyczaj. A na pewno nie miała tego na myśli dzisiaj, Sauriel nie robił przecież nic źle. Fakt, poznał ją już od tej strony, że przestała się do niego odzywać… ale zrobiła to po ostrzeżeniu o po zignorowaniu ostrzeżenia. Nie odzywała się, bo ją obrażał i nie okazywał jej szacunku – co za tym idzie równanie było proste, po co miałaby tracić powietrze na kogoś, kto ją nie szanuje?

- Och, okej. To dobrze – chyba trochę jej ulżyło, że nie odebrał jej zachowania jako desperacką próbę zwrócenia na siebie uwagi. - Muszę to sobie poukładać – nie wiedziała, czy po tym będzie chciała o tym mówić, niemniej doceniała, że niczego na niej nie wymuszał – ani mówienia, ani nie mówienia. Potem pokiwała jeszcze głową.

- Oczywiście. Przecież nie pytałam z grzeczności – wtedy, kiedy pytała go kiedy ma urodziny – to nie była zaczepka w stylu neutralnego tematu do rozmowy. Miała wrażenie, że nie potrzebowali w ogóle takiego zestawu, żeby jakoś ze sobą rozmawiać. I nawet nie oczekiwała, że odwdzięczyłby się tym samym – ostatecznie chyba nawet ją nie pytał kiedy sama się urodziła. Zapytała go z ciekawości, bo wpadł jej pomysł z aparatem i jakoś tak… No było jej to potrzebne, chciała i pamiętała. To wszystko. Uśmiechnęła się do niego jeszcze blado i raz jeszcze sięgnęła do kieszeni, gratulując sobie w duchu, ze kiedyś rzuciła na nie zaklęcie, by pomieścić tam więcej rzeczy. Chciała je opróżnić, żeby pójść się przebrać. I ku swojemu zdumieniu wyciągnęła jakiś zwitek materiału, który rozwinęła i… ach. Mundur brygadzistki z zdeeeecydowanie za krótką spódniczką. I puchate kajdanki. Victoria znowu zmarszczyła brwi.

- Głupi goblin. Zupełnie zapomniałam o tej durnej loterii fantowej. A potem go aresztowali. I dobrze mu tak – z zaskoczeniem odkrywała te wspomnienia, bo choć było to9 wczoraj, to miała wrażenie, jakby zdarzyło się kilka miesięcy temu. I co ona miała z tym gównem zrobić? Przecież tego nie założy. - Ale to chyba już wszystko – wywróciła nawet kieszenie spodni na drugą stronę, żeby się upewnić, że nic w środku nie ma. - Pójdę się przebrać – oczywiście nie w ten przykrótki mundur, co to, to nie. Ale nie chciała już dłużej siedzieć w potarganym stroju z wczoraj.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#28
15.07.2023, 18:34  ✶  

Może coś mu się przyśniło, a może coś mu się wydawało. Jego wspomnienia do pewnego momentu były bardzo mocno rozmyte, blur działał na całego i nakładał się nie tylko na obrazy. O ile w ogóle mógł być też nałożony na dźwięk. Pewnie jakoś inaczej to nazywali. Przemyślał to przez moment po czym uznał, że tak - skoro ona uważała, że nie gadali o tym, to mogło tak być. Ale nawet jeśli to nie było to istotne, bo chyba temat wychodził tutaj. Tylko czy na pewno uważał, że to nie były transakcje? Nie to, że był wielkim wrogiem długów, ale to wszystko zależało od tego, z kim się układasz, o co się układasz. Nie wszyscy mieli honor, żeby umów dotrzymywać. Głowa człowieka była lżejsza bez myśli, że komuś coś wisi więc tak - nie lubił mieć długów i ich zaciągać. Z żadnej strony. Z Victorią nie czuł się, jakby to robił, ale jakoś tak... no jak ktoś ci robi coś miłego to chcesz mu tym samym odpłacić, tak? Według nie to tak nie działało. Według niego - byłoby dziwne, gdyby tak nie działało. Bezinteresowność nie była czymś, co istniało w jego życiu, wszystko i wszyscy byli interesowni. Gdyby się tak dalej nad tym zastanowić to jeśli by tego samego jej nie zwracał to czy nie skończyłoby się bycie miłą..?

- Ay, bo mówiłem o tym, w jakim stanie mnie widziałaś i w jakim ja widzę ciebie. - Wyniosła tę rozmowę na inny poziom, ale to nic złego, właściwie to przy tym wspaniałym, spierdolonym nastroju odrobinka pomyślunku o sobie samym w takiej kategorii była całkiem okej. - A nie że... handlujemy tu pomocą. W sensie... wydawałaś się taka zmartwiona, że nie wyglądasz... - Przesunął tutaj rękoma w powietrzu przed sobą, pokazując ją. - Nie wyglądasz. - Zatrzymał się na tym i ugryzł w język. - No chujowo wyglądasz. - Nie, jednak nie powstrzymał. - Ale wypucujesz się i będziesz jak nowa. - Nie ma to jak dobre pocieszenie, co? No tylko co miał jej powiedzieć? Ni chuja nie wiedział. Więc ze wszystkich możliwości po prostu wybrał całkowicie prostą prawdę. Zdecydowanie się źle zrozumieli jeśli chodzi o jakieś długi, bycie kwita i spłacanie ich. On chciał tylko ją pocieszyć, że to jak wygląda wcale nie jest takie złe! Widział osobistości w o wiele gorszym stanie. I zdecydowanie nie były tak żywe, jak Victoria teraz tu przed nim.

- Daj sobie czas, Różyczko. - Mruknął, kompletnie nie będąc pewny dalej, jak ma podejść do tego tematu, do którego ona sama nie wiedziała, co myśleć. To jest - nie tak, że zamierzał tutaj się nadmiernie cackać, stety czy niestety nie do końca był takim typem i szybko by stracił cierpliwość. Po prostu. Natomiast chciał jej pomóc, naprawdę. Nie wiedział jak, ale uznał, że CZAS to było to, czego potrzebowała, żeby się oswoić i przeprocesować. On tego potrzebował. Najbardziej niepokojące były te niewiadome i chuje-muje tajemnica, bo te wielkie zdzwienia to wrzucał do kosza, dla niego nie było nad czym się spuszczać. Chyba każdy, kto już raz umarł, miał bilet na darmowe nie-dziwienie się, że ktoś mógł, no nie wiem, umrzeć, ale nie umrzeć - i żyć sobie dalej. Nie był naukowcem i nie był wielkim znawcą tego tematu. Ale mógł się zainteresować.

Uniósł brew, kiedy wyciągnęła dziwny mundur.

- Ja jeszcze zawodu nie zmieniłem, ale ty zamierasz? - Zapytał, lustrując ten strój z kajdankami do kompletu z lekkim sceptycyzmem. No nie wiem, czemu był krytycznie nastawiony! - Nawet u dziewczynek spod latarni nie widziałem takiego wymyślnego wdzianka. - Uśmiechnął się pod nosem, słysząc komentarz, że to goblin. - Nie wiem, o co ci chodzi. Świetna zabawa. - Głupkowate fanty i odrobina uśmiechu, naprawdę to było takie złe? - Będę się zbierał w takim razie. Ogarnij się na spokojnie. - Podniósł się z łóżka. - Zalecana jest długa kąpiel. - I nawet nie miał na tyle nastroju, żeby zrobić z tego jakiś świński żart. Chciał dodać, że może jednak powinna posiedzieć z matką, ale nie. Chyba jednak nie. On by nie chciał siedzieć ze swoim ojcem w takiej chwili. - A, co do tego veritaserum... byłbym zobowiązany, jakbyś mi pomogła. Oszczędziłoby mi to trochę pracy. - Innymi słowy - napierdalania kogoś po mordzie. Chociaż Sauriel lubił fizyczne rozwiązywanie problemów.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#29
15.07.2023, 19:54  ✶  

A może po prostu poznali się już na tyle, że z góry założył co by na to powiedziała i dlaczego to robiła. Może przemyślał sobie jej zachowanie i reakcję i przyłożył do sytuacji, a z rachunku wyszło… że to nie było z jej strony wyrachowane działanie obliczone na korzyść. Chyba, że korzyścią w tamtym wypadku było to, że nic złego mu się nie stało – to tak. Może to gadanie, że prawie się nie znają, nie miało już żadnego przyłożenia i po prostu trzeba było je wsadzić pomiędzy bajki – bo tym to się stało. Transakcje i długi działały tak długo, jeśli były biznesami, interesami, a nie rozwijaną relacją pomiędzy dwojgiem ludzi, od których oczekiwano, że staną razem na ślubnym kobiercu – to znaczy o ile dla tych dwojga to też nie była korzyść. Ale Victoria patrzyła na to inaczej i nie intratnej umowy chciała, a domu, gdzie wracałaby z przyjemnością, a nie tylko po to, by modlić się, by zaraz wezwano ją do pracy.

- No wiem – rozumiała o co mu chodziło, tym niemniej nie uważała, że to był dług do spłacenia, by on ją też kiedyś zobaczył w takim stanie. Ale teraz… No widzieli się oboje w gorszych momentach swojego życia. - Więc wyglądam dokładnie tak, jak się czuję – odpowiedziała. Nie obraziła się, co prawda nie widziała się w lustrze, ale domyślała się co muszą widzieć inni. - Ale dzięki. Widziałam, że próbujesz znaleźć na to inne słowa – uśmiechnęła się blado. A nazwana Różyczką – przymrużyła leniwie oczy. Nawet to lubiła, te jego ksywki. Miał już na nią kilka różnych, a było to nawet urocze.

- Nie. Brygadzistką już byłam, wystarczy – odwróciła do niego głowę, przyglądając mu się przez momencik. Miała nadzieję, że to nie powrót do tamtej… dziiiiwacznej rozmowy, bo obecnie nie miałaby sił jej udźwignąć. - Nawet u nich, no popatrz… Na mnie też nie zobaczysz. Straszne gówno – ją ta loteria jakoś nie ubawiła. Kiedy zobaczyła co dostała, to pomyślała właśnie to: że co to za straszne gówno. Jakoś… Nie leżało to w gamie jej żartów. Nie to, że miała coś przeciwko tym sprośnym, wszystko zależało od chwili, sytuacji, ale to… To było po prostu… Niesmaczne. - Tak… Tak chyba zrobię. Gorącej kąpieli jeszcze na to nie próbowałam – upewniła się jeszcze, że w szufladzie przy łóżku znajduje się fiolka z eliksirem nasennym. Gdyby miała problem zasnąć… Zamierzała wziąć, żeby nie siedzieć i nie myśleć całą noc. Czuła się… No jakby rozjechał ją walec. I miała poczucie, że naprawdę musi odpocząć, tym razem w wygodnym łóżku, a nie na prowizorycznych, na szybko skleconych łóżkach w polowym szpitalu. Ostatnie o czym myślała to to, żeby posiedzieć z matką. - Jeśli chodzi o veritaserum… Jeśli potrzebujesz tego na szybko, to muszę cię rozczarować. Nie mam żadnego w zapasie. A to jeden z najtrudniejszych do uwarzenia eliksirów jakie znam. Przyrządza się go miesiąc. Mogę ci go przygotować jeśli bardzo chcesz, ale po pierwsze to potrwa, po drugie nie jestem pewna, czy mam wszystkie składniki… A jeśli nie mam to nie wiem kiedy uda mi się je zdobyć. A po trzecie nie wiem kiedy będę w stanie zejść do piwnicy i siedzieć nad eliksirami – ale nie mówiła nie. Po prostu musiał wziąć te wszystkie czynniki pod uwagę.

Ostatecznie też się podniosła z łóżka.

- Dziękuję. Za pomoc. I że zostałeś chociaż chwilę. Trochę mi lepiej – lepiej psychicznie rzecz jasna. Bo był obok, bo przyniósł jej tym jakiś taki spokój. - Będziesz musiał sam się odprowadzić, ja spróbuję się doprowadzić do porządku – …znał drogę, nie zgubi się przecież. I jakoś podskórnie wiedziała, że to zrozumie, zważywszy na to, że potrzebowała jego pomocy, żeby tu w ogóle wejść. - Ewentualnie możesz wyjść przez okno – mruknęła pod nosem i wydała z siebie taki dźwięk, jakby parsknęła ze śmiechu. Przytuliła go na chwilkę, na krótko, nim się pożegnali i Victoria życzyła mu miłej nocy… mimo całego tego bajzlu.

A kiedy wyszedł wezwała skrzatkę domową, prosząc ją o przygotowanie dla niej gorącej kąpieli jakiejś niedużej kolacji.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (10991), Sauriel Rookwood (8547)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa